niedziela, 12 kwietnia 2015

2. Trudne rozmowy

Poniedziałek. Dziś rozpoczynałam swój pierwszy dzień pracy w "Le Ciel". Spodobało mi się w tym miejscu. Cała ekipa składała się z młodych, sympatycznych pracowników. Mark okazał się bardzo miłym szefem kuchni. Nasza współpraca powinna przebiegać bardzo dobrze.
Najbardziej zaintrygowana byłam jednak samym właścicielem. Wyobrażałam go sobie kompletnie inaczej. Przede wszystkim sądziłam, że będzie się chociaż znał na rzeczy. A on zupełnie nie wiedział, jak zająć się tą restauracją. I nie dziwię się, że to właśnie Sandra trzymała to wszystko pod kontrolą. Szatyn z kolei nie miał pojęcia, jak prowadzić ten biznes. Nie potrafił nawet przeprowadzić ze mną profesjonalnej rozmowy. Postanowiłam, że ze wszystkimi sprawami będę kierowała się bezpośrednio do blondynki.
Swoją drogą, czy skoczek narciarski nie może po prostu zajmować się..skokami narciarskimi? Jeżeli urodził się do bycia sportowcem to niech nie chwyta się rzeczy, na których się nie zna. Zaciekawiona, jeszcze tego samego wieczora po spotkaniu z nowym szefem, poczytałam nieco więcej informacji na jego temat. Dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy. Mężczyzna, jak się okazuje, posiada wiele różnych pasji, niekoniecznie związanych z uprawianą dyscypliną. Oprócz zamiłowania do gotowania zajmuje się także projektowaniem ubrań sportowych. To jeszcze potrafię zrozumieć. Ale co więcej, jest fotografem. I to cholernie dobrym. Przeszukałam wiele stron, by znaleźć jego prace. Były naprawdę imponujące.
Nie kryłam podziwu dla tego człowieka. Łączy tyle zainteresowań naraz i jest w stanie wygospodarować czas na każde z nich. W końcu niełatwo jest połączyć ciężkie treningi, prowadzenie kilku biznesów i przy okazji szwendanie się po mieście, by robić zdjęcia. W dodatku ten „człowiek renesansu” jest nieziemsko przystojny. I pociągający...
Nagle usłyszałam głośny dźwięk klaksonu tuż za mną. Cholera. Na światłach przede mną już dawno zapaliło się zielone a ja nadal stoję na nich jak głupia i rozmyślam o jakimś facecie. Szybko wcisnęłam sprzęgło i wrzuciłam jedynkę. Jeszcze tego brakowało, bym spowodowała jakiś wypadek przez swoje chore fantazje.

- Nieźle to wygląda. Mam nadzieję, że będę mógł później spróbować – usłyszałam męski głos za sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A co zostanie dla klientów? - odpowiedziałam, nie odrywając się od swojego zajęcia.
- No przestań, chyba nie pożałujesz mi jednej malutkiej porcji – powiedział rozbawiony. Mężczyzna pojawił się przy moim boku i oparł o blat. Zerknęłam na niego. Prezentował się dziś niezwykle okazale. Miał na sobie jasną koszulę i dopasowane kolorystycznie, ciemne spodnie. Zauważyłam, że jego fryzura musiała być nienagannie ułożona. Czyżby pan modniś? Przerzuciłam spojrzenie na jego twarz. Brodę pokrywał jasny, kilkudniowy zarost a na ustach malował się zawadiacki uśmiech.
- Sądziłam, że skoczkowie narciarscy muszą przestrzegać jakiejś specjalnej diety – odparłam z przekąsem i odwróciłam się w stronę piekarnika, gdzie powoli dochodziło ciasto cytrynowe. Widziałam jedynie jak przewraca oczami.
- Owszem. Ale jestem właśnie po sezonie. Mogę pozwolić sobie na małą „odskocznię” – stwierdził – a oglądasz skoki? - spytał z zaciekawieniem.
- Niekoniecznie. Nie bardzo interesuję się sportem – powiedziałam i przeszłam do lady, gdzie wcześniej zaczęłam przyrządzanie kremu budyniowego. Szatyn odczekał chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając i zaraz pojawił się tuż przy mnie.
- Czyli...nie bardzo wiesz, czym tak naprawdę się zajmuje? - ciągnął dalej.
- Wiem, że jesteś bardzo znany w Austrii. I że zdobyłeś kilka ważnych..medali czy coś. Ale nic poza tym.. - westchnęłam. Zerknęłam na niego. Wydawało mi się, że dziwi się, iż nie zdaje sobie sprawy, kim tak naprawdę jest.
- No cóż...trochę tego zdobyłem – odparł jakby z ironią. O nie, czyżby był zadufany w sobie?
- Kiedy byłam młodsza razem z ojcem oglądałam konkursy, gdzie skakał Adam Małysz – dodałam a on się nieco ożywił – a teraz ponoć nieźle skacze Kamil Stoch, tak? – powiedziałam i usłyszałam cichy śmiech chłopaka – wybacz, ale nie każdy ma bzika na punkcie tego sportu – skwitowałam. On uniósł ręce w geście poddania.
- Nie, nie to miałem na myśli. Po prostu rzadko zdarza mi się poznać kogoś, kto mnie...nie bardzo kojarzy – odpowiedział a ja spojrzałam na niego wymownie. Myśli, że jest aż tak wspaniały czy jak?
- Pare razy widziałam cię w telewizji i na plakatach – uśmiechnęłam się sztucznie.
- W takim razie musisz kiedyś wybrać na konkurs, tu w Innsbrucku – stwierdził.
- Może kiedyś – odpowiedziałam dodając kolejne składniki.
- A ty? - chyba chciał zmienić temat, lecz nie wiedziałam, o co mu chodzi. Zmarszczyłam brwi – dlaczego postanowiłaś przeprowadzić się do Austrii?
- Przyjechałam tu razem z bratem, żeby znaleźć lepszą pracę – odpowiedziałam szczerze – chcieliśmy się trochę dorobić – uśmiechnęłam się.
- I poznałaś tutaj miłość życia? - spytał a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Miłość życia?
- No masz dziecko. Musicie być bardzo szczęśliwą rodziną – dodał. Westchnęłam. Zaczęłam mieszać krem. Zastanowiłam się przez chwilę.
- Widzisz, nie wszystko jest takie proste jak się może wydawać – powiedziałam.
- Przepraszam, nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy.
- To długa i nudna historia – odparłam – nie ma się nad czym rozwodzić – widziałam jego uważne spojrzenie. Miałam wrażenie, że chce dowiedzieć się o wiele więcej, lecz nie miałam zamiaru zwierzać się ze swoich problemów obcemu człowiekowi. Szczególnie, że to mój szef.
- Za to bardzo dobrze mówisz po niemiecku – stwierdził.
- Owszem. Zawsze lubiłam języki i chodziłam do szkoły językowej – cieszyłam się, że nie brnął dalej – poza tym mam rodzinę w Niemczech. Prawie co roku jeździłam do nich na wakacje – dodałam.
- No a jak ci się podoba życie w Austrii? - spojrzałam na niego.
- Jest..zupełnie inaczej – westchnęłam – ale tęsknie za Polską. Tylko, że zbyt wiele się starałam, by coś osiągnąć. Nie chcę tracić tutaj pracy i dobrych znajomych.
- Rozumiem – chciał chyba spytać o coś jeszcze, lecz w tym momencie do kuchni wparowała Sandra. Uśmiechnęła się na widok szatyna.
- Gregor, nie sądzisz, że powinieneś zająć się jakąś papierkową robotą a nie ciągle szwendasz się po kuchni? - spytała wesoło i dała całusa swojemu narzeczonemu. Skupiłam się na swoim zadaniu.
- Wiesz, że to lubię. Nie mógłbym tak sobie tu pogotować? - zrobił do niej maślane oczka. Zaśmiałam się cicho.
- Później. Jak na razie mamy parę dokumentów do wypełnienia – powiedziała zdecydowanie. Mężczyzna spojrzał na mnie zrezygnowanym wzrokiem, lecz nie miał nic do gadania.
- Monika, mam do ciebie prośbę – uśmiechnęłam się do niej delikatnie – nie przeszkadzałoby ci gdybym wpadła dziś do ciebie z tą umową? Musimy to z Gregorem jeszcze przygotować i pewnie nie wyrobimy się do końca zmiany.
- Jasne, nie ma problemu. Mój adres znasz? - spytałam.
- Tak, tak. Byłabym około 20, może być? - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy
- Dzięki – przerzuciła swoje spojrzenie na chłopaka – no chodź, bo w życiu cię stąd nie wyciągnę – ten wahał się jeszcze przez chwilę, ale zaraz objął blondynkę czule i powoli kierowali się ku wyjściu. Odwrócił się na moment w moją stronę i obdarzył intensywnym spojrzeniem. Następnie oboje opuścili pomieszczenie. Stałam tam jak wryta nie bardzo rozumiejąc jego toku myślenia. Ten człowiek jest naprawdę skomplikowany. I totalnie niezorganizowany. Pokręciłam głową. Sandra wydawała się jego zupełnym przeciwieństwem. No, ale przecież przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Z resztą jak popatrzyło się na tą dwójkę to miało się wrażenie, że oboje do siebie pasowali. I są razem szczęśliwi.
- Moni, jak tam to ciasto? - usłyszałam głos Marka. Po chwili dostrzegłam jego wychyloną postać. W jednej ręce trzymał wielki tasak a w drugiej kawał mięsa. Parsknęłam śmiechem i zerknęłam na piekarnik.
- Jeszcze jakieś 20 minut – uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do swojego zajęcia.
**
- I zbudowaliśmy taką wielką piramidę – opowiadała z zachwytem. Przysiadłam na taborecie z kubkiem kakao w ręku i słuchałam z zaangażowaniem – mnie pani ustawiła prawie na samej górze, bo jestem najlezsza – powiedziała. Uśmiechnęłam się.
- Najlżejsza, kochanie – poprawiłam córkę i upiłam łyk kakao. Smakowało wyśmienicie.
- I jeszcze poznałam dzisiaj nową koleżankę. Ma na imię Sophie – odparła – wiesz, jest bardzo fajna i chyba będziemy przyjaciółkami – dodała – ale zaczęła mnie trochę denerwować, bo podrywa mojego Olafa – popatrzyła na mnie i powiedziała poważnie. Prawie zakrztusiłam się gorącym napojem.
- Jak to twojego? - spytałam zdumiona.
- No bo Olaf to teraz mój chłopak – odpowiedziała z dumą – i chodzimy razem za rękę a jak idziemy leżakować to mamy obok siebie łóżka.
- Skarbie, nie sądzisz, że jesteś jeszcze za mała na chłopaka? - uśmiechnęłam się, będąc nieco zaniepokojona poczynaniami własnej córki.
- No coś ty. Wszystkie dziewczyny mają chłopaków w przedszkolu – powiedziała zdecydowanie, przewracają oczami– no a my się pierwsi całowaliśmy – tym razem naprawdę zakrztusiłam się tym kakaem. Dziewczynka zareagowała na to jedynie śmiechem.
- Lusia, ja się muszę poważnie zastanowić, czy wysyłać cię do tego przedszkola – odparłam szczerze. Jeszcze tego brakowało, by 4-letnie dziecko całowało się po kątach z chłopcami.
- Oj, mamo. Nie przeżywaj – stwierdziła jak gdyby nigdy nic. Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Kto to, mamusiu? Mogę otworzyć? - mała zeskoczyła z krzesła i pobiegła w stronę drzwi. Udałam się wraz za nią.
- Ala, bądź grzeczna. To pewnie moja szefowa – spojrzałam na dziewczynkę – więc zachowuj się przyzwoicie - mała pokiwała głową na zgodę i stanęła tuż za mną. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi, gdzie stała blondynka.
- Cześć – uśmiechnęła się. Po chwili dostrzegła chowającą się za mną Alę – oo, a co to za księżniczka? - powiedziała. Również się do niej uśmiechnęłam i wpuściłam do środka. Ala złapała mnie za rękę i wychyliła się nieco nieśmiała.
- Sandra, poznaj proszę moją córkę, Alicję – powiedziałam wesoło. Mała patrzyła na nią ze strachem w oczach. Kobieta przykucnęła i wyciągnęła do niej rękę, szeroko się uśmiechając.
- Hej, nie bój się mnie. Mam na imię Sandra – powiedziała. Po chwili dziewczynka uścisnęła jej dłoń.
- To co, może zapraszam do kuchni? - wskazałam ręką. Blondynka zdjęła kurtkę, którą powiesiła na wieszaku i udała się do pomieszczenia.
- Fajnie się tu urządziłaś – powiedziała, rozglądając się wokół – przytulne mieszkanko.
- Na takie mnie stać – uśmiechnęłam się – ale faktycznie, jak na tą cenę jest w dobrym stanie – dodałam – Napijesz się czegoś? Może herbaty? Bo na kawę to już chyba za późno.
- Szczerze, to chętnie napiłabym się lekkiej kawy. Padam z nóg – usiadła na jednym z krzes i podparła się o łokieć. Zerknęłam na nią.
- Już się robi – podeszłam do jednej z szafek i wyciągnęłam słoik z kawą – z mlekiem czy bez? - dodałam, wstawiając czajnik elektryczny. Odwróciłam się w jej stronę.
- Z mlekiem i 2 łyżeczkami cukru – uśmiechnęła się lekko.
- A ty jesteś dziewczyną Schlieriego? - usłyszałyśmy zaciekawiony głos dziewczynki, która niepewnie usiadła naprzeciwko kobiety.
- Ala, co to za pytanie? - skarciłam córkę.
- Owszem, Gregor to mój chłopak – odpowiedziała nieco rozbawiona – znasz go?
- No jasne – powiedziała – mój wujek ogląda ze mną skoki i wszystko mi opowiada – stwierdziła – bo Gregor jest bardzo ładny, wiesz? - popatrzyła na nią z wahaniem.
- Ala! - blondynka zareagowała na to jedynie lekkim śmiechem.
- Też tak uważam – z jej twarzy nie schodził uśmiech – a chciałabyś go kiedyś poznać osobiście? - spytała. Dziewczynka od razu się ożywiła.
- Taaaak – krzyknęła, uradowana – Mamo, mogę? Proszę, proszę, proszę.
- Ala, może porozmawiamy o tym kiedy indziej? Mama i Sandra mają parę dokumentów do podpisania – uśmiechnęłam się ciepło do córki i postawiłam kubek gorącej kawy na stole. Blondynka wypowiedziała nieme „dziękuję” - pójdziesz pobawić się do swojego pokoju z Milką? Musisz ją trochę rozbudzić, bo znów nie da nam spać w nocy. Cały dzień tylko leniuchuje.
- No dobrze – powiedziała po chwili namysłu – miło cie było poznać – rzuciła w jej stronę i szybkim krokiem poszła do siebie. Pokręciłam głową.
- Przepraszam cię. Ona lubi zadawać trudne pytania. Jest naprawdę ciekawska – odparłam, zajmując miejsce naprzeciwko.
- Daj spokój. Każdy dzieciak w tym wieku taki jest. Poza tym to bardzo miła dziewczynka – uśmiechnęła się i wyciągnęła ze swojej teczki plik papierów – twój chłopak jeszcze nie wrócił z pracy? - spytała, przeglądając dokumenty. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na środek stołu, splatając dłonie.
- Wychowuję ją sama – napotkałam jej zdumiony wzrok – tata Ali nas zostawił – dodałam.
- No coś ty – szepnęła, chyba nie dowierzając – jak to się stało? Znaczy...to nie moja sprawa.
- To żadna tajemnica – uśmiechnęłam się lekko – facet po prostu nie dorósł do bycia ojcem. Nie chciał mieć dzieci. Po jakimś czasie znudziło mu się papranie w pieluchach. Najpierw się rozstaliśmy. Później postanowił kompletnie odciąć się od małej i wyjechał. Do tej pory się nie odezwał – odparłam. Ona chyba nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Przykro mi – szepnęła.
- Przestań, stare dzieje. Już dawno pogodziłam się z tą sytuacją – westchnęłam – no to co mam podpisać? - ucięłam temat. Blondynka chyba zrozumiała, że nie mam ochoty dalej niczego wyjaśniać i podała mi kilka kartek.
- Tutaj musisz jedynie złożyć swoje podpisy – pokazała – natomiast jeśli chodzi o tą stertę – obok ułożyła już o wiele grubszy plik dokumentów – niestety musisz wypełnić sama. Najlepiej jakbyś przyniosła mi je jak najszybciej – kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Chwyciłam do ręki długopis i skupiłam się na podpisach. Kątem oka dostrzegłam, jak dziewczyna ociera swoją twarz.
- Zmęczona? - uśmiechnęłam się do niej znad kartek. Również odwzajemniła uśmiech.
- Strasznie dużo zamieszania jest z tą restauracją. W dodatku zajmuje się też jednym ze sklepów sportowych i zleceniami dla paru innych firm – westchnęła – nie mam praktycznie na nic czasu. Ani żeby odpocząć ani na nic innego – dodała. Spojrzałam na nią uważnie.
- Za to Gregor może na tobie zawsze polegać. Bez ciebie ta restauracja chyba wywróciłaby się do góry nogami – zaśmiała się cicho.
- Dzięki. Ale czasami miałabym ochotę rzucić to wszystko w cholerę i pojechać na jakieś wakacje – skwitowała.
- Ale robisz to dla niego – stwierdziłam. Spojrzała mi w oczy – chcesz być blisko Gregora. I tak pewnie rzadko kiedy się widujecie. Dzięki temu przynajmniej możecie spędzić ze sobą więcej czasu – patrzyła na mnie zdumiona.
- Poniekąd tak – odparła po chwili ciszy – Gregor też ciągle gdzieś wyjeżdża. Nawet nie tyle co na zawody, ale ma tysiące innych zajęć. Niewiele czasu możemy dla siebie poświęcić – dodała.
- Po prostu bardzo go kochasz – odpowiedziałam – i dlatego się tak dla niego poświęcasz.
- Owszem – uśmiechnęła się – jesteśmy tyle lat razem a ja wciąż czuję to samo, co na początku. Brakuje mi go...wiem, że często wszystko inne jest ważniejsze ode mnie. A w szczególności kariera. - patrzyłam na nią. Odnosiłam wrażenie, że dziewczyna nie ma się komu na ten temat wygadać. Żyje w ciągłym biegu. Niemal od samego rana do wieczora tylko praca i praca. Nie ma czasu na towarzystwo albo zrobienie czegoś dla siebie. W dodatku poświęca się dla swojego faceta, by choć na chwilę dłużej mieć go przy sobie. Zrobiło mi się jej szkoda.
- Wiesz, jeśli czasem miałabyś ochotę na jakieś plotki albo odprężenie się po pracy to..zapraszam – uśmiechnęłam się do niej pogodnie i przysunęłam podpisane dokumenty – w barku zawsze znajdę dobre wino a w szafce jakieś czekoladki – zachichotałyśmy obie.
- Przestań, nie chciałabym się narzucać..
- To żadne narzucanie się – przerwałam jej – no chyba że jako moja szefowa sądzisz, że nie jestem godna twojego towarzystwa – zaśmiałam się, udając obrazę.
- Nie, nie. No co ty – odparła – po prostu bardzo mnie tym zaskoczyłaś. Ale dziękuję – na jej twarzy malowała się wdzięczność.
Ciekawe tylko, czy Gregor dostrzega, jak wiele robi dla niego jego narzeczona. Ona przede wszystkim myśli najpierw o nim, potem dopiero o sobie. Z kolei szatyn był skupiony tylko na swoich potrzebach. Skoki, treningi, praca. Zaangażował się w tyle innych, czasochłonnych zajęć a nie potrafi sobie poradzić z organizacją. Gdyby nie Sandra, ten człowiek pewnie by zginął.

Nie wiem dlaczego, ale rozumiałam tą dziewczynę. I z niewytłumaczalnego powodu bardzo chciałam bliżej ją poznać. Kto wie, może uda nam się nawet zaprzyjaźnić?

**
Oto rozdział nr. 2. Kolejny, jeśli mi się uda, w tygodniu. Dziękuję za komentarze ^^
Ann

3 komentarze:

  1. Rozdział na prawdę super :)
    Szkoda mi trochę Sandry, że się tak poświęca dla Gregora, ale widać, że na serio musi go mocno kochać. Fajnie, że ma taki kontakt ze swoimi pracownikami, może rzeczywiście się zaprzyjaźnią z Moniką.
    Możesz mnie informować o kolejnych rozdziałach: http://little-prince-skijumping.blogspot.com/p/spam.html ?
    Chętnie zostanę tutaj dłużej :)

    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamusiu, kocham ten rozdział :D
    Luśka zdecydowanie go wygrała! Jeszcze chwila, a szybciej ułoży sobie życie towarzyskie niż jej mama.. A co do Moniki to podziwiam ją za to, że wychowała dziewczynkę praktycznie sama. Oh, tego ojca jakbym dorwała to nie chciałabym być w jego skórze. Jak tak można się od dziecka odciąć? No debil konkretny.
    Czekam na kolejny, weeeny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. SKOKInews.com - Skoki narciarskie - Nasza i Wasza Pasja Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń