Przekręciłam klucz w
drzwiach i po cichu weszłam do mieszkania. Byłam przekonana, że
Alicja już śpi. Jest prawie 22. Nim zdążyłam dobrze wejść do
środka, w korytarzu pojawiła się Mela.
- Co tak późno? Myślałam,
że kończysz o 19.
- Klienci – powiedziałam
niemal bez tchu. Z ledwością zdjęłam buty i odłożyłam torebkę.
Przeszłam bez słowa obok przyjaciółki i padłam na wielki fotel w
swoim pokoju.
- Jesteś głodna? -
zdołałam jedynie pokręcić głową. Właściwie to jestem
zdruzgotana i mam wrażenie, że mój świat właśnie się zawalił.
Amelia usiadła naprzeciwko mnie i z wnikliwością mi się
przypatrywała.
- Co jest? - spytała bez
ogródek.
- Jak to co jest? W porządku
– mój głos się nieco załamał, więc z pewnością mi nie
uwierzyła – mała śpi?
- Tak, już od godziny. Nie
zmieniaj tematu.
- Dziękuję, że się nią
zaopiekowałaś.
- Monika !– powiedziała
stanowczo. Westchnęłam. Z moich oczu zaczęły wylewać się
pierwsze łzy, których nie zdołałam już utrzymać. - Monika? -
tym razem odezwała się już o wiele spokojniej a na jej twarzy
malowała się troska – Moni, co się stało? Coś w pracy?
- Nie – szepnęłam.
- No więc powiedz. Jak mam
ci pomóc? - przysunęła się do mnie i wtuliła w moje plecy,
głaszcząc włosy. A ja jak głupia wybuchnęłam już
niekontrolowanym płaczem – idę po to wino, które miałyśmy
wypić wczoraj – nim zdążyłam zareagować, szatynka udała się
do kuchni. Wyprostowałam się w fotelu i wzięłam kilka oddechów,
by się uspokoić. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Jestem
dorosłą, odpowiedzialną i twardo stąpającą po ziemi kobietą.
Wychowuję samotnie córkę. Muszę być twarda. Po 2 minutach do
pokoju ponownie weszła Mela. Postawiła na stoliku butelkę i dwa
kieliszki, po czym nalała do nich czerwonego płynu. Bez zbędnych
ceregieli chwyciłam swój kieliszek i wypiłam wino do dna. W ustach
poczułam gorzkawy smak alkoholu. Ona czekała, nie naciskała.
- Zakochałam się, Mela –
powiedziałam tak po prostu – i to tak cholernie, że nie wiem, co
teraz.
- Nie rozumiem. Więc
dlaczego płaczesz? On cię nie kocha? - spytała.
- Kocha.
- No to w czym problem? -
wydawała się kompletnie zdezorientowana.
- W tym że on już jest
zajęty. Ma narzeczoną – szepnęłam a z moich oczu wyleciała
kolejna porcja łez. Mela bez słów podała mi leżącą obok niej
paczkę chusteczek.
- Zaczęłaś romans z
zajętym facetem? Nie poznaję cię, Moni. Przecież to twoja święta
zasada, żeby nigdy nie pakować się w taki związek.
- No widzisz. A sytuacja
doprowadziła do tego, że jednak to się stało – powiedziałam,
tępo patrząc w pusty kieliszek.
- Poznałaś go w
Innsbrucku?
- Tak.
- Więc kim on jest? -
spytała ponownie. Spojrzałam jej w oczy.
- Już zdążyłaś go
poznać. To Gregor Schlierenzauer – powiedziałam. Jej usta lekko
rozszerzyły się na tą informację. Wiem. To musi brzmieć
wyjątkowo niewiarygodnie. Zwykła, szara dziewczyna i znany skoczek
narciarski.
- O kurczę... - wyrwało
jej się.
- Nieźle brzmi, nie? -
rzuciłam sarkastycznie a potem ponownie zaniosłam się od płaczu.
Amelia po prostu wzięła butelkę i nalała mi kolejnej porcji
alkoholu.
- To stąd twoja reakcja,
kiedy dziś powiedział o dziecku. Widziałam twoją minę. Raptownie
zbladłaś i wyglądałaś tak, jakby ci ktoś mówił o czyjejś
śmierci a nie narodzinach – odparła cierpko.
- Mela, on miał ją dla
mnie zostawić. Nie kocha jej. Nawet próbował mi się oświadczyć.
- Co? Nie mów mi tylko,
że przyjęłaś te oświadczyny? - spytała zszokowana.
- A gdyby
ktoś oświadczał ci się na totalnym spontanie i w dodatku w pokoju
socjalnym to byś się zgodziła? - powiedziałam z ironią. Ona
spuściła wzrok – no właśnie. Dałam mu wtedy do zrozumienia, że
nie jestem pierwszą lepszą.
- A teraz..
- Tak, a teraz wszystko
się popieprzyło.. - nastąpiło kolejne kilka minut ciszy. Ja
zbierałam myśli, wylewając z siebie łzy. Ona czekała.
- Moni, jak do tego w
ogóle doszło? - spytała cicho.
- Nie wiem. Najpierw mnie
irytował tym swoim...cynizmem i taką chorą pewnością siebie.
Myślał, że zdobędzie mnie od tak. Rzucał głupie teksty i robił
głupie rzeczy – wycedziłam przez zęby – a potem...spędził
trochę czasu z Alą. I żebyś ty widziała jak on się nią
zajmował. Patrzył z takim uwielbieniem w oczach..
- Widziałam to dzisiaj.
Aż sama byłam zaciekawiona, dlaczego Ala jest tak do niego
przywiązana. To w końcu twój szef. A teraz rozumiem... - pokiwałam
tylko głową.
- Mówił mi, że chce
zaopiekować się i mną i Alą. Że ją pokochał. A ona strasznie
się na to wszystko nastawiła. Nawet prosiła, żeby Gregor został
jej tatą.
- Co? - dziewczyna po raz
kolejny wybałuszyła oczy z niedowierzania – a Karl?
- W jej życiu nie ma
kogoś takiego jak Karl. W końcu nie widziała go 2 lata. Jak takie
małe dziecko może pamiętać ojca?
- Ona strasznie dużo o
nim opowiadała. Myślałam, że to takie tam dziecięce gadanie –
odparła. - no i znalazłam u ciebie złoty zegarek – spojrzałam
na nią.
- Miałam mu go oddać,
ale nie było okazji.. - szepnęłam.
- Nocował u ciebie? -
spytała cicho. Kiwnęłam głową. - spaliście ze sobą? - znów
spojrzałam jej w oczy – och, ty moja niesforna kobietko.. - nie
czekając co powiem po prostu ponownie do mnie przywarła – tak
bardzo mi przykro...
- Nie będzie to pierwszy
raz, kiedy nie wychodzi mi z facetem. W ogóle, czego ja się mogłam
spodziewać? Przecież on stał już jedną nogą na ślubnym
kobiercu.
- Ale jeśli był gotów
ją dla ciebie zostawić to musisz być dla niego ważna.
- Mogłam sobie jedynie
pomarzyć o kochającym mężu i ojcu dla Ali – prychnęłam – w
dodatku ze znanym sportowcem. Co mi strzeliło do głowy, żeby się
na to wszystko nabierać? Czuję się, jak jakaś głupia nastolatka.
-
Przestań – powiedziała stanowczo – i
co z tego, że to właśnie ten Schlierenzauer? Facet po prostu
stracił dla ciebie głowę. Zadeklarował ci coś, tak? Nie
jesteście mu obojętne.
- Mela, on sobie nie zdaje
sprawy, co to znaczy wychowywać obce dziecko. Ja się nauczyłam
przez te cztery lata odpowiedzialności, bo nie miałam wyjścia. On
nic tak naprawdę nie musiał. - powiedziałam z determinacją – po
prostu Sandra mu się już trochę znudziła i jak miał okazję
zaliczyć mały skok w bok, to po prostu to zrobił. My się nie
liczymy.
- Może powinnaś z nim
najpierw porozmawiać, co? Wyjaśnijcie sobie wszystko – odparła.
- Ale po co? On nie
zostawi kobiety, która nosi jego dziecko. Nie dla jakiejś tam
samotnej matki – dodałam sarkastycznie.
- Ale o wszystkim się
przynajmniej przekonasz.
- Nawet jeśli powie, że
mnie kocha, ale nie ma wyjścia to po jaką cholerę mam żyć
nadzieją? Lepiej jest tak jak jest. Rozmowa nie zmieni tej sytuacji.
- Więc
co zrobisz? - i zadała mi te najtrudniejsze pytanie. I co ja zrobię?
Co powiem Ali? Jak zniosę jego codzienny widok u boku z Sandrą i
jej rosnącym brzuchem? Ona na pewno jest szczęśliwa, że
niedługo urodzi ich wspólne dziecko. To jak zwieńczenie tego
kilkuletniego związku.
- Nie wytrzymam dalej u
niego pracując – odezwałam się.
- Ale pomyśl – odsunęła
się nieco ode mnie – mamy praktycznie lato, więc on niedługo
większość czasu będzie spędzał na treningach a potem na
zawodach. Nie będziecie musieli widywać się tak często.
- Ale niemal każdego dnia
będę widziała Sandrę. Tego też nie zniosę – pociągnęłam
mokrym nosem i upiłam kolejny łyk czerwonego wina. - wszystko
będzie mi tam o nim przypominało i codziennie będę jak głupia
patrzyła w drzwi, czy przypadkiem się nie pojawi – westchnęłam.
- No ale
masz teraz dobrą pracę i jesteś w stanie zapewnić małej lepszą
przyszłość – próbowała dalej – Bóg jeden wie, gdzie teraz
przebywa Karl. A co będzie jak pewnego dnia przestanie przesyłać
ci alimenty?
- W dupie mam jego
pieniądze i alimenty – warknęłam.
- Monika, nie zachowuj się
jak dziecko – powiedziała głośniej – musisz przede wszystkim
myśleć o Alicji.
- Dlatego już
postanowiłam – spojrzałam na przyjaciółkę mokrymi od łez
oczami. Nie miałam innego wyjścia.
- No więc? - czekała na
moją odpowiedź pełna obawy.
- Wracamy do Polski.
Przetarłem zmęczone oczy
i odłożyłem na bok laptopa. Jest 23. Czy ona, do cholery, nie
mogłaby już spać, żebym po prostu nie musiał z nią rozmawiać?
Chyba specjalnie czekała, aż skończę. Wstałem więc z łóżka i
poszedłem do salonu. Siedziała wygodnie na kanapie z jakąś
książką w ręku i podjadała swoje ulubione nadziewane ciasteczka.
Na jej ustach malował się delikatny, naturalny uśmiech. Cała
twarz była jakby żywsza, pełniejsza ciepłych kolorów i
wyrażająca szczęście. Szkoda tylko, że ja nie mogłem czuć tego
samego.
- Jeszcze nie śpisz? -
spojrzała na mnie znad książki i uśmiechnęła się promiennie.
- Czekałam, aż skończysz
pisać – odparła i odłożyła swoją lekturę na ławę. Wstała
i wolnym krokiem do mnie podeszła. Miała na sobie moją ulubioną,
satynową koszulę nocną i wykonany z tego samego materiału
szlafrok, który swobodnie związała na jednym biodrze. Materiał
opiewał jej kobiece kształty.
- Powinnaś odpoczywać –
westchnąłem, kiedy zbliżyła się do mnie i objęła mnie za
szyję. Jej błękitne oczy błyszczały.
- Głuptasie, ciąża to
przecież nie choroba – zachichotała cicho i delikatnie dotknęła
moich warg. Wzdrygnąłem się, a moje mięśnie odruchowo się
napięły. - coś nie tak? - spytała, a jej uśmiech przygasł.
- Jestem
trochę zmęczony – odpowiedziałem – zrobiłem
sobie chyba za mocny trening.
- Mój biedny – ponownie
dała mi całusa w usta a ja ponownie poczułem się tak, jakbym
zdradzał własne serce – mogę zrobić ci jakiś bardzo przyjemny
masaż... - szepnęła gdzieś przy moim sprawnym uchu, bardzo
zmysłowym, niskim głosem. Jej palce delikatnie gładziły mnie po
karku.
- Chodźmy lepiej spać –
odpowiedziałem obojętnie i zdjąłem jej ręce z mojej szyi.
Spoważniała.
- Gregor, o co ci znowu
chodzi? - spytała.
- O nic. Po prostu jest
późno i chciałbym pójść spać – odpowiedziałem ostrzej niż
miałem w zamiarze. Od razu spostrzegłem zawód na jej twarzy.
- Ty się mnie brzydzisz –
szepnęła.
- Kotku, no co ty
bredzisz? - odparłem uśmiechając się lekko. Podszedłem do niej i
delikatnie objąłem ją w talii – jak mogą ci w ogóle do tej
pięknej główki przychodzić takie rzeczy? Przecież jesteś matką
mojego dziecka.
- Owszem, mogę być matką
twojego dziecka, ale wcale nie muszę być twoją narzeczoną –
warknęła i odsunęła się ode mnie a potem skierowała do
sypialni.
- Sandra, skaczą ci
hormony.
- Szkoda, że tobie już
nie – odpowiedziała. Zgasiłem niewielką lampkę i sam udałem
się za blondynką. Stała przy oknie ze skrzyżowanymi rękoma.
- Dlaczego ty taka jesteś?
Próbujesz na siłę wszczynać niepotrzebne kłótnie – odezwałem
się. Ona odwróciła się w moją stronę.
- Dlaczego ja taka jestem?
- pisnęła – ty w ogóle siebie słyszysz? A to ja zachowuje się
tak, jakbym już nie chciała z tobą sypiać i nie cieszę się na
wiadomość o dziecku?
- Przestać, wiesz dobrze,
że się cieszę – powiedziałem.
- O tak,
twój entuzjazm zaraża wszystkich
wokoło – prychnęła i ponownie spojrzała w okno. Podszedłem do
niej i oplotłem jej ciało, wtulając się w jej plecy. Była taka
kobieca i ciepła. Może i miała kilka kilogramów więcej niż
jakaś supermodelka, ale to właśnie mnie w niej zawsze pociągało.
- Przepraszam –
szepnąłem w jej ucho – może po prostu ta informacja mnie nieco
zaskoczyła.
- Tylko teraz nie ma czasu
na zaskakiwanie. Teraz jest czas na wzięcie odpowiedzialności i
stworzenie temu dziecku prawdziwej rodziny. Masz 25 lat i jesteś na
tyle dojrzały, że możesz to zrobić.
- Wiem – odpowiedziałem
krótko. Zacząłem kołysać się leciutko na boki. Czułem jak
przymyka oczy i opiera swoją głowę o moje ramię.
- Zrobię wszystko, żeby
moje dziecko było szczęśliwe i żeby niczego mu nie zabrakło –
a jeszcze nie tak dawno obiecywałeś innej kobiecie, że to jej
dziecko będzie miało szczęśliwe dzieciństwo. I to jej wyznawałeś
miłość.
- Nie zostawiaj mnie,
Gregor – szepnęła.
- Nie zostawię –
pocałowałem ją w skroń. W moim gardle powstała wielka gula, bo
choć nie chciałem, choć tak bardzo pragnąłem brunetki, to nie
miałem wyjścia. Musiałem być odpowiedzialny. Za kilka miesięcy
na świat przyjdzie moje dziecko.
- Kocham cię.
- Ja
ciebie też, Sandra – jak jakiś
bachor skrzyżowałem palce, wypowiadając te słowa. A może kiedy
już urodzi to te wszystkie uczucia, jakie żywiłem do niej przez
lata powrócą? Może widząc jej
codziennie rosnący brzuszek z tym maleństwem, które jest w połowie
moją częścią znów stanie się centrum mojego wszechświata?
Nagle
poczułem jak odwraca się twarzą do mnie. Ponownie objęła mnie za
szyję i przylgnęła do mnie całym ciałem. Czułem jej krągłe
piersi napierające na mój tors i to zmysłowe wsunięcie kolana
między moje nogi. Czułem też jej osobisty kobiecy zapach. Reakcja
mojego ciała była natychmiastowa. Jestem facetem. Co by się nie
działo nie pozostawałem
obojętny na takie gesty i na kobiece ciało. Ona chyba
poczuła właśnie tą reakcję gdzieś na swoich podbrzuszu, bo
uśmiechnęła się do mnie kokieteryjnie.
- Gregor,
tak bardzo tego potrzebuję... – szepnęła na moje usta.
Podniecenie wzrosło we mnie niczym wulkan. Próbowałem, starałem
się opanować, ale moje ciało domagało się zaspokojenia.
A ona pociągała mnie teraz jak cholera. Jej ręka powoli przesuwała
się wzdłuż mojej klatki, potem brzucha a na koniec spoczęła w
najczulszym miejscu. Przymknąłem oczy, kiedy mnie tam dotknęła.
Nie było odwrotu.
- Co ty ze mną robisz,
kobieto... - porwałem ją zdecydowanie w swoje ramiona i zacząłem
obdarzać namiętnymi pocałunkami, powoli kierując się w stronę
ogromnego łóżka.
**
Cześć Kochane!
Rozdział z lekkim opóźnieniem, ale jest. Obiecuję, że będę pisać częściej, bo nareszcie mam WOLNE! (póki nie pójdę do pracy :D ).
Trochę się to poplątało to romansowanie, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Piszcie, co sądzicie :)
Ann
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńO matko Monika chce wracać do Polski tylko nie to ...
Gregor za to chyba już sam nie wie czego chce
Rozdział ogólnie bardzo fajny.
Czekam na kolejny i serdecznie Cię zapraszam do mnie
http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
http://blekit-oczu-blekit-nieba.blogspot.com/
Buziaki :*
Chciałabym z czystym sumieniem napisać, że rozdział jest świetny ( bo tak właśnie jest ), ale do połowy mnie dołuje i przygnębia, a od drugiej połowy mam chęć uderzenia pewnej osoby patelnią w łeb oraz nawrzeszczenia na nią za lekkomyślność, kretynizm, itd.
OdpowiedzUsuńI się stało - Monika zakochana, załamana, zdołowana.. Ja rozumiem, że szczęście dla małej jest na pierwszym miejscu i wcale jej się nie dziwię, że chce odciąć się od Innsbrucka, restauracji i chce wrócić do Polski..
Tylko, że ona nam się tam łzami zalewa, a temu staje, bo Sandra ma satynowy szlafrok?! Jakim debilem, za przeproszeniem, trzeba być, Schlierenzauer, żeby najpierw oświadczać się i deklarować miłość jednej, a potem iść do łóżka i obiecywać złote góry drugiej?
Oj, nie popisał mi się Gregor w tym rozdziale i znowu poziom sympatii do niego spada.
Pozdrawiam i życzę weny! ;*
PS. oby kolejny pojawił się szybciej, bo ciężko idzie wytrzymać bez nowych rozdziałów na tym blogu! ;)
Mam nadzieję że Gregor szczerze porozmawia z Moniką i wszystko jej wyjaśni.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :) Fajnie, że można w końcu coś Polskiego przeczytać. Oby tak dalej^
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym pisaniu.
P.S zapraszam do siebie na prolog: http://once-upon-a-dream-michi.blogspot.com/