Jechaliśmy ulicami
Innsbrucka. Ulicami, które wydawały się dla mnie zupełnie obce,
choć już trochę tutaj mieszkam. Rozglądałam
się zaciekawiona przez szybę auta, próbując rozpoznać mijane
miejsca, jednak nic z tego. Kompletnie ignorowałam rozmowę toczącą
się między mamą, Gregorem i Alicją. Byłam skupiona na własnych
myślach.
Co jakiś czas czułam na
sobie ukradkowe spojrzenia Gregora. Nie zwracałam na to uwagi.
Bardziej zainteresował mnie widok mosiężnych, wielkich Alp,
roztaczających się nad miastem. Miałam wrażenie, że już kiedyś
stałam tak, patrząc na te szczyty, i zachwycałam się ich
panoramą. Tak, gdzieś i kiedyś..
- Jesteśmy na miejscu –
usłyszałam głos szatyna. Zerknęłam na niego. Oczy mu błyszczały
a na twarz wkradł się dziwny, niczym chłopięcy urok. Wyraźnie
biło od niego podekscytowanie.
- Na miejscu? Czyli? -
spytałam cicho i poczęłam oglądać okolicę. Było to jakieś
osiedle, otoczone eleganckim ogrodzeniem. Wszędzie pełno było
zieleni, krzewów i drzew. Wszystko było takie..czyste i zadbane.
Takie...gustowne. No tak. Z pewnością było to prywatne osiedle.
- Tutaj mieszkam –
odpowiedział – masz prawo kompletnie nie kojarzyć tych stron, bo
do tej pory nigdy u mnie nie byłaś – dodał, chyba próbując
mnie pocieszyć. Uśmiechnęłam się do niego krzywo.
Cała trójka wypakowała
się już z samochodu, podczas gdy ja czekałam, aż szatyn poda mi
moje kule. Swobodne opuszczenie auta uniemożliwił mi jednak dość
silny ból po prawej stronie biodra. Syknęłam cicho, co nie uszło
uwadze Gregora.
- Chodź tutaj, pomogę ci
– powiedział, patrząc na mnie ze współczuciem. Chwyciłam się
jego silnego oparcia i powoli się podniosłam. Znów zawyłam z
bólu.
- Sama jestem dla ciebie
jak ta kula u nogi – skomentowałam moją nieudolną próbę
usamodzielnienia, kiedy już miałam po obu stronach swoje kule –
masz ze mną same kłopoty.
- Nawet tak nie mów –
odparł natychmiastowo – cały ten wypadek to moja wina. Teraz
czas, żebym mógł się jakoś zrehabilitować i o ciebie zadbać –
dodał, patrząc mi w oczy.
- Nie chcę, żebyś robił
to ze względu na poczucie winy..
- Robię to, bo po
pierwsze cię kocham a po drugie to mój obowiązek. Nie myśl, że
chcę ci pomóc z litości. Wiesz dobrze, jak jest...
Ruszyliśmy w stronę
wejścia do wieżowca. Nadal ciężko przychodziło mi poruszanie
się, dlatego ochoczo przyjęłam „asystę” Schlierenzauera.
- Spokojnie, mam tutaj
windę – po chwili całą czwórką znaleźliśmy się w
nowoczesnym holu a potem skierowaliśmy się w stronę wind. Po
zapakowaniu się do środka, szatyn nacisnął guzik z numerem 7.
- Wysoko –
skomentowałam. Uśmiechnął się.
- A jakie widoki na góry
– odpowiedział usatysfakcjonowany. Nic już się nie odezwałam.
- Gregor kupił mi takie
wielkie łóżko, mamo. Moglibyśmy spać tam nawet we trójkę! -
dodała uradowana dziewczynka. Spojrzałam na mężczyznę
zrezygnowana.
- Dlaczego wydawałeś
niepotrzebnie pieniądze? Trzeba było zabrać meble z mojego
mieszkania.
- Za dużo zachodu –
odparł beztrosko. Uniosłam do góry brew.
- Czyżby? Bo pojechanie
do salonu meblowego, zamówienie i przywiezienie nowych rzeczy tutaj
wydawało się o wiele mniej skomplikowane – odpowiedziałam
kwaśno.
- Stać mnie na to.
- To nie ma nic do rzeczy.
- Owszem, ma. Mam środki
na to, by was rozpieszczać – dodał zupełnie poważnie. - Nie
powinnaś zawracać sobie tym głowy.
Próbowałam ułożyć
sobie w myślach jakiś mocny argument, ale w tym samym czasie winda
zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Wysiadając z niej,
zaczęłam rozglądać się na boki. Z kolei moja córka oraz mama od
razu skierowały się pod właściwy numer mieszkania jakby doskonale
znały to miejsce.
Kiedy weszliśmy do
środka, zamurowało mnie jeszcze bardziej niż widok na zewnątrz.
Stanęłam jak wryta z rozchylonymi ustami, napawając wzrok
wszystkim wokół.
- Wow.. - wyrwało się z
moich ust.
- Prawda, że mam gust? -
odpowiedział niczym nie poruszony skoczek. Wysublimowany gust to
chyba za mało powiedziane jak na to, co się tutaj działo. Wszystko
takie nowoczesne, gustowne i wyrafinowane. On naprawdę był
cholernie bogaty.
- Ile ty masz właściwie
na koncie? - poczułam, że mam za sucho w ustach, wypowiadając te
słowa. On jedynie się zaśmiał.
- No..trochę tego jest.
Pare prestiżowych imprez to ja wygrałem... - dodał kąśliwie,
drapiąc się po głowie. Również się uśmiechnęłam.
- Nie sądziłam, że
wyrwę takiego nadzianego faceta.. - odpowiedziałam, wzdychając.
Nie wiem, jak zareagował na te słowa, więc ugryzłam się
delikatnie w wargę i zerknęłam na niego niepewnie. Przyglądał mi
się z nieukrywaną ciekawością.
- Nie rób takiej miny, bo
mam ochotę cię pocałować – powiedział zupełnie poważnie.
Uśmiech zszedł z moich ust. Odchrząknęłam głośno.
- Mamo! Chodź obejrzeć
mój pokój! - krzyknęła dziewczynka i złapała mnie za rękę,
zmuszając mnie tym samym do pójścia za nią. Znów syknęłam,
gdyż ból w biodrze dał o sobie znać.
- Kochanie, spokojniej.
Mamę jeszcze boli – skarciła ją babcia. Mała popatrzyła na
mnie z czułością w oczach.
- Przepraszam mamusiu... -
odezwała się skruszona.
- Już dobrze –
sięgnęłam do jej policzka i go pogłaskałam – chodź, pokaż mi
swoje królestwo.
- W takim razie ja idę
wstawić pranie. Wszystkie twoje rzeczy są w twojej sypialni –
dodała moja rodzicielka. Widocznie czuła się tu teraz jak pani
domu. Swoją drogą, Gregor musiał w tej kwestii być bardzo
liberalny. Albo było mu na rękę, że ktoś wykonuje za niego
wszystkie obowiązki domowe. Nagle do mojej głowy wdarły się myśli
o Sandrze. Zapewne to ona zajmowała się takimi sprawami, kiedy
mieszkali tutaj razem.
- Pokażesz mi resztę
domu? - odwróciłam się w stronę szatyna z lekkim uśmiechem,
odsuwając Sandrę gdzieś na sam koniec, w najgłębszy kąt
podświadomości.
- Jasne – odparł
wyraźnie zadowolony.
Po około godzinie
usiedliśmy razem do stołu, by zjeść obiad. Gregor posiadał
naprawdę wielki, mosiężny stół, przy którym mogłoby się
stołować pewnie i z 20 osób. Spokojnie mieścił się w tym 10
razy większym salonie...
- Po jutrze mam samolot do
Polski – odezwała się mama, kiedy oboje z Gregorem nakrywali do
stołu. Momentalnie oblał mnie zimny pot.
- Ale jak to? - wydusiłam
z siebie po paru chwilach – coś się stało?
- Kochanie, muszę wracać
do pracy. Będąc tutaj wykorzystałam praktycznie cały urlop roczny
no i zwolnienie lekarskie. Nie mogę po prostu dłużej zostać.. -
powiedziała, siadając naprzeciwko mnie. Spuściłam głowę.
Dopiero co tak naprawdę ją poznałam, była jedyną bliską mi
osobą w tej nowej, chorej rzeczywistości a już muszę się z nią
rozstać. Nie brałam takiej opcji pod uwagę.
- Wszystko będzie w
porządku. Zostawiam cię w najlepszych rękach – poczułam jak
łapie mnie za dłoń i mocno ją ściska – rzuciłabym tę pracę,
gdybym wiedziała, że nie mogę wyjechać, nie będąc pewną, że
zostaniecie tutaj bezpieczne i będziecie miały opiekę – dodała.
- Narobiłam ci samych
kłopotów – westchnęłam i spojrzałam na nią.
- O czym ty dziecko
mówisz? Przecież jestem twoją matką! To ty jesteś dla mnie
najważniejsza a nie jakaś tam praca. Jak miałabym nie opiekować
się tobą i Alą w takiej sytuacji? - odparła nieco ostrzej.
- Wiem.. - szepnęłam.
- Moni, wiesz, że nie
masz się o co martwić. Ze mną nie stanie wam się krzywda –
wtrącił się Gregor.
- Wiem.. - znów bąknęłam.
- Ale? - ciągnęła mama.
Spojrzałam to na jedno to na drugie.
- Gregor, błagam, tylko
nie myśl o mnie źle. Tu nie chodzi o to, że cokolwiek ci zarzucam.
Po prostu...mama to jest mama. Jest jedną z osób, które „poznałam”
po wybudzeniu. Nie mam nikogo. Czuję się tak samotnie i obco. Boję
się zostać bez rodziny...
- Wiem, rozumiem –
odpowiedział, patrząc mi ciepło w oczy – zrobię wszystko, żebyś
była tu szczęśliwa. Jeśli po jakimś czasie, kiedy już
wydobrzejesz, zdecydujesz, że nie chcesz już tu zostać, nie będę
cię zatrzymywał. Ale do tej pory masz zagwarantowaną moją opiekę
i ochronę – dodał, łapiąc moją dłoń i przykładając ją do
ust. Jakieś dziwne uczucie rozlało się po moim sercu.
- Dziękuję ci.
10 minut później miałam
przed sobą talerz z parującym jedzeniem. Wyglądało apetycznie i
zapach też nie był całkiem najgorszy, ale coś mi tu nie pasowało.
Chwyciłam nóż i widelec w dłonie, po czym odkroiłam sobie
kawałek mięsa i jak na jakiejś degustacji wzięłam go do ust.
Zaczęłam go przeżuwać. Powoli i spokojnie. Dwójka dorosłych
siedzących naprzeciwko patrzyła na mnie dziwnie. Zdawało mi się,
że na ich twarzach malowało się napięcie.
- Monika? - pierwszy
odezwał się szatyn – coś nie tak? - spytał, przenosząc wzrok z
mojego talerza na moje usta i wyczekując mojej odpowiedzi. Wreszcie
udało mi się przełknąć mięso. Po chwili uczyniłam to samo z
ryżem oraz warzywami. Wszystko osobno i skrupulatnie analizowałam.
- Kto gotował ryż z
warzywami? - spytałam chłodno, patrząc na oboje.
- Ja.. - bąknęła mama.
Patrzyłam na nią przez moment.
- Nieźle –
skomentowałam po kilkusekundowej ciszy. Na jej twarzy pojawiła się
ulga a sama uśmiechnęła się blado – tylko warzywa mogłaś
połączyć z ryżem zaraz po zdjęciu z pary, byłyby bardziej
soczyste – dodałam. Skąd ja brałam takie informacje?
- Dziękuję.. - szepnęła
i zabrała się za spożywanie swojej porcji.
- Jak mniemam, ty robiłeś
pieczeń – teraz zwracałam się do Gregora. Siedział jak
sparaliżowany, jakby czekał na wyrok.
- Tak.. - odparł
zmieszany. Był zestresowany.
Nie patrząc na niego,
odkroiłam kawałek pieczeni i podsunęłam mu bliżej talerz.
Ułożyłam splecione ręce na stole.
- Słucham? - patrzył na
mnie spanikowany.
- To ja słucham –
rzuciłam – co jest z tym mięsem nie tak?
Szatyn począł przyglądać
się kawałkowi pieczeni jak jakiemuś obiektowi badań. Biedny,
kręcił talerzem to w jedną, to w drugą stronę, ale wszystko na
nic. Główkował, spoglądał pod każdym kątem, zmrużał jedno i
drugie oko. Nic.
- Boże, nie wiem! - wydał
z siebie jęk rozpaczy a jego przerażone oczy mówiły jedno:
katastrofa. Z ledwością udało mi się ukryć uśmiech, który
chciał już zabłysnąć na moich ustach. Na szczęście tego nie
zauważył. Kątem oka dostrzegłam, że mama także lekko się
uśmiecha.
- Jest niedopieczone –
odpowiedziałam surowo. - spójrz, środek różni się zupełnie
kolorem od tego, co widać bliżej brzegu i na skórce – mówiąc
to, wskazałam mu palcem odpowiednie miejsce.
- O matko.. - wyrwało mu
się.
- No o matko, o matko! -
powtórzyłam, udając wzburzenie i wyprostowałam się na krześle.
- Ale to niemożliwe.
Zawsze każdy chwalił moją pieczeń. Wydawała się wyborna... -
powiedział łapiąc się za brodę. Wyglądał, jakby popadł w
czarną rozpacz.
- Jeszcze sos, Gregor –
odezwałam się. Przez chwilę pomyślałam sobie, że to grzech go
tak torturować. Fakt, wszystkie moje uwagi dotyczące posiłku były
trafne, jednak poznałby się na tym jedynie zawodowy kucharz. W
rzeczywistości jego danie było naprawdę smaczne.
- Co z nim nie tak?
- Źle go doprawiłeś –
westchnęłam – gdzie masz przyprawy? - podniosłam się powoli z
krzesła.
- W tej drugiej szafce u
góry od lewej.. - odpowiedział niepewnie. Kiedy szłam w tamtą
stronę, nie mogłam już się sama do siebie nie uśmiechnąć. Ta
sytuacja była przekomiczna. Pierwszy raz widzę Gregora tak
śmiertelnie przerażonego.
Otworzyłam szafkę i
przyjrzałam się całemu asortymentowi. Muszę jednak przyznać, że
chłopak zna się trochę na rzeczy. Cały ten „zestaw” robił
wrażenie.
Szybko wyciągnęłam
odpowiednie rzeczy i po kolei zaczęłam je dodawać do sosu. Nie
wiedziałam, co i ile mam wsypać. Robiłam to intuicyjnie. Po prostu
czułam, że tak powinno być.
- Gotowe! – oznajmiłam
reszcie. Chwyciłam łyżkę i spróbowałam doprawionego wywaru.
Przymknęłam oczy, rozkoszując się smakiem. Tak, teraz było
idealne.
Każdy z pozostałych
dostał po dużej łyżce sosu do swojego talerza. Owszem, szatyn
patrzył na mnie spod byka, ale nie omieszkał spróbować potrawy.
Widziałam po nim, że mu smakowało, choć starał zachowywać się
neutralnie i udawać, że nie zrobiło to na nim wrażenia.
Ucieszyłam się w duchu.
- Mamusiu, gotujesz
najlepiej na świecie! - krzyknęła Alicja – przepyszne!
- Dzięki, skarbie –
odpowiedziałam stanowczo i obdarzyłam go ciężkim spojrzeniem.
Niech sobie nie myśli, że we wszystkim jest taki najlepszy.
- To oczywiste. Przecież
ty masz po prostu talent do gotowania – dodała moja rodzicielka –
ale Gregora to już mogłaś oszczędzić – dodała ze śmiechem, a
ja już nie byłam w stanie się powstrzymać, by jej nie zawtórować.
Gregor patrzył na nas wrogo.
- To miała być kpina? -
spytał ironicznie. My znów się zaśmiałyśmy.
- Monika zawsze tak robi –
teraz to ja przypatrywałam się jej zaskoczona – kiedyś kazałam
Kasi zrobić dla was wszystkich obiad. Nie miałam jakoś czasu, bo
spieszyłam się do pracy. Skompromitowałaś ją wtedy na oczach jej
najlepszej przyjaciółki i chłopaka, który bardzo się jej podobał
i chciała mu zaimponować. - wyjaśniła z rozbawieniem.
- Jak to? - spytałam
szczerze zaintrygowana.
- Po prostu stwierdziłaś,
że jej obiad jest wstrętny i poprawiłaś go po swojemu. Oczywiście
wyszło o niebo lepiej i ten chłopak zamiast do niej, zaczął
zalecać się do ciebie. Kaśka nie odzywała się wtedy do ciebie
przez jakieś dwa tygodnie.
- Byłaś okrutna –
skomentował Gregor. Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Owszem, ale zdolna. Nie
bez przyczyny zdecydowałaś się na technikum gastronomiczne –
powiedziała ze wzruszeniem – a teraz stałaś się zdolną
kucharką na wysokim poziomie.
- Ale najlepsze dania
będziesz gotować tylko dla mnie, prawda? - tym razem odezwała się
Alicja. Uśmiechnęłam się promiennie i pogłaskałam małą po
główce.
- No oczywiście,
kochanie. Ty jesteś najważniejsza! - dodałam. Dziewczynka wyraźnie
się ucieszyła.
- No dobrze, jedzmy już,
bo wszystko wystygnie – powiedziała mama.
Gorąca, długa kąpiel.
Właśnie tego było mi trzeba po tym ciężkim dniu. I wreszcie
mogłam doprowadzić swoje ciało do porządku. Choć nieprzyjemna
depilacja zajęła mi sporo czasu, to poczułam się o niebo lepiej.
Cała łazienka należała tylko do mnie. Mogłam wlać sobie pełną
wannę wody z dodatkiem litrów przeróżnych płynów do kąpieli,
które kupił Gregor. Sądząc po opakowaniach, one też musiały być
drogie. A co mi tam. Może nigdy w życiu nie będę miała już
szansy na korzystanie z takich udogodnień.
Ubrałam na siebie czystą
pidżamę i na paluszkach wróciłam do swojego nowego pokoju. Alicja
i mama już dawno położyły się do łóżek i nie chciałam ich
budzić.
Stanęłam naprzeciwko
lustra i przyglądałam się swojemu odbiciu. Kilka tygodni w
szpitalu sprawiły, że nieco schudłam, ale wcale nie uważam, żebym
była wychudzona, jak sądzi Gregor. Poza tym jedyne ślady po
wypadku to blizna na czole i ogólne zmęczenie. Moja cera przybrała
szarawej barwy a oczy były podkrążone. Dobrze chociaż, że do
operacji nie ścinali mi włosów. To byłaby istna tragedia.
W spokoju rozczesałam
mokre włosy a potem powoli dowlekłam się do łóżka. Kąpiel na
chwilę uśmierzyła doskwierający ból, ale już czas by zażyć
kolejną dawkę leków przeciwbólowych i posmarować się maścią.
Przymknęłam oczy i już
byłam w półśnie, kiedy ktoś zapukał cicho do mojego pokoju a
potem się do niego wślizgnął. Nie musiałam patrzeć, żeby
odgadnąć, kto to.
- Śpisz? - szepnął.
- Nie, tylko odpoczywam od
ciebie – w tym momencie otworzyłam oczy i ujrzałam ból na jego
twarzy – no przecież żartuję – zapewniłam go.
- Masz dziś specyficzne
poczucie humoru – skomentował, nie szczędząc ironii.
Uśmiechnęłam się.
- Chodź tu i przestań
narzekać – wyciągnęłam do niego rękę a on w dwie sekundy
przemierzył szerokość pokoju i znalazł się tuż przy mnie.
- Jestem – przysiadł na
skrawku łóżka i złapał moją rękę. Chyba nie zamierzał
puszczać.
- Wiesz, mogłabym
wykorzystać cię do jakichś niecnych celów. Jesteś mi taki
posłuszny.
- Bardzo zabawne –
skwitował. Zaśmiałam się melodyjnie. On zareagował tym samym. Do
twarzy mu było z tym beztroskim śmiechem.
Podniosłam się na
łokciach, lecz ruch ten był stanowczo zbyt szybki. Zacisnęłam
zęby z bólu. Gregor oczywiście wszystko dostrzegł.
- Powinnaś uważać.
Jutro umawiam cię z naszym fizjoterapeutą. Trzeba zacząć
rehabilitację. - powiedział poważnie. Usiadł tuż za mną i
przytrzymywał mnie, by było mi wygodnie.
- Dziękuję ci za
wszystko – nie mogłam myśleć, kiedy czułam jego ciepłe ciało
tak blisko mojego. Odejmowało mi wtedy rozum.
- Nie musisz mi za nic
dziękować. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. - szepnął mi
do ucha a potem delikatnie pocałował mnie w skroń. Znów
przymknęłam oczy a moje usta mimowolnie się rozchyliły. Zaczęło
ogarniać mnie gorąco a oddech zdecydowanie przyspieszył.
- Wszystko w porządku? -
spytał, a w jego głosie słychać było niepokój.
- Tak..jest ok –
odpowiedziałam gardłowo. Żebyś tylko wiedział..oprócz tego, że
nabrałam ochoty byś włożył mi teraz rękę pod bluzkę od
pidżamy. Ale to przecież nic...
- Na pewno? - teraz i on
przybrał zmysłowy ton, od którego wirowało mi w głowie. Moje
ciało zaczęła ogarniać jakaś gorączka. Pragnęłam go.
- Idź już. Chciałabym
pójść spać – zdołałam wydusić z siebie. To, żeby wyszedł z
tego pokoju było ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwałam.
- W takim razie dobranoc –
pocałował mnie jeszcze we włosy a potem szybko wygramolił się z
łóżka. Poczułam ogromny zawód i pragnienie, by zawołać go z
powrotem, ale wiedziałam, że nie mogłam.
- Dobranoc, Gregor.
Spokojnych snów – uśmiechnęłam się, ale nie byłam w stanie na
niego spojrzeć.
- Tobie również –
mylisz się. Moje sny dzisiaj na pewno nie będą spokojne.
**
Witajcie po kolejnej długiej przerwie. Przepraszam, że tak rzadko piszę, ale po prostu nie mam weny a nadmiar obowiązków nie pozwala mi spokojnie skupić się na opowiadaniu. Obięcuję jednak dodać coś jeszcze do końca sierpnia.
Jak Wam idą przygotowania do rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego? Ja na szczęście zaczynam od października, ale dobiegające końca lato mnie dobija. Tym bardziej, że nie czuję, jakbym wykorzystała je do końca.
Wszystkiego dobrego i buziaczki :**
Ann
Zaklepuje pierwszy komentarz
OdpowiedzUsuńOla
Jak dlugo zamierzasz ,,meczyc,, nas amnezja Moniki? Kiedy ona przypomni sobie o uczuciu, jakim darzyla Gregora? Przeciez mogliby byc tacy szczesliwi teraz. Jakie to niesprawiedliwe, ze jeden wypadek moze wszystko popsuc. Ta historia podoba mi sie od poczatku. Rozdzial jak zwykle cudo. I nawet jak nie bedziesz miala weny to rozdzialy i tak beda cudo!!! Powinnas dostac jakiegos Nobla za Twoj talent!!! Kochana, twoje rozdzialy zawsze byly, sa i beda najlepsze!!! Nawet jakbym miala czekac miesiac to bede czekac bo naprawde warto!!! Mam nadzieje, ze nigdy nie przyjdzie Ci do glowy zawieszac tego bloga lub usuwac i w przyszlosci powstana kolejne Twoje tak znakomite blogi. Ta historia rozni sie od poprzedniej ale jesli tak dalej pojdzie to z pewnoscia je pobije!!!
UsuńTroche sie rozpisalam, ale to nic ;)
Pozdrawiam Cie serdecznie
Zycze weny, duuuuuuzo weny
No i do nastepnego
Ola
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńSerio napisz coś złego, koszmarnego bo nie chce mi się ciągle pisać,ze rozdział jest rewelacyjny. Hahaha.
Więc zmienię trochę...
Rozdział jest genialny. :)
Chyba nie trudno jest zauważyć,że Monika wiele pamięta.
Skoro wie jak co przyprawić.
Na pewno czuje coś do Gregora co potwierdza ostania scena.
Myślę,ze szybko do czegoś dojdzie między nimi.
Czekam na kolejny.
Buziaki :*
Z poślizgiem, ale jestem :)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny rozdział. U ciebie, nawet jakbym chciała, to nie mam na co narzekać :)
Widać, że Monika coś tam jednak pamięta. To dobrze. Może wcale nie będzie aż tak źle? Pewnie rzeczy jednak i tak zostają w pamięci.
No i widać, że jednak czuje coś do Gregora... Kto wie, może dzięki niemu uda jej się wrócić do pełnej sprawności?
Przepraszam za tak krótki komentarz, ale mam tyle zaległości, że chciałabym wpaść do każdego. Mam nadzieję, że się nie gniewasz :)
Przy okazji zapraszam od razu na świeżutką trzynastkę ^^
Buziaki :**