środa, 22 kwietnia 2015

5. Kropka nad "i"

Kochałam ten intensywny zapach cynamonu. Zawsze łączyłam przeróżne smaki dodając właśnie ten składnik. Był idealny. Postanowiłam użyć go i tym razem do wywaru z oliwy z oliwek i krojonej cebuli. Zabawne? Wszystkim niedowiarkom radzę spróbować a dopiero potem ocenić. Wolną ręką sięgnęłam do patelni, na której polędwiczki jagnięce nabierały złotego koloru.
Moją prywatną chwilę ze smakami przerwał głos szatyna, rozchodzący się co jakiś czas od rana po całej kuchni.
- Mark, dlaczego nikt mi nie powiedział, że trzeba zrobić podsumowanie wydatków z całego miesiąca? - mówił nieco zdenerwowany. Uśmiechnęłam się pod nosem. Biedny Gregorek przeżywa właśnie tydzień cierpienia bez Sandry.
- No przecież zawsze tak robimy – odparł niczym nie przejęty kucharz – raz w miesiącu przychodzi do nas księgowa i robi obliczenia a Sandra z Bastianem zwykle wypełniają raporty i robią kolejne zamówienia – odwróciłam się w stronę niedaleko stojących mężczyzn. Schlierenzauer miał minę jakby ktoś mu właśnie oznajmił, że wyburzają Bergisel. Nerwowo podrapał się po głowie.
- Szefie, przy okazji chciałam powiedzieć, że nikt nie zrobił zamówienia na warzywa – odezwała się Lidia, nasza pomoc kuchenna – nie mamy dziś prawie na czym pracować.
- Jak to nie było zamówienia? Przecież zamawianie warzyw to wasza robota – odpowiedział.
- Widzisz, Gregor – powiedziałam jak gdyby nigdy nic – wczoraj wieczorem zostawiłam ci kartkę z listą, czego potrzebujemy i w jakiej ilości – dodałam. Szatyn obdarzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem.
- Naprawdę? - spytał niemal bezgłośnie. Zaśmiałam się cicho.
- Naprawdę. Ty miałeś dostęp do systemu wieczorem. Zawsze robi to ktoś z drugiej zmiany – pokręciłam głową – dobra, ludzie. Potrzeba nam nowej organizacji pracy – wszyscy pracownicy odłożyli swoje zajęcia i skupili się w miejscu, gdzie stali Gregor i Mark.
- Masz rację – odezwał się szef kuchni – jeżeli dalej będziemy pracować w tym chaosie to nici z całej imprezy rocznicowej.
- Co proponujesz? - spytał Gregor. Miał skrzyżowane ręce i zaciśniętą szczękę. Był ewidentnie zirytowany faktem, że jego pracownicy wiedzą o wiele lepiej, jak zarządzać tym biznesem.
- Mark musi zostać na kuchni. Bez niego nic dobrego stąd nie wyjdzie – powiedziałam i zauważyłam szczery uśmiech widniejący na twarzy bruneta – Bastian jak na razie nadal choruje, więc musimy poradzić sobie bez niego. Przykro mi Gregor, ale ty sam tego nie zrobisz. Pomogę ci z papierami – powiedziałam.
- Znasz się na tym? - spytał.
- Myślę, że wiem więcej niż ty – cała grupka zachichotała pod nosem. Szatyn mierzył mnie w tym momencie rozgniewanym wzrokiem.
- Dobra, to idźcie do tego biura a ja dokończę twoje danie. Ale nie oddam cię na długo, bo tu mi jesteś tak samo potrzebna. - odparł Mark.
- No to załatwione. Zobaczmy, co ty tam zmajstrowałeś – powiedziałam – idziemy? - spojrzałam mu w oczy. Czyżbym zraniła dumę samego Gregora Schlierenzauera?
- Jasne – powiedział po chwili wahania przez zaciśnięte zęby. Zdjęłam z siebie fartuch i powiesiłam go na wieszaku a potem ruszyłam ku biurze. Gregor podążył tuż za mną.
- Robisz to specjalnie, prawda? - usłyszałam jego głos tuż za swoimi plecami.
- Niby co? - odparłam beznamiętnie.
- Próbujesz mnie przed nimi wszystkimi skompromitować – powiedział.
- Gregor, ty sam robisz to w o wiele prostszy sposób – odparłam wchodząc do biura. Ma biurku zauważyłam stos porozwalanych wszędzie papierów, które z pewnością muszą być pomieszane. Westchnęłam głośno. Czeka nas kupa roboty. Nagle przede mną pojawiła się postać skoczka. Patrzył mi intensywnie w oczy.
- Jestem twoim pracodawcą. Chyba odrobina szacunku mi się jednak należy – uśmiechnęłam się lekko na ten komentarz.
- Przepraszam za moje słowa, szefie – powiedziałam słodko, przyjmując niewinną minkę. Widziałam, jak kąciki jego ust unoszą się ku górze.
- Wiesz, co? Ja już cię chyba w ogóle nie rozumiem – usłyszałam. Podeszłam do biurka i przysiadłam na wielkim czarnym fotelu. Chwyciłam do ręki kilka kartek i zaczęłam je przeglądać.
- Wiesz, co? Bo kobiety są z reguły skomplikowane – odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc. Po chwili skoczek również podszedł do biurka i usiadł na jego rogu.
- Przez cały tydzień mnie unikasz – powiedział.
- Unikam? Skąd takie przypuszczenia?
- Bo od mojej niedzielnej wizyty prawie w ogóle się do mnie nie odzywasz, no chyba, że w sprawie pracy. Omijasz mnie szerokim łukiem – spojrzałam na niego.
- No raczej tak powinny wyglądać nasze relacje – odparłam zdecydowanie – ty jesteś moim szefem a ja twoja podwładną. Poza tym jesteś tak zabiegany od kilku dni, że nie chciałam ci przeszkadzać – dodałam.
- To znaczy, że nie możemy utrzymywać już żadnych kontaktów towarzyskich? - podniosłam gwałtownie głowę i na niego spojrzałam.
- Gregor, o co ci chodzi? - powiedziałam zrezygnowana.
- Jesteś teraz zła o to, że wtedy powiedziałem, że jesteś bardzo atrakcyjna? Sądziłaś, że cię podrywam? - oznajmił. Przez chwilę moje usta były lekko otwarte ze zdumienia. Nie wierzyłam, że właśnie to powiedział.
- No teraz to już przesadzasz – wróciłam do przeglądania papierów – próbujesz sobie ze mnie zakpić czy jak?
- Jasne, że nie – odparł szybko – po prostu...myślałem, że uda nam się zaprzyjaźnić – znów na niego spojrzałam. Gotowało się we mnie od środka.
- A o jakiego typu przyjaźni niby myślałeś? - spytałam – że ty będziesz mówił mi takie rzeczy a ja padnę w twoje ramiona i pójdę z tobą do łóżka? - powiedziałam nieco ostrzej. Tym stwierdzeniem zszokowałam nie tylko Schlierenzauera ale i samą siebie. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Uważasz, że mogę być takim typem faceta? - spytał. Było mi jednak głupio. Te słowa były zupełnie nie na miejscu.
- Gregor, przepraszam. Nie powinnam mówić ci takich rzeczy – westchnęłam.
- Dlaczego? Przecież dokładnie to masz na myśli – odparł – jestem w końcu wielkim gwiazdorem, który uważa, że może mieć wszystko.
- Posłuchaj – odezwałam się – ja..po prostu nie rozumiem twojego postępowania – utkwiłam spojrzenie w porozrzucane kartki – od samego początku zadajesz mi osobiste pytania, mam wrażenie, że za każdym razem wodzisz za mną wzrokiem i jeszcze te niby „wyrzuty sumienia”. Czego ty właściwie ode mnie chcesz? - spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki.
- Chciałbym cię bliżej poznać – odparł – jesteś w nowym miejscu, nie znasz tu nikogo. Pomyślałem, że będę miły – patrzyłam na niego otępiała. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę, mówiąc takie rzeczy. Pewnie sądzi, że lecę na niego jak jakaś napalona fanka i tylko udaję niedostępną.
- Dobrze, przepraszam, okej? Możemy nie wracać do tego tematu? Teraz to ja się kompromituję – widziałam jak uśmiecha się delikatnie.
- Co nie oznacza, że wcale tak nie sądzę – powiedział cicho – jesteś naprawdę fantastyczną dziewczyną – nie skomentowałam tego. Naprawdę nie miałam ochoty na takie rozmowy.
- Myślę, że takie komplementy powinieneś prawić Sandrze – odpowiedziałam zdecydowanie. Z jego twarzy automatycznie zniknął uśmiech.
- A co jeśli nie mam ochoty mówić tego właśnie jej? Co, jeśli w mojej głowie siedzi ktoś zupełnie inny? - szepnął. Jego spojrzenie było tak...hipnotyzujące. Nienawidziłam uczuć, które wzbudzał we mnie ten facet za każdym razem, gdy tak na mnie patrzył.
- To naprawdę nie moja sprawa – znów próbowałam udać, że sprawdzam coś w dokumentach – jeżeli macie jakieś problemy to wyjaśnijcie je między sobą.
- Monika...
- Nie, Gregor. Nie zostanę twoją cholerną powierniczką – powiedziałam nieco głośniej – tak się składa, że w tym waszym „konflikcie” kibicuję Sandrze, bo to ty ją krzywdzisz – spojrzał gdzieś w bok. Dobrze wiedział, że mam rację – możemy skupić się na pracy?
- Jasne, ok – odparł zrezygnowanym głosem i również począł segregować dokumenty. Zajęliśmy się tym w ciszy, nie odzywając się do siebie ani słowem. Myślałam, że odpuści. Ale z każdą minutą rosło między nami napięcie. Miałam wrażenie jakby to pomieszczenie było za ciasne dla nas dwojga. Było mi gorąco i z trudem czerpałam oddech. Jednak to, co zrobił szatyn chwilę potem było kropką nad „i”.
- Pieprzyć to wszystko – usłyszałam i zmarszczyłam brwi. Nim jednak zdążyłam zareagować, poczułam jego usta na swoich. W pierwszym momencie byłam tak zszokowana, że nie zorientowałam się, co się właśnie stało. Pocałował mnie tak zaborczo i tak mocno, że aż miażdżył mi usta. Trwało to jednak chwilę, bym z ogromną siłą odepchnęła jego ciało od siebie i wstała z fotela, stając jak najdalej od niego.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam. Oddech miałam niewyrównany i płytki. Miałam ochotę go udusić.
- Właśnie to ci próbuję oznajmić – powiedział – coś dzieje się w mojej głowie odkąd zaczęłaś tu pracować.
- Gówno mnie obchodzi, co sobie ubzdurałeś w tej pokręconej główce! – nadal krzyczałam. Byłam na niego wściekła – nie jestem niczyją zabawką!
- Moni, przepraszam – patrzył na mnie ze strachem w oczach – wiem, że jestem debilem i że to było nie na miejscu.
- Masz narzeczoną, zapomniałeś? - złapałam się pod boki – jak możesz postępować w ten sposób wobec niej?
- Tak, wiem. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest w stosunku do niej nie fair. Tylko ja już...
- To porozmawiaj z nią o tym a nie rzucasz się na mnie przy pierwszej lepszej okazji! - krzyknęłam – kto ci na to pozwolił?!
- Podobasz mi się – prychnęłam. On jest serio stuknięty.
- Lecz się, człowieku – pokręciłam głową z niedowierzaniem – po pierwsze mam córkę i przede wszystkim myślę o niej. Jeśli będę chciała mieć faceta to ma to być dla niej ojciec, rozumiesz? - podeszłam do niego bliżej i patrzyłam prosto w oczy – a po drugie nie mam zamiaru mieszać w czyimś związku. Z resztą, wybij sobie to wszystko z głowy – westchnęłam – lubię Sandrę a ty mnie coraz bardziej wkurzasz. Nie życzę sobie takich zagrywek z twojej strony – „choć cholernie na mnie działasz i uwielbiam te ciepłe oczy” dodałam w duchu – udam, że ten incydent nie miał miejsca i będziemy zachowywać się normalnie, jasne?
- Jak sobie życzysz – odpowiedział nie spuszczając spojrzenia.
- No i bardzo dobrze – podeszłam kilka kroków stając tyłem do niego, by się nieco uspokoić. To, co zrobił było po prostu szczeniackie, ale z drugiej strony nie mogłam okłamywać siebie samej, że chciałabym, by uczynił to ponownie.
Tą chorą sytuację uratowało raptowne szarpnięcie drzwi. Tuż za nimi stała blondynka. Przez moment myślałam, że spalę się ze wstydu choć ona niczego nie wie. Jednak uśmiechnęłam się do niej delikatnie i udawałam, że wszystko jest w porządku.
- Cześć wam – przywitała się wesoło, choć na Gregora spojrzała jakoś...”krzywo” - jak tam moja knajpa? Widzę, że na sali siedzą jeszcze jacyś klienci – powiedziała. Nie mogłam nie zaśmiać się na te słowa.
- Nie będę komentować umiejętności zarządzania twojego narzeczonego – na chwilę na niego spojrzałam, lecz szybko odwróciłam wzrok – ale staliśmy z resztą na straży tego miejsca. Myślę, że nie utoniemy – uśmiechnęłam się.
- Świetnie. Bo mnie przez cały tydzień zżerały nerwy i nie mogłam usiedzieć w spokoju.
- Poradziłem sobie, Sandra. Nie jestem małym dzieckiem – usłyszałyśmy chłodny głos szatyna. Blondynka albo nie słyszała albo nie chciała słyszeć tonu, w jakim to powiedział.
- Eee..to może ja was zostawię, bo mamy z Markiem jeszcze sporo roboty – odparłam – myślę, że oboje poradzicie sobie z tymi dokumentami.
- Jasne, dzięki za pomoc – uśmiechnęła się do mnie pogodnie. Nie odpowiedziałam jej na te słowa. Nie zerknąwszy ani razu więcej na postać skoczka szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Kiedy tylko stamtąd wyszłam wypuściłam głośno powietrze, opierając się o chłodną ścianę.
- Co ty ze mną robisz człowieku? - potrzebowałam kilku chwil, aby się uspokoić. Nie mogłam a nawet nie chciałam teraz analizować tej sytuacji. Nie miałam na to sił.
Wróciłam do kuchni, gdzie wszyscy spokojnie zajmowali się swoimi zadaniami. Dostrzegłszy Marka, podeszłam do jego stanowiska.
- Już jestem, więc mogę sama dokończyć dania główne – powiedziałam obojętnie. Sądziłam, że dzięki pracy zaznam choć odrobinę spokoju, lecz nie mogłam się obyć bez uważnego spojrzenia bruneta.
- Coś się stało? - spytał.
- Nie, wszystko jest w porządku – odparłam krótko.
- Sandra przyjechała – powiedział.
- Tak, wiem. Zdążyłam się z nią przywitać – milczał przez chwilę.
- Moni...bo tak się zastanawiałem .. - zerknęłam na niego. Był..spięty? O co może mu chodzić? - wiem, że nie znamy się zbyt długo i w ogóle... - przeczesał włosy. O nie, kolejnego adoratora mi zdecydowanie nie potrzeba.
- No wyduś to z siebie – mimo wszystko zachęciłam go do kontynuowania.
- Nie chciałabyś gdzieś..wyjść razem po pracy, czy coś? - to właśnie przypuszczałam. Spojrzałam na niego. Powinnam właśnie cieszyć się z tego, że od tak długiego czasu ktoś próbuje się ze mną umówić a w środku gościła jedynie obojętność.
- Masz na myśli randkę? - spytałam.
- Tak..chyba tak – odparł nieśmiało. Westchnęłam. Lubiłam Marka, ale randka? Ten pomysł wydawal mi się totalnie nie na miejscu. Spojrzałam gdzieś za plecy bruneta. Kilka metrów od nas w progu stał Gregor. Przyglądał nam się uważnie. Jego mina mówiła, że dokładnie wszystko słyszał.
Zastanowiłam się przez chwilę. A może to dobre rozwiązanie, by wreszcie się go pozbyć? To będzie takie trochę wykorzystanie chłopaka, ale jeśli to jedyne wyjście? Z resztą może to spotkanie okaże się nadzwyczaj udane?
Ponownie spojrzałam w oczy bruneta i posłałam mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
- Z miłą chęcią gdzieś z tobą wyjdę – odpowiedziałam. Widziałam te iskierki szczęścia w jego oczach. Zerknęłam na wejście do kuchni. Szatyna już tam nie było.

**
Co sądzicie o tym rozdziale?
Nie wiem, czy nie za wcześnie doprowadziłam do takiej sytuacji. Ale zobaczymy jak dalej się to rozwinie ^^



3 komentarze:

  1. Cudo,cudo,cudo,cudo ! Nie wiem czemu,ale podoba mi się taki Gregor xD A co do rozdziału to bardzo mnie zaciekawiłaś ! I jak zwykle czekam na kolejny ! ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja takiemu obrotowi spraw nie mam nic przeciwko ;) kocham twoje opowiadania, i ten rozdzial tez jest fajny, zreszta jak zawsze ;) czekalam caly dzien na nowy rozdzial i zaspokoilas moje potrzeby ;) zycze weny i czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, Gregor się wyrwał z tym pocałunkiem tak szybko, że aż mnie zatkało. Szkodził sobie swoim zachowaniem i nadal szkodzi, a pocałunek tylko go pogrążył. Jednakże podoba mi się w takim wydaniu ^^ Co nie zmienia faktu, że też szkoda mi Sandry, która ciężko haruje za dwoje, gdy jego nie ma albo nie ma czasu. Monika umówiona na randkę, no no ^^ I dobrze, że Schlieri wszystko słyszał. Ciekawa jestem, czy zacznie coś knuć, by popsuć im spotkanie, czy może nie.
    Kolejny świetny rozdział Kochana. Czekam na następny! :* :*

    OdpowiedzUsuń