Niemiłosierne wibracje
wciąż dzwoniącego telefonu nie dały mi już dłużej spać.
Otworzywszy jedno oko, schyliłem się i zacząłem szukać moich
spodni. Wyciągnąłem to przeklęte ustrojstwo z kieszeni i nie
patrząc nawet na wyświetlacz, odebrałem połączenie.
- Halo – powiedziałem
zaspany i ziewnąłem szeroko.
- Gdzie ty do jasnej
cholery jesteś?! - usłyszałem w słuchawce. Wzdrygnąłem się.
Nie spodziewałem się jej telefonu.
- Sandra, uspokój się.
Już wróciłaś do Innsbrucka? - odpowiedziałem cicho. W głowie
miałem obraz jej rozwścieczonego spojrzenia.
- Tak, wróciłam. I
wyobraź sobie, że jestem w naszym mieszkaniu a ciebie tutaj nie ma!
- krzyknęła – a wiesz, która jest godzina? 6.30 rano! - musiałem
nieco odchylić urządzenie od ucha z myślą, by chociaż jedno
działało w pełni sprawnie – pytam jeszcze raz, gdzie jesteś?!
- Kotku, wszystko w
porządku. Pojechałem do rodziców. Posiedzieliśmy trochę za długo
i tak jakoś wyszło, że u nich zostałem – odparłem. Marzyłem
jedynie o tym, by uwierzyła w tą nędzną historyjkę.
- U rodziców powiadasz? -
prychnęła – tak się składa, kochanie, że zdążyłam już
zadzwonić do twojej mamy i ona nie wie nic na temat twojej rzekomej
wizyty w Fulpmes! - po raz kolejny podniosła głos. Poczułem, jak
dziewczyna zaczyna lekko wiercić się na łóżku. Zerknąłem w jej
stronę. Nadal miała zamknięte oczy a jej mina wskazywała, że
musi dalej spać. Przeniosłem wzrok na wtuloną w nią córkę.
Wyglądały uroczo.
- Przestań krzyczeć –
powiedziałem do słuchawki – dobrze, nie ma mnie u rodziców –
westchnąłem i zacząłem drapać się po głowie – jestem u
Thomasa – po drugiej stronie panowała cisza.
- Znowu? - tym razem
odezwała się już znacznie spokojniej. Chyba uwierzyła. Sandra nie
znosiła Morgensterna, z resztą z wzajemnością, a każda moja
wizyta u skoczka kończyła się kłótnią z blondynką. Uważała,
że Morgi ma na mnie zły wpływ. Jak to w ogóle może być możliwe?
Święty Thomas Morgenstern i sprowadzanie na złą drogę? Przecież
to od razu wydaje się absurdalne.
- Sandra, chyba mam prawo
spotkać się od czasu do czasu z kumplem – odpowiedziałem – nie
będziesz mi tego zabraniać.
- Masz tylu innych kolegów
z drużyny, spoza skoczni – odparła – nie możesz właśnie z
nimi się umawiać?
- To Thomas jest moim
najlepszym przyjacielem, dociera to do ciebie? - tym razem to ja
podniosłem ton. Nienawidziłem po raz enty drążyć tego samego
tematu. Do Sandry nie trafiały żadne argumenty, mogliśmy toczyć
tą samą kłótnię przy każdej okazji. Ona zdania nie zmieni.
- Ile razy mam ci
powtarzać, że Thomas zawsze nastawia ciebie przeciwko mnie? -
spytała – a potem ciągle się kłócimy.
- Chciałem ci
przypomnieć, że to ty zaczynasz te bezsensowne kłótnie –
dodałem – a jeśli dalej masz mi truć o Morgim to lepiej
zakończmy tą rozmowę. Zobaczymy się w domu – już miałem
nacisnąć czerwoną słuchawkę, ale odpowiedziała:
- Kiedy będziesz?
- Nie wiem. Jak będę to
będę. Nie czekaj na mnie. Pewnie przyjadę prosto do restauracji.
- Ale Gregor..
- Pa, Sandra – nie
miałem ochoty na dłuższą dyskusję. Kiedy tylko zakończyłem
połączenie, napisałem SMSa do swojego przyjaciela:
„ Gdyby dzwoniła do
ciebie Sandra to potwierdź, że u ciebie nocowałem. Później ci
wszystko wyjaśnię. Gregor”
Odłożyłem telefon na
stolik nocny. Miałem nadzieję, że zrozumie. Mimo wszystko, zawsze
mogłem na niego liczyć a opieprz, jaki pewnie będzie na mnie
czekał, mogę przyjąć kiedy indziej. Na razie nie chciałem psuć
sobie tej chwili. Tego cudownego czasu spędzonego u boku brunetki.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i ponownie ulokowałem spojrzenie
w te dwie śpiące królewny. Ułożyłem się na poduszce i wtuliłem
w jej ciepłe ciało. Przez cienką koszulkę mogłem wyczuć każdy
jego centymetr. Wydawała się taka idealna, mimo tego, że nie miała
figury modelki. Podobało mi się to. Była taka pełna i kusząca we
wszystkich odpowiednich miejscach. Zauważyłem na jej twarzy
delikatny uśmiech, kiedy moja dłoń powędrowała w górę i
napotkała na swej drodze jej krągłą pierś. Moje ciało
momentalnie zareagowało na to uczucie. Chciałem ją mieć znowu,
właśnie teraz i właśnie tutaj, lecz przeszkadzała mi w tym mała
czterolatka śpiąca obok. Musiałem nacieszyć się więc dotykiem
jej ponętnego ciała, które tak chętnie wystawiała, pragnąc
pieszczot. Złożyłem kilka delikatnych pocałunków na jej karku,
aż poczułem, jak się porusza i powoli odwraca w moją stronę. Nie
czekałem, aż tworzy oczy. Wpiłem się zdecydowanie w jej usta i
przysunąłem bliżej, zakładając sobie jej kolano za biodro. Jej
ręce oplotły moją szyję, dzięki czemu przyciągnąłem ją
bardziej do siebie. Odwzajemniała mi te same zachłanne i mocne
pocałunki.
- Gregor, Alicja... -
usłyszałem gdzieś przy swoim uchu. Mimo tego, jak bardzo mnie
podnieciła i jak bardzo jej teraz pragnąłem, musiałem odpuścić.
Niechętnie odsunąłem się od niej, lecz tylko na kilka
centymetrów, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy.
- Więc chodźmy do
łazienki – szepnąłem i złożyłem na jej pełnych ustach
kolejny długi pocałunek.
- Zwariowałeś –
zachichotała cicho.
- Nie wytrzymam, Monika –
wsunąłem język w jej usta i wpiłem się w nie mocno. Nie miałem
ochoty jej puszczać, przestać całować ani na moment jej
zostawiać.
- Ona zaraz się obudzi.
Uspokój się, świrze – nie mogłem po prostu nie uśmiechnąć
się na to określenie. Chwyciłem lekko zębami jej dolną wargę i
ją pociągnąłem. Z jej ust wydobył się pojedynczy cichy jęk.
Moja dłoń wędrowała po każdym zakamarku jej ciała i czułem, że
ono także było gotowe na ponowne przyjęcie.
- Błagam cię, przecież
wiesz, że tak samo tego chcę, ale musimy się powstrzymać –
szeptała, gdy tym razem składałem pocałunki na jej smukłej szyi.
Myślałem, że za chwilę eksploduję.
- Do cholery, Monika.. -
gwałtownie się od niej oderwałem i położyłem obok, wlepiając
tępo w sufit. Oboje wyrównywaliśmy oddechy. Czułem, jak moja
męskość pulsuje gotowa, by się wyrwać do jej rozpalonego
wnętrza.
- Lepiej się już zbieraj
– usłyszałem. Zmroziło mnie od środka na te słowa.
- Wyganiasz mnie?
- Nie musisz udawać.
Słyszałam waszą rozmowę – odwróciłem twarz w jej kierunku.
Nie patrzyła na mnie.
- Nie musisz się nią
przejmować.
- Czyżby? Właśnie oboje
niszczymy jej to, co do tej pory udało jej się osiągnąć. -
odpowiedziała.
- Przecież i tak to już
koniec – odparłem – nie kocham jej i nie chcę z nią dłużej
żyć.
- I nagle postanowiłeś
być ze mną i wychowywać obce dziecko? - nie rozumiałem jej w
ogóle. Obróciłem się do niej bokiem i podparłem łokciem.
- Moni, o co ci chodzi?
Myślałem, że wszystko sobie wczoraj wyjaśniliśmy. Że po tym, co
ci powiedziałem zaczniesz mi ufać i jakoś to się ułoży.
- Ale to było wczoraj –
odparła – byłam zmęczona, była miła atmosfera i skończyliśmy
w łóżku. Wierzyłam wtedy w każde twoje słowo i wszystko
wydawało takie idealne i osiągalne. Ale mamy ranek i..znowu pojawia
się tyle komplikacji, tyle przeszkód, tyle pytań..
- Posłuchaj mnie –
nachyliłem się nad nią i spojrzałem jej głęboko w oczy –
obiecałem ci, że was nie zostawię. Kocham was i jestem tego pewny
jak nigdy w życiu.
- Karl też mi kiedyś
obiecał złote góry – powiedziała cicho – że nie będę
musiała martwić się o przyszłość i że będziemy wspaniałą
rodziną.
- Skarbie – otarłem
pojedynczą łzę z jej policzka – ja nie chcę was skrzywdzić.
Wręcz przeciwnie. Wiem, że to się wydaje nierealne i to wszystko
tak szybko się potoczyło. Zdaję sobie sprawę, że moje życie
zmieniło się drastycznie, ale nie potrafię zmienić uczuć. I nie
chcę tego robić. Zakochałem się – ująłem jej drobną twarz w
dłonie i złożyłem na ustach długi pocałunek. Wpatrywała się
we mnie zaszklonymi od łez oczami a potem złapała mnie mocno i
przytuliła. Nie pozostawałem dłużny i również przytuliłem ją
do swego serca.
- Tylko mnie nie zawiedź,
tak bardzo cię proszę – szepnęła.
- Nigdy cię nie zawiodę.
- Sandra..
- Jedno twoje słowo a
zaraz jedziemy do mnie i wszystko jej powiemy – odpowiedziałem.
Byłem w stu procentach pewny mojej decyzji. To właśnie ona tak
nagle stała się sensem mojego życia. Sam nie rozumiałem, jak to
się stało, dlaczego akurat ona narobiła tyle zamieszania w mojej,
jak mi się wydawało, spokojnej, szczęśliwej i poukładanej
egzystencji.
- Mamo – usłyszeliśmy
cichutki głos obok. Oboje odwróciliśmy się w stronę dziewczynki.
- Pora wstawać, Ala –
brunetka zwróciła się do córki. Dziewczynka popatrzyła na nas
zaspanymi oczkami. Wyglądała tak słodko z potarganymi włosami i
ze swoim ukochanym misiem, że miałem ochotę się zaśmiać.
- Gregor, jak ci się
spało? - spytała całkiem poważnym tonem.
- Bardzo sympatycznie,
dziękuję, że pytasz – odpowiedziałem, powstrzymując śmiech.
Nie udało to się niestety brunetce.
- To co, idziemy się
ubierać? - spytała córkę.
- Ale najpierw ty, bo ja
mam chociaż na sobie całą piżamkę – odparła. Uwielbiałem to
dziecko. Ma wręcz idealnie odziedziczony charakterek po mamusi.
- Jasne – odpowiedziała
i zerknęła na mnie wymownie. Kiedy wstawała z łóżka, by założyć
leżący obok szlafrok, mogłem choć jeszcze przez moment podziwiać
jej zgrabne nogi i tyłek.
- Dziś chcę nałożyć
te spodnie w kwiatki i chcę mieć koka – powiedziała 4-latka.
Brunetka wyciągnęła do niej rękę i obie udały się do pokoju
małej.
- Nie musisz wracać do
domu? - spytałam, zalewając do kubków wrzącą wodę. Po kuchni
zaczął unosić się aromat świeżej kawy.
- Pojadę tylko się
przebrać a potem od razu na Bergisel.
- Na Bergisel? -
odwróciłam się, zdziwiona – po co? - uśmiechnął się lekko i
podszedł do mnie, by wziąć swój napój.
- Mamy już maj, więc
czas na pierwsze zebrania sztabów i ustalenia pracy na te kilka
najbliższych miesięcy – wyjaśnił – zaraz zaczynamy wspólne
treningi.
- To znaczy, że będziesz
teraz skakał...czy coś albo jeździł na zawody? - spytałam
ponownie. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego wywoływałam u
niego takie rozbawienie.
- Nie tak prędko –
zaśmiał się cicho – najpierw rozpoczniemy treningi siłowe,
głównie w jakiejś sali i czasami też na zewnątrz – powiedział
i upił łyk gorącej cieczy – a potem pojedziemy na zgrupowanie,
następnie jakiś obóz zagraniczny a na skocznie tak naprawdę
wracam w czerwcu.
- Długo cię nie będzie?
- mój głos zabrzmiał tak jakbym miała go nie widzieć co najmniej
przez rok. Chyba wyczuł moją reakcję, gdyż odstawił kubek na
szafkę i objął mnie w talii.
- A będziesz tęsknić? -
spytał, uśmiechając się od ucha do ucha – w tym zawodzie to
normalne, że prawie nigdy nie ma mnie w domu. Lato to tak naprawdę
jeszcze w miarę spokojny okres, ale zimą zaczyna się konkretna
gonitwa i życie na walizkach.
- Wiem, przecież tego
akurat mogę się domyśleć, mimo że niewiele wiem o skokach.. -
dodałam, spuszczając głowę.
- Hej, przecież mogę cię
wszystkiego nauczyć. To wydaję się nawet bardzo ekscytujące –
powiedział rozbawiony. Spojrzałam na niego spod byka.
- Wiesz, jakoś chyba mało
mnie to zainteresowało – odparłam z nutką ironii. W odpowiedzi
przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie i mocno pocałował.
- Jesteś intrygująca.
- Bo nie znam się na
skokach i nie widzę w tobie mistrza wszech czasów w tej
dyscyplinie? - dodałam kąśliwie. Z jego twarzy nie schodził
szeroki uśmiech.
- Wybacz, że to dla mnie
nieco dziwne i takie..nowe – powiedział.
- Och, czyli gdybym w tym
momencie pojawiła się z tobą gdzieś tam w tym waszym skocznym
świecie to każdy kłaniałby ci się do stóp? - odpowiedziałam,
zarzucając mu ręce na szyję.
- Nie drocz się ze mną –
odpowiedział, kradnąc mi kolejnego całusa.
- Czyli jednak faza
megalomana? - spytałam – sam siebie obwieszczasz królewiczem czy
inni też tak cię postrzegają? - drążyłam a widząc
zniecierpliwienie na jego twarzy, zaczęłam odsuwać się w stronę
korytarza – a może twoja dostojność to tylko ty i twoja świta w
postaci, jak im tam? Aaa, no tak. Hayboeck, Kraft, Fettner i
Poppinger? - zauważyłam, jak krzyżuje ręce i zbliża się w moim
kierunku.
- Ponoć nie znasz się na
skokach - dodał przez zęby.
- No wiesz, trochę sobie
o was poczytałam w wolnym czasie – odparłam. Pech chciał, że
zamiast w wejście do kuchni trafiłam na ścianę, która odgradzała
mi drogę ucieczki. Zauważyłam jego chytry uśmieszek. Podszedł do
mnie na bardzo niebezpieczną odległość, chwycił zdecydowanie za
nadgarstki i uniósł je nad moją głowę. Byłam unieruchomiona.
- Oznajmiam ci, że już
niedługo pojedziesz ze mną na trening i pokażę ci, jak skacze
mistrz – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. Robiło mi się
niemiłosiernie gorąco od jego bliskości.
- Czytałam, że co
poniektórzy polemizują nad twoim rzekomym talentem – szepnęłam.
Zastanawiałam się, czy nadal po prostu się ze sobą droczymy, czy
aby nie wkraczam na jego ambicję. Miałam wrażenie, że on naprawdę
chcę mi to wszystko udowodnić. Widziałam w jego oczach pewność
siebie.
- Myślę, że najprędzej
to ode mnie się dowiesz, jak jest naprawdę. Jakieś głupie
artykuły w internecie nigdy nie są do końca trafne. A poza tym,
wydaję mi się, że to ja najlepiej wiem, co się ze mną dzieje –
dodał dosyć poważnym głosem. O kurczę.
- Obraziłeś się na
mnie? - spytałam, marszcząc czoło. Nie znoszę ludzi, którzy są
tępo zapatrzeni w siebie.
- Jasne, że nie –
odparł – tylko to, że miałem ostatnio gorszy okres nie oznacza,
że nigdy już nie powrócę do formy. W takich sytuacjach zawsze
znajdą się tacy „mądrale”, którzy znają wszystkie powody
mojej gorszej dyspozycji, będą wytykać błędy i krytykować –
powiedział.
- A ty chcesz być nadal
najlepszy, prawda? - spytałam cicho. Nie znałam go od tej strony,
nigdy nie widziałam nawet w telewizji. A to przecież jeden z
najlepszych skoczków świata.
- Chciałbym wrócić do
stabilnego skakania, do formy fizycznej i psychicznej. To dopiero
przekłada się na równe a nawet dalekie skoki i dobre wyniki. Wtedy
uruchamia się taki mechanizm, dzięki któremu po prostu siadasz na
tą belkę i lecisz tak, jak chcesz. - wyjaśnił – chciałbym
jeszcze w swojej karierze powygrywać i postawać na podium. W końcu
do mojej kolekcji brakuje mi choćby paru medali. - patrzyłam mu w
te czekoladowe oczy i próbowałam go rozgryźć. To, że jest
ambitny, że przez lata przekonany był o swoim talencie już wiem.
Tylko zastanawia mnie, czy teraz nie chce tego wszystkiego aż za
bardzo.
- Nie znam się, ale
sądzę, że jeśli będziesz o tym myślał na siłę i rozważał
jedynie swoje porażki czy słabe strony to twoja psychika nigdy nie
zadziała. Wiesz już, jak to jest być na szczycie. Wiesz też, jak
to jest być nieco dalej, ustępując najlepsze lokaty innym. Musisz
z tego wyciągnąć wnioski, dowiedzieć się, co należy w sobie
zmienić. Może postawę a może podejście do tego skoku o ile coś
takiego jest możliwe – powiedziałam, kładąc mu dłoń na
policzku – uwierz w końcu w siebie i licz tylko na siebie. Sam
mówiłeś, że najwięcej jest tych co wiedzą najmniej a plotkują
i snują jakieś chore teorie.
- Nie chciałabyś
dorywczo popracować jako mój psycholog? - wzięłam głęboki
oddech. No co za palant. To ja się wznoszę na wyżyny swojego
intelektu a on tak bezceremonialnie podcina mi skrzydła.
- Zamorduję cię –
odparłam. Na jego ustach pojawił się kolejny, promienny uśmiech.
- Nie zrobisz tego. Za
bardzo cię pociągam – odpowiedział i wpił się w moje usta.
- Nie mam odpowiednich
kwalifikacji jak na psychologa samego króla skoków – wtrąciłam
gdzieś między pocałunkami.
- Wystarczyłabyś ty
sama. Twoja obecność działa na mnie jak kilkutygodniowa terapia –
nie mogłam się tak po prostu nie zaśmiać. Szatyn zawtórował mi
tym samym. Wciąż nie mogliśmy się od siebie oderwać. Gregor
wykorzystał fakt, że miałam dziś na sobie cienkie legginsy i jego
dłonie od samego rana spoczywały na moim tyłku. Nie żeby mi to
jakoś przeszkadzało..
- Uspokój się –
szepnęłam, kiedy próbował rozpinać mi guziki koszuli.
- To było się ubrać
skromniej – skromniej? Przy nim musiałabym chyba chodzić w
kożuchu. Mimo mojego „stanowczego” protestu, szatyn zdążył
rozchylić górną część bluzki i zagłębić swoją twarz w moim
biuście. Gdyby nie to, że muszę odwieźć jeszcze Alę do
przedszkola a za godzinę zaczynam zmianę...przymknęłam na chwilę
oczy, rozkoszując się jego ciepłym oddechem na swoim dekolcie.
- Mamo! - usłyszeliśmy
radosny głosił dobiegający z pokoju obok. Momentalnie oderwaliśmy
się od siebie a ja z trudem zdążyłam zapiąć koszulę, zanim do
pomieszczenia wkroczyła wesoła czterolatka – jestem już gotowa.
- Gdzie twój plecaczek? -
spytałam, unikając wzroku skoczka. Musiałam się odrobinę
uspokoić.
- W korytarzu, nie dam
rady nieść i jego i Pana Uszatka – odpowiedziała i wskazała
znacząco na swój gips. Uśmiechnęłam się do niej.
- Zaraz ci pomogę,
skarbie. Chodź, nałożymy buciki – dziewczynka pobiegła do
przedpokoju a my oboje udaliśmy się tuż za nią.
- Gregor, miałabym do
ciebie jeszcze jedną prośbę – w końcu postanowiłam odwrócić
się w jego stronę. Na jego twarzy nie było już ani śladu po tak
niedawnej scenie. Albo potrafił perfekcyjnie udawać.
- Słucham? - uśmiechnął
się do mnie delikatnie.
- Możesz mi dać na jutro
wolne tak do południa? - spytałam, nachylając się, by pomóc
nałożyć małej różowe sandałki – wybieramy się z Alą na
zdjęcie gipsu – wyjaśniłam.
- No nareszcie, już nie
mogłam z nim wytrzymać. Ciągle mnie pod spodem swędzi –
odezwała się dziewczynka.
- Jasne, powiedz tylko
Markowi – odpowiedział, uśmiechając się na słowa Alicji. Na
mnie jednak spojrzał wyraźnie wymownie.
- Gregor, jedziesz teraz
do domu? - spytała.
- Muszę iść do pracy,
tak jak mama – powiedział, kucając naprzeciwko dziewczynki.
- A przyjedziesz do nas
dzisiaj? - złapała go za dłoń i popatrzyła takim wzrokiem, że
aż sama miałam ochotę prosić go o kolejną wizytę.
- Jeśli mama się zgodzi
to chętnie – odparł i uśmiechnął się do małej. Następnie
przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Myślę, że
porozmawiamy o tym w pracy, Gregor – odpowiedziałam, patrząc na
tą scenę ze wzruszeniem.
- Muszę iść, Ala –
powiedział i puścił ją delikatnie – bądź dziś grzeczna w
przedszkolu to mama na pewno się zgodzi.
- Obiecuję –
odpowiedziała wesoło.
Szatyn wstał, nałożył
swoje buty i chwycił kurtkę spoczywającą na wieszaku.
- Do zobaczenia po
południu – powiedział, a ja wiedziałam, że przez te godziny
będę chodzić jak na szpilkach.
- Do zobaczenia –
odpowiedziałam. Czułam, że miał ochotę mnie pocałować, lecz
przy Alicji musiał ograniczyć się do cwaniackiego „puszczenia
oczka”.
- Pa, mała.
- Cześć, Schlieri –
odpowiedziała. Po kilku sekundach już go nie było.
- To co? My chyba też się
zbieramy? – zwróciłam się z uśmiechem do dziewczynki.
**
Po pierwsze chciałam przeprosić za moją dość długą nieobecność i jednocześnie zapowiedzieć, że przez najbliższy czas zapewne tak będzie. Mam teraz dużo nauki, sesja itp. więc muszę się na tym skupić.
Postanowiłam jednak dokończyć rozdział i go dodać, by choć na chwilę się od tego wszystkiego oderwać, Mam nadzieję, że się spodobał :)
Rozdział jest świetny! :*
OdpowiedzUsuńWydaje mi się jednak, że Schlieri sam nie wie czego chce. Teraz chce Monikę, ale czy jak przyjdzie co do czego to nie zmieni zdania? Monika nie powinna być aż tak uległa, ale..
Ale on, ona i Ala tworzą takie fajne trio, że aż mordka się śmieje, gdy się o nich czyta ♥
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny! ;*
Dziękuję,że znalazłaś czas !
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny ! ;)
Będę czekać ile się da chociaż bardzo mnie zaciekawiłaś i nie mogę się doczekać !
Weny i do następnego ! ;3