poniedziałek, 22 czerwca 2015

17. Jedyne wyjście

Przekręciłam klucz w drzwiach i po cichu weszłam do mieszkania. Byłam przekonana, że Alicja już śpi. Jest prawie 22. Nim zdążyłam dobrze wejść do środka, w korytarzu pojawiła się Mela.
- Co tak późno? Myślałam, że kończysz o 19.
- Klienci – powiedziałam niemal bez tchu. Z ledwością zdjęłam buty i odłożyłam torebkę. Przeszłam bez słowa obok przyjaciółki i padłam na wielki fotel w swoim pokoju.
- Jesteś głodna? - zdołałam jedynie pokręcić głową. Właściwie to jestem zdruzgotana i mam wrażenie, że mój świat właśnie się zawalił. Amelia usiadła naprzeciwko mnie i z wnikliwością mi się przypatrywała.
- Co jest? - spytała bez ogródek.
- Jak to co jest? W porządku – mój głos się nieco załamał, więc z pewnością mi nie uwierzyła – mała śpi?
- Tak, już od godziny. Nie zmieniaj tematu.
- Dziękuję, że się nią zaopiekowałaś.
- Monika !– powiedziała stanowczo. Westchnęłam. Z moich oczu zaczęły wylewać się pierwsze łzy, których nie zdołałam już utrzymać. - Monika? - tym razem odezwała się już o wiele spokojniej a na jej twarzy malowała się troska – Moni, co się stało? Coś w pracy?
- Nie – szepnęłam.
- No więc powiedz. Jak mam ci pomóc? - przysunęła się do mnie i wtuliła w moje plecy, głaszcząc włosy. A ja jak głupia wybuchnęłam już niekontrolowanym płaczem – idę po to wino, które miałyśmy wypić wczoraj – nim zdążyłam zareagować, szatynka udała się do kuchni. Wyprostowałam się w fotelu i wzięłam kilka oddechów, by się uspokoić. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Jestem dorosłą, odpowiedzialną i twardo stąpającą po ziemi kobietą. Wychowuję samotnie córkę. Muszę być twarda. Po 2 minutach do pokoju ponownie weszła Mela. Postawiła na stoliku butelkę i dwa kieliszki, po czym nalała do nich czerwonego płynu. Bez zbędnych ceregieli chwyciłam swój kieliszek i wypiłam wino do dna. W ustach poczułam gorzkawy smak alkoholu. Ona czekała, nie naciskała.
- Zakochałam się, Mela – powiedziałam tak po prostu – i to tak cholernie, że nie wiem, co teraz.
- Nie rozumiem. Więc dlaczego płaczesz? On cię nie kocha? - spytała.
- Kocha.
- No to w czym problem? - wydawała się kompletnie zdezorientowana.
- W tym że on już jest zajęty. Ma narzeczoną – szepnęłam a z moich oczu wyleciała kolejna porcja łez. Mela bez słów podała mi leżącą obok niej paczkę chusteczek.
- Zaczęłaś romans z zajętym facetem? Nie poznaję cię, Moni. Przecież to twoja święta zasada, żeby nigdy nie pakować się w taki związek.
- No widzisz. A sytuacja doprowadziła do tego, że jednak to się stało – powiedziałam, tępo patrząc w pusty kieliszek.
- Poznałaś go w Innsbrucku?
- Tak.
- Więc kim on jest? - spytała ponownie. Spojrzałam jej w oczy.
- Już zdążyłaś go poznać. To Gregor Schlierenzauer – powiedziałam. Jej usta lekko rozszerzyły się na tą informację. Wiem. To musi brzmieć wyjątkowo niewiarygodnie. Zwykła, szara dziewczyna i znany skoczek narciarski.
- O kurczę... - wyrwało jej się.
- Nieźle brzmi, nie? - rzuciłam sarkastycznie a potem ponownie zaniosłam się od płaczu. Amelia po prostu wzięła butelkę i nalała mi kolejnej porcji alkoholu.
- To stąd twoja reakcja, kiedy dziś powiedział o dziecku. Widziałam twoją minę. Raptownie zbladłaś i wyglądałaś tak, jakby ci ktoś mówił o czyjejś śmierci a nie narodzinach – odparła cierpko.
- Mela, on miał ją dla mnie zostawić. Nie kocha jej. Nawet próbował mi się oświadczyć.
- Co? Nie mów mi tylko, że przyjęłaś te oświadczyny? - spytała zszokowana.
- A gdyby ktoś oświadczał ci się na totalnym spontanie i w dodatku w pokoju socjalnym to byś się zgodziła? - powiedziałam z ironią. Ona spuściła wzrok – no właśnie. Dałam mu wtedy do zrozumienia, że nie jestem pierwszą lepszą.
- A teraz..
- Tak, a teraz wszystko się popieprzyło.. - nastąpiło kolejne kilka minut ciszy. Ja zbierałam myśli, wylewając z siebie łzy. Ona czekała.
- Moni, jak do tego w ogóle doszło? - spytała cicho.
- Nie wiem. Najpierw mnie irytował tym swoim...cynizmem i taką chorą pewnością siebie. Myślał, że zdobędzie mnie od tak. Rzucał głupie teksty i robił głupie rzeczy – wycedziłam przez zęby – a potem...spędził trochę czasu z Alą. I żebyś ty widziała jak on się nią zajmował. Patrzył z takim uwielbieniem w oczach..
- Widziałam to dzisiaj. Aż sama byłam zaciekawiona, dlaczego Ala jest tak do niego przywiązana. To w końcu twój szef. A teraz rozumiem... - pokiwałam tylko głową.
- Mówił mi, że chce zaopiekować się i mną i Alą. Że ją pokochał. A ona strasznie się na to wszystko nastawiła. Nawet prosiła, żeby Gregor został jej tatą.
- Co? - dziewczyna po raz kolejny wybałuszyła oczy z niedowierzania – a Karl?
- W jej życiu nie ma kogoś takiego jak Karl. W końcu nie widziała go 2 lata. Jak takie małe dziecko może pamiętać ojca?
- Ona strasznie dużo o nim opowiadała. Myślałam, że to takie tam dziecięce gadanie – odparła. - no i znalazłam u ciebie złoty zegarek – spojrzałam na nią.
- Miałam mu go oddać, ale nie było okazji.. - szepnęłam.
- Nocował u ciebie? - spytała cicho. Kiwnęłam głową. - spaliście ze sobą? - znów spojrzałam jej w oczy – och, ty moja niesforna kobietko.. - nie czekając co powiem po prostu ponownie do mnie przywarła – tak bardzo mi przykro...
- Nie będzie to pierwszy raz, kiedy nie wychodzi mi z facetem. W ogóle, czego ja się mogłam spodziewać? Przecież on stał już jedną nogą na ślubnym kobiercu.
- Ale jeśli był gotów ją dla ciebie zostawić to musisz być dla niego ważna.
- Mogłam sobie jedynie pomarzyć o kochającym mężu i ojcu dla Ali – prychnęłam – w dodatku ze znanym sportowcem. Co mi strzeliło do głowy, żeby się na to wszystko nabierać? Czuję się, jak jakaś głupia nastolatka.
- Przestań – powiedziała stanowczo – i co z tego, że to właśnie ten Schlierenzauer? Facet po prostu stracił dla ciebie głowę. Zadeklarował ci coś, tak? Nie jesteście mu obojętne.
- Mela, on sobie nie zdaje sprawy, co to znaczy wychowywać obce dziecko. Ja się nauczyłam przez te cztery lata odpowiedzialności, bo nie miałam wyjścia. On nic tak naprawdę nie musiał. - powiedziałam z determinacją – po prostu Sandra mu się już trochę znudziła i jak miał okazję zaliczyć mały skok w bok, to po prostu to zrobił. My się nie liczymy.
- Może powinnaś z nim najpierw porozmawiać, co? Wyjaśnijcie sobie wszystko – odparła.
- Ale po co? On nie zostawi kobiety, która nosi jego dziecko. Nie dla jakiejś tam samotnej matki – dodałam sarkastycznie.
- Ale o wszystkim się przynajmniej przekonasz.
- Nawet jeśli powie, że mnie kocha, ale nie ma wyjścia to po jaką cholerę mam żyć nadzieją? Lepiej jest tak jak jest. Rozmowa nie zmieni tej sytuacji.
- Więc co zrobisz? - i zadała mi te najtrudniejsze pytanie. I co ja zrobię? Co powiem Ali? Jak zniosę jego codzienny widok u boku z Sandrą i jej rosnącym brzuchem? Ona na pewno jest szczęśliwa, że niedługo urodzi ich wspólne dziecko. To jak zwieńczenie tego kilkuletniego związku.
- Nie wytrzymam dalej u niego pracując – odezwałam się.
- Ale pomyśl – odsunęła się nieco ode mnie – mamy praktycznie lato, więc on niedługo większość czasu będzie spędzał na treningach a potem na zawodach. Nie będziecie musieli widywać się tak często.
- Ale niemal każdego dnia będę widziała Sandrę. Tego też nie zniosę – pociągnęłam mokrym nosem i upiłam kolejny łyk czerwonego wina. - wszystko będzie mi tam o nim przypominało i codziennie będę jak głupia patrzyła w drzwi, czy przypadkiem się nie pojawi – westchnęłam.
- No ale masz teraz dobrą pracę i jesteś w stanie zapewnić małej lepszą przyszłość – próbowała dalej – Bóg jeden wie, gdzie teraz przebywa Karl. A co będzie jak pewnego dnia przestanie przesyłać ci alimenty?
- W dupie mam jego pieniądze i alimenty – warknęłam.
- Monika, nie zachowuj się jak dziecko – powiedziała głośniej – musisz przede wszystkim myśleć o Alicji.
- Dlatego już postanowiłam – spojrzałam na przyjaciółkę mokrymi od łez oczami. Nie miałam innego wyjścia.
- No więc? - czekała na moją odpowiedź pełna obawy.
- Wracamy do Polski.

Przetarłem zmęczone oczy i odłożyłem na bok laptopa. Jest 23. Czy ona, do cholery, nie mogłaby już spać, żebym po prostu nie musiał z nią rozmawiać? Chyba specjalnie czekała, aż skończę. Wstałem więc z łóżka i poszedłem do salonu. Siedziała wygodnie na kanapie z jakąś książką w ręku i podjadała swoje ulubione nadziewane ciasteczka. Na jej ustach malował się delikatny, naturalny uśmiech. Cała twarz była jakby żywsza, pełniejsza ciepłych kolorów i wyrażająca szczęście. Szkoda tylko, że ja nie mogłem czuć tego samego.
- Jeszcze nie śpisz? - spojrzała na mnie znad książki i uśmiechnęła się promiennie.
- Czekałam, aż skończysz pisać – odparła i odłożyła swoją lekturę na ławę. Wstała i wolnym krokiem do mnie podeszła. Miała na sobie moją ulubioną, satynową koszulę nocną i wykonany z tego samego materiału szlafrok, który swobodnie związała na jednym biodrze. Materiał opiewał jej kobiece kształty.
- Powinnaś odpoczywać – westchnąłem, kiedy zbliżyła się do mnie i objęła mnie za szyję. Jej błękitne oczy błyszczały.
- Głuptasie, ciąża to przecież nie choroba – zachichotała cicho i delikatnie dotknęła moich warg. Wzdrygnąłem się, a moje mięśnie odruchowo się napięły. - coś nie tak? - spytała, a jej uśmiech przygasł.
- Jestem trochę zmęczony – odpowiedziałem – zrobiłem sobie chyba za mocny trening.
- Mój biedny – ponownie dała mi całusa w usta a ja ponownie poczułem się tak, jakbym zdradzał własne serce – mogę zrobić ci jakiś bardzo przyjemny masaż... - szepnęła gdzieś przy moim sprawnym uchu, bardzo zmysłowym, niskim głosem. Jej palce delikatnie gładziły mnie po karku.
- Chodźmy lepiej spać – odpowiedziałem obojętnie i zdjąłem jej ręce z mojej szyi. Spoważniała.
- Gregor, o co ci znowu chodzi? - spytała.
- O nic. Po prostu jest późno i chciałbym pójść spać – odpowiedziałem ostrzej niż miałem w zamiarze. Od razu spostrzegłem zawód na jej twarzy.
- Ty się mnie brzydzisz – szepnęła.
- Kotku, no co ty bredzisz? - odparłem uśmiechając się lekko. Podszedłem do niej i delikatnie objąłem ją w talii – jak mogą ci w ogóle do tej pięknej główki przychodzić takie rzeczy? Przecież jesteś matką mojego dziecka.
- Owszem, mogę być matką twojego dziecka, ale wcale nie muszę być twoją narzeczoną – warknęła i odsunęła się ode mnie a potem skierowała do sypialni.
- Sandra, skaczą ci hormony.
- Szkoda, że tobie już nie – odpowiedziała. Zgasiłem niewielką lampkę i sam udałem się za blondynką. Stała przy oknie ze skrzyżowanymi rękoma.
- Dlaczego ty taka jesteś? Próbujesz na siłę wszczynać niepotrzebne kłótnie – odezwałem się. Ona odwróciła się w moją stronę.
- Dlaczego ja taka jestem? - pisnęła – ty w ogóle siebie słyszysz? A to ja zachowuje się tak, jakbym już nie chciała z tobą sypiać i nie cieszę się na wiadomość o dziecku?
- Przestać, wiesz dobrze, że się cieszę – powiedziałem.
- O tak, twój entuzjazm zaraża wszystkich wokoło – prychnęła i ponownie spojrzała w okno. Podszedłem do niej i oplotłem jej ciało, wtulając się w jej plecy. Była taka kobieca i ciepła. Może i miała kilka kilogramów więcej niż jakaś supermodelka, ale to właśnie mnie w niej zawsze pociągało.
- Przepraszam – szepnąłem w jej ucho – może po prostu ta informacja mnie nieco zaskoczyła.
- Tylko teraz nie ma czasu na zaskakiwanie. Teraz jest czas na wzięcie odpowiedzialności i stworzenie temu dziecku prawdziwej rodziny. Masz 25 lat i jesteś na tyle dojrzały, że możesz to zrobić.
- Wiem – odpowiedziałem krótko. Zacząłem kołysać się leciutko na boki. Czułem jak przymyka oczy i opiera swoją głowę o moje ramię.
- Zrobię wszystko, żeby moje dziecko było szczęśliwe i żeby niczego mu nie zabrakło – a jeszcze nie tak dawno obiecywałeś innej kobiecie, że to jej dziecko będzie miało szczęśliwe dzieciństwo. I to jej wyznawałeś miłość.
- Nie zostawiaj mnie, Gregor – szepnęła.
- Nie zostawię – pocałowałem ją w skroń. W moim gardle powstała wielka gula, bo choć nie chciałem, choć tak bardzo pragnąłem brunetki, to nie miałem wyjścia. Musiałem być odpowiedzialny. Za kilka miesięcy na świat przyjdzie moje dziecko.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, Sandra – jak jakiś bachor skrzyżowałem palce, wypowiadając te słowa. A może kiedy już urodzi to te wszystkie uczucia, jakie żywiłem do niej przez lata powrócą? Może widząc jej codziennie rosnący brzuszek z tym maleństwem, które jest w połowie moją częścią znów stanie się centrum mojego wszechświata?
Nagle poczułem jak odwraca się twarzą do mnie. Ponownie objęła mnie za szyję i przylgnęła do mnie całym ciałem. Czułem jej krągłe piersi napierające na mój tors i to zmysłowe wsunięcie kolana między moje nogi. Czułem też jej osobisty kobiecy zapach. Reakcja mojego ciała była natychmiastowa. Jestem facetem. Co by się nie działo nie pozostawałem obojętny na takie gesty i na kobiece ciało. Ona chyba poczuła właśnie tą reakcję gdzieś na swoich podbrzuszu, bo uśmiechnęła się do mnie kokieteryjnie.
- Gregor, tak bardzo tego potrzebuję... – szepnęła na moje usta. Podniecenie wzrosło we mnie niczym wulkan. Próbowałem, starałem się opanować, ale moje ciało domagało się zaspokojenia. A ona pociągała mnie teraz jak cholera. Jej ręka powoli przesuwała się wzdłuż mojej klatki, potem brzucha a na koniec spoczęła w najczulszym miejscu. Przymknąłem oczy, kiedy mnie tam dotknęła. Nie było odwrotu.

- Co ty ze mną robisz, kobieto... - porwałem ją zdecydowanie w swoje ramiona i zacząłem obdarzać namiętnymi pocałunkami, powoli kierując się w stronę ogromnego łóżka.

**
Cześć Kochane!
Rozdział z lekkim opóźnieniem, ale jest. Obiecuję, że będę pisać częściej, bo nareszcie mam WOLNE! (póki nie pójdę do pracy :D ).
Trochę się to poplątało to romansowanie, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Piszcie, co sądzicie :)
Ann

4 komentarze:

  1. Witaj Kochana.
    O matko Monika chce wracać do Polski tylko nie to ...
    Gregor za to chyba już sam nie wie czego chce
    Rozdział ogólnie bardzo fajny.
    Czekam na kolejny i serdecznie Cię zapraszam do mnie
    http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
    http://blekit-oczu-blekit-nieba.blogspot.com/
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym z czystym sumieniem napisać, że rozdział jest świetny ( bo tak właśnie jest ), ale do połowy mnie dołuje i przygnębia, a od drugiej połowy mam chęć uderzenia pewnej osoby patelnią w łeb oraz nawrzeszczenia na nią za lekkomyślność, kretynizm, itd.
    I się stało - Monika zakochana, załamana, zdołowana.. Ja rozumiem, że szczęście dla małej jest na pierwszym miejscu i wcale jej się nie dziwię, że chce odciąć się od Innsbrucka, restauracji i chce wrócić do Polski..
    Tylko, że ona nam się tam łzami zalewa, a temu staje, bo Sandra ma satynowy szlafrok?! Jakim debilem, za przeproszeniem, trzeba być, Schlierenzauer, żeby najpierw oświadczać się i deklarować miłość jednej, a potem iść do łóżka i obiecywać złote góry drugiej?
    Oj, nie popisał mi się Gregor w tym rozdziale i znowu poziom sympatii do niego spada.
    Pozdrawiam i życzę weny! ;*

    PS. oby kolejny pojawił się szybciej, bo ciężko idzie wytrzymać bez nowych rozdziałów na tym blogu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że Gregor szczerze porozmawia z Moniką i wszystko jej wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! :) Fajnie, że można w końcu coś Polskiego przeczytać. Oby tak dalej^
    Powodzenia w dalszym pisaniu.

    P.S zapraszam do siebie na prolog: http://once-upon-a-dream-michi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń