piątek, 18 grudnia 2015

Nowe opowiadanie!


Kochane!

Powracam (dość szybko) z nową historią. Jak zwykle nie zabraknie w niej mojego ulubieńca, czyli SCHLIERIEGO :)
Jeżeli nie znudziłyście się jeszcze moimi wywodami (c(: ) to zapraszam i zachęcam do czytania. Tym razem nieco z innej beczki i więcej akcji będzie działo się w Polsce. Ale mam nadzieję, że będzie się Wam to podobać! Prolog już na Was czeka. 


Do zobaczenia na drugim blogu!!!

Wasza Ann x


wtorek, 1 grudnia 2015

Epilog

Fulpmes, 24 grudnia 2015


Święta to taki magiczny czas, który zbliża do siebie ludzi. Gdy z utęsknieniem i niemal dziecinną niecierpliwością czekamy na pierwszą Gwiazdkę. Kiedy spotykamy się z rodziną przy stole wigilijnym, przy pięknie ozdobionej, wielkiej choince. Kiedy dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Kiedy wspólnie śpiewamy kolędy, przy akompaniamencie fortepianu. A na koniec niecierpliwie oczekujemy na prezent, który wręcza nam prawdziwy Święty Mikołaj, z brodą, dużym brzuchem w tym swoim czerwonym kubraczku. Tak, to wszystko wygląda jak w bajce. Jak w puszczanych od dwóch miesięcy reklamach świątecznych, pokazujących szczęśliwe i idealne rodziny. Tylko, że moje święta rzeczywiście przypominały te, które oglądałam w telewizji. I Schlierenzauerowie okazali się właśnie taką ciepłą, radosną i szczęśliwą rodziną.
- Zjedz jeszcze kawałek tego karpia w sosie własnym pani Gellert, Gregor. Jest przepyszny, normalnie palce lizać! - zachwalał jego ojciec, mając pełne usta ryby, a w ich kącikach sos czosnkowy - naprawdę, musi mi pani zostawić przepis, bo choć Angie świetnie gotuje to tak wspaniale przygotowanej ryby jeszcze nie jadłem - mówił szczerze powodując u mojej mamy szkarłatne rumieńce w połączeniu z samozadowoleniem, jakie z pewnością czuła. A tak się bała tych świąt w Austrii.
- Boże, tato, ja już nie mogę! - żalił się szatyn, opierając się całym ciężarem ciała o krzesło, wzdychając ciężko - a spróbuj tych grzybków, które zrobiła Monika. Przecież ja walnę po jutrze o bule albo Heinz wyrzuci mnie z kadry za przekroczenie wagi - mówił śmiertelnie poważnie. Nie potrafiliśmy się nie roześmiać.
- A to moich dań już nikt nie pochwali? - odezwała się z udawaną obrazą pani Angelika.
- I moich! - dodała żona wujka Marcusa.
- A o moich to już nawet nie wspomnę! - no jakżeby mogło zabraknąć ukochanej babci?
Pan Paul, wujek, Gregor i Lucas spojrzeli na najważniejsze kobiety swojego życia ze wruszeniem robiąc głośne "oooo" a najmłodszy ze Schlierenzauerów powiedział:
- Przecież wiecie, że jesteście niezastąpione, a bez was i waszego jedzenia nie moglibyśmy żyć.
Babcia była wyraźnie zadowolona z takiej odpowiedzi, ale pani Schlierenzauer razem z bratową wyczuły ironię oraz porozumiewawcze spojrzenie panów, więc po prostu wywróciły oczami w geście rozpaczy. Za to bracia przybili sobie żółwika.
- Ale moja mamusia gotuje najlepiej na świecie i nawet babcia Beatka tak nie umie - wtrąciła się mała Alicja, która do tej pory była pochłonięta dokańczaniem swojej porcji śledzi - ale ty, babciu też dobrze gotujesz, nie musisz się obrażać, I babcia Angelika też! - dodała patrząc to na jedną to na drugą z miną wyrażającą szczere oddanie. Obie "babcie" westchnęły i uśmiechnęły się do małej.
- Moja urocza królewna! - powiedziała mama i mocno przytuliła do siebie siedzącą obok dziewczynkę.
- A ja powiem tak: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść - odezwała sie rozbawiona całą sytuacją Gloria.
- Odezwała się ta, co wcale nie umie gotować - odparł jej Lucas, za co dostał po głowie.
- Boże kochany, przecież my mamy takich gości a wy zachowujecie się jak pięcioletnie dzieci. I to jeszcze w Wigilie! - lamentowała blondynka. I znów całe grono wybuchło śmiechem.

Kolacja okazała się naprawdę strzełem w dziesiątkę. Mimo tego, że było nas tu naprawdę dużo, bo nie licząc Schlierenzaerów, Glorii ze swoim rocznym juz synkiem i chlopakiem, babci Prock, i wujka Marcusa z rodziną, mnie oraz Ali, na Święta do Innsbrucka zawitała takze moja mama razem z Alkiem i Kasią. I to nic, że na tym wielkim stole, ktory bez problemu nas pomieścił, stało nie 12 ale pewnie i z 30 potraw. Atmosfera była tak rodzinna i tak dobrze się bawiłam, że przez cały wieczór uśmiech nie schodził mi z twarzy. Rozmowy trwały w najlepsze i nie dotyczyły tylko i wyłącznie kariery Gregora. Okazało sie, że Austriaków naprawdę interesowało, jak żyje się w Polsce i tematów do dyskusji nie zabrakło. Mimo wcześniejszych niesnasek pomiędzy moim bratem a chłopakiem, wydawało się, że dziś dogadują się świetnie i już dawno zapomnieli o wcześniejszych urazach.
Co jak, co, ale mój żołądek też miał swoje granice, mimo, że teraz mogłam spokojnie jeść za dwoje. Wzięłam głęboki oddech, wzdrygając się lekko z powodu chwilowo zbyt obszernej pojemności mojego brzucha i z czułością go pogładziłam. Był już dość zaokrąglony i uroczo prezentował się w sukience, jaką dziś włożyłam.
- Wszystko w porządku? - szepnął z nutką niepokoju szatyn, który właśnie obrócił się w moją stronę i dostrzegł grymas na twarzy. Chwyciłam go za rękę i uśmiechnęłam się promiennie.
- Wręcz przeciwnie, jest cudownie - powiedziałam szczerze - tylko chyba trochę się przejadłam - usłyszałam jego melodyjny śmiech.
- A to dopiero Wigilia. Co powiesz jutro i po jutrze? - dodał z rozbawieniem.
- Nie wiem, chyba pęknę - odparłam, a on znów się zaśmiał - dziękuję ci za te Święta. Naprawdę jestem szczęśliwa - zobaczyłam promyki w jego oczach i poczułam mocniejszy uścisk dłoni.
- Nie ma za co - szepnął - wreszcie czuję, że te Święta już co roku będą miały sens - odpowiedział poważnie. Milczałam przez chwilę.
- Nigdy nie cieszyłeś się na Święta? Nawet kiedy byłeś jeszcze z Sandrą? - przez jego twarz przez moment przebiegł cień, ale zaraz znów na mnie spojrzał.
- Ona nie lubiła Świąt. Zawsze uważała, że co roku jest to samo i zawsze wolała pojechać w tym czasie, gdzieś gdzie jest lato. Ale ja nigdy się na to nie zgodziłem. Dla mnie Święta to cenny czas, kiedy mogę spokojnie pobyć z bliskimi, a to się rzadko zdarza w ciągu roku. I zawsze cieszę się na nie jak głupi - dodał, a ja się uśmiechnęłam. Biorąc pod uwagę, że kiedy przez pół dnia szukał idealnej choinki, którą z ledwością tu przytargał a potem nie pozwolił nikomu jej dekorować, bo prawo do tego ma tylko on i Ala, to chyba należy przyznać, że ma tego świra na punkcie świąt.
- No, czas na prezenty! - krzyknął uradowany pan Paul, zacierając dłonie z radości a  ja aż podskoczyłam.

Kiedy chwilę później do salonu wkraczał Święty Mikołaj, myślałam, że padnę ze śmiechu. Ja wiem, że w tej rodzinie raczej nie ma zbyt masywnych mężczyzn, ale żeby angażować do tej roli biednego chudego Lucasa? Naprawdę wyglądał przekomicznie z tym wiszącym na nim kostiumie i chudymi nogami. Gregor palnęł ręką w czoło i pokręcił zrezygnowany głową a mina Glorii mówiła "to nie był mój pomysł". Za to reszta pań, a w szczególności babcia Prock, były zachwycone! Spojrzałam na Alicję, Oczy wyszły jej z orbit i wiedziałam, że jest wniebowzięta. Jej wiara w istnienie świetego Mikołaja nigdy nie została podważona.
- Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - spytał "Święty Mikołaj", obniżając głos. Gregor znów zwątpił a Gloria z Kasią były cale czerwone od powstrzymywanego śmiechu.
- A jest tu taka mała dziewczynka. I chyba była bardzo grzeczna, co Ala? - zwróciła sie do niej moja mama. Ala lekko pokiwała głową, nic się nie odzywając, tylko wpatrywała się w postać Mikołaja z nieukrywaną ciekawością.
- No to chodź no tu, Ala. Święty Mikołaj chyba znajdzie coś dla ciebie w tym wielkim worku - powiedział i zabrał się za szukanie odpowiedniej paczki w rzeczywiście sporym, czerwonym worku. Dziewczynka podeszła do niego nieśmiało, a ten klepnął jej miejsce na swoich kolanach. Lucas dwoił się i troił, szukając odpowiedniego prezentu a Gregor znów wzniósł oczy, wołając o pomstę do nieba. Próbował gestami pokazać bratu, że prezent jest w drugim pomieszczeniu, ale ten w ogóle nie reagował. Dopiero po chwili zorientował sie, o co chodzi szatynowi.
- Aaaa, prawda! - powiedział, drapiąc się po głowie i patrząc z uśmiechem na małą. - twój prezent, kochana, nie zmieścił się w tym magicznym worku - dodał - ty, młody człowieku  - wskazał palcem na Gregora, którego cierpliwość już dawno się skończyła. - mógłbyś przynieść go tu z drugiego pokoju? Obawiam się, że sobie sam nie poradzę. - szatyn podał mi aparat, którym do tej pory skrupulatnie robił zdjęcia i na chwilę zniknął z salonu. Po minucie wrócił, prowadząc ze sobą prześliczny kolorowy wózek dla lalek. Taki, o jakim Alicja zawsze marzyła. Dziewczynka aż pisnęła z radości, gdy ujrzała to cudo. Po chwili podbiegła do Gregora i zaczęła oglądać prezent z każdej strony.
- Teraz będę mogła mieć dzidziusia jak mama! - dodała, klaszcząc w dłonie. Całe grono się zaśmiało a mama spojrzała na mój brzuszek z czułością.
Ala na dobre zajeła się zabawą, a "Święty Mikołaj" rozdawał prezenty całej reszcie. Następny w kolejce był Gregor, a kiedy już otrzymał swój prezent, czyli wymarzony Smartfon, wrócił na swoje miejsce szepnął ciche "dziękuję", a ja mogłam oprzeć podbródek o jego bark i tym samym się do niego przytulić. Szatyn chwycił mnie za dłoń i usniósł ku górze, by ją pocałować. Czułam przy nim taki błogi spokój, że oprócz jego obecności nic mi więcej nie było trzeba.
Zabawa trwała w najlepsze. W pewnym momencie Lucas zawołał:
- A teraz Święty Mikołaj znalazł coś dla...Moniki! - i wyciągnął małe pudełeczko, może wielkości pięści. Wstałam i udałam się w jego stronę a on tak jak dla każego, poklepał miejsce na swoich kolanach. Cóż, przy mnie na pewno nie miał łatwo. Ale moje współczucie szybko zamieniło się w rozbawienie.
Po chwili wręczył mi pudełeczko, na które patrzyłam teraz z ciekawością.
- A może rozpakujesz i zobaczymy, co to? - zachęcił mnie nieśmiało, a ja spojrzałam na niego podejrzanie. W salonie zapadła cisza i czułam wzrok wszystkich na sobie, co wcale nie było przyjemne. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam niezręcznie pozbywać się kolorowego papieru. Kiedy zdjęłam papier, moim oczom ukazało się czerwone etui. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było to, że w środku zapewne znajduje się biżuteria.
- No, owtórz - ponaglał mnie Lucas. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a potem z wahaniem otworzyłam pudełeczko. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast eleganckich kolczyków w środku znalazłam wielki pierścionek z brylantem. A raczej pierścień, jak pomyślałam.
- No kochana, to chyba coś oznacza - puścił mi oczko "Święty". Moje zaskoczenie było tak duże, że nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.

Nim jednak zdążyłam wyplątać się z tej niejako niezręcznej sytuacji, u mojego boku pojawił się Gregor. Patrzył na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, które teraz były pełne nadziei. Uklęknął na jedno kolano i chwycił mnie mocno za ręce. Niemal czułam bicie jego serca, które teraz szalało w jego piersi.
- Moni, czy zgodzisz się zostać moją żoną? - cisza, jaka panowała w pomieszczeniu sprawiała wrażenie, że nikogo oprócz nas dwojga tutaj nie ma. Szybko jednak przerwała ją Alicja:
- Mamo, Gregor ci się oświadcza a ty siedzisz sobie na kolanach u Mikołaja! - krzyknęła z pretensją, a ja parsknęłam śmiechem przez właśnie spływające po moich policzkach łzy, nieustępliwie patrząc mu w oczy. Dostrzegłam jego zaciśnięte usta i widziałam napięte mięśnie.
- Tak - szepnęłam, a on głośno wypuścił powietrze. To tak krótkie słowo wywołało lawinę szczęścia i  radości wśród zgromadzonych. Nim się zorientowałam, Gregor już trzymał mnie w swoich ramionach a następnie złożył czuły pocałunek na moich ustach.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął.

- Patrzy na ciebie jakbys była jego najcenniejszym trofeum - powiedziała pani Angelika, której pomagałam znosić naczynia do połączonej z salonem kuchni. Zerknełam na siedzącego przy choince Gregora, tulącego do siebie Alicję. Kiedy nasze sposjrzenia się spotkały, uśmiechnęliśmy się do siebie tak, jak tylko my potrafimy.
- Cieszę sie, że ci się oświadczył. Wiem, że dasz mu dużo szczęścia - zaskoczyły mnie słowa przyszłej teściowej, gdyż do tej pory nie okazywała mi tyle ciepła, co dzisiejszego wieczoru. Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało.
- I nie jest pani zła, że wkroczyłam do jego życia z dzieckiem na głowie a teraz wkopałam go w kolejne? - spytałam nie patrząc na nią. Kobieta odłożyła brudne talerze i zwróciłą się do mnie:
- Jesteś najlepszym , co go w życiu spotkało. Ja dopiero teraz dostrzegam, jak bardzo on się zmienił. Jak bardzo dojrzał i wydoroślał - zamilkła na chwilę - widzę, że przy tobie cieszy się życiem. Dałaś mu rodzinę, o której zawsze marzył. Zawsze będę stała po twojej stronie.

Znów spojrzałam na salon wypełniony ludźmi. Gloria i Kasia śmiały się do bólu jak dwie najlepsze przyjaciółki a obok nich w wozku spal maly Thobias. Wujek Marcus, Alek i Lucas zawzięcie rozmawiali o piłce nożnej a Ala spokojnie zasypiała w ramionach szatyna. Za to babcia cichutko grała na fortepianie "Cichą Noc", do której śpiewała mama i Gwen, żona wujka. Jedna po polsku a druga po niemiecku. Czuło się tutaj magię. Czuło się tutaj Święta, miłość, ciepło i radość. Tu było wszystko, czego teraz pragnęlam.

Znów z czułością pogłaskałam się po zaokrąglonym brzuchu a następnie udałam się w kierunku faceta moich marzeń. Kiedy zauwazyl jak zmierzam w jego strone, usmiechnal sie do mnie cieplo i wyciagnal reke. Usiadlam na skrawku fotela, a Gregor tak zwyczajnie pocalowal moj brzuch. Przytulilam sie do niego i poglaskalam Ale po glowce, wsluchujac sie w dzwieki koledy. Przyszłość zapowiadała się cudownie.

****
Moje Drogie!

Nadszedł czas pożegnać się z tym opowiadaniem. Mam nadzieją, że zapadło Wam ono w pamięci i że będziecie je miło wspominać. 
Serdecznie dziękuję za Waszą obecność, za tak dużą ilość wyświetleń a w szczególności za Wasze komentarze! Niektóre z Was były ze mną zawsze, za co mogę powiedzieć tylko kolejne wielkie DZIEKUJĘ, a niektóre pojawiały się  z czasem, co również dawało mi wiele radości. Jesteście Kochane <3 nbsp="" p="">
Nie wiem, czy zacznę pisać kolejną historie, choć mam ją  w głowie. Czas nie pozwala mi jednak na chwilę wolnego i na razie muszę sobie zrobić przerwę.
Oczywiście dalej czytam Wasze blogi i na pewno będę na bieżąco. O jakimkolwiem nowym opowiadaniu będę Was po prostu informować.
Liczę, że Was nie zawiodłam i odrobinę mnie polubiłyście.
Do, mam nadzieję, szybkiego napisania!

Wasza Ann x

niedziela, 22 listopada 2015

31. Podwójny cud

Staliśmy wokół inspektora niczym wokół jakiejś wyroczni. Każdy patrzył na niego uważnie, czekając aż mężczyzna wreszcie wszystko wyjaśni.
- Jak udało się wam go namierzyć? - spytałem bez ogródek. Mężczyzna usiadł na kanapie i nim zaczął mówić, ogarnął każdego z nas wzrokiem.
- W bardzo prosty sposób. Niejako pan nam właśnie ułatwił wiele spraw – zaczął. Usiadłem dokładnie naprzeciwko policjanta.
- Jak to ułatwiłem?
- Otóż Karl Bauchmann to niejaki Bruno Schubert. Osoba, której poszukujemy od kilku miesięcy na terenie całego kraju – w pokoju zapanowało poruszenie. Nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Obaj z Thomasem spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
- Nic z tego nie rozumiem – powiedziałem zupełnie szczerze.
- Bruno Schubert to szef mafii, która zajmowała się handlem narkotykami i całkiem nieźle na tym wychodziła – zaczął wyjaśniać. Żadne z nas się nie odzywało – kilka miesięcy temu udało nam się namierzyć tę grupę przestępczą i zaplanować akcję, dzięki której ujęliśmy kilkoro bardzo ważnych jej członków. Niestety, Schubert zdołał uciec – dodał.
- Ale Bruno Schubert to jego fałszywe nazwisko.. - wtrąciła się Amelia.
- Otóż nie – odparł policjant – to nazwisko Bauchmann jest fałszywe. Posługiwał się tą tożsamością zapewne w tych okresach, kiedy robiło się niebezpiecznie. Wtedy też zwykle zmieniał na dłużej miejsce pobytu. Tak też było około pięciu lat temu, ale mamy dowody, że od dwóch lat na bieżąco działał w grupie. - dodał rzeczowo. Amelia złapała się za usta. Każdy z nas wybałuszał oczy ze zdziwienia. Stefanowi aż szczęka opadła. Ja przełknąłem głośno ślinę.
- No ale co z Moniką? - spytał Thomas. I znów skupiłem uwagę na postaci policjanta.
- Udało nam się dowiedzieć, gdzie obecnie przebywał. To mieszkanie w Wiedniu, całkiem okazałe. Nasi ludzie je przeszukali i znaleźli mapy. Jedna z nich wskazywała teren niedaleko za Innsbruckiem, który w większości obejmuje lasy. Na drugiej była zaznaczona dokładna trasa dojazdu. Nie jesteśmy pewni, ale domyślamy się, że mógł ją zabrać do jakiejś leśniczówki lub wybrał określone miejsce, by dokonać przestępstwa – powiedział.
- Jakiego przestępstwa? Chyba pan nie sądzi, że.. - Amelii załamał się głos. Momentalnie z jej oczu popłynęły łzy. Policjant spojrzał na nią ze współczuciem.
- Nie możemy wykluczać żadnego scenariusza. W mieszkaniu znaleźliśmy ukrytą heroinę. Poza tym na stole było znać ślady po zażywanych narkotykach. Jeżeli jest teraz pod wpływem, różne pomysły mogą mu przyjść do głowy. Nawet jeśli początkowo nie zakładał zabójstwa...
W pokoju rozległ się płacz Amelii. W mgnieniu oka podszedł do niej Mark i mocno ją przytulił. Czułem, jak mimowolnie moje ciało zaczyna się trząść. Nie, to niemożliwe. Nie mógł jej tego zrobić.
- Kiedy będzie coś wiadomo? - i znów spytał Thomas. Dziwiłem się jego spokojnej reakcji na słowa policjanta.
- Właśnie zamierzałem tam jechać, ale postanowiłem najpierw was poinformować o całej sprawie. Tak czy siak, nasi ludzie dotrą tam szybciej. Miejmy nadzieję, że znajdziemy ją w dobrym stanie..
Mężczyzna wstał a my podnieśliśmy się razem z nim. W dobrym stanie? Ona musi być cała! Nie pozwolę na to, żeby cokolwiek jej się stało. Chyba sam wtedy coś bym sobie zrobił.
- Jadę z panem – powiedziałem pewnie. Mężczyzna spojrzał na mnie z wahaniem w oczach, lecz po chwili kiwnął głową.
- W porządku. Ale musi się pan mnie słuchać w każdej kwestii. Żadnych aktów odwagi, żadnego nieposłuszeństwa. Tu chodzi o jej życie, a ten człowiek jest wysoce niebezpieczny. - dodał i ruszył ku wyjściu. Poczułem na swoim ramieniu dłoń Thomasa.
- Jesteś pewny, że chcesz tam jechać? Możesz ją zastać w każdym stanie...
- Właśnie dlatego muszę tam jechać, Thomas – przerwałem przyjacielowi – to moja wina, że ten sukinsyn ją uprowadził. To ja miałem ją chronić i taką deklarację złożyłem jej rodzinie. Muszę tam jechać, ale jeśli okaże się, że ten skurwiel tylko ją tknął.. - krew buzowała mi w żyłach a pięści trzymałem mocno zaciśnięte – cała ta krzywda jaka ją spotkała jest tylko i wyłącznie moją winą. Choć raz nie mogę jej zawieźć – odparłem i rozejrzałem się po zgromadzonych. Każdy z nich miał grobową minę i nikt nie ośmielił mi się przeciwstawić – Amelia, proszę, zajmij się małą. Niedługo wstanie. - dziewczyna pokiwała głową i spuściła wzrok. Nie czekając dłużej, wyszedłem razem za policjantem.

To tak bardzo boli. Tak bardzo mnie teraz krzywdzi. Tak bardzo pragnę nie ujrzeć już światła dziennego i po prostu umrzeć.
Czułam, jakbym rozpadała się na tysiące małych kawałeczków. Słaba, bezradna i bezbronna. Wiedziałam, że nie będę w stanie powstrzymać go przed kontynuowaniem tego świństwa. Osiągnął to, co chciał a teraz zamierza ukarać mnie za przeciwstawienie się mu. Wiedziałam, że tej ciężkiej próby już nie wytrzymam.
Mój płacz jakby w ogóle do niego nie docierał. Rozkoszował się swoim dziełem, a ja wciąż czułam na swojej szyi jego paskudny oddech. Moje skrępowane ręce mogłam jedynie wbijać w ścianę, do której mnie przyciskał. Czułam, jak pod paznokciami zebrały się drzazgi, raniące moją skórę niemiłosiernie. Lecz ból, jaki sprawiał mi Karl był o wiele gorszy.
Gdy tylko zamykałam powieki, powracał kolejny ból, spowodowany raną na głowie. Co najdziwniejsze, przez ten cały czas ukazywały mi się przed oczami wielorakie obrazy. Widziałam w nich małą dziewczynkę, bardzo podobną do Ali, lecz z pewnością nią nie była. Jej twarz pojawiała się w każdej kolejnej części, a z czasem stawała się dojrzalsza i starsza. I dopiero potem zrozumiałam, że widzę samą siebie. Że widzę swoje dzieciństwo, gdy byłam otaczana przez rodzinę. Widziałam swojego tatę. Widziałam przeróżne momenty mojego życia, migające mi przed oczami w ułamkach sekundy. Gdybym tylko była w stanie się bardziej skupić...w pewnym momencie miałam wrażenie, że lewituje pomiędzy tymi dwoma sferami: myśli tłoczących się w mojej głowie i bycia w tym obskurnym pomieszczeniu, gwałcona przez Karla.
Nie wiem, ile czasu to wszystko trwało. Dla mnie było to niczym wieczność. Lecz gdzieś ostatnie resztki energii pozwoliły mi zostać na tyle świadomą, że z oddali mogłam usłyszeć zbliżające się odgłosy szczekających psów. Chciałam krzyczeć, wołać o ratunek, bo wiedziałam, że gdzieś tam znajdują się ludzie. Ale nie mogłam. Nie byłam w stanie.
Kiedy ktoś z impetem wparował do chatki i wpuścił do środka jasne dzienne światło, kolana się pode mną ugięły i czułam, jak spadam na ziemię. Karl już mnie nie trzymał, nie czułam już tego pulsującego bólu. A może czułam? Sama już nie wiedziałam. Jak przez mgłę, niczym w zwolnionym tempie widziałam biegających wokoło ludzi, którzy łapią Karla i wyprowadzają go na zewnątrz. Z trudem oddychałam, czując, że brakuje mi powietrza. Wszystko to: ból, sceny z mojego dawnego życia, niewyraźnie krzyki innych osób i powolne bicie mojego serca skumulowały się dziwnym trafem w mojej głowie.
Gdy po chwili ponownie otworzyłam oczy, byłam pewna, że ktoś wynosi mnie na dwór. Światło skutecznie drażniło mnie w oczy, ale nie byłam w stanie zasłonić ich ręką. Ktoś coś do mnie mówił, odczytałam to z ruchu jego warg, ale nie wiem, co. Wszystko to działo się jakby poza mną, jakby moje ciało kompletnie straciło kontakt z rzeczywistością. A potem usłyszałam znajomy głos, wołający moje imię, lecz w tamtej chwili odpłynęłam.

- Monika! - krzyknąłem spanikowany, kiedy zobaczyłem jak wynoszą ją na noszach. Pobiegłem w tamtą stronę, nie zważając już na nic. Ekipa medyczna z początku nie dała mi do niej żadnego dostępu, dopóki sam ich nie odepchnąłem i nie nachyliłem się desperacko nad jej ciałem. Była nieprzytomna, ale oddychała. Była cała posiniaczona i potłuczona, a na jej czole widniała rana z zakrzepniętą krwią. Moje spojrzenie powędrowało wzdłuż jej ciała. Moje serce diametralnie przyspieszyło rytm, kiedy spostrzegłem rozerwane spodenki i plamy krwi na udach. Panika automatycznie zamieniła się we wściekłość. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, biegłem już w stronę tego sukinsyna. Czterech funkcjonariuszy obstawiało Bauchmanna. Jednak ci ludzie nie byli w stanie mnie powstrzymać, kiedy wymierzałem mu kolejne ciosy, powodując, że brunet przewrócił się na ziemię i nie mógł się bronić. W tamtej chwili czułem się pozbawiony resztek człowieczeństwa. Opanowała mnie furia, chęć zemsty i wyrządzenia mu gorszego bólu, jaki on wyrządził Monice. Nim inni policjanci zdążyli przybiec i zabrać mnie od niego, facet miał już połamany nos, z którego tryskała teraz krew. Sam miałem ją na koszulce i dłoniach. I mimo tego, że byłem przytrzymywany przez kilka osób, czułem przypływ adrenaliny i satysfakcję.
- Ty pojebany skurwysynu!! - krzyczałem zza pleców policjantów. - nie daruję ci tego, rozumiesz??! Będziesz gnił w pierdlu za to, co jej zrobiłeś! Nigdy nie zobaczysz Alicji! - ktoś przyłożył mu opatrunek do twarzy i przechylił jego głowę. Jednak mogłem dostrzec ten chytry uśmieszek nieukrywanego samozadowolenia. W tym momencie poczułem kolejną falę wściekłości i mimo ogromnej chęci pobicia go na śmierć, nie byłem już w stanie wyrwać się policjantom.
Miałem wrażenie, jakbym zachowywał się jak jakieś dzikie zwierze szykujące się do ataku. I wiedziałem, że ten atak jeszcze nastąpi. Że on mi za to wszystko zapłaci.

- Uspokój się, Gregor – mówiła siedząca na krzesełku Amelia, podczas gdy ja przemierzałem szpitalny korytarz w to i z powrotem już chyba po raz enty. Wciąż ogarniała mnie wściekłość i wciąż nie mogłem się uspokoić.
- On ją zgwałcił, Mela! Jak mam niby być spokojny?! On, do kurwy nędzy, ją zgwałcił!! - wykrzyczałem, stając naprzeciwko niej. Myślałem, że się przestraszy, że po prostu sobie pójdzie, ale nic z tych rzeczy. Patrzyła na mnie z politowaniem i pozostała nieugięta.
- Ale żyje – powiedziała po chwili – żyje, choć ten bydlak mógł ją bez skrupułów zabić. I pewnie by to zrobił, gdyby nie policja..
Oczywiście, że miała rację. Niewiele brakowało, by ją zabił. Sam stan, w jakim ją znaleźli pozostawiał wiele do życzenia. Po niedawnym wypadku wcale nie doszła jeszcze do zdrowia. To, co zrobił Karl właśnie prawie doprowadziło do jej śmierci.
Ale on mimo wszystko obdarzył ją z godności. Odebrał jej wolność, skrzywdził ją, spowodował, że z pewnością się zmieni. Że straciłem swoją Monikę bezpowrotnie. A najgorsze jest to, że ciągle towarzyszyła mi obawa, że ona już mnie nie zaakceptuje. Że nie będzie w stanie na mnie patrzeć.
- Czy zdajesz sobie teraz sprawę z tego, co będzie? Jak ja jej będę mógł pomóc, skoro ona z pewnością mnie odrzuci. Może się w sobie zamknąć i nie dać nikomu do siebie dostępu. Boże... - usiadłem obok niej na krześle i schowałem twarz w dłoniach. W jednej chwili cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Kiedy już myślałem, że wszystko się ułoży i że stworzymy rodzinę...
- Ona cię kocha i ty jesteś poczuciem jej bezpieczeństwa – odezwała się szatynka. Spojrzałem na nią – jestem pewna, że cię nie odrzuci a wręcz poczuje ulgę, kiedy cię wreszcie zobaczy – dodała, lekko się uśmiechając.
- Ale ona będzie miała teraz uraz do wszystkich mężczyzn. Nie po tym, co ten....co on jej zrobił.. - szepnąłem. Amelia położyła swoją dłoń na mojej a ja znów spojrzałem na nią pełen podziwu.
- Nie wiem, może stać się i tak – powiedziała, po czym zrobiła krótką pauzę – ale może być też tak, że ona nie spostrzega cię w ten sposób. Ty nigdy nie zrobiłeś jej krzywdy i nie chciałeś wykorzystać. Pomagałeś jej przez ten cały czas, opiekowałeś się jej dzieckiem. To jest różnica między tobą a każdym innym mężczyzną. Poświęciłeś się dla niej. Ona przy tobie czuje się bezpiecznie i jestem prawie pewna, że nie będzie traktować cię w taki sposób – chciałem wierzyć w jej słowa, bo wydawały się takie logiczne i sensowne. Ale odnosiłem jednak wrażenie, że to tylko wybujałe marzenie i że umysł kobiety, która przeżyła taką traumę działa zupełnie inaczej.
- Może pan do niej wejść, panie Schlierenzauer – oboje obróciliśmy się gwałtownie w stronę wejścia do sali, gdzie leżała Monika. Lekarka patrzyła na mnie ze spokojem, czekając aż wejdę do środka.

Leżałam pół świadoma, pół odurzona ilością środków przeciwbólowych, jakie zaserwowali mi tutaj. Kiedy drzwi do sali ponownie się uchyliły, automatycznie ogarnął mnie strach i panika. Towarzyszyły mi dopóki nie zorientowałam się, kto przyszedł. A kiedy ujrzałam jego czekoladowe tęczówki, patrzące na mnie z wyraźnym napięciem, poczułam ulgę. Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy, które zmieniły się niczym w potok.
- Gregor.. - pisnęłam i to było pierwsze słowo, jakie wypowiedziałam po przebudzeniu. Cichy i niepewny dźwięk, a tak wiele dla mnie znaczący.
Szatyn jak torpeda znalazł się przy moim boku i złapał mnie za dłonie. Spojrzał na mnie z wahaniem, kiedy uczynił ten gest, ale w zupełności mi to nie przeszkadzało. Jego dotyk nigdy nie będzie sprawiał mi bólu.
- Tak bardzo cię przepraszam... - począł całować kolejno moje dłonie, które zaraz były mokre od jego łez – gdybym cię nie puścił samej, gdybym tylko w jakiś sposób przewidział...
- Jak mogłeś to zrobić? - szepnęłam, przytulając do siebie jego twarz. Paradoks, prawda? To przecież on powinien mnie teraz tulić i kołysać w swoich ramionach, uspokajać i zapewniać, że wszystko będzie dobrze. Jednak okazało się, że jest zupełnie na odwrót. To Gregor właśnie przypominał wrak człowieka, którym powinnam być ja. Choć wydaje mi się, że jestem w podobnym stanie. A więc staliśmy się takimi „wrakami”.
- Już nigdy więcej nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu. - powiedział stanowczo, kiedy nachylił się nade mną a nasze twarze dzieliły centymetry. A potem utonęliśmy w mocnych i zachłannych pocałunkach, jakby chcąc się upewnić, że to wszystko jest rzeczywistość i że on znów może mnie mieć przy sobie. Przepełniały mnie na przemian gorycz i ogromna miłość, jaką ją darzyłam. I chyba ta miłość pozwoliła mi przetrwać.
- Nie będę pamiętała tej okropnej nocy, Gregor – szepnęłam na jego ustach, a potem skradłam mu jeszcze jeden pocałunek – ten człowiek dla mnie już nie istnieje i nie mogę żyć tym, co mi zrobił. Mam ciebie. Mam Alę. Muszę zostać silna, dla was – kolejna porcja łez niepohamowanie wypłynęła z moich oczu. Szatyn natychmiastowo otarł je z mojej twarzy – zamiast tej będę pamiętała tę noc, kiedy pierwszy raz się kochaliśmy i kiedy dałeś mi tyle szczęścia i nadziei. I kiedy tak bardzo się przestraszyłam, że to tylko twoja chwilowa zachcianka..
- Nigdy nie byłaś moją chwilową zachcianką, Moni – szepnął, obdarowując mnie ciepłym spojrzeniem – zawsze byłaś tą jedyną, tylko musiałem cię jakoś znaleźć. A kiedy już pojawiłaś się w moim życiu, strzała Amora mnie dopadła – powiedział, gładząc kciukiem moją dolną wargę. Po chwili zadumania odsunął się na niewielką odległość ode mnie i zmarszczył brwi. - zaraz, zaraz...jak to możliwe, że pamiętasz naszą pierwszą wspólną noc? - spytał.
Nawet nie sądziłam, że będę w stanie tak promiennie się do niego teraz uśmiechnąć. Ale to zrobiłam. A on nadal patrzył na mnie zdezorientowany.
- No właśnie, Gregor. Ja pamiętam. Pamiętam wszystko – powiedziałam. Jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły i chyba nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Eeee, przepraszam. Mogę na chwilę? - odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na lekarkę, która ponownie weszła do sali. Gregor nadal nie puszczał moich dłoni.
- Proszę – odpowiedział za mnie. Kobieta chwyciła stołek i postawiła go tuż przy moim łożku, a potem na nim usiadła. Czekaliśmy cierpliwie, aż zacznie.
- No więc właśnie odebrałam z laboratorium wyniki pani badań. - wzięłam głęboki wdech, a szatyn mocniej ścisnął moje dłonie – chciałabym zrobić jeszcze kilka badań potwierdzających, ale właściwie będzie to tylko formalność – po czym się do nas uśmiechnęła.
- Pani doktor, o co chodzi? - spytał. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam się do niej odezwać. Była dla mnie obcą osobą, a ja w tej chwili panicznie bałam się obcych. I mimo tego, że była kobietą, nadal nie mogłam jej zaufać.
- Owszem, ale wydaje mi się to dobrą wiadomością – nadal czuliśmy się kompletnie zdezorientowani – nie wiem, jaki cud to sprawił, patrząc na stan pani zdrowia jeszcze po tak niedawnym wypadku. Bardzo poważnym z resztą. Nie wiem też, jak temu maleństwu udało się przetrwać dzisiejszą noc, ale.. - przełknęłam głośno ślinę, czekając, co powie – wyniki wyraźnie wskazują, że jest pani w ciąży.
Zerknęłam na twarz Gregora. Wydawał się wpatrywać w kobietę niczym zahipnotyzowany. A kiedy odwrócił się w moją stronę, jego oczy szkliły się jak diamenty.

I w jednej chwili ta rozsypana układanka, tworząca moją marną egzystencję, zaczęła nabierać kształtu.

***
Witajcie, Moje Drogie!

Wiem, jestem okropna i nieodpowiedzialna. Tak się właśnie czuję, nie pojawiając się na tym blogu od miesiąca. Ale uwierzcie mi, znalezienie wolnej chwili na pisanie to dla mnie jak szukanie igły w stogu siana.
Mam jednak nadzieję, że już PRZEDOSTATNI rozdział przypadł Wam do gustu, Chyba inauguracja sezonu zmotywowała mnie wreszcie do pisania. I ogromnie się z tego cięszę, bo nie chce Was zawieźć i pozostawić tę historię bez zakończenia.
Oczywiście czytam Wasze nowe rozdziały, mam je w zakładkach i wybaczcie, że może ostatnio ich nie komentuję, Ale postaram się i to nadrobić.
Udanego tygodnia życzę i miejmy nadzieję, że nasi chłopcy w Kuusamo pokażą, na co ich stać.

Pozdrawiam gorąco,
Ann

piątek, 23 października 2015

30. Nadzieja matką głupich

29. Pojęcie szczęścia


Co tak naprawdę daje człowiekowi szczęście?
Ktoś, do kogo możesz się przytulić, kładąc się do łóżka? Dom, pełen ciepła i śmiechu dzieci? Satysfakcja z pracy, z bycia docenianym? A może jednak pieniądze i dobrobyt?
Nigdy do tej pory się nad tym nie zastanawiałam. Może to dlatego, że zawsze w życiu czegoś mi brakowało? Zawsze zapodziewał się gdzieś jakiś istotny element, bez którego to wszystko nie miało sensu. Nie odczuwałam pełni szczęścia, nie wiedziałam, co to za uczucie.
Aż do teraz. Mimo, iż w mojej głowie panowała ogromna pustka a dawne życie odgradzała luka, mogłam szczerze przyznać, że jestem szczęśliwa. Tu, w tym domu, u boku Gregora. Mając jego wsparcie, pomoc i uczucie. Ciesząc się z radości własnego dziecka, którego marzenie wreszcie się spełniło. Bo zyskała kogoś, kto pokochał ją bezgranicznie, jak ja. Zyskała opiekuna i ojca. I w najlepszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że obcy facet może dać jej wszystko to, co powinien własny ojciec. Moją pełnią wszystkiego była ta mała rodzinka, którą stworzyliśmy we trójkę.
- Nie masz dosyć siedzenia na tym piekącym skwarze? - usłyszałam za plecami. Oczywiście wiedziałam, kto stał tuż za mną. Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Nie powinieneś siedzieć gdzieś teraz na belce startowej? - odwróciłam twarz ku szatynowi. Dobrze, że miałam na sobie okulary przeciwsłoneczne, bo słońce rzeczywiście dawało o sobie znać.
- Mamy chwilę przerwy. Chodź na coś zimnego do picia do bufetu – przyjrzałam się osobie skoczka. Nadal miał na sobie srebrny kombinezon, rozsunięty do połowy ciała, co odsłaniało jego umięśnioną klatkę piersiową. Pod jedną pachą trzymał kask, a na szyi miał zawieszane gogle.
- Masz zamiar zabrać mnie tam w tym? - spytałam z rozbawieniem w głosie, wskazując palcem na kombinezon. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Wstydzisz się czy jak? - powiedział to niby pretensjonalnym tonem, ale wiedziałam, że się nie zezłościł. Poza tym, zdradził go uśmiech.
- No wiesz, ludzie się będą na nas dziwnie patrzeć – odparłam.
- Przecież każdy mnie tu zna. A zresztą, codziennie widzą skoczków, którzy chodzą w kombinezonach po całym terenie. - podał mi rękę. - chodź, nie marudź – chwyciłam więc jego wyciągniętą dłoń i wstałam. Swoją drogą moje plecy nieźle odczuły to długotrwałe siedzenie w jednej pozycji. A o innych częściach ciała to już nie wspomnę...

Bergisel, duma austriackich skoków, rozpościerała się dumnie nad miastem. Wszędzie panował pełen profesjonalizm. Dało się tu odczuć, że ośrodek sportowy jest idealnym miejscem dla skoczków narciarskich oraz jednym z najbardziej rozwiniętych na świecie.
Weszliśmy do bufetu, trzymając się za ręce. Miałam wrażenie, że spojrzenia wszystkich pracowników niemal przeszywały mnie na wylot. Spuściłam wzrok, nie chcąc widzieć ich min. Szczególnie mam tu na myśli żeńską część personelu.
- Hej, Gregor! - usłyszeliśmy czyjeś wołanie z kąta, gdzie znajdował się największy stolik, a raczej stół. Siedziało przy nim kilkanaście osób i panowała tam, sądząc po śmiechach i głosach dochodzących, wesoła atmosfera. Największym obiektem zainteresowań była oczywiście moja córka.
- Chodź, tam siedzi cała drużyna – zwrócił się w moją stronę Gregor. Rzeczywiście, rozpoznałam niektórych z nich. Byli to Michael, ten niski brunet obok niego to zapewne Stefan, dalej Thomas, Manuel, drugi Manuel i Andreas. Wszystkich ich zdążyłam poznać dzisiaj, choć ponoć nie było to nasze pierwsze spotkanie.
Oboje z Gregorem udaliśmy się w ich kierunku, a kiedy spostrzegli nasze splecione dłonie, zaczęli wiwatować. Gregor jedynie się zaśmiał, mi natomiast było głupio. Ponownie zerknęłam w stronę bufetu. Dwie młode dziewczyny patrzyły na mnie nieufnie, szepcząc coś do siebie. Pewnie zastanawiały się, kim w ogóle jestem. W końcu jeszcze nie tak dawno skoczek miał narzeczoną...
- No i jak ci się podobał trening? - zagadnął wesoło Stefan, obok którego zajęłam miejsce. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Całkiem nieźle wam poszło – stwierdziłam.
- Tak, szczególnie kiedy Andi mało co nie zaliczył buli – wtrącił rozbawiony Manuel. Ten przystojniejszy.
- Wcale nie! Po prostu dostałem silny podmuch – zaczął się tłumaczyć, marszcząc czoło.
- Raczej za późno wyszedłeś z progu i musiałeś korygować – odparł kolega.
- Lepiej nie cwaniacz, bo zaraz ty zaliczysz, ale glebę – odpowiedział Andreas z udawaną irytacją. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a Manuel uniósł ręce w geście protestu.
Spojrzałam w kierunku Alicji. Wydawała się taka radosna i zadowolona, mogąc przebywać w gronie swoich ulubieńców. Była tak pochłonięta rozmową z Michaelem, że w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Dopiero, gdy Gregor rozłożył ręce i ją zawołał, mała z ochotą się w niego wtuliła.
Wzruszyła mnie ta scena. Gregor usiadł naprzeciwko mnie, więc nie słyszałam dokładnie, co mówił na ucho mojemu dziecku, ale wiedziałam, że z pewnością są to jakieś czułe słowa. Następnie pogładził jej włosy i pocałował w czoło. Alicja z pewnością czuła się przy nim szczęśliwa.
- Co powiecie na zorganizowanie imprezy przed rozpoczęciem sezonu letniego? - zapytał Manuel Poppinger. Wszyscy zwróciliśmy ku niemu twarze.
- Kiedy? - odpowiedział Thomas.
- Nie wiem, najlepiej w tą sobotę. Za tydzień jedziemy do Wisły.
- Dobra myśl! Ostatnia wspólna impreza była... - wtrącił Stefan, a potem podrapał się po głowie – chyba na zakończenie sezonu w Planicy. - dodał.
- A więc czas najwyższy wybrać się do jakiegoś klubu, zamówić parę mocnych drinków i ruszyć na łowy – zatarł ręce Michael. Tym razem to ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Myślałam, że macie dziewczyny – odparłam.
- No przecież my tylko dbamy o nasze fanki – wyjaśnił brunet. Reszta mu ochoczo przytaknęła.
- A ty Gregor? - zwróciłam się do szatyna, który obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
- Dla mnie liczysz się tylko ty – odpowiedział z westchnieniem.
- Dobra, dobra. On się dopiero zakochał, dlatego tak bredzi. My już wiemy, że to król imprez – zaśmiał się Fettner.
- Zamknij się, Manu – odparł pół żartem, pół serio szatyn.
- No przecież to wszystko żart! Wiadomo, że zabieramy ze sobą nasze super ekstra cudowne i niezastąpione ukochane dziewczynki – dodał, dla zrozumienia rzecz jasna, Kraft. I tym razem każdy ze skoczków mu przytaknął.
- Mamo, ja też będę mogła iść? - odezwała się Alicja.
- Nie, kochanie. My zostaniemy w domu i będziemy robić o wiele ciekawsze rzeczy – odpowiedziałam córce. Czułam na sobie przenikliwe spojrzenie Schlierenzauera.
- Myślałem, że poszlibyśmy razem – wtrącił nieco zaniepokojony.
- A z kim zostawimy małą? - spytałam – poza tym, ja chyba nie przepadam za klubami i imprezami. Czuję się na to taka...za stara. - chłopcy zerknęli na mnie zdziwieni i przez moment nikt się nie odezwał.
- Przecież ty masz dopiero 25 lat. Należy ci się odrobina rozrywki w życiu – dodał z przekonaniem w głosie Michael.
- Owszem, ale jestem matką. Nie wypada, żebym szlajała się nocami po klubach...
- Jakie szlajanie się po klubach? - dodał, z nie mniejszą pasją, Stefan – jest weekend, masz ochotę wyjść na miasto ze swoim chłopakiem i idziesz na drinka. To nie jest nic złego.
- To jednak trochę nieodpowiedzialne.
- Monika! - odezwał się Gregor – Gloria może zająć się Alą – dodał nieco ciszej – i tak siedzi w domu i zajmuje się swoim synkiem. Dla niej nie zrobi różnicy jedno dziecko więcej. Tym bardziej, że Ala i tak pójdzie wcześnie spać – przekonywał.
- I tak po prostu chcesz podrzucić siostrze obce dziecko, skoro zdajesz sobie sprawę, że non stop siedzi w pieluchach? Może ona też ma jakieś plany na sobotę? - odparłam nieco zirytowana. Gregor przewrócił oczami.
- Ona zwariowała na punkcie małego. Zmieniła się nie do poznania i nie wyciąga nosa poza dom. Nawet Markus nie może jej namówić na głupią kolację w restauracji. Uwierz mi, to nie zrobi jej problemu. A Alicja nie jest żadnym obcym dzieckiem. Nie mów tak – westchnął. I co ja miałam odpowiedzieć? Wygląda na to, że sprawa jest już przesądzona, a ja nie miałam wiele do powiedzenia.
- No dobra – bąknęłam od niechcenia, a chłopcy wypuścili głośno powietrze. Aż tak im zależy, żebym wyszła?
- Czyli, że wszyscy wyrażają swoją niezłomną chęć? No i bomba! - oznajmił wesoło Kraft.

Spacerowaliśmy we trójkę po terenie skoczni, trzymając się za ręce. Trening już niemal dobiegał końca. Chłopakom pozostała ostatnia sesja, w której każdy miał oddać jeszcze jeden skok. Teraz jednak trener dał swoim podopiecznym odrobinę wytchnienia, dlatego Gregor znalazł czas, by pokazać mi i Alicji całość ośrodka.
- Jak ci się podobałem podczas skoku? - zagadnął szatyn.
- W sumie nie umiem jednoznacznie stwierdzić. Mignąłeś mi tak szybko przed oczami, że nawet nie zdążyłam zarejestrować, czy skoczyłeś daleko i czy skok był dobry. Oczywiście nie mówiąc już o tym, że kompletnie się na tym nie znam – odpowiedziałam wesoło a on nie przestawał się uśmiechać.
- Gregor skoczył najlepiej ze wszystkich, mamusiu! Pan Heinz powiedział, że dziś sprawował się bardzo dobrze, ale nie pojedzie na pierwszy konkurs. Gregor, a coś cię boli, że nie chcesz jechać? - tym razem dziewczynka podniosła wzrok ku szatynowi. Ten znów się zaśmiał.
- Nie, Ala. Po prostu razem z trenerem zdecydowaliśmy, że na razie nie będę jeździł na zawody, tylko trenował tu, w Innsbrucku. Chyba się ucieszysz, że będę często w domu? - spytał małą.
- A będziesz mnie zabierał na treningi?
- Kiedy tylko zechcesz – odpowiedział i złapał ją za nosek. Zachichotała.
W międzyczasie spostrzegłam, że ku nam z naprzeciwka ruszają Michael i Stefan. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę.
- Chcieliśmy zabrać Alę na trening młodzików po drugiej stronie. Macie coś przeciwko? - powiedział to tak, jakbyśmy oboje z Gregorem mieli prawo decydować w sprawie Ali, lecz czułam, że bardziej zwraca się z tym do mnie. Imponowało mi jednak, że koledzy z drużyny zaakceptowali wybór skoczka i traktują Alę jako kogoś ważnego dla szatyna.
- Ala, masz ochotę pójść z chłopakami? - zwróciłam się do dziecka. Mała przytaknęła.
- Chodź, kupimy po drodze jeszcze jakieś lody i będzie fajnie – obaj wzięli małą za ręce i po chwili szli w zupełnie innym kierunku. Stałam tak i patrzyłam na nich z zainteresowaniem. Nie uszło to uwadze Gregora.
- Co cię tak śmieszy? - spytał, widząc wesołe iskierki w moich oczach. Nie mogłam się powstrzymać, by nie odpowiedzieć:
- Nie sądzisz, że wyglądają z tej perspektywy tak jakby jak para gejowska, która zaadoptowała sobie dziecko? - mimo że nie była to może zbyt błyskotliwa uwaga, nie potrafiłam się po prostu nie zaśmiać. Gregor stał tak samo jak ja i w ten sam sposób patrzył na kolegów.
- Nie, nie mogę sobie tego wyobrazić. Od razu mam przed oczami obraz ich dwóch, jak... - odchrząknął głośno i nie śmiał dokończyć. Popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
- Oj głupi jesteś! Ty tylko o jednym... - szturchnęłam go w ramię i ruszyliśmy dalej.
Skierowaliśmy się w stronę domku. Kiedy weszliśmy do środka, pomieszczenie było puste. Zapewne reszta zawodników odpoczywała w innych miejscach albo była na obiedzie. Zajęłam pierwsze lepsze wolne krzesło i byłam z tego powodu ogromnie zadowolona. Upał wciąż nie ustępował i wykańczał człowieka na zewnątrz. Gregor sięgnął do lodówki, skąd wyjął puszkę RedBulla, niezastąpionego kompana podczas każdej chwili z jego życia, i wypił ją w okamgnieniu. Patrzyłam na niego, mrużąc brwi.
- Nie sądzisz, że to świństwo truje ci żołądek? Jak ty po tylu latach picia takich napojów nie wylądowałeś w szpitalu? - spytałam. Wyrzucił puszkę do kosza i usiadł obok mnie.
- Taka moja dola. Muszę reklamować sponsora i pić te energetyki. Poza tym, jestem już od nich uzależniony i nie wyobrażam sobie nie picia ich.
- Tego to akurat mogę się domyśleć – stwierdziłam ironicznie. Nic nie odpowiedział, jedynie wciąż mi się przypatrywał.
- Chodź do mnie – nim zdążyłam zareagować, chwycił moją rękę i przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że siedziałam na nim okrakiem. Po chwili poczułam na sobie jego zachłanne pocałunki. Nie omieszkałam mu ich nie oddać.
- Zaraz ktoś może tu wejść – odezwałam się, gdy wreszcie dał mi odrobinę wytchnienia. Zaśmiał się krótko.
- Nikt tu teraz nie przyjdzie. Mamy być na skoczni dopiero za jakieś pół godziny – odparł niczym nieprzejęty. Poczułam jego wargi na swojej szyi, a później na dekolcie. Następnie zsunął zwinnie jedno z ramiączek mojej bluzki.
- Gregor! - pisnęłam, będąc jednocześnie zaniepokojona jak i podniecona jego poczynaniami.
- Cii.. - bąknął jedynie. Po chwili uwolnił moje piersi spod niepotrzebnego materiału i zaczął je pobudzać. Przymknęłam oczy, zagryzając wargi, lecz uczucie niepokoju nie przestawało dawać o sobie znać.
- Masz takie piękne ciało. Nie mogę się nim w ogóle nasycić – szepnął, na chwilę nie przestając mnie pieścić.
- Uspokój się – próbowałam go przywołać do porządku, lecz nie potrafiłam. Sama już zapomniałam o bożym świecie, a moje ciało domagało się więcej.
- Tu i teraz – szepnął ochrypłym głosem. Otworzyłam szeroko oczy.
- Oszalałeś! – miałam wrażenie, że mój głos z kolei nie należy już do mnie. Znów się zaśmiał. Mimo moich bardzo „stanowczych” prób odpędzenia go od swojego chytrego planu, on zdążył już lekko mnie unieść i rozsunąć swoje spodnie. Nawet nie spostrzegłam, kiedy poczułam go w sobie.
Był intensywny i zaborczy. Tym razem nie zaszczycił mnie swoją delikatnością i czułością, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, cholernie mnie w ten sposób pociągał. Bo ja sama nie pozostawałam mu dłużna. Nie poznawałam sama siebie. Kobiety, która właśnie się z nim kochała. Nie, która się z nim pieprzyła. To chyba tak trzeba nazwać tę pasję, jaka się między nami odbywała. Nie zerkałam już ukradkowo na drzwi, które w każdej chwili mogły się otworzyć. Liczył się on, rosnące we mnie z każdą sekundą pożądanie i ta chwila.

Trening dłużył się jednak niemiłosiernie. Byłam już głodna, Alicja śpiąca a dodatkowo nękały mnie lekkie bóle po naszej dzisiejszej zabawie w domku. Na samo wspomnienie pąsowiałam, ale nie mogłam ukryć, że to mnie w nim najbardziej kręciło.
Zawodnicy skończyli już oddawanie swoich skoków, lecz odbywali oni jeszcze rozmowę z trenerem. Tak więc musiałam cierpliwie czekać na powrót Schlierenzauera, mimo iż moja cierpliwość powoli się wyczerpywała.
Ala bawiła się kilka metrów od trybun, które właśnie zajmowałyśmy i rysowała coś patykiem po piasku. Słyszałam gdzieś za sobą kroki, ale nie chciało mi się odwracać do tyłu, by patrzeć kto to. Z resztą byłam praktycznie pewna, kto. Jakież było moje zdziwienie, kiedy owa osoba pojawiła się tuż przede mną.
- Cześć, Moni – poderwałam się natychmiastowo z krzesełka i spojrzałam na niego zszokowana. Był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewałam.
- Karl? Co ty tutaj robisz? To zamknięty trening – starałam się być jak najbardziej naturalna i pewna siebie, ale kolana mi się uginały. Brunet zrobił jakąś dziwną minę.
- Nie dla kogoś, kto ma swoje sposoby – odparł oględnie. Wolałam nie wnikać – przyjechałem tu, bo chciałem wreszcie z tobą porozmawiać, a nie dajesz znaku życia. Pomyślałem więc, że tu cię znajdę – dodał. Mimowolnie spojrzałam w stronę córki. Nadal bawiła się w swoim miejscu i nie zwracała uwagi na nowo przybyłego. Karl przez moment przypatrywał się dziecku z nieukrywanym wzruszeniem, po czym przetarł twarz i znów zwrócił się do mnie.
- Kiedy wreszcie jej powiesz? - spytał. Tym razem byłam zdumiona.
- Co mam jej powiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- O tym, że to ja jestem jej ojcem. Chciałbym uczestniczyć w jej życiu, tymczasem ty i ten twój kochaś skutecznie mi to uniemożliwiacie – spojrzałam na niego wrogo, czując przypływ złości.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? Że wyjaśnię czteroletniemu dziecku, gdzie do tej pory przebywał jego tatuś i zniszczę tak ciężko budowany świat, w jakim jest szczęśliwe? Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz? - syknęłam.
- To również moja córka. Mam prawo do widywania się z nią! - odpowiedział podobnym tonem.
- A gdzie byłeś przez ponad dwa lata? Gdzie byleś, kiedy uczyła się chodzić, mówić a potem poszła do przedszkola? Gdzie byłeś podczas jej każdych urodzin? No co masz taką minę? Sądzisz, że pozwolę ci na zniszczenie tego wszystkiego, co osiągnął Gregor i zburzę tę więź między nimi? On ją kocha jak własne dziecko. Ona również widzi w nim ojca. My oboje się kochamy i chcemy stworzyć dla niej rodzinę!
- Mimo tego, że przez tego kretyna miałaś wypadek i straciłaś pamięć, której najprawdopodobniej nie odzyskasz? - krew się we mnie wezbrała. Trafił w mój czuły punkt, lecz nie zamierzałam się poddawać.
- Daj sobie spokój, Karl. Najlepsze, co mógłbyś teraz dla niej zrobić, jeśli rzeczywiście ją kochasz, to zniknięcie z jej życia. I tak wiele już przeżyła. Nie chcę, aby nagle zamknęła się w sobie lub straciła zaufanie do ludzi. Wiesz, co się może stać tak małemu dziecku, jeśli ciągle jest przerzucane z kąta w kąt – westchnęłam. Zbliżyłam się o krok do niego i spojrzałam mu w oczy – wyjedź, błagam – szepnęłam desperacko – pozwól nam żyć w spokoju.
Nagle usłyszałam wesołe wołanie dziewczynki. Oboje odwróciliśmy się w jej kierunku i spostrzegliśmy jak biegnie prosto w ramiona szatyna. Przytulił ją do siebie, a potem uważnie nas obserwował.
- Widzisz, Karl? O tym właśnie mówię – nie chciałam dłużej nadwyrężać cierpliwości Gregora i rozmawiać z tym człowiekiem. - jesteśmy razem szczęśliwi i nie psuj tego.
- Nie poddam się – wycedził przez zęby. Mimowolnie zbladłam, a moje ciało ogarnął dreszcz. Wypowiedział to takim tonem, że naprawdę się przestraszyłam.
- Żegnaj, Karl – odpowiedziałam chłodno, nie chcąc dać po sobie znać, że jego poprzednia wypowiedź w ogóle mnie wzruszyła. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam ku pozostałej dwójce, zostawiając bruneta samego.

Szatyn nie odezwał się do mnie przez całą drogę powrotną do domu. Martwiłam się jego nagłą zmianą nastroju. Czy mogła to spowodować rozmowa z Karlem? Nie chciałam poruszać tego tematu zanim nie zostaniemy sami. Alicja nie mogła niczego się domyśleć.
Dziewczynka już dawno usnęła na tylnym siedzeniu. Nie miała dziś swojej popołudniowej drzemki, dlatego nie dziwię się, że po tak intensywnych przeżyciach oczy się jej zamykały. Gdy zaparkowaliśmy już przy garażu Schlierenzauera, skoczek wysiadł z auta i z ostrożnością wziął dziecko na ręce. Nadal nic do mnie nie mówił, choć sądziłam, że to ze względu na śpiącą Alę.
- Zapomniałam torebki – powiedziałam, kiedy wchodziliśmy już do budynku. Gregor bez słowa wyciągnął wolną ręką klucze do samochodu i mi je podał. Co go ugryzło? Przecież to nie ja zaprosiłam Bauchmanna na trening i nie ja chciałam z nim rozmawiać. Postanowiłam przestać się tym zamartwiać tylko dlatego, że szatyn poczuł się zazdrosny i zły. Wiedziałam, że nie ma ku temu powodów a czas na wyjaśnienia przyjdzie później.
Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Dzień zleciał nam bardzo szybko, chodź prawie przez cały czas przebywaliśmy na skoczni. Mimo wszystko dziś było cudownie i nie ukrywam, że chciałabym to powtórzyć.
Odblokowałam zamek w samochodzie Gregora i już chciałam otwierać drzwi, kiedy poczułam z tyłu silny chwyt. Miałam zamiar krzyczeć, lecz napastnik skutecznie przyłożył mi rękę do ust, co mi to uniemożliwiło. Wyrywałam się, ale ten ktoś był o wiele silniejszy i szybko sobie ze mną poradził. Poczułam na ustach jakąś szmatkę nasączoną czymś o charakterystycznym zapachu. Nim zdążyłam stwierdzić, co to, przed moimi oczami zaczęły wirować gwiazdy. Po chwili zupełnie straciłam świadomość.


******

30. Nadzieja matką głupich

Alicja spała już mocno. Nawet nie drgnęła, kiedy kładłem ją do łóżka i zdejmowałem ubranko. Milka, jak co dzień, położyła się obok niej na łóżku i sama ułożyła się do snu. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Co za dupek z tego Karla! Jakim prawem wchodzi sobie bez niczyjej wiedzy na teren skoczni i śmie zaczepiać Monikę? Czego on, do cholery, jeszcze chce? Myśli, że jestem na tyle głupi, by zrezygnować z dziecka i tak po prostu pozwolić mu się z nim widywać? Po moim trupie. Byłem cholernie zazdrosny o brunetkę i nie mogłem znieść tego, że stoi i go w ogóle słucha. A Alicji nie dam mu nawet tknąć.
Wyszedłem z pokoju małej i ziewnąłem, rozciągając ciało. Długi trening na skoczni w tym okropnym upale niemiłosiernie dał mi się we znaki. Nie mam nic przeciwko upałom w lato, ale żeby ciągnęły się przez bite dwa tygodnie po kolei? To już chyba lekka przesada.
Wstąpiłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki kolejnego Red Bulla. Zerknąłem przez okno, które wychodziło na parking. Z początku nic ciekawego nie przykuło mojej uwagi, lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że Monika jeszcze nie wróciła do domu. Przyjrzałem się uważniej podjazdowi. Samochód nadal tam stał, ale dziewczyny już nie było. Pewnie wchodzi na górę.
Minęło 10 a potem 15 minut. Dalej jej nie ma. Gdzie ona mogła się podziać? Wątpię, że poszła do sklepu, bo zakupy robiliśmy dziś rano. Nie sądzę też, że wybrała się na spacer. Czyżby obraziła się na to, że tak długo się do niej nie odzywałem?
Zaniepokoiłem się. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę, ale okazało się, że włącza się u niej poczta. Jeszcze bardziej mnie to zdziwiło. Nie wyłączałaby telefonu, nawet jeśli jest na mnie zła. Bateria też jej nie mogła się rozładować. Wstrętne i złowrogie uczycie paniki zaczęło rodzić się w środku. Przeczuwałem, że coś jest nie tak.
Upewniłem się, że Alicja nadal śpi i postanowiłem na moment rozejrzeć się przy garażu i wokół niego, czy przypadkiem gdzieś tam nie stoi. Było już ciemno, nie chciałem, żeby chodziła sama po ulicach.
Przejrzałem teren chyba ze trzy razy, ale ślad po brunetce zginął. Serce zaczęło mi walić w piersiach. Przestraszyłem się nie na żarty. Coś musiało się stać. Wyłączony telefon i to nagłe zniknięcie.
Nagle dostrzegłem coś niewielkiego, leżącego obok koła samochodu. Kluczyki. Krew odpłynęła mi z twarzy. Boże, oby nie stała się jej krzywda.

- Wstawaj! - powoli wracała mi świadomość. Głos ten dochodził do mnie niczym z oddali i nie mogłam rozpoznać, kto to. Głowa rozsadzała mnie od środka a szum był nie do zniesienia. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i zaczęłam rozglądać się wokół. Było dość ciemno, ale zdawałam sobie sprawę, że znajduje się w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Wydawało mi się, że to bagażnik samochodu. Przeraziłam się. Urywane obrazy zaczęły błąkać się przed moimi oczami. Zostałam napadnięta! Byłam tego w stu procentach pewna. A mój napastnik stał właśnie nade mną.
- Dwa razy nie będę powtarzał! - warknął. Znałam ten głos doskonale, ale nigdy nie spodziewałabym się, że ten człowiek może uczynić coś takiego. Czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza. Oddychałam płytko i gwałtownie – no wstawaj do kurwy nędzy! Nie udawaj takiej księżniczki! - krzyknął, a potem szarpnął mnie za ramię i siłą zaczął wyciągać z samochodu. Byłam cała obalała, a jego zaborczość powodowała jeszcze większy ból. Syknęłam.
- Karl, co ty wyprawiasz? - pisnęłam, spostrzegając, że mój głos drży. - co ty mi zrobiłeś i gdzie w ogóle jesteśmy? - nie mogłam ujrzeć jego twarzy w ciemności. Zauważyłam, że nie dochodziło tu żadne światło, oprócz gwiazd i blasku księżyca, ukrytego za chmurami. Bałam się. Karl to zły człowiek, wyrządził mi w życiu wiele krzywdy. Ale porwanie? On nie mógł być o zdrowych zmysłach.
Mimo tego, że nie czułam, by moje ciało zechciało ze mną współpracować, zaczęłam się za nim wlec w nieznane. Jedyne źródło światła dawała latarka bruneta. Boże, Gregor. Znajdź mnie!
- Radzę ci nie zadawać wiele pytań, bo to się może dla ciebie bardzo źle skończyć – wycedził przez zęby, nie przestając iść. Rozglądałam się panicznie wokół. Nie widziałam żadnych zabudowań, ani nawet drogi asfaltowej. Znajdowaliśmy się na jakimś totalnym pustkowiu, gdzieś w lesie. Oni nigdy mnie tu nie znajdą. Przecież jakim cudem odkryją to miejsce? Karl z pewnością nie zostawił żadnych śladów, a moja wiara w siłę policji była znikoma.
- Karl, wypuść mnie. Czym sobie zawiniłam? Przecież nie chcę ci odbierać dziecka, ale Ala jest szczęśliwa, mając u boku Greg..
- Zamknij się ty głupia zdziro! - poczułam siarczysty policzek. Cios był na tyle silny, że aż się zachwiałam. Mimowolnie z moich oczu zaczęły ulatywać łzy. Następnie znów mnie szarpnął, tyle, że tym razem za włosy i nie zważając na moje cierpienie, po prostu ciągnął dalej. Nie stawiałam już żadnego oporu, bo było to zupełnie bez sensu. - jeszcze raz usłyszę imię tego skurwysyna, to dostaniesz mocniej! - dodał. Zacisnęłam zęby i szłam dalej. Nie wiem, ile to trwało, ale droga zajęła nam na tyle sporo, że moje nogi były wykończone. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przed jakimś małym budynkiem, ukrytym pomiędzy drzewami. Karl kopnął drzwi, które z hukiem upadły na drugą stronę. Pociągnął mnie do środka. Nagle poczułam, jak zbliżył swoją twarz do mojej. Śmierdziało od niego alkoholem i potem. W jego oczach dostrzegłam jakiś dziwny błysk.
- A teraz siedź tu grzecznie i módl się o ratunek – nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć, bo sprytnym ruchem pchnął mnie w ciemne pomieszczenie. Ostatnim, co udało mi się zarejestrować było uderzenie czołem w coś twardego. Następnie znów straciłam przytomność.

- Jesteś pewien, że po prostu się nie wkurzyła i nie poszła sobie na jakiś spacer, żeby oczyścić umysł? - usłyszałem Stefana. To już chyba dziesiąty z możliwych scenariuszy. A nie, przepraszam. Stefan po prostu się powtarza.
- Stef, błagam cię. Zostawiłaby Alicję i tak bez mojej wiedzy poszła na spacer? I nie wróciła od trzech godzin? - brunet skulił się od mojego spojrzenia i podniesionego głosu. Westchnąłem. On chciał mi pomóc, a ja tak po prostu się na niego wydzieram – przepraszam.. - mówię, przecierając ponownie twarz.
- Gregor, ona się znajdzie. Nie możesz się poddawać – odpowiedział. Zdołałem posłać mu blady uśmiech.
- Nie ma wyjścia, trzeba zadzwonić na policję – wtrąciła się roztrzęsiona Amelia. W całym tym gronie chyba jedynie ona była w podobnym stanie, co ja.
- I co policja niby zrobi? Przecież oni każą czekać kolejne godziny, bo nie mają żadnych dowodów, że ktoś Monikę porwał – odparł zdecydowanie Thomas. Amelia zmierzyła go spojrzeniem.
- Nigdy nic nie wiadomo, a warto zadzwonić. I tak nie mamy żadnego punktu wyjścia. - tym razem odezwał się Mark, mimo iż szatynka zdążyła już otworzyć usta. Przysunął się do niej niczym jakiś obrońca. Rzeczywiście między nimi chyba coś jest.
- Dobra, spokojnie. Jeżeli chcecie to dzwońcie – westchnąłem i podniosłem się z fotela. Wzrok wszystkich był skupiony teraz na mnie – a ja idę zajrzeć do małej. Jak się obudzi to zacznie o nią pytać i dopiero wtedy będzie problem – to była jedynie wymówka, by stąd wyjść i dać upust emocjom. Nim opuściłem pomieszczenie, dostrzegłem jednoznaczną minę Thomasa. On znał mnie jak nikt inny, więc wiedział doskonale, jaki jestem teraz roztrzęsiony. Bałem się, że po prostu się za chwilę przy nich rozkleję. Boże, dlaczego mi ją ciągle odbierasz?
Ala nadal spała, mimo hałasów w pokoju obok. Jej widok nieco mnie uspokoił. Ułożyłem się przy niej na łóżku, starając się robić to jak najdelikatniej. Wsłuchiwałem się przez chwilę w jej miarowy oddech. To moja wina. Gdybym nie był taki uparty i nie namawiał Moniki na zerwanie kontaktu z tym całym Karlem nic by się nie stało. Leżałaby teraz ze mną w ciepłym łóżku, a ja po prostu mógłbym patrzeć jak śpi. A to wszystko dlatego, że jestem takim cholernym egoistą. Bo chciałem mieć je obie tylko dla siebie, nie zważając na to, że mała ma jeszcze ojca. Jaki by nie był, to on ma do niej większe prawa niż ja.
Zacząłem lekko głaskać dziecko po ciemnych włosach. Wiedziałem, że muszę ją chronić. I wiem, że teraz muszę zrobić co się da, by odnaleźć jej matkę. Nie wierzyłem w anielską pomoc policji, ale w tej chwili nie miałem wyjścia. Oby tylko była cała i zdrowa.

Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Wszędzie panował istny mrok. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co się wydarzyło. Porwanie, obraz wściekłego Karla, jakaś chatka w lesie..głowa pękała mi od środka przez te migające mi przed oczami obrazy. Odruchowo złapałam się za nią i poczułam coś ciepłego na swoich dłoniach. Krew. Poznałam ją po tym metalicznym zapachu.
Chciałam się jakoś podnieść, ale moje kończyny kompletnie ze mną nie współpracowały. Chaos, jaki ogarniał mój umysł, stawał się coraz większy. Poczułam, jakby napływała na mnie fala przeróżnych wydarzeń. Wszystkie te urywki przenikały się nawzajem i nie byłam w stanie skleić z nich jakiejś całości. Ból był nie do zniesienia i wcale nie ułatwiał mi myślenia.
- Nie próbuj się podnosić, bo i tak nie uda ci się stąd uciec – usłyszałam jego głos gdzieś z drugiego końca pomieszczenia. Po chwili w środku rozbłysnęło światło lampki, które na moment drażniło moje oczy. Kiedy byłam już w stanie mrugać powiekami, dostrzegłam bruneta siedzącego przy jakimś prowizorycznym biurku. Następnie pochylił się nad nim i mocno się zaciągnął, łapiąc się przy tym za nos. To w stu procentach były jakieś narkotyki.
- Po co mnie tu trzymasz? - pisnęłam, a moje przerażenie sięgało zenitu. Już wtedy, na skoczni dostrzegłam jego zmieniony wyraz twarzy. Był zupełnie blady i nie chciał patrzeć mi w oczy. Teraz już wiedziałam, co było tego powodem.
- Dla zabawy, dla utarcia nosa twojemu kochasiowi. Swoją drogą, gdzie on teraz jest? Nie ma zamiaru ratować swojej ukochanej? - dodał sarkastycznie, po czym ponownie wciągnął kreskę. Nie dobrze mi się robiło na ten widok.
- Nie mieszaj w to wszystko Gregora – syknęłam. Miałam jedynie nadzieję, że Alicja jest z nim teraz bezpieczna.
- Posłuchaj mnie uważnie, maleńka! - nagle w przeciągu dwóch sekund znalazł się przy mnie, a ja poczułam jego łapska na swojej szyi. Początkowo nie mogłam oddychać, a on nie zwalniał uścisku – ten twój super gwiazdor nie zdoła mnie przechytrzyć. Alicja to moja córka i mi jej nie odbierze. A ty też zawsze byłaś moja i nie rozumiem, jak mogłaś przestać mnie pragnąć..
Śmierdział brudem i potem. Puścił moją szyję i przez chwilę oddychałam bardzo płytko i nierówno. Teraz mogłam dokładnie dostrzec jego nieobecne spojrzenie. Wyglądał wstrętnie, jak jakiś pierwszy lepszy żul z ulicy. Żołądek podchodził mi do gardła, kiedy czułam jego parszywy oddech tuz przy swojej twarzy.
- Jesteś zwykłym bydlakiem! Zostawiłeś mnie i Alicje bez słowa! Myślisz, że te twoje marne pieniądze wystarczały na cokolwiek?! Że one zrekompensowały mi i jej twoją nieobecność?! To się grubo myślisz! Już dawno o tobie zapomniałam, a Ala właśnie w Gregorze widzi ojca! I nie pozwolę ci tego zniszczyć, ty wstrętna świnio!!- sama nie wiem, czy to złość czy adrenalina dodały mi takiej odwagi. Nie potrafiłam nad sobą panować. Miałam ochotę się na niego rzucić i okładać pięściami. Zamiast tego jednak, po prostu nabrałam śliny do ust i plunęłam mu prosto w twarz.
- Heh.. - parsknął jedynie a ja byłam w coraz głębszym przekonaniu, że ten człowiek jest po prostu stuknięty – wiesz - zaczął, ocierając jednocześnie twarz rękawem – mógłbym cię teraz udusić, pobić na śmierć albo...zadźgać nożem – mimo wszystko moje serce diametralnie przyspieszyło a po ciele rozlała się fala strachu – ale nie...jeszcze się trochę z tobą pobawię.. - mówiąc to zaczął pchać swoje łapy pod moją koszulkę a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Zagryzłam zęby i zamknęłam oczy, kiedy poczułam jego dotyk na swojej piersi. Błagam w duchu, by nie zrobił mi nic więcej.
Na moment mnie puścił, a ja odetchnęłam z ulgą. Wstał i z powrotem podszedł do biurka, z którego coś wyciągnął. Obserwowałam uważnie każdy jego krok. Coś, co trzymał w rękach to były kajdanki. Przeraziłam się. Próbowałam się wyrywać, kiedy uniósł moje ręce do góry i przyczepił je do jakiejś belki. Byłam zupełnie bezradna i zdana na jego łaskę.
- Miałem wiele panienek po tym, jak się rozstaliśmy, wiesz? Ale nigdy żadna nie dorównywała tobie i twojemu ciału.. - jego ręka w tym czasie powoli wędrowała do góry, wzdłuż mojego prawego uda. Zaczęłam wierzgać nogami, kiedy odchylił moje spodenki i ją tam wsadził. Uczucie, jakiego doznawałam było okropne.
- Karl, błagam.. - piszczałam, kiedy on ordynarnie ściągał ze mnie poszczególne części garderoby i dotykał mnie w najbardziej intymnych strefach. Czułam jedynie niechęć i obrzydzenie.
- A teraz maleńka trochę się zabawimy – szarpnął mną i podniósł mnie do pozycji stojącej. Ledwo utrzymywałam równowagę, ale on skutecznie przycisnął mnie do ściany, obracając tyłem do siebie. Wiedziałam już, co się stanie i wiedziałam, że nie ma odwrotu. Wykrzepiłam z siebie ostatnie resztki silnej woli i poddałam się jego poczynaniom be zająknięcia. Usłyszałam tylko jak rozpina rozporek a następnie poczułam ból nie do opisania, powodowany jego gwałtownymi i szybkimi ruchami.
- Gregor.. - szepnęłam, zagryzając wargi do krwi.


Każdy siedział jak struty na swoim miejscu. Każdy ze spuszczoną głową i pogrążony we własnych myślach. W tle było słychać jedynie dźwięk przesuwających sie wskazówek zegara, na którym już dawno wybiła 5 rano. Teraz za oknem słońce w pełni stanęło na horyzoncie i zapowiadał się kolejny upalny dzień.
Tylko Amelia kręciła się po cichu po mieszkaniu, przynosząc każdemu po kubku gorącej kawy. Moja stała na stoliku obok zimna i nietknięta.
- Oni są zupełnie pewni, że to sprawka Bauchmanna? - po raz kolejny zapytał Michael. Chyba tylko po to, by wreszcie przerwać tę grobową ciszę, która dopełniała i tak dostatecznie spieprzoną atmosferę.
- Tak, przecież dałem im jego zdjęcie – westchnąłem już lekko poirytowany. Zmęczenie i wydarzenia ostatniej nocy druzgocąco dawały o sobie znać. - poza tym mają nagranie z monitoringu ulicznego. Doskonale widać tam mój samochód. Z tej odległości rozpoznali, że mężczyzną, który zaatakował Monikę był ten sam facet ze zdjęcia. - wyjaśniłem po raz enty.
- No ale jak oni do tego dojdą? Na pewno nie zabrał jej do swojego mieszkania, bo to byłoby zbyt oczywiste - wtrącił się zbyt milczący jak na siebie Stefan. Zauważyłem, że od kiedy policja nabrała pewności, co do tego, kto jest porywaczem Moniki, Stefan zachowuje się jakby mu oznajmili, że właśnie jego dziewczyna zginęła w jakimś wypadku.
- W ogóle on ma tutaj jakieś mieszkanie? Przecież przyjechał tylko ze względu na Monikę i małą.. - odezwał się Mark.
- Jak dla mnie to pewnie zabrał ją w jakieś odludne miejsce i …
- Zamknij się, Hayboeck! - krzyknęła Amelia. Wszyscy podnieśliśmy wzrok na szatynkę. Po raz kolejny westchnąłem. I znów cisza.
- Dobra, nie możemy obierać najgorszego scenariusza – spojrzałem na Morgiego. Ciekawe jak według niego wygląda ten najgorszy scenariusz – skoro już wiedzą, kim on jest, to na pewno mają jakieś swoje sposoby na odnalezienie takiej osoby. Mi też wydaje się to zbyt podejrzane, że tak szybko zidentyfikowali zwykłego człowieka. Moim zdaniem Karl coś przeskrobał i już dawno był poszukiwany – dodał rzeczowo. Patrzyłem na niego tępo i zacząłem zastanawiać się nad jego teorią. Miałem już coś powiedzieć, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon. Niemal od razu chwyciłem go do ręki a oczy wszystkich skupione były na mnie.
- Halo? - odezwałem się do rozmówcy.

- Panie Schlierenzauer, wiemy, gdzie on ją zabrał. Nasze jednostki już zostały wysłane w to miejsce.

***
Cześć Kochane!
Jak zwykle nie byłam w stanie stworzyć czegoś nowego wcześniej. Jednak chcę jak najszybciej zakończyć to opowiadanie, gdyż naprawdę męczę się ze znalezieniem czasu na cokolwiek. Dlatego postaram się dodać tu jeszcze kilka rozdziałów w miarę szybko.

Pozdrawiam ;*

Ann

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

28. Niepewność

Dość głośne pochrapywanie przerwało mój błogi odpoczynek . Odwróciłam się w tamtą stronę ze ściśniętym zołądkiem. Przestraszylam sie, ujrzawszy twarz szatyna. Spal sobie smacznie, podczas gdy ja przezywalam wlasnie najgorsze meki. Co ja najlepszego zrobilam? Jak moglam tak bezwstydnie i nieodpowiedzialnie wskoczyc mu do lozla? Co toba kierowalo, ty glupia kobieto!
Budzik na stoliku Gregora wskazywal dopiero 6 rano. Na dworze bylo juz jednak jasno, a piekace o tej porze slonce sugerowalo wyraznie, ze dzien bedzie wyjatkowo upalny. Lato w Europie tetnilo zyciem.
Moje przerazenie sieglo zenitu, kiedy zorientowalam sie, ze leze zupelnie naga, okryta jedynie skrawkiem koldry. Ba, szatyn za to spal sobie smacznie tak jak go Pan Bog stworzyl. Choc nie moglam nie przyznac, ze ten widok byl nieziemsko kuszacy...
Powstrzymalam jednak takie mysli.i pospiesznie wyskoczylam z lozka, szukajac wzrokiem swojego szlafroka. Lezal tam, gdzie go zrzucilam w nocy. Piekace rumience wkradly sie na moją twarz w momencie, gdy przed oczami ukazala sie ta scena. Naprawde bylam tak perfidna?
Rzucilam ostatnie spojrzenie na spokojna twarz Gregora. Pragnelam przy nim zostac, lecz jakis wewnetrzny glos w glowie podpowiadal mi, ze postapilam jak ostatnia latawica. Po cichu wyszlam wiec z pokoju, pozostawiajac go samemu sobie.

- Jak to spalas z Gregorem?!- pisnela Amelia. Poslalam jej znaczace spojrzenie, jednoczesnie wskazujac na siedzaca naprzeciwko Alicje. Kobieta wziela gleboki oddech i dodala sciszonym glosem - jak to sie do cholery stalo?
- Nie wiem...no tak po prostu do niego poszlam..i zaczelismy sie calowac...i ..no wiesz.. - odpowiedzialam speszona.
- Ty do niego poszlas? To byla twoja inicjatywa?
- No nie wiem, czy mozna to tak nazwac, ale owszem. To ja sama z wlasnej woli weszlam do jego pokoju nie zwazajac na to, ze jest 1 w nocy. A potem...to sie stalo - odparlam i wypilam lyk goracej kawy, byleby tylko zajac czyms usta. Opowiadanie o tym, co zdarzylo sie w nocy bylo naprawde trudne.
Amelia przygladala mi sie przez chwile, a potem spytala.
- No i jak?
- Ale co no i jak? - spytalam zdezorientowana. Ta przewrocila oczami.
- No jak wam bylo? Poszaleliscie troche czy bylo raczej romantycznie? - w jej oczach moglam dostrzec wyrazny blysk. Zmruzylam brwi - sadzac jednak po tym, w jakim jestes obecnie stanie raczej byl delikatny...
- Melka, no!- teraz juz bylam pewna, ze wygladam jak burak. Cala twarz mnie piekla i zaczelam sie stresowac.
- Oj no powiedz. Bylo ci z nim dobrze? - splatlam rece i ulozylam je na stole a cala swoja uwage skupilam na stojacym na nim kubku.
- Bylo nieziemsko... - odwazylam sie wreszcie powiedziec. Przyjaciolce oczy wyszly z orbit i czulam, ze az podskoczyla na krzesle z tej ekscytacji. Brakowalo chyba jedynie, by zatarla rece w gescie triumfu.
- Tylko nie rozumiem, dlaczego zdecydowalas sie na to tak szybko? Mieszkasz tu dopiero kilka dni a juz zdazylas wskoczyc mu do lóżka! Moni, przeciez mowilas, ze potrzebujesz czasu, zeby sie do niego przekonac..
- Bo potrzebuje - westchnelam i przetarlam twarz - nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja teraz tego zaluje. Tak sie przed nim bronilam, kazdemu wmawiam, ze potrzebuje czasu na odnowienie tej wiezi miedzy nami. Caly czas go zbywalam a tu nagle przychodze i staje przed nim zupelnie naga. No przeciez to jest chore! - dodalam zrozpaczonym glosem i oparlam brode o blat stolu.
- Zalujesz tego, ze facet zrobil ci cholernie dobrze? Dziewczyno, tyle kobiet na swiecie chodzi niezaspokojonych, bo ich mezowie nie potrafia nic zdzialac a ty jeszcze narzekasz, ze mialas boski orgazm. No naprawde dziwna jestes..
- Och, przestan. To wcale nie jest zabawne - wstalam nerwowo z krzesla i wstawilam oba puste kubki do zlewu, po czym znow przysiadlam sie do szatynki - co ja teraz mam zrobic? Jestem pewna, ze narobilam mu nadziei i wstanie caly w skowronkach. Jak mam niby sie przy nim zachowywac? - spytalam, patrzac blagalnie na przyjaciolke. Ona usmiechnela sie do mnie tajemniczo.
- Normalnie. Przeciez to i tak by sie stalo. Teraz nie ma Sandry, wiec nie stoi wam nic na przeszkodzie, byscie mogli byc razem - odpowiedziala zupelnie powaznie. Ja natomiast patrzylam na nia z niedowierzaniem.
- Byc razem? Nie sadzisz, ze w ten wlasnie sposob jeszcze bardziej pokomplikowalismy nasza relacje? Powinnismy ze soba porozmawiac, pogadac o uczuciach i watpliwosciach a nie od razu ladowac w lóżku! - pisnelam nienaturalnie.
- Boze, dziewczyno. On cie kocha! Facet zrobi dla ciebie wszystko, bo ty i Ala jestescie dla niego najwazniejsze. Jesli nic bys do niego nie czula to nie zdecydowalabys sie na ten seks. - odpowiedziala, gestykulujac - skoncz z tym zadreczaniem sie, bo to nie ma sensu.
- Co tam tak szepczecie, mamusiu? - w mgnieniu oka na kolanach ciotki usiadla Alicja. Usmiechnelam sie do niej.
- No wlasnie, o czym tak szepczecie? - powtorzyl wchodzacy wlasnie do kuchni Schlierenzauer. W tym momencie nie wiedzialam, gdzie podziac wzrok. Nagle wszystko inne stalo sie bardziej interesujacym obiektem niz postac skoczka.
- A takie tam, babskie ploteczki - odparla Amelia, a mala zachichotala. Wreszcie odwazylam sie na niego spojrzec.
Stal sobie jakgdyby nigdy nic w lekkim rozkroku i z zalozonymi rekoma. Mial na sobie krotkie spodenki, ktore mu sama wczoraj zdjelam i jakis podkoszulek. Dobrze chociaz, ze prezentuje sie w miare przyzwoicie przy dziecku.
- Ciocia Mela wpadla do nas na sniadanie, Gregor. Zjesz ze mna? - spytala, robiac do szatyna maslane oczka. On usmiechnal sie na ten widok.
- Jak moglbym odmowic tak pieknej pani? - dziewczynka znow zachichotala.
- Wiecie co, ja bede sie juz zbierac. Wpadlam tylko na chwilke, bo mam pare spraw do zalatwienia. - odezwala sie Amelia. Wstala z krzesla i ucalowala Alicje. Potem podeszla do mnie, kierujac do mnie bardzo znaczace spojrzenie. Mialam ochote ja zatrzymac, bo nie chcialam zostawac z nim sama. To oznaczalo nieunikniona rozmowe a ja sama nie wiedzialam, co mam odpowiedziec.
Szatynka i mnie ucalowala w policzek a korzystajac z okazji, szepnela do ucha:
- Faktycznie, jest caly rozpromieniony. Och, co to musiala byc za noc! - no myslalam, ze za chwile ja strzele.
- Odprowadze cie - zaoferowal sie Gregor i zaraz znikneli w korytarzu.
Stanelam oparta o sciane i wzielam kilka glebszych oddechow. Uspokoj się, mowilam sobie w duchu. Przeciez to byl tylko seks, a nie jakas zbrodnia.
- Mamusiu, a wiesz, dlaczego tak lubie jesc grzanki? - spytala Alicja. Wlasnie wziela dosc sporego gryza tosta i umazałs sobie palce i buzie sosem. Smiac mi sie chcialo na ten widok.
- No dlaczego, skarbie?
- Bo ty je dla mnie robisz. Kocham cie, mamusiu! - otworzylam usta ze zdumienia i wpatrywalam sie zachwycona w te malutka dziewczynke. Jedynie dziecko moze wywolac takie wzruszenie i dume u matki, jakie poczulam dzieki Ali. Dla takich chwil warto byc rodzicem.
W jednej sekundzie dziecko znalazlo sie w moich ramionach. Mala byla nieco zaskoczona, ale z radoscia objela moja szyje.
- Ja tez cie bardzo kocham, coreczko - szepnelam i ucalowalam jej wlosy. Nie spostrzeglam nawet, ze calej tej scenie przyglada sie Schlierenzauer.
Przez nastepne kilkanascie minut oboje konczyli sniadanie a ja zajelam sie sprzataniem. Czulam na sobie co chwila jakies ukradkowe spojrzenia szatyna, ale staralam sie nie zwracac na nie uwagi, choc palilo mnie od wewnatrz.
- Zostaw to juz - uslyszalam gdzies przy swoim uchu a potem z mojej reki zabrano gabke do mycia. Zerknelam spanikowana do tylu, ale przy stole nie bylo juz Alicji - poszla umyc zeby - odpowiedzial na moje nieme pytanie. Poczulam, jak moje serce przyspiesza rytm a ja sama zaczynam oddychac nierowno. Szatyn delikatnie dotknal mojego ramienia. Az podskoczylam.
- Unikasz mnie. Dlaczego rano sobie ode mnie poszlas? - spytal cicho.
- Uznalam, ze nie powinnam nadwyrezac twojej goscinnosci - odparlam, a on wybuchl smiechem.
- Niezle to nazwalas - nadal sie smial. Spojrzalam na niego spod byka.
- Nie powinienes szykowac sie na trening? - spytalam, starajac zachowywac sie zupelnie naturalnie. Odwrocilam sie w jego strone, ale nadal nie patrzylam mu w oczy.
- Podobalo mi sie - powiedzial zamiast tego. Czulam, jak robi mi sie goraco.
- Kuttin da sie ci popalic, jesli znow sie spoznisz. - nawet nie spostrzeglam, kiedy zdazyl polozyc swoje rece na moich posladkach - Gregor! - krzyknelam zirytowana i odsunelam sie od niego na bezpieczna odleglosc.
- Monika, o co ci chodzi? Wczoraj w nocy bylo nam razem dobrze. Dlaczego tak nagle znow sie przede mna zamykasz? - spojrzalam mu w oczy i zauwazylam w nich wyrazna pretensje. Wcale sie nie dziwie, ze jest na mnie zly. Najpierw sama pakuje mu sie do lozka, wiedzac co do mnie czuje, a teraz znow zachowuje dystans. Jestem popaprana.
- Nie wiem...to byl chyba blad..- szepnelam, spuszczajac glowe. Czulam bijace od niego napiecie.
- Powiedzialas, ze tez mnie kochasz. Zdajesz sobie sprawe, jak nieziemsko sie wtedy poczulem? Po co dajesz mi zludna nadzieje i zaraz ode mnie uciekasz? Po cholere sie przede mna rozebralas? Sadzilas, ze jestem w stanie tak nad soba panowac?
- Gregor, przepraszam. Ja po prostu nie wiem, co..
- Tak, nie wiesz, co do mnie czujesz. Jestes pogubiona i zdezorientowana. Super. Fajnie. Jezeli tak by bylo to nie staloby sie to, co sie stalo! - niemal krzyknal. Patrzylam na niego przestraszona. Nigdy wczesniej nie widzialam go w takim stanie. Byl zly. I to cholernie zly.
I co ja mialam zrobic? Czemu odrzucam to wszystko, co mam podane na tacy? Co ja wlasciwie do niego czuje?
Nie potrafilam mu juz nic wiecej odpowiedziec. Po co mialam wciskac mu kit, ze bardzo go kocham i ze ta noc byla cudowna, skoro sama nie wiem jak jest. Tylko go zranilam. Zdaje sobie sprawe, jaki przezyl upadek z tego stanu uniesienia do punktu wyjscia. Oj, glupia jestes!
Widzac, ze nie mam nic wiecej do powiedzenia, po prostu wyszedl z kuchni. Za chwile uslyszalam jak trzaska drzwiami do swojego pokoju.
Z mych oczu zaczely lac sie lzy. Czemu musze tak go zawodzic? Przeciez z pewnoscia cos do niego czuje. I to nie jest bynajmniej zwykla sympatia. W koncu bylo nam wczoraj tak dobrze...
Powinnam dac nam szanse na rozwoj tego uczucia. Z kazda chwila kochalabym go coraz mocniej i bylibysmy szczesliwi.
Po kilku minutach znow dobiegl mnie dzwiek otwieranych drzwi pokoju Schlierenzauera. Musialam cos zrobic. Przeciez nie moglam pozwolic, by chodzil przeze mnie zly i zawiedziony.
- Gdzie idziesz?- spytalam, gdy pojawilam sie w przedpokoju. Szatyn wlasnie zakladal buty.
- Jade na trening - odpowiedzial oschle nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Następnie chwycił swoją torbę sportową i kluczyki do auta, a potem zamierzał wyjść.
- Gregor - stanęłam naprzeciwko niego. On jednak wyraźnie nie potrzebował mojej obecności.
- Zostaw mnie - warknął. Z początku ten ton mnie nieco zraził, ale nie mogłam pozwolić, żeby tak po prostu sobie poszedł.
Chciał mnie ominąć, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Gregor, ta noc była cudowna - powiedziałam, a on wreszcie spojrzał mi w oczy. Jego tęczówki były przepełnione goryczą.
- Znów chcesz dać mi złudną nadzieję? - spytał z bólem w głosie. Gdy tak na niego patrzyłam, w mojej głowie stanął obraz wczorajszej nocnej sceny. Jego ciepłe oczy, zbudowane ciało, każda pieszczota i pocałunek. Znów zrobiło mi się gorąco.
- Gdzie jest Alicja? - spytałam, sama nie poznając swojego głosu. Zdziwił się tak nagłą zmianą tematu.
- Jest w moim pokoju i gra w coś na laptopie. Obawiam się, że tak szybko się od tego nie oderwie - odparł, próbując odgadnąć, o co mi chodzi. Uśmiechnęłam się chytrze.
Nie marnując ani chwili dłużej, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę swojej sypialni. Gdy już się tam znaleźliśmy, cicho zamknęłam drzwi na klucz.
- Co ty wyprawiasz? - nie krył zdumienia. Zorientował się dopiero, kiedy sięgnęłam po jego koszulkę i zaczęłam ją z niego ściągać - oszalałaś? - złapał mnie za nadgarstki i patrzył na mnie nieufnie.
- Potrzebuję cię, Gregor. Nawet sama nie zdaję sobie sprawy, jak bardzo. I boję się sama przed sobą przyznać, jak cholernie dobrze mi z tobą było. Głos rozsądku chce, bym nadal cię zwodziła, ale serce...moje serce chyba chce tego - stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego usta. Potem pogłębiłam pocałunek, spijając z jego warg słodki smak. 
Nie spostrzegłam, kiedy przywarł mnie do ściany i z żarliwością mnie całował. Kiedy podniósł moją koszulkę i pieścił moje piersi, powoli schodząc w dół. I wreszcie kiedy poczułam jego zdecydowane ruchy w sobie.
To było jak gorączka. Nie potrafię opisać, co się między nami stało. Byłam zbyt skołowana i zapatrzona w jego oczy. Jedno wiem na pewno. 
Nie odważę się znów go odrzucić.

**
Kolejny rozdział, pełny powątpiewania i niezdecydowania u Moniki. W ciągu jednej minuty go odpycha a zaraz potem lądują razem w łóżku :) ale taki był mój plan.
Przepraszam za ten brak znaków, część rozdziału pisałam na telefonie.
Udanego rozpoczęcia nowego roku szkolnego!
Buziaki ;*

czwartek, 27 sierpnia 2015

27. Ta noc do innych jest niepodobna

Zapukałam cicho do pokoju mamy. Wbrew pozorom wcale nie chciało mi się spać. To była zwykła wymówka, by pozbyć się Schlierenzauera.
Krótkie „proszę” dało mi sygnał do wejścia do środka. Mama leżała już w łóżku w okularach na nosie, czytając jakąś książkę. Uśmiechnęła się delikatnie na mój widok.
- Coś się stało, kochanie? - mówiąc to odłożyła lekturę na bok i zdjęła okulary.
- Nie, skąd. Po prostu...przyszłam pogadać – szepnęłam w jej stronę. Mama pokiwała lekko głową i poklepała miejsce obok siebie. Bez wahania wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę i oparłam głowę o jej ramię. Było mi od razu lepiej.
- Zachowuję się teraz jak Alicja – usłyszałam jej cichy śmiech.
- Myślę, że matka jest potrzebna w każdym wieku – odpowiedziała i mnie do siebie przytuliła. Trwałyśmy tak chwilę w milczeniu.
- Boję się, mamo – wydusiłam z siebie. - boję się zostać tu sama. Jak mam sobie poradzić w tym stanie? - byłam zrozpaczona. Jedyna osoba, której w pełni ufam i która do tej pory stanowiła dla mnie największe oparcie zaraz miała mnie opuścić.
- Nie możesz myśleć w ten sposób – odpowiedziała spokojnie – to, co ci się przytrafiło jest podłe. Los cię do tej pory nie oszczędzał a ta choroba to jak jakiś gwóźdź do trumny – westchnęła i zamilkła na moment, chcąc zapewne zebrać myśli. - ale musisz się z tym pogodzić. Jakoś to sobie poukładać i żyć dalej. Z czasem to wszystko przestanie być takie obce..
- Łatwo ci mówić – wtrąciłam się – to nie ty nie wiesz, kim tak naprawdę jesteś i nie ciebie pozbawiono wszelkich wspomnień. Ja już utraciłam dawne życie, mamo. Jak mam normalnie funkcjonować? Jak mam się zachowywać, żeby nie urazić czymś Gregora? On mnie kocha a dawna „ja” już nie istnieje.
- Więc to o niego ci najbardziej chodzi? - spytała. Pokiwałam głową i zacisnęłam usta, żeby powstrzymać zbierające się łzy. Nie miałam już sił.
- Przecież on się ciągle łudzi, że z czasem odzyskam pamięć i przypomnę sobie o tym, co było między nami.
- Sama wiesz, co powiedział lekarz. Istnieją duże szanse, że amnezja minie..
- A jak nie? - przerwałam jej, a mój głos wcale nie był już naturalny. Przypominał raczej jakiś pisk – co, jeśli niczego sobie nie przypomnę i go zawiodę? Spójrz, ile on dla nas robi. Teraz mnie kocha, ale nie będzie wiecznie takim dobroczyńcą i pomagał mi, choć nadal nic między nami nie będzie.
- Gregor nie robi tego, bo liczy na coś z twojej strony. Robi to, bo chce i czuję się w obowiązku teraz wam pomóc. Uważam, że dla spokoju jego sumienia nie powinnaś o nic się zamartwiać – spojrzałam na nią zdziwiona.
- Czyli mam go wykorzystywać, póki jest okazja? - spytałam. Ona znów się uśmiechnęła.
- Chodziło mi raczej o to, że Gregor nie oczekuje niczego w zamian. Chce w jakiś sposób zrekompensować ci wypadek i cały ten szpital. A co będzie między wami to się jeszcze okaże. Poza tym i tak wszystko wskazuje na to, że będziecie razem.. - dodała wesoło, powracając do swojej książki.
- Mamo! - pisnęłam.
- No co? Czy ja już jestem ślepa i głucha? To, że stuknęła mi już pięćdziesiątka nie oznacza, że nigdy nie byłam młoda i zakochana – odparła w ogóle nie przejmując się moim oburzonym tonem.
- Co masz na myśli? - spytałam wzdychając. Co najgorsze, miałam wrażenie, że za chwilę usłyszę z jej ust czystą prawdę.
- Pomijając wszystko, co robi Gregor, bo to oczywiste, że jest w tobie zakochany, zachowujecie się jak para nastolatków, która próbuje się do siebie zbliżyć. No wiesz...te spojrzenia, wstydliwe uśmiechy, łapanie za rękę..
- Gregor pomagał mi tylko wejść na górę..
- Tak? A jak siedzieliście na kanapie i oglądaliście we trójkę telewizję, to przytulał cię, żeby było ci wygodniej? - nie dawała za wygraną. Spuściłam wzrok i czułam, że na moje policzki wkradły się dwa rumieńce.
Nie chciałam, żeby to zaszło za daleko. To, że szatyn nie jest mi obojętny zdałam sobie sprawę jeszcze w szpitalu. Jest przystojny i mogłabym zatopić się w jego oczach. Jest dla mnie dobry, dba o mnie i mogłabym jedynie pomarzyć o lepszym facecie. Ale co ze mną? Przecież my się tak naprawdę nie znamy. Nie znam sama siebie. Jak mam ulec pokusie choćby wkradnięcia się do jego pokoju i uśnięcia przy jego boku, skoro konsekwencje pomyłki mogą być tragiczne? I to nie dla mnie, ale dla niego. Bo moja spaprana osobowość może go jedynie skrzywdzić.
- Jak to było z tobą i z tatą? - szepnęłam. Wzrok mamy powędrował gdzieś w bok. Był nieobecny i jakby...rozmarzony.
- Z ojcem znaliśmy się jeszcze z liceum. I szczerze? Nie znosiłam go. Należał do takiej durnej paczki niby to „popularnych sportowców”. Grał w reprezentacji szkoły, uprawiał różne dyscypliny i był taką gwiazdą. A co za tym szło, panoszył się po korytarzach jak jakiś królewicz a za nim wlokło się stado tych baranów, jego kolegów.
- To chyba trochę tak jak Gregor.. - wyrwało mi się. Mama popatrzyła na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
- Zapewne on w jego wieku musiał zachowywać się podobnie. Tym bardziej, że wtedy jego kariera zaczynała nabierać tempa. - odparła. Dobrze, że nie ciągnęła mnie dalej za język.
- No więc skoro go nie lubiłaś, to dlaczego potem byliście razem? - znów spytałam.
- Wszystko zaczęło się od przygotowań do studniówki – kontynuowała – mieliśmy oczywiście tańczyć „Poloneza”. Jak to na liceum, dziewczyn było dwa razy więcej niż chłopaków. Ojciec miał partnerkę zaklepaną już od dawna, ale w czasie, kiedy mieliśmy zacząć próby, ona złamała nogę i okazało się, że w ogóle nie będzie mogła być na studniówce. O ojca „biło się” wtedy mnóstwo dziewczyn. Ja byłam w gronie tych przegranych, które nie miały partnerów. Ale, że byłam pierwsza na liście oczekujących, że tak powiem, to przydzielili mnie do niego.
- Wow, czyli od „Poloneza” zaczęła się wasza miłość? - mama coraz bardziej mnie zaskakiwała. Ta historia musiała być totalnie jak z bajki.
- Niezupełnie – zaśmiała się cicho – przez te wszystkie tygodnie darliśmy się ze sobą jak pies z kotem. Myślałam, że trener wyrzuci nas ostatecznie spośród par, ale jakoś się opanowywaliśmy no i dotrwaliśmy do tej studniówki. Uwierz mi, że dla mnie ten dzień był jak zbawienie – znów się zaśmiała.
- No i? - nie potrafiłam ukryć ciekawości. Mama znów się rozmarzyła.
- Zatańczyliśmy tego cholernego „Poloneza”, chociaż na próbach szło nam katastrofalnie. Potem, honorowo, tata zatańczył ze mną pierwszy taniec. Tak się jakoś złożyło, że wypadł nam i kolejny i następny. Potem był wolny..
- I spojrzeliście sobie w oczy i okazało się, że się w sobie zakochaliście? - wtrąciłam się. Mama nieco spoważniała.
- Oj tak. Efektem tego „zakochania” 9 miesięcy później był Alek.. - odpowiedziała. Zatkało mnie. Nie sądziłam, że tak to się potoczyło – musieliśmy wziąć szybki ślub, bo mój brzuch stawał się z każdym miesiącem coraz bardziej widoczny. Oboje nie poszliśmy na studia, ale ojcu było łatwiej, bo miał już załatwione kierownicze stanowisko w firmie dziadka. Ja zostałam w domu..
- O kurcze.. - wydukałam. Nie wiedziałam, że młodość mojej matki skończyła się szybciej niż na dobre zaczęła. A miłość między rodzicami...w ogóle mówimy tu o miłości, czy zwykłej wpadce?
- Mamo...żałujesz? - spytałam cicho.
- Czego? Ciąży czy tego, że wyszłam za twojego tatę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- No w sumie..jednego i drugiego. - popatrzyła na mnie ciepło.
- Myślę, że podjęłam wtedy najlepszą decyzję w życiu. Ale bałam się cholernie, bo wszystko potoczyło się tak szybko...ledwo żeśmy się zapoznali a już mieliśmy zostać rodzicami. Ale twój tata okazał się najlepszym mężem na świecie.
Uśmiechnęłam się do niej. Szkoda, że nie pamiętam tych wszystkich rodzinnych chwil. Alek i Kasia ciągle opowiadali mi o tym, jak rodzice byli ze sobą zżyci i jak pięknie okazywali sobie uczucia. Wszystko to przelało się na dzieci i byliśmy naprawdę szczęśliwymi maluchami do czasu, gdy los nie odebrał nam ojca..
- Tęsknisz za nim? - nie odważyłam się spojrzeć jej w oczy. Utrata męża i pozostanie z trójką małych dzieci na utrzymaniu musiało być dla niej wielkim ciosem.
- Codziennie o nim myślę. Ta cholerna choroba odebrała mi miłość życia, ale pozostawiła jej owoce. Was – dotknęła lekko mojego policzka i go pogładziła.
- Musiało ci być ciężko..
- Robiłam wszystko, żeby wam niczego nie brakowało. I sądzę, że wychowałam was na porządnych ludzi.
Znów zamilkłyśmy. Zawsze sądziłam, że udany związek potrzebuje czasu na dojrzenie. Że ludzie poznają się latami i wszystko toczy się powolnym, prawidłowym trybem. Najpierw gorące uczucie, potem myśli się o czymś poważnym. A dopiero później człowiek decyduje się na powiększenie rodziny. Bo przecież jeśli związek rozwija się bez jakichś komplikacji to jest łatwiej.
A tu z drugiej strony jedna noc, która odmieniła życie rodziców. Nawet nie byli parą. A rok później spacerowali już we trójkę i byli oboje w sobie zakochani. I tak przez kilkanaście lat. Przecież to jakiś paradoks.
- Mamo, co ja mam zrobić z Gregorem? - spytałam zrezygnowana.
- Nie wiem – odparła. Obdarzyłam ją błagalnym spojrzeniem – naprawdę nie wiem, córeczko. Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie, bo nie jestem twoim sercem. To jego musisz się słuchać – westchnęła i mocniej mnie do siebie przytuliła – mogę ci powiedzieć jedno. Jeśli coś czujesz lub jeśli sobie wyobrażasz, że jakaś decyzja dotycząca twojego życia uczyni cię szczęśliwą i spełnioną, brnij w to, póki masz okazję. Później się ona nie powtórzy i będziesz tylko żałować. Czasami pewne ryzyko jest bardzo opłacalne..
- Mówisz o tej nocy z ojcem, kiedy byliście zapewne pijani i zrobiliście to w jakichś szkolnych zakamarkach?
- Monika! - zaśmiałam się. Boże, nawet ja nie miałabym nigdy takiego pomysłu, a co mówiąc o mojej poukładanej matce? - nie pozwalaj sobie.
- Oj no przecież żartuję – nie mogłam przestać się śmiać. Po chwili mama mi zawtórowała.

Czy ja dzisiaj wreszcie pójdę spać? No z pewnością nie po takiej rozmowie z własną matką. Po jaką cholerę ona opowiadała mi wtedy o tej studniówce? Teraz nie mogę tak po prostu obojętnie przejść obok pokoju Gregora. Mam nadmienić, że jest 1 w nocy a on rano wybiera się na trening?
Dokuśtykałam jakoś pod jego drzwi. Biodro nadal mi dokuczało, ale utrudniało mi ono jedynie sprawne poruszanie się. Trzy dni w gabinecie fizjoterapeuty zrobiły swoje. Ćwiczenia bolały i były ciężkie jak diabli, ale ulga jaką teraz czuję jest nie do opisania.
- Zaryzykuj, bo warto. Ok, idź do łóżka z Gregorem, bo czeka cię wyśmienity orgazm. Super, mamo. Dzięki za poradę na przyszłość – nie no, ja już gadam sama do siebie. Nocne rozmowy z matką zdecydowanie nie były dobrym pomysłem. Skutkuje to bardzo niepoprawnymi, choć bardzo przyjemnymi myślami z szatynem w roli głównej.
- Dobra, raz kozie śmierć. Przecież to, że tu przylazłam świadczy o tym, że się zdecydowałam – palnęłam się w łeb, żeby choć odrobinę pomóc mu w uruchomieniu. Jeszcze brakuje tego, żeby Schlierenzauer usłyszał jak stoję pod jego drzwiami i coś sobie plotę.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? - usłyszałam jego zaniepokojony głos, kiedy odważyłam się wejść do środka. Odstawił laptopa i wstał z łóżka. Miał na sobie jedynie krótkie spodenki od piżamy. Stałam jak wryta patrząc na jego pokaźnie umięśnioną klatkę.
Powędrowałam wzrokiem od jego nóg, które w niczym nie były gorsze od mięśni brzucha a potem łaknęłam wszystko ku górze. Kiedy doszłam do jego pięknej twarzy spostrzegłam, że patrzy na mnie wyraźnie zatroskany. No tak, nawet się nie odezwałam.
- Nie mogłam zasnąć – odpowiedziałam po prostu. Mój głos był o wiele niższy i nieco gardłowy.
Zrobił kilka kroków w moją stronę. Ja stałam tak dalej, utrzymując jedynie spojrzenie. Boże, on kompletnie nie wiedział, o ci mi chodzi. A ja kompletnie nie wiedziałam, jak zabrać się do tego, by mu pokazać, czego oczekuję.
- Moni? - szepnął cicho, kiedy był już blisko. Opuszkami palców sięgnął do mojego policzka. Poczułam, jakby przeszła przeze mnie jakaś iskierka. Przymknęłam oczy. Przyjemnie było czuć ciepło jego ciała.
- Pocałuj mnie – szepnęłam. Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam zdumienie na jego twarzy. Nie spodziewał się tego z mojej strony. Jego źrenice się rozszerzyły, a sam chyba nie wiedział, co ma zrobić.
- Możesz powtórzyć? - odezwał się chrypiącym głosem, który jeszcze bardziej mnie podniecił.
- Chciałabym, żebyś mnie pocałował – nadal patrzył na mnie z największym zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Jednak na reakcję chłopaka nie musiałam czekać zbyt długo. Już po chwili poczułam jego ciepłe usta na swoich.
Z początku całował mnie niepewnie, jakby badając, czy na pewno nie śni. Później pogłębił pocałunek, a kiedy spostrzegł, że z ochotą mu go odwzajemniłam, ujął moją twarz w dłonie i wpił się zdecydowanie w me wargi.
Nie potrafię opisać uczuć, jakie mnie ogarnęły. Z pewnością była to ogromna tęsknota za tą pierwotną bliskością. Pragnienie miłości i potrzeby bycia dla kogoś. Namiętność. Szczęście. Satysfakcja. Pożądanie. Pocałunek Gregora sprawił, że nie istniało dla mnie już nic wokół. Stworzyliśmy przez tę krótką chwilę jakąś niewidzialną barierę, która oddzielała nas od rzeczywistości.
Gdy na moment się od siebie oderwaliśmy, zauważyłam te same uczucia w jego oczach. Wzajemność. Coś, czego pragnął od bardzo dawna.
Drżące z emocji dłonie przesunęłam w dół, do sznurków od szlafroka. Powoli rozwiązałam węzeł, wciąż patrząc mu ufnie w oczy. Wyczuwałam napięcie na jego twarzy. Czekał, jaki będzie mój kolejny ruch. Tak jak mówił, czekał cierpliwie na mnie. Nie naciskał, choć z pewnością pragnie więcej. Ale nie goniłby za mną, gdybym nagle stąd wyszła.
Poczułam, jak cienka tkanina ześlizguje się z moich ramion odsłaniając ciało. Czy wspomniałam już, że oprócz tego kawałka materiału nie miałam nic więcej na sobie?
- Próbujesz mnie sprowokować? - spytał i przełknął głośno ślinę, gdy wreszcie zdecydował się omieć mnie wzrokiem. Kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Nie – zaśmiałam się melodyjnie. Sama nie wiedziałam, skąd u mnie brała się taka zuchwałość. W końcu nawet nie pamiętam, jak to jest być z mężczyzną. Jednak czułam, że to po prostu drzemie we mnie jak jakaś odwieczna, zaklęta siła.
- Więc? - znów spytał, gdy wypuścił głośno powietrze. Był spięty. Poczułam to, kiedy zarzuciłam mu ręce na szyję. Odpowiedziałam gdzieś przy jego ustach.
- Kochaj się ze mną – szczerość tych słów była rozbrajająca. Nawet ja sama byłam zaskoczona moją bezpośredniością. Jednak pragnęłam tego i nic już by mnie nie powstrzymało.
To, z jaką zachłannością mnie potem pocałował, niemal zbiło mnie z nóg. Momentalnie poczułam, jak u dołu brzucha rodzi się we mnie pożądanie i rośnie z każdym pocałunkiem, każdą pieszczotą, którą mi dawał, każdym czułym słowem.
Nie wstydziłam się przy nim swojej nagości. Wręcz przeciwnie, czułam wewnętrzną satysfakcję widząc jego pożądliwe spojrzenie. A i ja napawałam się widokiem jego pięknego ciała.
- Tak bardzo cię kocham.. - szepnął szybko, kiedy zbliżał się na szczyt rozkoszy. Poczułam, jak zaciska dłonie na moich pośladkach i przyciąga mnie mocniej do siebie. Napięcie na jego twarzy dosięgło zenitu.
I ja rozpadłam się razem z nim na tysiąc kawałków a moim ciałem wstrząsnęła rozkosz. Trwaliśmy tak w tej samej pozycji, zagłębiając się w swoich spojrzeniach.

- Ja.. ja chyba też cię kocham, Gregor – powiedziałam i pozostawiłam na jego ustach długi pocałunek.

**
Powracam z nowym rozdziałem. Już o niebo weselszym. Pozostawiam opinie w Waszych rękach :)
Rozdział napisałam pod natchnieniem mojej ukochanej piosenki:

Pozdrawiam ;*