piątek, 8 maja 2015

9. Randka

10. rano, na dworze wiosna tętni życiem, ludzie spacerują wspólnie i delektują się pierwszymi w tym roku lodami a ja dochodziłam właśnie do drzwi restauracji, gdzie spędzę najbliższe 8 godzin w pracy. Fantastycznie. Chyba się trochę jednak rozleniwiłam w tej Warszawie.
Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i nacisnęłam klamkę „Le Ciel”. W pomieszczeniu jak zwykle o tej porze panował niewielki ruch. Westchnęłam głośno. Chęć rozłożenia leżaka na moim balkonie, zrobienia sobie dobrego drinka i powrót do czytanej książki burzyła perspektywa przebywania w kuchni, gdzie cały czas jest parno, muszę znosić cierpliwie zaloty swojego przełożonego, wyrabiać się z zamówieniami i dodatkowo starać się unikać pewnego skoczka narciarskiego, który zdecydowanie zaszedł mi za skórę.
Niemniej jednak wymusiłam na swe usta delikatny uśmiech i ruszyłam w stronę zaplecza witając się w przelocie z kilkoma kelnerkami i barmanem. Pierwszy cel? Przebrać się w pomieszczeniu socjalnym i zwinąć się do kuchni tak, by nie natknąć się na Schlierenzauera. Pchnęłam mosiężne drzwi mając ten chytry plan w głowie i wpadłam z impetem na kogoś próbującego udać się w przeciwnym kierunku. Podniosłam niepewnie wzrok, modląc się w duchu, by nie był to on, lecz moja misja zakończyła się fiaskiem.
- Proszę bardzo. Jeszcze dobrze nie zaczął się dzień a już spotykają mnie same przyjemności – usłyszałam jego frywolny ton. Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam zęby i próbowałam go ominąć, jednak bezskutecznie.
- Przepraszam, mógłbyś się przesunąć? - spytałam grzecznie – zaraz będę spóźniona.
- Chciałem ci przypomnieć, że jestem twoim pracodawcą i okazując ci moje dobre serce nie będę gniewał się za twoje spóźnienia – spojrzałam na niego przymrużając brwi. Jego usta rozszerzały się w zawadiackim uśmiechu.
- Dziękuję za litość, ale to nie twojego gniewu się boję a raczej Marka – odparłam po raz kolejny chcąc obok niego przejść.
- Jestem pewien, że on tym bardziej nie będzie się na ciebie złościł – powiedział łapiąc mnie lekko w talii i powstrzymując przed ucieczką od niego – tęskniłem – dodał jak gdyby nigdy nic mierząc mnie czekoladowym spojrzeniem. Gdyby nie odrobina godności jaką jeszcze w sobie zachowywałam z ochotą bym mu uległa.
- Zamknij się debilu, bo nie jesteśmy tu sami – powiedziałam dość głośnym szeptem rozglądając się nerwowo wokół, czy aby nie kręci się gdzieś tu Sandra.
- Spokojnie, wyjechała na kilka dni w delegację – odpowiedział. Czytał mi w myślach, czy co? - a poza tym może byś odzywała się do mnie z większym szacunkiem, hmm? Na przykład: „tak, Gregor” a potem: „oczywiście, że zgodzę się z tobą wyjść wieczorem do kina” - w tym momencie popatrzyłam na niego jak na totalnego idiotę, za którego zresztą właśnie go uważałam. Natomiast sam szatyn wciąż się we mnie intensywnie wpatrywał, zagradzając tym samym drogę do szatni.
- Wieczorem opiekuję się dzieckiem, to raz – powiedziałam – jestem już umówiona na jedną randkę i to z Markiem – poruszył się nerwowo na dźwięk imienia bruneta a jego cwany uśmieszek zniknął z ust – a po trzecie to nigdy w życiu bym z tobą nigdzie nie wyszła – dodałam dobitnie. Przez chwilę mrugał tępo powiekami nic nie mówiąc.
- Dobrze. W takim razie możemy przejść od razu do gorącego bara-bara zaraz jak Ala pójdzie spać – otworzyłam usta nie dowierzając co właśnie oznajmił ten burak. Krew się we mnie zagotowała a na policzki wstąpiły rumieńce. Potrzebowałam kilku sekund, by mu odpowiedzieć. Popatrzyłam na niego kokieteryjnie i przygryzłam wargę. Przysunęłam się nieco bliżej, tak, by mógł poczuć mój oddech na swojej szyi i szepnęłam mu do ucha zalotnym głosem:
- Wiesz Gregor, chyba podniecają mnie bardziej...dorodniejsi i lepiej zbudowani faceci – powiedziałam powoli – ale jeżeli Sandra lubi szybkie podejście do sprawy to bierz ją kiedy i gdzie chcesz, bo ja nie jestem taka łatwa za jaką mnie uważasz – po tych słowach mogłam ze spokojem udać się do socjalnego. Z triumfalnym uśmiechem na ustach pozostawiłam przy drzwiach wciąż osłupionego szatyna. Moje zwycięstwo nie trwało jednak zbyt długo, gdyż zaraz ujrzałam jego czuprynę tuż przy wejściu. Miałam ochotę coś mu zrobić, bo w tym momencie rozpinałam guziki swojej koszuli i było widać kawałek znajdującej się pod nią bielizny.
- Gregor, do jasnej cholery! - warknęłam.
- Wpadnę wieczorem o 19.00 – powiedział omiatając mnie wzrokiem. Jeszcze chwila a chyba w niego czymś rzucę – przywiozę coś dobrego do jedzenia – dodał i puścił mi oczko.
- Nie zapraszałam cię – powiedziałam krzyżując ręce.
- Ale ja przyjadę do Alicji. Chyba mam prawo ją odwiedzić.
- Niby jakie? - odparłam ironicznie.
- Jestem jej kumplem a poza tym mam dla niej niespodziankę – powiedział z uśmiechem.
- Gregor..
- Fajnie, że się dogadaliśmy – przerwał – do zobaczenia wieczorem, piękna – nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć już go nie było.

Zwariuję z nim. Po co on wchodzi z butami w moje życie? Jaki ma w tym cel? Zrobić sobie małą odskocznię od Sandry, uwieść mnie a potem rzucić i szukać kolejnej zdobyczy? Nie chcę być z nim w ten sposób. Co za głupi irytujący imbecyl. Zwykły cwaniak, co myśli, że może mieć każdą kobietę. Auć! Spojrzałam na palce u lewej ręki, z których właśnie obficie zaczęła tryskać krew.
- Cholera! - syknęłam pod nosem i zaczęłam rozglądać się za jakimś kawałkiem papieru, by powstrzymać krwawienie. Z niebiańską pomocą przyszedł mi Mark.
- Pokaż to – złapał mnie delikatnie za poszkodowaną dłoń i przypatrzył się uważnie – niezła jesteś, ścięłaś sobie trzy palce naraz – powiedział – spokojnie, rozcięcia nie są głębokie. Chodź, trzeba to dać pod zimną wodę – nie komentując jego słów, udałam się wraz z nim do szafki ze zlewem. Dzięki zimnej cieczy chodź na chwilę mogłam poczuć ulgę.
- Coś ty taka blada? - spytał mnie żartobliwie przyglądając się mojej twarzy. Nie mogłam wydobyć z siebie słów. Nagle zabrakło mi powietrza i zaczęłam głęboko oddychać opierając się wolną ręką o blat.
- Moni, wszystko w porządku? - tym razem odezwał się już zaniepokojony. Spojrzałam na niego. Jego twarz zaczęła mi się powoli rozmazywać przed oczami, poczułam jakbym traciła panowanie nad swoim ciałem, wydawałam się zamroczona a następnie tak po prostu odpłynęłam.

- Monika, Monika! - ktoś krzyczał nad moim uchem. Niemrawo podniosłam powieki. Stali nade mną Mark i Gregor, którzy patrzyli na mnie z troską. Ten drugi trzymał moje nogi uniesione ku górze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byliśmy w biurze a ja leżałam na kanapie obok biurka.
- Monika, kurcze, odezwij się do nas wreszcie – usłyszałam zdesperowany głos bruneta.
- Co się stało? - wychrypiałam. Spostrzegłam wyrazy ulgi na ich twarzach.
- Zemdlałaś, chyba na widok krwi – odpowiedział Mark – jak się czujesz? Lepiej ci?
- Tak, już chyba tak – odparłam – ale narobiłam sobie siary – westchnęłam głośno. Obaj zaśmiali się na ten komentarz. Widząc, że już po raz kolejny nie zemdleję, Gregor ułożył moje nogi na kanapie.
- Przyniosę ci wody – powiedział po chwili. Miałam wrażenie, że w jego oczach jeszcze przed momentem malował się autentyczny strach. Naprawdę tak się mną przejął?
Szatyn wyszedł zapewne do kuchni po szklankę wody. Mark przysiadł obok mnie na kanapie. Próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej.
- Nawet nie próbuj – usłyszałam jego stanowczy ton – zaraz znowu możesz dostać zawrotów głowy.
- Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło – odpowiedziałam szczerze – nie ma to jak zemdleć przez głupią krew – zaśmiał się krótko.
- Przestań, każdemu się zdarza. Dobrze, że to nie byłem ja, bo to już byłby zupełny obciach – tym razem to ja zaśmiałam się wesoło szturchając go w ramię.
- Tylko się teraz ze mnie nie nabijaj – powiedziałam cicho.
- Gdzież bym śmiał – odparł, unosząc ręce w geście protestu. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę. Zauważyłam iskierki w jego oczach.
- Moni? - zaczął niepewnie. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
- Tak?
- Co powiesz na to, żebyśmy wybrali się na to spotkanie...dzisiaj? - otworzyłam lekko usta. Trochę zaskoczył mnie tą propozycją.
- Dzisiaj? - spytałam – wiesz, zostanie trochę mało czasu na przygotowanie się – stwierdziłam na co on się uśmiechnął.
- Nie musisz się wcale jakoś specjalnie stroić. I tak jesteś śliczna – chyba nie do końca przemyślał to, co chciał powiedzieć, gdyż wyraźnie się speszył i spuścił wzrok.
- Mark, to nawet nie chodzi o to – odparłam starając się pokazać, że nie dostrzegłam jego zażenowania – z kim ja tak na ostatnią chwilę zostawię Alę? - popatrzyłam na niego.
- No tak, w sumie o tym to nie pomyślałem – podrapał się po głowie.
W tym momencie do głowy przyszedł mi znakomity pomysł. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem.
- Wiesz co, chyba znalazłam rozwiązanie – powiedziałam posyłając mu promienny uśmiech – będę miała opiekę dla Ali, więc możesz wpaść po mnie około 20.
- Naprawdę? To..fantastycznie – odparł chyba tak samo nieco zaskoczony – w takim razie jesteśmy umówieni.
- Jesteśmy – powtórzyłam. Następnie do pomieszczenia wrócił Schlierenzauer. Niemalże od razu spostrzegł całkiem miłą atmosferę jaka wytworzyła się między mną a Markiem. Widziałam to w jego oczach. Zacisnął szczękę tak, że teraz jego kości policzkowe były wyraźnie widoczne.
- Przyniosłem ci tą wodę – powiedział nieco ironicznym tonem. Spojrzałam na niego spod byka.
- Dziękuję – odparłam cierpko, biorąc łyk ze szklanki, którą mi podał. Jestem ciekawa, kto dzisiaj wygra bitwę, Panie Idealny. Ja tak łatwo się nie poddaję.

Zaczęłyśmy właśnie z Alą suszyć włosy, kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Mamusiu, ja pójdę otworzyć! - krzyknęła uradowana dziewczynka, wyrywając mi się z objęć.
- Luśka, poczekaj. Nie wiemy kto to – zaniepokojona podążyłam zaraz za córką. Nie znosiłam kiedy tak wyrywała się do otwierania drzwi obcym. To było niebezpieczne. Zawiązałam szczelniej szlafrok i przekręciłam zamek.
- Gregor! - zawołała wesoło wskakując w ramiona szatyna. Ten wydawał się wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy i ochoczo przytulił małą do siebie.
- Cześć łobuziaku – uśmiechnął się do niej – jak tam twoja ręka? - spojrzał uważnie na wciąż jeszcze widniejący gips.
- Już lepiej. Mama mówi, że pan doktor już niedługo zdejmie mi gips – odpowiedziała.
- No to super. Przecież obiecałem ci prawdziwy trening na skoczni – puścił do niej oczko i postawił dziewczynkę ostrożnie na podłodze.
- Ala, chodź. Musimy dosuszyć włosy – zwróciłam się do małej i złapałam ją za rękę. Spojrzałam na nadal stojącego w drzwiach szatyna. Przyglądał mi się tajemniczo.
- Myślałem, że mnie chociaż w ubraniu przyjmiesz – uśmiechnął się zawadiacko – a tutaj wychodzisz prosto z kąpieli, jeszcze z mokrymi włosami – mimowolnie sięgnął swoją dłonią, by ując kilka kosmyków moich włosów swobodnie opadających na ramiona. Przeszedł mnie dreszcz.
- Przyniosłem wino i jakieś danie z kuchni włoskiej na wynos – mówiąc to jego wzrok powędrował w kierunku siatki, którą trzymał w drugiej ręce – i mały prezent dla Ali – dodał.
- Dla mnie? A co to takiego? - odezwała się i z nieukrywaną ciekawością wpatrywała w kolejną torbę.
- Nie musisz przynosić jej żadnych prezentów – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy – a ty Ala mogłabyś chociaż udawać, że jesteś dobrze wychowana – zwróciłam się do córki.
- Daj spokój, przecież to tylko zabawka – odpowiedział niczym niewzruszony i nachylił się do dziecka – proszę bardzo, księżniczko. Mam nadzieję, że ci się spodoba – podał jej kolorową torebkę.
- Dziękuję – odpowiedziała uprzejmie. Mała cwaniara. Ala postawiła ją na ziemi i zdrową ręką niemalże natychmiast zajrzała do środka, by sprawdzić, co też dostała. Po chwili wyciągnęła z niej prostokątne pudełko, w którym widniała lalka-niemowlę.
- Mamusiu! To ta sama, którą pokazują w telewizji! - krzyknęła przeszczęśliwa. Spojrzałam na zabawkę. Rzeczywiście. To lalka, którą już dawno sobie upatrzyła i która była bardzo droga. Spojrzałam ponownie na uśmiechniętego szatyna.
- Gregor, wiem, ile ona kosztowała – powiedziałam całkiem poważnie. On również na mnie spojrzał.
- Nie przesadzaj. Stać mnie na takie rzeczy – odparł – a poza tym chciałem zrobić Ali niespodziankę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zawołała ucieszona i objęła skoczka prawą rączką, by ucałować go w policzek. Zarówno ja jak i sam szatyn byliśmy nieco zdumieni tą sceną.
- Naprawdę nie ma za co – powiedział do dziewczynki i po raz kolejny mocno ją do siebie przytulił. W jego oczach malowała się jakby...satysfakcja. Taki niewinny i szczery gest ze strony dziecka po prostu go wzruszył. Przyłożyłam dłoń do ust i przygryzła piąstkę. Miałam ochotę się rozpłakać. Dlaczego? Bo w tym właśnie momencie Schlierenzauer uczynił coś, czego od zawsze marzyłam dla mojej córki. Ojcowskiej troskliwości. Ciepła. Chęci sprawienia radości. To, co powinien robić Karl. Zdałam sobie jednocześnie sprawę, że moje pragnienie nie może zostać spełnione. Gregor nie jest jej ojcem, a w przyszłości planuje założenie własnej rodziny. I to z Sandrą.
Poczułam jego wnikliwe spojrzenie na sobie. Zmarszczył delikatnie brwi.
- Coś się stało? - spytał. Wzięłam głęboki oddech i posłałam mu lekki uśmiech.
- Nie, nic. Idźcie się w takim razie pobawić a ja będę się szykować – powiedziałam nie biorąc pod uwagę faktu, że Gregor przecież jest moim gościem a nie opiekunem Ali.
- Dobrze, naleję nam wina – oznajmił wesołym głosem. Udałam się z powrotem do łazienki, gdzie dokończyłam suszenie włosów.

- Co ta mama tyle czasu robi w łazience? - spytałem dziewczynkę układając kolejny klocek na naszym nowo wybudowanym zamku.
- Stroi się – odpowiedziała nie przerywając swojego zadania, na którym skupiała się od kilkunastu minut. Zerknąłem z zainteresowaniem na dziewczynkę.
- Stroi się? Ale po co? - po raz kolejny się do niej zwróciłem.
- No przecież na randkę – zawołała i szeroko się do mnie uśmiechnęła. W tym momencie kompletnie niczego nie rozumiałem. Sięgnąłem po kieliszek wina i upiłem niewielki łyk.
- Mama powiedziała ci, że mamy randkę? - mała popatrzyła się na mnie jak na jakiegoś pajaca. Wstała i zdrową ręką złapała się pod bok.
- A ty też ją zapraszałeś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jak to ja też? O co tu właściwie chodziło?
- No w sumie to nie zapraszałem jej na randkę, ale...po prostu się z nią umówiłem – wyjaśniłem. Alicja ułożyła usta w dzióbek i chyba się nad czymś zastanawiała.
- No to ja już niczego nie rozumiem – uczyniła teatralny gest ręką i z powrotem usiadła na podłodze. Po chwili obok dziewczynki zaczął krążyć nieduży kotek, który wskoczył jej na kolana i zażądał pieszczot.

Już miałem wypytywać ją dalej, kiedy usłyszałem jak drzwi do łazienki się otworzyły i wyszła z niej Monika. Tylko nie wyglądała już tak jak kilkadziesiąt minut temu. Miała na sobie koronkową wpadającą w zieleń czy coś sukienkę z paskiem wokół talii. Nie sięgała jej nawet do kolan dzięki czemu wyeksponowała jej piękne nogi. Na włosach miała zrobione delikatne loki. Zauważyłem też starannie nałożony makijaż. Całą jej olśniewającą postać dopełniały kremowe szpilki. Zatkało mnie.
- No i jak wyglądam? - spytała lekkim tonem okręcając się wokół i patrząc to na mnie to na Alę.
- Wspaniale! - krzyknęła dziewczynka i zaczęła klaskać w dłonie. Ja nadal nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Znów wziąłem do ręki kieliszek i wypiłem go do dna.
- Gregor? - odezwała się i spojrzała na mnie zalotnie – podoba ci się? - patrzyłem na nią osłupiały. O tak. Właśnie rozbudziłaś wszystkie moje zmysły, kochana.
- Wyglądasz prześlicznie – bosko, seksownie, diabelsko kusząco. Posłała mi jedynie łobuzerskie spojrzenie.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się.
- Spodziewasz się jeszcze kogoś? - spytałem zdezorientowany.
- No przecież mówiłam ci, że mama idzie na randkę – spojrzałem na zupełnie szczerze mówiące dziecko. Z kim do cholery?! Przecież była umówiona ze mną. Przeniosłem wzrok z młodszej na starszą.
- Czemu się tak patrzysz? W końcu chciałeś odwiedzić Alę – odpowiedziała na moje nieme pytanie – jesteś jej kumplem – dodała i poszła otworzyć drzwi. Zacisnąłem pięści. Czy ona właśnie zrobiła mnie w balona? Jeżeli tak to chyba się wściekłem. W korytarzu usłyszałem ciche głosy a za moment do pokoju ponownie wkroczyła Monika a tuż za nią Mark. Zaraz, nie no naprawdę?
- O, cześć Gregor – wydawał się szczerze zaskoczony moją obecnością w mieszkaniu Gellert.
- Cześć, Mark – przywitałem się sucho. Obaj patrzyliśmy się na siebie z wrogością w oczach, co chyba nie umknęło Monice.
- Widzisz, Mark? Mówiłam ci, że znajdę dla małej odpowiednią opiekę – już ja ci dam opiekę. Tylko tu wróć a pokażę ci z kim chciałabyś chodzić na randki – Gregor dziś wspominał, że chciałby spędzić trochę czasu z Alą. Chyba się polubili – uśmiechnęła się do mnie znacząco. Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie igra się z Gregorem Schlierenzauerem.
- W takim razie idziemy? - brunet spojrzał z czułością na Polkę. Miałem ochotę strzelić go po ryju.
- Jasne, tylko wezmę kurtkę – powiedziała i podeszła do córki, by ucałować ją w czoło – bądź grzeczna, bo Gregor więcej nie będzie do ciebie przychodził – pogłaskała ją po główce.
- Dobrze mamusiu, bawcie się dobrze – brunetka uśmiechnęła się dziewczynki.
- Będę przed północą – oznajmiła patrząc w moją stronę. Nic się nie odezwałem. Ok, a po północy będziesz moja.
Monika chwyciła swoją torebkę i oboje udali się na korytarz. Wstałem i poszedłem za nimi.
- Spokojnie, położę ją niedługo spać – powiedziałem opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce. Nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Doskonale wiedziała, że mam ochotę ją zamordować.
- Dobranoc, Gregor – odezwał się Mark. Nie odpowiedziałem. Brunetka chwyciła kurtkę i oboje opuścili mieszkanie.
- To w co będziemy się teraz bawić? - u mego boku pojawiła się Alicja. Uśmiechnąłem się. Jej widok zadziałał na mnie kojąco. W końcu nie mogłem wyżywać swojej frustracji na niewinnym dziecku. Schyliłem się i uniosłem dziewczynkę na ręce.
- A w co byś chciała? - spytałem wesoło i pocałowałem ją w czółko.

- Może pobawimy się w dom? Ty będziesz moim mężem. Mam taki duuuuuży domek dla lalek – powiedziała uradowana a ja po raz kolejny się uśmiechnąłem. Razem z dziewczynką udaliśmy się do jej pokoju. W mojej głowie krążyły myśli związane tylko z jedną osobą. Udowodnię jej, kogo naprawdę pragnie.

** 
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Nie mam ostatnio weny i nie potrafię skleić czegoś sensownego. Mam nadzieję, że wybaczycie :)

9 komentarzy:

  1. Monika mistrz wpuszczania ludzi w maliny! Cwana jest, ale wydaje mi się, że Gregor nie puści jej tego płazem. Oj nie :p
    Schlieri musi się bardziej starać, a mnie wychodzić na skończonego debila. Może wtedy coś zdziała i Monika zmieni do niego nastawienie.
    Rozdział świetny! Czekam na kolejny ;* ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha :D Dobrze mu tak :D Gregor coś jest za bardzo pewny tego, że uda mu się zdobyć Monike. Ale to jego opiekowanie się małą achhh świetny tatuś :) Jestem ciekawa co on zrobi jak Monika wróci z randki. Coś mi się zdaje, że Gregor zrobi coś głupiego, ale to tylko takie moje wymysły :D
    Więc życze dużooooo weny :)
    Pati :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz świetny rozdział i nie masz weny?
    Monika jest tak bardzo cwana ;D Już się nie mogę doczekać jak wróci do domu ! A Gregor taki...troskliwy i czuły? To do niego takie niepodobne,ale bardzo mi się podoba ;3 Mam nadzieję,że Moni wreszcie zrozumie,że Schlieri jest facetem dla niej ! A tekst małej na końcu jest po prostu rozbrajający ! Do następnego ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie igra się z Gregorem Schlierenzauerem.
    Rozwalasz system kobieto, do nastepnego :* weeeny

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest wspaniały!!! Czytałam i nie mogłam uwierzyć, że kończysz w takim momencie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdziała. Piszesz wspaniale :D

    OdpowiedzUsuń
  6. "Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie igra się z Gregorem Schlierenzauerem." - a więc jest prawdopodobne, iż w kolejnym rozdziale wydarzy się "coś" odmiennego :D

    Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg! :)
    Mam nadzieję, że Twoja wena niedługo wróci, chociaż osobiście nie wiem dlaczego jesteś z tego rozdziału niezadowolona : )

    OdpowiedzUsuń
  7. Mistrzynio genialny rozdział jak zawszę.Znowu mnie zatkałaś wiedzę od wczoraj czytam twoje opowiadanie siedze i płacze .Powinaś dostać Nobla a nawy Oskara! BAWO.czekmy wszyscy na nex .

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam na początku za to że, nie komentowałam poprzednich rozdziałów na jednym i na drugim blogu :/ Ale oczywiście wszystkie zostały przeczytane ;)
    Rozdział świetny, z resztą jak zawsze ;)
    P.S. Serdecznie zapraszam na piąteczkę ;)
    http://my-life-is-written-in-my-pen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. zapraszam na ósemkę na http://przedtem.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń