Miałam najgorsze
przeczucia. Był na mnie wściekły. Widziałam w jego oczach gniewne
ogniki, co świadczyło jedynie o tym, że z pewnością nie daruje
mi tego, kiedy wrócę do domu. Ale ma za swoje. Niech nauczy się
odrobiny szacunku. Myśli, że jeśli dałam mu się pocałować to
bez skrupułów wskoczę mu do łóżka.
- Nie jesteś głodna? - z
moich rozmyślań wybudził mnie Mark. Spojrzałam na talerz pełny
jedzenia, w którym nieprzerwanie dzióbałam widelcem. Uśmiechnęłam
się blado do bruneta.
- Przepraszam, jestem
trochę zmęczona.
- Nie dziwię ci się.
Jesteś przecież cały dzień na nogach – odpowiedział i dalej
konsumował swoje danie – to trochę dziwne, że poprosiłaś
akurat Gregora o opiekę nad Alą. Nie wiedziałem, że jesteście w
tak dobrych relacjach – dodał po chwili. Kawałek kurczaka, który
właśnie włożyłam do ust nie mógł przejść przez moje gardło.
- Och, tak jakoś wyszło
– odpowiedziałam szybko – Sandra kazała mu omówić ze mną
jakieś dokumenty w czasie jej nieobecności, więc i tak miał do
mnie przyjść – milczał przez chwilę pewnie analizując moje
słowa.
- Dlaczego akurat z tobą?
- czułam jego wnikliwy wzrok na sobie.
- Nie znasz Gregora? Wiesz
przecież, że sam sobie z tym wszystkim nie poradzi – odparłam
siląc się na zabawny ton. Sięgnęłam po kieliszek z białym winem
i wypiłam kilka łyków.
- Jest jeszcze księgowa –
stwierdził cierpko – naprawdę nie miał kogo poprosić o pomoc?
- Mark, czy ty aby czasami
nie jesteś zazdrosny? - spytałam nie owijając w bawełnę. Nie
znoszę paplania trzy po trzy. Dla mnie sprawa musi być wyłożona
jasno.
- Aż tak to widać? -
powiedział już spokojniej. Cieszyłam się w duchu, że niczego nie
podejrzewał.
- No troszkę –
uśmiechnęłam się do niego – przecież to z tobą wyszłam na
randkę. Gregor jest jedynie naszym szefem.
- Jasne, przepraszam –
odparł cicho. Spuścił wzrok wyraźnie speszony. Nie wiem dlaczego,
ale odruchowo złapałam go za dłoń, którą trzymał na stoliku.
Spojrzał mi w oczy. Rozumiałam to intensywne spojrzenie. Tylko ja
nie mogłam odwzajemnić mu tym samym. Za każdym razem miałam przed
sobą inne tak samo czekoladowe oczy.
- Wiesz, chyba powinnam
już wracać. Jest późno a Ala może się przestraszyć, gdyby
przypadkiem obudziła się w nocy – uśmiechnęłam się do niego
delikatnie.
- Oczywiście. Rano
przecież trzeba wstać do pracy – powiedział – mogę cię
odprowadzić? - spytał. Nasze ręce wciąż leżały nieruchomo
splecione ze sobą.
- Będzie mi bardzo miło
– odpowiedziałam.
Uregulowaliśmy rachunek i
po kilku minutach szliśmy już innsbruckimi ulicami. Noc była
ciepła i spokojna. W tych okolicach nie raz można było spotkać
zakochane pary, które czerpały urok z tak wspaniałych wieczorów.
Spacerowaliśmy przez
kilka dobrych minut w ciszy. Po chwili poczułam jego dotyk na swojej
ręce. Chwycił ją niepewnie. Nie zareagowałam choć w duchu wcale
tego nie chciałam.
- Jesteś wspaniałą
kobietą, wiesz? - usłyszałam – musiałaś poświęcić najlepsze
lata swojego życia by zastąpić Alicji matkę i ojca –
powiedział.
- Zawsze powtarzam, że
ludzie mają o wiele gorsze problemy – odparłam.
- Nie żałujesz tego? -
spytał.
- Czego? - spojrzałam mu
w oczy – że mam dziecko? Że ominęły mnie imprezy, poznawanie
dużej ilości ludzi, zabawa? Uwierz mi, że da się bez tego
przeżyć.
- Nigdy nie chciałaś tak
po prostu być wolna, robić co chcesz, nie mieć żadnych
obowiązków..? - kontynuował.
- Owszem, chciałabym mieć
mniej na głowie i zaznać odrobiny radości – powiedziałam
patrząc gdzieś przed siebie – ale gdybym miała mieć znowu 21
lat i zdecydować, czy chcę mieć swoją Alę to wybrałabym ją bez
wahania. Kocham ją ponad wszystko i ona jest najlepszym, co mnie
mogło w życiu spotkać – odparłam szczerze. Nigdy ale to
przenigdy nie zrezygnowałabym ze swojego dziecka.
- Jest na świecie tyle
rzeczy, których warto spróbować – nie dawał za wygraną.
- Sugerujesz, że moja
córka zmarnowała mi najlepsze lata życia? - spytałam nieco
głośniej przystając i odwracając się w jego stronę – uważasz,
że byłabym w stanie kiedyś ją za to obwiniać? - otworzył usta
by coś odpowiedzieć, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Chyba nieco za ostro zareagowałam. Na pewno nie miał czegoś
takiego na myśli – Mark, ja...
- Nie, spokojnie –
przerwał – bronisz swojego dziecka, to normalne. Nie pozwolisz
przecież, żeby ktoś na was naskakiwał – powiedział spokojnie –
Nie chciałem cię urazić – dodał i spuścił wzrok.
- Nie uraziłeś –
odpowiedziałam – po prostu..to że zostałam matką w tak młodym
wieku nie oznacza, że jestem teraz nieszczęśliwa albo czegoś
żałuję. Wcale tak nie jest – westchnęłam – jedyne co mnie
boli i zasmuca to fakt, że Alicja nie ma ojca. Że trafiłam akurat
na takiego faceta, który kompletnie się do tego nie nadawał.
Chłopak kiwnął głową
ze zrozumieniem. Ruszyliśmy dalej, nie odzywając się do siebie
przez dobre kilka minut. Poczułam się dziwnie w jego obecności.
Luźna i komfortowa atmosfera jaka towarzyszyła nam jeszcze w
restauracji dawno gdzieś zniknęła. Miałam ochotę być już w
domu.
- Moja dziewczyna zginęła
w wypadku samochodowym – usłyszałam bez ogródek. Utkwiłam w nim
zszokowane spojrzenie mając wrażenie, że to zdanie pojawiło się
jedynie w mojej głowie a nie zabrzmiało naprawdę.
- Słucham? - zdołałam
wykrztusić. Zerknął na mnie niepewnie a później wylewał się z
niego ocean słów.
- To było 8 lat temu.
Byliśmy z Aleks szczęśliwą parą zakochanych w sobie nastolatków
– zaśmiał się krótko – mieliśmy wspólnych znajomych, więc
niemalże każdą minutę spędzaliśmy razem.
- Jak..jak to się stało?
- szepnęłam.
- Wracaliśmy wtedy z
imprezy. Każdy z nas był już nieźle wstawiony, w tym kierowca.
Wszyscy oprócz niej, ale ona nie miała prawka – odparł.
Cierpliwie czekałam aż zacznie opowiadać – była w 3 miesiącu
ciąży – kolejne zdania zaskakiwały mnie jeszcze bardziej.
Wpatrywałam się w niego otępiała.
- I wiesz co jest
najlepsze? - prychnął – że byliśmy wtedy pokłóceni. W sumie
od kilku tygodni ciągle się sprzeczaliśmy. Wstyd się przyznać,
ale..nie chciałem tego dziecka – spojrzał mi głęboko w oczy –
byłem wściekły, uważałem, że to jakaś kara. Nie byłem gotowy
na zostanie ojcem w wieku 19 lat...
- Szczerze powiedziawszy
to człowiek nigdy nie jest w pełni gotowy na zostanie rodzicem
zanim na świecie pojawi się dziecko... - powiedziałam.
- Moni, ja wiem –
odpowiedział – tylko zdałem sobie z tego sprawę za późno.
Byłem nieodpowiedzialnym gówniarzem. W dodatku pozwoliłem, żeby
półprzytomny człowiek usiadł za kółkiem i próbował odwieźć
do domów czterech pasażerów. W ogóle nigdy nie powinienem pić
ani nawet zabierać jej na dyskoteki w takim stanie – w jego głosie
słychać było coraz większą desperację. Zdawałam sobie sprawę
jak to wydarzenie musiało wpłynąć na jego psychikę. Jak przez te
wszystkie lata nie pogodził się z jej śmiercią i przeżywa to
codziennie na nowo.
- Nie możesz siebie za to
obwiniać – odruchowo złapałam go za ramiona i je pogładziłam –
nie ty prowadziłeś, nie ty siedziałeś za kierownicą..
- Ale to ja byłem
odpowiedzialny za swoją kobietę i za swoje dziecko, Monika –
miałam wrażenie, że za chwilę się popłaczę. Nie mogłam
patrzeć na jego twarz pełną bólu i wymalowanego poczucia winy –
byłem idiotą. Cholernym idiotą. Przez to, że nie poradziłem
sobie z tą sytuacją zacząłem ją zaniedbywać...myślałem tylko
o sobie i o tym, że dziecko spieprzy mi całą przyszłość. Tak
wtedy to postrzegałem.. - nie mogłam tego dłużej słuchać.
Przyłożyłam mu palec do ust i tak po prostu go uciszyłam.
- Mark, ty nie możesz się
tym zadręczać, rozumiesz? - patrzyłam mu intensywnie w oczy –
taki był los. Tak chciał ktoś na górze. Nie możesz myśleć, że
ona zginęła dlatego, że byłeś młody, sam nie wiedziałeś jak
ogarnąć tą całą sytuację i coś schrzaniłeś. To był wypadek
i w dodatku nie popełniony przez ciebie – powiedziałam. Patrzył
na mnie w taki sposób jakby naprawdę chciał uwierzyć w moje słowa
– może...może powinieneś z kimś o tym porozmawiać, zgłosić
się o poradę..
- Chodziłem do różnych
psychologów, Monika – przerwał mi dziś po raz kolejny – żaden
z nich nie potrafił mi pomóc pozbyć się tego poczucia winy –
odparł. Puściłam jego ręce i odsunęłam się nieco od niego.
- Dlaczego mi to wszystko
mówisz? - szepnęłam. Utkwił swoje ciepłe spojrzenie w moje oczy.
Jego tęczówki wydawały się takie groźne w jedynym świetle
księżyca, jakie tu docierało.
- Sam nie wiem –
odpowiedział szczerze wzruszając ramionami– po prostu..uznałem,
że chcę, abyś wiedziała – nie jestem dobra w pocieszaniu innych
ludzi. Nie znosiłam kiedy ktoś mi się zwierzał, bo nigdy nie
potrafiłam udzielić jakiejś konkretnej i racjonalnej porady.
Szczególnie jeśli chodziło o tak poważne i prywatne sprawy.
- Mark, proszę. Nie myśl
już dzisiaj o tym. Nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć –
przekręciłam głowę na bok i czułam się skruszona. To spotkanie
coraz bardziej wymykało się spod kontroli. Zamiast jakiejś
stosownej odpowiedzi on po prostu się zaśmiał. Tak naturalnie i
beztrosko.
- Wyglądasz uroczo, kiedy
jesteś taka zakłopotana – na te słowa kąciki moich ust same
uniosły się ku górze. To chyba był jeden wielki paradoks śmiać
się w takiej sytuacji.
- Powiernicą sekretów to
ja nigdy nie byłam – odparłam, kiedy wreszcie mogłam przybrać
normalny wyraz twarzy.
- Zauważyłem – z kolei
z jego twarzy nie schodził uśmiech – przepraszam. Nie powinienem
obarczać cię takimi historiami na naszej pierwszej randce –
oznajmił – jeszcze pomyślisz, że jestem jakimś desperatem,
który na siłę szuka nowej dziewczyny.
- Wcale tak nie myślę –
odpowiedziałam szczerze – dziękuję, że mi to powiedziałeś –
spojrzał na mnie zaskoczony – to oznacza, że masz do mnie
zaufanie i że chcemy się wzajemnie zrozumieć – uśmiechnęłam
się lekko. On odwzajemnił mi tym samym.
- Takiej kobiety jak ty to
tylko ze świecą szukać – westchnął – jesteś wspaniała –
na moje policzki wkradły się różowe rumieńce. Jak u jakiegoś
podlotka.
- Chodźmy wreszcie, bo
naprawdę jest już bardzo późno – odpowiedziałam jedynie. Przez
chwilę się wahał lecz zaraz ponownie chwycił mnie za rękę i
skierowaliśmy się w stronę mojego osiedla.
Przekręciłam najciszej
jak tylko potrafiłam klucz w drzwiach. Miałam nadzieję, że nie
obudzę w ten sposób Ali. Uchyliłam powoli drzwi. W korytarzu
panowała ciemność. Jedyne źródło światła jakie dostrzegałam
w mieszkaniu wydobywało się z wewnątrz mojego pokoju. Postanowiłam
odłożyć tę konfrontację na później i najpierw sprawdzić, co u
mojej córki. Dzięki zdjęciu na klatce szpilek mogłam bez problemu
przemknąć na palcach te kilka metrów do pokoju małej. Zamknęłam
za sobą drzwi i niespiesznym krokiem udałam się właśnie tam.
Zajrzawszy do środka spostrzegłam, że moja malutka śpi spokojnie.
Nad jej łóżkiem jak zwykle świeciła się złota gwiazda, dzięki
której dziecko zawsze czuło się bezpiecznie w nocy. Podeszłam do
jej łożeczka i przykucnęłam nad nią. Miała twarz prawdziwego
aniołka we śnie. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Tak
bardzo ją kochałam. Tak bardzo chciałam ją uszczęśliwić i
sprawić, by miała cudowne dzieciństwo. By miała tatę. A to
oznacza, że na gwałt muszę sobie znaleźć faceta. Przyłożyłam
swoją dłoń do jej policzka i go pogłaskałam. Moja mała
księżniczka. Nie musiałam się o nią martwić. Uśmiechnęłam
się na widok mruczącej Milki. Obok leżał oczywiście
nieustraszony Pan Uszatek. Ala miała swoich stróżów przy sobie.
Nie chciałam dłużej zakłócać jej tego błogiego odpoczynku.
Pocałowałam ją jeszcze w czółko i po cichutku wyszłam z pokoju.
Zdjęłam z siebie kurtkę
a buty, które do tej pory trzymałam w ręku odłożyłam na
podłogę. Bałam się wejść do drugiego pomieszczenia. Bałam się
jego reakcji mimo tego, że na to sobie zasłużył. Przełknęłam
głośno ślinę, wzięłam głęboki oddech i niepewnie ruszyłam w
tamtą stronę. Wychyliłam głowę zza framugi drzwi licząc, że
zastanę go na czytaniu książki lub oglądaniu po cichu telewizji.
Ale tej opcji nie brałam pod uwagę. W pokoju panował porządek a
moje łóżko czekało na mnie starannie pościelone. Leżał na nim
nie kto inny jak pogrążony w spokojnym śnie szatyn. Słyszałam
jego miarowy oddech. Moje serce przyspieszyło rytm na ten widok.
Miałam ochotę ułożyć się obok niego i po prostu wpatrywać w tą
przystojną twarz.
Odsuwając daleko od
siebie te myśli zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka i
przysiadłam na nim w miejscu, gdzie spał skoczek.
- Greg..Gregor? -
szepnęłam. Poruszył się niemrawo powoli wybudzając się z tego
lekkiego snu. Zamrugał kilka razy powiekami uwydatniając skwaszoną
minę i zapewne orientując się, gdzie się właściwie znajduje.
Następnie mnie dostrzegł. Wpatrywał się tak przez moment w moją
twarz a potem się odezwał:
- Która godzina?
- Już grubo po północy.
Powinieneś zbierać się do domu – odpowiedziałam cicho. Szatyn
powoli przybrał pozycję siedzącą przecierając przy tym zmęczoną
twarz i ziewając szeroko. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Spóźniłaś się –
stwierdził.
- Przepraszam. Jakoś tak
się zagadaliśmy... - odparłam nie patrząc na niego.
- Wiesz, że teraz
powinienem złapać cię mocno, przerzucić przez kolano i dać kilka
klapsów? - spojrzałam na niego zszokowana – no, ewentualnie
załaskotać do łez – na jego ustach pojawił się zawadiacki
uśmiech.
- Obudziłbyś Alę –
odparłam.
- Kara za takie
znieważenie jak najbardziej się należy – odpowiedział. Cóż,
musiałam przyznać mu rację. Nie posiadałam żadnych argumentów,
które mogłyby mnie racjonalnie usprawiedliwić.
- Jesteś zły? - spytałam
szeptem.
- Owszem – odparł –
ale raczej bardziej o to, że wybrałaś jego zamiast mnie – dodał.
Rozchyliłam nieco usta zatracając się w jego czekoladowych oczach.
Tak, ja też nie rozumiem, dlaczego wybrałam jego zamiast ciebie.
- Po prostu się doigrałeś
– odparłam sucho.
- Słucham? - miał
zdziwioną minę – dlaczego tak sądzisz?
- Potraktowałeś mnie jak
jakąś pierwszą lepszą – powiedziałam krzyżując ręce –
myślisz tylko, żeby mnie przelecieć i wrócić do stałego
ciepełka, jakie zapewnia ci Sandra – odwróciłam twarz w drugą
stronę, bo miałam ochotę się rozpłakać. Naprawdę zdałam sobie
sprawę, że on w taki sposób mnie postrzega.
- Czy ty zwariowałaś? -
usłyszałam tuż nad swoim uchem. Kiedy obracałam twarz z powrotem
w jego stronę napotkałam jego oczy kilka centymetrów od siebie –
ubóstwiam cię, adoruję, pożądam, szaleje za tobą – wyszeptał
na jednym tchu i delikatnie potarł swój nos o mój – co ja mam
zrobić, byś uwierzyła, że nie jesteś mi obojętna?
- Przestać oszukiwać
swoją narzeczoną – odparłam. Przestałam racjonalnie myśleć w
momencie, gdy dotarła do mnie woń jego perfum i głębia jego oczu.
- Chcesz, żebym się z
nią rozstał? - spytał. Mówiąc to lekko musnął ustami moją
dolną wargę. Był tak blisko, tak na mnie działał.
- Nie chcę nikomu mieszać
w życiu – odparłam wciąż patrząc mu w oczy – nie chcę stać
się przyczyną czyjegoś nieszczęścia – czułam jak opuszkami
palców dotyka mojego ramienia. Parzył. Już byłam w piekle – nie
chcę, żeby ktoś przeze mnie cierpiał – jego palce kreśliły
teraz linie na moim obojczyku – chcę się zakochać na nowo w
kimś, kto się nami zaopiekuje. W kimś, kto stanie się prawdziwym
ojcem dla Ali – szepnęłam. Mój oddech stał się płytszy i o
wiele cięższy. Serce dostawało palpitacji. Jakieś dziwne uczucie
gorąca i ekscytacji rozchodziło się falami po moim wnętrzu –
jeżeli mnie pragniesz to dostaniesz mnie jedynie w pakiecie z moją
córką, rozumiesz? - ulegnę mu. Wiedziałam to w momencie, gdy
przekroczyłam próg tego domu. Nie będę w stanie panować nad
sobą.
- Zrobię dla ciebie
wszystko – powiedział cicho bardzo niskim głosem – zaczarowałaś
mnie, Moni. Pragnę tylko ciebie – poczułam jego dłoń na swoim
zarumienionym policzku. Przymknęłam powieki – wiem przez co
przeszłaś. Wiem, czego oczekujesz – dodał – dam ci to
wszystko. Dam WAM to wszystko – otworzyłam oczy chcąc doszukać
się w jego spojrzeniu ziarenka prawdy. Kryło się w nich pożądanie,
lecz gdzieś w zakamarkach tej czekoladowej głębi dostrzegałam
szczerość. Czy byłby w stanie obdarzyć nas takim uczuciem?
- Chciałabym, żebyś
mnie kochał – wyszeptałam tuż przy jego ustach, których miałam
chęć zasmakować – i byś kochał Alicję.
- Ja już was kocham –
powiedział bez zastanowienia. Sam był chyba zaskoczony swoimi
słowami, gdyż jego źrenice się nieco rozszerzyły. Nie trwało to
jednak zbyt długo, by jego twarz się rozpromieniła – sam nawet
nie wiem, kiedy to się stało – zaśmiał się krótko – nie
wiem, kiedy poczułem, że stałyście się moim celem.
Uwierzyłam mu? Nie byłam
tego pewna. Mógłby nawet teraz powiedzieć, że jedynie mnie
pożąda. Nic mnie w tym momencie nie obchodziło. I tak mu się
oddam.
- Potrzebuję cię, Gregor
– szepnęłam po raz kolejny. Nie czekałam długo na jego reakcję.
Po chwili poczułam na swoich wargach jego zdecydowany i głodny
pocałunek.
**
Moje Drogie!
Dziękuję za komentarze, których ostatnio otrzymałam dość sporo jak na mnie. Zmotywowały mnie one do napisania kolejnego rozdziału ^^
Nie wiem kiedy pojawi się tu coś nowego. Jestem zawalona pracą na uczelni a w weekend wyjeżdżam i nie mam pojęcia, czy wezmę ze sobą laptopa. Ale czekajcie :)
O Matko jedyna! Ty to potrafisz człowiekowi ciśnienie podnieść i to na maxa :D Nie spodziewałam się, że w taki sposób skończy się ten wieczór, który zaczęła z Markiem. Gregor wyznał jej swoje uczucia, a ona nie pozostała mu dłużna.. No już jestem ciekawa co będzie w kolejny rozdziale. No i co z Sandrą, oraz Markiem, który zapewne narobił sobie nadziei na coś więcej z Moniką..
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny ;*
Pozdrawiam!
Zdążyłam wejść na to opowiadanie,a ty świeżo co dodałaś rozdział ;3
OdpowiedzUsuńPrzerwałaś w takim momencie ;) . Mark się otworzył przed Moni i to było takie słodkie. Chociaż i tak najlepsze było wyznanie Gregora "Wiem, czego oczekujesz – dodał – dam ci to wszystko. Dam WAM to wszystko ", takie pełne szczerości i troski.
Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny mimo tego,że nie wiesz kiedy go dodasz ! Do następnego ! ;3 Pozdrawiam.
Monika jest nie fair w stosunku do Marka.
OdpowiedzUsuńAle jej spotkanie z Gregorem najlepsze!!!! Oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział mam nadzieje, że uda Ci się dodać coś niedługo :)
Ciśnię to takie mam ze serce zaraz mi się rozerwie aręce tak mi latają ze szok.Dziewczyną masz talent.Czemu w takim momencie
OdpowiedzUsuńMonika w końcu uległa .Najlepsze opowiadanie SWIATA buziaki czekam z niecierpliwością na nowy nex