- Zawiodłam się na tobie,
Gregor. To twój interes a w ogóle o niego nie dbasz. Wszystko
zwalasz na mnie – usłyszałem pretensje w jej głosie. Westchnąłem
i wziąłem kolejny łyk piwa. Smakowało mi dziś wyjątkowo dobrze.
- To był twój pomysł,
żeby otworzyć tą restaurację – odparłem – i sama chciałaś
zostać menadżerem, więc nie narzekaj teraz na zbyt dużą ilość
obowiązków – spojrzałem na nią. Na jej twarzy widniało
niedowierzanie. Przez chwilę nic nie odpowiedziała.
- To ja przez cały tydzień,
dzień w dzień charuje. Nie mam ani chwili
odpoczynku. Jeżdżę, załatwiam sprawy od firmy do firmy. Wykonuje
za ciebie większość rzeczy a ty jesteś mi jedynie w stanie
powiedzieć, że to był mój pomysł więc mam zacisnąć zęby i
nie narzekać? - jej głos nasycony był ironią i pogardą.
- Posłuchaj, z mojej
pasji zrobiłaś obowiązek. Ja lubię gotować dla własnej
przyjemności. Lubię odkrywać nowe smaki, ale tylko i wyłącznie
dla siebie. Mam już zawód, który przynosi mi korzyści i wymaga
niemal ciągłego poświęcania czasu. Kocham to. Nie mam zamiaru
odpuszczać ze skokami, bo tobie zachciało się prowadzić jakąś
restaurację! - krzyknąłem. Wiedziałem, że postępuje zbyt ostro,
ale w tym momencie nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia.
- To dlaczego się na to
wszystko zgodziłeś, co? - tym razem i ona krzyczała – czemu się
nie sprzeciwiłeś, kiedy miałam już przygotowany plan i znaleziony
lokal? I co, po roku raczyłeś przyznać się do tego, że nie
potrzebujesz tej knajpy? Nie, no fantastycznie – prychnęła i
zaczęła krążyć nerwowo po kuchni. Nie powinienem jej tak
traktować. Tylko czemu mnie to teraz nie obchodziło?
- Sandra, przestań
panikować – postawiłem butelkę na blacie kuchennym i zacząłem
się jej przyglądać – przecież wszystko idzie dobrze. Nie
plajtujemy, mamy wykwalifikowanych pracowników a klienci tylko nas
chwalą – dodałem.
- A przyszło ci może do
głowy dzięki komu ta restauracja nienagannie prosperuje? Kto tym
wszystkim zarządza, dba o terminy, rachunki, wypłaty dla
pracowników? No kto? - podeszła do mnie i stanęła tak, że nasze
twarze dzieliło od siebie tylko kilka centymetrów – gdyby nie ja
ten burdel na kółkach do tej pory by nie istniał – powiedziała,
patrząc mi prosto w oczy – ale nie doczekałam się jeszcze od
ciebie żadnej wdzięczności. Zero stwierdzenia, że doceniasz jak
się staram. Nawet Monika zauważyła, że za dużo pracuje, że
chodzę przemęczona i potrzebuję odpoczynku. A mój własny
narzeczony? - pokręciła głową – mój własny narzeczony nie
widzi nic więcej niż czubek własnego nosa i woli spełniać swoje
zachcianki zamiast się o mnie zatroszczyć! - ostatnie słowa to był
istny krzyk.
Czy byłem aż tak
zaślepiony własną osobą, żeby tego wszystkiego nie zauważyć?
Przecież wiem, że przychodzi późno a wstaje i wychodzi jeszcze
zanim się obudzę. Ciągle gdzieś biega i odbiera tysiąc telefonów
dziennie. Wiedziałem to. Ale nie potrafiłem już powiedzieć jej
jakiegoś ciepłego słowa. Nie umiałem z nią normalnie rozmawiać.
Po tych kilku latach coś zmieniło się w moim stosunku do
blondynki. Kiedyś troszczyłem się o nią jak tylko mogłem.
Chciałem, żeby jeździła ze mną na każde zawody, bo wierzyłem,
że przynosi mi szczęście. Byłem gotowy rzucić wszystko, kiedy
potrzebowała mojej pomocy. Kochałem ją jak szalony. Ale od tamtej
pory coś..wygasło. Nie czułem do niej tego żaru, jak na początku.
Imponowało mi to, że była kilka lat starsza, dojrzała. Podobało
mi się. Ja byłem wtedy jeszcze gówniarzem i dzięki niej nauczyłem
się życia. A teraz? Sam już nie wiem. Co raz mniej mam
cierpliwości i chęci do tej kobiety. I nawet w tym momencie
zachowywałem się jak ostatni gbur, w ogóle nie interesując się
jej potrzebami. W pewien sposób słowa dziewczyny przemówiły do
mojego rozumu, ale nie chciałem dać za wygraną.
-
Oczywiście, że cię rozumiem. Ale weź
pod uwagę, że ja też mam swoje obowiązki. Nie zajmuje się
jedynie tą restauracją. Mam sklepy, które wymagają poświęcenia
czasu. Za miesiąc wznawiam treningi. Dobrze wiesz, na co się
pisałaś – powiedziałem, podnosząc ton. Widziałem, jak jej oczy
się zaszkliły. Wiedziałem, jak się hamuje, by nie wylać tych
łez.
- Wiesz co, Gregor? - tym
razem odezwała się bardzo cicho – myślę, że tak uzdolniony
człowiek jak ty sam sobie poradzi z tą restauracją – szepnęła
– w końcu udaje ci się połączyć tyle zajęć naraz. Co to dla
ciebie? - prychnęła – wyjeżdżam na tydzień do Wiednia. Radź
sobie sam – mówiąc to poszła w kierunku sypialni a wracając
ciągnęła za sobą walizkę. Zaczęła zakładać buty i kurtkę.
- Co ty wyprawiasz? -
spytałem zszokowany. Myślałem, że dziewczyna jedynie próbuje
wzbudzić we mnie jakąś wrażliwość. Że nie mówi na poważnie.
- Wyjeżdżam, przecież
ci to oznajmiłam – powiedziała. Będąc już gotową do wyjścia
chwyciła swoją torebkę a w drugiej ręce trzymała walizkę.
- Nie dzwoń do mnie, bo
chcę mieć teraz spokój. Jadę na urlop – odparła – telefon
służbowy też będę miała wyłączony, więc wszyscy dostawcy
będą dzwonić do ciebie. Aha, w sobotę jest impreza rocznicowa.
Musisz zająć się jej organizacją. Prawdopodobnie do tego czasu
jeszcze wrócę – dodała – życzę ci miłego tygodnia.
Dobranoc. - otworzyła drzwi i tak po prostu zostawiła mnie samego.
SAMEGO. Z całą knajpą i pracownikami na głowie. Nawet nie chce
sobie wyobrażać, jaki Sajgon mnie czeka. Jest jeszcze Bastian, no
ale on przecież choruje. Podrapałem się po głowie. Oszalała.
Zupełnie oszalała. Ja nie dam rady!
„Weź się w garść,
Schlierenzauer” - powiedziałem sobie w duchu. Dlaczego niby mam
sobie nie poradzić? Mam tysiąc innych zobowiązań i jakoś
wszystko udaje mi się pogodzić. Co się będę przejmował tą
restauracją? Jestem dorosłym, odpowiedzialnym facetem. Właścicielem
tej knajpy. Umiem prowadzić biznes. Żadna baba nie będzie mi
wmawiać, że to nieprawda.
Przymknąłem oczy i
wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. Monika. Pierwsza myśl,
jaka przyszła mi do głowy. Nie Sandra. Nie moja własna narzeczona
a Monika. Dziewczyna z trudną przeszłością. Dlaczego nie mogę
wybić jej sobie z głowy? Ona w ogóle nie powinna mnie interesować.
Nie powinienem o niej rozmyślać ani śnić, tak jak to było przez
kilka ostatnich nocy. I zamiast mieć wyrzuty sumienia za to, jak
przed 10 minutami potraktowałem Sandrę, mam wyrzuty sumienia za
moją dzisiejszą wścibskość. Ta kobieta wzbudza we mnie jakieś
dziwne uczucia. Przyciąganie, jakie powinienem czuć do Sandry,
czuję do niej. To jej postać stała się moim narkotykiem. Lubię
na nią patrzeć, podziwiać jej urodę i widzieć szeroki, beztroski
uśmiech na jej twarzy. Tylko to nie ona powinna tak na mnie działać.
A jednak..nie potrafiłem inaczej.
Zerknąłem
na zegarek wiszący na ścianie. 20.30. Jeszcze nie jest tak późno,
by złożyć jej wizytę. Nie zastanawiając się długo nad tym, że
wypiłem pare
łyków piwa, sięgnąłem
po kluczyki do samochodu i ruszyłem ku drzwiom.
Spojrzałam na mojego
śpiącego aniołka. Oddychała spokojnie, w jednaj ręce trzymając
Pana Uszatka. Obok niej na kołdrze ułożyła się Milka, która
postanowiła pójść w ślady dziewczynki. Uśmiechnęłam się na
ten widok. Bezszelestnie zgasiłam niewielką lampkę i wyszłam z
pokoju. Kochałam bezgranicznie moje dziecko. I choć nie planowałam
zostać mamą w tak młodym wieku, za nic w świecie nie chciałabym
zmieniać przeszłości. To ta mała kruszynka sprawia, że mam dla
kogo żyć. Że czuję sens bycia na tym świecie. Bo oprócz niej
nie mam przy sobie nikogo.
Kiedy miałam zamiar
usiąść wygodnie na kanapie i poczytać książkę, usłyszałam
pukanie do drzwi. Zdziwiłam się. Nie miałam pojęcia kto o tak
późnej porze może czegoś ode mnie chcieć.
Chwyciłam swój satynowy
szlafrok i narzuciłam go na siebie. Podeszłam do drzwi i zajrzałam
przez wizjer. Co on tutaj robi? Zdziwiło mnie to. Przekręciłam
zamek w drzwiach i powoli je uchyliłam. W progu stał szatyn. Jego
mina wyrażała skruchę i upokorzenie.
- Hej – szepnął. Przez
chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się głupio, że
mój własny szef składa mi wizytę o tak późnej porze a ja w
dodatku stoję przed nim w negliżu.
- Co ty tutaj robisz? -
spytałam, okrywając się nieco szczelniej kawałkiem materiału.
- Chciałem z tobą
porozmawiać.
- A to nie mogło zaczekać
do jutra? - przyjrzałam mu się uważnie.
- Nie, bo nie mógłbym
zasnąć przez te wyrzuty sumienia – odparł. Po chwili wahania
zdecydowałam się wpuścić go do środka. Zamknęłam cicho drzwi.
- Luśka już śpi, więc
bądź cicho – pokiwał głową na znak zgody. Ręką wskazałam,
by udał się za mną do dużego pokoju. Miałam szczęście, że nie
narobiłam dziś bałaganu i że nie ścieliłam jeszcze łóżka.
Stanęłam na środku pomieszczenia i spojrzałam na mężczyznę.
- Słucham? - skrzyżowałam
ręce.
- Chciałem cię
przeprosić – usłyszałam. I to niby nie mogło poczekać do
jutra?
- Nie
jestem na ciebie obrażona. Po prostu nie lubię, jak ktoś wtrąca
się w moje prywatne sprawy. A szczególnie jeśli tym kimś okazuje
się być mój szef – szepnęłam. Milczał przez chwilę.
- Dobrze wiesz, że nie
musisz mnie jakoś specjalnie traktować. Oboje jesteśmy młodzi i
to dziwnie wygląda – dodał – a poza tym..masz rację. Nie
powinienem zadawać ci tych wszystkich pytań. To nie w porządku. I
to nie moja sprawa – schował ręce w kieszenie i spojrzał w bok.
- No a Sandra? Pozwoliła
ci tak sobie teraz do mnie przyjechać, bo nękały cię wyrzuty
sumienia?
-
Pokłóciliśmy się – odparł jak gdyby nigdy nic – wyjechała
na tydzień do Wiednia – zaskoczył mnie. Czyżby Sandra wyrzuciła
mu te wszystkie pretensje, jakie w sobie od
dawna dusiła?
- Może w końcu ją
trochę docenisz. Zobaczysz jak to jest mieć na głowie całą
restaurację – powiedziałam a on spojrzał mi w oczy.
- Mówiła ci coś?
- Owszem. Miałyśmy
kilka...szczerych rozmów. Gregor, ty naprawdę źle ją traktujesz.
Wiem, że w tym momencie mam najmniej do powiedzenia, ale ona stara
się dla ciebie jak może, wylewa z siebie siódme poty, by tylko ci
wszystko ułatwić a ty nie domyśliłeś się, żeby jej choć raz
powiedzieć „dziękuję” - patrzył na mnie intensywnie. Nie
wiem, czy te słowa na niego zadziałały.
- To nie tak, że ja tego
nie doceniam – powiedział i usiadł na kanapie – wiem, że
potrzebuje odpoczynku. I że dużo pracuje. Tylko, że...ja wcale nie
chciałem otwierać żadnej restauracji. To ona się na to uparła i
przez kilka miesięcy chodziła za mną z tymi wszystkimi papierami.
Stwierdziłem, że jeśli już pozałatwiała formalności, to dam
jej wolną rękę – westchnął – a teraz czepia się mnie, że
nie mam czasu na to, by jej pomóc i wszystko zwalam na jej
odpowiedzialność.
- Powiedziałeś jej to?
- Tak, ale ona myśli, że
dopiero teraz doszedłem do tego wniosku. Przecież nie zamknę
knajpy. Zbyt wielu ludzi na mnie polega i nie chcę nikomu odbierać
miejsca pracy – to prawda. Gdyby nagle zdecydował się zamknąć
biznes, wielu z nas straciłoby zatrudnienie.
- No ale
przecież możesz ją komuś sprzedać – zaproponowałam,
przysiadając się do niego – jeżeli wiesz, że nie jesteś w
stanie sobie z tym poradzić to oddaj lokal
w dobre ręce i masz z głowy – dodałam.
- Sandra
się nie zgodzi – odparł – poza tym ja nie jestem człowiekiem,
który chwyta się jakiejś rzeczy a gdy przychodzą problemy to po
prostu idzie drogą na skróty. Wziąłem odpowiedzialność za tą
restaurację i będę prowadził ją do końca – powiedział
zdecydowanie, patrząc się na mnie tymi czekoladowymi oczami, które
nieco mnie rozpraszały.
- No to nie
wiem...zatrudnijcie jeszcze kogoś do pomocy. Podzielą się z Sandrą
obowiązkami i każdy będzie zadowolony – nie miałam więcej
pomysłów. Z resztą takie sprawy powinien omawiać z Sandrą.
- Będę musiał jakoś
się nad tym wszystkim zastanowić.
- Tylko wiesz, że ona
robi to dla ciebie – znów na mnie spojrzał – chciała być
blisko, spędzać z tobą więcej czasu. Ona bardzo cię kocha.
- No właśnie. A ja nie
wiem, czy czuję do niej jeszcze to samo – usłyszałam i
otworzyłam usta ze zdumienia. On chyba żartował.
- Przecież jesteście
taką dobrą parą. Wydajecie się być szczęśliwi –
powiedziałam.
- I widzisz? To są chyba
jedynie pozory – spojrzał gdzieś w bok – niby wszystko gra a
jednak...coś między nami nie iskrzy. Przynajmniej z mojej strony.
Nie wiem, czy potrafię czuć do niej to samo co kiedyś..
- Wybacz,
Gregor, ale o takich sprawach powinieneś rozmawiać
z nią. Albo chociaż z kimś bliższym.
Nagle
wstał i zaczął krążyć po pokoju, rozglądając się wokół.
Dostrzegłam, jak chwyta do ręki zdjęcie,
na którym byłam w 7. miesiącu ciąży i
stałam roześmiana przy choince.
Widziałam, jak kąciki jego ust delikatnie unoszą się ku górze.
Milczałam. Ta wizyta zdecydowanie zaczynała się robić
niestosowna. Po chwili odwrócił się w moją stronę i obdarzył
intensywnym spojrzeniem.
- Mogę mieć jeszcze
jedno pytanie? Takie osobiste? - szepnął a mi znowu zaczęło robić
się duszno przez to spojrzenie. Oparł się o szafę i czekał na
pozwolenie.
- Słucham? - odezwałam
się niemal szeptem.
- Jak ty
sobie radzisz z tym wszystkim sama? Co mówisz Ali, gdy pyta o ojca?
- zaskoczył mnie. Choć znów poruszył ten drażliwy temat, teraz
mi to jakoś nie przeszkadzało.
- Prawdę. Że kiedyś
daleko wyjechał i nie wiem, kiedy wróci – westchnęłam –
Gregor, on nie był facetem, który nadawał się na ojca. On nawet
nie nadawał się do prawdziwego związku – spuściłam wzrok –
na początku było fajnie. Nie znałam nikogo w Austrii a on mnie we
wszystko wdrożył. Pomagał mi i mojemu bratu. Byłam po uszy
zakochana w nieodpowiednim człowieku.
- Tęsknisz jeszcze za
nim? - szepnął. Znów na niego spojrzałam. I to był mój błąd.
Teraz mógł czytać ze mnie jak z książki.
- Nie – powiedziałam
zdecydowanie – za wiele razy mnie zawiódł. Gdy zostawiałam mu
małą pod opiekę, potrafił upić się do nieprzytomności i w
ogóle nie zważać na to, że płacze, bo jest głodna albo trzeba
ją przewinąć. Za dużo było awantur..za wiele złego – wzięłam
głośno powietrze – wolę, żeby Ala nie miała ojca niż żeby
był nim ktoś taki. Z resztą sam się jej poniekąd wyrzekł.
- Bił cię? - w jego
głosie było słychać determinację. To pytanie zmroziło mnie od
środka. Jednak jeśli powiedziało się A to trzeba powiedzieć B.
- Zdarzało się – na
jego twarzy pojawił się szok a zaraz potem czysta złość.
Dostrzegłam, że jest cały spięty. Przed moimi oczami stawały
obrazy pijanego Karla, który nie kwapił się do opieki nad córką,
ale chętnie podnosił rękę, kiedy coś mu nie pasowało.
- To
zwykła świnia. Męski bokser – prychnął. - Jak można krzywdzić
osobę, którą się kocha? Nie rozumiem,
jak można tak postępować. Z resztą
mała nie jest tutaj niczemu winna.
Tylko prawdziwy szmaciarz zostawia kobietę, która urodziła mu
dziecko! – z tonu jakiego używał biły
nienawiść i pogarda. Miałam wrażenie,
że jest rozgniewany.
Kątem oka dostrzegłam, jak zaciska
pięści.
- Gregor, w życiu bywają
gorsze sytuacje. Mam przynajmniej pracę, dach nad głową. Niczego
nam nie brakuje.
- Gorsze sytuacje? A jest
coś gorszego niż stosowanie przemocy? - patrzył na mnie uważnie a
w jego oczach widziałam płomienie - Twojej córce brakuje ojca a ty
też nie powinnaś być z tym wszystkim sama – powiedział
dobitnie.
- A kto zechce związać
się z samotną matką? - spytałam ironicznie.
- Daj
spokój. Każdy facet musi się za tobą oglądać. Jesteś młodą i
atrakcyjną kobietą – odparł. Byłam zaskoczona jego słowami,
ale jednocześnie...spodobały mi się.
- No wiesz, ale po ciąży
nie odzyskałam takiej idealnej figury – powiedziałam, lekko się
uśmiechając. Dawno nie słyszałam takich komplementów na swój
temat. Poza tym chciałam, żeby nieco ochłonął. Powoli wyraz jego
twarzy złagodniał.
- Jestem
pewien, że nie jedna kobieta,
która nie urodziła jeszcze dziecka zazdrości ci tej figury –
dodał i lustrował mnie wzrokiem
od góry do dołu. Nagle poczułam się
jakbym miała na sobie jedynie bieliznę a nie szczelny szlafrok.
Powiedział to takim głosem, który sprawił, że prawie mnie
przekonał.
- Gadasz głupoty –
zaśmiałam się cicho i chwyciłam poduszkę. Od Karla słyszałam
jedynie, że po porodzie zrobiły mi się rozstępy i że lepiej
jakbym wykupiła sobie karnet na fitnes.
- Nieprawda. Gdybym był
wolnym strzelcem i cię kiedyś spotkał, to uganiałbym się za tobą
do skutku. Taka kobieta to skarb i tamten frajer okazał się głupi,
robiąc wszystko by stracić was obie – odpowiedział. O cholera,
on był zupełnie poważny.
- Gregor, myślę, że ta
rozmowa schodzi na niepewny grunt – odparłam, podnosząc się z
kanapy – jest późno a oboje musimy iść rano do pracy.
- Dlaczego mi nie
wierzysz? - szepnął, zbliżając się na niebezpieczną odległość
– naprawdę jesteś piękna. Pod każdym względem..
- Gregor.. - nie zdążyłam
jednak dokończyć, gdyż w progu pojawiła się zaspana Alicja.
Nasze głosy musiały ją obudzić. Trzymała swojego misia a u jej
nóg plątała się równie zaspana Milka.
-
Mamusiu, miałam zły sen – odezwała się po polsku. W ogóle nie
zwracała uwagi, że w pomieszczeniu nadal stoi szatyn. Jej mina
wskazywała, że za chwilę się rozpłacze.
- Już kochanie, jestem
przy tobie – również odezwałam się w ojczystym języku i
podeszłam do dziewczynki, biorąc ją na ręce. Przytuliłam ją
mocno do serca, lekko kołysząc i szeptałam do ucha, by się
uspokoiła. Zerknęłam na Schlierenzauera. Nadal się we mnie
wpatrywał.
- Nauczyłaś ją mówić
w obu językach? - nie krył podziwu.
- Chciałam, by znała
oba. Kiedyś możemy przecież wrócić do Polski – szepnęłam.
Miałam wrażenie, że w tym momencie wyraz jego twarzy się zmienił.
- Chyba pora, żebym już
sobie poszedł – powiedział cicho.
- Już późno –
szepnęłam, nadal podtrzymując spojrzenie. Mała w tym czasie
zdążyła usnąć na moich rękach. Skoczek podszedł do mnie.
Jeżeli nie przestanie tak patrzeć to zaraz chyba tu padnę.
- Dobranoc – powiedział
i delikatnie pogłaskał małą po główce a mnie...pocałował w
policzek. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Nim zdążyłam
cokolwiek powiedzieć, szatyn ruszył do drzwi i wyszedł.
**
Witajcie!
Mam nadzieję, że ten rozdział bardziej przypadnie Wam do gustu. Miłego weekendu :D
Świetny rozdział! ;*
OdpowiedzUsuńPoniekąd się cieszę, że Sandra w końcu wyjechała i odpocznie, bo Gregor będzie mógł zobaczyć jak to jest biegać przez cały dzień i nie mieć chwili wytchnienia. Może to nie na miejscu, ale Schlieri będzie mógł podrywać Monikę :D
A sama Monika.. Cóż.. Ewidentnie Gregor próbował w jakimś stopniu ją poderwać, ale dziewczyna jest twarda. I dobrze! ;*
Pozdrawiam i weeeeny ;*
Swietnie wszystko ujmujesz slowami.... nie wiem czy bym tak umiala. Twoje opowiadania sa cudowne. A co do rozdzialu: przyjemnie sie go czytalo. ;) Milego weekendu i weeeny :* Czekam z nieierpliwoscia na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńhej, nominuję Cię do Liebster Award, więcej informacji tutaj: http://w-ciszy-szeptane.blogspot.com/p/the-liebster-award.html
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;*
Jak zwykle świetny rozdział. Było w nim tak słodko *.* Oczywiście czekam na kolejny ! ;) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń