wtorek, 28 kwietnia 2015

7. Serce a rozum

- Zawiozę cię do tego szpitala – powiedział zdecydowanie Schlierenzauer.
- Nie ma mowy. Macie tutaj gości. Wezmę sobie taksówkę – zaczęłam zbierać swoje rzeczy i kierować się ku wyjściu.
- Ja jedyny chyba nie piłem. I tak miałem być później kierowcą, więc nie wydziwiaj – spojrzałam na niego uważnie. Nie miałam czasu na głupie zastanawianie się, gdy moje dziecko mnie potrzebowało.
- Moni, Gregor ma rację – zerknęłam na postać blondynki – ja sobie tutaj poradzę.
- No dobrze, ale pospieszmy się – dodałam. Szatyn przytaknął i całą trójką wyszliśmy z pomieszczenia.

Uruchomiłem silnik i szybko wycofałem samochód z parkingu. Niezwłocznie ruszyłem w stronę Szpitala Dziecięcego.
- Wiedziałam, że nie można ufać obcym ludziom jeśli chodzi od opiekę nad dziećmi – westchnęła głośno. Na ulicach o tej porze na szczęście panował niewielki ruch.
- Nie martw się. Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że każde dziecko w dzieciństwie łamie sobie rękę albo nogę – powiedziałem. Dostrzegłem jak utkwiła swoje spojrzenie w moją twarz.
- Czy ty zwariowałeś do reszty?! - syknęła – przecież takich sytuacji można uniknąć po prostu mając dziecko cały czas na uwadze – dodała – od razu widać po tobie, że zupełnie się na tym nie znasz.
- No wybacz, ale nie doczekałem się jeszcze własnych dzieci – odparłem nieco zirytowany. Mimo wszystko nadal byłem na nią zły.
- Co ze mnie za matka – powiedziała nieco załamanym głosem. Odwróciłem się na chwilę w jej stronę, lecz nie mogłem zobaczyć jej spojrzenia, gdyż twarz miała skierowaną w boczną szybę.
- Moni, spokojnie – odruchowo złapałem jej dłoń – to nie twoja wina. Przecież jak każdy człowiek masz prawo od czasu do czasu gdzieś wyjść a mała miała być powierzona kompetentnej osobie. Jakiekolwiek pretensje kieruj jedynie do tej opiekunki – w tym samym momencie brunetka ponownie odwróciła się w moją stronę. W jej pięknych oczach widniały pierwsze łzy – hej, no tylko mi tu nie płacz.
- Przepraszam – szepnęła.
- Nie masz za co przepraszać. Ala potrzebuje teraz silnej mamy a nie takiej rozklejonej z rozmazanym tuszem pod oczami – dodałem. Ona cicho się zaśmiała.
- Wiesz co, to raczej nie było miłe – kąciki jej ust uniosły się ku górze. Ja również się uśmiechnąłem.
Niespełna 10 minut później weszliśmy do wielkiego szpitalnego budynku. Kobieta spytała siedzącą za biurkiem pielęgniarkę o miejsce, gdzie znajduje się jej córka. Po chwili udaliśmy się pod wskazaną salę. Brunetka wparowała do pomieszczenia z impetem a ja wszedłem tuż za nią. W sali znajdowała się pielęgniarka i lekarz, natomiast na kozetce leżała mała Ala. Obok niej stała jakaś roztrzęsiona młoda dziewczyna, zapewne ta opiekunka.
- Słoneczko, mamusia już przy tobie jest – kobieta podeszła do szpitalnego łóżka i nachyliła się nad dzieckiem. Na jej twarzy malowała się ulga pomieszana z troską.
- Mamusiu, tak strasznie mnie boli – dziewczynka kurczowo trzymała swoją lewą rączkę, która była nienaturalnie wygięta i spuchnięta. Rękaw koszulki miała nieco rozcięty, by lekarz mógł zbadać złamanie. Na jej twarzyczce widać było jeszcze świeże łzy. Biedactwo.
- Sasha, my porozmawiamy sobie później, na osobności. Możesz jechać do domu – usłyszeliśmy jej zimny głos. Plusem było to, że nie chciała robić dziewczynie awantury przy personelu medycznym, a przede wszystkim przy i tak już dostatecznie wystraszonym dziecku.
- Monika, bardzo przepraszam. Spuściłam ją z oka dosłownie na chwilę – mówiła trzęsącym się głosem. Wymieniając jeszcze kilka „przepraszam”, niezgrabnie zebrała swoją torebkę i kurtkę a potem wyszła z pomieszczenia.
- Co z jej ręką, doktorze? - spytała rzeczowo. Oboje spojrzeliśmy na siwawego lekarza.
- Nie jest to na szczęście złamanie a jedynie pękniecie kości. Upadła z dużą siłą na nadgarstek. Niestety będziemy musieli założyć jej gips na jakieś trzy tygodnie – mówiąc to przyłożył do sztucznego światła zdjęcie rentgenowskie. Nie znam się na tym, ale potrafię rozpoznać, że kość z pewnością nie wygląda tak jak trzeba. Podszedłem do podświetlonej tablicy i zacząłem się w nie wpatrywać.
- Przepraszam cię, kruszynko. Mama już nigdy nie zostawi cię samej – odwróciłem się w jej kierunku. Trzymała dziewczynkę za zdrową rękę i pocałowała ją w czoło. Była strasznie przejęta.
- Proszę chwilę zaczekać. Zaraz pielęgniarka przyniesie wszystko, co potrzebne do założenia gipsu. 20 minut i będzie z głowy – mała spojrzała na lekarza niepewnie, choć ten posłał jej pogodny uśmiech. Tym razem dziewczynka przeniosła wzrok na mnie. Nie była raczej zaskoczona moją obecnością. Również się do niej uśmiechnąłem i ukucnąłem nad jej buzią.
- I widzisz, Ala. Trochę nam tu nabroiłaś – powiedziałem wesoło, głaskając ją po główce. Czułem piorunujące spojrzenie brunetki na sobie. O dziwo, na ustach jej córki zagościł lekki uśmiech.
- Chciałam się tylko pobawić, mamo. Nie wiedziałam, że spadnę – powiedziała skruszona.
- Już dobrze. Przecież wiesz, że nie jestem na ciebie zła. Ale musisz być bardziej ostrożna, bo widzisz jak to się może skończyć – odparła. Dziewczynka pokiwała na zgodę.
Po chwili do pomieszczania ponownie weszła pielęgniarka z wielką miską w ręku. Zauważyłem strach w oczach dziecka.
- To co, gotowa? Jak będziesz dzielna to dostaniesz od nas takie kolorowe plasterki i naklejki – uśmiechnęła się do niej kobieta w średnim wieku. Ta nic nie odpowiedziała. Odsunąłem się kawałek, by pozwolić lekarzowi podnieść małą do pozycji siedzącej. Brunetka nie odstępowała jej na krok. Nie obyło się to oczywiście bez kolejnej fali płaczu. Widziałem jak jej mama patrzy z troską na córkę i w duchu pragnie zabrać całe to cierpienie na siebie.
Lekarz i pielęgniarka zabrali się do pracy.
- Mamo, ja nie chcę – żaliła się i początkowo próbowała wyrwać od lekarza. Monika chwyciła córkę nieco mocniej, by ją unieruchomić.
- Kochanie, zaraz będzie po wszystkim. Obiecuję – szeptała jej do ucha.
Wpadłem na pewien pomysł. Stanąłem tuż za lekarzem i pielęgniarką tak, by być naprzeciwko małej. Spojrzała na mnie zaszklonymi oczkami.
- Ala, a pamiętasz jak wspominałem, że zabiorę cię na taki prawdziwy trening? - uśmiechnąłem się do niej promiennie – jak będziesz grzeczna to wybierzemy się tam już niedługo.
- Naprawdę? - mała skupiła całą uwagę na mojej osobie. Przez chwilę nie przejmowała się tym, że lekarz właśnie zakłada jej opatrunek.
- No jasne – puściłem jej oczko – jakbyś chciała to udałoby mi się nawet zaprosić Morgiego – dodałem.
- Żartujesz? - dziewczynka spojrzała na twarz swojej rodzicielki. Ta wydawała się nieco zdezorientowana – mamo, naprawdę? Będę mogła iść?
- Skoro Gregor ci obiecał – powiedziała po chwili wahania – to ja chyba nie mam nic do powiedzenia – uśmiechnęła się lekko do córki a potem spojrzała na mnie przenikliwie.
- Huraaa! - krzyknęła choć zaraz ponownie na jej buzi pojawił się grymas. Zacząłem pokazywać jej jakieś śmieszne minki. Początkowo dziewczynka nie bardzo chciała na to patrzeć, lecz po czasie udało mi się po raz kolejny odwrócić jej uwagę. Trwało to na tyle długo, że lekarz zdążył założyć jej gips.
- No i gotowe, królewno – uśmiechnął się do niej – a oto nagroda. Proszę bardzo – podał małej niewielką paczuszkę z obiecanym upominkiem.
- Co się mówi, Ala? - odezwała się brunetka.
- Dziękuję bardzo – uśmiechnęła się do niego lekko. Po chwili obie wstały z łóżka i kobieta narzuciła dziecku jej kurteczkę.
- Proszę się do mnie zgłosić tak za dwa tygodnie – powiedział lekarz, zdejmując rękawiczki – zobaczymy jak tam goi się nasza kość.
- Oczywiście, dziękujemy panie doktorze – powiedziała z ulgą.
Po krótkim „do widzenia” całą trójką opuściliśmy salę. Kobieta wzięła dziewczynkę za zdrową rączkę i ruszyliśmy ku wyjściu.
- Ooo i nasza księżniczka już prawie wyleczona – odezwała się jedna z pielęgniarek siedzących za ladą – a mama z tatą tak się o ciebie martwili jak tutaj weszli – uśmiechnęła się do niej pogodnie. Oboje z Moniką spojrzeliśmy na siebie równocześnie. Żadne z nas nie skomentowało tych słów.
- Dobranoc! - odpowiedziała mała. Po kilku minutach byliśmy już w moim samochodzie.

- Zasnęła – usłyszałem szept brunetki i spojrzałem w lusterko wsteczne. Kobieta usiadła z tyłu wraz z dzieckiem, nie chcąc ani na moment zostawiać jej samej.
- Miała dość wrażeń jak na jeden wieczór – odpowiedziałem. Wjechaliśmy na teren ich osiedla. Zaparkowałem auto pod odpowiednim blokiem i wysiadłem ze środka.
- Daj spokój, ja ją zaniosę – powiedziałem kiedy kobieta miała zamiar wziąć na ręce śpiące dziecko. Chwyciłem małą najdelikatniej jak tylko umiałem i przytuliłem do siebie. Weszliśmy po cichu na klatkę schodową. Powoli dotarliśmy na górę. Brunetka otworzyła drzwi do swojego mieszkania a ja udałem się prosto do pokoju dziewczynki. Monika zapaliła lampkę nocną przy jej łóżku i odchyliła kołdrę. Ułożyłem na nim wciąż śpiącą dziewczynkę, wcześniej zdejmując z jej ramion czerwoną kurteczkę. Pozbawiłem małej jeszcze zbędnej pary butów. Następnie delikatnie przykryłem ją kołdrą. Nie wiem dlaczego, ale zapragnąłem pocałować ją w tą śliczną główkę. Zaskoczyłem sam siebie decydując się na ten prosty gest. Kątem oka zobaczyłem jak niewielki kotek wskakuje na łóżko swojej pani, przeciąga się a potem układa obok, nie szczędząc sobie zadowalającego mruczenia.
Nie chcąc przeszkadzać małej w błogim odpoczynku, wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się do kuchni.
- Dziękuję ci, Gregor – usłyszałem jej cichy głos – tylko teraz goście w restauracji nie mają swojego szofera.
- Nie ma za co – uśmiechnąłem się delikatnie chowając ręce w kieszeniach – przynajmniej bezpiecznie dotarłyście do domu. A oni powinni jakoś sobie poradzić do czasu aż wrócę. Nie jest jeszcze tak strasznie późno.
- Przepraszam cię za tą scenę w szpitalu – patrzyłem na nią zdezorientowany – no wiesz...za tego „tatę” - szepnęła.
- Nie musisz mnie za to przepraszać. Poza tym, nawet mi się to spodobało – co ty znowu mówisz, idioto? Widziałem jej zdumiony wzrok.
- Nie chcę nic mówić, ale wzięli nas co najmniej za parę – powiedziała.
- I co z tego? - te słowa z pewnością nie płynęły z mojej tępej łepetyny. Nie chcąc się bardziej skompromitować, zmieniłem temat.
- Kiedy zobaczyłem cię w tej sali to wydawałaś się bardzo przejęta.
- A która matka by nie była? - spytała retorycznie – bałam się o nią jak cholera. Przecież to tylko małe dziecko. Powinnam się nią lepiej opiekować – westchnęła i spojrzała w dół.
- No co ty mówisz? - podszedłem do niej – opiekujesz się nią tak jak najlepiej potrafisz. W dodatku sama. Nie możesz wiecznie sobie wmawiać, że wszystko robisz źle – mimowolnie pogładziłem ją po ramieniu.
- Za to ty o dziwo okazałeś się naprawdę pomocny – na jej ustach zagościł lekki uśmiech – gdybyś tak nie odwrócił uwagi małej to zapewne jej płacz słyszałaby połowa szpitala – zaśmiałem się.
- Hej, to chyba pierwszy komplement, jaki od ciebie usłyszałem – odparłem.
- To lepiej ciesz się póki możesz, bo nie wiem czy doczekasz się następnych – odpowiedziała. Zmarszczyłem brwi.
- Naprawdę jestem taki okropny? - spytałem.
- Jesteś przede wszystkim nieuczciwy – spojrzała mi odważnie w oczy – mówisz i robisz rzeczy, które są nie fair wobec Sandry. Z resztą dziś mi powiedziała, że podejrzewa cię o zdradę – to ostatnie zdanie nieco mnie zamurowało.
- Sądzi, że udajesz jedynie przed nią, że wszystko jest w porządku a tak naprawdę masz kogoś na boku – dodała. Odwróciłem się od niej i zrobiłem kilka kroków do przodu, przecierając twarz. Nie brałem pod uwagi takiego obrotu sprawy. Mimo tego, że moje uczucia wobec blondynki już oziębły to nie chciałem jej krzywdzić. Nie zasługiwała na to.
- Gregor, nie wiem, co będzie z wami dalej. Zrozum, że nie chcę stawać na drodze do waszego szczęścia..
- Jakiego szczęścia, Monika? - odwróciłem się do niej ponownie – ja jej już nie kocham, rozumiesz? - stanąłem na tyle blisko, by móc poczuć zapach jej ciała. - dobrze wiesz, co się ze mną przy tobie dzieje – patrzyłem jej prosto w oczy.
- Błagam cię człowieku, daj mi wreszcie spokój – powiedziała z pretensją w głosie i odsunęła się ode mnie – czy ty siebie słyszysz? Jak teraz sobie to wszystko wyobrażasz?
- Dobrze, mam propozycję – ponownie znalazłem się w bliskiej odległości od niej – jeśli w tym momencie powiesz mi prosto w oczy, że nic do mnie nie czujesz, to dam ci spokój - patrzyłem w jej ciemne oczy z intensywnością.
- Nic do ciebie nie czuję, Gregor – odpowiedziała. Widziałem w jej oczach determinację.
- Kłamiesz – nie marnując czasu ująłem jej twarz w swoje dłonie i wpiłem się w jej usta. Tym razem mnie nie odepchnęła. Wręcz przeciwnie. Poczułem jak obejmuje mnie za szyję i staje na palcach, by się ze mną zrównać. Na takie pozwolenie czekałem. Objąłem ją mocno w talii i przyciągnąłem do siebie. Nasze splecione języki grały istny taniec miłości. Właśnie to jest to, czego tak bardzo pragnąłem. Ten moment przekonał mnie o wszystkim a wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Przycisnąłem ją do jednego z blatów i wciąż nie przestawałem zaborczo całować. Podniecenie, które rosło we mnie z każdą chwilą było niemalże nie do pokonania. Ostatkami sił zdołałem oderwać się od jej słodkich ust. Otworzyła oczy. Utkwiłem w nich głębokie spojrzenie i ostatni raz musnąłem jej usta, lekko przygryzając dolną wargę.
- Nadal podtrzymujesz, że nic do mnie nie czujesz? - szepnąłem. Nie musiała nic mówić. Doskonale znałem odpowiedź.
Puściłem jej ciało i odsunąłem się na kilka metrów.
- Nie wiem, jak masz zamiar dalej żyć z tą świadomością, bo ja już nie umiem. I nie chcę – na twarzy dziewczyny malowało się zdumienie - Zastanów się lepiej nad tym – nie czekałem, aż się odezwie. Szybkim krokiem wyszedłem z kuchni a potem z samego mieszkania. To był cud, że nie zabiłem się na tych schodach i jakoś dotarłem do auta. Wsiadłem na fotel kierowcy i oparłem czoło o kierownicę.

- Wszystko robisz źle, Schlierenzauer. Spieprzysz życie im obu – wziąłem kilka głębszych oddechów. Następnie uruchomiłem silnik i skierowałem się do „Le Ciel”.

**
Co sądzicie?
Wydaje się, że właśnie mamy punkt dla Gregora. Ciekawe czy długo nacieszy się tym triumfem? :)

4 komentarze:

  1. Co ten Gregor chce osiągnąć poprzez swoje zachowanie??? Robi dziewczynie nadzieję i gra na uczuciach Sandry. Jego zachowanie jest hmmm co najmniej dziwnie. Nie może zapomnieć,że swoim postępowaniem może też skrzywidzić Alę, która możę zacząć traktować go jak osobę bardzo bliską a nawet swojego ojca. Czekam na rozwój sytuacji w następnym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, kocham, kocham ❤ tyle Gregora, że do tej pory cieszy mi się mordka! Jest nie fair wobec Sandry, ale przy Monice jakoś tak odżywa. Jednakże zgadzam się z jego ostatnim zdaniem - skomplikuje życie i jednej i drugiej. Czekam na kolejny i zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam Cię z całego serducha za spam, ale chciałabym zaprosić Cię na nowe opowiadanie. Będzie mi niezmiernie miło, gdy wpadniesz ;*
      http://dnaserca.blogspot.com/

      Usuń
  3. Szkoda,że Gregor tak się marnuje przy Sandrze. Chociaż jej też mi szkoda. Oczywiście wolę żeby był z Moniką ;3 Heh,i zazdroszczę też małej . Reasumując,napisałaś kolejny świetny rozdział ! Czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń