środa, 1 lipca 2015

20. Oczekiwanie

- Monika! - krzyknąłem przerażony, kiedy zobaczyłem nadpędzający samochód. Kurwa mać! To był ułamek sekundy. Kilka przyspieszonych uderzeń serca. Upadła. Tak po prostu. To wszystko wyglądało tak, jakby działo się w zwolnionym tempie. Słyszałem tylko pisk opon. - Do jasnej cholery, Monika! - po raz kolejny krzyknąłem i rzuciłem się w jej kierunku. Kierowca stracił panowanie nad kierownicą i samochód uderzył w słup. Nie obchodziło mnie to teraz. Moja Monika! Podbiegłem do niej, drżąc na całym ciele. Leżała nieruchomo z wyciągniętymi rękoma na środku ulicy. Wokół zaczęła gromadzić się kałuża krwi. Uklęknąłem przy jej bezbronnym ciele i chciałem coś zrobić, ale nie potrafiłem jej dotknąć. Nie panowałem nad wstrząsem swojego ciała. Nawet nie wiedziałem, kiedy wokół mnie pojawiły się trzy inne osoby.
- Trzeba zadzwonić po karetkę i to szybko! - krzyknął jakiś mężczyzna, który pochylił się nad brunetką. Dotykał jej nadgarstka, delikatnie przekręcił głowę. Nie umiałem zareagować. Po prostu, bezradny się na to wszystko patrzyłem.
- Ma poważne obrażenia głowy, ale żyje. - powiedział – jest pan jej chłopakiem? - spytał, a ja podniosłem na niego nieprzytomny wzrok – rusz się człowieku, bo ona zaraz umrze ci tu na rękach! - krzyknął do mnie. Nagle wróciło mi trzeźwe myślenie. Potrząsnąłem głową i chwilowy szok minął.
- Ona tylko wyszła na ulicę. Tamten samochód..to wyglądało tak, jakby ktoś potrącił ją celowo – powiedziałem, patrząc na jego ręce.
- Jestem lekarzem, proszę się nie martwić – wyjaśnił – gdzie ta karetka?!
- Już jadą – odpowiedziała jakaś kobieta, stojąca tuż za mną.
- Co z nią będzie? - spytałem niemal szeptem. Mężczyzna, nie przerywając swoich czynności, odparł:
- Nie odniosła jakichś większych obrażeń, ale martwię się o tą głowę. Takie urazy mogą powodować wiele skutków. Może stracić sprawność ruchową, mieć zniszczoną jakąś część mózgu..dobrze się pan czuje? - spytał z wyraźnym niepokojem, kiedy zobaczył moją twarz. Słuchając jego słów myślałem, że sam za chwilę tu padnę.
- Tak, tak...nie pan się lepiej nią zajmie – powiedziałem a on przytaknął.
- Tamtej kobiecie też chyba coś się stało. Ma ranę na głowie – usłyszałem od kogoś z boku. W moich żyłach wezbrała krew.
- Tamtą kobietą niech lepiej zajmie sie policja – warknąłem przez zęby – ona zrobiła to specjalnie!
- Niech pan się uspokoi. Za chwilę będzie pan miał okazję złożyć swoje wyjaśnienia – odparł lekarz, kiedy w naszym kierunku zaczął zbliżać się sygnał nadjeżdżającej karetki a gdzieś w oddali policji.
- Musimy im zrobić przejście. Niech się państwo wszyscy odsuną! – nakazał mężczyzna. Posłusznie, choć ja już z większym wahaniem, odsunęliśmy się o kilka metrów do tyłu, by zrobić miejsce ratownikom z noszami. Ponownie spojrzałem w nieruchome ciało Polki. Boże kochany...oby nic jej się nie stało. Oby przeżyła..
Machinalnie spojrzałem na samochód, którym potrącono dziewczynę. Rzeczywiście ta kobieta uderzyła w słupek, gdyż połowa maski była wgnięciona. Zauważyłem, jak któryś z ratowników medycznych podbiega w tamtą stronę. Przyjrzałem się temu bliżej. Zaraz, zaraz. Cholera jasna, to nie może być prawda. Ale ta sama marka, ten sam model i kolor. Ja pierdolę...
Kiedy dwóch ratowników otworzyło drzwi kierowcy i ostrożnie zaczęli wyjmować „poszkodowaną”, nie miałem już żadnych wątpliwości. Nie wierzyłem. Nie zastanawiając się długo, podbiegłem w tamtym kierunku.
- Sandra, jak mogłaś?! Oszalałaś?! - krzyczałem i nawet chciałem już się na nią rzucić, lecz powstrzymały mnie czyjeś silne ręce – prawie ją zabiłaś! Nie wiadomo, co teraz z nią będzie!
- Pan zna tą kobietę? - spytał któryś z policjantów, patrząc na mnie uważnie. Mierzyłem ją wzrokiem. W dupie miałem jej rozcięte czoło i wyraźny szok w oczach. Ona zrobiła to z zimną krwią!
- Oczywiście, że się znamy – odparłem przez zęby – to moja narzeczona, Sandra Stiegler.

Siedziałem już którąś godzinę na krzesełku w szpitalnym korytarzu. Wokół mnie panował półmrok i całe pomieszczenie było puste. Cisza. Ta cholerna cisza, która mnie teraz dobijała. Schowałem twarz w dłoniach, chcąc się choć trochę uspokoić. Ale nie mogłem. Operują ją. Jest źle. Tylko tyle zdołałem zrozumieć z urywanych rozmów toczących się między lekarzami na ostrym dyżurze. Miałem najgorsze obawy. Przecież ona została potrącona przez samochód! Nie od dziś wiadomo, że ludzie z takich wypadków wychodzą albo z kalectwem albo w ogóle nie przeżywają. Bałem się o nią jak nigdy, bo wiedziałem, że to moja wina. To w końcu moja narzeczona naraziła ją na to wszystko. Tylko jak ona się dowiedziała? Wiedziałem, że w jakiś sposób musiała się domyśleć. Musiała znać o nas prawdę. A to była jej zemsta.
Moją bitwę z myślami przerwał odgłos otwierających się drzwi z drugiego końca korytarza. Podniosłem automatycznie głowę a moim oczom ukazała się jakaś kobieta z małą dziewczynką, w której od razu rozpoznałem Alicję. Na mój widok, mała z uśmiechem zaczęła biec w moją stronę. Wstałem z krzesełka i powitałem ją z otwartymi ramionami, przyciskając mocno do siebie.
- Gregor! Czemu tyle czasu mnie nie odwiedziłeś? - spytała, gdy tylko wziąłem ją na ręce. Uśmiechnąłem się do niej lekko.
- Przepraszam, księżniczko. Miałem dużo pracy, ale obiecuję, że to wszystko nadrobimy – odpowiedziałem a potem skierowałem swoje spojrzenie na szatynkę. Minę miała nie tęgą.
- Dowiedziałam się dopiero co od sąsiadki. Wiedziałam, że coś się stało, ale nie sądziłam, że...
- Jest na bloku – odparłem patrząc jej wymownie w oczy.
- A dzisiaj ugotowałyśmy z ciocią Melą leczo. To ulubiona potrawa mamusi! Myślisz, że się ucieszy? - spytała, bawiąc się moimi, już dość przydługimi, włosami.
- Sądzę, że będzie zachwycona – odparłem, uśmiechając się do niej promiennie, choć w środku cały dygotałem ze strachu. Oby wyszła z tego cało.
- Jak to się stało? - spytała mnie po cichu. Znów na nią spojrzałem.
- Alu, usiądziesz sobie tu na chwilę? Chciałbym porozmawiać z ciocią – zwróciłem się do dziewczynki, która zaczęła patrzeć na mnie podejrzanie.
- Macie przede mną jakieś tajemnice? - spytała piskliwym głosem. Zaśmiałem się krótko.
- Przed tobą? Gdzież byśmy śmieli! - odparłem udając powagę – to zajmie nam tylko chwilkę – mała patrzyła to na mnie to na Amelię, ale zaraz odpowiedziała:
- No zgoda. - pocałowałem ją w główkę i usadziłem na jednym z krzeseł.
- Trzymaj, możesz sobie w coś pograć – wyciągnąłem z kieszeni dość sporej wielkości telefon. Małej zabłyszczały oczy na widok urządzenia. Dobrze chociaż, że mnie na taki stać.
- Nie wiem, jak to się stało. Rozmawialiśmy... - zwróciłem się do Amelii cichym głosem – potem Monika miała pójść na górę po mój zegarek. No i wtedy...to działo się dosłownie w ułamku sekundy – westchnąłem i przetarłem twarz rękami. Szatynka była wyraźnie zmartwiona.
- Ale kto to zrobił? Dlaczego? - spytała. Patrzyłem jej w oczy i przez moment wahałem się z odpowiedzią.
- To była Sandra – wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie – moja narzeczona. - widziałem szok malujący się w jej oczach. I wcale się jej nie dziwię.
- Jak to Sandra?! - powiedziała nieco za głośno. Obróciłem się w stronę dziewczynki, ale na szczęście fascynacja moim telefonem pochłonęła całą jej uwagę – ona oszalała? - odezwała się już nieco ciszej – dowiedziała się o was?
- Czyli jesteś w to wszystko wtajemniczona? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- No oczywiście – odparła, jakby to było w ogóle głupie pytanie – myślałam, że ona niczego się nie domyśla.
- Ja też tak sądziłem – przełknąłem głośno ślinę, opierając się o zimną ścianę – nie wiem, jak się dowiedziała. Przecież nie mam w domu niczego, co należałoby do Moniki. Nie piszemy do siebie ani nie dzwonimy. Doprawdy, nie wiem – pokręciłem głową z rezygnacją.
- No dobrze, ale co z Moniką? - w moim żołądku pojawiła się ogromna gula.
- Nie wiem – westchnąłem – wyglądała źle...wszędzie była krew... - zamilkłem, przypominając sobie widok jej ciała na ulicy – ma poważny uraz głowy, ale lekarze nadal ją operują i nic nie wiadomo – pokiwała głową na znak zrozumienia.
- Trzeba zawiadomić jej mamę i rodzeństwo – powiedziała po chwili.
- Masz do nich kontakt? - znów skinęła głową – a co z Karlem? - spojrzała mi w oczy, kiedy wypowiedziałem jego imię. - miała się z nim spotkać.
- I spotkała – odparła – dzwoniłam do niej może pół godziny przed tym całym wypadkiem i wydawało się, że wszystko jest w porządku – odpowiedziała załamanym głosem. Doskonale wiedziałem, jak się teraz czuła. W jej oczach momentalnie pojawiły się łzy. Była tak samo bezradna jak ja.
- Hej, tylko tu teraz nie płacz – pochyliłem się i otarłem pojedynczą łzę z jej policzka – musimy się trzymać dla Alicji. Zaraz zacznie zadawać niewygodne pytanie i co wtedy? - patrzyłem jej nieustępliwie w oczy. Po chwili odpuściła.
- Masz rację – odparła – rozmawiałeś już z policją?
- Nie. Na razie zajęli się Sandrą. Złożyłem im tylko oględne zeznania i zaraz ruszyłem tu, do szpitala. Nie mogłem jej tak zostawić.
- Boję się, że będą chcieli zabrać Alę. W końcu nie jestem jej opiekunem prawnym i mogą zabrać ją do jakiegoś pogotowia opiekuńczego albo oddać..
- Albo oddać w ręce Karla – dokończyłem za nią. Znów zerknąłem na dziewczynkę. Myśl, że policja może zdecydować powierzenie Ali jej ojcu napawała mnie strachem. Przecież on jest skrajnie nieodpowiedzialny a mała kompletnie go nie zna.
- Musisz jak najszybciej sprowadzić tu kogoś z jej rodziny a wtedy oni będą mogli zająć się Alą – odpowiedziałem. - mi również jej nie zostawią. Możemy jedynie grać na czas.
- Wiem – dodała – pójdę jak najszybciej zadzwonić do Alka – powiedziała i za chwilę udała się korytarzem z dala od dziewczynki. Ja za to przykucnąłem przy niej i posłałem jej promienny uśmiech.
- No i jak tam? - spytałem wesoło, zaglądając jej przez ramię na ekran telefonu. Miała bardzo skupiony wyraz twarzy.
- Zaraz rozwalę tego smoka – powiedziała triumfalnym głosem i nieprzerwanie patrzyła w komórkę. Zaśmiałem się krótko.
- To co, gramy razem? - spytałem i zająłem miejsce obok.
- Tylko skończę tą rundę – odparła. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Morgi dzwoni! - krzyknęła podekscytowana. Rzuciłem oko na ekran, na którym pojawiło się zdjęcie wesołego blondyna z dopiskiem „Morgi”. - mogę odebrać? - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
- No dobrze –westchnąłem a mała nacisnęła zielony guzik.
- Haaalo – odezwała się do słuchawki – nie, to ja, Alicja. Pamiętasz mnie? - tu zachichotała. Najwyraźniej Morgi zaczął oczarowywać ją tak jak miał w zwyczaju w stosunku do płci żeńskiej – nieee, jesteśmy z Gregorem i ciocią Amelią w szpitalu – zmrużyłem brwi – nie wiem, czemu. Nie pytałam – znów w głośniku można było słyszeć głos Thomasa – ok, już ci go daję. Gregor, twoja kolej – uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła dłoń z telefonem.
- No cześć – zwróciłem się do kumpla, kiedy przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Gregor – usłyszałem jego ostrzegawczy ton – co się, do cholery, dzieje? Czemu jest z tobą Alicja i dlaczego jesteście w szpitalu? - zasypał mnie stosem pytań.
- Spokojnie – odezwałem się – zdarzył się...mały wypadek – nie chciałem rozmawiać o tym głośno przy dziecku. Po drugiej stronie zapanowała cisza.
- Coś z Moniką? Stary, nie chcę nic mówić, ale właściwie to oglądam wiadomości, w których mówią o jakimś wypadku, podają twoje nazwisko i pokazują ocenzurowaną twarz Sandry – powiedział na jednym tchu. Syknąłem ze złości.
- Plotki szybko się rozchodzą – skwitowałem. Mała patrzyła na mnie zniecierpliwiona – a co konkretnego mówią?
- Właściwie to niewiele, ale pokazują zdjęcia z miejsca wypadku i wielkimi literami napisali, że twoja narzeczona jest jego sprawcą – odparł.
- To teraz posklejaj wszystko do kupy – odpowiedziałem, po czym uśmiechnąłem się do przytulającej się do mnie dziewczynki. Przymknąłem oczy i znów pocałowałem ją w główkę.
- O kurwa... - usłyszałem po chwili.
- No właśnie. Sandra wszystkiego się dowiedziała – dodałem.
- Czego dowiedziała się Sandra? - spytała dziewczynka nagle zainteresowana rozmową.
- Że miałem dla niej taką niespodziankę – puściłem jej oczko.
- Co z Moniką?
- Lepiej nie pytaj, Thomas – westchnąłem – spojrzałem ponownie na przysłuchującej się naszej konwersacji brunetce – nie mogę teraz rozmawiać.
- W którym szpitalu jesteście? - spytał.
- W tym zaraz na prawo od wejścia na teren kompleksu – odpowiedziałem.
- Czekaj tam na mnie.
- Thomas, nie musisz... - zawahałem się – masz Lilly na głowie.
- Nie przejmuj się tym, Sabrina się nią zajmie – powiedział – będę do 1.5 godziny – i tak po prostu się rozłączył. Patrzyłem przez moment tempo w telefon. Jak zawsze niezawodny Thomas. Każdemu życzyłbym takiego kumpla jak on.
Chwilę później wróciła Amelia.
- I co? - zerwałem się natychmiastowo z krzesełka i podszedłem do dziewczyny.
- Alek jest w szoku – powiedziała cicho – wyjaśniłam mu tyle, ile sama wiem. Ma powiadomić Kaśkę i ich mamę.
- Kiedy będą?
- Nie mam pojęcia, wszystko zależy od tego, kiedy załatwią bilety. To nie jest takie proste..
- Wszystko im opłacę tylko niech lepiej przylecą jak najszybciej się da – powiedziałem.
- Ciociu, gdzie jest mamusia? - usłyszeliśmy tuż za sobą. Spojrzałem na Alicję i wziąłem ją na ręce.
- Mama...musiała na jakiś czas gdzieś...zostać – odpowiedziała, głaszcząc ją po główce.
- Czyli gdzieś sobie pojechała? - spytała ponownie. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie.
- W pewnym sensie.
- Czyli zostawiła mnie jak tata? Wyjechała i już do mnie nie wróci?! - zapiszczała przytulając się mocniej do mojej szyi.
- No coś ty, kochanie. Mama cię bardzo kocha i nigdy nie mogłaby tego zrobić – odpowiedziała natychmiast czułym głosem. To jednak nie uspokoiło dziecka. Poczułem, jak mała zaczyna płakać.
- Chcę do mamy.. - szlochała. Próbowałem jakoś ją pocieszyć. Zacząłem ją kołysać i tak jak kiedyś Monika, szeptać jej coś na uspokojenie. To jednak nie dawało większych efektów.
- Ona jest zmęczona i po prostu zaczyna marudzić – westchnęła szatynka – poza tym rzadko się zdarza, żeby Monika zostawiała ją na tak długo – dodała.
- To co my mamy zrobić? Przecież zanim ona stąd wyjdzie... - nadal kołysałem ją rytmicznie i tuliłem do siebie. Miałem wrażenie, że trzymam w ramionach całe swoje szczęście. Przez chwilę czułem się jakby spełniony. Jednak ową myśl przyćmiła mi kolejna. Przecież Sandra jest ze mną w ciąży a ja nawet nie dowiedziałem się niczego o jej stanie zdrowia. Takie zderzenie mogło spowodować jakieś krwawienie albo...nie chciałem nawet myśleć, że coś mogło stać się mojemu dziecku. Mojemu malutkiego dziecku, które niczemu nie jest winne.
- Gregor – z kolejnej zadumy wyrwał mnie cichy głos Amelii – ona zasnęła – odchyliłem z czoła ciemne włosy dziewczynki i ujrzałem jej zapłakaną twarz. Rzeczywiście spała. Moja księżniczka. Jak tu nie zakochać się w takim aniołku?
- Jest już grubo po 22. Miała prawo być zmęczona – odparłem.
- Zanieśmy ją do samochodu. Położę ją spać. Zadzwonisz, gdybyś już coś wiedział? - spytała. Przytaknąłem. Zamierzaliśmy już udać się w stronę wyjścia, kiedy z kolejnych drzwi wyszedł lekarz a tuż za nim pielęgniarka. Od razu rozpoznałem w nim osobę, która zabierała Monikę na blok.
- Panie doktorze – zawołałem za nim – panie doktorze, co z Moniką? - podszedłem do niego i wpatrywałem się z nadzieją w sercu. On z kolei spojrzał to na mnie to na Amelię i spytał:
- Pan jest jej mężem? - no tak. Alicja śpiąca w moich ramionach.
- Nie...ja jestem jej pracodawcą – odparłem.
- Przykro mi, ale..
- Tak wiem, że może pan udzielać informacji tylko rodzinie – wtrąciłem zanim skończył – ale to jest jej córka, a cały wypadek spowodowała moja narzeczona – albo go to nie poruszyło albo po prostu udawał – rodzina Moniki znajduje się w tym momencie w Polsce. Musi pan nam cokolwiek powiedzieć. - byłem nawet zdeterminowany do tego, by rzucić się na tej jego fartuch i wymusić jakiekolwiek informacje.
- No dobrze – westchnął i wreszcie stanął na wprost nas – pani Ingo, proszę przewieźć pacjentkę na OIOM – kobieta w średnim wieku skinęła głową i odeszła. Patrzyłem na lekarza zniecierpliwiony.
- Stan pani Moniki jest bardzo ciężki – czułem jak szatynka bierze głośno powietrze. - sam wypadek nie wydawał się groźny. Jednak musiała uderzyć o krawężnik bądź róg pojazdu w momencie potrącenia – zawahał się przez moment – spowodowało to dość poważny uraz w okolicach płata potylicznego. Ze wstępnych badań wynika, że nie uszkodziło to narządów wzroku, natomiast pewni będziemy dopiero, kiedy się obudzi.
- A kiedy to nastąpi? - tym razem odezwała się szatynka. Lekarz uśmiechnął się do niej pogodnie.
- To chyba jedynie ten na górze wie – powiedział oględnie – wprowadziliśmy pacjentkę w stan śpiączki farmakologicznej ze względu na odniesione urazy. Powstał obrzęk mózgu i jest to bardzo niebezpieczne. Musimy czekać – dodał.
- Ale obudzi się, prawda? - spytała niemal niesłyszalnym szeptem.
- To wszystko zależy od organizmu. Ale pani Monika to silna dziewczyna. Powinna sobie poradzić – uśmiechnął się – oprócz siniaków i potłuczeń zarejestrowaliśmy jeszcze złamanie kilku żeber, ale tym tak naprawdę nie ma co się martwić. I tak miała dużo szczęścia nie odnosząc większych obrażeń przy takim uderzeniu. - patrzyłem się w niego tak, jakby ktoś oznajmił mi właśnie, że ona naprawdę nigdy z tego nie wyjdzie. Zmiany w mózgu, jakiś obrzęk...to wszystko musi być jakimś chorym snem.
- Aha, pan jest narzeczonym pani Stiegler? - spytał.
- Tak.. - odparłem z wahaniem. Mimo wszystko powinienem się skarcić za to, że nie spytałem o jej zdrowie.
- Na szczęście oprócz szoku i tej rany na czole nic poważniejszego się jej nie stało. Założyliśmy kilka szwów i myślę, że jutro rano policja będzie mogła ją przesłuchać – powiedział. Niech ją zabierają i nie wypuszczają już chyba do końca życia. Teraz po prostu się nią brzydzę.
- A co z dzieckiem? - jedynie dzięki temu maleństwu jakaś część mnie zmuszała mnie to zainteresowania się blondynką.
Tym razem lekarz spojrzał na mnie ze zmrużonymi brwiami.
- Przepraszam, ale o jakim dziecku pan mówi? - spytał nieco zdezorientowany. Teraz to ja go już nie rozumiałem.
- Moim dzieckiem – odparłem – Sandra jest w 9 tygodniu ciąży – wyjaśniłem. Jak to, to oni o niczym nie wiedzieli?
- Ale.. - uśmiechnął się niepewnie – bardzo mi przykro, ale pani Stiegler nie jest ani nigdy nie była w ciąży...

**
Witam!
Tak sobie pomyślałam, że teraz napiszę kilka rozdziałów z perspektywy Gregora. Co Wy na to? Myślę, że akcja będzie nieco ciekawsza.
Oczywiście trudno się było nie domyśleć, że za całą sprawą stoi Sandra. I ma, co chciała.
Miłego dnia :)

3 komentarze:

  1. Witaj Kochana.
    Rozdział Boże cudo!!!
    Niby z Moniką jest źle ale Gregor jest cudowny.
    Traktuje Ale jak własną córkę :*
    I powiem Ci jedno wywołałaś u mnie szeroki uśmiech ostatnim zdaniem tego rozdziały.
    Sandra to po prostu podła suka, która chciała za wszelką cenę trzymać Gregora przy sobie.
    Na jego miejscu poszłabym i jej przywaliła prosto w jej fałszywą gębę.(Tak kobiet się nie bije...ale tego nawet nie można nazwać człowiekiem.)
    Genialny pomysł żebyś pisała rozdziały z perspektywy Gregora.
    Czekam na kolejny. Błaagam nie każ mi długo czekać ;)
    Buziaki i zapraszam do mnie na nowe rozdziały.
    http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
    http://blekit-oczu-blekit-nieba.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Sandra nie była w ciąży i od tak chciała okłamać Gregora? Co za szuja jakaś! Nie lubię jej. Po prostu ta kobieta doprowadza mnie do białej gorączki i gdyby była taka możliwość to ja bym jej dała popalić za to wszystko.
    Można ująć, że to takie szczęście w nieszczęściu - przynajmniej nic już nie będzie ich łączyło i Gregor będzie miał czyste sumienie kończąc ich związek, no bo nie chce mi się wierzyć, że starałby się jeszcze to utrzymać, czy coś.. A Monika.. No żal mi jej i oby wybudziła się cała i zdrowa, bez żadnych komplikacji itd. Ma przy sobie Amelię, Alkę, rodzinę, która kiedyś przyleci no i Gregora - ma dla kogo walczyć :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny fenomenalny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się że Monika przez ten wypadek zapomni o uczuciu jakim darzyła Gregora i że go nie będzie pamiętać. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń