wtorek, 12 maja 2015

10. Czy te oczy mogą kłamać?

Miałam najgorsze przeczucia. Był na mnie wściekły. Widziałam w jego oczach gniewne ogniki, co świadczyło jedynie o tym, że z pewnością nie daruje mi tego, kiedy wrócę do domu. Ale ma za swoje. Niech nauczy się odrobiny szacunku. Myśli, że jeśli dałam mu się pocałować to bez skrupułów wskoczę mu do łóżka.
- Nie jesteś głodna? - z moich rozmyślań wybudził mnie Mark. Spojrzałam na talerz pełny jedzenia, w którym nieprzerwanie dzióbałam widelcem. Uśmiechnęłam się blado do bruneta.
- Przepraszam, jestem trochę zmęczona.
- Nie dziwię ci się. Jesteś przecież cały dzień na nogach – odpowiedział i dalej konsumował swoje danie – to trochę dziwne, że poprosiłaś akurat Gregora o opiekę nad Alą. Nie wiedziałem, że jesteście w tak dobrych relacjach – dodał po chwili. Kawałek kurczaka, który właśnie włożyłam do ust nie mógł przejść przez moje gardło.
- Och, tak jakoś wyszło – odpowiedziałam szybko – Sandra kazała mu omówić ze mną jakieś dokumenty w czasie jej nieobecności, więc i tak miał do mnie przyjść – milczał przez chwilę pewnie analizując moje słowa.
- Dlaczego akurat z tobą? - czułam jego wnikliwy wzrok na sobie.
- Nie znasz Gregora? Wiesz przecież, że sam sobie z tym wszystkim nie poradzi – odparłam siląc się na zabawny ton. Sięgnęłam po kieliszek z białym winem i wypiłam kilka łyków.
- Jest jeszcze księgowa – stwierdził cierpko – naprawdę nie miał kogo poprosić o pomoc?
- Mark, czy ty aby czasami nie jesteś zazdrosny? - spytałam nie owijając w bawełnę. Nie znoszę paplania trzy po trzy. Dla mnie sprawa musi być wyłożona jasno.
- Aż tak to widać? - powiedział już spokojniej. Cieszyłam się w duchu, że niczego nie podejrzewał.
- No troszkę – uśmiechnęłam się do niego – przecież to z tobą wyszłam na randkę. Gregor jest jedynie naszym szefem.
- Jasne, przepraszam – odparł cicho. Spuścił wzrok wyraźnie speszony. Nie wiem dlaczego, ale odruchowo złapałam go za dłoń, którą trzymał na stoliku. Spojrzał mi w oczy. Rozumiałam to intensywne spojrzenie. Tylko ja nie mogłam odwzajemnić mu tym samym. Za każdym razem miałam przed sobą inne tak samo czekoladowe oczy.
- Wiesz, chyba powinnam już wracać. Jest późno a Ala może się przestraszyć, gdyby przypadkiem obudziła się w nocy – uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Oczywiście. Rano przecież trzeba wstać do pracy – powiedział – mogę cię odprowadzić? - spytał. Nasze ręce wciąż leżały nieruchomo splecione ze sobą.
- Będzie mi bardzo miło – odpowiedziałam.
Uregulowaliśmy rachunek i po kilku minutach szliśmy już innsbruckimi ulicami. Noc była ciepła i spokojna. W tych okolicach nie raz można było spotkać zakochane pary, które czerpały urok z tak wspaniałych wieczorów.
Spacerowaliśmy przez kilka dobrych minut w ciszy. Po chwili poczułam jego dotyk na swojej ręce. Chwycił ją niepewnie. Nie zareagowałam choć w duchu wcale tego nie chciałam.
- Jesteś wspaniałą kobietą, wiesz? - usłyszałam – musiałaś poświęcić najlepsze lata swojego życia by zastąpić Alicji matkę i ojca – powiedział.
- Zawsze powtarzam, że ludzie mają o wiele gorsze problemy – odparłam.
- Nie żałujesz tego? - spytał.
- Czego? - spojrzałam mu w oczy – że mam dziecko? Że ominęły mnie imprezy, poznawanie dużej ilości ludzi, zabawa? Uwierz mi, że da się bez tego przeżyć.
- Nigdy nie chciałaś tak po prostu być wolna, robić co chcesz, nie mieć żadnych obowiązków..? - kontynuował.
- Owszem, chciałabym mieć mniej na głowie i zaznać odrobiny radości – powiedziałam patrząc gdzieś przed siebie – ale gdybym miała mieć znowu 21 lat i zdecydować, czy chcę mieć swoją Alę to wybrałabym ją bez wahania. Kocham ją ponad wszystko i ona jest najlepszym, co mnie mogło w życiu spotkać – odparłam szczerze. Nigdy ale to przenigdy nie zrezygnowałabym ze swojego dziecka.
- Jest na świecie tyle rzeczy, których warto spróbować – nie dawał za wygraną.
- Sugerujesz, że moja córka zmarnowała mi najlepsze lata życia? - spytałam nieco głośniej przystając i odwracając się w jego stronę – uważasz, że byłabym w stanie kiedyś ją za to obwiniać? - otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Chyba nieco za ostro zareagowałam. Na pewno nie miał czegoś takiego na myśli – Mark, ja...
- Nie, spokojnie – przerwał – bronisz swojego dziecka, to normalne. Nie pozwolisz przecież, żeby ktoś na was naskakiwał – powiedział spokojnie – Nie chciałem cię urazić – dodał i spuścił wzrok.
- Nie uraziłeś – odpowiedziałam – po prostu..to że zostałam matką w tak młodym wieku nie oznacza, że jestem teraz nieszczęśliwa albo czegoś żałuję. Wcale tak nie jest – westchnęłam – jedyne co mnie boli i zasmuca to fakt, że Alicja nie ma ojca. Że trafiłam akurat na takiego faceta, który kompletnie się do tego nie nadawał.
Chłopak kiwnął głową ze zrozumieniem. Ruszyliśmy dalej, nie odzywając się do siebie przez dobre kilka minut. Poczułam się dziwnie w jego obecności. Luźna i komfortowa atmosfera jaka towarzyszyła nam jeszcze w restauracji dawno gdzieś zniknęła. Miałam ochotę być już w domu.
- Moja dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym – usłyszałam bez ogródek. Utkwiłam w nim zszokowane spojrzenie mając wrażenie, że to zdanie pojawiło się jedynie w mojej głowie a nie zabrzmiało naprawdę.
- Słucham? - zdołałam wykrztusić. Zerknął na mnie niepewnie a później wylewał się z niego ocean słów.
- To było 8 lat temu. Byliśmy z Aleks szczęśliwą parą zakochanych w sobie nastolatków – zaśmiał się krótko – mieliśmy wspólnych znajomych, więc niemalże każdą minutę spędzaliśmy razem.
- Jak..jak to się stało? - szepnęłam.
- Wracaliśmy wtedy z imprezy. Każdy z nas był już nieźle wstawiony, w tym kierowca. Wszyscy oprócz niej, ale ona nie miała prawka – odparł. Cierpliwie czekałam aż zacznie opowiadać – była w 3 miesiącu ciąży – kolejne zdania zaskakiwały mnie jeszcze bardziej. Wpatrywałam się w niego otępiała.
- I wiesz co jest najlepsze? - prychnął – że byliśmy wtedy pokłóceni. W sumie od kilku tygodni ciągle się sprzeczaliśmy. Wstyd się przyznać, ale..nie chciałem tego dziecka – spojrzał mi głęboko w oczy – byłem wściekły, uważałem, że to jakaś kara. Nie byłem gotowy na zostanie ojcem w wieku 19 lat...
- Szczerze powiedziawszy to człowiek nigdy nie jest w pełni gotowy na zostanie rodzicem zanim na świecie pojawi się dziecko... - powiedziałam.
- Moni, ja wiem – odpowiedział – tylko zdałem sobie z tego sprawę za późno. Byłem nieodpowiedzialnym gówniarzem. W dodatku pozwoliłem, żeby półprzytomny człowiek usiadł za kółkiem i próbował odwieźć do domów czterech pasażerów. W ogóle nigdy nie powinienem pić ani nawet zabierać jej na dyskoteki w takim stanie – w jego głosie słychać było coraz większą desperację. Zdawałam sobie sprawę jak to wydarzenie musiało wpłynąć na jego psychikę. Jak przez te wszystkie lata nie pogodził się z jej śmiercią i przeżywa to codziennie na nowo.
- Nie możesz siebie za to obwiniać – odruchowo złapałam go za ramiona i je pogładziłam – nie ty prowadziłeś, nie ty siedziałeś za kierownicą..
- Ale to ja byłem odpowiedzialny za swoją kobietę i za swoje dziecko, Monika – miałam wrażenie, że za chwilę się popłaczę. Nie mogłam patrzeć na jego twarz pełną bólu i wymalowanego poczucia winy – byłem idiotą. Cholernym idiotą. Przez to, że nie poradziłem sobie z tą sytuacją zacząłem ją zaniedbywać...myślałem tylko o sobie i o tym, że dziecko spieprzy mi całą przyszłość. Tak wtedy to postrzegałem.. - nie mogłam tego dłużej słuchać. Przyłożyłam mu palec do ust i tak po prostu go uciszyłam.
- Mark, ty nie możesz się tym zadręczać, rozumiesz? - patrzyłam mu intensywnie w oczy – taki był los. Tak chciał ktoś na górze. Nie możesz myśleć, że ona zginęła dlatego, że byłeś młody, sam nie wiedziałeś jak ogarnąć tą całą sytuację i coś schrzaniłeś. To był wypadek i w dodatku nie popełniony przez ciebie – powiedziałam. Patrzył na mnie w taki sposób jakby naprawdę chciał uwierzyć w moje słowa – może...może powinieneś z kimś o tym porozmawiać, zgłosić się o poradę..
- Chodziłem do różnych psychologów, Monika – przerwał mi dziś po raz kolejny – żaden z nich nie potrafił mi pomóc pozbyć się tego poczucia winy – odparł. Puściłam jego ręce i odsunęłam się nieco od niego.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? - szepnęłam. Utkwił swoje ciepłe spojrzenie w moje oczy. Jego tęczówki wydawały się takie groźne w jedynym świetle księżyca, jakie tu docierało.
- Sam nie wiem – odpowiedział szczerze wzruszając ramionami– po prostu..uznałem, że chcę, abyś wiedziała – nie jestem dobra w pocieszaniu innych ludzi. Nie znosiłam kiedy ktoś mi się zwierzał, bo nigdy nie potrafiłam udzielić jakiejś konkretnej i racjonalnej porady. Szczególnie jeśli chodziło o tak poważne i prywatne sprawy.
- Mark, proszę. Nie myśl już dzisiaj o tym. Nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć – przekręciłam głowę na bok i czułam się skruszona. To spotkanie coraz bardziej wymykało się spod kontroli. Zamiast jakiejś stosownej odpowiedzi on po prostu się zaśmiał. Tak naturalnie i beztrosko.
- Wyglądasz uroczo, kiedy jesteś taka zakłopotana – na te słowa kąciki moich ust same uniosły się ku górze. To chyba był jeden wielki paradoks śmiać się w takiej sytuacji.
- Powiernicą sekretów to ja nigdy nie byłam – odparłam, kiedy wreszcie mogłam przybrać normalny wyraz twarzy.
- Zauważyłem – z kolei z jego twarzy nie schodził uśmiech – przepraszam. Nie powinienem obarczać cię takimi historiami na naszej pierwszej randce – oznajmił – jeszcze pomyślisz, że jestem jakimś desperatem, który na siłę szuka nowej dziewczyny.
- Wcale tak nie myślę – odpowiedziałam szczerze – dziękuję, że mi to powiedziałeś – spojrzał na mnie zaskoczony – to oznacza, że masz do mnie zaufanie i że chcemy się wzajemnie zrozumieć – uśmiechnęłam się lekko. On odwzajemnił mi tym samym.
- Takiej kobiety jak ty to tylko ze świecą szukać – westchnął – jesteś wspaniała – na moje policzki wkradły się różowe rumieńce. Jak u jakiegoś podlotka.
- Chodźmy wreszcie, bo naprawdę jest już bardzo późno – odpowiedziałam jedynie. Przez chwilę się wahał lecz zaraz ponownie chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę mojego osiedla.

Przekręciłam najciszej jak tylko potrafiłam klucz w drzwiach. Miałam nadzieję, że nie obudzę w ten sposób Ali. Uchyliłam powoli drzwi. W korytarzu panowała ciemność. Jedyne źródło światła jakie dostrzegałam w mieszkaniu wydobywało się z wewnątrz mojego pokoju. Postanowiłam odłożyć tę konfrontację na później i najpierw sprawdzić, co u mojej córki. Dzięki zdjęciu na klatce szpilek mogłam bez problemu przemknąć na palcach te kilka metrów do pokoju małej. Zamknęłam za sobą drzwi i niespiesznym krokiem udałam się właśnie tam. Zajrzawszy do środka spostrzegłam, że moja malutka śpi spokojnie. Nad jej łóżkiem jak zwykle świeciła się złota gwiazda, dzięki której dziecko zawsze czuło się bezpiecznie w nocy. Podeszłam do jej łożeczka i przykucnęłam nad nią. Miała twarz prawdziwego aniołka we śnie. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Tak bardzo ją kochałam. Tak bardzo chciałam ją uszczęśliwić i sprawić, by miała cudowne dzieciństwo. By miała tatę. A to oznacza, że na gwałt muszę sobie znaleźć faceta. Przyłożyłam swoją dłoń do jej policzka i go pogłaskałam. Moja mała księżniczka. Nie musiałam się o nią martwić. Uśmiechnęłam się na widok mruczącej Milki. Obok leżał oczywiście nieustraszony Pan Uszatek. Ala miała swoich stróżów przy sobie. Nie chciałam dłużej zakłócać jej tego błogiego odpoczynku. Pocałowałam ją jeszcze w czółko i po cichutku wyszłam z pokoju.
Zdjęłam z siebie kurtkę a buty, które do tej pory trzymałam w ręku odłożyłam na podłogę. Bałam się wejść do drugiego pomieszczenia. Bałam się jego reakcji mimo tego, że na to sobie zasłużył. Przełknęłam głośno ślinę, wzięłam głęboki oddech i niepewnie ruszyłam w tamtą stronę. Wychyliłam głowę zza framugi drzwi licząc, że zastanę go na czytaniu książki lub oglądaniu po cichu telewizji. Ale tej opcji nie brałam pod uwagę. W pokoju panował porządek a moje łóżko czekało na mnie starannie pościelone. Leżał na nim nie kto inny jak pogrążony w spokojnym śnie szatyn. Słyszałam jego miarowy oddech. Moje serce przyspieszyło rytm na ten widok. Miałam ochotę ułożyć się obok niego i po prostu wpatrywać w tą przystojną twarz.
Odsuwając daleko od siebie te myśli zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka i przysiadłam na nim w miejscu, gdzie spał skoczek.
- Greg..Gregor? - szepnęłam. Poruszył się niemrawo powoli wybudzając się z tego lekkiego snu. Zamrugał kilka razy powiekami uwydatniając skwaszoną minę i zapewne orientując się, gdzie się właściwie znajduje. Następnie mnie dostrzegł. Wpatrywał się tak przez moment w moją twarz a potem się odezwał:
- Która godzina?
- Już grubo po północy. Powinieneś zbierać się do domu – odpowiedziałam cicho. Szatyn powoli przybrał pozycję siedzącą przecierając przy tym zmęczoną twarz i ziewając szeroko. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Spóźniłaś się – stwierdził.
- Przepraszam. Jakoś tak się zagadaliśmy... - odparłam nie patrząc na niego.
- Wiesz, że teraz powinienem złapać cię mocno, przerzucić przez kolano i dać kilka klapsów? - spojrzałam na niego zszokowana – no, ewentualnie załaskotać do łez – na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Obudziłbyś Alę – odparłam.
- Kara za takie znieważenie jak najbardziej się należy – odpowiedział. Cóż, musiałam przyznać mu rację. Nie posiadałam żadnych argumentów, które mogłyby mnie racjonalnie usprawiedliwić.
- Jesteś zły? - spytałam szeptem.
- Owszem – odparł – ale raczej bardziej o to, że wybrałaś jego zamiast mnie – dodał. Rozchyliłam nieco usta zatracając się w jego czekoladowych oczach. Tak, ja też nie rozumiem, dlaczego wybrałam jego zamiast ciebie.
- Po prostu się doigrałeś – odparłam sucho.
- Słucham? - miał zdziwioną minę – dlaczego tak sądzisz?
- Potraktowałeś mnie jak jakąś pierwszą lepszą – powiedziałam krzyżując ręce – myślisz tylko, żeby mnie przelecieć i wrócić do stałego ciepełka, jakie zapewnia ci Sandra – odwróciłam twarz w drugą stronę, bo miałam ochotę się rozpłakać. Naprawdę zdałam sobie sprawę, że on w taki sposób mnie postrzega.
- Czy ty zwariowałaś? - usłyszałam tuż nad swoim uchem. Kiedy obracałam twarz z powrotem w jego stronę napotkałam jego oczy kilka centymetrów od siebie – ubóstwiam cię, adoruję, pożądam, szaleje za tobą – wyszeptał na jednym tchu i delikatnie potarł swój nos o mój – co ja mam zrobić, byś uwierzyła, że nie jesteś mi obojętna?
- Przestać oszukiwać swoją narzeczoną – odparłam. Przestałam racjonalnie myśleć w momencie, gdy dotarła do mnie woń jego perfum i głębia jego oczu.
- Chcesz, żebym się z nią rozstał? - spytał. Mówiąc to lekko musnął ustami moją dolną wargę. Był tak blisko, tak na mnie działał.
- Nie chcę nikomu mieszać w życiu – odparłam wciąż patrząc mu w oczy – nie chcę stać się przyczyną czyjegoś nieszczęścia – czułam jak opuszkami palców dotyka mojego ramienia. Parzył. Już byłam w piekle – nie chcę, żeby ktoś przeze mnie cierpiał – jego palce kreśliły teraz linie na moim obojczyku – chcę się zakochać na nowo w kimś, kto się nami zaopiekuje. W kimś, kto stanie się prawdziwym ojcem dla Ali – szepnęłam. Mój oddech stał się płytszy i o wiele cięższy. Serce dostawało palpitacji. Jakieś dziwne uczucie gorąca i ekscytacji rozchodziło się falami po moim wnętrzu – jeżeli mnie pragniesz to dostaniesz mnie jedynie w pakiecie z moją córką, rozumiesz? - ulegnę mu. Wiedziałam to w momencie, gdy przekroczyłam próg tego domu. Nie będę w stanie panować nad sobą.
- Zrobię dla ciebie wszystko – powiedział cicho bardzo niskim głosem – zaczarowałaś mnie, Moni. Pragnę tylko ciebie – poczułam jego dłoń na swoim zarumienionym policzku. Przymknęłam powieki – wiem przez co przeszłaś. Wiem, czego oczekujesz – dodał – dam ci to wszystko. Dam WAM to wszystko – otworzyłam oczy chcąc doszukać się w jego spojrzeniu ziarenka prawdy. Kryło się w nich pożądanie, lecz gdzieś w zakamarkach tej czekoladowej głębi dostrzegałam szczerość. Czy byłby w stanie obdarzyć nas takim uczuciem?
- Chciałabym, żebyś mnie kochał – wyszeptałam tuż przy jego ustach, których miałam chęć zasmakować – i byś kochał Alicję.
- Ja już was kocham – powiedział bez zastanowienia. Sam był chyba zaskoczony swoimi słowami, gdyż jego źrenice się nieco rozszerzyły. Nie trwało to jednak zbyt długo, by jego twarz się rozpromieniła – sam nawet nie wiem, kiedy to się stało – zaśmiał się krótko – nie wiem, kiedy poczułem, że stałyście się moim celem.
Uwierzyłam mu? Nie byłam tego pewna. Mógłby nawet teraz powiedzieć, że jedynie mnie pożąda. Nic mnie w tym momencie nie obchodziło. I tak mu się oddam.

- Potrzebuję cię, Gregor – szepnęłam po raz kolejny. Nie czekałam długo na jego reakcję. Po chwili poczułam na swoich wargach jego zdecydowany i głodny pocałunek.

**
Moje Drogie!
Dziękuję za komentarze, których ostatnio otrzymałam dość sporo jak na mnie. Zmotywowały mnie one do napisania kolejnego rozdziału ^^
Nie wiem kiedy pojawi się tu coś nowego. Jestem zawalona pracą na uczelni a w weekend wyjeżdżam i nie mam pojęcia, czy wezmę ze sobą laptopa. Ale czekajcie :)

4 komentarze:

  1. O Matko jedyna! Ty to potrafisz człowiekowi ciśnienie podnieść i to na maxa :D Nie spodziewałam się, że w taki sposób skończy się ten wieczór, który zaczęła z Markiem. Gregor wyznał jej swoje uczucia, a ona nie pozostała mu dłużna.. No już jestem ciekawa co będzie w kolejny rozdziale. No i co z Sandrą, oraz Markiem, który zapewne narobił sobie nadziei na coś więcej z Moniką..
    Czekam z niecierpliwością na kolejny ;*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdążyłam wejść na to opowiadanie,a ty świeżo co dodałaś rozdział ;3
    Przerwałaś w takim momencie ;) . Mark się otworzył przed Moni i to było takie słodkie. Chociaż i tak najlepsze było wyznanie Gregora "Wiem, czego oczekujesz – dodał – dam ci to wszystko. Dam WAM to wszystko ", takie pełne szczerości i troski.
    Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny mimo tego,że nie wiesz kiedy go dodasz ! Do następnego ! ;3 Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Monika jest nie fair w stosunku do Marka.
    Ale jej spotkanie z Gregorem najlepsze!!!! Oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział mam nadzieje, że uda Ci się dodać coś niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciśnię to takie mam ze serce zaraz mi się rozerwie aręce tak mi latają ze szok.Dziewczyną masz talent.Czemu w takim momencie
    Monika w końcu uległa .Najlepsze opowiadanie SWIATA buziaki czekam z niecierpliwością na nowy nex

    OdpowiedzUsuń