czwartek, 20 sierpnia 2015

26. Rodzinnie

Jechaliśmy ulicami Innsbrucka. Ulicami, które wydawały się dla mnie zupełnie obce, choć już trochę tutaj mieszkam. Rozglądałam się zaciekawiona przez szybę auta, próbując rozpoznać mijane miejsca, jednak nic z tego. Kompletnie ignorowałam rozmowę toczącą się między mamą, Gregorem i Alicją. Byłam skupiona na własnych myślach.
Co jakiś czas czułam na sobie ukradkowe spojrzenia Gregora. Nie zwracałam na to uwagi. Bardziej zainteresował mnie widok mosiężnych, wielkich Alp, roztaczających się nad miastem. Miałam wrażenie, że już kiedyś stałam tak, patrząc na te szczyty, i zachwycałam się ich panoramą. Tak, gdzieś i kiedyś..
- Jesteśmy na miejscu – usłyszałam głos szatyna. Zerknęłam na niego. Oczy mu błyszczały a na twarz wkradł się dziwny, niczym chłopięcy urok. Wyraźnie biło od niego podekscytowanie.
- Na miejscu? Czyli? - spytałam cicho i poczęłam oglądać okolicę. Było to jakieś osiedle, otoczone eleganckim ogrodzeniem. Wszędzie pełno było zieleni, krzewów i drzew. Wszystko było takie..czyste i zadbane. Takie...gustowne. No tak. Z pewnością było to prywatne osiedle.
- Tutaj mieszkam – odpowiedział – masz prawo kompletnie nie kojarzyć tych stron, bo do tej pory nigdy u mnie nie byłaś – dodał, chyba próbując mnie pocieszyć. Uśmiechnęłam się do niego krzywo.
Cała trójka wypakowała się już z samochodu, podczas gdy ja czekałam, aż szatyn poda mi moje kule. Swobodne opuszczenie auta uniemożliwił mi jednak dość silny ból po prawej stronie biodra. Syknęłam cicho, co nie uszło uwadze Gregora.
- Chodź tutaj, pomogę ci – powiedział, patrząc na mnie ze współczuciem. Chwyciłam się jego silnego oparcia i powoli się podniosłam. Znów zawyłam z bólu.
- Sama jestem dla ciebie jak ta kula u nogi – skomentowałam moją nieudolną próbę usamodzielnienia, kiedy już miałam po obu stronach swoje kule – masz ze mną same kłopoty.
- Nawet tak nie mów – odparł natychmiastowo – cały ten wypadek to moja wina. Teraz czas, żebym mógł się jakoś zrehabilitować i o ciebie zadbać – dodał, patrząc mi w oczy.
- Nie chcę, żebyś robił to ze względu na poczucie winy..
- Robię to, bo po pierwsze cię kocham a po drugie to mój obowiązek. Nie myśl, że chcę ci pomóc z litości. Wiesz dobrze, jak jest...
Ruszyliśmy w stronę wejścia do wieżowca. Nadal ciężko przychodziło mi poruszanie się, dlatego ochoczo przyjęłam „asystę” Schlierenzauera.
- Spokojnie, mam tutaj windę – po chwili całą czwórką znaleźliśmy się w nowoczesnym holu a potem skierowaliśmy się w stronę wind. Po zapakowaniu się do środka, szatyn nacisnął guzik z numerem 7.
- Wysoko – skomentowałam. Uśmiechnął się.
- A jakie widoki na góry – odpowiedział usatysfakcjonowany. Nic już się nie odezwałam.
- Gregor kupił mi takie wielkie łóżko, mamo. Moglibyśmy spać tam nawet we trójkę! - dodała uradowana dziewczynka. Spojrzałam na mężczyznę zrezygnowana.
- Dlaczego wydawałeś niepotrzebnie pieniądze? Trzeba było zabrać meble z mojego mieszkania.
- Za dużo zachodu – odparł beztrosko. Uniosłam do góry brew.
- Czyżby? Bo pojechanie do salonu meblowego, zamówienie i przywiezienie nowych rzeczy tutaj wydawało się o wiele mniej skomplikowane – odpowiedziałam kwaśno.
- Stać mnie na to.
- To nie ma nic do rzeczy.
- Owszem, ma. Mam środki na to, by was rozpieszczać – dodał zupełnie poważnie. - Nie powinnaś zawracać sobie tym głowy.
Próbowałam ułożyć sobie w myślach jakiś mocny argument, ale w tym samym czasie winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Wysiadając z niej, zaczęłam rozglądać się na boki. Z kolei moja córka oraz mama od razu skierowały się pod właściwy numer mieszkania jakby doskonale znały to miejsce.
Kiedy weszliśmy do środka, zamurowało mnie jeszcze bardziej niż widok na zewnątrz. Stanęłam jak wryta z rozchylonymi ustami, napawając wzrok wszystkim wokół.
- Wow.. - wyrwało się z moich ust.
- Prawda, że mam gust? - odpowiedział niczym nie poruszony skoczek. Wysublimowany gust to chyba za mało powiedziane jak na to, co się tutaj działo. Wszystko takie nowoczesne, gustowne i wyrafinowane. On naprawdę był cholernie bogaty.
- Ile ty masz właściwie na koncie? - poczułam, że mam za sucho w ustach, wypowiadając te słowa. On jedynie się zaśmiał.
- No..trochę tego jest. Pare prestiżowych imprez to ja wygrałem... - dodał kąśliwie, drapiąc się po głowie. Również się uśmiechnęłam.
- Nie sądziłam, że wyrwę takiego nadzianego faceta.. - odpowiedziałam, wzdychając. Nie wiem, jak zareagował na te słowa, więc ugryzłam się delikatnie w wargę i zerknęłam na niego niepewnie. Przyglądał mi się z nieukrywaną ciekawością.
- Nie rób takiej miny, bo mam ochotę cię pocałować – powiedział zupełnie poważnie. Uśmiech zszedł z moich ust. Odchrząknęłam głośno.
- Mamo! Chodź obejrzeć mój pokój! - krzyknęła dziewczynka i złapała mnie za rękę, zmuszając mnie tym samym do pójścia za nią. Znów syknęłam, gdyż ból w biodrze dał o sobie znać.
- Kochanie, spokojniej. Mamę jeszcze boli – skarciła ją babcia. Mała popatrzyła na mnie z czułością w oczach.
- Przepraszam mamusiu... - odezwała się skruszona.
- Już dobrze – sięgnęłam do jej policzka i go pogłaskałam – chodź, pokaż mi swoje królestwo.
- W takim razie ja idę wstawić pranie. Wszystkie twoje rzeczy są w twojej sypialni – dodała moja rodzicielka. Widocznie czuła się tu teraz jak pani domu. Swoją drogą, Gregor musiał w tej kwestii być bardzo liberalny. Albo było mu na rękę, że ktoś wykonuje za niego wszystkie obowiązki domowe. Nagle do mojej głowy wdarły się myśli o Sandrze. Zapewne to ona zajmowała się takimi sprawami, kiedy mieszkali tutaj razem.
- Pokażesz mi resztę domu? - odwróciłam się w stronę szatyna z lekkim uśmiechem, odsuwając Sandrę gdzieś na sam koniec, w najgłębszy kąt podświadomości.
- Jasne – odparł wyraźnie zadowolony.

Po około godzinie usiedliśmy razem do stołu, by zjeść obiad. Gregor posiadał naprawdę wielki, mosiężny stół, przy którym mogłoby się stołować pewnie i z 20 osób. Spokojnie mieścił się w tym 10 razy większym salonie...
- Po jutrze mam samolot do Polski – odezwała się mama, kiedy oboje z Gregorem nakrywali do stołu. Momentalnie oblał mnie zimny pot.
- Ale jak to? - wydusiłam z siebie po paru chwilach – coś się stało?
- Kochanie, muszę wracać do pracy. Będąc tutaj wykorzystałam praktycznie cały urlop roczny no i zwolnienie lekarskie. Nie mogę po prostu dłużej zostać.. - powiedziała, siadając naprzeciwko mnie. Spuściłam głowę. Dopiero co tak naprawdę ją poznałam, była jedyną bliską mi osobą w tej nowej, chorej rzeczywistości a już muszę się z nią rozstać. Nie brałam takiej opcji pod uwagę.
- Wszystko będzie w porządku. Zostawiam cię w najlepszych rękach – poczułam jak łapie mnie za dłoń i mocno ją ściska – rzuciłabym tę pracę, gdybym wiedziała, że nie mogę wyjechać, nie będąc pewną, że zostaniecie tutaj bezpieczne i będziecie miały opiekę – dodała.
- Narobiłam ci samych kłopotów – westchnęłam i spojrzałam na nią.
- O czym ty dziecko mówisz? Przecież jestem twoją matką! To ty jesteś dla mnie najważniejsza a nie jakaś tam praca. Jak miałabym nie opiekować się tobą i Alą w takiej sytuacji? - odparła nieco ostrzej.
- Wiem.. - szepnęłam.
- Moni, wiesz, że nie masz się o co martwić. Ze mną nie stanie wam się krzywda – wtrącił się Gregor.
- Wiem.. - znów bąknęłam.
- Ale? - ciągnęła mama. Spojrzałam to na jedno to na drugie.
- Gregor, błagam, tylko nie myśl o mnie źle. Tu nie chodzi o to, że cokolwiek ci zarzucam. Po prostu...mama to jest mama. Jest jedną z osób, które „poznałam” po wybudzeniu. Nie mam nikogo. Czuję się tak samotnie i obco. Boję się zostać bez rodziny...
- Wiem, rozumiem – odpowiedział, patrząc mi ciepło w oczy – zrobię wszystko, żebyś była tu szczęśliwa. Jeśli po jakimś czasie, kiedy już wydobrzejesz, zdecydujesz, że nie chcesz już tu zostać, nie będę cię zatrzymywał. Ale do tej pory masz zagwarantowaną moją opiekę i ochronę – dodał, łapiąc moją dłoń i przykładając ją do ust. Jakieś dziwne uczucie rozlało się po moim sercu.
- Dziękuję ci.

10 minut później miałam przed sobą talerz z parującym jedzeniem. Wyglądało apetycznie i zapach też nie był całkiem najgorszy, ale coś mi tu nie pasowało. Chwyciłam nóż i widelec w dłonie, po czym odkroiłam sobie kawałek mięsa i jak na jakiejś degustacji wzięłam go do ust. Zaczęłam go przeżuwać. Powoli i spokojnie. Dwójka dorosłych siedzących naprzeciwko patrzyła na mnie dziwnie. Zdawało mi się, że na ich twarzach malowało się napięcie.
- Monika? - pierwszy odezwał się szatyn – coś nie tak? - spytał, przenosząc wzrok z mojego talerza na moje usta i wyczekując mojej odpowiedzi. Wreszcie udało mi się przełknąć mięso. Po chwili uczyniłam to samo z ryżem oraz warzywami. Wszystko osobno i skrupulatnie analizowałam.
- Kto gotował ryż z warzywami? - spytałam chłodno, patrząc na oboje.
- Ja.. - bąknęła mama. Patrzyłam na nią przez moment.
- Nieźle – skomentowałam po kilkusekundowej ciszy. Na jej twarzy pojawiła się ulga a sama uśmiechnęła się blado – tylko warzywa mogłaś połączyć z ryżem zaraz po zdjęciu z pary, byłyby bardziej soczyste – dodałam. Skąd ja brałam takie informacje?
- Dziękuję.. - szepnęła i zabrała się za spożywanie swojej porcji.
- Jak mniemam, ty robiłeś pieczeń – teraz zwracałam się do Gregora. Siedział jak sparaliżowany, jakby czekał na wyrok.
- Tak.. - odparł zmieszany. Był zestresowany.
Nie patrząc na niego, odkroiłam kawałek pieczeni i podsunęłam mu bliżej talerz. Ułożyłam splecione ręce na stole.
- Słucham? - patrzył na mnie spanikowany.
- To ja słucham – rzuciłam – co jest z tym mięsem nie tak?
Szatyn począł przyglądać się kawałkowi pieczeni jak jakiemuś obiektowi badań. Biedny, kręcił talerzem to w jedną, to w drugą stronę, ale wszystko na nic. Główkował, spoglądał pod każdym kątem, zmrużał jedno i drugie oko. Nic.
- Boże, nie wiem! - wydał z siebie jęk rozpaczy a jego przerażone oczy mówiły jedno: katastrofa. Z ledwością udało mi się ukryć uśmiech, który chciał już zabłysnąć na moich ustach. Na szczęście tego nie zauważył. Kątem oka dostrzegłam, że mama także lekko się uśmiecha.
- Jest niedopieczone – odpowiedziałam surowo. - spójrz, środek różni się zupełnie kolorem od tego, co widać bliżej brzegu i na skórce – mówiąc to, wskazałam mu palcem odpowiednie miejsce.
- O matko.. - wyrwało mu się.
- No o matko, o matko! - powtórzyłam, udając wzburzenie i wyprostowałam się na krześle.
- Ale to niemożliwe. Zawsze każdy chwalił moją pieczeń. Wydawała się wyborna... - powiedział łapiąc się za brodę. Wyglądał, jakby popadł w czarną rozpacz.
- Jeszcze sos, Gregor – odezwałam się. Przez chwilę pomyślałam sobie, że to grzech go tak torturować. Fakt, wszystkie moje uwagi dotyczące posiłku były trafne, jednak poznałby się na tym jedynie zawodowy kucharz. W rzeczywistości jego danie było naprawdę smaczne.
- Co z nim nie tak?
- Źle go doprawiłeś – westchnęłam – gdzie masz przyprawy? - podniosłam się powoli z krzesła.
- W tej drugiej szafce u góry od lewej.. - odpowiedział niepewnie. Kiedy szłam w tamtą stronę, nie mogłam już się sama do siebie nie uśmiechnąć. Ta sytuacja była przekomiczna. Pierwszy raz widzę Gregora tak śmiertelnie przerażonego.
Otworzyłam szafkę i przyjrzałam się całemu asortymentowi. Muszę jednak przyznać, że chłopak zna się trochę na rzeczy. Cały ten „zestaw” robił wrażenie.
Szybko wyciągnęłam odpowiednie rzeczy i po kolei zaczęłam je dodawać do sosu. Nie wiedziałam, co i ile mam wsypać. Robiłam to intuicyjnie. Po prostu czułam, że tak powinno być.
- Gotowe! – oznajmiłam reszcie. Chwyciłam łyżkę i spróbowałam doprawionego wywaru. Przymknęłam oczy, rozkoszując się smakiem. Tak, teraz było idealne.
Każdy z pozostałych dostał po dużej łyżce sosu do swojego talerza. Owszem, szatyn patrzył na mnie spod byka, ale nie omieszkał spróbować potrawy. Widziałam po nim, że mu smakowało, choć starał zachowywać się neutralnie i udawać, że nie zrobiło to na nim wrażenia. Ucieszyłam się w duchu.
- Mamusiu, gotujesz najlepiej na świecie! - krzyknęła Alicja – przepyszne!
- Dzięki, skarbie – odpowiedziałam stanowczo i obdarzyłam go ciężkim spojrzeniem. Niech sobie nie myśli, że we wszystkim jest taki najlepszy.
- To oczywiste. Przecież ty masz po prostu talent do gotowania – dodała moja rodzicielka – ale Gregora to już mogłaś oszczędzić – dodała ze śmiechem, a ja już nie byłam w stanie się powstrzymać, by jej nie zawtórować. Gregor patrzył na nas wrogo.
- To miała być kpina? - spytał ironicznie. My znów się zaśmiałyśmy.
- Monika zawsze tak robi – teraz to ja przypatrywałam się jej zaskoczona – kiedyś kazałam Kasi zrobić dla was wszystkich obiad. Nie miałam jakoś czasu, bo spieszyłam się do pracy. Skompromitowałaś ją wtedy na oczach jej najlepszej przyjaciółki i chłopaka, który bardzo się jej podobał i chciała mu zaimponować. - wyjaśniła z rozbawieniem.
- Jak to? - spytałam szczerze zaintrygowana.
- Po prostu stwierdziłaś, że jej obiad jest wstrętny i poprawiłaś go po swojemu. Oczywiście wyszło o niebo lepiej i ten chłopak zamiast do niej, zaczął zalecać się do ciebie. Kaśka nie odzywała się wtedy do ciebie przez jakieś dwa tygodnie.
- Byłaś okrutna – skomentował Gregor. Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Owszem, ale zdolna. Nie bez przyczyny zdecydowałaś się na technikum gastronomiczne – powiedziała ze wzruszeniem – a teraz stałaś się zdolną kucharką na wysokim poziomie.
- Ale najlepsze dania będziesz gotować tylko dla mnie, prawda? - tym razem odezwała się Alicja. Uśmiechnęłam się promiennie i pogłaskałam małą po główce.
- No oczywiście, kochanie. Ty jesteś najważniejsza! - dodałam. Dziewczynka wyraźnie się ucieszyła.
- No dobrze, jedzmy już, bo wszystko wystygnie – powiedziała mama.

Gorąca, długa kąpiel. Właśnie tego było mi trzeba po tym ciężkim dniu. I wreszcie mogłam doprowadzić swoje ciało do porządku. Choć nieprzyjemna depilacja zajęła mi sporo czasu, to poczułam się o niebo lepiej. Cała łazienka należała tylko do mnie. Mogłam wlać sobie pełną wannę wody z dodatkiem litrów przeróżnych płynów do kąpieli, które kupił Gregor. Sądząc po opakowaniach, one też musiały być drogie. A co mi tam. Może nigdy w życiu nie będę miała już szansy na korzystanie z takich udogodnień.
Ubrałam na siebie czystą pidżamę i na paluszkach wróciłam do swojego nowego pokoju. Alicja i mama już dawno położyły się do łóżek i nie chciałam ich budzić.
Stanęłam naprzeciwko lustra i przyglądałam się swojemu odbiciu. Kilka tygodni w szpitalu sprawiły, że nieco schudłam, ale wcale nie uważam, żebym była wychudzona, jak sądzi Gregor. Poza tym jedyne ślady po wypadku to blizna na czole i ogólne zmęczenie. Moja cera przybrała szarawej barwy a oczy były podkrążone. Dobrze chociaż, że do operacji nie ścinali mi włosów. To byłaby istna tragedia.
W spokoju rozczesałam mokre włosy a potem powoli dowlekłam się do łóżka. Kąpiel na chwilę uśmierzyła doskwierający ból, ale już czas by zażyć kolejną dawkę leków przeciwbólowych i posmarować się maścią.
Przymknęłam oczy i już byłam w półśnie, kiedy ktoś zapukał cicho do mojego pokoju a potem się do niego wślizgnął. Nie musiałam patrzeć, żeby odgadnąć, kto to.
- Śpisz? - szepnął.
- Nie, tylko odpoczywam od ciebie – w tym momencie otworzyłam oczy i ujrzałam ból na jego twarzy – no przecież żartuję – zapewniłam go.
- Masz dziś specyficzne poczucie humoru – skomentował, nie szczędząc ironii. Uśmiechnęłam się.
- Chodź tu i przestań narzekać – wyciągnęłam do niego rękę a on w dwie sekundy przemierzył szerokość pokoju i znalazł się tuż przy mnie.
- Jestem – przysiadł na skrawku łóżka i złapał moją rękę. Chyba nie zamierzał puszczać.
- Wiesz, mogłabym wykorzystać cię do jakichś niecnych celów. Jesteś mi taki posłuszny.
- Bardzo zabawne – skwitował. Zaśmiałam się melodyjnie. On zareagował tym samym. Do twarzy mu było z tym beztroskim śmiechem.
Podniosłam się na łokciach, lecz ruch ten był stanowczo zbyt szybki. Zacisnęłam zęby z bólu. Gregor oczywiście wszystko dostrzegł.
- Powinnaś uważać. Jutro umawiam cię z naszym fizjoterapeutą. Trzeba zacząć rehabilitację. - powiedział poważnie. Usiadł tuż za mną i przytrzymywał mnie, by było mi wygodnie.
- Dziękuję ci za wszystko – nie mogłam myśleć, kiedy czułam jego ciepłe ciało tak blisko mojego. Odejmowało mi wtedy rozum.
- Nie musisz mi za nic dziękować. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. - szepnął mi do ucha a potem delikatnie pocałował mnie w skroń. Znów przymknęłam oczy a moje usta mimowolnie się rozchyliły. Zaczęło ogarniać mnie gorąco a oddech zdecydowanie przyspieszył.
- Wszystko w porządku? - spytał, a w jego głosie słychać było niepokój.
- Tak..jest ok – odpowiedziałam gardłowo. Żebyś tylko wiedział..oprócz tego, że nabrałam ochoty byś włożył mi teraz rękę pod bluzkę od pidżamy. Ale to przecież nic...
- Na pewno? - teraz i on przybrał zmysłowy ton, od którego wirowało mi w głowie. Moje ciało zaczęła ogarniać jakaś gorączka. Pragnęłam go.
- Idź już. Chciałabym pójść spać – zdołałam wydusić z siebie. To, żeby wyszedł z tego pokoju było ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwałam.
- W takim razie dobranoc – pocałował mnie jeszcze we włosy a potem szybko wygramolił się z łóżka. Poczułam ogromny zawód i pragnienie, by zawołać go z powrotem, ale wiedziałam, że nie mogłam.
- Dobranoc, Gregor. Spokojnych snów – uśmiechnęłam się, ale nie byłam w stanie na niego spojrzeć.

- Tobie również – mylisz się. Moje sny dzisiaj na pewno nie będą spokojne.

**
Witajcie po kolejnej długiej przerwie. Przepraszam, że tak rzadko piszę, ale po prostu nie mam weny a nadmiar obowiązków nie pozwala mi spokojnie skupić się na opowiadaniu. Obięcuję jednak dodać coś jeszcze do końca sierpnia.
Jak Wam idą przygotowania do rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego? Ja na szczęście zaczynam od października, ale dobiegające końca lato mnie dobija. Tym bardziej, że nie czuję, jakbym wykorzystała je do końca.
Wszystkiego dobrego i buziaczki :**

Ann

4 komentarze:

  1. Zaklepuje pierwszy komentarz
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dlugo zamierzasz ,,meczyc,, nas amnezja Moniki? Kiedy ona przypomni sobie o uczuciu, jakim darzyla Gregora? Przeciez mogliby byc tacy szczesliwi teraz. Jakie to niesprawiedliwe, ze jeden wypadek moze wszystko popsuc. Ta historia podoba mi sie od poczatku. Rozdzial jak zwykle cudo. I nawet jak nie bedziesz miala weny to rozdzialy i tak beda cudo!!! Powinnas dostac jakiegos Nobla za Twoj talent!!! Kochana, twoje rozdzialy zawsze byly, sa i beda najlepsze!!! Nawet jakbym miala czekac miesiac to bede czekac bo naprawde warto!!! Mam nadzieje, ze nigdy nie przyjdzie Ci do glowy zawieszac tego bloga lub usuwac i w przyszlosci powstana kolejne Twoje tak znakomite blogi. Ta historia rozni sie od poprzedniej ale jesli tak dalej pojdzie to z pewnoscia je pobije!!!
      Troche sie rozpisalam, ale to nic ;)
      Pozdrawiam Cie serdecznie
      Zycze weny, duuuuuuzo weny
      No i do nastepnego
      Ola

      Usuń
  2. Witaj Kochana.
    Serio napisz coś złego, koszmarnego bo nie chce mi się ciągle pisać,ze rozdział jest rewelacyjny. Hahaha.
    Więc zmienię trochę...
    Rozdział jest genialny. :)
    Chyba nie trudno jest zauważyć,że Monika wiele pamięta.
    Skoro wie jak co przyprawić.
    Na pewno czuje coś do Gregora co potwierdza ostania scena.
    Myślę,ze szybko do czegoś dojdzie między nimi.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z poślizgiem, ale jestem :)
    Bardzo sympatyczny rozdział. U ciebie, nawet jakbym chciała, to nie mam na co narzekać :)
    Widać, że Monika coś tam jednak pamięta. To dobrze. Może wcale nie będzie aż tak źle? Pewnie rzeczy jednak i tak zostają w pamięci.
    No i widać, że jednak czuje coś do Gregora... Kto wie, może dzięki niemu uda jej się wrócić do pełnej sprawności?
    Przepraszam za tak krótki komentarz, ale mam tyle zaległości, że chciałabym wpaść do każdego. Mam nadzieję, że się nie gniewasz :)
    Przy okazji zapraszam od razu na świeżutką trzynastkę ^^
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń