sobota, 18 kwietnia 2015

4. Nocna wizyta

- Zawiodłam się na tobie, Gregor. To twój interes a w ogóle o niego nie dbasz. Wszystko zwalasz na mnie – usłyszałem pretensje w jej głosie. Westchnąłem i wziąłem kolejny łyk piwa. Smakowało mi dziś wyjątkowo dobrze.
- To był twój pomysł, żeby otworzyć tą restaurację – odparłem – i sama chciałaś zostać menadżerem, więc nie narzekaj teraz na zbyt dużą ilość obowiązków – spojrzałem na nią. Na jej twarzy widniało niedowierzanie. Przez chwilę nic nie odpowiedziała.
- To ja przez cały tydzień, dzień w dzień charuje. Nie mam ani chwili odpoczynku. Jeżdżę, załatwiam sprawy od firmy do firmy. Wykonuje za ciebie większość rzeczy a ty jesteś mi jedynie w stanie powiedzieć, że to był mój pomysł więc mam zacisnąć zęby i nie narzekać? - jej głos nasycony był ironią i pogardą.
- Posłuchaj, z mojej pasji zrobiłaś obowiązek. Ja lubię gotować dla własnej przyjemności. Lubię odkrywać nowe smaki, ale tylko i wyłącznie dla siebie. Mam już zawód, który przynosi mi korzyści i wymaga niemal ciągłego poświęcania czasu. Kocham to. Nie mam zamiaru odpuszczać ze skokami, bo tobie zachciało się prowadzić jakąś restaurację! - krzyknąłem. Wiedziałem, że postępuje zbyt ostro, ale w tym momencie nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia.
- To dlaczego się na to wszystko zgodziłeś, co? - tym razem i ona krzyczała – czemu się nie sprzeciwiłeś, kiedy miałam już przygotowany plan i znaleziony lokal? I co, po roku raczyłeś przyznać się do tego, że nie potrzebujesz tej knajpy? Nie, no fantastycznie – prychnęła i zaczęła krążyć nerwowo po kuchni. Nie powinienem jej tak traktować. Tylko czemu mnie to teraz nie obchodziło?
- Sandra, przestań panikować – postawiłem butelkę na blacie kuchennym i zacząłem się jej przyglądać – przecież wszystko idzie dobrze. Nie plajtujemy, mamy wykwalifikowanych pracowników a klienci tylko nas chwalą – dodałem.
- A przyszło ci może do głowy dzięki komu ta restauracja nienagannie prosperuje? Kto tym wszystkim zarządza, dba o terminy, rachunki, wypłaty dla pracowników? No kto? - podeszła do mnie i stanęła tak, że nasze twarze dzieliło od siebie tylko kilka centymetrów – gdyby nie ja ten burdel na kółkach do tej pory by nie istniał – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy – ale nie doczekałam się jeszcze od ciebie żadnej wdzięczności. Zero stwierdzenia, że doceniasz jak się staram. Nawet Monika zauważyła, że za dużo pracuje, że chodzę przemęczona i potrzebuję odpoczynku. A mój własny narzeczony? - pokręciła głową – mój własny narzeczony nie widzi nic więcej niż czubek własnego nosa i woli spełniać swoje zachcianki zamiast się o mnie zatroszczyć! - ostatnie słowa to był istny krzyk.
Czy byłem aż tak zaślepiony własną osobą, żeby tego wszystkiego nie zauważyć? Przecież wiem, że przychodzi późno a wstaje i wychodzi jeszcze zanim się obudzę. Ciągle gdzieś biega i odbiera tysiąc telefonów dziennie. Wiedziałem to. Ale nie potrafiłem już powiedzieć jej jakiegoś ciepłego słowa. Nie umiałem z nią normalnie rozmawiać. Po tych kilku latach coś zmieniło się w moim stosunku do blondynki. Kiedyś troszczyłem się o nią jak tylko mogłem. Chciałem, żeby jeździła ze mną na każde zawody, bo wierzyłem, że przynosi mi szczęście. Byłem gotowy rzucić wszystko, kiedy potrzebowała mojej pomocy. Kochałem ją jak szalony. Ale od tamtej pory coś..wygasło. Nie czułem do niej tego żaru, jak na początku. Imponowało mi to, że była kilka lat starsza, dojrzała. Podobało mi się. Ja byłem wtedy jeszcze gówniarzem i dzięki niej nauczyłem się życia. A teraz? Sam już nie wiem. Co raz mniej mam cierpliwości i chęci do tej kobiety. I nawet w tym momencie zachowywałem się jak ostatni gbur, w ogóle nie interesując się jej potrzebami. W pewien sposób słowa dziewczyny przemówiły do mojego rozumu, ale nie chciałem dać za wygraną.
- Oczywiście, że cię rozumiem. Ale weź pod uwagę, że ja też mam swoje obowiązki. Nie zajmuje się jedynie tą restauracją. Mam sklepy, które wymagają poświęcenia czasu. Za miesiąc wznawiam treningi. Dobrze wiesz, na co się pisałaś – powiedziałem, podnosząc ton. Widziałem, jak jej oczy się zaszkliły. Wiedziałem, jak się hamuje, by nie wylać tych łez.
- Wiesz co, Gregor? - tym razem odezwała się bardzo cicho – myślę, że tak uzdolniony człowiek jak ty sam sobie poradzi z tą restauracją – szepnęła – w końcu udaje ci się połączyć tyle zajęć naraz. Co to dla ciebie? - prychnęła – wyjeżdżam na tydzień do Wiednia. Radź sobie sam – mówiąc to poszła w kierunku sypialni a wracając ciągnęła za sobą walizkę. Zaczęła zakładać buty i kurtkę.
- Co ty wyprawiasz? - spytałem zszokowany. Myślałem, że dziewczyna jedynie próbuje wzbudzić we mnie jakąś wrażliwość. Że nie mówi na poważnie.
- Wyjeżdżam, przecież ci to oznajmiłam – powiedziała. Będąc już gotową do wyjścia chwyciła swoją torebkę a w drugiej ręce trzymała walizkę.
- Nie dzwoń do mnie, bo chcę mieć teraz spokój. Jadę na urlop – odparła – telefon służbowy też będę miała wyłączony, więc wszyscy dostawcy będą dzwonić do ciebie. Aha, w sobotę jest impreza rocznicowa. Musisz zająć się jej organizacją. Prawdopodobnie do tego czasu jeszcze wrócę – dodała – życzę ci miłego tygodnia. Dobranoc. - otworzyła drzwi i tak po prostu zostawiła mnie samego. SAMEGO. Z całą knajpą i pracownikami na głowie. Nawet nie chce sobie wyobrażać, jaki Sajgon mnie czeka. Jest jeszcze Bastian, no ale on przecież choruje. Podrapałem się po głowie. Oszalała. Zupełnie oszalała. Ja nie dam rady!
„Weź się w garść, Schlierenzauer” - powiedziałem sobie w duchu. Dlaczego niby mam sobie nie poradzić? Mam tysiąc innych zobowiązań i jakoś wszystko udaje mi się pogodzić. Co się będę przejmował tą restauracją? Jestem dorosłym, odpowiedzialnym facetem. Właścicielem tej knajpy. Umiem prowadzić biznes. Żadna baba nie będzie mi wmawiać, że to nieprawda.
Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. Monika. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. Nie Sandra. Nie moja własna narzeczona a Monika. Dziewczyna z trudną przeszłością. Dlaczego nie mogę wybić jej sobie z głowy? Ona w ogóle nie powinna mnie interesować. Nie powinienem o niej rozmyślać ani śnić, tak jak to było przez kilka ostatnich nocy. I zamiast mieć wyrzuty sumienia za to, jak przed 10 minutami potraktowałem Sandrę, mam wyrzuty sumienia za moją dzisiejszą wścibskość. Ta kobieta wzbudza we mnie jakieś dziwne uczucia. Przyciąganie, jakie powinienem czuć do Sandry, czuję do niej. To jej postać stała się moim narkotykiem. Lubię na nią patrzeć, podziwiać jej urodę i widzieć szeroki, beztroski uśmiech na jej twarzy. Tylko to nie ona powinna tak na mnie działać. A jednak..nie potrafiłem inaczej.
Zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie. 20.30. Jeszcze nie jest tak późno, by złożyć jej wizytę. Nie zastanawiając się długo nad tym, że wypiłem pare łyków piwa, sięgnąłem po kluczyki do samochodu i ruszyłem ku drzwiom.

Spojrzałam na mojego śpiącego aniołka. Oddychała spokojnie, w jednaj ręce trzymając Pana Uszatka. Obok niej na kołdrze ułożyła się Milka, która postanowiła pójść w ślady dziewczynki. Uśmiechnęłam się na ten widok. Bezszelestnie zgasiłam niewielką lampkę i wyszłam z pokoju. Kochałam bezgranicznie moje dziecko. I choć nie planowałam zostać mamą w tak młodym wieku, za nic w świecie nie chciałabym zmieniać przeszłości. To ta mała kruszynka sprawia, że mam dla kogo żyć. Że czuję sens bycia na tym świecie. Bo oprócz niej nie mam przy sobie nikogo.
Kiedy miałam zamiar usiąść wygodnie na kanapie i poczytać książkę, usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się. Nie miałam pojęcia kto o tak późnej porze może czegoś ode mnie chcieć.
Chwyciłam swój satynowy szlafrok i narzuciłam go na siebie. Podeszłam do drzwi i zajrzałam przez wizjer. Co on tutaj robi? Zdziwiło mnie to. Przekręciłam zamek w drzwiach i powoli je uchyliłam. W progu stał szatyn. Jego mina wyrażała skruchę i upokorzenie.
- Hej – szepnął. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się głupio, że mój własny szef składa mi wizytę o tak późnej porze a ja w dodatku stoję przed nim w negliżu.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam, okrywając się nieco szczelniej kawałkiem materiału.
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- A to nie mogło zaczekać do jutra? - przyjrzałam mu się uważnie.
- Nie, bo nie mógłbym zasnąć przez te wyrzuty sumienia – odparł. Po chwili wahania zdecydowałam się wpuścić go do środka. Zamknęłam cicho drzwi.
- Luśka już śpi, więc bądź cicho – pokiwał głową na znak zgody. Ręką wskazałam, by udał się za mną do dużego pokoju. Miałam szczęście, że nie narobiłam dziś bałaganu i że nie ścieliłam jeszcze łóżka. Stanęłam na środku pomieszczenia i spojrzałam na mężczyznę.
- Słucham? - skrzyżowałam ręce.
- Chciałem cię przeprosić – usłyszałam. I to niby nie mogło poczekać do jutra?
- Nie jestem na ciebie obrażona. Po prostu nie lubię, jak ktoś wtrąca się w moje prywatne sprawy. A szczególnie jeśli tym kimś okazuje się być mój szef – szepnęłam. Milczał przez chwilę.
- Dobrze wiesz, że nie musisz mnie jakoś specjalnie traktować. Oboje jesteśmy młodzi i to dziwnie wygląda – dodał – a poza tym..masz rację. Nie powinienem zadawać ci tych wszystkich pytań. To nie w porządku. I to nie moja sprawa – schował ręce w kieszenie i spojrzał w bok.
- No a Sandra? Pozwoliła ci tak sobie teraz do mnie przyjechać, bo nękały cię wyrzuty sumienia?
- Pokłóciliśmy się – odparł jak gdyby nigdy nic – wyjechała na tydzień do Wiednia – zaskoczył mnie. Czyżby Sandra wyrzuciła mu te wszystkie pretensje, jakie w sobie od dawna dusiła?
- Może w końcu ją trochę docenisz. Zobaczysz jak to jest mieć na głowie całą restaurację – powiedziałam a on spojrzał mi w oczy.
- Mówiła ci coś?
- Owszem. Miałyśmy kilka...szczerych rozmów. Gregor, ty naprawdę źle ją traktujesz. Wiem, że w tym momencie mam najmniej do powiedzenia, ale ona stara się dla ciebie jak może, wylewa z siebie siódme poty, by tylko ci wszystko ułatwić a ty nie domyśliłeś się, żeby jej choć raz powiedzieć „dziękuję” - patrzył na mnie intensywnie. Nie wiem, czy te słowa na niego zadziałały.
- To nie tak, że ja tego nie doceniam – powiedział i usiadł na kanapie – wiem, że potrzebuje odpoczynku. I że dużo pracuje. Tylko, że...ja wcale nie chciałem otwierać żadnej restauracji. To ona się na to uparła i przez kilka miesięcy chodziła za mną z tymi wszystkimi papierami. Stwierdziłem, że jeśli już pozałatwiała formalności, to dam jej wolną rękę – westchnął – a teraz czepia się mnie, że nie mam czasu na to, by jej pomóc i wszystko zwalam na jej odpowiedzialność.
- Powiedziałeś jej to?
- Tak, ale ona myśli, że dopiero teraz doszedłem do tego wniosku. Przecież nie zamknę knajpy. Zbyt wielu ludzi na mnie polega i nie chcę nikomu odbierać miejsca pracy – to prawda. Gdyby nagle zdecydował się zamknąć biznes, wielu z nas straciłoby zatrudnienie.
- No ale przecież możesz ją komuś sprzedać – zaproponowałam, przysiadając się do niego – jeżeli wiesz, że nie jesteś w stanie sobie z tym poradzić to oddaj lokal w dobre ręce i masz z głowy – dodałam.
- Sandra się nie zgodzi – odparł – poza tym ja nie jestem człowiekiem, który chwyta się jakiejś rzeczy a gdy przychodzą problemy to po prostu idzie drogą na skróty. Wziąłem odpowiedzialność za tą restaurację i będę prowadził ją do końca – powiedział zdecydowanie, patrząc się na mnie tymi czekoladowymi oczami, które nieco mnie rozpraszały.
- No to nie wiem...zatrudnijcie jeszcze kogoś do pomocy. Podzielą się z Sandrą obowiązkami i każdy będzie zadowolony – nie miałam więcej pomysłów. Z resztą takie sprawy powinien omawiać z Sandrą.
- Będę musiał jakoś się nad tym wszystkim zastanowić.
- Tylko wiesz, że ona robi to dla ciebie – znów na mnie spojrzał – chciała być blisko, spędzać z tobą więcej czasu. Ona bardzo cię kocha.
- No właśnie. A ja nie wiem, czy czuję do niej jeszcze to samo – usłyszałam i otworzyłam usta ze zdumienia. On chyba żartował.
- Przecież jesteście taką dobrą parą. Wydajecie się być szczęśliwi – powiedziałam.
- I widzisz? To są chyba jedynie pozory – spojrzał gdzieś w bok – niby wszystko gra a jednak...coś między nami nie iskrzy. Przynajmniej z mojej strony. Nie wiem, czy potrafię czuć do niej to samo co kiedyś..
- Wybacz, Gregor, ale o takich sprawach powinieneś rozmawiać z nią. Albo chociaż z kimś bliższym.
Nagle wstał i zaczął krążyć po pokoju, rozglądając się wokół. Dostrzegłam, jak chwyta do ręki zdjęcie, na którym byłam w 7. miesiącu ciąży i stałam roześmiana przy choince. Widziałam, jak kąciki jego ust delikatnie unoszą się ku górze. Milczałam. Ta wizyta zdecydowanie zaczynała się robić niestosowna. Po chwili odwrócił się w moją stronę i obdarzył intensywnym spojrzeniem.
- Mogę mieć jeszcze jedno pytanie? Takie osobiste? - szepnął a mi znowu zaczęło robić się duszno przez to spojrzenie. Oparł się o szafę i czekał na pozwolenie.
- Słucham? - odezwałam się niemal szeptem.
- Jak ty sobie radzisz z tym wszystkim sama? Co mówisz Ali, gdy pyta o ojca? - zaskoczył mnie. Choć znów poruszył ten drażliwy temat, teraz mi to jakoś nie przeszkadzało.
- Prawdę. Że kiedyś daleko wyjechał i nie wiem, kiedy wróci – westchnęłam – Gregor, on nie był facetem, który nadawał się na ojca. On nawet nie nadawał się do prawdziwego związku – spuściłam wzrok – na początku było fajnie. Nie znałam nikogo w Austrii a on mnie we wszystko wdrożył. Pomagał mi i mojemu bratu. Byłam po uszy zakochana w nieodpowiednim człowieku.
- Tęsknisz jeszcze za nim? - szepnął. Znów na niego spojrzałam. I to był mój błąd. Teraz mógł czytać ze mnie jak z książki.
- Nie – powiedziałam zdecydowanie – za wiele razy mnie zawiódł. Gdy zostawiałam mu małą pod opiekę, potrafił upić się do nieprzytomności i w ogóle nie zważać na to, że płacze, bo jest głodna albo trzeba ją przewinąć. Za dużo było awantur..za wiele złego – wzięłam głośno powietrze – wolę, żeby Ala nie miała ojca niż żeby był nim ktoś taki. Z resztą sam się jej poniekąd wyrzekł.
- Bił cię? - w jego głosie było słychać determinację. To pytanie zmroziło mnie od środka. Jednak jeśli powiedziało się A to trzeba powiedzieć B.
- Zdarzało się – na jego twarzy pojawił się szok a zaraz potem czysta złość. Dostrzegłam, że jest cały spięty. Przed moimi oczami stawały obrazy pijanego Karla, który nie kwapił się do opieki nad córką, ale chętnie podnosił rękę, kiedy coś mu nie pasowało.
- To zwykła świnia. Męski bokser – prychnął. - Jak można krzywdzić osobę, którą się kocha? Nie rozumiem, jak można tak postępować. Z resztą mała nie jest tutaj niczemu winna. Tylko prawdziwy szmaciarz zostawia kobietę, która urodziła mu dziecko! – z tonu jakiego używał biły nienawiść i pogarda. Miałam wrażenie, że jest rozgniewany. Kątem oka dostrzegłam, jak zaciska pięści.
- Gregor, w życiu bywają gorsze sytuacje. Mam przynajmniej pracę, dach nad głową. Niczego nam nie brakuje.
- Gorsze sytuacje? A jest coś gorszego niż stosowanie przemocy? - patrzył na mnie uważnie a w jego oczach widziałam płomienie - Twojej córce brakuje ojca a ty też nie powinnaś być z tym wszystkim sama – powiedział dobitnie.
- A kto zechce związać się z samotną matką? - spytałam ironicznie.
- Daj spokój. Każdy facet musi się za tobą oglądać. Jesteś młodą i atrakcyjną kobietą – odparł. Byłam zaskoczona jego słowami, ale jednocześnie...spodobały mi się.
- No wiesz, ale po ciąży nie odzyskałam takiej idealnej figury – powiedziałam, lekko się uśmiechając. Dawno nie słyszałam takich komplementów na swój temat. Poza tym chciałam, żeby nieco ochłonął. Powoli wyraz jego twarzy złagodniał.
- Jestem pewien, że nie jedna kobieta, która nie urodziła jeszcze dziecka zazdrości ci tej figury – dodał i lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Nagle poczułam się jakbym miała na sobie jedynie bieliznę a nie szczelny szlafrok. Powiedział to takim głosem, który sprawił, że prawie mnie przekonał.
- Gadasz głupoty – zaśmiałam się cicho i chwyciłam poduszkę. Od Karla słyszałam jedynie, że po porodzie zrobiły mi się rozstępy i że lepiej jakbym wykupiła sobie karnet na fitnes.
- Nieprawda. Gdybym był wolnym strzelcem i cię kiedyś spotkał, to uganiałbym się za tobą do skutku. Taka kobieta to skarb i tamten frajer okazał się głupi, robiąc wszystko by stracić was obie – odpowiedział. O cholera, on był zupełnie poważny.
- Gregor, myślę, że ta rozmowa schodzi na niepewny grunt – odparłam, podnosząc się z kanapy – jest późno a oboje musimy iść rano do pracy.
- Dlaczego mi nie wierzysz? - szepnął, zbliżając się na niebezpieczną odległość – naprawdę jesteś piękna. Pod każdym względem..
- Gregor.. - nie zdążyłam jednak dokończyć, gdyż w progu pojawiła się zaspana Alicja. Nasze głosy musiały ją obudzić. Trzymała swojego misia a u jej nóg plątała się równie zaspana Milka.
- Mamusiu, miałam zły sen – odezwała się po polsku. W ogóle nie zwracała uwagi, że w pomieszczeniu nadal stoi szatyn. Jej mina wskazywała, że za chwilę się rozpłacze.
- Już kochanie, jestem przy tobie – również odezwałam się w ojczystym języku i podeszłam do dziewczynki, biorąc ją na ręce. Przytuliłam ją mocno do serca, lekko kołysząc i szeptałam do ucha, by się uspokoiła. Zerknęłam na Schlierenzauera. Nadal się we mnie wpatrywał.
- Nauczyłaś ją mówić w obu językach? - nie krył podziwu.
- Chciałam, by znała oba. Kiedyś możemy przecież wrócić do Polski – szepnęłam. Miałam wrażenie, że w tym momencie wyraz jego twarzy się zmienił.
- Chyba pora, żebym już sobie poszedł – powiedział cicho.
- Już późno – szepnęłam, nadal podtrzymując spojrzenie. Mała w tym czasie zdążyła usnąć na moich rękach. Skoczek podszedł do mnie. Jeżeli nie przestanie tak patrzeć to zaraz chyba tu padnę.

- Dobranoc – powiedział i delikatnie pogłaskał małą po główce a mnie...pocałował w policzek. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, szatyn ruszył do drzwi i wyszedł.
**
Witajcie!
Mam nadzieję, że ten rozdział bardziej przypadnie Wam do gustu. Miłego weekendu :D

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! ;*
    Poniekąd się cieszę, że Sandra w końcu wyjechała i odpocznie, bo Gregor będzie mógł zobaczyć jak to jest biegać przez cały dzień i nie mieć chwili wytchnienia. Może to nie na miejscu, ale Schlieri będzie mógł podrywać Monikę :D
    A sama Monika.. Cóż.. Ewidentnie Gregor próbował w jakimś stopniu ją poderwać, ale dziewczyna jest twarda. I dobrze! ;*

    Pozdrawiam i weeeeny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietnie wszystko ujmujesz slowami.... nie wiem czy bym tak umiala. Twoje opowiadania sa cudowne. A co do rozdzialu: przyjemnie sie go czytalo. ;) Milego weekendu i weeeny :* Czekam z nieierpliwoscia na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hej, nominuję Cię do Liebster Award, więcej informacji tutaj: http://w-ciszy-szeptane.blogspot.com/p/the-liebster-award.html
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle świetny rozdział. Było w nim tak słodko *.* Oczywiście czekam na kolejny ! ;) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń