poniedziałek, 15 czerwca 2015

16. Będę silna

- Mark, sprawdzałeś tę pieczeń? - krzyknęłam do kucharza zza pleców. Dziś było totalne urwanie głowy, a miałam wrażenie, że nikt nie stara się mi pomóc. Nie mam przecież dziesięciu rąk, żeby wszystko na raz nadzorować. Zniecierpliwiona odezwałam się po raz kolejny – Mark?!
- Spokojnie, mam ją pod kontrolą – aż podskoczyłam słysząc jego głos tuż za sobą.
- Dostanę przez ciebie zawału – powiedziałam z nutką pretensji.
- Przestań. Chodzisz dziś jak na szpilkach – skomentował. Oparł się nonszalancko o szafkę i zaczął mi się uważnie przypatrywać.
- Trzy stoliki czekają na tę pieczeń, ja właśnie robię szparagi na 8 i 13 a Ted dopiero przygotowuje warzywa na sałatki jakby nie mógł zrobić tego przed otwarciem. Nie mamy czasu na pierdoły! - rzuciłam zirytowana. A on nawet nie drgnął. Taki z niego szef kuchni? Niczego dzisiaj nie wydamy z takim opierniczaniem się.
- Nie odezwałaś się do mnie od naszego spotkania – powiedział bez ogródek. Spojrzałam na niego. Jego wzrok był przenikliwy i taki pełen...nadziei? Nie wiem, jak to określić.
- Mark, to nie jest czas na takie rozmowy. Jesteśmy w pracy – odparłam, zniżając ton. Co ci miałam powiedzieć? Że jak tylko wróciłam z tej naszej "randki" to wpakowałam się do łóżka z samym Schlierenzauerem? Stop. To raczej on wpakował się do mojego łóżka. Albo jakoś tak..
- Nikt nas nie słyszy i nie interesuje się zbytnio tą rozmową, Moni – stwierdził cierpko – możemy swobodnie gadać.
- Tak, tylko ja naprawdę mam co robić. I ty lepiej też kończ swoje dania, bo klienci będą niezadowoleni albo umrą z głodu – odparłam.
- Pouczasz samego szefa kuchni? - spytał rozbawiony. Mnie bynajmniej nie było do śmiechu. Mam dość dzisiejszego dnia, jestem zirytowana i cholernie wściekła na szatyna. A co jest najlepsze? Jednocześnie tęsknie za nim, za jegi widokiem, uśmiechem, zapachem. Dlaczego od dwóch dni nie pojawia się w restauracji?
- A pouczam, bo dzisiaj wszyscy dajecie mi w kość – warknęłam.
- Hej, mała, spokojnie – nie mów do mnie mała – coś się stało? Masz zły dzień? - spytał już poważniej.
- To tylko napięcie przedmiesiączkowe – odpowiedziałam z udawaną słodkością i wymuszonym uśmiechem na ustach. Przez chwilę milczał.
- No nie złość się, przecież nie chcę cię obrazić – powiedział jakby ze skruchą. Przerwałam na moment moje zajęcie i westchnęłam.
- Przepraszam. Akurat tobie najmniej należy się to moje wyżywanie – powiedziałam.
- Tylko dlatego, że jesteś śliczna i uwielbiam ten twój beztroski uśmiech ci wybaczam – odparł a ja nie mogłam tak po prostu nie obdarzyć go tym właśnie uśmiechem.
- Pójdę do Toniego po jakiegoś bezalkoholowego drinka. Może to mi poprawi humor. Chcesz jednego? - spytałam już spokojniej.
- Jeśli to nie problem to chętnie – ponownie się do niego uśmiechnęłam i skierowałam do drzwi prowadzących na salę. Wchodząc tam jednak nie spodziewałam się takiego widoku. Stanęłam jak wryta obok barmana, który był nieco zdezorientowany moją miną.
- Hej, co ty, nie widziałaś jeszcze naszej dumnej reprezentacji skoczków na żywo? - spytał frywolnie. Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się tępo w czterech chudzielców siedzących przy barze, którzy prowadzili całkiem wesołą konwersację. Jednak to nie widok tych chłopaków, których tak naprawdę znam jedynie ze zdjęć i plakatów mnie zdumiał, a osoba szatyna. Nie wiem, od kiedy tak zaczęłam na niego reagować. Automatycznie poprawiłam swój fartuch i po omacku ułożyłam włosy. W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały.
- Cześć – odezwał się pierwszy. Pozostała trójka skoczków podążyła za wzrokiem kolegi. No pięknie, gapcie się na mnie dalej. Nienawidziłam być w centrum uwagi.
- Hej – odpowiedziałam i zaczęłam szukać szklanek, by czymkolwiek zająć ręce i nie musieć na niego patrzeć.
- Gregor, może przedstawisz nam swoją koleżankę – odezwał się jeden z nich z ciemną czupryną i szerokim uśmiechem na twarzy. Nie mogłam dokładnie ocenić, ale wydawało mi się, że jest z nich wszystkich najniższy.
- Raczej pracownicę – odpowiedziałam i niestety to usłyszeli.
- To jest Monika, zastępca kucharza – zaprezentował mnie szatyn. Nie wiem dlaczego poczułam się zdegradowana słysząc te słowa z jego ust. „Zastępca kucharza” a w wolnych chwilach towarzyszka w łóżku? - Moni, to są Michael, Stefan i Andreas – powiedział. Cała trójka posłała mi promienne uśmiechy. Jak na zawołanie.
- Miło mi poznać – odezwałam się – jak mniemam, wy też jesteście tymi kamikadze, co dla przyjemności skaczą w przepaść? - no rzeczywiście, niezły żarcik z twojej strony. Normalnie +100 do kreatywności. Nie wiem jakim cudem, ale oni naprawdę się z tego zaśmiali.
- Widzę, że nie jesteś raczej naszą fanką – odezwał się drugi z brunetów o ciemniejszej karnacji i niezwykle ciepłym spojrzeniu.
- Monika nie bardzo interesuje się skokami. Nawet mnie na początku nie rozpoznała – odpowiedział za mnie Schlierenzauer.
- Nie no tak, Gregor, skoro już ciebie nie rozpoznać to naprawdę masakra – odezwał się ten, Stefan, chyba. Reszta ponownie parsknęła śmiechem.
- Wolę piłkę nożną – odparłam kąśliwie i się do nich uśmiechnęłam. Wszyscy zrobili głośne „uuuu”. Sama również się zaśmiałam. Czułam wnikliwe spojrzenie szatyna na sobie.
- To która klata na ciebie najbardziej działa? Ronaldo, Messi, Torres, Villa? - odezwał się ponownie Stefan.
- Pozostaję raczej przy ojczystym pięknie i stawiam na Piszczka – odpowiedziałam zawadiacko – ten z Dortmundu, grał z Lewandowskim wcześniej – dopowiedziałam widząc niepewność w ich minach. Dopiero po chwili załapali, o kogo mi chodzi. Widziałam, jak szatyn zaciska usta w wąską linię.
- Jesteś Polką? - tym razem odezwał się blondyn. Najbardziej, jak mi się wydawało, opanowany z nich wszystkich.
- Tak, wcześniej mieszkałam w Warszawie – odpowiedziałam.
- No tak, mogłem się wcześniej domyślić – odparł z bardzo skupioną miną Stefan.
- Po akcencie? - spytałam.
- Nie, tylko Polki mogą być tak piękne – powiedział rozmarzonym głosem. Napięcie na twarzy szatyna było niemal namacalne.
- On lubi bajerować tak pięknie kobiety – dopowiedział blondyn za co dostał od kolegi po tej jego jasnej czuprynie. Jak dzieci.
- Dobra, dobra, panowie. Bo się jeszcze któryś z was zakocha a przypominam, że obaj macie już dziewczyny – próbował uspokoić ich Andreas – a poza tym myślę, że Monika woli nieco bardziej dojrzałych i zdecydowanie przystojniejszych mężczyzn – powiedział nonszalancko i puścił mi oczko jednocześnie obdarzając promiennym uśmiechem. Palnęłam dłonią w czoło i ze śmiechem pokręciłam głową. Tylko jeden z nich wciąż milczał.
- A na ciebie czeka narzeczona – odparł Michael.
- Błagam was, skończcie. Nie róbcie mi wstydu – powiedział niby to zrezygnowanym głosem Schlierenzauer. Mój uśmiech momentalnie przygasł, ale trwało to tylko przez chwilę, kiedy w drzwiach zobaczyłam rozweseloną czterolatkę.
- Cześć, mamo! - rzuciła i podbiegła w moją stronę. Wyszłam zza lady i porwałam ją w swoje ramiona. Czułam, jak wzrok całej czwórki przenosi się na tą scenę.
- Cześć, pysiaczku – odpowiedziałam po polsku. Kątem oka dostrzegłam zmierzającą do mnie również Amelię. Uśmiechnęłam się do niej.
- Byłyśmy na lodach i ciocia pomyślała, żebyśmy do ciebie przyszły – wyjaśniła dziewczynka.
- No to miło z waszej strony – pogładziłam ją po nosku i odstawiłam na ziemię.
- Cześć, Ala – odezwał się do niej Gregor. Mała popatrzyła na niego niepewnie.
- Hej, Gregor – odpowiedziała nieco naburmuszona. Już ja wiedziałam, dlaczego jest na niego zła. Obiecał, że ją odwiedzi a do tej pory tego nie zrobił. I jak łagodnie wytłumaczyć to małemu dziecku? Nagle oczy małej się rozszerzyły, kiedy omiatała wzrokiem pozostałą trójkę skoczków.
- Mamusiu..przecież..przecież to – oniemiała z wrażenia. Chłopcy patrzyli na dziewczynkę nieco zdumieni.
- No tak – westchnęłam – poznajcie swoją małą fankę. To moja córka, Alicja – zwróciłam się do nich z uśmiechem.
- Mamo to Andi, Michi i Krafti! - pisnęła uradowana.
- No ktoś w tej rodzinie przecież musiał nas kochać – odparł z ulgą Stefan. No ok, komik z niego pierwsza klasa.
- A to moja przyjaciółka, Amelia – przedstawiłam tym razem stojącą obok szatynkę, która uśmiechała się do nich wszystkich nieśmiało.
- Moni, no gdzie te.. - usłyszeliśmy głos Marka – ooo, widzę, że tu się spore grono zebrało. Cześć, Ala – uśmiechnął się promiennie na widok mojej córki.
- Cześć – odpowiedziała beznamiętnie zbyt bardzo pochłonięta obecnością swoich ulubieńców. Wzrok Marka powędrował natomiast w stronę mojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią. Ona również patrzyła na bruneta. Tylko te ich spojrzenia...one mówiły same za siebie.
- Mark, poznaj moją przyjaciółkę, Amelię.
- Mela – powiedziała cicho i subtelnie, podając mu swoją drobną dłoń.
- Mark – on z kolei odpowiedział bardzo niskim głosem. Nie no, scena niczym z jakiegoś romansu.
- Mela... - powtórzył nieświadomy wzroku wszystkich wokół. Myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu. Ale tylko ja znałam tą minę mojej przyjaciółki.
- A ja bardzo lubię oglądać skoki – tym razem wypaliła Alicja.
- Widzisz, a twoja mama chyba nie bardzo. W ogóle nas nie zna – odpowiedział z uśmiechem Kraft.
- Bo mama nie ogląda. Ja zawsze oglądałam skoki z wujkiem Alkiem – odparła, dodając zabawny gest ręką i bez skrupułów usadowiła się na kolanach Schlierenzauera. Ten z kolei w zupełności nie miał nic przeciwko i z ochotą ją do siebie przyciągnął. Miał przy tym taki wzrok...aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Ale nie, musiałam być twarda. Dziewczynka zapewniła sobie tym samym idealny dystans do rozmowy ze skoczkami.
- Byłeś świetny w tym sezonie, Stefan – zagadnęła chłopaka wesoło. Widziałam, że nabrała do tego wystarczającej odwagi, gdyż to właśnie brunet wykazał od początku chęć rozmowy.
- O, dziękuję – uśmiechnął się – albo udawali widząc tę zażyłość między małą a szatynem albo serio tego nie zauważyli, gdyż miny skoczków pozostały neutralne – oglądałaś wszystkie konkursy?
- Prawie, bo chodzę też do przedszkola i nie zawsze miałam jak – odpowiedziała zupełnie poważnie. Naprawdę nam wszystkim chciało się śmiać.
- No tak, to zrozumiałe – przytaknął zdecydowanie Stefan – obowiązki to obowiązki.
- Ja bardzo lubię chodzić do przedszkola – odpowiedziała – jest tam bardzo fajnie no i mam chłopaka.
- Alicja – powiedziałam nieco ostrzej mimo tego, że reszta po prostu szeroko się do niej uśmiechała.
- A myślałem, że to ja jestem tym jedynym – powiedział z udawanym oburzeniem szatyn. Dziewczynka obróciła się w jego stronę i popatrzyła ciepło na skoczka.
- Przecież wiesz, że ciebie uwielbiam najbardziej – zwróciła się do niego i mocno przytuliła. Ten odwzajemnił jej tym samym – no i jeszcze Michiego – spojrzała na blondyna niepewnie, ale skoczek jedynie posłał jej najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. O tak, jego to i ja sama bym się krępowała.
- Kochanie, uspokój się – skrzyżowałam ręce.
- To ja też jestem tym wybrańcem? - odezwał się uradowany Michael – czuję się zaszczycony, Alicjo – powiedział dumnie.
- Wiesz co, Schlieri – tym razem odezwał się Andreas – jak tak na ciebie teraz patrzę to myślę, że będziesz dobrym tatusiem, gdy Sandra już urodzi. Z dziećmi ci do twarzy – uśmiechnął się do niego kolega. Dla mnie na moment czas jakby zwolnił. Uśmiech z ust powoli znikał a wzrok powędrował z bruneta na szatyna. Patrzyłam na niego jak przez mgłę. On również na mnie spojrzał. Jego mina wyrażała wszystko. Czułam jak moje ciało ranione jest tysiącami sztyletów i rozpada się na kawałki. Nie wierzyłam w to. On by mi tego nie zrobił.
- Sandra jest w ciąży? - zagadnął wesoło niczego nieświadomy Mark. Patrzyłam na niego wyczekując odpowiedzi.
- Tak, to już 9 tydzień – odpowiedział nie spuszczając wzroku. Jakby chciał uświadomić mi, że to się stało zanim się poznaliśmy. Zanim cokolwiek się między nami wydarzyło.
- No to gratulacje, stary! - powiedział rozentuzjazmowany brunet. Każdy się cieszył. Każdy mu gratulował. Tylko ja stałam nadal wpatrzona w niego tępo i nie byłam w stanie ani nic powiedzieć ani się poruszyć. To koniec. Straciłam właśnie wszystko to, czego nawet jeszcze w zupełności nie miałam. Jak on mógł dalej tak na mnie patrzeć? I do dlatego nie odzywał się od 3 dni? Musiałam bardzo się postarać, żeby nie wylać z siebie łez, jakie właśnie cisnęły się mi na oczy. Amelia spojrzała na mnie wymownie. Ona się czegoś domyślała, lecz od kiedy tu jest niczego ode mnie nie wyciągnęła. A wiem, że teraz będę musiała wyjawić jej wszystko, bo bez niej tego nie przetrwam.
- Ala, wracajcie z ciocią do domu. Ja mam jeszcze sporo pracy – odezwałam się w końcu.
- Muszę już iść? - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Tak, kochanie. Przecież wiesz, że mama jest w pracy – dziewczynka z wyraźnym bólem w oczach zeskoczyła z kolan skoczka, który nawet się nie zorientował i podeszła do mnie.
- Tylko bądź grzeczna – powiedziałam tak, żeby tylko ona usłyszała. Skinęła głową. Musiałam jeszcze chwilę tak na nią popatrzeć. Znów została mi tylko ona. Przytuliłam ją mocno do serca i pocałowałam w główkę – do wieczora, Lusia.
Nadal na mnie patrzył. I było to ciężkie spojrzenie, które wywierało dziurę w moim sercu. Bo zranił mnie i to cholernie. I wiem, że już niczego nie da się naprawić. On zostanie ojcem.
- Masz bardzo sympatyczną córkę – odezwał się Stefan, kiedy Amelia z Alą już wyszły. Mark stał wciąż w tym samym miejscu i wpatrywał się w szklane drzwi jakby z tęsknotą. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.
- Dziękuję – odpowiedziałam krótko nie zaszczycając nikogo wzrokiem. Podeszłam ponownie do baru i zrobiłam sobie ekspresowego drinka, którego wypiłam jednym łykiem. Poczułam dreszcze na ciele.
- Musicie być z mężem bardzo z niej dumni – wtrącił się Andreas.
- Wychowuję ją sama – uśmiechnęłam się do niego krzywo – przepraszam was, ale my z Markiem naprawdę musimy wracać do pracy. Szef na nas patrzy.
- Nie jestem zły – powiedział szybko Schlierenzauer.
- Tak, ale jest piątkowe popołudnie a mój szanowny mistrz kuchni dostał dziś jakiegoś ataku lenistwa. Zbiera się coraz więcej gości, Gregor.
- No tak, jasne. Wracajcie do pracy – siliłam się, próbowałam przybrać obojętny ton. Jego nie oszukam, ale musiałam stwarzać pozory przed innymi.
- Miło było cię poznać – uśmiechnął się do mnie Stefan.
- Mi również. Jesteście bardzo...towarzyscy – chyba to było najlepsze określenie.
- Zapraszamy kiedyś na zawody. Może wtedy przekonasz się, co do skoków – dodał Michael. Muszę przyznać, że blondyn był naprawdę urokliwy a w jego spojrzeniu i uśmiechu można się było zatracić bez opamiętania.
- O, z pewnością moja córka będzie mnie ciągnęła na każdy konkurs – odpowiedziałam z uśmiechem – Mark? - zwróciłam się do wciąż nieobecnego wzrokiem bruneta – Mark!
- hmm? - no dziękuję bardzo, szefie. Czy mi się przewidziało czy on faktycznie miał maślane oczka?
- Musimy wracać na kuchnię. Klienci czekają.
- Ach, tak, tak. Już idę – odparł obojętnie i spojrzał jeszcze raz w wejście do restauracji. Nie, nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.

Posłałam chłopakom jeszcze jeden nieśmiały uśmiech i z bólem w sercu ruszyłam ku drzwiom na zaplecze.

**
No i tak Monika dowiaduje się o ciąży. Jak myślicie, co powinna zrobić? :)

5 komentarzy:

  1. Wydaje mi się że Gregor nie jest ojcem tego dziecka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Musze przyznac racje pierwszemu komentarzowi .To nie jest dziecko Gregora sama na poczatku twierdzila ze nie bylo miedzy nim milosci od pewnogho czasu to jak z powieczem i czeciaz wyjechala to tam puscila sie.Gregorowi jest isana Monika.Nie zdziwilam bym sie jak by przyjechala kochanek Sandry.Monka powina zrobic nazlos Gregorowi.No pprosze Mark nie jest pisany Moni no i dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem jeśli Gregorowi, zależy na Monice powinien z nią porozmawiać,
    Przychylam się do poprzednich komentarzy,że to nie jest dziecko Gregora.
    Rozdział świetny.
    Czekam na kolejny pozdrawiam i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie miałabym nic przeciwko, gdyby w to wszystko wplątał się Stefan ^^ No ale wracając do tematu i kończąc z marzeniami - rozdział jak najbardziej mi się podoba. Tylko, że smutno mi, że Monika dowiedziała się o ciąży przez takowy przypadek.. Chociaż wydaje mi się, że Gregor nie miałby odwagi z nią porozmawiać na ten temat..
    A Mark? Ktoś tutaj poczuł się chyba zauroczony :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże kochana jak cię mam nazywać Artystka .Boże jak ty zawładnełaś moimi uczuciami nie mogę jeść ,pić,żyć normalnie tylką ciągle myślę kiedy dodasz nowy rozdział przeżywa to co bohaterka smutek, rozpacz,złość,szczęście.Kiedy dodajesz rozdział to jagbym dostała prezent .

    OdpowiedzUsuń