środa, 8 kwietnia 2015

1. "Le Ciel"

- Mamusiu, ja nie chcę tutaj zostawać – usłyszałam smutny głos dziecka. Mała w jednej ręce trzymała swojego ukochanego Pana Uszatka a drugą mocno ściskała moją dłoń. Jej mina wyrażała strach i niepewność. Za wszelką cenę nie chciała przekraczać progu sali zabaw, gdzie dochodziły nas śmiechy innych dzieci. Spojrzałam w ciemne oczy dziewczynki.
 - Skarbie, przecież lubiłaś zawsze chodzić do przedszkola. Te niczym się nie różni od tego w Wiedniu. Zobacz, jest tu nawet o wiele więcej zabawek – mówiąc to wskazałam ręką na salę znajdującą się tuż za nami. Ala odwróciła się lekko, by również omieć wzrokiem pomieszczenie, jednocześnie przygryzając kciuka.
- Ale ja tutaj nikogo nie znam. Z kim będę się bawić? - w jej oczach za chwilę miały pojawić się łzy. Nie mogłam patrzeć na jej smutek. Było mi ogromnie szkoda córki. Kiedy już miałam w jakiś sposób po raz kolejny ją pocieszyć, podbiegł do nas jasnowłosy chłopczyk, na którego twarzy malował się szeroki uśmiech.
 - Cześć – krzyknął wesoło – mam na imię Olaf, a ty? - skierował swoje spojrzenie na dziewczynkę. Ta nieco przestraszona wtuliła się teraz w moje ciało, lecz cichym głosem odpowiedziała:
- Ja jestem Alicja – szepnęła, lustrując chłopca wzrokiem. Mały wyciągnął ręce, w których trzymał lalkę i samochód strażacki.
- Chodź się z nami bawić. Poznasz moich kolegów – powiedział prosto z mostu – możemy się zaprzyjaźnić – posłał Ali jeden z najbardziej promiennych uśmiechów. Spojrzałam na córkę. Wahała się.
- Widzisz, kochanie? Już zyskałaś nowych kolegów. No idź, zobaczysz, że będzie fajnie – delikatnie popchnęłam córkę w kierunku nowego kolegi. Nie odwróciła się już w moją stronę. Chwyciła w rękę lalkę, którą zaoferował jej chłopiec i powoli udała się z nim w głąb sali. Obserwowałam ją przez moment. Na jej twarzyczce pojawił się szeroki uśmiech, kiedy dołączyła do pozostałej grupy dzieciaków. Gdy na chwilę na mnie spojrzała, zdążyłam jej jedynie pomachać i uśmiechnąć się na zachętę. Teraz już wiedziałam, że będzie dobrze. Widząc, że dziecko ochoczo bawi się z rówieśnikami, opuściłam przedszkole i skierowałam do zaparkowanego samochodu. „No to moja kolej” - pomyślałam i ruszyłam pod wskazany w umowie adres.
 Dotarłszy na miejsce spojrzałam na wiszący szyld. „Le Ciel” - cóż za oryginalna nazwa. Westchnęłam. Nacisnęłam klamkę i niepewnie weszłam do środka. Panował tu niewielki ruch, zważywszy na dość wczesną porę. Musiałam jednak przyznać, że sala prezentowała się niezwykle okazale i wytwornie. Ściany pomalowane były w jasne pastelowe kolory i widniały na nich przeróżne fototapety przedstawiające skoczka narciarskiego w locie, widok tyrolskich gór, czy panoramę Innsbrucka na czarno-białym tle. Podłoga z kolei, dla kontrastu, pokryta była ciemnymi panelami, co nadawało nieco ciepła całemu wystrojowi. Przy każdym ze stolików stały skórzane białe krzesła. Całe pomieszczenie było bardzo przestrzenne. Klienci zdecydowanie nie mogli narzekać na brak miejsca, a personel bez problemu mógł obsługiwać swoich gości, bez przeciskania się między stolikami. Stwierdziłam, że jak na początkującego restauratora nawet nieźle się tu urządził. Chociaż oczywiście wnętrze tego lokalu nie dorównywało najlepszym wiedeńskim restauracjom. Naprzeciwko stał długi, mosiężny bar. Dostrzegłam za nim młodego mężczyznę, za pewne barmana, uważnie słuchającego jakiejś elegancko ubranej młodej blondynki. Rozpoznałam ją. To chyba ta kobieta ze zdjęć, które wczoraj przeglądałam. A więc to moja przyszła szefowa. Podeszłam do rozmawiającej dwójki i się uśmiechnęłam. Po chwili oboje skierowali swój wzrok na mnie.
- Dzień dobry, czym możemy pani służyć? - spytała mnie słodko kobieta, również posyłając lekki uśmiech.
- Dzień dobry. Nazywam się Monika Gellert. Przyszłam w sprawie pracy – oznajmiłam. - Ach tak, tak. Pani jest naszym nowym zastępcą kucharza? - spytała retorycznie, wychodząc zza baru
– Sandra Stiegler, miło mi – uścisnęłyśmy sobie dłonie - Może przejdziemy na zaplecze? Pokaże pani od razu kuchnię i magazyn. Zapraszam – gestem ręki wskazała, bym udała się wraz za nią. Blondynka skierowała się w stronę obszernych drzwi, prowadzących na zaplecze. Podążałam tuż za nią. Kątem oka przyjrzałam się nieco kobiecie. Była ubrana niezwykle szykownie i elegancko. Cóż, w końcu to menadżer restauracji, musi się prezentować. Dostrzegłam nieco zaokrąglone kształty, podkreślone doborem dopasowanej do ciała spódnicy. Nie była ona gruba, lecz swą figurą na pewno kusiła niejednego faceta. Weszłyśmy do dużego pomieszczenia, z którego dobiegało gorąco. Kuchnia. Rozejrzałam się po swoim nowym miejscu pracy. To pomieszczenie również prezentowało się tak okazale, jak sala dla gości. Zauważyłam wysokiej klasy nowoczesny sprzęt i mnóstwo miejsca, by nikt nie pozabijał się nawzajem podczas ciężkiego serwisu.
 - Mark, możesz tu na chwilę? - blondynka zwróciła się uprzejmie do jednego z mężczyzn, pracujących nad jakimś daniem. Po chwili podszedł do nas z uśmiechem na twarzy.
- Pani Gellert, przedstawiam pani naszego szefa kuchni, Marka Brauna. Mark, od dziś to będzie twój zastępca, Monika Gellert – uśmiechnęliśmy się do siebie i uścisnęliśmy swoje dłonie. Spojrzałam na twarz mężczyzny. Musiał być niewiele kilka lat starszy ode mnie. W jego oczach nadal palił się ten młodzieńczy błysk. No i muszę przyznać, że brunet był naprawdę przystojny.
 - Proszę mówić mi po prostu Mark
- Monika – powiedziałam.
- Mark, mógłbyś oprowadzić panią Monikę po naszych włościach? - uśmiechnęła się do nas – mam pilną sprawę do załatwienia w związku z następnymi zamówieniami. Zaraz powinien zjawić się tu Gregor, więc będzie pani mogła i z nim chwilę porozmawiać.
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiedział swojej szefowej.
- W takim razie przepraszam i życzę powodzenia – jej telefon komórkowy sygnalizował nadchodzące połączenie i kobieta oddaliła się od nas. W tle było słychać jedynie jej donośny głos.
- No więc, Monika. To prawda, że pracowałaś w „Ribs of Vienna” . To bardzo prestiżowa restauracja – zapytał.
- Tak, przez ostatnie dwa lata. I zdecydowanie potwierdzam twoje słowa. Wiele się tam nauczyłam – odpowiedziałam szczerze.
 - No więc czemu zdecydowałaś się na przeprowadzkę tutaj? W Wiedniu miałaś o wiele więcej możliwości – pytał zaintrygowany. Uśmiechnęłam się do niego.
- Cóż, przede wszystkim tutaj zaoferowano mi lepsze zarobki – zaśmialiśmy się krótko – a poza tym miałam już trochę dość Wiednia. To bardzo duże miasto, w końcu stolica a ja chciałam zamieszkać gdzieś, gdzie jest nieco spokojniej. No i padło na Innsbruck. Mam tu parę znajomości i dzięki temu znalazłam tą ofertę – dodałam.
 - Więc mam nadzieję, że ci się u nas spodoba – uśmiechnął się pokrzepiająco – to co? Może pokaże ci moje królestwo?
 - Z wielką przyjemnością – po raz kolejny się do niego uśmiechnęłam. Ten człowiek naprawdę pozytywnie na mnie działał. Czuję, że obydwoje jakoś się dogadamy w tej kuchni.


 Wparowałem do restauracji jak jakaś torpeda, czym nieco zaskoczyłem kilku klientów spokojnie popijających sobie kawę. Swoje spojrzenie od razu skierowałem w stronę baru i tam podszedłem. Toni w spokoju przecierał szklanki. 
- Cześć – podałem rękę koledze – jak tam dzisiaj? Ruch chyba jeszcze niewielki – powiedziałem.
 - Tak jak widzisz. Dopiero 11., więc będą się powoli schodzić na obiad – odparł – za to przyszła niedawno ta nowa pracownica. Niezła laska, muszę przyznać – puścił do mnie oko. Pokręciłem głową z uśmiechem.
 - Wiesz co, stary? Ty się chyba nigdy już nie zmienisz – zaśmialiśmy się obaj. Po chwili zza drzwi na zaplecze wyłoniła się postać blondynki. Gdy mnie spostrzegła, od razu się uśmiechnęła. 
- Cześć kochanie – dała mi całusa na przywitanie – spotkanie ze sponsorem ci się przedłużyło? - spytała intensywnie przeszukując coś w swoim telefonie. Cała Sandra.
 - Tak, przy okazji popatrzyłem sobie na trening dzieciaków na Bergisel – odpowiedziałem, przyglądając się swojej narzeczonej. Jak zwykle nie zawodziła. Zajmowała się sprawami tego biznesu jeszcze bardziej niż ja. 
- No to fajnie – powiedziała – aha. Na zapleczu jest na nowa pracownica, wiesz, zastępca kucharza. Mark miał ją oprowadzić i wszystko pokazać. Zajrzysz do niej? - po raz pierwszy dzisiejszego dnia zaszczyciła mnie dłuższym spojrzeniem – ja muszę jechać na spotkanie do biura. Mam dzisiaj urwanie głowy – wypuściła głośno powietrze. Wiedziałem, jak się stara, by to wszystko miało ręce i nogi. 
- Jedź, jeśli musisz – uśmiechnąłem się i podszedłem do blondynki, lekko ją przytulając – wszystkim się tutaj zajmę. Nie martw się. W końcu jestem szefem – odpowiedziałem dumnie. Pozostała dwójka obdarzyła mnie spojrzeniem mówiącym: „Are you f*****g kidding me?!” i wybuchła śmiechem. Zmarszczyłem czoło.
 - Gregor, kochanie. Ty siebie nie potrafisz dobrze zorganizować a już nie mówiąc o sprawach firmy – uśmiechnęła się i dała mi kolejnego całusa. „Ej no, przecież się staram” - pomyślałem.
 - Obiecuję, że dziś załatwię wszystko jak należy. Nie musisz się spieszyć – dodałem poważnie. Ona przez chwilę przypatrywała się mi uważnie
. - No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. Na szczęście zostają tu jeszcze Toni i Mark – wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z barmanem – więc będę alarmowana w razie potrzeby. Proszę, tu masz jej papiery. Tylko je chociaż przejrzyj – dodała i położyła na ladzie teczkę z nazwiskiem „Monika Gellert” - muszę już naprawdę lecieć. Będę za jakieś 3 godzinki – powiedziała i chwyciła swoją torebkę, posyłając mi całusa w powietrzu. Po chwili już jej nie było. 
- Dobra, to ty tutaj..pilnuj czy coś – podrapałem się po głowie i spojrzałem na kolegę niepewnie – a ja idę pogadać z tą całą panią Gellert – dodałem. Chłopak jedynie przewrócił oczami. Skierowałem się na zaplecze. Po chwili do mych nozdrzy dochodziły wspaniałe zapachy świeżo przyrządzanych potraw. Po co ja właściwie mam tą restaurację? Ach tak, lubię gotować. I lubię podpatrywać, co też dobrego pichcą każdego dnia moi pracownicy. Otworzyłem drzwi do kuchni. W środku krzątało się kilka osób, którzy w skupieniu zajmowali się swoimi zadaniami. Korciło mnie, żeby na chwilę przystanąć przy kimś i popatrzeć na ich technikę, lecz miałem pilną sprawę do załatwienia. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego głównego kucharza. Dostrzegłem go po drugiej stronie kuchni, stojącego z ciemnowłosą kobietą. Oboje byli do mnie tyłem, więc nie mogłem przyjrzeć się jej twarzy. Mężczyzna tłumaczył coś nowej pracownicy. Podszedłem więc do nich. 
- Cześć, Mark – powiedziałem wesoło do swojego pracownika. Para odwróciła się pospiesznie w moją stronę. Brunet jak zwykle uścisnął moją dłoń na przywitanie, po czym skierowałem spojrzenie na kobietę obok. Patrząc na nią, rozchyliłem nieco usta. Toni się nie mylił, dziewczyna była naprawdę bardzo ładna. Patrzyła na mnie nieco niepewnym wzrokiem. Miała piękne oczy. Takie..ciepłe a zarazem tajemnicze. Musiałem stać tak przez dobry moment wgapiony w nią jak idiota, bo Mark postanowił przejąć inicjatywę:
 - Szefie, to jest właśnie Monika Gellert, mój nowy zastępca – zaprezentował. Kiedy sprowadził mnie na ziemię, wystawiłem do niej swoją dłoń, którą po chwili delikatnie uścisnęła. 
- Gregor Schlierenzauer, miło mi – przez chwilę miałem wrażenie, że między nami przebiega jakiś dziwny prąd. Puściłem jej rękę nieco speszony i uśmiechnąłem się lekko. Mark patrzył na mnie jak na durnia. 
- Właśnie udało mi się pokazać Monice całą kuchnię, przedstawiłem pracowników no i oprowadziłem po magazynie – powiedział i dopiero wtedy przeniosłem na niego swoje spojrzenie.
 - Dzięki, Mark – odparłem – to może...eee...przejdziemy do biura? Tam omówimy szczegóły pani pracy? - powiedziałem niepewnie. Boże, i ty chcesz być szefem restauracji, debilu? 
- Bardzo chętnie – wreszcie się odezwała. Miała bardzo przyjemny, zmysłowy głos. „Usta też miała zmysłowe” - pomyślałem, ale zaraz szybko się za to skarciłem.
 - Zapraszam – odsunąłem się lekko i zrobiłem jej przejście, pokazując ręką, gdzie ma się kierować. Spojrzałem na Marka, który jedynie pokręcił głową z powątpiewaniem. Tak, wiem. Nie musisz nic dodawać. Gdy stanęliśmy u drzwi biura, otworzyłem je i pozwoliłem jej wejść do środka. 
- Proszę bardzo, niech pani siada – uśmiechnąłem się do niej delikatnie i sam zająłem miejsce naprzeciwko wielkiego biurka, na którym roiło się od przeróżnych dokumentów. Cholera, zapomniałem przejrzeć jej papierów. Nawet nie wiem, gdzie wcześniej pracowała i kim w ogóle jest. Nerwowo otworzyłem teczkę i rzuciłem okiem na jej CV. Ona z wyczekiwaniem przyglądała się mi, aż zacznę. 
- Jest pani Polką? - spytałem ze szczerym zdziwieniem, widząc miejsce urodzenia kobiety. Ona jedynie uśmiechnęła się promiennie, czym zbiła mnie z tropu.
 - Po prostu Monika – powiedziała – i tak, pochodzę z Warszawy. Nie czytał pan pewnie moich dokumentów? - czy ona się właśnie ze mnie naśmiewała. Jeśli tak, to naprawdę zrobiło mi się głupio. - Przepraszam, jestem troszkę zabiegany. Moja narzeczona jest tutaj mózgiem. I mów mi Gregor – odparłem szczerze na co ona zareagowała cichym śmiechem. Również się zaśmiałem i począłem przyglądać jej ślicznej twarzy. Była naprawdę atrakcyjna. Miała długie jasnobrązowe włosy i ciemne oczy. Pełne różowe usta zapewne przyciągały wzrok każdego faceta. Kiedy szliśmy do biura, miałem okazję przypatrzeć się również jej figurze. Szczupła, zgrabne nogi, biust zupełnie w sam raz. Mimowolnie spojrzałem na jej dekolt, który był nieco odsłonięty. Miała na sobie jasną koszulę i legginsy. Przez chwilę zastanawiałem się, jak wyglądałaby w dopasowanej, obcisłej sukience... „Zamknij się, idioto” - powiedziałem do swojej podświadomości. 
- I widzę, że jesteś także moją rówieśniczką – dodałem. Była młoda jak na tak wysoką pozycję w tej branży. Czyli musiała być także zdolna. Ona dalej patrzyła na mnie uważnie, czekając zapewne na jakieś konkrety. 
- No więc dobrze. Dlaczego chcesz u nas pracować? - zadałem pierwsze lepsze pytanie. Ona złożyła swoje ręce na kolanach, ściskając skórzaną kurtę i torebkę. 
- Macie bardzo korzystną ofertę, jak dla mnie. Poza tym chciałam się przeprowadzić z Wiednia. To za duże miasto mimo że sama pochodzę ze stolicy – odpowiedziała.
 - Pracowałaś w „Ribs of Vienna” a jeszcze wcześniej w „Steirereck” - dodałem, patrząc na jej doświadczenie zawodowe w papierach i ponownie na nią spojrzałem. 
- Owszem. Jeszcze w Polsce skończyłam szkołę gastronomiczną i przez kilka miesięcy pracowałam w jednej z warszawskich restauracji jako pomoc kuchenna. Później, już w Wiedniu odbyłam staż, nieco się dokształciłam. W „Steirerecku” pracowałam przez rok, potem miałam przerwę. No a w „Ribs of Vienna” udało mi się pracować u boku takich kucharzy jak Herta Heuwer, więc wielu rzeczy się nauczyłam. To były bardzo owocne dwa lata – dodała z uśmiechem. 
Byłem niemało zaskoczony. Miejsca, w których pracowała to bardzo dobrze prosperujące restauracje a sam liczyłem kiedyś na możliwość pracowania u boku Heuwer. Zaintrygowała mnie. -
 Musisz być naprawdę bardzo zdolna – stwierdziłem. 
- Nie jestem taka zła – oboje szczerze się zaśmialiśmy.
 - Masz jakieś specjalnie życzenia? Jakieś godziny pracy, które najbardziej by ci odpowiadały? - spytałem, by choć jeszcze dłużej móc ją tu zatrzymać. Chciałem jeszcze przez chwilę na nią po prostu popatrzeć.
 - Jeśli to nie byłby problem to chciałabym pracować na pierwszą zmianę np. od 10. do 18. Bardzo mi na tym zależy. Mam małe dziecko w domu i musiałabym organizować mu opiekę wieczorami – dodała całkiem poważnie. Ona już ma dziecko? W tak młodym wieku? Mimowolnie zerknąłem na jej prawą dłoń, lecz nie zauważyłem żadnego pierścionka ani obrączki, sugerujących bycie w związku. Może ma po prostu chłopaka?
 - W jakim wieku jest twoje dziecko? - spytałem uprzejmie, jednocześnie zaciekawiony odpowiedzią. - Mam czteroletnią córeczkę – odpowiedziała. Co? Aż czteroletnią? Teraz naprawdę byłem zaskoczony – w dzień chodzi do przedszkola ale wieczorami...sam rozumiesz. 
- Nie ma sprawy. Jak na razie możesz przychodzić na pierwszą zmianę – odpowiedziałem bez zastanowienia. Nie chciałem robić jej jakichś problemów na starcie. Niech się spokojnie zaklimatyzuje w nowym mieście. 
- Dziękuję ci bardzo – uśmiechnęła się a ja odpowiedziałem jej tym samym. Nie mogłem jednak przedłużać tej rozmowy w nieskończoność. 
- W takim razie to chyba wszystko z mojej strony. Sprawy dotyczące umowy pewnie będziecie ustalać już z Sandrą – odparłem, podnosząc się z fotela. Dziewczyna uczyniła to samo – widzimy się w poniedziałek, tak? 
- Oczywiście. Będę na pewno. Dziękuję jeszcze raz – znów nie mogłem oderwać od niej oczu.
 - Nie ma sprawy. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu – dodałem i po raz kolejny uścisnąłem jej dłoń. Znów ten prąd między nami. Co to ma być, do cholery? 
- Do widzenia – odpowiedziała krótko i po chwili opuściła pomieszczenie. Wypuściłem głośno powietrze. Coś czuję, że ta współpraca będzie naprawdę ciekawa.
**
Witajcie!
No to ruszam z pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Nie wiem, czy pomysł z ukazaniem postaci Gregora od tej strony Was się podoba, ale pomyślałam, że może by tak pójść w nieco innym kierunku, czyli niekoniecznie konkursów i skoków. W końcu w głębi duszy lubimy czytać o samych bohaterach i ich życiu.
Kolejny rozdział zapewne w weekend. Proszę o jakieś sugestie/opinie w komentarzach. Zawsze będę mogła coś zmienić. Pozdrawiam! :)

3 komentarze:

  1. Ojeejkuu! <3
    Ja po prostu uwielbiam Twoje opowiadania! <3
    Ta historia dopiero co się zaczęła, a ja już nie mogę się doczekać co będzie dalej!!! :)

    Naprawdę z ogromną niecierpliwością czekam na następne rozdziały! :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No comment. To jest zajefajne ;) licze na gorace opisy jak w poprzednim opowiadaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z lekkim opóźnieniem, ale jestem. Mam nadzieję, że wybaczysz ;*
    Gregor, Gregor.. On i jego myśli sugerują, że Monika wpadła mu w oko ^^
    Świetny jest ten rozdział, a ja z niecierpliwością czekam na kolejny, w którym (mam nadzieję) znów będzie trochę rozmyślającego Gregora ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń