Nareszcie udało mi się
złapać oddech. Chłonęłam w siebie powietrze,
powoli pozbywając się tego nieprzyjemnego uczucia. Zaczęłam
panicznie rozglądać się wokół. Nie wiedziałam, gdzie jestem.
Nie wiedziałam, co tutaj robię. Nie wiedziałam..
- Witamy z powrotem wśród
żywych, pani Moniko – usłyszałam czyjś głos. Po chwili u
mojego boku pojawił się jakiś mężczyzna ubrany na biało, z
zawieszonym na szyi stetoskopem. Wywnioskowałam, że to lekarz.
Uśmiechał się do mnie dziwacznie a potem zaczął świecić
mini-latarką po oczach, co wzbudziło we mnie jedynie irytację.
Odruchowo zacisnęłam powieki, chcąc uchronić się przed
nieproszonym światłem.
- Proszę wytrzymać
jeszcze momencik – powiedział, dostrzegając moje
zniecierpliwienie. Gdy moje oczy przestały łzawić, zauważyłam
niewielki tłum ludzi, krążących wokół łóżka, które zajmuje.
Każde z nich dotykało mnie w różnych miejscach albo coś
sprawdzało. Byłam i tak kompletnie zdezorientowana.
- Jak się pani czuje,
pani Moniko? Czy w ogóle nas pani słyszy? - zdawał się po raz
kolejny zwracać do mnie. Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam
w stanie wydusić z siebie słowa. Usta miałam suche i spierzchłe a
z gardła nie chciał wydobyć się żaden dźwięk.
- Ja..
- Podajcie jej wody. Tylko
odrobinę – powiedział, przypatrując mi się z uwagą – proszę
być spokojną. Jestem pani lekarzem prowadzącym. Operowałem panią.
Czy pamięta pani, dlaczego się tu znalazła?
Czyli jednak jestem w
szpitalu? Próbowałam skupić myśli i przypomnieć sobie wszystko,
lecz w mojej głowie była pustka. Nie wiem, dlaczego tutaj jestem i
co się w ogóle stało.
Spojrzałam na niego
spanikowana i pokręciłam głową.
- No tak. To się może
zdarzać po wybudzeniu. W końcu spała pani ponad 3 tygodnie.
3
tygodnie?! Byłam tyle czasu w śpiączce? O cholera, ale co się
stało? W międzyczasie podeszła do mnie pielęgniarka i podstawiła
do ust plastikowy kubek. Wzięłam kilka
niewielkich łyków, a od samego przełykania zaczęło mnie boleć
gardło. Czułam się okropnie.
- W ogóle cokolwiek pani
pamięta? - czy on musi zadawać mi tyle pytań w tak krótkim
czasie? Bałam się. Panicznie się bałam. Bo nie pamiętam nic. Co
się wydarzyło, dlaczego ani nawet jak się nazywam..
- Pani Gellert.. -
mężczyzna zaczął się niepokoić.
- Ja...
- Jest pani w szpitalu w
Innsbrucku – znów mi przerwał – 3 tygodnie temu została pani
potrącona przez samochód w wyniku czego w pani mózgu pojawił się
dość poważny obrzęk. Z tego powodu wprowadziliśmy panią w stan
śpiączki farmakologicznej, z którego zaczęliśmy panią
wyprowadzać po około tygodniu. Niestety, nic to nie dało –
wyjaśnił.
- Aż trzy tygodnie? - to
były pierwsze sensowne słowa, jaki wypowiedziałam.
- Aż trzy, aż trzy –
dodał z lekkim uśmiechem na ustach – wszyscy tu na panią
czekali. Mama, rodzeństwo, chłopak, córka.
- Córka?! - pisnęłam
nienaturalnym głosem, patrząc na niego tępo. Zmarszczył brwi. To
ja mam dziecko? O Boże. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, co
zaraz zostało odzwierciedlone na monitorze. Mężczyzna milczał.
Wciąż mi się przyglądał.
- Proszę się mi
przedstawić i powiedzieć kilka słów o sobie – powiedział w
końcu. I znów nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Oblał mnie
zimny pot.
- Nazywam
się...Monika...Gellert – ucieszyłam się w duchu, że
zapamiętałam to nazwisko już na samym początku. Głos mi drżał.
- Coś więcej, pani
Moniko – dodał. Obróciłam głowę w drugą stronę. Chciałam mu
powiedzieć, ale nie wiedziałam, co.
- Ja...nie wiem... -
wyszeptałam, czując jak po moich policzkach spływa kilka
pierwszych łez – nie wiem..nie pamiętam..
- O cholera... - wymknęło
mu się. Spojrzałam na niego wielkimi oczami – chyba mamy
problem..
- Możesz jechać trochę
wolniej? - syknął w moim kierunku. Uśmiechnąłem się chytrze pod
nosem i przycisnąłem pedał gazu – pozabijasz nas!! - krzyknął
ponownie.
- Czy byłbyś tak
uprzejmy i wyjaśnił mi, po jaką cholerę ja cię w ogóle ze sobą
zabrałem? - odparłem obojętnym tonem, nie zaszczycając go nawet
spojrzeniem.
- Bo mam takie samo prawo
jak ty ją zobaczyć. Jest matką mojego dziecka – odpowiedział.
Zacząłem się powoli wkurzać.
- Twojego? Przecież ty
nigdy nie byłeś dla niej ojcem. Zostawiłeś ją. Nie opiekowałeś
się. Człowieku, weź się dłużej nie kompromituj.
- W dupie mam twoje
zdanie, Schlierenzauer – rzucił – może i popełniłem kilka
błędów, ale mam zamiar to wszystko naprawić.
- Zaraz się przekonasz,
że na to dawno za późno. Nigdy ci ich nie oddam. Alicja kocha mnie
a ja ją. Stworzę jej prawdziwy dom a ty tu jesteś w ogóle
niepotrzebny – odparłem stanowczo nie spuszczając wzroku z drogi
przede mną. Karl nic nie odpowiedział. I bardzo dobrze, bo w tym
momencie nie mam ochoty na zbędne dyskusje.
W szpitalu dowiedziałem
się, że nie zdążyli jej jeszcze przenieść na inny oddział,
więc bez problemu razem z brunetem dotarliśmy pod odpowiednią
salę. Irytowała mnie jego obecność tutaj, ale nie to było teraz
najważniejsze.
Miałem zamiar wbiec do
pomieszczenia i rzucić się u jej stóp. Zobaczyć jej uśmiech i
zagłębić się w tych ciemnych oczach. Pragnąłem ją zobaczyć.
Porozmawiać z nią. Przytulić.
Okazało się, że
niestety są to marzenia ściętej głowy. Kiedy tylko znalazłem się
w korytarzu, gdzie znajdowała się sala Moniki, naprzeciw mnie
wyszedł jej lekarz. Minę miał nietęgą. Momentalnie się
przeraziłem. Gdyby miał dla mnie jakiekolwiek dobre informacje, to
raczej biegłby w moim kierunku w podskokach. Gdzieś dalej stała
siostra Inga a ujrzawszy nas dwóch uśmiech znikł z jej twarzy. Coś
jest nie tak. Wiedziałem to.
- Panie Schlierenzauer –
odezwał się siwy lekarz, gdy do nas podszedł. Skinąłem mu lekko
głową.
- Doktorze..
- Niech pan się nie
martwi. Pani Monika naprawdę się wybudziła i to nie był żaden
fałszywy alarm – w pewnym sensie kamień spadł mi z serca.
Poczułem częściową ulgę.
- ale.. - zacząłem,
widząc, że mężczyzna ma mi coś jeszcze do przekazania.
- No właśnie...jest
pewne „ale”, które braliśmy pod uwagę, lecz nie chcieliśmy
państwa niepotrzebnie niepokoić.. - kontynuował, patrząc na nas
obydwu niepewnie. Razem z Karlem niechętnie wymieniliśmy
spojrzenia. W jego oczach zauważyłem panikę. Czyli jednak się o
nią martwi.
- Doktorze, błagam. Niech
pan wreszcie powie, o co chodzi – ponagliłem go, zirytowany. Serce
znów przyspieszyło swój rytm, a w głowie pojawiło się tysiące
scenariuszy.
- Po wstępnych badaniach
nie stwierdziliśmy żadnych uszkodzeń ciała. Rdzeń kręgowy nie
został naruszony, a więc pani Gellert ma czucie w kończynach i
myślę, że po kilkutygodniowej rehabilitacji będzie w stanie
samodzielnie się poruszać – wyjaśnił rzeczowym tonem.
Odetchnąłem głęboko. A więc nie czeka jej żaden wózek i żadne
kalectwo. Będzie w pełni sprawna!
- Czyli wszystko z nią w
porządku? - spytałem, a na moich ustach pojawił się blady
uśmiech. Lekarz jednak nadal zachowywał kamienną minę. Tym razem
przeraziłem się nie na żarty.
- Bardzo mi przykro,
ale...niestety muszę panów poinformować, że u pacjentki wystąpiła
amnezja. Nie pamięta niczego ze swojego życia, które prowadziła
przed wypadkiem. Miała nawet problemy ze swoją tożsamością.. -
powiedział. Oczy wyszły mi z orbit. To niemożliwe. Nie, nie, nie.
Do jasnej cholery, NIE! Dlaczego wszystko musi się pieprzyć?! Czy
musimy płacić taką karę za to, że po prostu się w sobie
zakochaliśmy? Wróć, ja ją kocham, bo ona nawet nie pamięta o
moim istnieniu. Nie pamięta o naszym uczuciu. O Alicji. O niczym.
Nie zastanawiałem się
długo i w mgnieniu oka wyminąłem starszego mężczyznę. Próbowali
mnie zatrzymać, ale na nic się to im zdało. Z impetem otworzyłem
drzwi do jej sali i stanąłem na środku pomieszczenia. Leżała
odwrócona twarzą w drugą stronę. Gdy usłyszała trzask
otwieranych drzwi, spojrzała w moim kierunku.
Odwróciłam się
odruchowo, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Nawet lekko się
wystraszyłam, bo ta osoba niemal wtargnęła do sali. Po chwili
zobaczyłam mężczyznę. Był bardzo szczupły i wysoki. Miał
ciemne blond włosy i ciepłe, brązowe tęczówki, w których teraz
malowała się panika. Patrzyliśmy tak na siebie przez jakiś czas.
Milczeliśmy. Ja, bo nie wiedziałam, kim on w ogóle jest i bojąca
się wypowiedzieć choćby jedno słowo. On zapewne dlatego, że był
w szoku.
- Moni... - wyszeptał tak
czułym głosem, przepełnionym żalem i bólem. Nie potrafiłam
dłużej podtrzymywać tego spojrzenia. Było zbyt intensywne i takie
zbyt...intymne. Miałam wrażenie, że zaraz się zarumienię.
- Hej, nie bój się –
dodał, widząc moje zmieszanie a potem usłyszałam jak powoli do
mnie podchodzi. Głowę nadal trzymałam spuszczoną.
- Skarbie, to ja, Gregor.
Powiedz, że mnie pamiętasz... - o Boże. Skarbie? Czyli to on był
moim chłopakiem? Rozchyliłam nieco usta a potem znów podniosłam
na niego wzrok.
- Przepraszam, ale...ja
naprawdę nie wiem, kim jesteś. Niczego nie pamiętam – zdołałam
wydukać drżącym głosem. Na jego twarzy malował się ogromny
zawód. Jednak już po chwili posłał mi najpiękniejszy uśmiech,
jaki mogłam sobie wyobrazić.
- Cii...spokojnie –
nagle poczułam, jak łapie mnie za dłoń. Mój wzrok powędrował w
tym kierunku. Jego dotyk był jak oparzenie. Jednak byłam już i tak
dostatecznie wystraszona. Dla mnie w tym momencie ten facet był
zupełnie obcym człowiekiem. Dlatego machinalnie wyrwałam mu dłoń
z jego uścisku.
- Przepraszam.. - bąknął.
Znów spojrzałam mu w oczy. Miały taki specyficzny odcień.
Brąz...ciemny i głęboki. Czekoladowy. Czekoladowe spojrzenie. O
tak, jeśli był moim chłopakiem, to z pewnością kochałam jego
oczy.
- My.. - zaczęłam pod
dłuższej ciszy – my..byliśmy razem, prawda? - spytałam cicho.
- Można tak powiedzieć –
odpowiedział. Zmarszczyłam brwi. Chciałam zapytać go o to
ostatnie zdanie, ale ktoś ponownie wkroczył nieproszony do mojej
sali.
- Monika, Boże, ty
żyjesz! - usłyszałam podniesiony ton. Szatyn momentalnie stanął
wyprostowany, mierząc karcącym wzrokiem drugiego z mężczyzn.
Bruneta. Równie przystojnego.
- Nikt cię tu nie
zapraszał – syknął „mój chłopak”.
- W dupie mam twoje zdanie
– rzucił a potem znów na mnie spojrzał – Moni, jak się
czujesz? To ja, Karl. - zrobił kilka kroków w moją stronę, ale
drogę zagrodził mu drugi z nich.
- Spieprzaj.
- Sam stąd spieprzaj,
Schlierenzauer.
- Nie będę z tobą
dyskutował!
- Już ci powtarzałem, że
nie interesuje mnie twoje zdanie!
- Wynocha! -
przysłuchiwałam się tej wymianie zdań z narastającym napięciem.
Dwóch obcych mi mężczyzn właśnie awanturowało się przy moim
łóżku a ja nie potrafiłam nic zrobić.
Zaczęłam głęboko
oddychać, gdyż poczułam, jakby brakowało mi powietrza. Przed
oczami ujrzałam wirujące mroczki. Nie wiem, kiedy, ale poczułam
jak ktoś nade mną krąży a potem wstrzykuję mi coś w żyłę. W
mojej głowie zapanował chaos.
- Czy wyście do cholery
poszaleli?! Przecież ona teraz potrzebuje spokoju a nie dwóch
kłócących się głąbów, których i tak nie pamięta! Jak macie
się w ten sposób zachowywać, to żaden z was już więcej nie
wejdzie do tej sali! - obaj staliśmy przed tęgą pielęgniarką ze
spuszczonymi głowami. Czułem się jak niesforny kilkulatek. I tak
też się zachowałem. Dałem się mu sprowokować i ponieść
emocjom wiedząc, w jakim stanie jest brunetka. Dlatego ten ochrzan
przyjąłem z pokorą.
- Niech siostra tego nie
robi. Błagam – poprosiłem cicho, nie patrząc jej w oczy.
- No co jak co, ale po
panu się tego nie spodziewałam, panie Schlierenzauer. Do tej pory
zachowywał się pan nienagannie. Byłam pod wrażeniem tej chęci
opieki nad pacjentką a w tym momencie jestem zawiedziona. To nie
jest żaden cyrk, ale szpital! Należy zachować tu spokój! -
ciągnęła swój wywód.
- Pozwoli mi pani do niej
jeszcze wejść? - postanowiłem na nią spojrzeć. To głupie, ale
moje spojrzenie zawsze w jakiś sposób działało na kobiety. Tak
też było i teraz. Wyraz jej twarzy wyraźnie złagodniał. Wahała
się, ale po chwili odparła:
- Wpuszczę pana pod
warunkiem, że taka sytuacja się nigdy więcej nie powtórzy –
powiedziała już nieco spokojniej. Przytaknąłem kilka razy na
zgodę.
- a ja? - odezwał się
ten przydupas. Westchnąłem głośno, unosząc oczy ku niebu.
- A pana nawet dobrze nie
znam i nie mam zamiaru ryzykować – odpowiedziała oschle.
- Przecież to matka
mojego dziecka!
- Już ja dobrze wiem,
jaki z pana tatuś. Żegnam! - odpowiedziała drwiąco i po chwili
już jej nie było. Posłałem brunetowi jedynie mordercze spojrzenie
i ponownie udałem się do dobrze znanej mi sali.
Po raz kolejny usłyszałam
dźwięk uchylanych drzwi. Tym razem jednak ktoś nie chciał narobić
za wiele hałasu. Ponownie ujrzałam przed sobą Gregora. I ponownie
byłam cała spięta.
- Możemy porozmawiać? -
spytał cichym głosem. Skinęłam głową na zgodę a szatyn wziął
stojący obok taboret i przysunął go możliwie najbliżej łóżka,
po czym zajął na nim miejsce. Było już grubo po północy i
dziwiłam się, że wpuszczają go do mnie o tak późnej porze. Cóż,
musiał tu być na jakichś specjalnych warunkach.
W całej sali panował
półmrok rozświetlany jedynie niewielką lampką, stojącą na
stoliku obok. Tworzyło to nieco specyficzną atmosferę.
- Przepraszam za tą
akcję. Nie chciałem się tak zachować...jak jakiś bachor.. - był
wyraźnie skruszony i żałował swojego postępowania. Mimo wszystko
uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
- Już wszystko w porządku
– odpowiedziałam. Dziwnie czułam się w jego towarzystwie. Nie
wiem tylko, czy był to efekt tego, że to właśnie on był
wybrankiem mojego serca, czy po prostu ten facet w jakiś sposób na
mnie działa.
- Jak się czujesz? -
spytał.
- Poza tym, że boli mnie
każda kość, rozsadza mi czaszkę i mam wrażenie jakbym była
naćpana to dobrze – odparłam. Zaśmiał się krótko. Miał
piękny uśmiech.
- Cała ty – po prostu
stwierdził. Spoważniałam. No właśnie, jaka ja w ogóle jestem?
- Kim był ten drugi
facet? - spytałam, by zmienić temat. Na razie jest czas na ogólne
pytania.
- To był Karl –
odpowiedział z wyraźną niechęcią, wypowiadając jego imię –
ojciec twojej córki, Alicji – otworzyłam usta ze zdziwienia. Moje
życie musiało być bardzo pokomplikowane.
- Myślałam...że to ty
jesteś jej ojcem.. - nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Tym razem
nie potrafiłam odgadnąć, o czym myśli. Minę miał skupioną i
przypatrywał mi się z zainteresowaniem.
- Znamy się bardzo
krótko...a poza tym..myślę, że najlepiej byłoby zacząć
wszystko od nowa.
I opowiedział mi całą
historię. O pracy w jego restauracji, o tym, jak go zauroczyłam. O
Sandrze i o wypadku. O mojej małej Alicji i o tym, co się działo w
moim życiu zanim mnie poznał, opierając się na wszystkich
historiach, jakie usłyszał ode mnie i od mojej rodziny. Po
wysłuchaniu wszystkiego, co miał mi do powiedzenia musiałam
stwierdzić, że tak naprawdę całe moje dotychczasowe życie było
do dupy. Oprócz dziecka i pracy nic mi nie wyszło. Byłam samotną
matką, muszącą radzić sobie w obcym kraju. Dopiero poznanie
Gregora dodało mu kolorów. Jednak i ta nadzieja szybko legła w
gruzach a miłość do niego okazała się największą trucizną.
- Jaka ona jest? -
spytałam, kiedy każde z nas zagłębiło się w swoich myślach –
moja Ala? - szatyn nie krył radości i szczęścia na dźwięk
imienia dziewczynki. Wiem, że się nią przez ten cały czas
opiekował, ale miałam wrażenie, że łączy ich jakaś silna
relacja.
- Jest cudowna –
powiedział to takim czułym głosem, a jego oczy błyszczały –
jest radosnym, inteligentnym i odważnym dzieckiem. Wychowujesz
naprawdę wspaniałą córkę – dodał, uśmiechając się do mnie
pogodnie.
- Czy ona..jest dla ciebie
ważna? No wiesz...czy traktowałeś nas poważnie. W końcu tak
jakby świadomie zakochałeś się w kobiecie z dzieckiem - spytałam
ponownie, patrząc mu w oczy. Spoważniał. Na początku nieco
wystraszyła mnie ta diametralna zmiana nastroju.
- Traktuje ją jak własną
córkę i ty dobrze o tym wiedziałaś. Nie pozwolę jej sobie sobie
odebrać.
- Ale kto miałby ją niby
odebrać? - teraz to już mnie przerażał.
- Karl – wycedził przez
zęby – pojawił się w waszym życiu jak jakiś syn marnotrawny i
łudzi się, że odzyska rodzinę, którą porzucił. Dobre sobie.. -
prychnął.
- Boisz się? - spojrzał
na mnie.
- Cholernie, Monika –
odpowiedział zupełnie poważnie – boję się, że mi ją
zabierze. Ma do tego pełne prawo. Chciałbym stworzyć jej dom,
rodzinę...ale w obliczu prawa nie mam na to żadnych szans –
odparł zrezygnowany i potarł twarz dłońmi.
- Gregor...wybacz –
odezwałam się niepewnie, spuszczając wzrok – wierz, że niczego
nie pamiętam. Ja..nie gwarantuję ci, że to..co nas łączyło
wróci. Dla mnie w tym momencie jesteś kimś zupełnie obcym. Ba,
sama dla siebie czuję się obca – westchnęłam – nie wiadomo,
ile to potrwa a może być tak, że w ogóle..
- Cii – nagle poczułam
jego palec na swoich ustach a nasze twarze dzieliło jedynie kilka
centymetrów. Moje serce zaczęło bić dziesięc razy szybciej a
kiedy był tak blisko, ogarniało mnie niewytłumaczalne gorąco. Z
wrażenie wstrzymałam oddech.
- O nic się nie martw. Na
wszystko mamy czas – szepnął gdzieś przy moich ustach. Jego
spojrzenie same za siebie mówiło, że pragnie mnie pocałować. W
tym momencie byłam w kompletnej rozsypce, ale nie chciałam, żeby
to zrobił. Pokomplikowałby mi wszystko jeszcze bardziej, o ile to
możliwe.- kiedy wyjdziesz ze szpitala zabiorę was do siebie i się
wami zajmę. Nie bój się, na nic nie będę naciskał. - dodał.
- Przyprowadzisz ją do
mnie? - tym pytaniem zbiłam go z tropu. Musiałam coś zrobić, bo
widziałam, że jego usta były dosłownie kilka milimetrów od
moich, przez co czułam jego ciepły oddech, a gdy był tak blisko,
woń jego zmysłowych perfum.
Patrzył na mnie jeszcze
przez chwilę jakby nie rozumiejąc pytania, po czym wrócił na
swoje miejsce.
- Oczywiście. Jutro rano
będziemy – uśmiechnęłam się do niego lekko, bo nie wiedziałam,
co powiedzieć.
- Czyli jesteś skoczkiem
narciarskim? - Gregor poprawił się na krześle i chyba oboje
byliśmy zadowoleni z kolejnej zmiany tematu. Po chwili szatyn zaczął
opowiadać mi o sobie. Mimo tego, że byłam nadal słaba i zmęczona,
słuchałam jego historii, dopóki owo zmęczenie nie wzięło góry
i po prostu zasnęłam.
**
Witam ponownie pod dość długiej nieobecności!
Przepraszam, że do tej pory nic się tu nie pojawiło, ale miałam masę rzeczy na głowie. Praca, przeprowadzka, kilkudniowy wyjazd. Tak naprawdę dopiero dziś miałam czas cokolwiek stworzyć.
Jak Wam się podoba ten rozdział? Myślę, że powoli wszystko zaczyna się układać :)
Ktoś z Was był w Wiśle? Bo muszę się pochwalić, że ja tak i było cudownie! Miałam bardzo dobry widok na kilka znanych twarzy. Mówcie o swoich wrażeniach w komentarzach :)
Do zobaczenia,
Wasza Ann
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny ale trochę taki smutny
Mam nadzieję, że Monika przypomni sobie swoje dotychczasowe życie.
Myślę, że Gregor jej w tym pomoże.
Może obecność jego i Alicji przy boku Moniki pomoże jej przypomnieć sobie cokolwiek.
Czekam na kolejny
Buziaki :*
Melduję się ♥
OdpowiedzUsuńRozdział cudo *.* Naprawdę, jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak to wszystko opisałaś.
Widzę, że nie tylko u mnie jest smutno... :) Ale życie nie składa się w końcu tylko z samych sukcesów i przyjemności. Dobra wiadomość jest taka, że Monika wróciła do "świata żywych". A zła... że nic nie pamięta. Oby u boku Gregora wszystko sobie przypomniała. Na pewno będzie ją wspierał, widać, że mu na niej zależy. Obecność Alicji też będzie pozytywnie wpływać na jej powrót do dotychczasowego życia.
Ja również byłam w Wiśle i nadal to do mnie nie dociera :D Miło było znowu zobaczyć chłopaków, bo jednak na żywo to zupełnie co innego niż w telewizji :)
Weny i buziaki :**
PS. Zapraszam na dwunastkę ♥
Cześć !
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak długą nieobecność,ale już jestem !
Oczywiście genialny rozdział. Cieszę się,że piszesz tak długie rozdziały bo jest co czytać.
Gregor taki jak chciałam żeby był zawsze. Troskliwy i kochany. I mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Mam nadzieję, że ten Karl nie namąci za dużo. Chociaż teraz dużo się może zmienić.
Pozdrawiam. Do następnego i weny ;*
Witam! Przepraszam za spam, ale chciałabym Cię poinformować, że Twoje opowiadanie ma możliwość wzięcia udziału w II edycji konkursu na Skoczne Opowiadanie Wakacji! Dowiedz się więcej tutaj: http://skijumpinglover.blogspot.com/2015/08/konkurs-na-skoczne-opowiadanie-wakacji.html
OdpowiedzUsuń/wiadomość chciałam pozostawić w specjalnej zakładce, ale niestety na tym blogu nigdzie takowej nie mogę znaleźć/