Wpatrywałem
się nerwowo w zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Nie
znosiłem tych wszystkich zebrań organizacyjnych. Przez większość
czasu musieliśmy słuchać o całej organizacji pracy na lato,
doborze sprzętu, harmonogramie zawodów LGP i wymaganiach, jakie
stoją przed nami w najbliższym sezonie. Każdy z nas mimo wszystko
doskonale wiedział, o co im chodzi. Mamy ćwiczyć, usprawniać
nasze skoki a w konkursach dominować nad innymi drużynami, by nikt
więcej nie ośmielił się krytykować austriackiej potęgi skoków.
Wiedziałem również, że tyczy się to głównie mnie, gdyż
wszyscy martwią się o swoją „maszynkę do skakania”. Po kilku
świetnych sezonach pełnych niemal samych sukcesów niestety moje
skakanie to jakaś kpina, a ostatnia zima to po prostu kulminacja
beznadziejności. Każdy zadaje sobie pytanie, o co chodzi, co się
ze mną dzieje i czy kiedykolwiek jeszcze wrócę do dobrego
skakania. Czuwają nade mną jak nad jakimś niemowlakiem, troszczą
się o każdą potrzebę, spełniają poszczególne zachcianki,
otaczają najlepszymi specjalistami, by może w ten sposób mnie
wreszcie obudzić.
-
Każdy z was w najbliższy czwartek przejdzie badania kontrolne i
myślę, że odbędzie rozmowę z naszym psychologiem. Chcę,
żebyście przede wszystkim mieli komfort psychiczny, nie czuli
presji, tym bardziej, że jest was w kadrze tylko trzech –
kontynuował swoje przemówienie Kuttin – jeśli wszystko pójdzie
zgodnie z planem to od poniedziałku zaczynami treningi. Za dwa
tygodnie czeka nas Ramsau – dodał.
- W
ile osób tam jedziemy? - spytał Stefan. Przetarłem oczy ze
zmęczenia. Stary, chociaż ty mi dziś odpuść.
- Z
zawodników kadry A wasza trójka, ale też Andreas, Didl i Manu. No
i będziemy mieć gościa specjalnego. Morgenstern się za wami
stęsknił – odpowiedział i zaśmiał się cicho. No wreszcie
jakaś w miarę interesująca informacja. Cieszyłem się na wieść,
że Thomas ma ochotę towarzyszyć nam na tych treningach. Ostatnio
rzadko mamy okazję się spotkać i muszę przyznać, że brakuje mi
przyjaciela.
- No
to stara paczka będzie nareszcie w komplecie – powiedział z
entuzjazmem Kraft i zamknął nas obu w przyjacielskim uścisku.
Michael, jak to Michael, z udawaną odrazą natychmiast się od niego
odsunął i zrobił kwaśną minę.
-
Normalnie jak dzieci – skomentowałem z uśmiechem i pokręciłem
głową. Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem.
- Z
mojej strony to chyba tyle. Macie jakieś pytania? - odezwał się
trener, pakując stos dokumentów do teczki. W pomieszczeniu
zapanował gwar rozmów. Ja nie miałem ochoty na żadne pogawędki.
Chciało mi się ciągle ziewać ze zmęczenia. Jestem już głodny,
cholernie niewyspany i aż rwie mnie do „Le Ciel”. Chciałbym
choć na moment spotkać się z Moniką.
-
Drodzy koledzy z drużyny – ponownie zwrócił się do nas Stefan –
może by tak jeszcze zaszaleć przed tym całym ostrym przygotowaniem
do sezonu i wyskoczyć na piwko? - spytał, uśmiechając się do nad
od ucha do ucha.
-
Jeśli stawiasz, to pójdę – odpowiedział przyjacielowi Michi.
Uśmiechnąłem się chytrze.
- Ja
odpadam. - powiedziałem od razu.
- No
właśnie tak patrzę, że jakoś kiepsko wyglądasz – odparł
Hayboeck – jakiś zmęczony jesteś i markotny. Nawet nie chciało
ci się po cichu komentować królewskiego przemówienia trenera.
-
UUU..to musiała być niezła noc – odezwał się Kraft.
-
Jaka znowu noc? - odpowiedziałem chyba nie co za szybko, gdyż obaj
właśnie spojrzeli na siebie wymownie – po prostu nie mogłem
zasnąć – dodałem.
- No
to widzę, że macie z Sandrą kolejny miesiąc miodowy –
skomentował Kraft. Boże, jak on mnie dzisiaj irytował – aż tak
ostro szaleliście?
-
Stef, nie szaleliśmy, bo Sandra na kilka dni wyjechała w interesach
i twoje przypuszczenia są jak najbardziej mylne – odpowiedziałem
nieco ostrzej. To jednak nie popsuło nastroju mojemu młodszemu
koledze.
-
Czyli skorzystałeś z okazji i zrobiłeś mały skok w bok? -
powiedział wesoło. Jednak mnie nie było w ogóle do śmiechu.
Nieświadomie Kraft celnie trafił w czuły punkt. Milczałem, bo
gdybym w tym momencie chciał się do niego odezwać to z pewnością
skończyłoby się to bezsensowną kłótnią. Stefan pośmiał się
jeszcze przez chwilę ze swojego bardzo zabawnego dowcipu i wreszcie
odpuścił.
- To
czyli nigdzie nie idziemy? - ponowił pytanie.
-
Muszę jechać do restauracji. Chyba, że macie ochotę wypić coś u
mnie – zaproponowałem. Teraz czeka mnie przemiłe kilka godzin w
towarzystwie tego człowieka. Uwielbiam osobowość i humor kolegi z
kadry, lecz przy moim obecnym samopoczuciu są one niczym gwóźdź
do trumny.
- O,
i to jest świetny plan, Gregor – stwierdził. Jako że Michael nie
miał nic przeciwko, wstaliśmy i mieliśmy szykować się do
wyjścia. W tym momencie do sali weszła osoba, której widok
jednocześnie mnie ucieszył i zmartwił. Po pierwsze, cieszę się,
że w końcu się spotkamy. Po drugie, czuję wewnętrzny niepokój,
bo wiem, że moja poranna wiadomość nie ujdzie mi na sucho.
Widząc
wchodzącego Thomasa Morgensterna, każdy z obecnych niemal od razu z
szerokim uśmiechem na twarzy podszedł przywitać się ze skoczkiem.
Thomas stanowił do tej pory nierozłączny element naszej drużyny,
więc nic dziwnego, że zarówno skoczkowie jak i cały sztab są
zadowoleni z jego przyjazdu. Morgi, z naturalną pogodą ducha,
chętnie odpowiadał na tłoczące się pytania, co słychać itd.
Minęło dobre 5 minut, kiedy wreszcie podszedł do mnie. Jego
uśmiech jednak momentalnie zniknął, kiedy mierzyliśmy się
wzrokiem. Morgi naprawdę mnie czasami przerażał.
Przywitaliśmy
się dość chłodnym „cześć” i uściśnięciem ręki. Skoczek
zamienił kilka słów z Michaelem i Stefanem.
-
Stary, może wybierzesz się z nami na piwko do „Le Ciel”?
Mieliśmy tam jechać z Gregorem i Michim – spytał ochoczo brunet.
-
Nie pije, bo muszę jeszcze dziś wracać do domu – odpowiedział i
spojrzał na mnie uważnie – ale mogę sobie z wami posiedzieć –
uśmiechnął się do kolegów. Ja doskonale wiedziałem, że jedzie
tam ze względu na rozmowę ze mną – Gregor, najwyżej pojedziemy
wszyscy z tobą a potem mnie odwieziesz.
-
Jak uważasz – odparłem. Czyli nie ma zamiaru poruszać tematu
przy chłopakach.
10
minut później, nie zatrzymywani już przez nikogo ze sztabu,
siedzieliśmy w moim samochodzie. Ruszyłem ku restauracji. Było już
po 17, więc liczyłem na to, że Monika jeszcze trochę tam
zostanie. Nie mogłem się doczekać, aż wreszcie ją zobaczę.
-
Ej, Schlieri. Zwolnij trochę, bo ci zaraz mandat wlepią –
usłyszałem wyrywający mnie z zamyślenia głos Michaela.
Automatycznie zerknąłem w lusterko wsteczne, czy aby nie jedzie za
nami ktoś z policji. Kiedy przekonałem się, że wszystko jest w
porządku i zwolniłem nieco pedał gazu, poczułem na sobie
przeszywający wzrok przyjaciela.
-
Gregor, wszystko gra? - spytał, jak mi się wydawało, nieco
sarkastycznym tonem. Michael i Stef byli tak zajęci omawianiem
jakiejś dla nich ważnej sprawy, że w ogóle nie zwrócili uwagi na
to pytanie.
-
Jasne. Jest w porządku – odpowiedziałem. Na poważną rozmowę,
jaka mnie z nim czeka, przyjdzie jeszcze pora.
Gdy
podjechaliśmy na parking pod „Le Ciel”, sam się sobie dziwiłem.
Niemal wyrwałem się z auta i z niecierpliwością czekałem, aż
cała reszta ruszy ku wejściu. Nie rozumiałem siebie. Schlieri, ty
chyba naprawdę się w niej zakochałeś.
W
środku panował nieco większy ruch, jak to po południu. Wokół
kręciło się kilka kelnerek, które powitały mnie przelotnymi
uśmiechami. Za barem stał Toni. Całą czwórką poszliśmy właśnie
w tamtym kierunku i zajęliśmy wolne stołki.
-
Witam, panowie – odezwał się mój pracownik – jak tam? Trenejro
nie zanudził was swoją gadką? - spytał żartobliwie, czyszcząc
szklankę.
-
Daj spokój – powiedział z ubolewaniem Stefan – biadolił jak
zwykle, że musimy pokazać siłę i energię młodej drużyny; że
jesteśmy najlepsi bla bla bla. Ogólnie rzecz ujmując ciąży na
nas coroczne bronienie honoru austriackiej kadry skoczków
narciarskich – dodał brunet. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem na
ten komentarz.
Nagle
z drzwi prowadzących na zaplecze wyszła Sandra. Była niemało
zaskoczona widząc czterech skoczków w swojej restauracji.
Spostrzegłem, jak z nieukrywaną dezaprobatą patrzy na
Morgensterna. Było to
wyraźnie widać, gdyż pozostałą dwójkę powitała szerokim
uśmiechem. Jej wzrok padł na mnie.
-
Cześć – powiedziałem. Miałem wrażenie, że reszta kolegów
patrzy na mnie nieco dziwnie. W końcu czy nie powinienem właśnie
do niej podejść, objąć i czule pocałować? Nie widzieliśmy się
dobre parę dni.
-
Cześć, Gregor – odpowiedziała równie chłodno. Spojrzałem na
Thomasa. Dosłownie palił mnie tym spojrzeniem. Aby zachować pozory
przyzwoitości, wstałem i podszedłem do blondynki. Ona chyba także
nie chciała robić scen, gdyż nastawiła swój policzek, bym mógł
ją w niego pocałować. Wiedziałem jednak, że jest na mnie
zawiedziona.
-
Możemy porozmawiać? - spytałem tak, aby tylko ona usłyszała.
Patrzyła na mnie nieufnie.
-
Myślę, że by wypadało, ale to chyba nie jest odpowiednie miejsce
– odparła.
-
Proszę. Tylko chwila – nie dałem za wygraną. Sandra z wyraźną
niechęcią pokiwała głową na zgodę.
-
Niech ci będzie – odparła.
-
Dacie nam chwilę? - zwróciłem się do kolegów.
- No
jasne stary. Idźcie się wycałować po tak długiej rozłące –
odpowiedział Kraft. Wziąłem jedynie głęboki oddech i przyrzekłem
sobie, że kiedyś mu się za to odbije. Udaliśmy się z Sandrą na
zaplecze. Zaraz za drzwiami blondynka zdecydowanie stanęła przede
mną, krzyżując ręce.
-
Masz jakieś racjonalne wytłumaczenie na twoją dzisiejszą
nieobecność? - spytała ostro.
-
Sandra, mówiłem ci, że nocowałem u Morgiego. Jeśli nie wierzysz,
to możesz go sama o to spytać – odpowiedziałem pewnie. Mimo
wszystko wiedziałem, że przyjaciel mnie obroni.
- A
skąd mam niby wierzyć, że obaj nie wymyśliliście sobie tej
wersji po prostu pod przykrywkę? - powiedziała cicho – to chyba
logiczne, że Thomas będzie po twojej stronie i ci pomoże.
-
Ale niby po co miałbym coś przed tobą ukrywać? - kłamałem jej w
żywe oczy. W rzeczywistości ukrywam przed nią wiele, na przykład
dzisiejszą noc, którą spędziłem z Moniką.
-
Uważam, że mnie zdradzasz – szepnęła. Zmroziło mnie od środka,
choć już dawno wiedziałem o jej podejrzeniach. Usłyszeć to
jednak z jej ust sprawiło, że czułem się winny. I powinienem się
tak czuć. By nie wzbudzać jednak jej podejrzeń, po prostu się
zaśmiałem.
- To
dla ciebie zabawne? - spytała, marszcząc brwi.
-
Tak. Twoje podejrzenie są niedorzeczne – powiedziałem. Nie
sądziłem, że oszukiwanie własnej narzeczonej przyjdzie mi tak
łatwo – ja cię zdradzam? Zwariowałaś?
-
Tak sądzisz? - odparła – to niby co znaczy ten twój chłód, ten
ciągły brak czasu, nie interesowanie się mną. Przecież ty nawet
nie chcesz już ze mną sypiać – to ostatnie wypowiedziała już
nieco ciszej – za każdym razem, kiedy kładę się do łóżka to
albo już śpisz albo jesteś czymś bardzo zajęty.
-
Sandra, jesteś zupełnie przewrażliwiona – jak ona potrafi trafić
w samo sedno – wybacz, jeżeli odczułaś w jakiś sposób brak
zainteresowania tobą. Wiesz dobrze, że tak nie jest. Ostatnio
jestem zawalony pracą. Ciągle te spotkania ze sponsorami, praca
tutaj, teraz dodatkowo zaczną się treningi. Przepraszam, jeśli
czułaś się przez to zaniedbywana. - powiedziałem i spojrzałem
gdzieś w bok, a potem z powrotem na nią – wiesz, że jesteś dla
mnie najważniejsza – doprawdy nie wiem jak te słowa mogły
przechodzić mi przez usta – kocham cię – dodałem, na co jej
twarz wyraźnie się rozpromieniła. Pech chciał, że gdy to
wszystko mówiłem, kilka metrów od nas stała brunetka.
Automatycznie spojrzałem w jej kierunku. Jej mina mówiła, że
doskonale wszystko słyszała. Poczułem ból w sercu. Widziałem też
podobny ból w jej ciemnych oczach. Pragnąłem jedynie do niej
podejść i powiedzieć, że to kłamstwo. Że kocham tylko ją. Bo
to była najprawdziwsza prawda.
Sandra
po chwili także dostrzegła jej obecność. Brunetka natychmiast
otrząsnęła się z chwilowego zdumienia i podeszła do nas.
-
Mam dla ciebie statystyki z ostatniego miesiąca. Mark prosił, żebyś
sprawdziła, czy
wszystko się zgadza – powiedziała rzeczowo. Sandra wypowiedziała
kilka słów a ona tak po prostu odeszła. Nie spojrzała na mnie ani
razu. Miałem wrażenie, że straciłem ją na zawsze.
-
Gregor, porozmawiamy w domu – powiedziała – muszę się tym
teraz zająć –
nie spuszczając oczu z dokumentów poszła
do biura. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem za Polką.
Wiedziałem, że poszła się przebrać. Wchodząc do pomieszczenia
dla pracowników, zastałem ją odwróconą do okna.
-
Moni...
-
Nawet nie waż się do mnie podchodzić – usłyszałem jej chłodny
głos.
-
Daj mi to wszystko wreszcie wyjaśnić – powiedziałem.
-
Nie chcę słuchać twoim wyjaśnień – tym razem się odwróciła
– już ci raz powiedziałam, że nie szukam romansu ani
nieodpowiedzialnego faceta.
-
Ale ja cię kocham – odparłem. - i to cholernie.
-
Widać siła tych słów jest dla ciebie niezbyt mocna skoro mówisz
to każdej kobiecie – odpowiedziała.
-
Monika, nie wygaduj bzdur – podszedłem do niej bliżej – co
miałem jej powiedzieć? Zerwać z nią tutaj, na korytarzu? - wciąż
milczała – prosiłem cię, byśmy przez jakiś czas poudawali.
-
Poudawali – prychnęła – a co będziesz robił z nią w domu?
Zachowywał się jak zakochany narzeczony? Spędzał noce, kochał
się z nią, obściskiwał? A mnie wciskał kit, że to ja jestem
najważniejsza. Daj sobie spokój, Gregor – próbowała mnie ominąć
i wyjść, lecz jej na to nie pozwoliłem. Nie mogłem jej tak po
prostu stracić. Chwyciłem ją w ramiona i mocno do siebie
przyciągnąłem.
-
Kocham cię, Monika – powiedziałem – i ty powinnaś poznać, że
mówię prawdę. Wiesz, kiedy kłamię.
- No
chyba właśnie tego nie wiem – po raz kolejny próbowała się
wyrwać – puść mnie.
-
Nie, nigdy cię nie puszczę – odpowiedziałem zdecydowanie. Nie
wiedziałem już jak mam ją przekonać. Nigdy nie znalazłem się w
takiej sytuacji. W sumie to wcale nie dziwne.. wiedziałem jednak
czego chcę. Wiedziałem, że pragnę jej i Alicji. Dlatego kolejny
krok, na jaki się zdecydowałem, nie był bynajmniej spontanicznym
„przedsięwzięciem”.
Rozluźniłem
nieco uścisk, ale nie zamierzałem jej puszczać. Chwyciłem ją za
dłonie, patrząc głęboko w oczy. Uklęknąłem na jedno kolano. W
pewnym momencie zachciało mi się śmiać z absurdalności tej
sytuacji. Czułem się niczym bohater z jakichś powieści
romantycznych. Ale wcale nie traktowałem tego niepoważnie.
- Co
ty znowu wyprawiasz, Schlierenzauer? - spytała ostro. Była
kompletnie zdezorientowana. Uśmiechnąłem się lekko.
-
Nie chcesz mi uwierzyć, że cię kocham, że zdążyłem zakochać
się w twojej córce i wy jesteście dla mnie najważniejsze –
powiedziałem zdecydowanie – to jest mój akt desperacji i ostatnia
deska ratunku – przełknąłem głośno ślinę. Wciąż patrzyłem
jej nieustępliwie w oczy – obiecuję ci, że odejdę od niej jak
najszybciej się da. Że ty i wyłącznie ty będziesz przy moim
boku. Przysięgam, że to właśnie ty jesteś kobietą mojego życia.
-
Gregor, ogarnij się, błagam.. - powiedziała, choć tym razem z
wahaniem.
-
Wyjdziesz za mnie? - i tylko te trzy magiczne słowa.
**
Witam!
Jak widzicie moja obecność tutaj jest dość rzadka. Ale staram się jak tylko mogę. Obiecuję dodawać choć jeden rozdział w tygodniu, chyba, że za mną nie tęsknicie ^^
Pozdrawiam :*
Kobieto, ale Ty potrafisz namieszać! Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że Gregor padnie na kolana przed Moniką i się jej oświadczy. Twoja wyobraźnia nie zna granic i już się nie mogę doczekać tego, co przyszykowałaś w dalszych rozdziałach ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i życzę weny ;*
(zapraszam: http://jegospojrzenie.blogspot.com/)
Hej.
OdpowiedzUsuńZnalazłam się u Ciebie przez przypadek i jestem zafascynowany Twoim opowiadaniem.
Piszesz genialnie. Nie da się tego wyrazić słowami, naprawdę.
Jak mogłam skończyć w takim momencie?
Już się nie mogę doczekać jak na te słowa zareaguje Monika.
Widać, że tak na prawdę Gregor kocha ją, a nie Sandre.
Mam nadzieję że jeszcze w tym tygodniu dodasz nowy rozdział. Czekam z niecierpliwością.
Życzę weny.
Buziaki :*
Sorki za literówkę.
UsuńMogłaś*
Nominuję Cię do Liebster Award :)
OdpowiedzUsuńWięcej info u mnie :)
http://blekit-oczu-blekit-nieba.blogspot.com/2015/06/liebster-award.html
Pozdrawiam :)
Witam ! Genialny rozdział i jak zwykle słodko ! Nieogarnięte to trochę, ale to dobrze. Tak więc dzięki,że tyle namieszałaś. A teraz czekamy na odpowiedź *.*
OdpowiedzUsuńDo następnego i weny ! :)
I bum ... Wejscie smoka -> Sandra wszystko slyszy.
OdpowiedzUsuńTo taki moj maly scenariusz, ale oby sie nie sprawdzil. Wtedy dopiero by sie dzialo.
Pisz jak najszybciej. Juz nie moge sie doczekac co tam nowego wymyslisz :)