czwartek, 11 czerwca 2015

15. Biała koperta

- Jeszcze sweterek – zwróciłam się do córki. Mała niechętnie odwróciła się ponownie w moją stronę i pozwoliła sobie nałożyć ubranie. Przyjrzałam się jej uważnie.
- Co to za mina, Alicja – spytałam – źle się czujesz?
- Nie – odpowiedziała krótko.
- Kotku, trochę więcej języka polskiego na co dzień ci nie zaszkodzi – skomentowałam – no Luśka – pogłaskałam ją po policzku.
- Jesteś na mnie zła.. - odparła, patrząc na mnie smutnymi oczami. Zmrużyłam brwi.
- Oczywiście, że nie – zapewniłam – skąd ci to przyszło do głowy? - jednak dziewczynka się nie odezwała. Ukucnęłam naprzeciwko niej. - Ala?
- Bo wczoraj cię zdenerwowałam – szepnęła.
- Skarbie, to nie tak. - westchnęłam – przykro mi, że nie ma tu z tobą taty. Czasami dzieci muszą żyć w niepełnej rodzinie. To już mama ci nie wystarcza? - dziewczynka spojrzała na mnie ponownie a następnie mocno się do mnie przytuliła.
- Przecież wiesz, że cię kocham, mamusiu – wyszeptała mi do ucha. Uśmiechnęłam się lekko, wtulając się w jej włosy.
- Ja ciebie też, kruszynko – powiedziałam – tak bardzo bym chciała, żebyś wreszcie była szczęśliwa.
- A mój tata kiedyś mnie odwiedzi? - spytała. Przycisnęłam ją mocniej do siebie.
- Mam taką nadzieję, Ala.
- Mamusiu – mała oderwała się ode mnie i przybrała poważną minę – a tobie podoba się Gregor? - moje serce na moment jakby się zatrzymało. Myśl o szatynie towarzyszyła mi przez całą noc i nie pozwoliła zasnąć.
- Alicja, nie możesz w ten sposób myśleć. Gregor ma dziewczynę, nie może zostać twoim tatą - powiedziałam zdecydowanie.
- No ale przecież ty się jemu podobasz – oznajmiła – i on chyba się w tobie zakochał.
- Kotku, co ty znowu wygadujesz? - patrzyłam na nią kompletnie zaskoczona jej słowami. Skąd to dziecko posiadało taki zmysł obserwacji? To dopiero czteroletnia dziewczynka.
- Bo ostatnio jak poszłaś na randkę z tym Markiem to on był chyba zły – odpowiedziała – i ciągle się o ciebie wypytywał.
- Naprawdę? - nawet nie kryłam zdumienia – i o co takiego pytał?
- No na przykład co lubisz jeść i takie tam – odparła. - mamo, ja tak bardzo go lubię. Myślisz, że on mnie też?
- Myślę, że bardzo bardzo – uśmiechnęłam się do niej i pociągnęłam ją lekko za nosek, na co zareagowała śmiechem – to co, lecimy zdejmować gips? - dodałam.
- A zaprosisz go jeszcze do nas? - próbowałam wybadać, co też kryje się w jej głowie. Przecież przez ostatni tydzień tak bardzo nie mogła doczekać się zdjęcia tego cholerstwa z ręki, a teraz, zamiast się cieszyć, ona wciąż drąży temat Schlierenzauera.
- Nie znasz Gregora? Jak będzie chciał, to sam się do nas wprosi – powiedziałam wesoło do córki. Ta również się roześmiała. Miałyśmy już wychodzić, kiedy usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do drzwi.
- Może to Gregor! - krzyknęła od razu, lecz ja nie byłam tak optymistycznie nastawiona. Wręcz miałam nadzieję, że za drzwiami nie stoi szatyn. Z drżącymi rękoma odsunęłam zamek i nacisnęłam klamkę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ujrzałam osobę stojącą naprzeciwko.
- Nie wierzę – powiedziałam jakbym zobaczyła przed sobą UFO, ale zaraz na moich ustach zagościł szczery uśmiech – Amelia!
- No chyba nie myślałaś, że o was zapomniałam – odpowiedziała a już po chwili tonęłyśmy w uścisku. Gdy tylko się od siebie oderwałyśmy do akcji wkroczyła Alicja.
- Ciocia! - krzyknęła i rzuciła się w otwarte ramiona kobiety.
- Cześć, Ali – przywitała się tuląc do siebie dziewczynkę – a co to? Masz gips? - spytała ze zdziwieniem na twarzy, kiedy spojrzała na rękę małej.
- Właśnie jedziemy z mamą go zdejmować – odpowiedziała czterolatka. - to tylko takie tam złamanie – dodała beznamiętnie.
- Tylko takie tam złamanie? - Amelia popatrzyła na mnie z przerażeniem w oczach.
- Skakała po łóżku. To tylko pęknięcie kości – wyjaśniłam. Kobieta zamrugała kilka razy powiekami a zaraz ponownie uśmiechnęła się do małej.
- No najważniejsze, że już masz go z głowy – skomentowała – czyli wam przeszkadzam?
- Nie, nie, skąd. W ogóle wejdź do środka, nie będziemy witać się w progu – gestem zachęciłam ją do wejścia. Amelia wstała i przyciągnęła do wewnątrz czarną walizkę na kółkach.
- Przepraszam, że przyjechałam tak bez zapowiedzi, ale chciałam zrobić wam niespodziankę – spojrzała na mnie z wyraźną skruchą w oczach.
- Przestań. Przecież mówiłam ci, że możesz przyjechać, kiedy chcesz. Jesteś moją przyjaciółką – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco – tylko, że my naprawdę musimy pojechać do tego lekarza a potem mam zmianę w pracy. Ale jeśli chcesz to mogę załatwić sobie wolne – dodałam. Miałam nutkę obawy przed kolejną rozmową ze swoim pracodawcą, ale wiedziałam, że bez problemu dostałabym dzień wolny.
- Daj spokój – odparła – zwaliłam ci się na głowę bez zapowiedzi a teraz masz przewracać plany do góry nogami i jeszcze robić kłopoty szefowi – dodała – pojedziemy razem do tego lekarza a potem podwiozę cię do pracy. Ala spędzi dzisiaj dzień z chrzestną – uśmiechnęła się uroczo do małej i dała jej całusa w czółko.
- Jesteś tego pewna? - spojrzałam na nią uważnie.
- Jasne. Przecież wiedziałam, że pracujesz. Jeśli pozwolisz to zostanę na kilka dni i będziemy miały dużo czasu, żeby pogadać – zapewniła mnie.
- No dobrze. Zostaw te bagaże i możemy jechać – uśmiechnęłam się do niej i po pięciu minutach siedziałyśmy już w samochodzie.

Ból. To jedyne, co w tym momencie mogłem czuć. Tępy, cholerny ból, który rozsadzał mi czaszkę od środka niczym uderzanie młotkiem. Chyba zaraz zwariuję. Postanowiłem otworzyć jedno oko. W pokoju panował delikatny mrok, ale to przez ciemne zasłonięte rolety. Z pewnością był już dzień. Spojrzałem na miejsce obok, ale było ono puste. Czyli jest już późno. Powoli przesunąłem się do pozycji siedzącej. Przez moment ból się nasilił, ale za chwilę mój organizm przyzwyczaił się do siedzenia. Czułem się okropnie. W pomieszczeniu wszędzie unosił się zapach alkoholu i zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem to nie ja jestem źródłem tego zapachu. Spojrzałem na siebie. Miałem na sobie koszulę, którą nosiłem wczoraj. Spodnie i skarpetki leżały na podłodze. Jak ja do cholery znalazłem się w swoim łóżku? Wiedziałem jedynie, że to zasługa dobrego ducha Morgensterna.
Zdjąłem z siebie pomiętoloną koszulę i poszedłem do kuchni. W środku była blondynka. Stała przy zlewie i zmywała naczynia.
- No witam szanownego pana – zwróciła się drwiąco, gdy mnie zobaczyła.
- Przepraszam.. - zdołałem jedynie wydukać. Ona prychnęła. Odstawiła brudny talerz do wody i wytarła ręce. Usiadłem przy stole. Głowa wciąż mi pękała. Sięgnąłem po butelkę z wodą i wypiłem ponad połowę.
- Na twoje przeprosiny już chyba za późno – odparła. - po cholerę ty się wczoraj w ogóle schlałeś, co?
- Nie wiem – powiedziałem szczerze – chciałem pogadać z Morgim..i tak jakoś wyszło.
- Jakoś on nie pił – rzuciła.
- Bo musiał wracać do Seeboden – wyjaśniłem.
- Ja zawsze mam rację, co do tego imbecyla. Kiedy tylko się zjawia to z tobą są same kłopoty.
- Nie obrażaj go – powiedziałem, zaciskając zęby. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Nieźle zaczynasz to swoje wynagradzanie win – odparła – zamiast wrócić ze mną po ludzku do domu i porozmawiać wolałeś schlać się przy barze. I to jeszcze przy klientach. Niezłą nam renomę robisz.
- Przecież nikt nie zwracał na mnie uwagi.
- Człowieku, ty jesteś sławny w całej Austrii. Każdy wie, jak wyglądasz i że to twoja restauracja! - powiedziała głośno i zrezygnowana usiadła naprzeciwko mnie – co ty ze sobą robisz, Gregor? - szepnęła i spojrzała w okno.
- Sandra, nie rób wielkiej afery. Nie wypiłem tak dużo.
- Jak wychodziliście z restauracji to wziąłeś sobie jeszcze piersióweczkę na drogę – powiedziała a ja otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia – i zarzygałeś siedzenie w taksówce..
- O kurczę... - wyrwało mi się. Blondynka spojrzała na mnie jak na skończonego drania.
- Podziękuj swojemu koledze, że zapłacił za zniszczenia. I że w ogóle przytargał cię do sypialni. Wszędzie waliło rzygami i wódką – powiedziała ze wstrętem – spałam na kanapie.
- Nie musiałaś – odparłem.
- Nie miałam zamiaru spać w jednym łóżku ze zwłokami – po raz kolejny prychnęła. Milczałem. I tak nie miałem niczego sensownego do powiedzenia. Każde moje wyjaśnienie to porażka a poza tym i tak niewiele z tego pamiętam.
- Która właściwie godzina? - spytałem, podnosząc wzrok. Płakała. A mi zrobiło się tak cholernie głupio. - Sandra..
- Dochodzi 11.00 – powiedziała cicho i pociągnęła nosem. Automatycznie znalazłem się przy jej boku.
- Kochanie..
- Odwal się.
- Przepraszam. Naprawdę żałuje mojego zachowania – szepnąłem. Mówiłem szczerze. Nigdy nie lubiłem kogoś zawodzić. A w szczególności jej.
- Lepiej idź pod prysznic, bo wali od ciebie z kilku metrów – odparła.
- Jestem skończonym idiotą.. - powiedziałem po chwili. Nie zareagowała. I nie miałem tu na myśli tylko wczorajszego wieczora. Tu chodziło o te ostatnie tygodnie, kiedy ją oszukiwałem. I o przedwczorajszą noc, którą spędziłem w łóżku z Moniką. Powinienem jej to powiedzieć, przyznać się do zdrady. Przecież podjąłem już decyzję. A jednak...nie mogłem. Patrząc na jej łzy, na jej smutną twarz, na której zawsze gościł promienny uśmiech...coś we mnie pękło. Nie mogłem wyznać jej prawdy w tym momencie, kiedy już i tak przeze mnie cholernie cierpi.
- Po co my w ogóle jesteśmy razem, Gregor? - spytała szeptem. Wreszcie na mnie spojrzała. W jej błękitnych oczach malował się ból, zawód i cierpienie. - przecież ten związek już od dłuższego czasu to jedno wielkie kłamstwo – w moim gardle stanęła gula. Nie potrafiłem nic powiedzieć.
- Proszę, powiedz mi, kim ona jest? - szepnęła.
- Nikogo poza tobą nie ma – odpowiedziałem niemal od razu. A jednak była ona. Kobieta, dla której straciłem głowę. A przynajmniej tak mi się wydawało...
- Robiłam pranie. Jedna z twoich koszulek pachniała damskimi perfumami – powiedziała. Zamarłem. Poczułem się, jakbym został przyłapany na gorącym uczynku. Jak jakiś szczeniak.
- Damskimi perfumami? - udałem zdziwienie. Nic dziwnego, że czuła te perfumy. Monika spała w niej całą noc – tyle osób się wokół mnie kręci. Może to od tego. Ubrania przecież przesiąkają zapachami wokół.
- A gdzie twój zegarek? - drążyła dalej – ten złoty, który dostałeś ode mnie na nasze pierwsze wspólne Boże Narodzenie – zacząłem szukać w pamięci, gdzie go mogłem zostawić – wczoraj miałeś ten drugi. Leży na szafce. Ale ty go nigdy nie nosiłeś. - to prawda. Zawsze nosiłem ten, który dostałem od niej. A on został...o cholera. On został u Moniki.
- Musiałem gdzieś go zapodziać.
- Niby gdzie? - spytała – przecież ty go zdejmujesz tylko przed snem. A w domu go nie ma, bo szukałam – czy ona musi być aż tak spostrzegawcza? I aż tak szybko łączyć fakty?
- Nie wiem, gdzie jest, ale do jasnej cholery chyba nie będziesz posądzać mnie o zdradę z powodu jakiegoś pieprzonego zegarka?! - powiedziałem zdecydowanie za ostro. Spojrzała na mnie z kolejną porcją łez w oczach.
- Pieprzony zegarek? - powiedziała cicho jakby mówiła o tym, że zdechło jej ulubione zwierzątko – to był symbol naszego związku. Naszej miłości – wzięła głęboki oddech, aby nie pozwolić wypłynąć łzom – tak samo jak ten łańcuszek, który dostałam wtedy od ciebie – złapała małe, złote serduszko spoczywające na jej szyi – nigdy go nie zdejmuje. Jedynie wieczorem. Zawsze mam go przy sobie. I ty też tak do tej pory robiłeś.
- Sandra, musiałem go gdzieś przez przypadek zostawić – odparłem – może gdzieś w siłowni albo na Bergisel, nie wiem. Nie mam pojęcia. Przez ostatnie kilka dni byłem tak zabiegany, że zupełnie nie zwróciłem na to uwagi – dodałem. Nie sądziłem, że kobieta może się tak wiele domyślić z powodu jakiejś rzeczy. Ale miała rację. To symbol naszej miłości. Ona nadal nosi łańcuszek a ja? Moja miłość chyba się skończyła..
- Nie zwiedziesz mnie głupimi tekstami. Zbyt dobrze cię znam – odparła – to są mocne dowody, Gregor.
- Ja rozumiem zdjęcia, nagrania, jakieś ukryte wiadomości. Ale zapodzianie zegarka albo zapach perfum na koszulce? To już przesada.
- Tak, teraz mów mi, że jestem stuknięta. Że sobie to wszystko wymyśliłam – znowu płakała. A mnie znowu zrobiło się ciężko na sercu.
- Kochanie...
- Dlaczego nie powiesz mi tego wprost? Potwierdzisz tylko moje przypuszczenia.
- Ale ja cię nie zdradzam – zastanawiałem się, kiedy urośnie mi nos.
- Jeśli ci się znudziłam, jeśli masz kogoś innego, to powiedz. Nie będzie to już przecież pierwszy raz – ona mnie dobija.
- Nie musisz przytaczać tej sprawy ponownie. To zamknięty rozdział – odpowiedziałem chłodno.
- Mówią, że jeśli ktoś zdradził raz, to zrobi to po raz kolejny – nie mogła być bardziej nieomylna niż teraz. A tamta historia tylko utwierdza ją w tym przekonaniu.
- To był jeden jedyny raz. Żałowałem tego. I wydarzyło się dobre kilka lat temu. Mieliśmy do tego nie wracać – naprawdę zamknąłem ten rozdział. Jedna, głupia noc. Jedna, głupia dziewczyna. I jeden, głupi skoczek, którego złapała chcica na zawodach.
- Wiesz, trudno mi było ci to wybaczyć – mówiła dalej – ale zrobiłam to. Teraz jednak już nie byłabym taka wspaniałomyślna. Nie wiem, czy bym potrafiła. Z pewnością bym musiała.... – spojrzałem na nią zdezorientowany. Nie rozumiałem, o co jej chodzi.
- Sandra, co ty mówisz? - spojrzała mi w oczy. Nie odpowiedziała. Po chwili wstała i udała się do sypialni. A ja dalej klęczałem przy tym krześle jak głupi. Głowa mnie bolała, waliło ode mnie jak z szamba a musiałem przebrnąć przez tą trudną rozmowę. Wróciła. Zacząłem się jej przypatrywać. Wyglądała tak, jak zawsze. Lubiła nałożyć zwykły dres i się nie malować. Była naturalna. Tylko wydawało mi się, że nieco schudła. I z pewnością jest to zasługa mojej beznadziejności. I tej cholernej pracy.
Usiadła ponownie na tym samym miejscu. Nie wiem, dlaczego, ale zacząłem robić się nerwowy. Jakiś szósty zmysł w mojej głowie podpowiadał mi, że to, co zaraz usłyszę, zmieni wszystko.
- Chciałam ci to pokazać, jak tylko wróciłam do Innsbrucka. Ale nie miałam okazji. Najpierw nie zastałam cię w domu a potem się upiłeś – nadal czułem się jak jakiś dziesięcioletni chłopiec, który dostaje ochrzan od matki. Wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała białą kopertę. Początkowo nie zwróciłem na nią uwagi. Teraz jednak bałem się ją od niej wziąć. Przeczuwałem kłopoty.
- Otwórz – szepnęła. Przełknąłem głośno ślinę. Chwyciłem drżącą ręką kopertę i powoli wyjąłem z niej zawartość. Była w niej kartka, która rozwijała się jak harmonijka. Na pierwszej stronie widniało niewyraźne, czarno-białe zdjęcie. Poniżej jakieś dane, nazwisko Sandry i daty. Wpatrywałem się w papier nie bardzo zdając sobie sprawy, co właściwie trzymam w ręku. Serce waliło mi jak oszalałe. To niemożliwe. Nie docierała do mnie ta wiadomość.

- Będziemy mieli dziecko, Gregor – powiedziała cichym głosem. Przenosiłem zszokowane spojrzenie ze zdjęcia na nią i na odwrót. Cały mój świat właśnie się zawalił.
**

Tadam! W wolnym czasie nie mogłam się powstrzymać od napisania kolejnego rozdziału. Jest trochę taki na spontanie i zapowiada duuuuże kłopoty, ale co tam. Moje plany zmieniają się niemal co 5 minut albo i nawet w ciągu pisania. Ale spokojnie, cierpliwości :)
Dziękuję za komentarze! :*^^

6 komentarzy:

  1. O nie tylko nie to...
    Sandra w ciąży....
    To nie tak miało być
    Mam nadzieję, że to jeszcze jakoś odkręcisz :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Kochana.
      Zapraszam Cię serdecznie na 4 rozdział historii Gregora i Sophie
      http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
      Buziaki :*

      Usuń
  2. Wow.. wow... wow! Jak to Sandra w ciąży? Ale przecież ona.. No nie zgadzam się, żeby była w ciąży ( choć nie mam nic przeciwko małym Schlierenzauerom.) Po prostu kibicuję Gregorowi i Monice, choć obydwoje ranią Sandrę, i mam nadzieję, że ze sobą będą.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*
    PS. zapraszam do siebie na nowy rozdział - http://jegospojrzenie.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co !!!!!! Dziecko a Monika nie!!!!!! Boże ty powinaś książkę pisać eksta mam nadzieje że to nie jest Gregora dziecko plis !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. zapraszam na jedenastkę na http://przedtem.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowy rozdział?:)

    OdpowiedzUsuń