Poniedziałek. Dziś
rozpoczynałam swój pierwszy dzień pracy w "Le Ciel".
Spodobało mi się w tym miejscu. Cała ekipa składała się z
młodych, sympatycznych pracowników. Mark okazał się bardzo miłym
szefem kuchni. Nasza współpraca powinna przebiegać bardzo dobrze.
Najbardziej zaintrygowana
byłam jednak samym właścicielem. Wyobrażałam go sobie kompletnie
inaczej. Przede wszystkim sądziłam, że będzie się chociaż znał
na rzeczy. A on zupełnie nie wiedział, jak zająć się tą
restauracją. I nie dziwię się, że to właśnie Sandra trzymała
to wszystko pod kontrolą. Szatyn z kolei nie miał pojęcia, jak
prowadzić ten biznes. Nie potrafił nawet przeprowadzić ze mną
profesjonalnej rozmowy. Postanowiłam, że ze
wszystkimi sprawami będę kierowała się bezpośrednio
do blondynki.
Swoją
drogą, czy skoczek narciarski nie może po prostu zajmować
się..skokami narciarskimi? Jeżeli urodził się do bycia sportowcem
to niech nie chwyta się rzeczy, na których się nie zna.
Zaciekawiona, jeszcze tego samego wieczora po spotkaniu z nowym
szefem, poczytałam nieco więcej informacji na jego temat.
Dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy. Mężczyzna, jak się
okazuje, posiada wiele różnych pasji, niekoniecznie związanych z
uprawianą dyscypliną. Oprócz zamiłowania do gotowania zajmuje się
także projektowaniem ubrań sportowych. To jeszcze potrafię
zrozumieć. Ale co więcej,
jest fotografem. I to cholernie dobrym. Przeszukałam wiele stron, by
znaleźć jego prace. Były naprawdę imponujące.
Nie kryłam podziwu dla
tego człowieka. Łączy tyle zainteresowań naraz i jest w stanie
wygospodarować czas na każde z nich. W końcu niełatwo jest
połączyć ciężkie treningi, prowadzenie kilku biznesów i przy
okazji szwendanie się po mieście, by robić zdjęcia. W dodatku ten
„człowiek renesansu” jest nieziemsko przystojny. I
pociągający...
Nagle
usłyszałam głośny dźwięk klaksonu tuż za mną. Cholera. Na
światłach przede mną już dawno zapaliło się zielone
a ja nadal stoję na nich jak głupia i rozmyślam o jakimś facecie.
Szybko wcisnęłam sprzęgło i wrzuciłam jedynkę. Jeszcze tego
brakowało, bym spowodowała jakiś wypadek przez
swoje chore fantazje.
- Nieźle
to wygląda. Mam nadzieję, że będę mógł później spróbować –
usłyszałam męski głos za sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A co zostanie dla
klientów? - odpowiedziałam, nie odrywając się od swojego zajęcia.
- No przestań, chyba nie
pożałujesz mi jednej malutkiej porcji – powiedział rozbawiony.
Mężczyzna pojawił się przy moim boku i oparł o blat. Zerknęłam
na niego. Prezentował się dziś niezwykle okazale. Miał na sobie
jasną koszulę i dopasowane kolorystycznie, ciemne spodnie.
Zauważyłam, że jego fryzura musiała być nienagannie ułożona.
Czyżby pan modniś? Przerzuciłam spojrzenie na jego twarz. Brodę
pokrywał jasny, kilkudniowy zarost a na ustach malował się
zawadiacki uśmiech.
- Sądziłam, że
skoczkowie narciarscy muszą przestrzegać jakiejś specjalnej diety
– odparłam z przekąsem i odwróciłam się w stronę piekarnika,
gdzie powoli dochodziło ciasto cytrynowe. Widziałam jedynie jak
przewraca oczami.
- Owszem.
Ale jestem właśnie po sezonie. Mogę pozwolić sobie na małą
„odskocznię”
– stwierdził – a oglądasz skoki? - spytał z zaciekawieniem.
- Niekoniecznie. Nie
bardzo interesuję się sportem – powiedziałam i przeszłam do
lady, gdzie wcześniej zaczęłam przyrządzanie kremu budyniowego.
Szatyn odczekał chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając i
zaraz pojawił się tuż przy mnie.
- Czyli...nie bardzo
wiesz, czym tak naprawdę się zajmuje? - ciągnął dalej.
- Wiem, że jesteś bardzo
znany w Austrii. I że zdobyłeś kilka ważnych..medali czy coś.
Ale nic poza tym.. - westchnęłam. Zerknęłam na niego. Wydawało
mi się, że dziwi się, iż nie zdaje sobie sprawy, kim tak naprawdę
jest.
- No cóż...trochę tego
zdobyłem – odparł jakby z ironią. O nie, czyżby był zadufany w
sobie?
- Kiedy byłam młodsza
razem z ojcem oglądałam konkursy, gdzie skakał Adam Małysz –
dodałam a on się nieco ożywił – a teraz ponoć nieźle skacze
Kamil Stoch, tak? – powiedziałam i usłyszałam cichy śmiech
chłopaka – wybacz, ale nie każdy ma bzika na punkcie tego sportu
– skwitowałam. On uniósł ręce w geście poddania.
- Nie,
nie to miałem na myśli. Po prostu rzadko zdarza mi się poznać
kogoś, kto mnie...nie bardzo kojarzy
– odpowiedział a ja spojrzałam na niego
wymownie. Myśli, że jest aż tak wspaniały czy jak?
- Pare razy widziałam cię
w telewizji i na plakatach – uśmiechnęłam się sztucznie.
- W takim razie musisz
kiedyś wybrać na konkurs, tu w Innsbrucku – stwierdził.
- Może kiedyś –
odpowiedziałam dodając kolejne składniki.
- A ty? - chyba chciał
zmienić temat, lecz nie wiedziałam, o co mu chodzi. Zmarszczyłam
brwi – dlaczego postanowiłaś przeprowadzić się do Austrii?
- Przyjechałam tu razem z
bratem, żeby znaleźć lepszą pracę – odpowiedziałam szczerze –
chcieliśmy się trochę dorobić – uśmiechnęłam się.
- I poznałaś tutaj
miłość życia? - spytał a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Miłość życia?
- No masz dziecko. Musicie
być bardzo szczęśliwą rodziną – dodał. Westchnęłam.
Zaczęłam mieszać krem. Zastanowiłam się przez chwilę.
- Widzisz, nie wszystko
jest takie proste jak się może wydawać – powiedziałam.
- Przepraszam, nie chcę
się wtrącać w nie swoje sprawy.
- To
długa i nudna historia – odparłam – nie ma się nad czym
rozwodzić – widziałam jego uważne spojrzenie. Miałam wrażenie,
że chce dowiedzieć się o wiele więcej, lecz nie miałam zamiaru
zwierzać się ze swoich problemów obcemu człowiekowi. Szczególnie,
że to mój szef.
- Za to bardzo dobrze
mówisz po niemiecku – stwierdził.
- Owszem. Zawsze lubiłam
języki i chodziłam do szkoły językowej – cieszyłam się, że
nie brnął dalej – poza tym mam rodzinę w Niemczech. Prawie co
roku jeździłam do nich na wakacje – dodałam.
- No a jak ci się podoba
życie w Austrii? - spojrzałam na niego.
- Jest..zupełnie inaczej
– westchnęłam – ale tęsknie za Polską. Tylko, że zbyt wiele
się starałam, by coś osiągnąć. Nie chcę tracić tutaj pracy i
dobrych znajomych.
- Rozumiem – chciał
chyba spytać o coś jeszcze, lecz w tym momencie do kuchni wparowała
Sandra. Uśmiechnęła się na widok szatyna.
- Gregor, nie sądzisz, że
powinieneś zająć się jakąś papierkową robotą a nie ciągle
szwendasz się po kuchni? - spytała wesoło i dała całusa swojemu
narzeczonemu. Skupiłam się na swoim zadaniu.
- Wiesz, że to lubię.
Nie mógłbym tak sobie tu pogotować? - zrobił do niej maślane
oczka. Zaśmiałam się cicho.
- Później. Jak na razie
mamy parę dokumentów do wypełnienia – powiedziała zdecydowanie.
Mężczyzna spojrzał na mnie zrezygnowanym wzrokiem, lecz nie miał
nic do gadania.
- Monika, mam do ciebie
prośbę – uśmiechnęłam się do niej delikatnie – nie
przeszkadzałoby ci gdybym wpadła dziś do ciebie z tą umową?
Musimy to z Gregorem jeszcze przygotować i pewnie nie wyrobimy się
do końca zmiany.
- Jasne, nie ma problemu.
Mój adres znasz? - spytałam.
- Tak, tak. Byłabym około
20, może być? - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy
- Dzięki
– przerzuciła swoje spojrzenie na chłopaka – no chodź, bo w
życiu cię stąd nie wyciągnę – ten wahał się jeszcze przez
chwilę, ale zaraz objął blondynkę czule i powoli kierowali się
ku wyjściu. Odwrócił się na moment w moją stronę i obdarzył
intensywnym spojrzeniem. Następnie oboje opuścili pomieszczenie.
Stałam tam jak wryta nie bardzo rozumiejąc jego toku myślenia. Ten
człowiek jest naprawdę skomplikowany. I
totalnie niezorganizowany. Pokręciłam głową. Sandra wydawała się
jego zupełnym przeciwieństwem. No, ale
przecież przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Z resztą jak
popatrzyło się na tą dwójkę to miało się wrażenie, że oboje
do siebie pasowali. I są razem szczęśliwi.
- Moni, jak tam to ciasto?
- usłyszałam głos Marka. Po chwili dostrzegłam jego wychyloną
postać. W jednej ręce trzymał wielki tasak a w drugiej kawał
mięsa. Parsknęłam śmiechem i zerknęłam na piekarnik.
- Jeszcze jakieś 20 minut
– uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do swojego zajęcia.
**
- I zbudowaliśmy taką
wielką piramidę – opowiadała z zachwytem. Przysiadłam na
taborecie z kubkiem kakao w ręku i słuchałam z zaangażowaniem –
mnie pani ustawiła prawie na samej górze, bo jestem najlezsza –
powiedziała. Uśmiechnęłam się.
-
Najlżejsza, kochanie – poprawiłam córkę
i upiłam łyk kakao. Smakowało
wyśmienicie.
- I jeszcze poznałam
dzisiaj nową koleżankę. Ma na imię Sophie – odparła – wiesz,
jest bardzo fajna i chyba będziemy przyjaciółkami – dodała –
ale zaczęła mnie trochę denerwować, bo podrywa mojego Olafa –
popatrzyła na mnie i powiedziała poważnie. Prawie zakrztusiłam
się gorącym napojem.
- Jak to twojego? -
spytałam zdumiona.
- No bo Olaf to teraz mój
chłopak – odpowiedziała z dumą – i chodzimy razem za rękę a
jak idziemy leżakować to mamy obok siebie łóżka.
-
Skarbie, nie sądzisz, że jesteś jeszcze za mała na chłopaka? -
uśmiechnęłam się, będąc nieco
zaniepokojona poczynaniami własnej córki.
- No coś ty. Wszystkie
dziewczyny mają chłopaków w przedszkolu – powiedziała
zdecydowanie, przewracają oczami– no a my się pierwsi całowaliśmy
– tym razem naprawdę zakrztusiłam się tym kakaem. Dziewczynka
zareagowała na to jedynie śmiechem.
- Lusia, ja się muszę
poważnie zastanowić, czy wysyłać cię do tego przedszkola –
odparłam szczerze. Jeszcze tego brakowało, by 4-letnie dziecko
całowało się po kątach z chłopcami.
- Oj, mamo. Nie przeżywaj
– stwierdziła jak gdyby nigdy nic. Otworzyłam usta ze zdziwienia,
kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Kto to, mamusiu? Mogę
otworzyć? - mała zeskoczyła z krzesła i pobiegła w stronę
drzwi. Udałam się wraz za nią.
- Ala,
bądź grzeczna. To pewnie moja szefowa – spojrzałam na
dziewczynkę – więc zachowuj się przyzwoicie - mała
pokiwała głową
na zgodę i stanęła tuż za mną. Przekręciłam zamek i otworzyłam
drzwi, gdzie stała blondynka.
- Cześć – uśmiechnęła
się. Po chwili dostrzegła chowającą się za mną Alę – oo, a
co to za księżniczka? - powiedziała. Również się do niej
uśmiechnęłam i wpuściłam do środka. Ala złapała mnie za rękę
i wychyliła się nieco nieśmiała.
- Sandra, poznaj proszę
moją córkę, Alicję – powiedziałam wesoło. Mała patrzyła na
nią ze strachem w oczach. Kobieta przykucnęła i wyciągnęła do
niej rękę, szeroko się uśmiechając.
- Hej, nie bój się mnie.
Mam na imię Sandra – powiedziała. Po chwili dziewczynka uścisnęła
jej dłoń.
- To co, może zapraszam
do kuchni? - wskazałam ręką. Blondynka zdjęła kurtkę, którą
powiesiła na wieszaku i udała się do pomieszczenia.
- Fajnie się tu
urządziłaś – powiedziała, rozglądając się wokół –
przytulne mieszkanko.
- Na takie mnie stać –
uśmiechnęłam się – ale faktycznie, jak na tą cenę jest w
dobrym stanie – dodałam – Napijesz się czegoś? Może herbaty?
Bo na kawę to już chyba za późno.
-
Szczerze, to
chętnie napiłabym się lekkiej kawy. Padam z nóg – usiadła
na jednym z krzeseł
i podparła się o łokieć. Zerknęłam na nią.
- Już się robi –
podeszłam do jednej z szafek i wyciągnęłam słoik z kawą – z
mlekiem czy bez? - dodałam, wstawiając czajnik elektryczny.
Odwróciłam się w jej stronę.
- Z mlekiem i 2 łyżeczkami
cukru – uśmiechnęła się lekko.
- A ty jesteś dziewczyną
Schlieriego? - usłyszałyśmy zaciekawiony głos dziewczynki, która
niepewnie usiadła naprzeciwko kobiety.
- Ala, co to za pytanie? -
skarciłam córkę.
- Owszem, Gregor to mój
chłopak – odpowiedziała nieco rozbawiona – znasz go?
- No jasne – powiedziała
– mój wujek ogląda ze mną skoki i wszystko mi opowiada –
stwierdziła – bo Gregor jest bardzo ładny, wiesz? - popatrzyła
na nią z wahaniem.
- Ala! - blondynka
zareagowała na to jedynie lekkim śmiechem.
- Też tak uważam – z
jej twarzy nie schodził uśmiech – a chciałabyś go kiedyś
poznać osobiście? - spytała. Dziewczynka od razu się ożywiła.
- Taaaak
– krzyknęła, uradowana – Mamo, mogę?
Proszę, proszę, proszę.
- Ala, może porozmawiamy
o tym kiedy indziej? Mama i Sandra mają parę dokumentów do
podpisania – uśmiechnęłam się ciepło do córki i postawiłam
kubek gorącej kawy na stole. Blondynka wypowiedziała nieme
„dziękuję” - pójdziesz pobawić się do swojego pokoju z
Milką? Musisz ją trochę rozbudzić, bo znów nie da nam spać w
nocy. Cały dzień tylko leniuchuje.
- No
dobrze – powiedziała po chwili namysłu – miło cie było poznać
– rzuciła w jej stronę
i szybkim krokiem
poszła do
siebie. Pokręciłam głową.
- Przepraszam cię. Ona
lubi zadawać trudne pytania. Jest naprawdę ciekawska – odparłam,
zajmując miejsce naprzeciwko.
- Daj
spokój. Każdy dzieciak w tym wieku taki jest. Poza
tym to bardzo miła dziewczynka –
uśmiechnęła się i wyciągnęła ze swojej teczki plik papierów –
twój chłopak jeszcze nie wrócił z pracy? - spytała, przeglądając
dokumenty. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na środek stołu,
splatając dłonie.
- Wychowuję ją sama –
napotkałam jej zdumiony wzrok – tata Ali nas zostawił –
dodałam.
- No coś ty – szepnęła,
chyba nie dowierzając – jak to się stało? Znaczy...to nie moja
sprawa.
- To żadna tajemnica –
uśmiechnęłam się lekko – facet po prostu nie dorósł do bycia
ojcem. Nie chciał mieć dzieci. Po jakimś czasie znudziło mu się
papranie w pieluchach. Najpierw się rozstaliśmy. Później
postanowił kompletnie odciąć się od małej i wyjechał. Do tej
pory się nie odezwał – odparłam. Ona chyba nie wiedziała, co ma
powiedzieć.
- Przykro mi – szepnęła.
- Przestań, stare dzieje.
Już dawno pogodziłam się z tą sytuacją – westchnęłam – no
to co mam podpisać? - ucięłam temat. Blondynka chyba zrozumiała,
że nie mam ochoty dalej niczego wyjaśniać i podała mi kilka
kartek.
- Tutaj musisz jedynie
złożyć swoje podpisy – pokazała – natomiast jeśli chodzi o
tą stertę – obok ułożyła już o wiele grubszy plik dokumentów
– niestety musisz wypełnić sama. Najlepiej jakbyś przyniosła mi
je jak najszybciej – kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Chwyciłam
do ręki długopis i skupiłam się na podpisach. Kątem oka
dostrzegłam, jak dziewczyna ociera swoją twarz.
- Zmęczona? -
uśmiechnęłam się do niej znad kartek. Również odwzajemniła
uśmiech.
-
Strasznie dużo zamieszania jest z tą restauracją. W dodatku
zajmuje się też jednym ze sklepów sportowych i zleceniami
dla paru innych firm – westchnęła – nie mam praktycznie na nic
czasu. Ani żeby odpocząć ani na nic innego – dodała. Spojrzałam
na nią uważnie.
- Za to Gregor może na
tobie zawsze polegać. Bez ciebie ta restauracja chyba wywróciłaby
się do góry nogami – zaśmiała się cicho.
- Dzięki. Ale czasami
miałabym ochotę rzucić to wszystko w cholerę i pojechać na
jakieś wakacje – skwitowała.
- Ale robisz to dla niego
– stwierdziłam. Spojrzała mi w oczy – chcesz być blisko
Gregora. I tak pewnie rzadko kiedy się widujecie. Dzięki temu
przynajmniej możecie spędzić ze sobą więcej czasu – patrzyła
na mnie zdumiona.
- Poniekąd tak –
odparła po chwili ciszy – Gregor też ciągle gdzieś wyjeżdża.
Nawet nie tyle co na zawody, ale ma tysiące innych zajęć. Niewiele
czasu możemy dla siebie poświęcić – dodała.
- Po prostu bardzo go
kochasz – odpowiedziałam – i dlatego się tak dla niego
poświęcasz.
- Owszem
– uśmiechnęła się – jesteśmy tyle lat razem a ja wciąż
czuję to samo, co na początku. Brakuje mi go...wiem, że często
wszystko inne jest ważniejsze ode mnie. A w szczególności kariera.
- patrzyłam na nią. Odnosiłam wrażenie, że dziewczyna nie
ma się komu na ten temat wygadać. Żyje w ciągłym biegu. Niemal
od samego rana do wieczora tylko praca i praca. Nie ma czasu na
towarzystwo albo zrobienie czegoś dla siebie. W dodatku poświęca
się dla swojego faceta, by choć na chwilę dłużej mieć go przy
sobie. Zrobiło mi się jej szkoda.
- Wiesz, jeśli czasem
miałabyś ochotę na jakieś plotki albo odprężenie się po pracy
to..zapraszam – uśmiechnęłam się do niej pogodnie i przysunęłam
podpisane dokumenty – w barku zawsze znajdę dobre wino a w szafce
jakieś czekoladki – zachichotałyśmy obie.
- Przestań, nie
chciałabym się narzucać..
- To
żadne narzucanie się – przerwałam jej – no chyba że jako moja
szefowa sądzisz, że nie jestem godna twojego towarzystwa –
zaśmiałam się, udając obrazę.
- Nie, nie. No co ty –
odparła – po prostu bardzo mnie tym zaskoczyłaś. Ale dziękuję
– na jej twarzy malowała się wdzięczność.
Ciekawe
tylko, czy Gregor dostrzega, jak wiele robi dla niego jego
narzeczona. Ona przede wszystkim myśli najpierw o nim, potem dopiero
o sobie. Z kolei szatyn był skupiony tylko na swoich potrzebach.
Skoki, treningi, praca. Zaangażował się w tyle innych,
czasochłonnych zajęć a nie potrafi sobie poradzić z organizacją.
Gdyby nie Sandra, ten człowiek pewnie by zginął.
Nie wiem dlaczego, ale
rozumiałam tą dziewczynę. I z niewytłumaczalnego powodu bardzo
chciałam bliżej ją poznać. Kto wie, może uda nam się nawet
zaprzyjaźnić?
**
Oto rozdział nr. 2. Kolejny, jeśli mi się uda, w tygodniu. Dziękuję za komentarze ^^
Ann
Rozdział na prawdę super :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi trochę Sandry, że się tak poświęca dla Gregora, ale widać, że na serio musi go mocno kochać. Fajnie, że ma taki kontakt ze swoimi pracownikami, może rzeczywiście się zaprzyjaźnią z Moniką.
Możesz mnie informować o kolejnych rozdziałach: http://little-prince-skijumping.blogspot.com/p/spam.html ?
Chętnie zostanę tutaj dłużej :)
Pozdrawiam i życzę weny :*
O mamusiu, kocham ten rozdział :D
OdpowiedzUsuńLuśka zdecydowanie go wygrała! Jeszcze chwila, a szybciej ułoży sobie życie towarzyskie niż jej mama.. A co do Moniki to podziwiam ją za to, że wychowała dziewczynkę praktycznie sama. Oh, tego ojca jakbym dorwała to nie chciałabym być w jego skórze. Jak tak można się od dziecka odciąć? No debil konkretny.
Czekam na kolejny, weeeny ;*
SKOKInews.com - Skoki narciarskie - Nasza i Wasza Pasja Zapraszam!
OdpowiedzUsuń