10. rano, na dworze wiosna
tętni życiem, ludzie spacerują wspólnie i delektują się
pierwszymi w tym roku lodami a ja dochodziłam właśnie do drzwi
restauracji, gdzie spędzę najbliższe 8 godzin w pracy.
Fantastycznie. Chyba się trochę jednak rozleniwiłam w tej
Warszawie.
Zdjęłam okulary
przeciwsłoneczne i nacisnęłam klamkę „Le Ciel”. W
pomieszczeniu jak zwykle o tej porze panował niewielki ruch.
Westchnęłam głośno. Chęć rozłożenia leżaka na moim balkonie,
zrobienia sobie dobrego drinka i powrót do czytanej książki
burzyła perspektywa przebywania w kuchni, gdzie cały czas jest
parno, muszę znosić cierpliwie zaloty swojego przełożonego,
wyrabiać się z zamówieniami i dodatkowo starać się unikać
pewnego skoczka narciarskiego, który zdecydowanie zaszedł mi za
skórę.
Niemniej jednak wymusiłam
na swe usta delikatny uśmiech i ruszyłam w stronę zaplecza witając
się w przelocie z kilkoma kelnerkami i barmanem. Pierwszy cel?
Przebrać się w pomieszczeniu socjalnym i zwinąć się do kuchni
tak, by nie natknąć się na Schlierenzauera. Pchnęłam mosiężne
drzwi mając ten chytry plan w głowie i wpadłam z impetem na kogoś
próbującego udać się w przeciwnym kierunku. Podniosłam niepewnie
wzrok, modląc się w duchu, by nie był to on, lecz moja misja
zakończyła się fiaskiem.
- Proszę bardzo. Jeszcze
dobrze nie zaczął się dzień a już spotykają mnie same
przyjemności – usłyszałam jego frywolny ton. Nie odpowiedziałam.
Zacisnęłam zęby i próbowałam go ominąć, jednak bezskutecznie.
- Przepraszam, mógłbyś
się przesunąć? - spytałam grzecznie – zaraz będę spóźniona.
- Chciałem ci
przypomnieć, że jestem twoim pracodawcą i okazując ci moje dobre
serce nie będę gniewał się za twoje spóźnienia – spojrzałam
na niego przymrużając brwi. Jego usta rozszerzały się w
zawadiackim uśmiechu.
- Dziękuję za litość,
ale to nie twojego gniewu się boję a raczej Marka – odparłam po
raz kolejny chcąc obok niego przejść.
- Jestem pewien, że on
tym bardziej nie będzie się na ciebie złościł – powiedział
łapiąc mnie lekko w talii i powstrzymując przed ucieczką od niego
– tęskniłem – dodał jak gdyby nigdy nic mierząc mnie
czekoladowym spojrzeniem. Gdyby nie odrobina godności jaką jeszcze
w sobie zachowywałam z ochotą bym mu uległa.
- Zamknij się debilu, bo
nie jesteśmy tu sami – powiedziałam dość głośnym szeptem
rozglądając się nerwowo wokół, czy aby nie kręci się gdzieś
tu Sandra.
- Spokojnie, wyjechała na
kilka dni w delegację – odpowiedział. Czytał mi w myślach, czy
co? - a poza tym może byś odzywała się do mnie z większym
szacunkiem, hmm? Na przykład: „tak, Gregor” a potem:
„oczywiście, że zgodzę się z tobą wyjść wieczorem do kina”
- w tym momencie popatrzyłam na niego jak na totalnego idiotę, za
którego zresztą właśnie go uważałam. Natomiast sam szatyn wciąż
się we mnie intensywnie wpatrywał, zagradzając tym samym drogę do
szatni.
- Wieczorem opiekuję się
dzieckiem, to raz – powiedziałam – jestem już umówiona na
jedną randkę i to z Markiem – poruszył się nerwowo na dźwięk
imienia bruneta a jego cwany uśmieszek zniknął z ust – a po
trzecie to nigdy w życiu bym z tobą nigdzie nie wyszła – dodałam
dobitnie. Przez chwilę mrugał tępo powiekami nic nie mówiąc.
- Dobrze. W takim razie
możemy przejść od razu do gorącego bara-bara zaraz jak Ala
pójdzie spać – otworzyłam usta nie dowierzając co właśnie
oznajmił ten burak. Krew się we mnie zagotowała a na policzki
wstąpiły rumieńce. Potrzebowałam kilku sekund, by mu
odpowiedzieć. Popatrzyłam na niego kokieteryjnie i przygryzłam
wargę. Przysunęłam się nieco bliżej, tak, by mógł poczuć mój
oddech na swojej szyi i szepnęłam mu do ucha zalotnym głosem:
- Wiesz Gregor, chyba
podniecają mnie bardziej...dorodniejsi i lepiej zbudowani faceci –
powiedziałam powoli – ale jeżeli Sandra lubi szybkie podejście
do sprawy to bierz ją kiedy i gdzie chcesz, bo ja nie jestem taka
łatwa za jaką mnie uważasz – po tych słowach mogłam ze
spokojem udać się do socjalnego. Z triumfalnym uśmiechem na ustach
pozostawiłam przy drzwiach wciąż osłupionego szatyna. Moje
zwycięstwo nie trwało jednak zbyt długo, gdyż zaraz ujrzałam
jego czuprynę tuż przy wejściu. Miałam ochotę coś mu zrobić,
bo w tym momencie rozpinałam guziki swojej koszuli i było widać
kawałek znajdującej się pod nią bielizny.
- Gregor, do jasnej
cholery! - warknęłam.
- Wpadnę wieczorem o
19.00 – powiedział omiatając mnie wzrokiem. Jeszcze chwila a
chyba w niego czymś rzucę – przywiozę coś dobrego do jedzenia –
dodał i puścił mi oczko.
- Nie zapraszałam cię –
powiedziałam krzyżując ręce.
- Ale ja przyjadę do
Alicji. Chyba mam prawo ją odwiedzić.
- Niby jakie? - odparłam
ironicznie.
- Jestem jej kumplem a
poza tym mam dla niej niespodziankę – powiedział z uśmiechem.
- Gregor..
- Fajnie, że się
dogadaliśmy – przerwał – do zobaczenia wieczorem, piękna –
nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć już go nie było.
Zwariuję z nim. Po co on
wchodzi z butami w moje życie? Jaki ma w tym cel? Zrobić sobie małą
odskocznię od Sandry, uwieść mnie a potem rzucić i szukać
kolejnej zdobyczy? Nie chcę być z nim w ten sposób. Co za głupi
irytujący imbecyl. Zwykły cwaniak, co myśli, że może mieć każdą
kobietę. Auć! Spojrzałam na palce u lewej ręki, z których
właśnie obficie zaczęła tryskać krew.
- Cholera! - syknęłam
pod nosem i zaczęłam rozglądać się za jakimś kawałkiem
papieru, by powstrzymać krwawienie. Z niebiańską pomocą przyszedł
mi Mark.
- Pokaż to – złapał
mnie delikatnie za poszkodowaną dłoń i przypatrzył się uważnie
– niezła jesteś, ścięłaś sobie trzy palce naraz –
powiedział – spokojnie, rozcięcia nie są głębokie. Chodź,
trzeba to dać pod zimną wodę – nie komentując jego słów,
udałam się wraz z nim do szafki ze zlewem. Dzięki zimnej cieczy
chodź na chwilę mogłam poczuć ulgę.
- Coś ty taka blada? -
spytał mnie żartobliwie przyglądając się mojej twarzy. Nie
mogłam wydobyć z siebie słów. Nagle zabrakło mi powietrza i
zaczęłam głęboko oddychać opierając się wolną ręką o blat.
- Moni, wszystko w
porządku? - tym razem odezwał się już zaniepokojony. Spojrzałam
na niego. Jego twarz zaczęła mi się powoli rozmazywać przed
oczami, poczułam jakbym traciła panowanie nad swoim ciałem,
wydawałam się zamroczona a następnie tak po prostu odpłynęłam.
- Monika, Monika! - ktoś
krzyczał nad moim uchem. Niemrawo podniosłam powieki. Stali nade
mną Mark i Gregor, którzy patrzyli na mnie z troską. Ten drugi
trzymał moje nogi uniesione ku górze. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Byliśmy w biurze a ja leżałam na kanapie obok
biurka.
- Monika, kurcze, odezwij
się do nas wreszcie – usłyszałam zdesperowany głos bruneta.
- Co się stało? -
wychrypiałam. Spostrzegłam wyrazy ulgi na ich twarzach.
- Zemdlałaś, chyba na
widok krwi – odpowiedział Mark – jak się czujesz? Lepiej ci?
- Tak, już chyba tak –
odparłam – ale narobiłam sobie siary – westchnęłam głośno.
Obaj zaśmiali się na ten komentarz. Widząc, że już po raz
kolejny nie zemdleję, Gregor ułożył moje nogi na kanapie.
- Przyniosę ci wody –
powiedział po chwili. Miałam wrażenie, że w jego oczach jeszcze
przed momentem malował się autentyczny strach. Naprawdę tak się
mną przejął?
Szatyn wyszedł zapewne do
kuchni po szklankę wody. Mark przysiadł obok mnie na kanapie.
Próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej.
- Nawet nie próbuj –
usłyszałam jego stanowczy ton – zaraz znowu możesz dostać
zawrotów głowy.
- Nigdy wcześniej mi się
to nie zdarzyło – odpowiedziałam szczerze – nie ma to jak
zemdleć przez głupią krew – zaśmiał się krótko.
- Przestań, każdemu się
zdarza. Dobrze, że to nie byłem ja, bo to już byłby zupełny
obciach – tym razem to ja zaśmiałam się wesoło szturchając go
w ramię.
- Tylko się teraz ze mnie
nie nabijaj – powiedziałam cicho.
- Gdzież bym śmiał –
odparł, unosząc ręce w geście protestu. Patrzyliśmy się na
siebie przez chwilę. Zauważyłam iskierki w jego oczach.
- Moni? - zaczął
niepewnie. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
- Tak?
- Co powiesz na to,
żebyśmy wybrali się na to spotkanie...dzisiaj? - otworzyłam lekko
usta. Trochę zaskoczył mnie tą propozycją.
- Dzisiaj? - spytałam –
wiesz, zostanie trochę mało czasu na przygotowanie się –
stwierdziłam na co on się uśmiechnął.
- Nie musisz się wcale
jakoś specjalnie stroić. I tak jesteś śliczna – chyba nie do
końca przemyślał to, co chciał powiedzieć, gdyż wyraźnie się
speszył i spuścił wzrok.
- Mark, to nawet nie
chodzi o to – odparłam starając się pokazać, że nie
dostrzegłam jego zażenowania – z kim ja tak na ostatnią chwilę
zostawię Alę? - popatrzyłam na niego.
- No tak, w sumie o tym to
nie pomyślałem – podrapał się po głowie.
W tym momencie do głowy
przyszedł mi znakomity pomysł. Uśmiechnęłam się chytrze pod
nosem.
- Wiesz co, chyba
znalazłam rozwiązanie – powiedziałam posyłając mu promienny
uśmiech – będę miała opiekę dla Ali, więc możesz wpaść po
mnie około 20.
- Naprawdę?
To..fantastycznie – odparł chyba tak samo nieco zaskoczony – w
takim razie jesteśmy umówieni.
- Jesteśmy –
powtórzyłam. Następnie do pomieszczenia wrócił Schlierenzauer.
Niemalże od razu spostrzegł całkiem miłą atmosferę jaka
wytworzyła się między mną a Markiem. Widziałam to w jego oczach.
Zacisnął szczękę tak, że teraz jego kości policzkowe były
wyraźnie widoczne.
- Przyniosłem ci tą wodę
– powiedział nieco ironicznym tonem. Spojrzałam na niego spod
byka.
- Dziękuję – odparłam
cierpko, biorąc łyk ze szklanki, którą mi podał. Jestem ciekawa,
kto dzisiaj wygra bitwę, Panie Idealny. Ja tak łatwo się nie
poddaję.
Zaczęłyśmy właśnie z
Alą suszyć włosy, kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Mamusiu, ja pójdę
otworzyć! - krzyknęła uradowana dziewczynka, wyrywając mi się z
objęć.
- Luśka, poczekaj. Nie
wiemy kto to – zaniepokojona podążyłam zaraz za córką. Nie
znosiłam kiedy tak wyrywała się do otwierania drzwi obcym. To było
niebezpieczne. Zawiązałam szczelniej szlafrok i przekręciłam
zamek.
- Gregor! - zawołała
wesoło wskakując w ramiona szatyna. Ten wydawał się wyraźnie
zadowolony z takiego obrotu sprawy i ochoczo przytulił małą do
siebie.
- Cześć łobuziaku –
uśmiechnął się do niej – jak tam twoja ręka? - spojrzał
uważnie na wciąż jeszcze widniejący gips.
- Już lepiej. Mama mówi,
że pan doktor już niedługo zdejmie mi gips – odpowiedziała.
- No to super. Przecież
obiecałem ci prawdziwy trening na skoczni – puścił do niej oczko
i postawił dziewczynkę ostrożnie na podłodze.
- Ala, chodź. Musimy
dosuszyć włosy – zwróciłam się do małej i złapałam ją za
rękę. Spojrzałam na nadal stojącego w drzwiach szatyna.
Przyglądał mi się tajemniczo.
- Myślałem, że mnie
chociaż w ubraniu przyjmiesz – uśmiechnął się zawadiacko – a
tutaj wychodzisz prosto z kąpieli, jeszcze z mokrymi włosami –
mimowolnie sięgnął swoją dłonią, by ując kilka kosmyków moich
włosów swobodnie opadających na ramiona. Przeszedł mnie dreszcz.
- Przyniosłem wino i
jakieś danie z kuchni włoskiej na wynos – mówiąc to jego wzrok
powędrował w kierunku siatki, którą trzymał w drugiej ręce –
i mały prezent dla Ali – dodał.
- Dla mnie? A co to
takiego? - odezwała się i z nieukrywaną ciekawością wpatrywała
w kolejną torbę.
- Nie musisz przynosić
jej żadnych prezentów – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy – a
ty Ala mogłabyś chociaż udawać, że jesteś dobrze wychowana –
zwróciłam się do córki.
- Daj spokój, przecież
to tylko zabawka – odpowiedział niczym niewzruszony i nachylił
się do dziecka – proszę bardzo, księżniczko. Mam nadzieję, że
ci się spodoba – podał jej kolorową torebkę.
- Dziękuję –
odpowiedziała uprzejmie. Mała cwaniara. Ala postawiła ją na
ziemi i zdrową ręką niemalże natychmiast zajrzała do środka, by
sprawdzić, co też dostała. Po chwili wyciągnęła z niej
prostokątne pudełko, w którym widniała lalka-niemowlę.
- Mamusiu! To ta sama,
którą pokazują w telewizji! - krzyknęła przeszczęśliwa.
Spojrzałam na zabawkę. Rzeczywiście. To lalka, którą już dawno
sobie upatrzyła i która była bardzo droga. Spojrzałam ponownie na
uśmiechniętego szatyna.
- Gregor, wiem, ile ona
kosztowała – powiedziałam całkiem poważnie. On również na
mnie spojrzał.
- Nie przesadzaj. Stać
mnie na takie rzeczy – odparł – a poza tym chciałem zrobić Ali
niespodziankę.
- Dziękuję, dziękuję,
dziękuję! - zawołała ucieszona i objęła skoczka prawą rączką,
by ucałować go w policzek. Zarówno ja jak i sam szatyn byliśmy
nieco zdumieni tą sceną.
- Naprawdę nie ma za co –
powiedział do dziewczynki i po raz kolejny mocno ją do siebie
przytulił. W jego oczach malowała się jakby...satysfakcja. Taki
niewinny i szczery gest ze strony dziecka po prostu go wzruszył.
Przyłożyłam dłoń do ust i przygryzła piąstkę. Miałam ochotę
się rozpłakać. Dlaczego? Bo w tym właśnie momencie
Schlierenzauer uczynił coś, czego od zawsze marzyłam dla mojej
córki. Ojcowskiej troskliwości. Ciepła. Chęci sprawienia radości.
To, co powinien robić Karl. Zdałam sobie jednocześnie sprawę, że
moje pragnienie nie może zostać spełnione. Gregor nie jest jej
ojcem, a w przyszłości planuje założenie własnej rodziny. I to z
Sandrą.
Poczułam jego wnikliwe
spojrzenie na sobie. Zmarszczył delikatnie brwi.
- Coś się stało? -
spytał. Wzięłam głęboki oddech i posłałam mu lekki uśmiech.
- Nie, nic. Idźcie się w
takim razie pobawić a ja będę się szykować – powiedziałam nie
biorąc pod uwagę faktu, że Gregor przecież jest moim gościem a
nie opiekunem Ali.
- Dobrze, naleję nam wina
– oznajmił wesołym głosem. Udałam się z powrotem do łazienki,
gdzie dokończyłam suszenie włosów.
- Co ta mama tyle czasu
robi w łazience? - spytałem dziewczynkę układając kolejny klocek
na naszym nowo wybudowanym zamku.
- Stroi się –
odpowiedziała nie przerywając swojego zadania, na którym skupiała
się od kilkunastu minut. Zerknąłem z zainteresowaniem na
dziewczynkę.
- Stroi się? Ale po co? -
po raz kolejny się do niej zwróciłem.
- No przecież na randkę
– zawołała i szeroko się do mnie uśmiechnęła. W tym momencie
kompletnie niczego nie rozumiałem. Sięgnąłem po kieliszek wina i
upiłem niewielki łyk.
- Mama powiedziała ci, że
mamy randkę? - mała popatrzyła się na mnie jak na jakiegoś
pajaca. Wstała i zdrową ręką złapała się pod bok.
- A ty też ją
zapraszałeś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jak to ja też?
O co tu właściwie chodziło?
- No w sumie to nie
zapraszałem jej na randkę, ale...po prostu się z nią umówiłem –
wyjaśniłem. Alicja ułożyła usta w dzióbek i chyba się nad
czymś zastanawiała.
- No to ja już niczego
nie rozumiem – uczyniła teatralny gest ręką i z powrotem usiadła
na podłodze. Po chwili obok dziewczynki zaczął krążyć nieduży
kotek, który wskoczył jej na kolana i zażądał pieszczot.
Już miałem wypytywać ją
dalej, kiedy usłyszałem jak drzwi do łazienki się otworzyły i
wyszła z niej Monika. Tylko nie wyglądała już tak jak
kilkadziesiąt minut temu. Miała na sobie koronkową wpadającą w
zieleń czy coś sukienkę z paskiem wokół talii. Nie sięgała jej
nawet do kolan dzięki czemu wyeksponowała jej piękne nogi. Na
włosach miała zrobione delikatne loki. Zauważyłem też starannie
nałożony makijaż. Całą jej olśniewającą postać dopełniały
kremowe szpilki. Zatkało mnie.
- No i jak wyglądam? -
spytała lekkim tonem okręcając się wokół i patrząc to na mnie
to na Alę.
- Wspaniale! - krzyknęła
dziewczynka i zaczęła klaskać w dłonie. Ja nadal nie byłem w
stanie wydusić z siebie słowa. Znów wziąłem do ręki kieliszek i
wypiłem go do dna.
- Gregor? - odezwała się
i spojrzała na mnie zalotnie – podoba ci się? - patrzyłem na nią
osłupiały. O tak. Właśnie rozbudziłaś wszystkie moje zmysły,
kochana.
- Wyglądasz prześlicznie
– bosko, seksownie, diabelsko kusząco. Posłała mi jedynie
łobuzerskie spojrzenie.
Po chwili usłyszeliśmy
dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się.
- Spodziewasz się jeszcze
kogoś? - spytałem zdezorientowany.
- No przecież mówiłam
ci, że mama idzie na randkę – spojrzałem na zupełnie szczerze
mówiące dziecko. Z kim do cholery?! Przecież była umówiona ze
mną. Przeniosłem wzrok z młodszej na starszą.
- Czemu się tak patrzysz?
W końcu chciałeś odwiedzić Alę – odpowiedziała na moje nieme
pytanie – jesteś jej kumplem – dodała i poszła otworzyć
drzwi. Zacisnąłem pięści. Czy ona właśnie zrobiła mnie w
balona? Jeżeli tak to chyba się wściekłem. W korytarzu usłyszałem
ciche głosy a za moment do pokoju ponownie wkroczyła Monika a tuż
za nią Mark. Zaraz, nie no naprawdę?
- O, cześć Gregor –
wydawał się szczerze zaskoczony moją obecnością w mieszkaniu
Gellert.
- Cześć, Mark –
przywitałem się sucho. Obaj patrzyliśmy się na siebie z wrogością
w oczach, co chyba nie umknęło Monice.
- Widzisz, Mark? Mówiłam
ci, że znajdę dla małej odpowiednią opiekę – już ja ci dam
opiekę. Tylko tu wróć a pokażę ci z kim chciałabyś chodzić na
randki – Gregor dziś wspominał, że chciałby spędzić trochę
czasu z Alą. Chyba się polubili – uśmiechnęła się do mnie
znacząco. Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie
igra się z Gregorem Schlierenzauerem.
- W takim razie idziemy? -
brunet spojrzał z czułością na Polkę. Miałem ochotę strzelić
go po ryju.
- Jasne, tylko wezmę
kurtkę – powiedziała i podeszła do córki, by ucałować ją w
czoło – bądź grzeczna, bo Gregor więcej nie będzie do ciebie
przychodził – pogłaskała ją po główce.
- Dobrze mamusiu, bawcie
się dobrze – brunetka uśmiechnęła się dziewczynki.
- Będę przed północą
– oznajmiła patrząc w moją stronę. Nic się nie odezwałem. Ok,
a po północy będziesz moja.
Monika chwyciła swoją
torebkę i oboje udali się na korytarz. Wstałem i poszedłem za
nimi.
- Spokojnie, położę ją
niedługo spać – powiedziałem opierając się o framugę drzwi i
krzyżując ręce. Nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Doskonale
wiedziała, że mam ochotę ją zamordować.
- Dobranoc, Gregor –
odezwał się Mark. Nie odpowiedziałem. Brunetka chwyciła kurtkę
i oboje opuścili mieszkanie.
- To w co będziemy się
teraz bawić? - u mego boku pojawiła się Alicja. Uśmiechnąłem
się. Jej widok zadziałał na mnie kojąco. W końcu nie mogłem
wyżywać swojej frustracji na niewinnym dziecku. Schyliłem się i
uniosłem dziewczynkę na ręce.
- A w co byś chciała? -
spytałem wesoło i pocałowałem ją w czółko.
- Może pobawimy się w
dom? Ty będziesz moim mężem. Mam taki duuuuuży domek dla lalek –
powiedziała uradowana a ja po raz kolejny się uśmiechnąłem.
Razem z dziewczynką udaliśmy się do jej pokoju. W mojej głowie
krążyły myśli związane tylko z jedną osobą. Udowodnię jej,
kogo naprawdę pragnie.
**
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Nie mam ostatnio weny i nie potrafię skleić czegoś sensownego. Mam nadzieję, że wybaczycie :)
Monika mistrz wpuszczania ludzi w maliny! Cwana jest, ale wydaje mi się, że Gregor nie puści jej tego płazem. Oj nie :p
OdpowiedzUsuńSchlieri musi się bardziej starać, a mnie wychodzić na skończonego debila. Może wtedy coś zdziała i Monika zmieni do niego nastawienie.
Rozdział świetny! Czekam na kolejny ;* ;*
Hahahaha :D Dobrze mu tak :D Gregor coś jest za bardzo pewny tego, że uda mu się zdobyć Monike. Ale to jego opiekowanie się małą achhh świetny tatuś :) Jestem ciekawa co on zrobi jak Monika wróci z randki. Coś mi się zdaje, że Gregor zrobi coś głupiego, ale to tylko takie moje wymysły :D
OdpowiedzUsuńWięc życze dużooooo weny :)
Pati :*
Piszesz świetny rozdział i nie masz weny?
OdpowiedzUsuńMonika jest tak bardzo cwana ;D Już się nie mogę doczekać jak wróci do domu ! A Gregor taki...troskliwy i czuły? To do niego takie niepodobne,ale bardzo mi się podoba ;3 Mam nadzieję,że Moni wreszcie zrozumie,że Schlieri jest facetem dla niej ! A tekst małej na końcu jest po prostu rozbrajający ! Do następnego ! ;)
Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie igra się z Gregorem Schlierenzauerem.
OdpowiedzUsuńRozwalasz system kobieto, do nastepnego :* weeeny
Ten rozdział jest wspaniały!!! Czytałam i nie mogłam uwierzyć, że kończysz w takim momencie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdziała. Piszesz wspaniale :D
OdpowiedzUsuń"Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie igra się z Gregorem Schlierenzauerem." - a więc jest prawdopodobne, iż w kolejnym rozdziale wydarzy się "coś" odmiennego :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalszy ciąg! :)
Mam nadzieję, że Twoja wena niedługo wróci, chociaż osobiście nie wiem dlaczego jesteś z tego rozdziału niezadowolona : )
Mistrzynio genialny rozdział jak zawszę.Znowu mnie zatkałaś wiedzę od wczoraj czytam twoje opowiadanie siedze i płacze .Powinaś dostać Nobla a nawy Oskara! BAWO.czekmy wszyscy na nex .
OdpowiedzUsuńPrzepraszam na początku za to że, nie komentowałam poprzednich rozdziałów na jednym i na drugim blogu :/ Ale oczywiście wszystkie zostały przeczytane ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, z resztą jak zawsze ;)
P.S. Serdecznie zapraszam na piąteczkę ;)
http://my-life-is-written-in-my-pen.blogspot.com/
zapraszam na ósemkę na http://przedtem.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń