wtorek, 26 maja 2015

12. Ach, te poranki

Niemiłosierne wibracje wciąż dzwoniącego telefonu nie dały mi już dłużej spać. Otworzywszy jedno oko, schyliłem się i zacząłem szukać moich spodni. Wyciągnąłem to przeklęte ustrojstwo z kieszeni i nie patrząc nawet na wyświetlacz, odebrałem połączenie.
- Halo – powiedziałem zaspany i ziewnąłem szeroko.
- Gdzie ty do jasnej cholery jesteś?! - usłyszałem w słuchawce. Wzdrygnąłem się. Nie spodziewałem się jej telefonu.
- Sandra, uspokój się. Już wróciłaś do Innsbrucka? - odpowiedziałem cicho. W głowie miałem obraz jej rozwścieczonego spojrzenia.
- Tak, wróciłam. I wyobraź sobie, że jestem w naszym mieszkaniu a ciebie tutaj nie ma! - krzyknęła – a wiesz, która jest godzina? 6.30 rano! - musiałem nieco odchylić urządzenie od ucha z myślą, by chociaż jedno działało w pełni sprawnie – pytam jeszcze raz, gdzie jesteś?!
- Kotku, wszystko w porządku. Pojechałem do rodziców. Posiedzieliśmy trochę za długo i tak jakoś wyszło, że u nich zostałem – odparłem. Marzyłem jedynie o tym, by uwierzyła w tą nędzną historyjkę.
- U rodziców powiadasz? - prychnęła – tak się składa, kochanie, że zdążyłam już zadzwonić do twojej mamy i ona nie wie nic na temat twojej rzekomej wizyty w Fulpmes! - po raz kolejny podniosła głos. Poczułem, jak dziewczyna zaczyna lekko wiercić się na łóżku. Zerknąłem w jej stronę. Nadal miała zamknięte oczy a jej mina wskazywała, że musi dalej spać. Przeniosłem wzrok na wtuloną w nią córkę. Wyglądały uroczo.
- Przestań krzyczeć – powiedziałem do słuchawki – dobrze, nie ma mnie u rodziców – westchnąłem i zacząłem drapać się po głowie – jestem u Thomasa – po drugiej stronie panowała cisza.
- Znowu? - tym razem odezwała się już znacznie spokojniej. Chyba uwierzyła. Sandra nie znosiła Morgensterna, z resztą z wzajemnością, a każda moja wizyta u skoczka kończyła się kłótnią z blondynką. Uważała, że Morgi ma na mnie zły wpływ. Jak to w ogóle może być możliwe? Święty Thomas Morgenstern i sprowadzanie na złą drogę? Przecież to od razu wydaje się absurdalne.
- Sandra, chyba mam prawo spotkać się od czasu do czasu z kumplem – odpowiedziałem – nie będziesz mi tego zabraniać.
- Masz tylu innych kolegów z drużyny, spoza skoczni – odparła – nie możesz właśnie z nimi się umawiać?
- To Thomas jest moim najlepszym przyjacielem, dociera to do ciebie? - tym razem to ja podniosłem ton. Nienawidziłem po raz enty drążyć tego samego tematu. Do Sandry nie trafiały żadne argumenty, mogliśmy toczyć tą samą kłótnię przy każdej okazji. Ona zdania nie zmieni.
- Ile razy mam ci powtarzać, że Thomas zawsze nastawia ciebie przeciwko mnie? - spytała – a potem ciągle się kłócimy.
- Chciałem ci przypomnieć, że to ty zaczynasz te bezsensowne kłótnie – dodałem – a jeśli dalej masz mi truć o Morgim to lepiej zakończmy tą rozmowę. Zobaczymy się w domu – już miałem nacisnąć czerwoną słuchawkę, ale odpowiedziała:
- Kiedy będziesz?
- Nie wiem. Jak będę to będę. Nie czekaj na mnie. Pewnie przyjadę prosto do restauracji.
- Ale Gregor..
- Pa, Sandra – nie miałem ochoty na dłuższą dyskusję. Kiedy tylko zakończyłem połączenie, napisałem SMSa do swojego przyjaciela:

„ Gdyby dzwoniła do ciebie Sandra to potwierdź, że u ciebie nocowałem. Później ci wszystko wyjaśnię. Gregor”

Odłożyłem telefon na stolik nocny. Miałem nadzieję, że zrozumie. Mimo wszystko, zawsze mogłem na niego liczyć a opieprz, jaki pewnie będzie na mnie czekał, mogę przyjąć kiedy indziej. Na razie nie chciałem psuć sobie tej chwili. Tego cudownego czasu spędzonego u boku brunetki. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ponownie ulokowałem spojrzenie w te dwie śpiące królewny. Ułożyłem się na poduszce i wtuliłem w jej ciepłe ciało. Przez cienką koszulkę mogłem wyczuć każdy jego centymetr. Wydawała się taka idealna, mimo tego, że nie miała figury modelki. Podobało mi się to. Była taka pełna i kusząca we wszystkich odpowiednich miejscach. Zauważyłem na jej twarzy delikatny uśmiech, kiedy moja dłoń powędrowała w górę i napotkała na swej drodze jej krągłą pierś. Moje ciało momentalnie zareagowało na to uczucie. Chciałem ją mieć znowu, właśnie teraz i właśnie tutaj, lecz przeszkadzała mi w tym mała czterolatka śpiąca obok. Musiałem nacieszyć się więc dotykiem jej ponętnego ciała, które tak chętnie wystawiała, pragnąc pieszczot. Złożyłem kilka delikatnych pocałunków na jej karku, aż poczułem, jak się porusza i powoli odwraca w moją stronę. Nie czekałem, aż tworzy oczy. Wpiłem się zdecydowanie w jej usta i przysunąłem bliżej, zakładając sobie jej kolano za biodro. Jej ręce oplotły moją szyję, dzięki czemu przyciągnąłem ją bardziej do siebie. Odwzajemniała mi te same zachłanne i mocne pocałunki.
- Gregor, Alicja... - usłyszałem gdzieś przy swoim uchu. Mimo tego, jak bardzo mnie podnieciła i jak bardzo jej teraz pragnąłem, musiałem odpuścić. Niechętnie odsunąłem się od niej, lecz tylko na kilka centymetrów, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy.
- Więc chodźmy do łazienki – szepnąłem i złożyłem na jej pełnych ustach kolejny długi pocałunek.
- Zwariowałeś – zachichotała cicho.
- Nie wytrzymam, Monika – wsunąłem język w jej usta i wpiłem się w nie mocno. Nie miałem ochoty jej puszczać, przestać całować ani na moment jej zostawiać.
- Ona zaraz się obudzi. Uspokój się, świrze – nie mogłem po prostu nie uśmiechnąć się na to określenie. Chwyciłem lekko zębami jej dolną wargę i ją pociągnąłem. Z jej ust wydobył się pojedynczy cichy jęk. Moja dłoń wędrowała po każdym zakamarku jej ciała i czułem, że ono także było gotowe na ponowne przyjęcie.
- Błagam cię, przecież wiesz, że tak samo tego chcę, ale musimy się powstrzymać – szeptała, gdy tym razem składałem pocałunki na jej smukłej szyi. Myślałem, że za chwilę eksploduję.
- Do cholery, Monika.. - gwałtownie się od niej oderwałem i położyłem obok, wlepiając tępo w sufit. Oboje wyrównywaliśmy oddechy. Czułem, jak moja męskość pulsuje gotowa, by się wyrwać do jej rozpalonego wnętrza.
- Lepiej się już zbieraj – usłyszałem. Zmroziło mnie od środka na te słowa.
- Wyganiasz mnie?
- Nie musisz udawać. Słyszałam waszą rozmowę – odwróciłem twarz w jej kierunku. Nie patrzyła na mnie.
- Nie musisz się nią przejmować.
- Czyżby? Właśnie oboje niszczymy jej to, co do tej pory udało jej się osiągnąć. - odpowiedziała.
- Przecież i tak to już koniec – odparłem – nie kocham jej i nie chcę z nią dłużej żyć.
- I nagle postanowiłeś być ze mną i wychowywać obce dziecko? - nie rozumiałem jej w ogóle. Obróciłem się do niej bokiem i podparłem łokciem.
- Moni, o co ci chodzi? Myślałem, że wszystko sobie wczoraj wyjaśniliśmy. Że po tym, co ci powiedziałem zaczniesz mi ufać i jakoś to się ułoży.
- Ale to było wczoraj – odparła – byłam zmęczona, była miła atmosfera i skończyliśmy w łóżku. Wierzyłam wtedy w każde twoje słowo i wszystko wydawało takie idealne i osiągalne. Ale mamy ranek i..znowu pojawia się tyle komplikacji, tyle przeszkód, tyle pytań..
- Posłuchaj mnie – nachyliłem się nad nią i spojrzałem jej głęboko w oczy – obiecałem ci, że was nie zostawię. Kocham was i jestem tego pewny jak nigdy w życiu.
- Karl też mi kiedyś obiecał złote góry – powiedziała cicho – że nie będę musiała martwić się o przyszłość i że będziemy wspaniałą rodziną.
- Skarbie – otarłem pojedynczą łzę z jej policzka – ja nie chcę was skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. Wiem, że to się wydaje nierealne i to wszystko tak szybko się potoczyło. Zdaję sobie sprawę, że moje życie zmieniło się drastycznie, ale nie potrafię zmienić uczuć. I nie chcę tego robić. Zakochałem się – ująłem jej drobną twarz w dłonie i złożyłem na ustach długi pocałunek. Wpatrywała się we mnie zaszklonymi od łez oczami a potem złapała mnie mocno i przytuliła. Nie pozostawałem dłużny i również przytuliłem ją do swego serca.
- Tylko mnie nie zawiedź, tak bardzo cię proszę – szepnęła.
- Nigdy cię nie zawiodę.
- Sandra..
- Jedno twoje słowo a zaraz jedziemy do mnie i wszystko jej powiemy – odpowiedziałem. Byłem w stu procentach pewny mojej decyzji. To właśnie ona tak nagle stała się sensem mojego życia. Sam nie rozumiałem, jak to się stało, dlaczego akurat ona narobiła tyle zamieszania w mojej, jak mi się wydawało, spokojnej, szczęśliwej i poukładanej egzystencji.
- Mamo – usłyszeliśmy cichutki głos obok. Oboje odwróciliśmy się w stronę dziewczynki.
- Pora wstawać, Ala – brunetka zwróciła się do córki. Dziewczynka popatrzyła na nas zaspanymi oczkami. Wyglądała tak słodko z potarganymi włosami i ze swoim ukochanym misiem, że miałem ochotę się zaśmiać.
- Gregor, jak ci się spało? - spytała całkiem poważnym tonem.
- Bardzo sympatycznie, dziękuję, że pytasz – odpowiedziałem, powstrzymując śmiech. Nie udało to się niestety brunetce.
- To co, idziemy się ubierać? - spytała córkę.
- Ale najpierw ty, bo ja mam chociaż na sobie całą piżamkę – odparła. Uwielbiałem to dziecko. Ma wręcz idealnie odziedziczony charakterek po mamusi.
- Jasne – odpowiedziała i zerknęła na mnie wymownie. Kiedy wstawała z łóżka, by założyć leżący obok szlafrok, mogłem choć jeszcze przez moment podziwiać jej zgrabne nogi i tyłek.
- Dziś chcę nałożyć te spodnie w kwiatki i chcę mieć koka – powiedziała 4-latka. Brunetka wyciągnęła do niej rękę i obie udały się do pokoju małej.

- Nie musisz wracać do domu? - spytałam, zalewając do kubków wrzącą wodę. Po kuchni zaczął unosić się aromat świeżej kawy.
- Pojadę tylko się przebrać a potem od razu na Bergisel.
- Na Bergisel? - odwróciłam się, zdziwiona – po co? - uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie, by wziąć swój napój.
- Mamy już maj, więc czas na pierwsze zebrania sztabów i ustalenia pracy na te kilka najbliższych miesięcy – wyjaśnił – zaraz zaczynamy wspólne treningi.
- To znaczy, że będziesz teraz skakał...czy coś albo jeździł na zawody? - spytałam ponownie. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego wywoływałam u niego takie rozbawienie.
- Nie tak prędko – zaśmiał się cicho – najpierw rozpoczniemy treningi siłowe, głównie w jakiejś sali i czasami też na zewnątrz – powiedział i upił łyk gorącej cieczy – a potem pojedziemy na zgrupowanie, następnie jakiś obóz zagraniczny a na skocznie tak naprawdę wracam w czerwcu.
- Długo cię nie będzie? - mój głos zabrzmiał tak jakbym miała go nie widzieć co najmniej przez rok. Chyba wyczuł moją reakcję, gdyż odstawił kubek na szafkę i objął mnie w talii.
- A będziesz tęsknić? - spytał, uśmiechając się od ucha do ucha – w tym zawodzie to normalne, że prawie nigdy nie ma mnie w domu. Lato to tak naprawdę jeszcze w miarę spokojny okres, ale zimą zaczyna się konkretna gonitwa i życie na walizkach.
- Wiem, przecież tego akurat mogę się domyśleć, mimo że niewiele wiem o skokach.. - dodałam, spuszczając głowę.
- Hej, przecież mogę cię wszystkiego nauczyć. To wydaję się nawet bardzo ekscytujące – powiedział rozbawiony. Spojrzałam na niego spod byka.
- Wiesz, jakoś chyba mało mnie to zainteresowało – odparłam z nutką ironii. W odpowiedzi przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie i mocno pocałował.
- Jesteś intrygująca.
- Bo nie znam się na skokach i nie widzę w tobie mistrza wszech czasów w tej dyscyplinie? - dodałam kąśliwie. Z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
- Wybacz, że to dla mnie nieco dziwne i takie..nowe – powiedział.
- Och, czyli gdybym w tym momencie pojawiła się z tobą gdzieś tam w tym waszym skocznym świecie to każdy kłaniałby ci się do stóp? - odpowiedziałam, zarzucając mu ręce na szyję.
- Nie drocz się ze mną – odpowiedział, kradnąc mi kolejnego całusa.
- Czyli jednak faza megalomana? - spytałam – sam siebie obwieszczasz królewiczem czy inni też tak cię postrzegają? - drążyłam a widząc zniecierpliwienie na jego twarzy, zaczęłam odsuwać się w stronę korytarza – a może twoja dostojność to tylko ty i twoja świta w postaci, jak im tam? Aaa, no tak. Hayboeck, Kraft, Fettner i Poppinger? - zauważyłam, jak krzyżuje ręce i zbliża się w moim kierunku.
- Ponoć nie znasz się na skokach - dodał przez zęby.
- No wiesz, trochę sobie o was poczytałam w wolnym czasie – odparłam. Pech chciał, że zamiast w wejście do kuchni trafiłam na ścianę, która odgradzała mi drogę ucieczki. Zauważyłam jego chytry uśmieszek. Podszedł do mnie na bardzo niebezpieczną odległość, chwycił zdecydowanie za nadgarstki i uniósł je nad moją głowę. Byłam unieruchomiona.
- Oznajmiam ci, że już niedługo pojedziesz ze mną na trening i pokażę ci, jak skacze mistrz – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. Robiło mi się niemiłosiernie gorąco od jego bliskości.
- Czytałam, że co poniektórzy polemizują nad twoim rzekomym talentem – szepnęłam. Zastanawiałam się, czy nadal po prostu się ze sobą droczymy, czy aby nie wkraczam na jego ambicję. Miałam wrażenie, że on naprawdę chcę mi to wszystko udowodnić. Widziałam w jego oczach pewność siebie.
- Myślę, że najprędzej to ode mnie się dowiesz, jak jest naprawdę. Jakieś głupie artykuły w internecie nigdy nie są do końca trafne. A poza tym, wydaję mi się, że to ja najlepiej wiem, co się ze mną dzieje – dodał dosyć poważnym głosem. O kurczę.
- Obraziłeś się na mnie? - spytałam, marszcząc czoło. Nie znoszę ludzi, którzy są tępo zapatrzeni w siebie.
- Jasne, że nie – odparł – tylko to, że miałem ostatnio gorszy okres nie oznacza, że nigdy już nie powrócę do formy. W takich sytuacjach zawsze znajdą się tacy „mądrale”, którzy znają wszystkie powody mojej gorszej dyspozycji, będą wytykać błędy i krytykować – powiedział.
- A ty chcesz być nadal najlepszy, prawda? - spytałam cicho. Nie znałam go od tej strony, nigdy nie widziałam nawet w telewizji. A to przecież jeden z najlepszych skoczków świata.
- Chciałbym wrócić do stabilnego skakania, do formy fizycznej i psychicznej. To dopiero przekłada się na równe a nawet dalekie skoki i dobre wyniki. Wtedy uruchamia się taki mechanizm, dzięki któremu po prostu siadasz na tą belkę i lecisz tak, jak chcesz. - wyjaśnił – chciałbym jeszcze w swojej karierze powygrywać i postawać na podium. W końcu do mojej kolekcji brakuje mi choćby paru medali. - patrzyłam mu w te czekoladowe oczy i próbowałam go rozgryźć. To, że jest ambitny, że przez lata przekonany był o swoim talencie już wiem. Tylko zastanawia mnie, czy teraz nie chce tego wszystkiego aż za bardzo.
- Nie znam się, ale sądzę, że jeśli będziesz o tym myślał na siłę i rozważał jedynie swoje porażki czy słabe strony to twoja psychika nigdy nie zadziała. Wiesz już, jak to jest być na szczycie. Wiesz też, jak to jest być nieco dalej, ustępując najlepsze lokaty innym. Musisz z tego wyciągnąć wnioski, dowiedzieć się, co należy w sobie zmienić. Może postawę a może podejście do tego skoku o ile coś takiego jest możliwe – powiedziałam, kładąc mu dłoń na policzku – uwierz w końcu w siebie i licz tylko na siebie. Sam mówiłeś, że najwięcej jest tych co wiedzą najmniej a plotkują i snują jakieś chore teorie.
- Nie chciałabyś dorywczo popracować jako mój psycholog? - wzięłam głęboki oddech. No co za palant. To ja się wznoszę na wyżyny swojego intelektu a on tak bezceremonialnie podcina mi skrzydła.
- Zamorduję cię – odparłam. Na jego ustach pojawił się kolejny, promienny uśmiech.
- Nie zrobisz tego. Za bardzo cię pociągam – odpowiedział i wpił się w moje usta.
- Nie mam odpowiednich kwalifikacji jak na psychologa samego króla skoków – wtrąciłam gdzieś między pocałunkami.
- Wystarczyłabyś ty sama. Twoja obecność działa na mnie jak kilkutygodniowa terapia – nie mogłam się tak po prostu nie zaśmiać. Szatyn zawtórował mi tym samym. Wciąż nie mogliśmy się od siebie oderwać. Gregor wykorzystał fakt, że miałam dziś na sobie cienkie legginsy i jego dłonie od samego rana spoczywały na moim tyłku. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało..
- Uspokój się – szepnęłam, kiedy próbował rozpinać mi guziki koszuli.
- To było się ubrać skromniej – skromniej? Przy nim musiałabym chyba chodzić w kożuchu. Mimo mojego „stanowczego” protestu, szatyn zdążył rozchylić górną część bluzki i zagłębić swoją twarz w moim biuście. Gdyby nie to, że muszę odwieźć jeszcze Alę do przedszkola a za godzinę zaczynam zmianę...przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się jego ciepłym oddechem na swoim dekolcie.
- Mamo! - usłyszeliśmy radosny głosił dobiegający z pokoju obok. Momentalnie oderwaliśmy się od siebie a ja z trudem zdążyłam zapiąć koszulę, zanim do pomieszczenia wkroczyła wesoła czterolatka – jestem już gotowa.
- Gdzie twój plecaczek? - spytałam, unikając wzroku skoczka. Musiałam się odrobinę uspokoić.
- W korytarzu, nie dam rady nieść i jego i Pana Uszatka – odpowiedziała i wskazała znacząco na swój gips. Uśmiechnęłam się do niej.
- Zaraz ci pomogę, skarbie. Chodź, nałożymy buciki – dziewczynka pobiegła do przedpokoju a my oboje udaliśmy się tuż za nią.
- Gregor, miałabym do ciebie jeszcze jedną prośbę – w końcu postanowiłam odwrócić się w jego stronę. Na jego twarzy nie było już ani śladu po tak niedawnej scenie. Albo potrafił perfekcyjnie udawać.
- Słucham? - uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Możesz mi dać na jutro wolne tak do południa? - spytałam, nachylając się, by pomóc nałożyć małej różowe sandałki – wybieramy się z Alą na zdjęcie gipsu – wyjaśniłam.
- No nareszcie, już nie mogłam z nim wytrzymać. Ciągle mnie pod spodem swędzi – odezwała się dziewczynka.
- Jasne, powiedz tylko Markowi – odpowiedział, uśmiechając się na słowa Alicji. Na mnie jednak spojrzał wyraźnie wymownie.
- Gregor, jedziesz teraz do domu? - spytała.
- Muszę iść do pracy, tak jak mama – powiedział, kucając naprzeciwko dziewczynki.
- A przyjedziesz do nas dzisiaj? - złapała go za dłoń i popatrzyła takim wzrokiem, że aż sama miałam ochotę prosić go o kolejną wizytę.
- Jeśli mama się zgodzi to chętnie – odparł i uśmiechnął się do małej. Następnie przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Myślę, że porozmawiamy o tym w pracy, Gregor – odpowiedziałam, patrząc na tą scenę ze wzruszeniem.
- Muszę iść, Ala – powiedział i puścił ją delikatnie – bądź dziś grzeczna w przedszkolu to mama na pewno się zgodzi.
- Obiecuję – odpowiedziała wesoło.
Szatyn wstał, nałożył swoje buty i chwycił kurtkę spoczywającą na wieszaku.
- Do zobaczenia po południu – powiedział, a ja wiedziałam, że przez te godziny będę chodzić jak na szpilkach.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam. Czułam, że miał ochotę mnie pocałować, lecz przy Alicji musiał ograniczyć się do cwaniackiego „puszczenia oczka”.
- Pa, mała.
- Cześć, Schlieri – odpowiedziała. Po kilku sekundach już go nie było.

- To co? My chyba też się zbieramy? – zwróciłam się z uśmiechem do dziewczynki.

**
Po pierwsze chciałam przeprosić za moją dość długą nieobecność i jednocześnie zapowiedzieć, że przez najbliższy czas zapewne tak będzie. Mam teraz dużo nauki, sesja itp. więc muszę się na tym skupić.
Postanowiłam jednak dokończyć rozdział i go dodać, by choć na chwilę się od tego wszystkiego oderwać, Mam nadzieję, że się spodobał :)

2 komentarze:

  1. Rozdział jest świetny! :*
    Wydaje mi się jednak, że Schlieri sam nie wie czego chce. Teraz chce Monikę, ale czy jak przyjdzie co do czego to nie zmieni zdania? Monika nie powinna być aż tak uległa, ale..
    Ale on, ona i Ala tworzą takie fajne trio, że aż mordka się śmieje, gdy się o nich czyta ♥
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję,że znalazłaś czas !
    Rozdział jak zwykle genialny ! ;)
    Będę czekać ile się da chociaż bardzo mnie zaciekawiłaś i nie mogę się doczekać !
    Weny i do następnego ! ;3

    OdpowiedzUsuń