sobota, 25 kwietnia 2015

6. Słodkie kłamstewka

Teraz obrót w lewo. Ukłon. Raz. Dwa. Trzy. Obrót w prawo – powtarzałem sobie w myślach. Nienawidzę tańczyć. A może to dlatego, że kompletnie nie mam wyczucia rytmu? Bardzo prawdopodobne. Tyle, że Sandra kocha parkiet a ja nie mogę zrobić jej przykrości i odmówić. Wiedziałem, że dziś nie da mi tak łatwo się wycofać.
Kątem oka dostrzegłem siedzącą przy stoliku brunetkę. Na jej twarzy malował się beztroski uśmiech a policzki miała nieco zaróżowione od ilości szampana, jaką wypiła tego wieczoru. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie to, że osobą, przy której tak świetnie się bawi jest Mark.
Mimowolnie wróciłem myślami do tej sceny w biurze. Palant! Zrobiłem największą głupotę na świecie. Pocałowałem ją. Nie tylko zraniłem jej uczucia, ale także oszukałem własną narzeczoną, która kompletnie niczego nie podejrzewa.
- Gregor, kochanie, czemu jesteś dziś taki zamyślony? - przywrócił mnie do żywych głos blondynki. Spojrzałem w jej niebieskie oczy i delikatnie się uśmiechnąłem.
- Wydaje ci się – odpowiedziałem – zresztą jest mi trochę głupio za moje zachowanie sprzed tygodnia. Powinienem za tobą polecieć a nie tak cię potraktować – co za debil, oszust i kłamca.
Blondynka patrzyła na mnie przez chwilę a potem uśmiechnęła się pogodnie i pocałowała w usta.
- Już w porządku – powiedziała – wiem, że nie chciałeś mnie zranić.
- Nigdy w życiu, skarbie – otarłem swój nos o jej. Czułem się w tej chwili podle. Uspokoiwszy czujność mojej narzeczonej ponownie zerknąłem na stolik, gdzie siedziała para. W tym momencie Mark szeptał coś dziewczynie do ucha a ta reagowała radosnym śmiechem. Cały się spiąłem. Kurwa, jestem zazdrosny. Co ja narobiłem?

- Ślicznie dziś wyglądasz – usłyszałam przy uchu, upijając kolejny łyk szampana. Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. Ty też nieźle się prezentujesz – zachichotaliśmy. Od kiedy zgodziłam się na tą nieszczęsną randkę z brunetem, stał się o wiele odważniejszy w relacjach ze mną. Niby nie powinnam dawać mu nadziei, ale czy niewinny flirt kiedyś komuś zaszkodził? W końcu nie muszę z nim od razu być.
- Myślisz czasem o powrocie do Polski? - spojrzałam na niego uważnie. Zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Czasami tak – powiedziałam – mam tam całą rodzinę a tu zostałam zupełnie sama od kiedy mój brat wrócił do kraju. To wszystko zależy od tego jak będzie mi się tu wiodło. No i od Ali – uśmiechnęłam się.
- A co jeśli się zakochasz? - zaśmiałam się na to pytanie.
- Już raz to zrobiłam i jak widzisz mam dzięki temu 4-letnią córkę, którą muszę wychowywać sama – dodałam. Mimowolnie jednak zaczęłam rozglądać się po sali. Szatyn tańczył właśnie ze swoją narzeczoną i wydawało się, że nie widzą poza sobą świata. Szybko odwróciłam wzrok.
- No ale przecież możesz poznać kogoś wartościowego, kto okaże się dobrym kandydatem nie wiem na ojca dla Ali – odparł.
- Takiego to ze świecą szukać – zaśmiałam się – a tak na poważnie to nie będę z kimś, kogo nie zaakceptuje moja córka. Ona chciałaby mieć ojca. Takiego prawdziwego. Chciałabym więc, by ten ktoś również kochał ją bezgranicznie.
- Kto wie, może spotkasz kogoś takiego – powiedział. W jego oczach można było dostrzec blask. Nie potrafiłam rozszyfrować jego intencji.
- Można prosić do tańca? - odwróciłam się szybko w stronę osoby, która właśnie do nas podeszła. Napotkałam jego czekoladowe tęczówki.
- No leć, skoro szef prosi – zaśmiał się brunet. Po chwili wahania podałam mu rękę i wstałam. Gregor poprowadził mnie na środek parkietu. Byłam trochę zdezorientowana. Nie chciałam z nim tańczyć, ani rozmawiać ani mieć cokolwiek wspólnego.
Pech chciał, że z głośników zaczęły lecieć powolne dźwięki. Cholera. Poczułam jak szatyn chwyta mnie nieśmiało w talii i przyciąga bliżej siebie. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Do mych nozdrzy dochodziła woń jego perfum. Miałam wrażenie, że nieco mnie otumaniały. Dzięki wysokim szpilkom byłam w stanie sięgać mu twarzą do podbródka. Podniosłam wzrok. W jego oczach był żar. W tym momencie moje ciało roztapiało się pod jego spojrzeniem. Przełknęłam głośno ślinę. Oplotłam delikatnie jego szyję i zaczęliśmy się poruszać. Był tak blisko, że czułam jego oddech. Przymknęłam powieki. Podobało mi się. To było tak chore i niewłaściwe, ale to w jego ramionach poczułam „to coś”. Ponownie otworzyłam oczy i napotkałam ten wzrok. Wiedziałam, że on też to czuje. Gdyby właśnie teraz spróbował mnie pocałować, nie pozostałabym mu dłużna. To było takie nieprzyzwoite.
Jednak w głowie zapalił się czerwony alarm. Nie jesteśmy tutaj sami. Wokół nas znajduje się masa gości w tym jego własna narzeczona, rodzina i teściowie. Czy oni teraz na nas patrzą? Jeśli tak, to w tym momencie mogli pomyśleć sobie wszystko. Spuściłam wzrok i odsunęłam się delikatnie od niego. Muzyka nadal grała.
- Pięknie wyglądasz – usłyszałam.
- Dziękuję.
- I chyba dobrze się bawisz – dodał.
- Owszem, jest tu bardzo miło – odparłam krótko.
- Szczególnie w towarzystwie Marka – spojrzałam na niego.
- Wszystko jest lepsze od ciebie – powiedziałam pewnie. Jego zawadiacki uśmiech nieco przygasł.
- Czemu mnie tak traktujesz?
- Niby jak?
- Z taką..wrogością. Przepraszam za to, co stało się wczoraj. Nie chcę, żeby przez to nasze relacje uległy zmianie – powiedział.
- Po pierwsze mieliśmy do tego nie wracać. A po drugie ja nie chcę utrzymywać z tobą głębszych relacji. Już ci to mówiłam. Jesteś po prostu moim szefem – odparłam dobitnie. Milczał przez chwilę.
- A co gdybym nie był z Sandrą? - spojrzałam mu w oczy – co gdybym nie był z nikim związany i powiedział ci, że bardzo mi się podobasz? - zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć.
- Wtedy też bym na ciebie nie poleciała – odparłam – mi nie potrzeba jakiegoś gówniarza, który nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa. To Alicja jest najważniejsza. Co, byłbyś w stanie stać się dla niej ojcem? - prychnęłam – oczywiście, że nie. Po co ci wychowywanie obcego dziecka?
- I co, Mark wydaje się lepszym kandydatem ode mnie? - powiedział ironicznie.
- Wiesz, co. Ta rozmowa jest idiotyczna – próbowałam się wyrwać z jego objęć, ale był ode mnie silniejszy i ta scena musiała wyglądać komicznie.
- Puść mnie – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Mark nie jest facetem dla ciebie – mówił to z takim przekonaniem. Zaczął mnie już irytować.
- A kto niby jest dla mnie odpowiedni, panie znawco?
- Nie wiem. Może przypomnij sobie przy kim czujesz to oddziaływanie? - powiedział – bo ja doskonale wiem, że to już nie jest Sandra.
Zamurowało mnie. Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, gdyż muzyka się skończyła i szatyn po prostu sobie poszedł. Czy on musi tak wszystko komplikować? Czemu nie da mi po prostu spokoju?
Zdezorientowana, wróciłam do stolika, przy którym nadal siedział Mark. Chwyciłam do ręki pełny kieliszek szampana i wypiłam go za jednym razem.
- Co, Gregor cię tak zamęczył? - spojrzałam zszokowana na twarz bruneta. Jeśli jeszcze jeden raz
któryś z nich będzie rzucał do mnie takie testy, to chyba strzelę mu po ryju. Nie skomentowałam jego słów.
- Moni, możemy pogadać? - u mojego boku pojawiła się Sandra. O nie. Jeszcze tego brakowało.
- Coś się stało? - spytałam.
- Nie tutaj. Muszę z kimś porozmawiać – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zobaczyłam, ze w jednej ręce trzyma butelkę wina. Co jest grane? - może pójdziemy do biura?
- No dobrze – wzięłam do ręki swoją torebkę i przeprosiłam Marka. Obie skierowałyśmy się na zaplecze.
- Sandra, ale co się stało? Wydajesz się spanikowana – powiedziałam. Blondynka wyciągnęła swoje klucze i otworzyła drzwi do biura. Weszłyśmy do środka i zapaliłyśmy światło. Dziewczyna zamknęła za nami drzwi.
- Jeżeli z nikim o tym nie porozmawiam to chyba zwariuje – usłyszałam jej zrezygnowany głos. Usiadłyśmy na niewielkiej kanapie. Blondynka patrzyła gdzieś w bok a ja w spokoju czekałam, aż zacznie.
- Wydaje mi się, że Gregor mnie zdradza – otworzyłam usta ze zdumienia. Co? Brawo, nie mogłaś lepiej trafić.
- Dlaczego tak uważasz? - spytałam. Wzięłam z jej ręki wino i wypiłam jeden duży łyk.
- To przez to jego zachowanie – powiedziała – z jednej strony traktuje mnie jak przedmiot. Nie interesuje się mną, nie spędzamy ze sobą czasu – westchnęła – a z drugiej..momentami potrafi być aż nadzwyczaj miły i kochający. To do niego niepodobne.
- Sandra, to chyba nie oznacza, że już cię zdradza – uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Blondynka wypiła łyk wina.
- A jeśli to tylko przykrywka? Jeśli po prostu udaje przede mną, że wszystko jest w porządku a tak naprawdę ma kogoś na boku? - spojrzała mi w oczy. W jej tęczówkach malował się czysty strach. Poczułam gulę w żołądku. Choć nie wydarzyło się między nami wczoraj nic aż tak złego to jednak miałam poczucie winy, że przyczyniłam się do trosk dziewczyny.
- A może po prostu potrzebujecie takiej szczerej rozmowy? - zaproponowałam – może omówcie kilka spraw, porozmawiajcie o uczuciach. W końcu nigdy nie dowiesz się prawdy, jeśli będziesz ignorować jego zachowanie.
- Wtedy w niedzielę, kiedy wyjechałam do Wiednia on był taki..oschły. Taki zimny. To nie ten sam Gregor, który kiedyś rzucał mi się do stóp – widziałam jak jej oczy się szklą. Automatycznie złapałam ją za dłoń i ją uścisnęłam.
- On cię kocha – właśnie okłamywałam samą siebie – w końcu jesteś jego narzeczoną. To tobie się oświadczył. Jesteś dla niego najważniejszą osobą w życiu – dodałam.
- A co jeśli zrobił to, bo po prostu po kilku latach trwałego związku trzeba podjąc jakąś decyzję? - spytała – przecież my nawet nie rozważaliśmy jeszcze tematu ślubu. - milczałam. Wiedziałam, co sądzi na ten temat Schlierenzauer. Wiedziałam, że ma wątpliwości. W dodatku te jego wyznania... Ale nie mogłam jej powiedzieć. Znienawidziłaby mnie za to. Jedyne, co mogłam jej i sobie obiecać to, że nie dam się nabrać na sztuczki szatyna.
- On jest jeszcze młody. Uważasz, że ma poukładane w tej głowie? - zaśmiałam się krótko – faceci to takie duże dzieci. Ty jesteś dojrzałą, twardo stąpającą po ziemi kobietą. To ty go musisz pociągnąć za rękę i powiedzieć, co trzeba zrobić. Nie czekaj nigdy na krok faceta, bo się go po prostu nie doczekasz – powiedziałam – uwierz mi, mam nieco doświadczenia. Ja urodziłam facetowi dziecko a on w dalszym ciągu myślał tylko o sobie i nie brał za nie żadnej odpowiedzialności. A miał 26 lat – patrzyła na mnie uważnie. Nie wiedziałam, czy udało mi się ją uspokoić.
- W łóżku też już jest nam coraz gorzej – w tym momencie musiałam wziąć kilka głębszych łyków wina – mam wrażenie, że on nie angażuje się w to emocjonalnie. Jakby...myślami był zupełnie gdzie indziej. A zresztą kochamy się już coraz rzadziej.. - westchnęła.
- Sandra, myślę, że to już nie jest moja sprawa – błagam, skończmy tą rozmowę. Nie potrafiłam obrać neutralnej strony i słuchać wersji każdego z nich. Nie w momencie, kiedy zaczęły się rodzić we mnie pewne uczucia..
- Chyba posłucham twojej rady i po prostu szczerze z nim pogadam – odparła – nie mam innego wyjścia. Albo dowiem się, o co chodzi albo będzie coraz gorzej.
- I to jest najlepszy pomysł – uśmiechnęłam się do niej. W sercu jednak czułam pustkę. Cholera, czy ja się zakochuje? Jeśli tak, to robię w tym momencie jeszcze gorszy błąd w swoim życiu niż bycie z Karlem przed pięcioma laty. Nie mogę nic czuć do szatyna. Nie zrobię tego Sandrze.
Nagle drzwi do biura się uchyliły. Odwróciłyśmy twarze w tamtą stronę. Stał w nich szatyn. Moje serce w niewyjaśniony sposób zaczęło bić szybciej.
- Co wy tutaj robicie? Szukałem was po całej restauracji – powiedział, wchodząc do środka.
- Przyszłyśmy sobie na takie babskie ploteczki – odpowiedziała blondynka, unosząc do góry butelkę wina. Szatyn spojrzał na mnie uważnie.
- Okej...a zamierzacie wrócić na salę? Sandra, goście się niecierpliwią – dodał.
- Tak, jasne. Zaraz będziemy – uśmiechnęła się do niego pogodnie. Tymczasem usłyszeliśmy dźwięk dzwonka mojej komórki. Kto mógł dziś się do mnie dobijać? Chwyciłam za torebkę i wyciągnęłam telefon. „Sasha DZWONI” widniało na ekranie. O cholera. To moja opiekunka. Miałam najgorsze przeczucia. Szybki ruchem nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak? Coś się stało? - powiedziałam spanikowana. Pozostała dwójka wpatrywała się we mnie uważnie. Jednak to co usłyszałam zmroziło mnie od środka.
- Jak to jesteście w szpitalu?! - krzyknęłam i wstałam z kanapy. Próbowałam wyłapać wszelkie informacje, jakie przekazywała mi Sasha – gdzie dokładnie? - spytałam nerwowo – zaraz tam będę! - rozłączyłam się.
- Co się stało? - spytał, przyglądając mi się z troską.
- Dzwoniła opiekunka Alicji. Mała chyba złamała sobie rękę – powiedziałam spanikowana i położyłam dłoń na ustach.
- Spokojnie – podeszła do mnie Sandra – jak to się stało?
- Nie wiem, ponoć Ala skakała na łóżku, straciła równowagę i całym ciężarem ciała spadła na tą rękę – Boże, moja córeczka.

- Zawiozę cię do tego szpitala – powiedział zdecydowanie Schlierenzauer.

**
Witajcie w ten słoneczny, wiosenny dzień!
Kolejny rozdział już za mną. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Dziękuję za komentarze ^^
Ann

2 komentarze:

  1. Hej :) zaczęłam czytać twoje opowiadanie dzisiaj i tak mnie wciągnęło, że chcę ciągle więcej i więcej :D Czytać będę na pewno, lecz komentować pewnie nie zawsze, bo czasami nie ma czasu, ale też mój leń lubi się odzywać :) Czekam z niecierpliwością na następny :)
    Weny :)
    Pati :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz w mordeczke! Monika zaczyna się zakochiwac? Schlieri sie zakochał. Sandra żyje w nieświadomości.. Gregor za wszelka cene chce by Monika zwrocila na niego bardziej pozytywna uwage i robi co moze, ale bardziej sobie szkodzi. Zaś Sandre olewa i jest oschly.. Nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu, wiec pisz go szybko. :*

    OdpowiedzUsuń