Rozkoszowałam się
przepiękną, kwietniową niedzielą bawiąc się z Alą na naszym
osiedlowym placu zabaw. Pogoda była dziś wyśmienita. Słońce
ogrzewało ziemię i powoli pobudzało do życia rozkwitającą
zieleń wokół. Kiedy tylko wstałyśmy, od razu wiedziałyśmy, że
na pewno nie zmarnujemy tego dnia na siedzeniu w domu. Nałożyłam
swoje okulary przeciwsłoneczne i wystawiłam stęsknioną twarz na
ciepłe promienie słoneczne.
- Mamo? Chyba jestem
głodna – spojrzałam z uśmiechem na córkę. Dwa warkoczyki,
które zaplotłam jej rano już dawno się rozwaliły a włosy były
rozwiane w każdą stronę. Policzki miała zaróżowione od wysiłku
z jakim pokonywała przed sekundą tor przeszkód a oddech
przyspieszony. Już dawno zdążyła zrzucić swoją czerwoną
wiosenną kurtkę, która leżała teraz obok mnie na ławce i
poddała się urokom tego dnia. Na placu roiła się dziś gromada
takich maluchów z rodzicami, więc moje towarzystwo było jej
zbędne.
- Albo wiesz co? Zjadłabym
jakieś pyszne ciastko z kremem śmietankowym – powiedziała z
zachwytem. Nie wątpię, że po dzisiejszych wyczynach ma chęć na
jakąś dużą porcję słodyczy.
- I gorącą czekoladę? -
pokiwała głową energicznie. Posadziłam sobie dziewczynkę na
kolanach i zaczęłam poprawiać jej potarganą fryzurę – to może
przejdziemy się do mojej restauracji, co? - spytałam. Ona odwróciła
swoją główkę w moją stronę i cała ożywiona odparła:
- Mamusiu, a będzie tam
Schlieri?
- Nie wiem. Może ma
dzisiaj wolne – odpowiedziałam – ale za to podają tam najlepsze
ciastka kremowe na świecie – dodałam.
- No to idziemy koniecznie
– powiedziała zdecydowanie a ja zachichotałam. Kiedy dziewczynka
była już w miarę porządnie uczesana i nałożyła na siebie swoją
kurtkę, wzięłam ją za rączkę i ruszyłyśmy w stronę mojego
miejsca pracy.
- Cześć, kruszynko –
powitała nas wesoło moja szefowa, roztwierając ramiona na
przywitanie dziewczynki, która z wesołą miną się do niej
przytuliła. Popatrzyłam na tą scenę z uśmiechem – co tam u
ciebie słychać? - spytała blondynka.
- Byłyśmy z mamusią na
placu zabaw i było strasznie fajnie – odpowiedziała – pokonałam
najszybciej ze wszystkich taki wielki tor przeszkód – dodała.
- No to super. I pewnie
zgłodniałaś, co? - spytała rozbawiona.
- Taaak! Chce mi się
ciastka z kremem i jeszcze gorącej czekolady.
- Myślę, że coś na to
poradzimy – puściła do niej oczko i dała znać Niki, naszej
kelnerce, by wykonała zamówienie. Podeszłam do obu pań i
cmoknęłam tą starszą w policzek na przywitanie. Zdjęłam swój
płaszcz i usiadłam na wysokim krześle przy barze.
- Wiosenny spacer?
Zazdroszczę. Też bym chciała się stąd choć na chwilę wyrwać.
Na dworze jest taka śliczna pogoda – powiedziała nieco
przygaszona, patrząc rozmarzona przez okna na rozświetloną w
słońcu ulicę.
- To co tutaj jeszcze
robisz? Nie masz nawet wolnej niedzieli? - spytałam.
- Powinnam mieć, ale
Bastian się rozchorował – Bastian to nasz „drugi mózg”
zarządzający tym miejscem – no i musiałam dziś przyjść. Ale
za to odbiorę sobie wolne w tygodniu. O ile będę miała jak –
powiedziała, wzdychając. Nie no, czy ta kobieta nie ma prawa do
odpoczynku?
- Dziewczyno, weź sobie
wreszcie jakiś urlop – powiedziałam – przecież Gregor jest jak
na razie na miejscu, papierami zajmie się Bastian a Mark zaopiekuje
się kuchnią – spojrzała na mnie uważnie.
- Teraz nie mogę.
Przecież za tydzień urządzamy tą imprezę rocznicową – odparła
a ja zmrużyłam oczy, zdezorientowana – to ty nic o tym nie wiesz?
- patrzyła na mnie zdumiona.
- No właśnie nie bardzo.
Jaka znowu impreza rocznicowa?
- W przyszłą sobotę
mija rok od otwarcia restauracji – uśmiechnęła się –
urządzamy tu taką małą imprezę dla wszystkich pracowników i
osób zaangażowanych w ten biznes – wyjaśniła – przecież
Gregor miał cię o tym poinformować. Przez piątkowy wieczór
będzie mnóstwo przygotowań, żebyśmy nie mieli zbyt dużo roboty
w samą sobotę.
- Nic takiego mi nie mówił
– odpowiedziałam szczerze – pewnie wypadło mu z głowy.
- Jak zwykle – odparła
ironicznie – mam nadzieję, że w ogóle pamięta, że ta impreza
ma się odbyć – zaśmiałam się cicho. Co jak co, ale ta wersja
była bardzo prawdopodobna. Po chwili blondynka postawiła przede mną
filiżankę kawy a małej przyniesiono ciastko z kremem i kubek
czekolady.
- Smacznego – Sandra
uśmiechnęła się do dziewczynki, która jedynie pokiwała głową,
gdyż usta miała już pełne kremu śmietankowego. Jedynie
westchnęłam.
Nie wiem, po jaką cholerę
mam wypełniać te sprawozdania. Przecież ja kompletnie nie znam się
na takich rzeczach ani na tych wszystkich obliczeniach. Zirytowany,
skierowałem się do sali, gdzie ponoć przebywa moja narzeczona. Nie
mam zamiaru w taki ładny dzień siedzieć w biurze i zajmować się
tymi pierdołami. Pchnąłem drzwi prowadzące z zaplecza na salę
dla gości i spojrzałam w kierunku baru. Blondynka stała tam
roześmiana i rozmawiała...z Moniką? A co ona tu dzisiaj robi?
Podszedłem do obu kobiet, przerywając im tą wesołą pogawędkę.
- Cześć – obie
skierowały swe spojrzenia na mnie. Ja natomiast patrzyłem tylko i
wyłącznie na nią. Na jej twarzy malował się beztroski uśmiech a
oczy świeciły, jakby z radości. Wyglądała ślicznie. Jak zawsze
zresztą. Nawet w tym kuchennym fartuchu pobudzała moje zmysły. Jej
ciemne, długie włosy były nieco rozwiane od wiatru. Usta
pomalowane malinową szminką a ciemne oczy podkreślone lekkim
makijażem. Zauważyłem, że włożyła dziś na siebie kolorową
spódnicę w kwiaty i dopasowaną do niej bluzkę. Szkoda, że nie
mogę sobie jeszcze popatrzeć na te zgrabne nogi, ukryte za barem...
- Cześć, Gregor –
odpowiedziała wesoło i podparła swój podbródek. Wyglądała
uroczo. Nie tak..poważnie jak każdego dnia w pracy.
- Co? Już ci się
znudziło wypełnianie tych papierów? - usłyszałem głos mojej
narzeczonej i przerzuciłem swe spojrzenie na nią. Również się
uśmiechała i na szczęście nie zwróciła uwagi na ten,
ewidentnie, zbyt długi wzrok ulokowany w twarz brunetki. Otworzyłem
teczkę, gdzie widziałem jedynie rozmazane kratki i cyferki.
- Sandra, błagam. Ja nie
dam rady tego zrobić. - powiedziałem zrozpaczonym głosem. Obie
zaczęły się ze mnie śmiać. Zmarszczyłem czoło.
- Kochanie, nie pękaj –
obie ponownie zaniosły się głośnym śmiechem. Trwało to na tyle
długo, że musiały ocierać łzy spod oczu. Skrzyżowałem ręce –
no przepraszam – powiedziała – zostaw to na biurku, jutro sama
skończę.
- Dzięki, skarbie –
pocałowałem ją w czoło. Nareszcie spokój.
- Ala, jesteś cała
umorusana na twarzy. Chodź no tu – spojrzałem na Monikę, która
właśnie schodziła ze stołka i podeszła do jakiejś dziewczynki,
której obecności wcześniej nie spostrzegłem. Chwyciła do ręki
serwetkę i wytarła małej buzię, całą, zdaję się w kremie.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z uderzającego podobieństwa
między brunetką a tą dziewczynką. Ten sam kolor włosów, ten sam
wyraz twarzy. Identyczny kolor oczu. Zobaczyłem jak kobieta mówi
coś po cichu do małej na co obie reagują śmiechem. Następnie
dziecko dało jej całusa w nos. Stałem tak zdumiony tą sceną.
- Gregor, możesz na
chwilę? - odwróciła się w moim kierunku i spytała. Nie wiedząc,
o co chodzi, podszedłem do nich obu. Dziewczynka stała nieśmiało
i tuliła się do ciała brunetki.
- Chciałam ci przedstawić
być może jedną z twoich najwierniejszych fanek – uśmiechnęła
się do mnie – to moja córka, Alicja – dziewczynka stanęła
naprzeciwko mnie i patrzyła na mnie tymi samymi ciepłymi oczami,
jakie posiada jej mama.
- Cześć, Alicja –
ukucnąłem przy niej – miło mi cię poznać – uśmiechnąłem
się do niej i choć widziałem niepewność na jej buzi, zaraz
odwzajemniła mi tym samym.
Boże, ona do złudzenia
była podobna do Moniki. Jak dwie krople wody.
- Lubisz oglądać skoki
narciarskie? - spytałem a ona pokiwała na zgodę – o widzisz, a
twoja mama mówiła, że sama chyba nie bardzo – mówiąc to
spojrzałem do góry na twarz brunetki. Uśmiechnęła się pogodnie.
- Bo mama nie ogląda
żadnego sportu – odpowiedziała mała – ja oglądam skoki z moim
wujkiem i wszystko wiem, ale wujek teraz już z nami nie mieszka i
pewnie nie będę miała z kim – przyjrzałem się jej uważnie.
Kim był ten „wujek”? Brat czy chłopak mamy? Dziewczynka
wspomniała, że już razem nie mieszkają.
- Na pewno będziecie
mieli jeszcze na to okazję – powiedziałem.
- Pewnie tak, ale dopiero
jak pojedziemy do babci do Polski – wyjaśniła. Czyli jednak brat.
Z resztą, czemu mnie to tak interesuje?
- No a komu jeszcze
kibicujesz?
- Yyy...lubię Kamila
Stocha, bo jest najlepszy – zaśmiałem się cicho – ale
najbardziej lubię waszą drużynę. Morgi jest fajny, szkoda, że
już nie skacze – powiedziała poważnie, a ja starałem się nie
zaśmiać – Michi jest całkiem przystojny, ale ty i tak jesteś
najładniejszy – dodała.
- Luśka! - usłyszeliśmy
reprymendę brunetki. Mała się nieco zawstydziła i próbowała
ukryć twarz za postacią matki. Swoją drogą z tej perspektywy
miałem wreszcie okazje dobrze popodziwiać te nogi...
- Dziękuję. Inne fanki
też mi to mówią, więc może jest w tym nutka prawdy – odparłem
beztrosko, na co pozostała trójka zareagowała śmiechem.
- Spoko – odpowiedziała
w końcu – i tak mam chłopaka. Ma na imię Olaf i jest ode mnie o
rok starszy. I chociaż cię lubię to wybieram Olafa – stwierdziła
zdecydowanie. W tym momencie ledwo co powstrzymałem się od śmiechu.
Moje usta uniosły się ku górze.
- Ma chłopak szczęście.
No trudno, muszę się pogodzić z porażką – skomentowałem,
udając smutek.
- Ala, co to mają być za
uwagi? To było niestosowne. Siadaj i kończ ten deser –
dziewczynka niezruszona słowami matki usiadła przy mniejszym
stoliku, gdzie zabrała się za swoje ciastko a ja się
wyprostowałem.
- Daj spokój. Takie
4-letnie fanki są naprawdę urocze – zaśmialiśmy się oboje –
lepiej to niż dostawać serduszka od jakichś 16-latek, które
rzuciłyby się na mnie przy pierwszej lepszej okazji.
- Ty, Alvaro, ty lepiej
pilnuj interesu a ja lecę do biura wypełniać te raporty –
powiedziała moja narzeczona. Była niemniej rozbawiona tą całą
sytuacją. Puściła do mnie oczko i po chwili wyszła. Brunetka
również wróciła na swoje krzesło i upiła łyk kawy. Stanąłem
za barem.
- Chyba będziemy się
zaraz zbierać – powiedziała. Spojrzałem na nią uważnie.
- Spieszycie się gdzieś?
- nie chciałem, żeby już wychodziła. Próbowałem wymówić to
lekkim tonem, ale kobieta chyba się zorientowała.
- Niekoniecznie, ale nie
chcemy zawracać wam głowy.
- Przestań, wasza wizyta
to jest jakaś odskocznia od tej monotonii – zauważyłem jej
delikatny uśmiech.
- Mamo, a pójdziemy
kiedyś na prawdziwy konkurs? - usłyszeliśmy głos dziewczynki.
- Do takiego musisz
jeszcze poczekać kilka dobrych miesięcy – odpowiedziała.
- Jakbyście przyszły to
załatwiłbym wam bilety dla VIPów – powiedziałem. Brunetka
spiorunowała mnie wzrokiem a młodszej szkliły się oczy.
- Naprawdę? Mamusiu,
musimy tam iść! - powiedziała rozentuzjazmowana.
- Dobrze, kiedyś się
wybierzemy – westchnęła. Zerknąłem na nią.
- Aż tak nie lubisz tej
dyscypliny?
- Po prostu nie widzę w
tym żadnego fenomenu – upiła kolejny łyk kawy – oczywiście
bez obrazy – zaśmiałem się.
- Może gdybyś widziała
taki konkurs na żywo to zmieniłabyś zdanie – zastanowiłem się
przez chwilę – Lusia, a nie chciałabyś kiedyś przyjść na taki
prawdziwy trening pod skocznie? - spytałem dziewczynkę wesoło. Ta
zachwycona pomysłem, podbiegła do mnie uradowana.
- No jasne, że tak –
powiedziała. Chwyciłem ją do góry i usadowiłem na ladzie, by
mogła swobodnie na nas patrzeć.
- Gregor ja.. - usłyszałem
głos brunetki.
- No ale Alicja bardzo
chce tam iść. No nie odmawiaj jej – powiedziałem skruszony.
- No mamusiu, proszę –
tym razem dziewczynka spojrzała błagalnie na swoją rodzicielkę.
Widziałem wahanie na twarzy kobiety.
- No ok, ok. Pójdziemy –
wywróciła oczami. Za to nasza dwójka przybiła sobie piątki –
Ala, zbieramy się – momentalnie z mojej twarzy zniknął uśmiech.
Nie chciałem, żeby już szła.
- Może was podrzucę? -
zaproponowałem szybko, kiedy brunetka już zakładała swój
płaszcz.
- Nie trzeba. Na dworze
jest ładna pogoda, więc możemy się przejść – odparła.
- Ale macie stąd jednak
kawałek drogi. Moni, nalegam – spojrzałem jej w oczy.
- Nie możesz zostawić
Sandry samej..
- Poradzi sobie. Poza tym
widzisz, że nie ma ruchu. Niki będzie miała oko na salę –
widziałem jak wypuszcza powietrze. Nie miała już żadnych
przeciwnych argumentów. Dlaczego tak bardzo nie chciała mojego
towarzystwa?
- No dobrze –
momentalnie na kartce, która leżała pod ladą napisałem gdzie się
wybieram – zaraz wracam. - Pobiegłem na zaplecze gdzie chwyciłem
swoją kurtkę i kluczyki.
- No to możemy jechać –
uśmiechnąłem się do nich obu.
- Dziękujemy bardzo –
powiedziała, odpinając pas. Mała zdążyła już wyskoczyć z
samochodu i podejść do małego pieska, stojącego pod klatką ze
swoją właścicielką. Widziałem, jak brunetka wodzi wzrokiem za
córką.
- Nie zaprosisz mnie na
kawę czy coś? - w co ty się pakujesz człowieku? Już i tak
wykazałeś się zbyt dużą inicjatywą oferując jej podwózkę.
Teraz jeszcze chcesz wprosić się do jej mieszkania?
- Nie sądzę, żeby to
był dobry pomysł.
- Twój chłopak mógłby
być zły z tego powodu? - spytałem zanim zdążyłem ugryźć się
w język. Idiota.
- Nie mam chłopaka –
powiedziała po chwili milczenia i posłała mi sztuczny uśmiech –
nie mam też męża ani narzeczonego – patrzyłem na nią uważnie,
szczerze zaintrygowany – ciągle drążysz ten temat, więc powiem
ci prawdę i może przestaniesz – o kurwa, zagalopowałeś się
stary. Była zła – Ta ciąża nie była planowana. Wpadliśmy z
moim chłopakiem i na świecie pojawiła się Ala – . Zrobiło mi
się wstyd. To nie moja sprawa a głupio brnę z tym tematem dalej
– ale trafiłam akurat
na takiego, który nie potrzebował rodziny i nie chciał wziąć za
nic odpowiedzialności. Rozstaliśmy się kiedy Ala miała pół
roczku. Nie miałam zamiaru zostawiać dziecka pod opieką kogoś,
kto w tym samym czasie sprowadza sobie do domu kumpli i urządza
jakąś melinę z mieszkania – powiedziała, zaciskając zęby. Nie
patrzyła na mnie. Ja także spuściłem wzrok. Czułem się jak
totalny idiota, że tak na to naciskałem – Oczywiście odwiedzał
małą. Przynajmniej przez jakiś czas. A dokładniej, kiedy
skończyła 2 latka zniknął bez śladu i jedynym dowodem na jego
istnienie są comiesięczne alimenty, które wysyła na moje konto –
widziałem jak zbiera torebkę i szykuje się do wyjścia – tak,
Ala nie ma ojca. Tak, radzę sobie jak widzisz i nie potrzebuję
niczyjego współczucia. Tak, odpieprz się wreszcie z takimi
pytaniami, dobrze? Mam nadzieję, że teraz jesteś zadowolony.
Żegnam - tym razem utkwiła we mnie intensywne spojrzenie. Pełne
pretensji. Nie czekając na moją odpowiedź po prostu wysiadła z
auta.
- Monika, przepraszam.. -
jednak nie usłyszała, gdyż w tym samym czasie trzasnęła
drzwiami. Kobieta podeszła do swojej córki i chwytając ją za
rękę, obie zniknęły za drzwiami klatki schodowej.
- Kurwa! - uderzyłem ręką
w kierownicę. Brawo, Schlierenzauer. Punkt dla ciebie.
Boże, jak ten człowiek
totalnie mnie irytuje! Co go obchodzą moje osobiste sprawy? Jest
moim szefem i tylko takie relacje powinniśmy utrzymywać. Nagle
wyskoczył z tą podwózką do domu. Co miałam zrobić? Pomyślałam,
że może wreszcie da sobie siana, jeśli mu nie odmówię. A potem
po raz kolejny pytał o Karla. Mogłam o tym porozmawiać z Sandrą,
owszem. Z resztą sama jej się zwierzałam, wcale nie musiała
naciskać. Ale jemu? Wręcz nie powinnam. Nie chciałam.
I jeszcze to ciągłe
lustrowanie wzrokiem od góry do dołu. Patrzy na mnie jakby chciał
mnie za chwilę zjeść. A co najgorsze, zawsze wtedy robi mi się
cholernie duszno i przechodzą mnie dziwne dreszcze. „Reagujesz na
niego, kobieto. On ci się też po prostu podoba” - podpowiadała
mi moja podświadomość. Odsunęłam jednak takie myśli daleko.
Westchnęłam. Był przystojny. Zwracałam na niego uwagę tak samo,
jak na innych przystojnych facetów. To normalne. Ale nic więcej.
Czyżby...?
Nie wiem, czego ode mnie
chce. Nie wiem, po co te wszystkie pytania. Wiedziałam jedynie, że
takie rozmowy między nami nie powinny mieć miejsca. Ma przecież
narzeczoną, którą bardzo lubię i z którą dobrze się rozumiem.
To nie fair wobec blondynki.
- Dupek – powiedziałam
na głos sama do siebie. Nie dam się omamić. Już raz to zrobiłam
a efekt tego „uwiedzenia” śpi właśnie spokojnie w swoim
pokoju. Kocham Alę, ale drugi raz tego samego błędu nie popełnię.
Przede wszystkim dla niej samej.
Będę trzymać się od
niego z daleka. Rozmawiać tylko i wyłącznie na tematy służbowe.
Koniec z pakowaniem się w kłopoty.
**
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mogę jedynie obiecać, że następny będzie ambitniejszy i pełny ciekawszych wątków.
Ann
Ty może i nie jesteś z niego zadowolona, ale za to ja jestem i to bardzo ;* Gregor jest strasznie ciekawski i męczący. Nie dziwię się, że Monika ma już powoli go dość i dobrze, że wygarnęła mu te kilka słów w aucie. Natomiast Sandra.. Nie mogę się do niej przyczepić, bo nie mam za co. Ogarnia to wszystko, a Schlieri tylko siedzi i pachnie. Jednakże czekam na jakiś przełomowy moment, który trochę zamiesza w życiu Moniki i Gregora ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, weeeny ;*
Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji na moim blogu: http://jegospojrzenie.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html ;*
UsuńTen rozdział jest mega ciekawy,nie wiem czemu tak uważasz ;3 Chociaż gdyby nie to,że to Gregor,to byłabym na niego zła ;D Cieszę się,że nie jest tak słodko jak w poprzednim opowiadaniu. I oczywiście czekam na następny ! ;3
OdpowiedzUsuńBoże dziewczyno brak mi słów. Mega mega .Jak to czytam to jag bym wszystko widzidziała na żywo a czy tam to dziś .Zapewniam cię że wszyscy są zadowoleni z tego rozdziału .Lece czytać dalej
OdpowiedzUsuń