Teraz obrót w lewo.
Ukłon. Raz. Dwa. Trzy. Obrót w prawo – powtarzałem sobie w
myślach. Nienawidzę tańczyć. A może to dlatego, że kompletnie
nie mam wyczucia rytmu? Bardzo prawdopodobne. Tyle, że Sandra kocha
parkiet a ja nie mogę zrobić jej przykrości i odmówić.
Wiedziałem, że dziś nie da mi tak łatwo się wycofać.
Kątem oka dostrzegłem
siedzącą przy stoliku brunetkę. Na jej twarzy malował się
beztroski uśmiech a policzki miała nieco zaróżowione od ilości
szampana, jaką wypiła tego wieczoru. Wszystko byłoby cudownie
gdyby nie to, że osobą, przy której tak świetnie się bawi jest
Mark.
Mimowolnie wróciłem
myślami do tej sceny w biurze. Palant! Zrobiłem największą
głupotę na świecie. Pocałowałem ją. Nie tylko zraniłem jej
uczucia, ale także oszukałem własną narzeczoną, która
kompletnie niczego nie podejrzewa.
- Gregor, kochanie, czemu
jesteś dziś taki zamyślony? - przywrócił mnie do żywych głos
blondynki. Spojrzałem w jej niebieskie oczy i delikatnie się
uśmiechnąłem.
- Wydaje ci się –
odpowiedziałem – zresztą jest mi trochę głupio za moje
zachowanie sprzed tygodnia. Powinienem za tobą polecieć a nie tak
cię potraktować – co za debil, oszust i kłamca.
Blondynka patrzyła na
mnie przez chwilę a potem uśmiechnęła się pogodnie i pocałowała
w usta.
- Już w porządku –
powiedziała – wiem, że nie chciałeś mnie zranić.
- Nigdy w życiu, skarbie
– otarłem swój nos o jej. Czułem się w tej chwili podle.
Uspokoiwszy czujność mojej narzeczonej ponownie zerknąłem na
stolik, gdzie siedziała para. W tym momencie Mark szeptał coś
dziewczynie do ucha a ta reagowała radosnym śmiechem. Cały się
spiąłem. Kurwa, jestem zazdrosny. Co ja narobiłem?
- Ślicznie dziś
wyglądasz – usłyszałam przy uchu, upijając kolejny łyk
szampana. Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. Ty też
nieźle się prezentujesz – zachichotaliśmy. Od kiedy zgodziłam
się na tą nieszczęsną randkę z brunetem, stał się o wiele
odważniejszy w relacjach ze mną. Niby nie powinnam dawać mu
nadziei, ale czy niewinny flirt kiedyś komuś zaszkodził? W końcu
nie muszę z nim od razu być.
- Myślisz czasem o
powrocie do Polski? - spojrzałam na niego uważnie. Zaskoczył mnie
tym pytaniem.
- Czasami tak –
powiedziałam – mam tam całą rodzinę a tu zostałam zupełnie
sama od kiedy mój brat wrócił do kraju. To wszystko zależy od
tego jak będzie mi się tu wiodło. No i od Ali – uśmiechnęłam
się.
- A co jeśli się
zakochasz? - zaśmiałam się na to pytanie.
- Już raz to zrobiłam i
jak widzisz mam dzięki temu 4-letnią córkę, którą muszę
wychowywać sama – dodałam. Mimowolnie jednak zaczęłam rozglądać
się po sali. Szatyn tańczył właśnie ze swoją narzeczoną i
wydawało się, że nie widzą poza sobą świata. Szybko odwróciłam
wzrok.
- No ale przecież możesz
poznać kogoś wartościowego, kto okaże się dobrym kandydatem nie
wiem na ojca dla Ali – odparł.
- Takiego to ze świecą
szukać – zaśmiałam się – a tak na poważnie to nie będę z
kimś, kogo nie zaakceptuje moja córka. Ona chciałaby mieć ojca.
Takiego prawdziwego. Chciałabym więc, by ten ktoś również kochał
ją bezgranicznie.
- Kto wie, może spotkasz
kogoś takiego – powiedział. W jego oczach można było dostrzec
blask. Nie potrafiłam rozszyfrować jego intencji.
- Można prosić do tańca?
- odwróciłam się szybko w stronę osoby, która właśnie do nas
podeszła. Napotkałam jego czekoladowe tęczówki.
- No leć, skoro szef
prosi – zaśmiał się brunet. Po chwili wahania podałam mu rękę
i wstałam. Gregor poprowadził mnie na środek parkietu. Byłam
trochę zdezorientowana. Nie chciałam z nim tańczyć, ani rozmawiać
ani mieć cokolwiek wspólnego.
Pech chciał, że z
głośników zaczęły lecieć powolne dźwięki. Cholera. Poczułam
jak szatyn chwyta mnie nieśmiało w talii i przyciąga bliżej
siebie. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Do mych nozdrzy
dochodziła woń jego perfum. Miałam wrażenie, że nieco mnie
otumaniały. Dzięki wysokim szpilkom byłam w stanie sięgać mu
twarzą do podbródka. Podniosłam wzrok. W jego oczach był żar. W
tym momencie moje ciało roztapiało się pod jego spojrzeniem.
Przełknęłam głośno ślinę. Oplotłam delikatnie jego szyję i
zaczęliśmy się poruszać. Był tak blisko, że czułam jego
oddech. Przymknęłam powieki. Podobało mi się. To było tak chore
i niewłaściwe, ale to w jego ramionach poczułam „to coś”.
Ponownie otworzyłam oczy i napotkałam ten wzrok. Wiedziałam, że
on też to czuje. Gdyby właśnie teraz spróbował mnie pocałować,
nie pozostałabym mu dłużna. To było takie nieprzyzwoite.
Jednak w głowie zapalił
się czerwony alarm. Nie jesteśmy tutaj sami. Wokół nas znajduje
się masa gości w tym jego własna narzeczona, rodzina i teściowie.
Czy oni teraz na nas patrzą? Jeśli tak, to w tym momencie mogli
pomyśleć sobie wszystko. Spuściłam wzrok i odsunęłam się
delikatnie od niego. Muzyka nadal grała.
- Pięknie wyglądasz –
usłyszałam.
- Dziękuję.
- I chyba dobrze się
bawisz – dodał.
- Owszem, jest tu bardzo
miło – odparłam krótko.
- Szczególnie w
towarzystwie Marka – spojrzałam na niego.
- Wszystko jest lepsze od
ciebie – powiedziałam pewnie. Jego zawadiacki uśmiech nieco
przygasł.
- Czemu mnie tak
traktujesz?
- Niby jak?
- Z taką..wrogością.
Przepraszam za to, co stało się wczoraj. Nie chcę, żeby przez to
nasze relacje uległy zmianie – powiedział.
- Po pierwsze mieliśmy do
tego nie wracać. A po drugie ja nie chcę utrzymywać z tobą
głębszych relacji. Już ci to mówiłam. Jesteś po prostu moim
szefem – odparłam dobitnie. Milczał przez chwilę.
- A co gdybym nie był z
Sandrą? - spojrzałam mu w oczy – co gdybym nie był z nikim
związany i powiedział ci, że bardzo mi się podobasz? -
zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć.
- Wtedy też bym na ciebie
nie poleciała – odparłam – mi nie potrzeba jakiegoś gówniarza,
który nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa. To Alicja jest
najważniejsza. Co, byłbyś w stanie stać się dla niej ojcem? -
prychnęłam – oczywiście, że nie. Po co ci wychowywanie obcego
dziecka?
- I co, Mark wydaje się
lepszym kandydatem ode mnie? - powiedział ironicznie.
- Wiesz, co. Ta rozmowa
jest idiotyczna – próbowałam się wyrwać z jego objęć, ale był
ode mnie silniejszy i ta scena musiała wyglądać komicznie.
- Puść mnie –
powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Mark nie jest facetem
dla ciebie – mówił to z takim przekonaniem. Zaczął mnie już
irytować.
- A kto niby jest dla mnie
odpowiedni, panie znawco?
- Nie wiem. Może
przypomnij sobie przy kim czujesz to oddziaływanie? - powiedział –
bo ja doskonale wiem, że to już nie jest Sandra.
Zamurowało mnie. Nie
zdążyłam jednak odpowiedzieć, gdyż muzyka się skończyła i
szatyn po prostu sobie poszedł. Czy on musi tak wszystko
komplikować? Czemu nie da mi po prostu spokoju?
Zdezorientowana, wróciłam
do stolika, przy którym nadal siedział Mark. Chwyciłam do ręki
pełny kieliszek szampana i wypiłam go za jednym razem.
- Co, Gregor cię tak
zamęczył? - spojrzałam zszokowana na twarz bruneta. Jeśli jeszcze
jeden raz
któryś z nich będzie
rzucał do mnie takie testy, to chyba strzelę mu po ryju. Nie
skomentowałam jego słów.
- Moni, możemy pogadać?
- u mojego boku pojawiła się Sandra. O nie. Jeszcze tego brakowało.
- Coś się stało? -
spytałam.
- Nie tutaj. Muszę z kimś
porozmawiać – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zobaczyłam,
ze w jednej ręce trzyma butelkę wina. Co jest grane? - może
pójdziemy do biura?
- No dobrze – wzięłam
do ręki swoją torebkę i przeprosiłam Marka. Obie skierowałyśmy
się na zaplecze.
- Sandra, ale co się
stało? Wydajesz się spanikowana – powiedziałam. Blondynka
wyciągnęła swoje klucze i otworzyła drzwi do biura. Weszłyśmy
do środka i zapaliłyśmy światło. Dziewczyna zamknęła za nami
drzwi.
- Jeżeli z nikim o tym
nie porozmawiam to chyba zwariuje – usłyszałam jej zrezygnowany
głos. Usiadłyśmy na niewielkiej kanapie. Blondynka patrzyła
gdzieś w bok a ja w spokoju czekałam, aż zacznie.
- Wydaje mi się, że
Gregor mnie zdradza – otworzyłam usta ze zdumienia. Co? Brawo, nie
mogłaś lepiej trafić.
- Dlaczego tak uważasz? -
spytałam. Wzięłam z jej ręki wino i wypiłam jeden duży łyk.
- To przez to jego
zachowanie – powiedziała – z jednej strony traktuje mnie jak
przedmiot. Nie interesuje się mną, nie spędzamy ze sobą czasu –
westchnęła – a z drugiej..momentami potrafi być aż nadzwyczaj
miły i kochający. To do niego niepodobne.
- Sandra, to chyba nie
oznacza, że już cię zdradza – uśmiechnęłam się do niej
delikatnie. Blondynka wypiła łyk wina.
- A jeśli to tylko
przykrywka? Jeśli po prostu udaje przede mną, że wszystko jest w
porządku a tak naprawdę ma kogoś na boku? - spojrzała mi w oczy.
W jej tęczówkach malował się czysty strach. Poczułam gulę w
żołądku. Choć nie wydarzyło się między nami wczoraj nic aż
tak złego to jednak miałam poczucie winy, że przyczyniłam się do
trosk dziewczyny.
- A może po prostu
potrzebujecie takiej szczerej rozmowy? - zaproponowałam – może
omówcie kilka spraw, porozmawiajcie o uczuciach. W końcu nigdy nie
dowiesz się prawdy, jeśli będziesz ignorować jego zachowanie.
- Wtedy w niedzielę,
kiedy wyjechałam do Wiednia on był taki..oschły. Taki zimny. To
nie ten sam Gregor, który kiedyś rzucał mi się do stóp –
widziałam jak jej oczy się szklą. Automatycznie złapałam ją za
dłoń i ją uścisnęłam.
- On cię kocha –
właśnie okłamywałam samą siebie – w końcu jesteś jego
narzeczoną. To tobie się oświadczył. Jesteś dla niego
najważniejszą osobą w życiu – dodałam.
- A co jeśli zrobił to,
bo po prostu po kilku latach trwałego związku trzeba podjąc jakąś
decyzję? - spytała – przecież my nawet nie rozważaliśmy
jeszcze tematu ślubu. - milczałam. Wiedziałam, co sądzi na ten
temat Schlierenzauer. Wiedziałam, że ma wątpliwości. W dodatku te
jego wyznania... Ale nie mogłam jej powiedzieć. Znienawidziłaby
mnie za to. Jedyne, co mogłam jej i sobie obiecać to, że nie dam
się nabrać na sztuczki szatyna.
- On jest jeszcze młody.
Uważasz, że ma poukładane w tej głowie? - zaśmiałam się krótko
– faceci to takie duże dzieci. Ty jesteś dojrzałą, twardo
stąpającą po ziemi kobietą. To ty go musisz pociągnąć za rękę
i powiedzieć, co trzeba zrobić. Nie czekaj nigdy na krok faceta, bo
się go po prostu nie doczekasz – powiedziałam – uwierz mi, mam
nieco doświadczenia. Ja urodziłam facetowi dziecko a on w dalszym
ciągu myślał tylko o sobie i nie brał za nie żadnej
odpowiedzialności. A miał 26 lat – patrzyła na mnie uważnie.
Nie wiedziałam, czy udało mi się ją uspokoić.
- W łóżku też już
jest nam coraz gorzej – w tym momencie musiałam wziąć kilka
głębszych łyków wina – mam wrażenie, że on nie angażuje się
w to emocjonalnie. Jakby...myślami był zupełnie gdzie indziej. A
zresztą kochamy się już coraz rzadziej.. - westchnęła.
- Sandra, myślę, że to
już nie jest moja sprawa – błagam, skończmy tą rozmowę. Nie
potrafiłam obrać neutralnej strony i słuchać wersji każdego z
nich. Nie w momencie, kiedy zaczęły się rodzić we mnie pewne
uczucia..
- Chyba posłucham twojej
rady i po prostu szczerze z nim pogadam – odparła – nie mam
innego wyjścia. Albo dowiem się, o co chodzi albo będzie coraz
gorzej.
- I to jest najlepszy
pomysł – uśmiechnęłam się do niej. W sercu jednak czułam
pustkę. Cholera, czy ja się zakochuje? Jeśli tak, to robię w tym
momencie jeszcze gorszy błąd w swoim życiu niż bycie z Karlem
przed pięcioma laty. Nie mogę nic czuć do szatyna. Nie zrobię
tego Sandrze.
Nagle drzwi do biura się
uchyliły. Odwróciłyśmy twarze w tamtą stronę. Stał w nich
szatyn. Moje serce w niewyjaśniony sposób zaczęło bić szybciej.
- Co wy tutaj robicie?
Szukałem was po całej restauracji – powiedział, wchodząc do
środka.
- Przyszłyśmy sobie na
takie babskie ploteczki – odpowiedziała blondynka, unosząc do
góry butelkę wina. Szatyn spojrzał na mnie uważnie.
- Okej...a zamierzacie
wrócić na salę? Sandra, goście się niecierpliwią – dodał.
- Tak, jasne. Zaraz
będziemy – uśmiechnęła się do niego pogodnie. Tymczasem
usłyszeliśmy dźwięk dzwonka mojej komórki. Kto mógł dziś się
do mnie dobijać? Chwyciłam za torebkę i wyciągnęłam telefon.
„Sasha DZWONI” widniało na ekranie. O cholera. To moja
opiekunka. Miałam najgorsze przeczucia. Szybki ruchem nacisnęłam
zieloną słuchawkę.
- Tak? Coś się stało? -
powiedziałam spanikowana. Pozostała dwójka wpatrywała się we
mnie uważnie. Jednak to co usłyszałam zmroziło mnie od środka.
- Jak to jesteście w
szpitalu?! - krzyknęłam i wstałam z kanapy. Próbowałam wyłapać
wszelkie informacje, jakie przekazywała mi Sasha – gdzie
dokładnie? - spytałam nerwowo – zaraz tam będę! - rozłączyłam
się.
- Co się stało? -
spytał, przyglądając mi się z troską.
- Dzwoniła opiekunka
Alicji. Mała chyba złamała sobie rękę – powiedziałam
spanikowana i położyłam dłoń na ustach.
- Spokojnie – podeszła
do mnie Sandra – jak to się stało?
- Nie wiem, ponoć Ala
skakała na łóżku, straciła równowagę i całym ciężarem ciała
spadła na tą rękę – Boże, moja córeczka.
- Zawiozę cię do tego
szpitala – powiedział zdecydowanie Schlierenzauer.
**
Witajcie w ten słoneczny, wiosenny dzień!
Kolejny rozdział już za mną. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Dziękuję za komentarze ^^
Ann
Hej :) zaczęłam czytać twoje opowiadanie dzisiaj i tak mnie wciągnęło, że chcę ciągle więcej i więcej :D Czytać będę na pewno, lecz komentować pewnie nie zawsze, bo czasami nie ma czasu, ale też mój leń lubi się odzywać :) Czekam z niecierpliwością na następny :)
OdpowiedzUsuńWeny :)
Pati :*
Osz w mordeczke! Monika zaczyna się zakochiwac? Schlieri sie zakochał. Sandra żyje w nieświadomości.. Gregor za wszelka cene chce by Monika zwrocila na niego bardziej pozytywna uwage i robi co moze, ale bardziej sobie szkodzi. Zaś Sandre olewa i jest oschly.. Nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu, wiec pisz go szybko. :*
OdpowiedzUsuń