piątek, 18 grudnia 2015

Nowe opowiadanie!


Kochane!

Powracam (dość szybko) z nową historią. Jak zwykle nie zabraknie w niej mojego ulubieńca, czyli SCHLIERIEGO :)
Jeżeli nie znudziłyście się jeszcze moimi wywodami (c(: ) to zapraszam i zachęcam do czytania. Tym razem nieco z innej beczki i więcej akcji będzie działo się w Polsce. Ale mam nadzieję, że będzie się Wam to podobać! Prolog już na Was czeka. 


Do zobaczenia na drugim blogu!!!

Wasza Ann x


wtorek, 1 grudnia 2015

Epilog

Fulpmes, 24 grudnia 2015


Święta to taki magiczny czas, który zbliża do siebie ludzi. Gdy z utęsknieniem i niemal dziecinną niecierpliwością czekamy na pierwszą Gwiazdkę. Kiedy spotykamy się z rodziną przy stole wigilijnym, przy pięknie ozdobionej, wielkiej choince. Kiedy dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Kiedy wspólnie śpiewamy kolędy, przy akompaniamencie fortepianu. A na koniec niecierpliwie oczekujemy na prezent, który wręcza nam prawdziwy Święty Mikołaj, z brodą, dużym brzuchem w tym swoim czerwonym kubraczku. Tak, to wszystko wygląda jak w bajce. Jak w puszczanych od dwóch miesięcy reklamach świątecznych, pokazujących szczęśliwe i idealne rodziny. Tylko, że moje święta rzeczywiście przypominały te, które oglądałam w telewizji. I Schlierenzauerowie okazali się właśnie taką ciepłą, radosną i szczęśliwą rodziną.
- Zjedz jeszcze kawałek tego karpia w sosie własnym pani Gellert, Gregor. Jest przepyszny, normalnie palce lizać! - zachwalał jego ojciec, mając pełne usta ryby, a w ich kącikach sos czosnkowy - naprawdę, musi mi pani zostawić przepis, bo choć Angie świetnie gotuje to tak wspaniale przygotowanej ryby jeszcze nie jadłem - mówił szczerze powodując u mojej mamy szkarłatne rumieńce w połączeniu z samozadowoleniem, jakie z pewnością czuła. A tak się bała tych świąt w Austrii.
- Boże, tato, ja już nie mogę! - żalił się szatyn, opierając się całym ciężarem ciała o krzesło, wzdychając ciężko - a spróbuj tych grzybków, które zrobiła Monika. Przecież ja walnę po jutrze o bule albo Heinz wyrzuci mnie z kadry za przekroczenie wagi - mówił śmiertelnie poważnie. Nie potrafiliśmy się nie roześmiać.
- A to moich dań już nikt nie pochwali? - odezwała się z udawaną obrazą pani Angelika.
- I moich! - dodała żona wujka Marcusa.
- A o moich to już nawet nie wspomnę! - no jakżeby mogło zabraknąć ukochanej babci?
Pan Paul, wujek, Gregor i Lucas spojrzeli na najważniejsze kobiety swojego życia ze wruszeniem robiąc głośne "oooo" a najmłodszy ze Schlierenzauerów powiedział:
- Przecież wiecie, że jesteście niezastąpione, a bez was i waszego jedzenia nie moglibyśmy żyć.
Babcia była wyraźnie zadowolona z takiej odpowiedzi, ale pani Schlierenzauer razem z bratową wyczuły ironię oraz porozumiewawcze spojrzenie panów, więc po prostu wywróciły oczami w geście rozpaczy. Za to bracia przybili sobie żółwika.
- Ale moja mamusia gotuje najlepiej na świecie i nawet babcia Beatka tak nie umie - wtrąciła się mała Alicja, która do tej pory była pochłonięta dokańczaniem swojej porcji śledzi - ale ty, babciu też dobrze gotujesz, nie musisz się obrażać, I babcia Angelika też! - dodała patrząc to na jedną to na drugą z miną wyrażającą szczere oddanie. Obie "babcie" westchnęły i uśmiechnęły się do małej.
- Moja urocza królewna! - powiedziała mama i mocno przytuliła do siebie siedzącą obok dziewczynkę.
- A ja powiem tak: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść - odezwała sie rozbawiona całą sytuacją Gloria.
- Odezwała się ta, co wcale nie umie gotować - odparł jej Lucas, za co dostał po głowie.
- Boże kochany, przecież my mamy takich gości a wy zachowujecie się jak pięcioletnie dzieci. I to jeszcze w Wigilie! - lamentowała blondynka. I znów całe grono wybuchło śmiechem.

Kolacja okazała się naprawdę strzełem w dziesiątkę. Mimo tego, że było nas tu naprawdę dużo, bo nie licząc Schlierenzaerów, Glorii ze swoim rocznym juz synkiem i chlopakiem, babci Prock, i wujka Marcusa z rodziną, mnie oraz Ali, na Święta do Innsbrucka zawitała takze moja mama razem z Alkiem i Kasią. I to nic, że na tym wielkim stole, ktory bez problemu nas pomieścił, stało nie 12 ale pewnie i z 30 potraw. Atmosfera była tak rodzinna i tak dobrze się bawiłam, że przez cały wieczór uśmiech nie schodził mi z twarzy. Rozmowy trwały w najlepsze i nie dotyczyły tylko i wyłącznie kariery Gregora. Okazało sie, że Austriaków naprawdę interesowało, jak żyje się w Polsce i tematów do dyskusji nie zabrakło. Mimo wcześniejszych niesnasek pomiędzy moim bratem a chłopakiem, wydawało się, że dziś dogadują się świetnie i już dawno zapomnieli o wcześniejszych urazach.
Co jak, co, ale mój żołądek też miał swoje granice, mimo, że teraz mogłam spokojnie jeść za dwoje. Wzięłam głęboki oddech, wzdrygając się lekko z powodu chwilowo zbyt obszernej pojemności mojego brzucha i z czułością go pogładziłam. Był już dość zaokrąglony i uroczo prezentował się w sukience, jaką dziś włożyłam.
- Wszystko w porządku? - szepnął z nutką niepokoju szatyn, który właśnie obrócił się w moją stronę i dostrzegł grymas na twarzy. Chwyciłam go za rękę i uśmiechnęłam się promiennie.
- Wręcz przeciwnie, jest cudownie - powiedziałam szczerze - tylko chyba trochę się przejadłam - usłyszałam jego melodyjny śmiech.
- A to dopiero Wigilia. Co powiesz jutro i po jutrze? - dodał z rozbawieniem.
- Nie wiem, chyba pęknę - odparłam, a on znów się zaśmiał - dziękuję ci za te Święta. Naprawdę jestem szczęśliwa - zobaczyłam promyki w jego oczach i poczułam mocniejszy uścisk dłoni.
- Nie ma za co - szepnął - wreszcie czuję, że te Święta już co roku będą miały sens - odpowiedział poważnie. Milczałam przez chwilę.
- Nigdy nie cieszyłeś się na Święta? Nawet kiedy byłeś jeszcze z Sandrą? - przez jego twarz przez moment przebiegł cień, ale zaraz znów na mnie spojrzał.
- Ona nie lubiła Świąt. Zawsze uważała, że co roku jest to samo i zawsze wolała pojechać w tym czasie, gdzieś gdzie jest lato. Ale ja nigdy się na to nie zgodziłem. Dla mnie Święta to cenny czas, kiedy mogę spokojnie pobyć z bliskimi, a to się rzadko zdarza w ciągu roku. I zawsze cieszę się na nie jak głupi - dodał, a ja się uśmiechnęłam. Biorąc pod uwagę, że kiedy przez pół dnia szukał idealnej choinki, którą z ledwością tu przytargał a potem nie pozwolił nikomu jej dekorować, bo prawo do tego ma tylko on i Ala, to chyba należy przyznać, że ma tego świra na punkcie świąt.
- No, czas na prezenty! - krzyknął uradowany pan Paul, zacierając dłonie z radości a  ja aż podskoczyłam.

Kiedy chwilę później do salonu wkraczał Święty Mikołaj, myślałam, że padnę ze śmiechu. Ja wiem, że w tej rodzinie raczej nie ma zbyt masywnych mężczyzn, ale żeby angażować do tej roli biednego chudego Lucasa? Naprawdę wyglądał przekomicznie z tym wiszącym na nim kostiumie i chudymi nogami. Gregor palnęł ręką w czoło i pokręcił zrezygnowany głową a mina Glorii mówiła "to nie był mój pomysł". Za to reszta pań, a w szczególności babcia Prock, były zachwycone! Spojrzałam na Alicję, Oczy wyszły jej z orbit i wiedziałam, że jest wniebowzięta. Jej wiara w istnienie świetego Mikołaja nigdy nie została podważona.
- Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - spytał "Święty Mikołaj", obniżając głos. Gregor znów zwątpił a Gloria z Kasią były cale czerwone od powstrzymywanego śmiechu.
- A jest tu taka mała dziewczynka. I chyba była bardzo grzeczna, co Ala? - zwróciła sie do niej moja mama. Ala lekko pokiwała głową, nic się nie odzywając, tylko wpatrywała się w postać Mikołaja z nieukrywaną ciekawością.
- No to chodź no tu, Ala. Święty Mikołaj chyba znajdzie coś dla ciebie w tym wielkim worku - powiedział i zabrał się za szukanie odpowiedniej paczki w rzeczywiście sporym, czerwonym worku. Dziewczynka podeszła do niego nieśmiało, a ten klepnął jej miejsce na swoich kolanach. Lucas dwoił się i troił, szukając odpowiedniego prezentu a Gregor znów wzniósł oczy, wołając o pomstę do nieba. Próbował gestami pokazać bratu, że prezent jest w drugim pomieszczeniu, ale ten w ogóle nie reagował. Dopiero po chwili zorientował sie, o co chodzi szatynowi.
- Aaaa, prawda! - powiedział, drapiąc się po głowie i patrząc z uśmiechem na małą. - twój prezent, kochana, nie zmieścił się w tym magicznym worku - dodał - ty, młody człowieku  - wskazał palcem na Gregora, którego cierpliwość już dawno się skończyła. - mógłbyś przynieść go tu z drugiego pokoju? Obawiam się, że sobie sam nie poradzę. - szatyn podał mi aparat, którym do tej pory skrupulatnie robił zdjęcia i na chwilę zniknął z salonu. Po minucie wrócił, prowadząc ze sobą prześliczny kolorowy wózek dla lalek. Taki, o jakim Alicja zawsze marzyła. Dziewczynka aż pisnęła z radości, gdy ujrzała to cudo. Po chwili podbiegła do Gregora i zaczęła oglądać prezent z każdej strony.
- Teraz będę mogła mieć dzidziusia jak mama! - dodała, klaszcząc w dłonie. Całe grono się zaśmiało a mama spojrzała na mój brzuszek z czułością.
Ala na dobre zajeła się zabawą, a "Święty Mikołaj" rozdawał prezenty całej reszcie. Następny w kolejce był Gregor, a kiedy już otrzymał swój prezent, czyli wymarzony Smartfon, wrócił na swoje miejsce szepnął ciche "dziękuję", a ja mogłam oprzeć podbródek o jego bark i tym samym się do niego przytulić. Szatyn chwycił mnie za dłoń i usniósł ku górze, by ją pocałować. Czułam przy nim taki błogi spokój, że oprócz jego obecności nic mi więcej nie było trzeba.
Zabawa trwała w najlepsze. W pewnym momencie Lucas zawołał:
- A teraz Święty Mikołaj znalazł coś dla...Moniki! - i wyciągnął małe pudełeczko, może wielkości pięści. Wstałam i udałam się w jego stronę a on tak jak dla każego, poklepał miejsce na swoich kolanach. Cóż, przy mnie na pewno nie miał łatwo. Ale moje współczucie szybko zamieniło się w rozbawienie.
Po chwili wręczył mi pudełeczko, na które patrzyłam teraz z ciekawością.
- A może rozpakujesz i zobaczymy, co to? - zachęcił mnie nieśmiało, a ja spojrzałam na niego podejrzanie. W salonie zapadła cisza i czułam wzrok wszystkich na sobie, co wcale nie było przyjemne. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam niezręcznie pozbywać się kolorowego papieru. Kiedy zdjęłam papier, moim oczom ukazało się czerwone etui. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było to, że w środku zapewne znajduje się biżuteria.
- No, owtórz - ponaglał mnie Lucas. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a potem z wahaniem otworzyłam pudełeczko. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast eleganckich kolczyków w środku znalazłam wielki pierścionek z brylantem. A raczej pierścień, jak pomyślałam.
- No kochana, to chyba coś oznacza - puścił mi oczko "Święty". Moje zaskoczenie było tak duże, że nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.

Nim jednak zdążyłam wyplątać się z tej niejako niezręcznej sytuacji, u mojego boku pojawił się Gregor. Patrzył na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, które teraz były pełne nadziei. Uklęknął na jedno kolano i chwycił mnie mocno za ręce. Niemal czułam bicie jego serca, które teraz szalało w jego piersi.
- Moni, czy zgodzisz się zostać moją żoną? - cisza, jaka panowała w pomieszczeniu sprawiała wrażenie, że nikogo oprócz nas dwojga tutaj nie ma. Szybko jednak przerwała ją Alicja:
- Mamo, Gregor ci się oświadcza a ty siedzisz sobie na kolanach u Mikołaja! - krzyknęła z pretensją, a ja parsknęłam śmiechem przez właśnie spływające po moich policzkach łzy, nieustępliwie patrząc mu w oczy. Dostrzegłam jego zaciśnięte usta i widziałam napięte mięśnie.
- Tak - szepnęłam, a on głośno wypuścił powietrze. To tak krótkie słowo wywołało lawinę szczęścia i  radości wśród zgromadzonych. Nim się zorientowałam, Gregor już trzymał mnie w swoich ramionach a następnie złożył czuły pocałunek na moich ustach.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął.

- Patrzy na ciebie jakbys była jego najcenniejszym trofeum - powiedziała pani Angelika, której pomagałam znosić naczynia do połączonej z salonem kuchni. Zerknełam na siedzącego przy choince Gregora, tulącego do siebie Alicję. Kiedy nasze sposjrzenia się spotkały, uśmiechnęliśmy się do siebie tak, jak tylko my potrafimy.
- Cieszę sie, że ci się oświadczył. Wiem, że dasz mu dużo szczęścia - zaskoczyły mnie słowa przyszłej teściowej, gdyż do tej pory nie okazywała mi tyle ciepła, co dzisiejszego wieczoru. Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało.
- I nie jest pani zła, że wkroczyłam do jego życia z dzieckiem na głowie a teraz wkopałam go w kolejne? - spytałam nie patrząc na nią. Kobieta odłożyła brudne talerze i zwróciłą się do mnie:
- Jesteś najlepszym , co go w życiu spotkało. Ja dopiero teraz dostrzegam, jak bardzo on się zmienił. Jak bardzo dojrzał i wydoroślał - zamilkła na chwilę - widzę, że przy tobie cieszy się życiem. Dałaś mu rodzinę, o której zawsze marzył. Zawsze będę stała po twojej stronie.

Znów spojrzałam na salon wypełniony ludźmi. Gloria i Kasia śmiały się do bólu jak dwie najlepsze przyjaciółki a obok nich w wozku spal maly Thobias. Wujek Marcus, Alek i Lucas zawzięcie rozmawiali o piłce nożnej a Ala spokojnie zasypiała w ramionach szatyna. Za to babcia cichutko grała na fortepianie "Cichą Noc", do której śpiewała mama i Gwen, żona wujka. Jedna po polsku a druga po niemiecku. Czuło się tutaj magię. Czuło się tutaj Święta, miłość, ciepło i radość. Tu było wszystko, czego teraz pragnęlam.

Znów z czułością pogłaskałam się po zaokrąglonym brzuchu a następnie udałam się w kierunku faceta moich marzeń. Kiedy zauwazyl jak zmierzam w jego strone, usmiechnal sie do mnie cieplo i wyciagnal reke. Usiadlam na skrawku fotela, a Gregor tak zwyczajnie pocalowal moj brzuch. Przytulilam sie do niego i poglaskalam Ale po glowce, wsluchujac sie w dzwieki koledy. Przyszłość zapowiadała się cudownie.

****
Moje Drogie!

Nadszedł czas pożegnać się z tym opowiadaniem. Mam nadzieją, że zapadło Wam ono w pamięci i że będziecie je miło wspominać. 
Serdecznie dziękuję za Waszą obecność, za tak dużą ilość wyświetleń a w szczególności za Wasze komentarze! Niektóre z Was były ze mną zawsze, za co mogę powiedzieć tylko kolejne wielkie DZIEKUJĘ, a niektóre pojawiały się  z czasem, co również dawało mi wiele radości. Jesteście Kochane <3 nbsp="" p="">
Nie wiem, czy zacznę pisać kolejną historie, choć mam ją  w głowie. Czas nie pozwala mi jednak na chwilę wolnego i na razie muszę sobie zrobić przerwę.
Oczywiście dalej czytam Wasze blogi i na pewno będę na bieżąco. O jakimkolwiem nowym opowiadaniu będę Was po prostu informować.
Liczę, że Was nie zawiodłam i odrobinę mnie polubiłyście.
Do, mam nadzieję, szybkiego napisania!

Wasza Ann x