wtorek, 14 kwietnia 2015

3. Brawo, Schlierenzauer.

Rozkoszowałam się przepiękną, kwietniową niedzielą bawiąc się z Alą na naszym osiedlowym placu zabaw. Pogoda była dziś wyśmienita. Słońce ogrzewało ziemię i powoli pobudzało do życia rozkwitającą zieleń wokół. Kiedy tylko wstałyśmy, od razu wiedziałyśmy, że na pewno nie zmarnujemy tego dnia na siedzeniu w domu. Nałożyłam swoje okulary przeciwsłoneczne i wystawiłam stęsknioną twarz na ciepłe promienie słoneczne.
- Mamo? Chyba jestem głodna – spojrzałam z uśmiechem na córkę. Dwa warkoczyki, które zaplotłam jej rano już dawno się rozwaliły a włosy były rozwiane w każdą stronę. Policzki miała zaróżowione od wysiłku z jakim pokonywała przed sekundą tor przeszkód a oddech przyspieszony. Już dawno zdążyła zrzucić swoją czerwoną wiosenną kurtkę, która leżała teraz obok mnie na ławce i poddała się urokom tego dnia. Na placu roiła się dziś gromada takich maluchów z rodzicami, więc moje towarzystwo było jej zbędne.
- Albo wiesz co? Zjadłabym jakieś pyszne ciastko z kremem śmietankowym – powiedziała z zachwytem. Nie wątpię, że po dzisiejszych wyczynach ma chęć na jakąś dużą porcję słodyczy.
- I gorącą czekoladę? - pokiwała głową energicznie. Posadziłam sobie dziewczynkę na kolanach i zaczęłam poprawiać jej potarganą fryzurę – to może przejdziemy się do mojej restauracji, co? - spytałam. Ona odwróciła swoją główkę w moją stronę i cała ożywiona odparła:
- Mamusiu, a będzie tam Schlieri?
- Nie wiem. Może ma dzisiaj wolne – odpowiedziałam – ale za to podają tam najlepsze ciastka kremowe na świecie – dodałam.
- No to idziemy koniecznie – powiedziała zdecydowanie a ja zachichotałam. Kiedy dziewczynka była już w miarę porządnie uczesana i nałożyła na siebie swoją kurtkę, wzięłam ją za rączkę i ruszyłyśmy w stronę mojego miejsca pracy.

- Cześć, kruszynko – powitała nas wesoło moja szefowa, roztwierając ramiona na przywitanie dziewczynki, która z wesołą miną się do niej przytuliła. Popatrzyłam na tą scenę z uśmiechem – co tam u ciebie słychać? - spytała blondynka.
- Byłyśmy z mamusią na placu zabaw i było strasznie fajnie – odpowiedziała – pokonałam najszybciej ze wszystkich taki wielki tor przeszkód – dodała.
- No to super. I pewnie zgłodniałaś, co? - spytała rozbawiona.
- Taaak! Chce mi się ciastka z kremem i jeszcze gorącej czekolady.
- Myślę, że coś na to poradzimy – puściła do niej oczko i dała znać Niki, naszej kelnerce, by wykonała zamówienie. Podeszłam do obu pań i cmoknęłam tą starszą w policzek na przywitanie. Zdjęłam swój płaszcz i usiadłam na wysokim krześle przy barze.
- Wiosenny spacer? Zazdroszczę. Też bym chciała się stąd choć na chwilę wyrwać. Na dworze jest taka śliczna pogoda – powiedziała nieco przygaszona, patrząc rozmarzona przez okna na rozświetloną w słońcu ulicę.
- To co tutaj jeszcze robisz? Nie masz nawet wolnej niedzieli? - spytałam.
- Powinnam mieć, ale Bastian się rozchorował – Bastian to nasz „drugi mózg” zarządzający tym miejscem – no i musiałam dziś przyjść. Ale za to odbiorę sobie wolne w tygodniu. O ile będę miała jak – powiedziała, wzdychając. Nie no, czy ta kobieta nie ma prawa do odpoczynku?
- Dziewczyno, weź sobie wreszcie jakiś urlop – powiedziałam – przecież Gregor jest jak na razie na miejscu, papierami zajmie się Bastian a Mark zaopiekuje się kuchnią – spojrzała na mnie uważnie.
- Teraz nie mogę. Przecież za tydzień urządzamy tą imprezę rocznicową – odparła a ja zmrużyłam oczy, zdezorientowana – to ty nic o tym nie wiesz? - patrzyła na mnie zdumiona.
- No właśnie nie bardzo. Jaka znowu impreza rocznicowa?
- W przyszłą sobotę mija rok od otwarcia restauracji – uśmiechnęła się – urządzamy tu taką małą imprezę dla wszystkich pracowników i osób zaangażowanych w ten biznes – wyjaśniła – przecież Gregor miał cię o tym poinformować. Przez piątkowy wieczór będzie mnóstwo przygotowań, żebyśmy nie mieli zbyt dużo roboty w samą sobotę.
- Nic takiego mi nie mówił – odpowiedziałam szczerze – pewnie wypadło mu z głowy.
- Jak zwykle – odparła ironicznie – mam nadzieję, że w ogóle pamięta, że ta impreza ma się odbyć – zaśmiałam się cicho. Co jak co, ale ta wersja była bardzo prawdopodobna. Po chwili blondynka postawiła przede mną filiżankę kawy a małej przyniesiono ciastko z kremem i kubek czekolady.
- Smacznego – Sandra uśmiechnęła się do dziewczynki, która jedynie pokiwała głową, gdyż usta miała już pełne kremu śmietankowego. Jedynie westchnęłam.

Nie wiem, po jaką cholerę mam wypełniać te sprawozdania. Przecież ja kompletnie nie znam się na takich rzeczach ani na tych wszystkich obliczeniach. Zirytowany, skierowałem się do sali, gdzie ponoć przebywa moja narzeczona. Nie mam zamiaru w taki ładny dzień siedzieć w biurze i zajmować się tymi pierdołami. Pchnąłem drzwi prowadzące z zaplecza na salę dla gości i spojrzałam w kierunku baru. Blondynka stała tam roześmiana i rozmawiała...z Moniką? A co ona tu dzisiaj robi? Podszedłem do obu kobiet, przerywając im tą wesołą pogawędkę.
- Cześć – obie skierowały swe spojrzenia na mnie. Ja natomiast patrzyłem tylko i wyłącznie na nią. Na jej twarzy malował się beztroski uśmiech a oczy świeciły, jakby z radości. Wyglądała ślicznie. Jak zawsze zresztą. Nawet w tym kuchennym fartuchu pobudzała moje zmysły. Jej ciemne, długie włosy były nieco rozwiane od wiatru. Usta pomalowane malinową szminką a ciemne oczy podkreślone lekkim makijażem. Zauważyłem, że włożyła dziś na siebie kolorową spódnicę w kwiaty i dopasowaną do niej bluzkę. Szkoda, że nie mogę sobie jeszcze popatrzeć na te zgrabne nogi, ukryte za barem...
- Cześć, Gregor – odpowiedziała wesoło i podparła swój podbródek. Wyglądała uroczo. Nie tak..poważnie jak każdego dnia w pracy.
- Co? Już ci się znudziło wypełnianie tych papierów? - usłyszałem głos mojej narzeczonej i przerzuciłem swe spojrzenie na nią. Również się uśmiechała i na szczęście nie zwróciła uwagi na ten, ewidentnie, zbyt długi wzrok ulokowany w twarz brunetki. Otworzyłem teczkę, gdzie widziałem jedynie rozmazane kratki i cyferki.
- Sandra, błagam. Ja nie dam rady tego zrobić. - powiedziałem zrozpaczonym głosem. Obie zaczęły się ze mnie śmiać. Zmarszczyłem czoło.
- Kochanie, nie pękaj – obie ponownie zaniosły się głośnym śmiechem. Trwało to na tyle długo, że musiały ocierać łzy spod oczu. Skrzyżowałem ręce – no przepraszam – powiedziała – zostaw to na biurku, jutro sama skończę.
- Dzięki, skarbie – pocałowałem ją w czoło. Nareszcie spokój.
- Ala, jesteś cała umorusana na twarzy. Chodź no tu – spojrzałem na Monikę, która właśnie schodziła ze stołka i podeszła do jakiejś dziewczynki, której obecności wcześniej nie spostrzegłem. Chwyciła do ręki serwetkę i wytarła małej buzię, całą, zdaję się w kremie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z uderzającego podobieństwa między brunetką a tą dziewczynką. Ten sam kolor włosów, ten sam wyraz twarzy. Identyczny kolor oczu. Zobaczyłem jak kobieta mówi coś po cichu do małej na co obie reagują śmiechem. Następnie dziecko dało jej całusa w nos. Stałem tak zdumiony tą sceną.
- Gregor, możesz na chwilę? - odwróciła się w moim kierunku i spytała. Nie wiedząc, o co chodzi, podszedłem do nich obu. Dziewczynka stała nieśmiało i tuliła się do ciała brunetki.
- Chciałam ci przedstawić być może jedną z twoich najwierniejszych fanek – uśmiechnęła się do mnie – to moja córka, Alicja – dziewczynka stanęła naprzeciwko mnie i patrzyła na mnie tymi samymi ciepłymi oczami, jakie posiada jej mama.
- Cześć, Alicja – ukucnąłem przy niej – miło mi cię poznać – uśmiechnąłem się do niej i choć widziałem niepewność na jej buzi, zaraz odwzajemniła mi tym samym.
Boże, ona do złudzenia była podobna do Moniki. Jak dwie krople wody.
- Lubisz oglądać skoki narciarskie? - spytałem a ona pokiwała na zgodę – o widzisz, a twoja mama mówiła, że sama chyba nie bardzo – mówiąc to spojrzałem do góry na twarz brunetki. Uśmiechnęła się pogodnie.
- Bo mama nie ogląda żadnego sportu – odpowiedziała mała – ja oglądam skoki z moim wujkiem i wszystko wiem, ale wujek teraz już z nami nie mieszka i pewnie nie będę miała z kim – przyjrzałem się jej uważnie. Kim był ten „wujek”? Brat czy chłopak mamy? Dziewczynka wspomniała, że już razem nie mieszkają.
- Na pewno będziecie mieli jeszcze na to okazję – powiedziałem.
- Pewnie tak, ale dopiero jak pojedziemy do babci do Polski – wyjaśniła. Czyli jednak brat. Z resztą, czemu mnie to tak interesuje?
- No a komu jeszcze kibicujesz?
- Yyy...lubię Kamila Stocha, bo jest najlepszy – zaśmiałem się cicho – ale najbardziej lubię waszą drużynę. Morgi jest fajny, szkoda, że już nie skacze – powiedziała poważnie, a ja starałem się nie zaśmiać – Michi jest całkiem przystojny, ale ty i tak jesteś najładniejszy – dodała.
- Luśka! - usłyszeliśmy reprymendę brunetki. Mała się nieco zawstydziła i próbowała ukryć twarz za postacią matki. Swoją drogą z tej perspektywy miałem wreszcie okazje dobrze popodziwiać te nogi...
- Dziękuję. Inne fanki też mi to mówią, więc może jest w tym nutka prawdy – odparłem beztrosko, na co pozostała trójka zareagowała śmiechem.
- Spoko – odpowiedziała w końcu – i tak mam chłopaka. Ma na imię Olaf i jest ode mnie o rok starszy. I chociaż cię lubię to wybieram Olafa – stwierdziła zdecydowanie. W tym momencie ledwo co powstrzymałem się od śmiechu. Moje usta uniosły się ku górze.
- Ma chłopak szczęście. No trudno, muszę się pogodzić z porażką – skomentowałem, udając smutek.
- Ala, co to mają być za uwagi? To było niestosowne. Siadaj i kończ ten deser – dziewczynka niezruszona słowami matki usiadła przy mniejszym stoliku, gdzie zabrała się za swoje ciastko a ja się wyprostowałem.
- Daj spokój. Takie 4-letnie fanki są naprawdę urocze – zaśmialiśmy się oboje – lepiej to niż dostawać serduszka od jakichś 16-latek, które rzuciłyby się na mnie przy pierwszej lepszej okazji.
- Ty, Alvaro, ty lepiej pilnuj interesu a ja lecę do biura wypełniać te raporty – powiedziała moja narzeczona. Była niemniej rozbawiona tą całą sytuacją. Puściła do mnie oczko i po chwili wyszła. Brunetka również wróciła na swoje krzesło i upiła łyk kawy. Stanąłem za barem.
- Chyba będziemy się zaraz zbierać – powiedziała. Spojrzałem na nią uważnie.
- Spieszycie się gdzieś? - nie chciałem, żeby już wychodziła. Próbowałem wymówić to lekkim tonem, ale kobieta chyba się zorientowała.
- Niekoniecznie, ale nie chcemy zawracać wam głowy.
- Przestań, wasza wizyta to jest jakaś odskocznia od tej monotonii – zauważyłem jej delikatny uśmiech.
- Mamo, a pójdziemy kiedyś na prawdziwy konkurs? - usłyszeliśmy głos dziewczynki.
- Do takiego musisz jeszcze poczekać kilka dobrych miesięcy – odpowiedziała.
- Jakbyście przyszły to załatwiłbym wam bilety dla VIPów – powiedziałem. Brunetka spiorunowała mnie wzrokiem a młodszej szkliły się oczy.
- Naprawdę? Mamusiu, musimy tam iść! - powiedziała rozentuzjazmowana.
- Dobrze, kiedyś się wybierzemy – westchnęła. Zerknąłem na nią.
- Aż tak nie lubisz tej dyscypliny?
- Po prostu nie widzę w tym żadnego fenomenu – upiła kolejny łyk kawy – oczywiście bez obrazy – zaśmiałem się.
- Może gdybyś widziała taki konkurs na żywo to zmieniłabyś zdanie – zastanowiłem się przez chwilę – Lusia, a nie chciałabyś kiedyś przyjść na taki prawdziwy trening pod skocznie? - spytałem dziewczynkę wesoło. Ta zachwycona pomysłem, podbiegła do mnie uradowana.
- No jasne, że tak – powiedziała. Chwyciłem ją do góry i usadowiłem na ladzie, by mogła swobodnie na nas patrzeć.
- Gregor ja.. - usłyszałem głos brunetki.
- No ale Alicja bardzo chce tam iść. No nie odmawiaj jej – powiedziałem skruszony.
- No mamusiu, proszę – tym razem dziewczynka spojrzała błagalnie na swoją rodzicielkę. Widziałem wahanie na twarzy kobiety.
- No ok, ok. Pójdziemy – wywróciła oczami. Za to nasza dwójka przybiła sobie piątki – Ala, zbieramy się – momentalnie z mojej twarzy zniknął uśmiech. Nie chciałem, żeby już szła.
- Może was podrzucę? - zaproponowałem szybko, kiedy brunetka już zakładała swój płaszcz.
- Nie trzeba. Na dworze jest ładna pogoda, więc możemy się przejść – odparła.
- Ale macie stąd jednak kawałek drogi. Moni, nalegam – spojrzałem jej w oczy.
- Nie możesz zostawić Sandry samej..
- Poradzi sobie. Poza tym widzisz, że nie ma ruchu. Niki będzie miała oko na salę – widziałem jak wypuszcza powietrze. Nie miała już żadnych przeciwnych argumentów. Dlaczego tak bardzo nie chciała mojego towarzystwa?
- No dobrze – momentalnie na kartce, która leżała pod ladą napisałem gdzie się wybieram – zaraz wracam. - Pobiegłem na zaplecze gdzie chwyciłem swoją kurtkę i kluczyki.
- No to możemy jechać – uśmiechnąłem się do nich obu.

- Dziękujemy bardzo – powiedziała, odpinając pas. Mała zdążyła już wyskoczyć z samochodu i podejść do małego pieska, stojącego pod klatką ze swoją właścicielką. Widziałem, jak brunetka wodzi wzrokiem za córką.
- Nie zaprosisz mnie na kawę czy coś? - w co ty się pakujesz człowieku? Już i tak wykazałeś się zbyt dużą inicjatywą oferując jej podwózkę. Teraz jeszcze chcesz wprosić się do jej mieszkania?
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Twój chłopak mógłby być zły z tego powodu? - spytałem zanim zdążyłem ugryźć się w język. Idiota.
- Nie mam chłopaka – powiedziała po chwili milczenia i posłała mi sztuczny uśmiech – nie mam też męża ani narzeczonego – patrzyłem na nią uważnie, szczerze zaintrygowany – ciągle drążysz ten temat, więc powiem ci prawdę i może przestaniesz – o kurwa, zagalopowałeś się stary. Była zła – Ta ciąża nie była planowana. Wpadliśmy z moim chłopakiem i na świecie pojawiła się Ala – . Zrobiło mi się wstyd. To nie moja sprawa a głupio brnę z tym tematem dalej
– ale trafiłam akurat na takiego, który nie potrzebował rodziny i nie chciał wziąć za nic odpowiedzialności. Rozstaliśmy się kiedy Ala miała pół roczku. Nie miałam zamiaru zostawiać dziecka pod opieką kogoś, kto w tym samym czasie sprowadza sobie do domu kumpli i urządza jakąś melinę z mieszkania – powiedziała, zaciskając zęby. Nie patrzyła na mnie. Ja także spuściłem wzrok. Czułem się jak totalny idiota, że tak na to naciskałem – Oczywiście odwiedzał małą. Przynajmniej przez jakiś czas. A dokładniej, kiedy skończyła 2 latka zniknął bez śladu i jedynym dowodem na jego istnienie są comiesięczne alimenty, które wysyła na moje konto – widziałem jak zbiera torebkę i szykuje się do wyjścia – tak, Ala nie ma ojca. Tak, radzę sobie jak widzisz i nie potrzebuję niczyjego współczucia. Tak, odpieprz się wreszcie z takimi pytaniami, dobrze? Mam nadzieję, że teraz jesteś zadowolony. Żegnam - tym razem utkwiła we mnie intensywne spojrzenie. Pełne pretensji. Nie czekając na moją odpowiedź po prostu wysiadła z auta.
- Monika, przepraszam.. - jednak nie usłyszała, gdyż w tym samym czasie trzasnęła drzwiami. Kobieta podeszła do swojej córki i chwytając ją za rękę, obie zniknęły za drzwiami klatki schodowej.
- Kurwa! - uderzyłem ręką w kierownicę. Brawo, Schlierenzauer. Punkt dla ciebie.

Boże, jak ten człowiek totalnie mnie irytuje! Co go obchodzą moje osobiste sprawy? Jest moim szefem i tylko takie relacje powinniśmy utrzymywać. Nagle wyskoczył z tą podwózką do domu. Co miałam zrobić? Pomyślałam, że może wreszcie da sobie siana, jeśli mu nie odmówię. A potem po raz kolejny pytał o Karla. Mogłam o tym porozmawiać z Sandrą, owszem. Z resztą sama jej się zwierzałam, wcale nie musiała naciskać. Ale jemu? Wręcz nie powinnam. Nie chciałam.
I jeszcze to ciągłe lustrowanie wzrokiem od góry do dołu. Patrzy na mnie jakby chciał mnie za chwilę zjeść. A co najgorsze, zawsze wtedy robi mi się cholernie duszno i przechodzą mnie dziwne dreszcze. „Reagujesz na niego, kobieto. On ci się też po prostu podoba” - podpowiadała mi moja podświadomość. Odsunęłam jednak takie myśli daleko. Westchnęłam. Był przystojny. Zwracałam na niego uwagę tak samo, jak na innych przystojnych facetów. To normalne. Ale nic więcej. Czyżby...?
Nie wiem, czego ode mnie chce. Nie wiem, po co te wszystkie pytania. Wiedziałam jedynie, że takie rozmowy między nami nie powinny mieć miejsca. Ma przecież narzeczoną, którą bardzo lubię i z którą dobrze się rozumiem. To nie fair wobec blondynki.
- Dupek – powiedziałam na głos sama do siebie. Nie dam się omamić. Już raz to zrobiłam a efekt tego „uwiedzenia” śpi właśnie spokojnie w swoim pokoju. Kocham Alę, ale drugi raz tego samego błędu nie popełnię. Przede wszystkim dla niej samej.

Będę trzymać się od niego z daleka. Rozmawiać tylko i wyłącznie na tematy służbowe. Koniec z pakowaniem się w kłopoty.

**
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mogę jedynie obiecać, że następny będzie ambitniejszy i pełny ciekawszych wątków. 
Ann

4 komentarze:

  1. Ty może i nie jesteś z niego zadowolona, ale za to ja jestem i to bardzo ;* Gregor jest strasznie ciekawski i męczący. Nie dziwię się, że Monika ma już powoli go dość i dobrze, że wygarnęła mu te kilka słów w aucie. Natomiast Sandra.. Nie mogę się do niej przyczepić, bo nie mam za co. Ogarnia to wszystko, a Schlieri tylko siedzi i pachnie. Jednakże czekam na jakiś przełomowy moment, który trochę zamiesza w życiu Moniki i Gregora ^^
    Czekam na kolejny, weeeny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji na moim blogu: http://jegospojrzenie.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html ;*

      Usuń
  2. Ten rozdział jest mega ciekawy,nie wiem czemu tak uważasz ;3 Chociaż gdyby nie to,że to Gregor,to byłabym na niego zła ;D Cieszę się,że nie jest tak słodko jak w poprzednim opowiadaniu. I oczywiście czekam na następny ! ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże dziewczyno brak mi słów. Mega mega .Jak to czytam to jag bym wszystko widzidziała na żywo a czy tam to dziś .Zapewniam cię że wszyscy są zadowoleni z tego rozdziału .Lece czytać dalej

    OdpowiedzUsuń