Nadszedł lipiec.
Lato na zewnątrz tętniło pełnią życia. Od kilkunastu dni
królowały upalne temperatury a ludzie robili wszystko, byleby nie
spędzać choć minuty dłużej na tym piekącym skwarze. Ci, którzy
musieli pracować, ratują się klimatyzacją. Urlopowicze po prostu
nie wyciągają nosa za drzwi swoich mieszkań, rozkoszując się
wiaterkiem wiatraczków. A reszta uciekała w każde miejsce, gdzie
można było zanurzyć się w wodzie i zdobyć skrawek miejsca na
plaży.
Mnie natomiast aż rwało
do wyjścia na zewnątrz i cieszenia się każdym dniem. I to
pragnienie spełni się właśnie dziś. W dniu, w którym wreszcie
mam opuścić ten nieszczęsny szpital. Chociaż może nie powinnam
określać tego miejsca w tak ordynarny sposób. W końcu przez te
kilka tygodni zapewniono mi najlepszą i profesjonalną opiekę,
nigdy mi niczego nie brakowało no i miałam pojedynczą salę. W
Polsce takie miejsca są oferowane chyba jedynie dla jakichś VIPów.
Nie sądzę jednak, że
nie maczał w tym swoich rąk Gregor. Z pewnością każde
udogodnienie było jego zasługą. Nie odstępował mnie na krok,
odwiedzał niemal codziennie i spełniał każdą zachciankę, choć
wcale ich tak wiele nie miałam. Nie chciałam nadwyrężać jego
uprzejmości, choć wiem, że kierował się czymś o wiele
silniejszym. Uczuciem do mnie. A raczej czymś, co łączyło nas
przed wypadkiem i o czym niestety nadal nie pamiętam.
Szatyn nie naciskał, tak
jak obiecał. Cierpliwie znosił ten dystans, jaki stworzyłam między
nami i nie próbował niczego na siłę zmieniać. Czekał, aż sama
zdecyduję się na pogłębienie naszej relacji, której uczę się
na nowo. Nie wiem tak naprawdę, jak ją w tym momencie nazwać.
Przyjaźń? Zauroczenie? Nie mam pojęcia. Wiem jedno. Codziennie
oczekuję jego przyjścia, wyglądając zza okna na parking, czy aby
nie stoi tam jego samochód. A kiedy wychodzi, ogarnia mnie smutek i
żal a potem odliczam te wszystkie godziny do kolejnej wizyty. Z
początku tłumaczyłam to sobie tym, że po prostu potrzebowałam tu
towarzystwa. Ale okazało się, że odwiedziny innych znajomych wcale
mi nie wystarczają. Oczywiście, cieszę się za każdym razem,
kiedy wpadnie do mnie Amelia albo ktoś z restauracji. Jednak...to
nie wystarcza. Zauważyłam, że w pełni zadowolona jestem jedynie
wtedy, kiedy przychodzi Gregor z moją córką a czas spędzony z
nimi ucieka mi zdecydowanie za szybko.
Do tej pory nie odzyskałam
pamięci. Jedynym pocieszeniem jest to, że od czasu do czasu
pojawiają mi się w głowie obrazy z jakichś wydarzeń z mojego
dzieciństwa albo coś związanego z Alicją. Nie mam na to wpływu.
Bywa, że pokazują się w snach albo w momentach chwilowego
zamyślenia. Wszyscy próbują wzbudzić we mnie jakiś wspomnienia,
opowiadając różne historie, pokazując zdjęcia czy nawet filmy.
Ale nic z tego. W głowie wciąż mam czarną dziurę i narastające
uczucie frustracji. To naprawdę okropne, kiedy nie wiesz, kim tak
naprawdę jesteś. Budzisz się i nie wiesz, co tutaj robisz. Nie
pamiętasz niczego, co mogłoby być związane z twoją osobą.
Pustka. Zero. Nic. Jesteś więźniem we własnym ciele, które za
nic w świecie do niczego ci nie pasuje.
Musiałam się
przyzwyczaić do tej myśli i po prostu zacząć wszystko od
początku. Mam oparcie w rodzinie i przyjaciołach, ludziach, którzy
kiedyś byli dla mnie ważni. Mam moją Alicję. Z początku bałam
się spotkania z nią. Jednak kiedy tylko ujrzałam ją w drzwiach
sali, moje serce zabiło mocniej. Była do mnie taka podobna.
Zakochałam się w niej choć nie pamiętałam, jak to jest być
matką. Wiedziałam, że ona nie może niczego podejrzewać. Że
musiałam zachowywać się naturalnie. I ta naturalność
przychodziła mi z największą lekkością.
Opierając się na jednej
kuli próbowałam spakować wszystkie rzeczy, jakie były mi
potrzebne w szpitalu. Moje zniecierpliwienie przerwało pukanie do
drzwi. Gregor? Tak szybko? Odwróciłam się z uśmiechem na ustach,
by go powitać, lecz ujrzałam przed sobą kogoś zupełnie innego.
- Cześć.. - odezwał się
niepewnie i podszedł kilka kroków do przodu.
- Hej.. - bąknęłam i
sama przysiadłam na skrawku łóżka. Nie spodziewałam się jego
wizyty. Nie pojawił się od tamtego wieczoru.
- Pewnie myślałaś, że
to Gregor. Taka tam niemiła niespodzianka.. - odezwał się po
chwili. Nie odpowiedziałam, bo i tak nie wiedziałam, co.
- Już zdążyli ci
powiedzieć całą historię. Widzę to po tobie – zdecydowałam
się spojrzeć mu w oczy. - wiem, że jestem skończonym draniem i
nie wart jestem nawet rozmowy z tobą po tym wszystkim, co ci
zrobiłem.
- Więc po co przyszedłeś,
Karl? - spytałam i aż sama dziwiłam się stanowczością mojego
głosu. Uśmiechnął się delikatnie.
- Chciałem sam się
przekonać, czy wszystko z tobą w porządku. Do tej pory Gregor
skutecznie mi to uniemożliwiał – dodał. - no i ty też jakoś
nie domagałaś się mojego towarzystwa.
- Ale po co miałbyś
przychodzić? Z tego, co wiem, to nie interesowałeś się własną
córką przez ponad dwa lata. - nie ukrywałam tej pretensji do
niego. Co prawda, o tym , co nam zrobił wiem jedynie od innych, ale
zdaję sobie sprawę, ile mnie to musiało kosztować.
- Każdy naopowiadał ci
pewnie samych złych rzeczy na mój temat. I mają rację. Zachowałem
się jak skończony drań, ale mogłabyś też wysłuchać, co mam ci
do powiedzenia – odparł. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem.
- Skrzywdziłeś nas –
syknęłam – nigdy nie chciałeś opiekować się Alicją a mnie
potrafiłeś nawet uderzyć..
- Moni..
- Nie kończ, Karl –
przerwałam mu – to, co kiedyś było między nami już nie
istnieje.
- Mogłabyś pokochać
mnie na nowo. Dać mi drugą szansę. Mimo wszystko...to jest okazja,
żeby zacząć wszystko od początku – powiedział, patrząc mi
głęboko w oczy. Jego anielskie i szlachetne rysy w żaden sposób
nie zdradzają charakteru. Gdybym go nie znała (choć właściwie to
nie znam) lub nie wiedziała o nim niczego, z pewnością to
hipnotyzujące spojrzenie przekonałoby mnie do każdego jego słowa.
- Nie mogę zabronić ci
widywać się z dzieckiem – westchnęłam – ale między nami już
nigdy nic nie będzie. To koniec.
- Czyli Schlierenzauer to
niby twój książę z bajki? - powiedział ironicznie. Wybałuszyłam
oczy ze zdziwienia. I to ma być sposób na odzyskanie rodziny?
- Daruj sobie. Myślę, że
ta rozmowa nie ma sensu – dodałam i powoli podniosłam się z
łóżka. Brunet uczynił to samo.
- Poczekaj – odparł
zrezygnowanym głosem – przepraszam...nie to miałem na myśli –
zaczęło ogarniać mnie zniecierpliwienie. Wcale nie miałam ochoty
na żadne rozmowy ani dyskusje z tym człowiekiem. Wystarczyło mi
przypomnienie kilka epizodów z mojego „dawnego” życia.
- Chciałbym ci coś
pokazać – po raz kolejny się zdziwiłam. Karl wyciągnął z
kieszeni telefon komórkowy i zaczął coś w nim szukać. - to było
nagrane na drugi dzień po urodzeniu Ali. Najcenniejsza pamiątka,
jaką po was zachowałem przy sobie. Oglądam to niemal codziennie –
nie mówiąc nic więcej po prostu podał mi urządzenie do ręki.
Ponownie przysiadłam na łóżku i kliknęłam „play”.
Na ekranie komórki
odtworzył się jakiś filmik. W tle widniało podobne miejsce, w
którym się obecnie znajduję. No tak. Szpital. Tylko troszkę
różnił się od tego tutaj. Po chwili ujrzałam białe łóżko, w
którym leżałam...ja? Otworzyłam usta ze zdumienia. Faktycznie,
dziewczyna z filmiku to byłam ja. Tylko taka kilka lat młodsza.
- Witam moją prześliczną
mamusię – usłyszałam radosny głos, należący zapewne do autora
filmiku. Głos Karla. Ta „druga” ja zaczęła się promiennie
uśmiechać.
- Karl, nie filmuj.
Wyglądam okropnie – brunet zaczął się do mnie zbliżać z
kamerą a ja zawstydzona poczęłam zakrywać się rękoma. Oboje się
śmialiśmy.
- Jak się czujesz? -
patrzyłam na niego, nie na kamerę.
- Jak na wypuszczenie z
siebie wielkiego arbuza to nieźle – odpowiedziałam kąśliwie.
Tymczasem mój towarzysz, który patrzył na ekran znad mojego
ramienia zaśmiał się cicho. Kąciki moich ust również uniosły
się ku górze.
- I wyglądasz pięknie.
Jesteś najpiękniejsza na świecie – powiedział to bardzo czułym
szeptem. „Ja” z ekranu znów się uśmiechnęłam a moje oczy
rozbłysły. Po chwili słychać było dźwięk otwieranych drzwi.
- Dzień dobry, mamo.
Trochę zgłodniałam – teraz Karl skierował kamerę właśnie w
tym kierunku. Na ekranie pojawił się mój brat z małym
zawiniątkiem w ramionach.
- Moja córeczka –
usłyszałam głos Karla. Tym razem powędrował w stronę nowo
przybyłych. Za chwilę na wyświetlaczu pojawiła się malutka
twarzyczka noworodka. Moja córcia. Malutka Alicja. Przyłożyłam
dłoń do ust, bo myślałam, że naprawdę za chwilę się
rozpłaczę.
- Była najśliczniejszym
bobasem pod słońcem – doszło gdzieś przy moich uszach.
Wzruszyłam się. I to cholernie. To musiał być najcudowniejszy
moment w moim życiu.
- Daj mi ją na ręce a
teraz ty kręć – znów odezwał się Karl „ z filmiku”. Wujek
niechętnie, ale spełnił prośbę i po krótkiej chwili panowie
zamienili się rolami.
- Cześć, Ala. Tutaj
tata. TATA. No powiedz: TA-TA – brunet tulił do siebie dziecko i
dziwacznie się do niego uśmiechał, wciąż powtarzając by mała
nauczyła się mówić to słowo.
- Karl, ona ma dopiero dwa
dni – powiedziałam, nie kryjąc szczęścia a zarazem rozbawienia
na twarzy. Wydawało mi się z tej perspektywy, że niemal wyrywam
ręce do dziecka, które chciał mi podać Karl.
Teraz dziewczynka
spoczywała w moich ramionach a Karl usiadł obok nas. Alek
oczywiście skrupulatnie wszystko filmował, dodając przeróżne
„efekty specjalne”, jak jakieś kształty dłoni przed kamerą
czy zoom. Właśnie popatrzyłam na niego jak na skończonego debila.
- Oj tam, oj tam –
rzucił Karl – a skąd wiesz, że nie urodziło się nam genialne
dziecko i ona uczy się wszystkiego dziesięć razy szybciej? -
dodał, głaszcząc malutką po główce. Pokręciłam głową,
wznosząc pomsty do nieba.
- Dobra, koniec tego
Hollywood, bo muszę ją nakarmić – powiedziałam stanowczo, choć
z humorem i spojrzałam w stronę „kamerzysty”.
- Jeszcze tylko jedno
ujęcie do idealnego zdjęcia! - krzyknął mój brat a Karl zaraz
się do nas przykleił i pokazał wielkiego banana na twarzy. Znów
zaczęłam się śmiać.
- Jesteście niemożliwi –
mimo wszystko i ja patrzyłam z uśmiechem w kamerę po czym
zaczęliśmy we dwoje do niej machać. Następnie filmik się
skończył.
Nie wiedziałam, co mam
powiedzieć. Trzymałam ten telefon w ręce i głupio na niego
patrzyłam.
- Właśnie wtedy byliśmy
szczęśliwi. Do tego chciałbym wrócić – szepnął. - nie zawsze
byłem takim skończonym draniem, za jakiego wszyscy mnie uważają.
Poczułam delikatne
dotknięcie gdzieś przy karku. Jakaś cecha, którą musiałam od
zawsze posiadać, spowodowała, że gdzieś w środku ogarnęły mnie
wyrzuty sumienia. Pomyślałam, że nie powinnam go w ten sposób
traktować. W końcu to ojciec mojego dziecka.
Odwróciłam się w jego
kierunku. Nasze twarze były teraz naprawdę blisko. Nie wiem,
dlaczego, ale między nami stworzyła się specyficzna atmosfera.
- Mamo! - do sali wbiegła
uradowana dziewczynka i momentalnie się do mnie przytuliła.
Uważając oczywiście, by mi to nie zaszkodziło.
- Cześć, słoneczko –
wzięłam ją w swoje ramiona i mocno przytuliłam. Spojrzałam za
plecy dziecka. W drzwiach stał oparty nonszalancko Gregor. Jego mina
mówiła sama do siebie, gdy zobaczył, jakiego mam gościa.
- Stęskniliśmy się za
tobą! Fajnie, że już dzisiaj wychodzisz ze szpitala. Teraz ty
będziesz mi opowiadać bajkę o „Magicznym Rycerzu”. Bo Gregor
się jeszcze trochę plącze.. - dodała już nieco ciszej. Szatyn i
tak oczywiście wszystko słyszał i jedynie się uśmiechnął.
- Już teraz codziennie
będę cię kładła spać – odpowiedziałam, głaszcząc ją po
włosach.
- Znaczy ty i Gregor,
prawda? - spytała i spojrzała na mnie nieufnie. Uśmiechnęłam
się.
- Zobaczymy, jak to będzie
– odparłam. Nagle dziewczynka uświadomiła sobie, że nie
znajdujemy się tutaj jedynie we trójkę i się nieco speszyła,
chowając twarz w moją szyję. Spojrzałam znacząco na Karla. Ten
jednak zdawał się nie odwracać wzroku od dziecka.
- To jest Karl,
mój...dobry kolega – odpowiedziałam małej.
- Dzień dobry –
odezwała się niepewnie.
- Cześć, Ala – brunet
ukucnął na wysokości małej i szeroko się do niej uśmiechnął –
mama mi wiele o tobie opowiadała.
- Tak? No bo ja nigdy o
tobie nie słyszałam.. - trochę się skrępowałam, kiedy to
powiedziała a wyraz twarzy Bauchmanna spoważniał.
- Ala, no kto pomoże
mamie spakować te wszystkie rzeczy? Jak się nie pospieszymy to
jeszcze nas stąd nie wypuszczą – do akcji wkroczył Gregor.
Przemierzył długość dzielącą drzwi i łóżko, po czym stanął
obok nas niczym jakiś obrońca. Jak wilk chroniący swoje stado
przed wrogiem. Przed Karlem, uściślając.
Obaj mierzyli się wrogimi
spojrzeniami. Atmosfera zaczęło się robić z każdą sekundą
coraz bardziej napięta. Jedynie Alicja tego nie dostrzegała, zajęta
układaniem moich kilku kompletów pidżamy w kostkę i chowaniem
rzeczy do torby. Coś tam sobie nuciła pod nosem.
- Nie sądziłem, że
zdecydujesz się tutaj przyjść – odezwał się chłodno skoczek.
Karl uniósł prawą brew do góry. Nie wiem skąd, ale ten gest
wydawał mi się jakby znajomy...
- Chciałem o czymś
porozmawiać z Moniką - odparł.
- I co? Sprawa wyjaśniona?
- Niekoniecznie. Jesteśmy
na...etapie wstępnym – odpowiedział brunet. Spostrzegłam, jak
Gregor ściska pięści. To nie wróży nic dobrego.
- Karl, myślę, że
powinieneś już pójść. Faktycznie trochę nam się spieszy –
wtrąciłam się do tej „rozmowy”. Nawet na mnie nie spojrzeli.
Przewróciłam oczami. Bałam się jednak, że jeszcze chwila a może
dojść do kolejnej kłótni.
- Tak..to zdecydowanie
pora, żebyś już sobie poszedł - dodał szatyn. Karl był
wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sytuacji, jednak zaraz całe
to napięcie zeszło. Uśmiechnął się sztucznie.
- W takim razie do
zobaczenia, Moni – w tym momencie zaszczycił mnie swoim wzrokiem –
dbaj o siebie. Niedługo spotkamy się ponownie – powiedział
stanowczo. Nawet nie chcę wiedzieć, co w tym momencie pomyślał
sobie Schlierenzauer. - pa pa, Alicja. My się pewnie też niedługo
spotkamy.
- Cześć, Karl –
odpowiedziało wesoło niczego nieświadome dziecko. Karl nie wahał
się zbyt długo. Po chwili jedyne, co po nim pozostało, to zapach
perfum w powietrzu.
Spojrzał na mnie. A w tym
jego spojrzeniu..było coś, że czułam się nieprzyzwoicie. Jakbym
naprawdę zrobiła coś złego.
- O czym rozmawialiście?
- spytał podobnym tonem, jakim zwrócił się do bruneta. Aż mnie
ciarki przeszły.
Pokazałam wymownie na
dziewczynkę. Gregor odwrócił się do dziecka i, ku jej
zaskoczeniu, wziął ją na ręce.
- Puszczaj! - śmiała
się. Pocałował ją w czoło.
- Pójdziesz teraz tu do
tego okienka na korytarzu, do babci? Ona tam czeka na wypis dla mamy.
- A po co? - cwaniara.
- Bo chcę o czymś
pogadać z mamą? - odpowiedział.
- A o czym? - była już
coraz bardziej podejrzliwa.
- Opowiem ci potem –
mała skrzyżowała ręce i uformowała dzióbek. Nie dawała za
wygraną – ehh...no dobra. Stawiam lody.
- Ale podwójną porcję z
bitą śmietaną i jagodami! – odpowiedziała pewnie. Zaśmiałam
się cicho.
- Dla mojej księżniczki
wszystko – powiedział i ją puścił. Dziewczynka po chwili
wyszła.
- Nie mogę. Owinęła
sobie ciebie wokół palca – nie potrafiłam przestać się śmiać.
Krótko mówiąc, jest pod jej pantoflem.
- Cóż, straciłem dla
niej głowę – odpowiedział teatralnie – zresztą tak jak i dla
jej mamy – dodał nieco ciszej, obdarzając mnie intensywnym
spojrzeniem. Zawsze tak na mnie działał?
Nie odpowiedziałam.
Szatyn po chwili zajął miejsce obok mnie.
- No to o czym rozmawiałaś
z tym...och, nie mam dla niego żadnego pozytywnego określenia –
dodał. Zerknęłam na niego spod byka.
- Właściwie o niczym..
Chciał mi coś pokazać – odparłam.
- Co takiego?
- Nagranie.
- Jakie nagranie? - nie
poddawał się. Westchnęłam.
Trochę się wahałam nad
odpowiedzią. Nie chciałam, żeby się zaraz złościł. Ale z
drugiej strony nie mam czego przed nim ukrywać.
- Pokazał mi nagranie ze
szpitala, zaraz po urodzeniu Alicji – zaczęłam niepewnie.
Widziałam, jak cały zesztywniał. No i się zaczyna...
- Wyglądaliśmy na nim na
całkiem szczęśliwą rodzinkę. On..naprawdę się cieszył z
narodzin małej. Miał taki szczęśliwy wyraz twarzy..
- I ty wierzysz w te
wszystkie bzdury? - wtrącił się. Spojrzałam na niego zdumiona.
- Gregor, przecież on jej
nie nienawidził od samego początku ani nie pałał do niej
wstrętem. Cieszył się, że został ojcem. Gdybyś widział to
nagranie..
- Tak i teraz uważasz go
za jakąś ofiarę. Bo wszyscy po nim jeżdżą a on próbuje tobą
manipulować, wykorzystując twoją amnezję! – dodał, nie kryjąc
sarkazmu. Nie wierzyłam własnym uszom.
- Gregor, o co ci chodzi?
- teraz to i ja podniosłam głos. Zaczął mnie wkurzać.
- Tamta Monika nigdy nie
dałaby sobie wcisnąć takiego kitu! - rzucił i dopiero po chwili
zrozumiał, co właśnie powiedział.
Wstałam i pospiesznie
zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby.
- Moni, poczekaj. Ja nie
chciałem..
- Wiesz, co? Może to
właśnie ty uważasz, że jestem twoją własnością?! Że jeśli
mieliśmy jakiś tam romans to oznacza, że teraz jestem tylko twoja!
- syknęłam, odwracając się w jego stronę. Cholera, nie mogę
patrzeć mu w oczy, bo mięknę.
- Wcale nie. Po prostu
czuję się za was odpowiedzialny. Wiesz, że cię kocham...
- No właśnie, Gregor –
przerwałam mu – za to ja nie wiem, co właściwie do ciebie czuję.
Tak naprawdę cię nie znam. Myślisz, że zdołałam przypomnieć
sobie to uczucie, jakie łączyło nas przed wypadkiem? Nie! Więc
proszę, nie naciskaj. Obiecałeś.
- Obiecałem, wiem –
dodał już nieco spokojniej i położył dłonie na moich ramionach
– do niczego cię nie zmuszam. Chcę jedynie, żebyście były
bezpieczne. Dam ci tyle czasu, ile będziesz chciała. Poczekam –
szepnął, patrząc mi głęboko w oczy. Zaciągnęłam głośno
powietrze. Znów próbuje mnie oczarować.
- Tylko błagam, nie daj
mu się ponownie wykorzystać – szepnął, zbliżając się do
mnie. Jedną dłoń położył na moim policzku i zaczął go
głaskać. Znów westchnęłam.
- Gregor, nie możesz być
taki zaborczy – powiedziałam o wiele spokojniej. No i mnie ma –
doskonale znam całą tą historię z Karlem. Niczego nie zrobię bez
zastanowienia. Tylko jeśli będzie chciał zbliżyć się Alicji,
mając oczywiście poważne plany, nie mogę mu tego zabronić.
Prawnie, to on jest jej opiekunem – dodałam
- Wiem – szepnął.
Widziałam, że ta sytuacja go dobija. Zdecydowałam się na całkiem
spontaniczny gest. Zarzuciłam mu ręce na szyję i po prostu się do
niego przytuliłam. Potrzebowałam tego.
- Tylko tobie ufam, Gregor
- szepnęłam mu do ucha. I wtedy poczułam, jak mocno mnie do
siebie przyciska.
- Kocham cię – wyznał
i pocałował mnie we włosy. Czułam się dziwnie bezpieczna i
spełniona. Właśnie przy nim.
W tym momencie do sali
ponownie wbiegła Alicja a za nią weszła moja mama.
- Do domu! Do domu! -
krzyczała – Mamo, zobaczysz jaki fajny pokój mi Gregor urządził!
- dodała uradowana.
- Będziemy mieszkać u
ciebie? - spojrzałam na niego zaskoczona. On jedynie się
uśmiechnął.
- Zobaczysz –
odpowiedział tajemniczo.
**
A napisałam sobie właśnie rozdział, więc go dodaję. Zawsze to lepiej niż czekanie kolejny tydzień :)
Jak Wam się podoba? Chyba już lepiej. Mniej tego smutku i w ogóle dennej atmosfery.
Kilka zwrotów akcji nas jeszcze czeka oczywiście, ale postaram się już nie rozdzielać Grega i Moniki.
Udanego weekendu! ;***
Ann
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście cudowny.
Nie wiem czy Karl się zmienił czy coś kombinuje.
Wydaje mi się,że może jeszcze namieszać.
Za to widać,że w Monice rodzą się jakieś uczucia co do Gregora i to jest chyba najważniejsze.
Gregor nadal kocha Monikę i Alicję.
Zastanawia mnie ten nowy pokój Alicji czyżby Gregor kupił nowy dom dla niego,Moniki i Alicji.
Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Buziaki :*
Zapraszam na 15 do Gregora i Sophie
Usuńhttp://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
Buziaki :*
Już jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, cudowny rozdział! Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem i powoli zaczynam ci zazdrościć talentu... :)
Karl... jakoś nie wierzę w jego przemianę. Po co on się znowu miesza? Coś mi się wydaje, że tak łatwo nie odpuści. Ale dobrze przynajmniej, że Monika zaczyna czuć do Gregora coś więcej. Bo przecież on nadal ją kocha, tak samo, jak Alicję. Będzie już wszystko dalej dobrze, prawda? :)
Dużo weny i buziaki :**
Zapraszam na pierwszy rozdział! <3
OdpowiedzUsuńhttp://cieplo-twoich-slow.blogspot.com
PS. Nie wiem, czy informować Cię o nowych rozdziałach, czy nie - jeśli nie chcesz, napisz u mnie :)
PPS. Zaczęłam już czytać Twoje opowiadanie i wkrótce zostawię komentarz <3
No no no, kto by pomyślał, że Karl tak nagle przejdzie metamorfozę na "tego dobrego".. Tylko dlaczego czuję na kilometr, że to zwykła ściema? Oby Monika nie nabrała się na jego tanie gierki, bo może być słabo, a on może wykorzystywać to, że dziewczyna straciła pamięć..
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma przy sobie Gregora. Facet ją kocha i cieszy mnie, że pomimo zaniku pamięci - ona także zaczyna coś czuć ^^
Pozdrawiam!