Kochałam ten
intensywny zapach cynamonu. Zawsze łączyłam
przeróżne smaki dodając właśnie ten składnik. Był idealny.
Postanowiłam użyć go i tym razem do wywaru z oliwy z oliwek i
krojonej cebuli. Zabawne? Wszystkim niedowiarkom radzę spróbować a
dopiero potem ocenić. Wolną ręką sięgnęłam do patelni, na
której polędwiczki jagnięce nabierały złotego koloru.
Moją prywatną chwilę ze
smakami przerwał głos szatyna, rozchodzący się co jakiś czas od
rana po całej kuchni.
- Mark, dlaczego nikt mi
nie powiedział, że trzeba zrobić podsumowanie wydatków z całego
miesiąca? - mówił nieco zdenerwowany. Uśmiechnęłam się pod
nosem. Biedny Gregorek przeżywa właśnie tydzień cierpienia bez
Sandry.
- No przecież zawsze tak
robimy – odparł niczym nie przejęty kucharz – raz w miesiącu
przychodzi do nas księgowa i robi obliczenia a Sandra z Bastianem
zwykle wypełniają raporty i robią kolejne zamówienia –
odwróciłam się w stronę niedaleko stojących mężczyzn.
Schlierenzauer miał minę jakby ktoś mu właśnie oznajmił, że
wyburzają Bergisel. Nerwowo podrapał się po głowie.
- Szefie, przy okazji
chciałam powiedzieć, że nikt nie zrobił zamówienia na warzywa –
odezwała się Lidia, nasza pomoc kuchenna – nie mamy dziś prawie
na czym pracować.
- Jak to nie było
zamówienia? Przecież zamawianie warzyw to wasza robota –
odpowiedział.
-
Widzisz, Gregor – powiedziałam jak gdyby nigdy nic – wczoraj
wieczorem zostawiłam ci kartkę
z listą, czego potrzebujemy i w jakiej ilości – dodałam. Szatyn
obdarzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem.
- Naprawdę? - spytał
niemal bezgłośnie. Zaśmiałam się cicho.
- Naprawdę. Ty miałeś
dostęp do systemu wieczorem. Zawsze robi to ktoś z drugiej zmiany –
pokręciłam głową – dobra, ludzie. Potrzeba nam nowej
organizacji pracy – wszyscy pracownicy odłożyli swoje zajęcia i
skupili się w miejscu, gdzie stali Gregor i Mark.
- Masz rację – odezwał
się szef kuchni – jeżeli dalej będziemy pracować w tym chaosie
to nici z całej imprezy rocznicowej.
- Co
proponujesz? - spytał Gregor. Miał skrzyżowane ręce i
zaciśniętą szczękę. Był ewidentnie zirytowany faktem, że jego
pracownicy wiedzą o wiele lepiej, jak zarządzać tym biznesem.
- Mark musi zostać na
kuchni. Bez niego nic dobrego stąd nie wyjdzie – powiedziałam i
zauważyłam szczery uśmiech widniejący na twarzy bruneta –
Bastian jak na razie nadal choruje, więc musimy poradzić sobie bez
niego. Przykro mi Gregor, ale ty sam tego nie zrobisz. Pomogę ci z
papierami – powiedziałam.
- Znasz się na tym? -
spytał.
- Myślę, że wiem więcej
niż ty – cała grupka zachichotała pod nosem. Szatyn mierzył
mnie w tym momencie rozgniewanym wzrokiem.
- Dobra, to idźcie do
tego biura a ja dokończę twoje danie. Ale nie oddam cię na długo,
bo tu mi jesteś tak samo potrzebna. - odparł Mark.
- No to załatwione.
Zobaczmy, co ty tam zmajstrowałeś – powiedziałam – idziemy? -
spojrzałam mu w oczy. Czyżbym zraniła dumę samego Gregora
Schlierenzauera?
- Jasne – powiedział po
chwili wahania przez zaciśnięte zęby. Zdjęłam z siebie fartuch i
powiesiłam go na wieszaku a potem ruszyłam ku biurze. Gregor
podążył tuż za mną.
- Robisz
to specjalnie, prawda? - usłyszałam jego głos tuż za swoimi
plecami.
- Niby co? - odparłam
beznamiętnie.
- Próbujesz mnie przed
nimi wszystkimi skompromitować – powiedział.
- Gregor, ty sam robisz to
w o wiele prostszy sposób – odparłam wchodząc do biura. Ma
biurku zauważyłam stos porozwalanych wszędzie papierów, które z
pewnością muszą być pomieszane. Westchnęłam głośno. Czeka nas
kupa roboty. Nagle przede mną pojawiła się postać skoczka.
Patrzył mi intensywnie w oczy.
- Jestem twoim pracodawcą.
Chyba odrobina szacunku mi się jednak należy – uśmiechnęłam
się lekko na ten komentarz.
- Przepraszam za moje
słowa, szefie – powiedziałam słodko, przyjmując niewinną
minkę. Widziałam, jak kąciki jego ust unoszą się ku górze.
- Wiesz,
co? Ja już cię chyba w ogóle nie rozumiem – usłyszałam.
Podeszłam do biurka i przysiadłam na wielkim czarnym fotelu.
Chwyciłam do ręki kilka kartek i zaczęłam je przeglądać.
- Wiesz, co? Bo kobiety są
z reguły skomplikowane – odpowiedziałam nawet na niego nie
patrząc. Po chwili skoczek również podszedł do biurka i usiadł
na jego rogu.
- Przez cały tydzień
mnie unikasz – powiedział.
- Unikam? Skąd takie
przypuszczenia?
- Bo od mojej niedzielnej
wizyty prawie w ogóle się do mnie nie odzywasz, no chyba, że w
sprawie pracy. Omijasz mnie szerokim łukiem – spojrzałam na
niego.
- No
raczej tak powinny wyglądać nasze relacje – odparłam
zdecydowanie – ty jesteś moim szefem a ja twoja podwładną. Poza
tym jesteś tak zabiegany od kilku dni, że nie chciałam ci
przeszkadzać – dodałam.
- To znaczy, że nie
możemy utrzymywać już żadnych kontaktów towarzyskich? -
podniosłam gwałtownie głowę i na niego spojrzałam.
- Gregor, o co ci chodzi?
- powiedziałam zrezygnowana.
- Jesteś
teraz zła o to, że wtedy powiedziałem, że jesteś bardzo
atrakcyjna? Sądziłaś, że cię podrywam? - oznajmił. Przez chwilę
moje usta były lekko otwarte ze zdumienia. Nie
wierzyłam, że właśnie to powiedział.
- No teraz to już
przesadzasz – wróciłam do przeglądania papierów – próbujesz
sobie ze mnie zakpić czy jak?
- Jasne, że nie –
odparł szybko – po prostu...myślałem, że uda nam się
zaprzyjaźnić – znów na niego spojrzałam. Gotowało się we mnie
od środka.
- A o jakiego typu
przyjaźni niby myślałeś? - spytałam – że ty będziesz mówił
mi takie rzeczy a ja padnę w twoje ramiona i pójdę z tobą do
łóżka? - powiedziałam nieco ostrzej. Tym stwierdzeniem
zszokowałam nie tylko Schlierenzauera ale i samą siebie. Przez
chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Uważasz, że mogę być
takim typem faceta? - spytał. Było mi jednak głupio. Te słowa
były zupełnie nie na miejscu.
- Gregor, przepraszam. Nie
powinnam mówić ci takich rzeczy – westchnęłam.
- Dlaczego? Przecież
dokładnie to masz na myśli – odparł – jestem w końcu wielkim
gwiazdorem, który uważa, że może mieć wszystko.
- Posłuchaj – odezwałam
się – ja..po prostu nie rozumiem twojego postępowania –
utkwiłam spojrzenie w porozrzucane kartki – od samego początku
zadajesz mi osobiste pytania, mam wrażenie, że za każdym razem
wodzisz za mną wzrokiem i jeszcze te niby „wyrzuty sumienia”.
Czego ty właściwie ode mnie chcesz? - spojrzałam w jego
czekoladowe tęczówki.
- Chciałbym cię bliżej
poznać – odparł – jesteś w nowym miejscu, nie znasz tu nikogo.
Pomyślałem, że będę miły – patrzyłam na niego otępiała.
Zrobiłam z siebie totalną idiotkę, mówiąc takie rzeczy. Pewnie
sądzi, że lecę na niego jak jakaś napalona fanka i tylko udaję
niedostępną.
- Dobrze, przepraszam,
okej? Możemy nie wracać do tego tematu? Teraz to ja się
kompromituję – widziałam jak uśmiecha się delikatnie.
- Co nie oznacza, że
wcale tak nie sądzę – powiedział cicho – jesteś naprawdę
fantastyczną dziewczyną – nie skomentowałam tego. Naprawdę nie
miałam ochoty na takie rozmowy.
- Myślę, że takie
komplementy powinieneś prawić Sandrze – odpowiedziałam
zdecydowanie. Z jego twarzy automatycznie zniknął uśmiech.
- A co jeśli nie mam
ochoty mówić tego właśnie jej? Co, jeśli w mojej głowie siedzi
ktoś zupełnie inny? - szepnął. Jego spojrzenie było
tak...hipnotyzujące. Nienawidziłam uczuć, które wzbudzał we mnie
ten facet za każdym razem, gdy tak na mnie patrzył.
- To naprawdę nie moja
sprawa – znów próbowałam udać, że sprawdzam coś w dokumentach
– jeżeli macie jakieś problemy to wyjaśnijcie je między sobą.
- Monika...
- Nie, Gregor. Nie zostanę
twoją cholerną powierniczką – powiedziałam nieco głośniej –
tak się składa, że w tym waszym „konflikcie” kibicuję
Sandrze, bo to ty ją krzywdzisz – spojrzał gdzieś w bok. Dobrze
wiedział, że mam rację – możemy skupić się na pracy?
- Jasne, ok – odparł
zrezygnowanym głosem i również począł segregować dokumenty.
Zajęliśmy się tym w ciszy, nie odzywając się do siebie ani
słowem. Myślałam, że odpuści. Ale z każdą minutą rosło
między nami napięcie. Miałam wrażenie jakby to pomieszczenie było
za ciasne dla nas dwojga. Było mi gorąco i z trudem czerpałam
oddech. Jednak to, co zrobił szatyn chwilę potem było kropką nad
„i”.
- Pieprzyć to wszystko –
usłyszałam i zmarszczyłam brwi. Nim jednak zdążyłam zareagować,
poczułam jego usta na swoich. W pierwszym momencie byłam tak
zszokowana, że nie zorientowałam się, co się właśnie stało.
Pocałował mnie tak zaborczo i tak mocno, że aż miażdżył mi
usta. Trwało to jednak chwilę, bym z ogromną siłą odepchnęła
jego ciało od siebie i wstała z fotela, stając jak najdalej od
niego.
- Oszalałeś?! -
krzyknęłam. Oddech miałam niewyrównany i płytki. Miałam ochotę
go udusić.
- Właśnie to ci próbuję
oznajmić – powiedział – coś dzieje się w mojej głowie odkąd
zaczęłaś tu pracować.
- Gówno mnie obchodzi, co
sobie ubzdurałeś w tej pokręconej główce! – nadal krzyczałam.
Byłam na niego wściekła – nie jestem niczyją zabawką!
- Moni, przepraszam –
patrzył na mnie ze strachem w oczach – wiem, że jestem debilem i
że to było nie na miejscu.
- Masz narzeczoną,
zapomniałeś? - złapałam się pod boki – jak możesz postępować
w ten sposób wobec niej?
- Tak, wiem. Zdaję sobie
sprawę, że to wszystko jest w stosunku do niej nie fair. Tylko ja
już...
- To porozmawiaj z nią o
tym a nie rzucasz się na mnie przy pierwszej lepszej okazji! -
krzyknęłam – kto ci na to pozwolił?!
- Podobasz mi się –
prychnęłam. On jest serio stuknięty.
- Lecz się, człowieku –
pokręciłam głową z niedowierzaniem – po pierwsze mam córkę i
przede wszystkim myślę o niej. Jeśli będę chciała mieć faceta
to ma to być dla niej ojciec, rozumiesz? - podeszłam do niego
bliżej i patrzyłam prosto w oczy – a po drugie nie mam zamiaru
mieszać w czyimś związku. Z resztą, wybij sobie to wszystko z
głowy – westchnęłam – lubię Sandrę a ty mnie coraz bardziej
wkurzasz. Nie życzę sobie takich zagrywek z twojej strony – „choć
cholernie na mnie działasz i uwielbiam te ciepłe oczy” dodałam w
duchu – udam, że ten incydent nie miał miejsca i będziemy
zachowywać się normalnie, jasne?
- Jak sobie życzysz –
odpowiedział nie spuszczając spojrzenia.
- No i bardzo dobrze –
podeszłam kilka kroków stając tyłem do niego, by się nieco
uspokoić. To, co zrobił było po prostu szczeniackie, ale z drugiej
strony nie mogłam okłamywać siebie samej, że chciałabym, by
uczynił to ponownie.
Tą chorą sytuację
uratowało raptowne szarpnięcie drzwi. Tuż za nimi stała
blondynka. Przez moment myślałam, że spalę się ze wstydu choć
ona niczego nie wie. Jednak uśmiechnęłam się do niej delikatnie i
udawałam, że wszystko jest w porządku.
- Cześć wam –
przywitała się wesoło, choć na Gregora spojrzała
jakoś...”krzywo” - jak tam moja knajpa? Widzę, że na sali
siedzą jeszcze jacyś klienci – powiedziała. Nie mogłam nie
zaśmiać się na te słowa.
- Nie będę komentować
umiejętności zarządzania twojego narzeczonego – na chwilę na
niego spojrzałam, lecz szybko odwróciłam wzrok – ale staliśmy z
resztą na straży tego miejsca. Myślę, że nie utoniemy –
uśmiechnęłam się.
- Świetnie. Bo mnie przez
cały tydzień zżerały nerwy i nie mogłam usiedzieć w spokoju.
- Poradziłem sobie,
Sandra. Nie jestem małym dzieckiem – usłyszałyśmy chłodny głos
szatyna. Blondynka albo nie słyszała albo nie chciała słyszeć
tonu, w jakim to powiedział.
- Eee..to może ja was
zostawię, bo mamy z Markiem jeszcze sporo roboty – odparłam –
myślę, że oboje poradzicie sobie z tymi dokumentami.
- Jasne, dzięki za pomoc
– uśmiechnęła się do mnie pogodnie. Nie odpowiedziałam jej na
te słowa. Nie zerknąwszy ani razu więcej na postać skoczka
szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Kiedy tylko stamtąd
wyszłam wypuściłam głośno powietrze, opierając się o chłodną
ścianę.
- Co ty ze mną robisz
człowieku? - potrzebowałam kilku chwil, aby się uspokoić. Nie
mogłam a nawet nie chciałam teraz analizować tej sytuacji. Nie
miałam na to sił.
Wróciłam do kuchni,
gdzie wszyscy spokojnie zajmowali się swoimi zadaniami. Dostrzegłszy
Marka, podeszłam do jego stanowiska.
- Już jestem, więc mogę
sama dokończyć dania główne – powiedziałam obojętnie.
Sądziłam, że dzięki pracy zaznam choć odrobinę spokoju, lecz
nie mogłam się obyć bez uważnego spojrzenia bruneta.
- Coś się stało? -
spytał.
- Nie, wszystko jest w
porządku – odparłam krótko.
- Sandra przyjechała –
powiedział.
- Tak, wiem. Zdążyłam
się z nią przywitać – milczał przez chwilę.
- Moni...bo tak się
zastanawiałem .. - zerknęłam na niego. Był..spięty? O co może
mu chodzić? - wiem, że nie znamy się zbyt długo i w ogóle... -
przeczesał włosy. O nie, kolejnego adoratora mi zdecydowanie nie
potrzeba.
- No wyduś to z siebie –
mimo wszystko zachęciłam go do kontynuowania.
- Nie chciałabyś
gdzieś..wyjść razem po pracy, czy coś? - to właśnie
przypuszczałam. Spojrzałam na niego. Powinnam właśnie cieszyć
się z tego, że od tak długiego czasu ktoś próbuje się ze mną
umówić a w środku gościła jedynie obojętność.
- Masz na myśli randkę?
- spytałam.
- Tak..chyba tak –
odparł nieśmiało. Westchnęłam. Lubiłam Marka, ale randka? Ten
pomysł wydawal mi się totalnie nie na miejscu. Spojrzałam gdzieś
za plecy bruneta. Kilka metrów od nas w progu stał Gregor.
Przyglądał nam się uważnie. Jego mina mówiła, że dokładnie
wszystko słyszał.
Zastanowiłam się przez
chwilę. A może to dobre rozwiązanie, by wreszcie się go pozbyć?
To będzie takie trochę wykorzystanie chłopaka, ale jeśli to
jedyne wyjście? Z resztą może to spotkanie okaże się nadzwyczaj
udane?
Ponownie spojrzałam w
oczy bruneta i posłałam mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
- Z miłą chęcią gdzieś
z tobą wyjdę – odpowiedziałam. Widziałam te iskierki szczęścia
w jego oczach. Zerknęłam na wejście do kuchni. Szatyna już tam
nie było.
**
Co sądzicie o tym rozdziale?
Nie wiem, czy nie za wcześnie doprowadziłam do takiej sytuacji. Ale zobaczymy jak dalej się to rozwinie ^^
Cudo,cudo,cudo,cudo ! Nie wiem czemu,ale podoba mi się taki Gregor xD A co do rozdziału to bardzo mnie zaciekawiłaś ! I jak zwykle czekam na kolejny ! ;3
OdpowiedzUsuńJa takiemu obrotowi spraw nie mam nic przeciwko ;) kocham twoje opowiadania, i ten rozdzial tez jest fajny, zreszta jak zawsze ;) czekalam caly dzien na nowy rozdzial i zaspokoilas moje potrzeby ;) zycze weny i czekam na nastepny :D
OdpowiedzUsuńNo proszę, Gregor się wyrwał z tym pocałunkiem tak szybko, że aż mnie zatkało. Szkodził sobie swoim zachowaniem i nadal szkodzi, a pocałunek tylko go pogrążył. Jednakże podoba mi się w takim wydaniu ^^ Co nie zmienia faktu, że też szkoda mi Sandry, która ciężko haruje za dwoje, gdy jego nie ma albo nie ma czasu. Monika umówiona na randkę, no no ^^ I dobrze, że Schlieri wszystko słyszał. Ciekawa jestem, czy zacznie coś knuć, by popsuć im spotkanie, czy może nie.
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział Kochana. Czekam na następny! :* :*