- Zawiozę cię do tego
szpitala – powiedział zdecydowanie Schlierenzauer.
- Nie ma mowy. Macie tutaj
gości. Wezmę sobie taksówkę – zaczęłam zbierać swoje rzeczy
i kierować się ku wyjściu.
- Ja jedyny chyba nie piłem.
I tak miałem być później kierowcą, więc nie wydziwiaj –
spojrzałam na niego uważnie. Nie miałam czasu na głupie
zastanawianie się, gdy moje dziecko mnie potrzebowało.
- Moni, Gregor ma rację –
zerknęłam na postać blondynki – ja sobie tutaj poradzę.
- No dobrze, ale pospieszmy
się – dodałam. Szatyn przytaknął i całą trójką wyszliśmy z
pomieszczenia.
Uruchomiłem silnik i szybko
wycofałem samochód z parkingu. Niezwłocznie ruszyłem w stronę
Szpitala Dziecięcego.
- Wiedziałam, że nie można
ufać obcym ludziom jeśli chodzi od opiekę nad dziećmi –
westchnęła głośno. Na ulicach o tej porze na szczęście panował
niewielki ruch.
- Nie martw się. Na
pocieszenie mogę ci powiedzieć, że każde dziecko w dzieciństwie
łamie sobie rękę albo nogę – powiedziałem. Dostrzegłem jak
utkwiła swoje spojrzenie w moją twarz.
- Czy ty zwariowałeś do
reszty?! - syknęła – przecież takich sytuacji można uniknąć
po prostu mając dziecko cały czas na uwadze – dodała – od razu
widać po tobie, że zupełnie się na tym nie znasz.
- No wybacz, ale nie
doczekałem się jeszcze własnych dzieci – odparłem nieco
zirytowany. Mimo wszystko nadal byłem na nią zły.
- Co ze mnie za matka –
powiedziała nieco załamanym głosem. Odwróciłem się na chwilę w
jej stronę, lecz nie mogłem zobaczyć jej spojrzenia, gdyż twarz
miała skierowaną w boczną szybę.
- Moni, spokojnie –
odruchowo złapałem jej dłoń – to nie twoja
wina. Przecież jak każdy człowiek masz prawo od czasu do czasu
gdzieś wyjść a mała miała być powierzona kompetentnej osobie.
Jakiekolwiek pretensje kieruj jedynie do tej opiekunki – w tym
samym momencie brunetka ponownie odwróciła się w moją stronę. W
jej pięknych oczach widniały pierwsze łzy – hej, no tylko mi tu
nie płacz.
- Przepraszam –
szepnęła.
- Nie masz za co
przepraszać. Ala potrzebuje teraz silnej mamy a nie takiej
rozklejonej z rozmazanym tuszem pod oczami – dodałem. Ona cicho
się zaśmiała.
- Wiesz co, to raczej nie
było miłe – kąciki jej ust uniosły się ku górze. Ja również
się uśmiechnąłem.
Niespełna 10 minut
później weszliśmy do wielkiego szpitalnego budynku. Kobieta
spytała siedzącą za biurkiem pielęgniarkę o miejsce, gdzie
znajduje się jej córka. Po chwili udaliśmy się pod wskazaną
salę. Brunetka wparowała do pomieszczenia z impetem a ja wszedłem
tuż za nią. W sali znajdowała się pielęgniarka i lekarz,
natomiast na kozetce leżała mała Ala. Obok niej stała jakaś
roztrzęsiona młoda dziewczyna, zapewne ta opiekunka.
- Słoneczko, mamusia już
przy tobie jest – kobieta podeszła do szpitalnego łóżka i
nachyliła się nad dzieckiem. Na jej twarzy malowała się ulga
pomieszana z troską.
- Mamusiu, tak strasznie
mnie boli – dziewczynka kurczowo trzymała swoją lewą rączkę,
która była nienaturalnie wygięta i spuchnięta. Rękaw koszulki miała nieco
rozcięty, by lekarz mógł zbadać złamanie. Na jej twarzyczce
widać było jeszcze świeże łzy. Biedactwo.
- Sasha, my porozmawiamy
sobie później, na osobności. Możesz jechać do domu –
usłyszeliśmy jej zimny głos. Plusem było to, że nie chciała
robić dziewczynie awantury przy personelu medycznym, a przede
wszystkim przy i tak już dostatecznie wystraszonym dziecku.
- Monika, bardzo
przepraszam. Spuściłam ją z oka dosłownie na chwilę – mówiła
trzęsącym się głosem. Wymieniając jeszcze kilka „przepraszam”,
niezgrabnie zebrała swoją torebkę i kurtkę a potem wyszła z
pomieszczenia.
- Co z jej ręką,
doktorze? - spytała rzeczowo. Oboje spojrzeliśmy na siwawego
lekarza.
- Nie jest to na szczęście złamanie a jedynie pękniecie kości. Upadła z dużą
siłą na nadgarstek. Niestety będziemy musieli założyć jej gips
na jakieś trzy tygodnie – mówiąc to
przyłożył do sztucznego światła zdjęcie rentgenowskie. Nie znam
się na tym, ale potrafię rozpoznać, że kość z pewnością
nie wygląda tak jak trzeba. Podszedłem do podświetlonej tablicy i
zacząłem się w nie wpatrywać.
- Przepraszam cię,
kruszynko. Mama już nigdy nie zostawi cię samej – odwróciłem
się w jej kierunku. Trzymała dziewczynkę za zdrową rękę i
pocałowała ją w czoło. Była strasznie przejęta.
- Proszę chwilę
zaczekać. Zaraz pielęgniarka przyniesie wszystko, co potrzebne do
założenia gipsu. 20 minut i będzie z głowy – mała spojrzała
na lekarza niepewnie, choć ten posłał jej pogodny uśmiech. Tym
razem dziewczynka przeniosła wzrok na mnie. Nie była raczej
zaskoczona moją obecnością. Również się do niej uśmiechnąłem
i ukucnąłem nad jej buzią.
- I widzisz, Ala. Trochę
nam tu nabroiłaś – powiedziałem wesoło, głaskając ją po
główce. Czułem piorunujące spojrzenie brunetki na sobie. O dziwo,
na ustach jej córki zagościł lekki uśmiech.
- Chciałam się tylko
pobawić, mamo. Nie wiedziałam, że spadnę – powiedziała
skruszona.
- Już dobrze. Przecież
wiesz, że nie jestem na ciebie zła. Ale musisz być bardziej
ostrożna, bo widzisz jak to się może skończyć – odparła.
Dziewczynka pokiwała na zgodę.
Po chwili do pomieszczania
ponownie weszła pielęgniarka z wielką miską w ręku. Zauważyłem
strach w oczach dziecka.
- To co, gotowa? Jak
będziesz dzielna to dostaniesz od nas takie kolorowe plasterki i
naklejki – uśmiechnęła się do niej kobieta w średnim wieku. Ta
nic nie odpowiedziała. Odsunąłem się kawałek, by pozwolić
lekarzowi podnieść małą do pozycji siedzącej. Brunetka nie
odstępowała jej na krok. Nie obyło się to oczywiście bez
kolejnej fali płaczu. Widziałem jak jej mama patrzy z troską na
córkę i w duchu pragnie zabrać całe to cierpienie na siebie.
Lekarz i pielęgniarka
zabrali się do pracy.
- Mamo, ja nie chcę –
żaliła się i początkowo próbowała wyrwać od lekarza. Monika
chwyciła córkę nieco mocniej, by ją unieruchomić.
- Kochanie, zaraz będzie
po wszystkim. Obiecuję – szeptała jej do ucha.
Wpadłem na pewien pomysł.
Stanąłem tuż za lekarzem i pielęgniarką tak, by być naprzeciwko
małej. Spojrzała na mnie zaszklonymi oczkami.
- Ala, a pamiętasz jak
wspominałem, że zabiorę cię na taki prawdziwy trening? -
uśmiechnąłem się do niej promiennie – jak będziesz grzeczna to
wybierzemy się tam już niedługo.
- Naprawdę? - mała
skupiła całą uwagę na mojej osobie. Przez chwilę nie przejmowała
się tym, że lekarz właśnie zakłada jej opatrunek.
- No jasne – puściłem
jej oczko – jakbyś chciała to udałoby mi się nawet zaprosić
Morgiego – dodałem.
-
Żartujesz? - dziewczynka spojrzała na twarz swojej rodzicielki. Ta
wydawała się nieco zdezorientowana – mamo, naprawdę? Będę
mogła iść?
- Skoro Gregor ci obiecał
– powiedziała po chwili wahania – to ja chyba nie mam nic do
powiedzenia – uśmiechnęła się lekko do córki a potem spojrzała
na mnie przenikliwie.
- Huraaa! - krzyknęła
choć zaraz ponownie na jej buzi pojawił się grymas. Zacząłem
pokazywać jej jakieś śmieszne minki. Początkowo dziewczynka nie
bardzo chciała na to patrzeć, lecz po czasie udało mi się po raz
kolejny odwrócić jej uwagę. Trwało to na tyle długo, że lekarz
zdążył założyć jej gips.
- No i gotowe, królewno –
uśmiechnął się do niej – a oto nagroda. Proszę bardzo –
podał małej niewielką paczuszkę z obiecanym upominkiem.
- Co się mówi, Ala? -
odezwała się brunetka.
- Dziękuję bardzo –
uśmiechnęła się do niego lekko. Po chwili obie wstały z łóżka
i kobieta narzuciła dziecku jej kurteczkę.
- Proszę się do mnie
zgłosić tak za dwa tygodnie – powiedział lekarz, zdejmując
rękawiczki – zobaczymy jak tam goi się nasza kość.
- Oczywiście, dziękujemy
panie doktorze – powiedziała z ulgą.
Po krótkim „do
widzenia” całą trójką opuściliśmy salę. Kobieta wzięła
dziewczynkę za zdrową rączkę i ruszyliśmy ku wyjściu.
- Ooo i
nasza księżniczka już prawie wyleczona – odezwała się jedna z
pielęgniarek siedzących za ladą – a mama z tatą tak się o
ciebie martwili jak tutaj weszli – uśmiechnęła się do niej
pogodnie. Oboje z Moniką spojrzeliśmy na siebie równocześnie.
Żadne z nas nie skomentowało tych słów.
- Dobranoc! -
odpowiedziała mała. Po kilku minutach byliśmy już w moim
samochodzie.
- Zasnęła
– usłyszałem szept brunetki i spojrzałem w lusterko wsteczne.
Kobieta usiadła z tyłu wraz z dzieckiem, nie chcąc ani na moment
zostawiać jej samej.
- Miała dość wrażeń
jak na jeden wieczór – odpowiedziałem. Wjechaliśmy na teren ich
osiedla. Zaparkowałem auto pod odpowiednim blokiem i wysiadłem ze
środka.
- Daj
spokój, ja ją zaniosę – powiedziałem kiedy kobieta miała
zamiar wziąć na ręce śpiące dziecko. Chwyciłem małą
najdelikatniej jak tylko umiałem i przytuliłem do siebie. Weszliśmy
po cichu na klatkę schodową. Powoli dotarliśmy
na górę. Brunetka otworzyła drzwi do swojego mieszkania a ja
udałem się prosto do pokoju dziewczynki. Monika zapaliła lampkę
nocną przy jej łóżku i odchyliła kołdrę. Ułożyłem na nim
wciąż śpiącą dziewczynkę, wcześniej zdejmując
z jej ramion czerwoną kurteczkę. Pozbawiłem
małej jeszcze zbędnej pary butów. Następnie
delikatnie przykryłem ją kołdrą. Nie wiem dlaczego, ale
zapragnąłem pocałować ją w tą śliczną główkę. Zaskoczyłem
sam siebie decydując się na ten prosty gest. Kątem
oka zobaczyłem jak niewielki kotek wskakuje na łóżko swojej pani,
przeciąga się a potem układa obok, nie szczędząc sobie
zadowalającego mruczenia.
Nie chcąc przeszkadzać
małej w błogim odpoczynku, wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się do
kuchni.
-
Dziękuję ci, Gregor – usłyszałem jej cichy głos – tylko
teraz goście w restauracji nie mają swojego szofera.
- Nie ma za co –
uśmiechnąłem się delikatnie chowając ręce w kieszeniach –
przynajmniej bezpiecznie dotarłyście do domu. A oni powinni jakoś
sobie poradzić do czasu aż wrócę. Nie jest jeszcze tak strasznie
późno.
- Przepraszam cię za tą
scenę w szpitalu – patrzyłem na nią zdezorientowany – no
wiesz...za tego „tatę” - szepnęła.
- Nie musisz mnie za to
przepraszać. Poza tym, nawet mi się to spodobało – co ty znowu
mówisz, idioto? Widziałem jej zdumiony wzrok.
- Nie chcę nic mówić,
ale wzięli nas co najmniej za parę – powiedziała.
- I co z tego? - te słowa
z pewnością nie płynęły z mojej tępej łepetyny. Nie chcąc się
bardziej skompromitować, zmieniłem temat.
- Kiedy zobaczyłem cię w
tej sali to wydawałaś się bardzo przejęta.
- A która matka by nie
była? - spytała retorycznie – bałam się o nią jak cholera.
Przecież to tylko małe dziecko. Powinnam się nią lepiej opiekować
– westchnęła i spojrzała w dół.
- No co ty mówisz? -
podszedłem do niej – opiekujesz się nią tak jak najlepiej
potrafisz. W dodatku sama. Nie możesz wiecznie sobie wmawiać, że
wszystko robisz źle – mimowolnie pogładziłem ją po ramieniu.
- Za to ty o dziwo
okazałeś się naprawdę pomocny – na jej ustach zagościł lekki
uśmiech – gdybyś tak nie odwrócił uwagi małej to zapewne jej
płacz słyszałaby połowa szpitala – zaśmiałem się.
- Hej, to chyba pierwszy
komplement, jaki od ciebie usłyszałem – odparłem.
- To lepiej ciesz się
póki możesz, bo nie wiem czy doczekasz się następnych –
odpowiedziała. Zmarszczyłem brwi.
- Naprawdę jestem taki
okropny? - spytałem.
- Jesteś
przede wszystkim nieuczciwy – spojrzała mi odważnie w oczy –
mówisz i robisz rzeczy, które są nie fair wobec Sandry. Z resztą
dziś mi powiedziała, że podejrzewa cię o zdradę – to ostatnie
zdanie nieco mnie zamurowało.
- Sądzi,
że udajesz jedynie przed nią, że wszystko jest w
porządku a tak naprawdę masz kogoś na
boku – dodała. Odwróciłem się od niej i zrobiłem kilka kroków
do przodu, przecierając twarz. Nie brałem pod uwagi takiego obrotu
sprawy. Mimo tego, że moje uczucia wobec blondynki już oziębły to
nie chciałem jej krzywdzić. Nie zasługiwała na to.
- Gregor, nie wiem, co
będzie z wami dalej. Zrozum, że nie chcę stawać na drodze do
waszego szczęścia..
- Jakiego szczęścia,
Monika? - odwróciłem się do niej ponownie – ja jej już nie
kocham, rozumiesz? - stanąłem na tyle blisko, by móc poczuć
zapach jej ciała. - dobrze wiesz, co się ze mną przy tobie dzieje
– patrzyłem jej prosto w oczy.
- Błagam
cię człowieku, daj mi wreszcie spokój – powiedziała z
pretensją w głosie i odsunęła się ode
mnie – czy ty siebie słyszysz? Jak teraz sobie to wszystko
wyobrażasz?
- Dobrze, mam propozycję
– ponownie znalazłem się w bliskiej odległości od niej –
jeśli w tym momencie powiesz mi prosto w oczy, że nic do mnie nie
czujesz, to dam ci spokój - patrzyłem w jej ciemne oczy z
intensywnością.
- Nic do ciebie nie czuję,
Gregor – odpowiedziała. Widziałem w jej oczach determinację.
-
Kłamiesz – nie marnując czasu ująłem
jej twarz w swoje dłonie i wpiłem się w jej usta. Tym razem mnie
nie odepchnęła. Wręcz przeciwnie. Poczułem jak obejmuje mnie za
szyję i staje na palcach, by się ze mną zrównać. Na takie
pozwolenie czekałem. Objąłem ją mocno w talii i przyciągnąłem
do siebie. Nasze splecione języki grały istny taniec miłości.
Właśnie to jest to, czego tak bardzo pragnąłem.
Ten moment przekonał mnie o wszystkim a wszelkie wątpliwości
zostały rozwiane. Przycisnąłem ją do jednego z blatów i wciąż
nie przestawałem zaborczo całować. Podniecenie, które rosło we
mnie z każdą chwilą było niemalże nie do pokonania. Ostatkami
sił zdołałem oderwać się od jej słodkich ust. Otworzyła oczy.
Utkwiłem w nich głębokie spojrzenie i ostatni raz musnąłem jej
usta, lekko przygryzając dolną wargę.
- Nadal
podtrzymujesz, że nic do mnie nie czujesz? - szepnąłem. Nie
musiała nic mówić.
Doskonale znałem odpowiedź.
Puściłem jej ciało i
odsunąłem się na kilka metrów.
- Nie
wiem, jak masz zamiar dalej żyć z tą świadomością, bo ja już
nie umiem. I nie chcę – na twarzy
dziewczyny malowało się zdumienie -
Zastanów się lepiej
nad tym – nie czekałem, aż się
odezwie. Szybkim krokiem wyszedłem z kuchni a potem z samego
mieszkania. To był cud, że nie zabiłem się na tych schodach i
jakoś dotarłem do auta. Wsiadłem na fotel kierowcy i oparłem
czoło o kierownicę.
- Wszystko robisz źle,
Schlierenzauer. Spieprzysz życie im obu – wziąłem kilka
głębszych oddechów. Następnie uruchomiłem silnik i skierowałem
się do „Le Ciel”.
**
Co sądzicie?
Wydaje się, że właśnie mamy punkt dla Gregora. Ciekawe czy długo nacieszy się tym triumfem? :)