poniedziałek, 13 lipca 2015

22. Rozmowa

- Monika?! - krzyknąłem przerażony. To był dosłownie ułamek sekundy. Spostrzegłem jedynie błysk świateł i pisk opon. A potem leżała. Blada. Wokół było pełno krwi. Natychmiast podbiegłem w tamtą stronę i nachyliłem się nad jej bezbronnym ciałem. Nie ruszała się. Nie oddychała.
- Bardzo mi przykro – usłyszałem od jakiegoś mężczyzny, który trzymał jej nadgarstek – ona nie żyje.
Patrzyłem na niego osłupiały. Nie, to niemożliwe. Ona żyje. Ona przecież nie mogła umrzeć! Moni. Monika, do jasnej cholery, wstań! Zacząłem potrząsać jej ciałem, byleby tylko dała jakiś znak życia. Na próżno. Ktoś próbował mnie od niej oderwać, ale byłem zbyt uparty.
- Zostawcie mnie! - krzyczałem do tych z tyłu. Wokół zerwał się silny wiatr, który rozwiewał liście na ulicy. Całą ziemię ogarnęła ciemność. Ktoś wciąż szarpał mnie za ramię.
- Gregor! - słyszałem. Ale ja patrzyłem tylko na nią. Na jej martwą twarz. - Gregor, obudź się! - przed moimi oczami pojawił się mrok a zaraz potem ujrzałem nad sobą zmartwioną twarz blondyna – spokojnie, to tylko głupi sen.
Zerwałem się do pozycji siedzącej i przeczesałem nerwowo włosy. Oddech miałem nierówny a na czole widniały pojedyncze krople potu. Ja pierdolę.
- Która godzina? - spytałem jednocześnie spoglądając w okno. Niebo było jeszcze jasne.
- Dochodzi 16.00. Spałeś kilka dobrych godzin – odpowiedział już spokojniej – powinieneś coś zjeść.
- Nie, nie mam ochoty. Musimy jechać na komisariat. Miałem złożyć zeznania. - odparłem, wstając gwałtownie z łóżka i zacząłem szukać moich rzeczy.
- Może byś się najpierw wykąpał, co? - spojrzałem na przyjaciela spod byka – wyglądasz jak zombie.
- Niech ci będzie – odpowiedziałem i udałem się do łazienki. W sumie gorący prysznic powinien mi dobrze zrobić. Odkręciłem wodę, ustawiając duże ciśnienie i przez kilka minut po prostu tak sobie stałem z zamkniętymi oczami. Nie przyniosło to ulgi ani żadnego pocieszenia, ale przynajmniej nieco się odprężyłem. W duchu dziękowałem, że mam tutaj Thomasa. Sam pewnie nie wiedziałbym, co mam ze sobą zrobić.
Nakładając na siebie jakieś pierwsze lepsze ciuchy, które leżały na pralce, wyszedłem z łazienki. Z salonu doszły mnie ciche głosy. Morgi musiał z kimś rozmawiać. Niezwłocznie udałem się w tamtą stronę.
- Mamo? Tato? - nie kryłem zdziwienia, widząc rodziców. Nie spodziewałem się ich wizyty.
- Cześć, synku – odezwała się. - musimy porozmawiać. - wymieniłem porozumiewawcze spojrzenia z Morgim. On też był zaskoczony ich nagłym przyjściem.
- To może ja was zostawię? - odezwał się.
- Nie, nie, Thomas. Możesz zostać. To nie jest żadna tajemnica – odpowiedziała chłodno matka. Ojciec siedział z przygaszoną miną i ze spuszczoną głową, zapewne chcąc dać pole do popisu mamie. Czyli to wcale nie będzie miła wizyta.
- Co was tutaj sprowadza? - rzuciłem beznamiętnie sięgając po butelkę wody i opróżniając ją do dna.
- Nie udawaj, Gregor. Wiesz dobrze, o co chodzi – powiedziała, mierząc mnie wzrokiem – trąbią już o tym chyba na wszystkich kanałach – dodała. Wzdrygnąłem się. Czyli już wszystko wie.
- Skoro dowiedziałaś się o całej sprawie z telewizji to nie rozumiem, po co chcesz o to pytać – rzuciłem.
- Jak to po co? - wstała z kanapy i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju – chyba powinieneś nam to wszystko wyjaśnić. W końcu nie na co dzień się słyszy, że własna synowa potrąca kogoś na ulicy! - krzyknęła.
- Przyszła a raczej już niedoszła synowa – syknąłem.
- Gregor, nie denerwuj mnie! - warknęła – mów mi wszystko od początku. Co to za dziewczyna i dlaczego Sandra chciała ją zabić?!
Westchnąłem. Nie miałem ochoty przytaczać tej historii po raz kolejny, ale najwyraźniej nie miałem wyjścia.
- To Monika Gellert. Poznaliście ją na imprezie w restauracji. Pracowała u nas jako zastępca kucharza.
- No i? - prychnęła – próbowała was otruć czy jak, że Sandra postanowiła zrobić jej krzywdę?
- Mamo... - złapałem się za głowę. Jak ja nie znosiłem takich rozmów.
- Co, mamo? Nie owijaj w bawełnę – dodała.
- Jak sobie życzysz – uśmiechnąłem się do niej krzywo – ja i Monika zakochaliśmy się w sobie i mieliśmy romans – wyjaśniłem jak gdyby nigdy nic. Spostrzegłem jak jej usta lekko się rozchylają. Z kolei ojciec po raz pierwszy na mnie spojrzał.
- Że co, proszę? - spytał. Oboje nie kryli zdumienia.
- No normalnie. Kocham Monikę i zamierzam z nią być jak tylko wyzdrowieje – „oby wyzdrowiała” dodałem w myślach – a z Sandrą i tak miałem zamiar się rozstać. Cały ten związek to była jedna wielka ściema..
- Ale co ty mówisz, dziecko? Zdradzałeś własną narzeczoną? Jak mogłeś?! - pisnęła. Po raz kolejny westchnąłem i usiadłem na fotelu.
- Mamo, nie pouczaj mnie teraz, bo sam doskonale wiem, jak się zachowałem. Naprawdę nie mam ochoty tego słuchać, a jeśli nie odpuścisz to możecie już sobie iść – odparłem stanowczo, przenosząc spojrzenie z ojca na matkę. Oni przez chwilę milczeli.
- No więc dobrze – w końcu się odezwała – czyli Sandra się dowiedziała, tak?
- Widocznie tak – odpowiedziałem – nie wiem w jaki sposób, ale to jest najmniej ważne. Poza tym to wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane – dodałem niepewnie.
- Czy coś w tej sytuacji może być jeszcze bardziej skomplikowane? - rzucił z ironią ojciec. Obdarzyłem go morderczym spojrzeniem.
- Kilka dni temu Sandra oznajmiła mi, że jest w ciąży – z ust blondynki wydobył się jakiś dziwny dźwięk. Zlekceważyłem to jednak – postanowiłem więc to wszystko zakończyć i zostać z nią dla dobra dziecka. Monika miała zamiar wrócić do Polski razem z córką.
- To ona ma dziecko? - spytała.
- Tak, czteroletnią córkę. Bardzo ją pokochałem – dodałem, patrząc na nich uważnie. Postanowili jednak tego nie komentować. - w każdym razie zdecydowaliśmy się rozstać. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie to było trudne... - schowałem twarz w dłoniach. W sercu nadal czułem ten nie do opisania ból – potem zdarzył się ten wypadek. A w szpitalu okazało się, że Sandra wcale nie jest w ciąży. Oszukała mnie.
- Jak to cię oszukała? - tym razem odezwał się ojciec.
- No normalnie. Sfałszowała te całe badania i po prostu mnie okłamała. Nie ma żadnego dziecka – odpowiedziałem spokojnie.
- Jak Sandra mogła ci zrobić coś takiego?! - spytał podniesionym głosem – być na tyle perfidną osobą, żeby zatrzymać cię ze względu na dziecko! Ba, którego tak naprawdę nie było! - widziałem, że był wściekły. W końcu logika tego czynu była totalnie pokręcona. Sam nie potrafię wciąż uwierzyć, że blondynka była zdolna do takich rzeczy.
- A co z tą dziewczyną? W jakim jest stanie? - spytała. W jej oczach widziałem mieszane uczucia. Z jednej strony z pewnością mi współczuła a z drugiej...jakby się na mnie zawiodła.
- Leży w śpiączce i nie wiadomo, czy wyjdzie z tego cało.. - powiedziałem cicho. Strach, który towarzyszył mi od wczoraj właśnie powrócił z podwójną siłą.
- A Sandra? - znów spytała. Spojrzałem w jej niebieskie oczy.
- Nie wiem, pewnie jest na komisariacie. Opatrzyli jej jakieś drobne rany i po kilku godzinach zabrała ją policja.
- Och, synku – nie wytrzymała nadmiaru tych wszystkich emocji. Nie minęło kilka sekund, kiedy poczułem jej ciepły uścisk. Taki zwykły, matczyny. - tak mi przykro. Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?
- Mamo.. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie i złapałem za rękę – ja, dorosły facet, miałem się wam zwierzać z tak osobistych spraw? Nie jestem Glorią. - mama zrobiła nieco skwaszoną minę.
- Czyli mamy rozumieć, że tamta dziewczyna to twoja nowa..miłość?
- Nazywaj to jak chcesz. Co by się nie działo, zabieram ją do siebie, gdy tylko wyjdzie ze szpitala. Alicję również – dodałem stanowczo, widząc ich wyrazy twarzy.
- Gregor, musimy jechać na policję – usłyszałem do tej pory milczącego Thomasa. Skinąłem głową na zgodę.
- Jechać tam z tobą? - spytał ojciec.
- Nie, wracajcie lepiej do domu. Nie chcę, żebyście się w to mieszali.
- Kochanie, może zostanę. Pomogę ci trochę w domu – odparła i zaczęła mnie głaskać po włosach jak małego chłopca.
- Mamo, kocham cię i dzięki za troskę, ale i tak mam zamiar wracać tu jedynie, żeby się przebrać i przespać kilka godzin – odpowiedziałem.
- A treningi? Przecież lada dzień czeka was zgrupowanie. - ojciec jak zwykle musiał dopilnować moich spraw. Czasami miałem wrażenie, że jemu zależy na skokach bardziej niż mnie.
- Kilka dni wolnego mi nie zaszkodzi. Heinz i chłopaki powinni zrozumieć. To nie moje widzimisię tylko poważna sprawa. Nie zostawię Moniki w takim stanie. Poza tym, ktoś musi być przy Alicji, a wątpię, żeby babcia jej w tym momencie wystarczała – odparłem – żaden argument mnie nie przekona, więc nawet nie próbujcie.
- Ale Gregor, kobieta z dzieckiem...? - zaczęła drżącym głosem.
- Skończyłem temat. Wasze zdanie mnie nie obchodzi. To nie wy będziecie musieli z nią żyć tylko ja. I to mój wybór – powiedziałem ostrzej. Na prawienie morałów byłem już stanowczo „za duży”. Raz już przekonali mnie do pewnej dziewczyny. I była nią właśnie Sandra, a wiadomo jak to się skończyło.
- No już dobrze, dobrze. Nie będziemy się z ojcem wtrącać – westchnęła – ale pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować. I daj nam znać, co z jej stanem – kiwnąłem głową na zgodę. Matka ucałowała mnie jeszcze w policzek a ojciec poklepał po ramieniu.
- Uważaj na siebie, synu – powiedział – nie znam tej kobiety, ale jeśli jest ona dla ciebie tak ważna, to nie możesz się poddawać. Potem będziesz żałował tego całe życie – dodał. Uśmiechnąłem się do niego blado.
- Dzięki, tato – odpowiedziałem.

- Czyli mam rozumieć, że oskarża pan panią Stiegler o próbę zabójstwa? - przewróciłem oczami ze zniecierpliwienia. Siedzę tu już dobre dwie godziny i mam wrażenie, że ten policjant o ptasim móżdżku pyta mnie o to samo po raz dziesiąty. Westchnąłem.
- Tak, takie jest moje oświadczenie. Czy coś jeszcze, panie władzo? - funkcjonariusz spojrzał na mnie znad jakichś papierów, które niemal przez cały czas wypełniał.
- Spieszy się panu gdzieś? - rzucił od niechcenia.
- Trochę tak. Chciałbym jeszcze pojechać do szpitala. - odpowiedziałem, kładąc splecione ręce na biurku. Nie zadzwoniłem do Kasi. Nie wiem, co się dzieje.
- Nie, chyba nie mam do pana więcej pytań. Przesłuchaliśmy jeszcze kilku świadków zdarzenia i będziemy powoli ruszać ze sprawą. Prokuratura już złożyła wniosek do sądu – i całe szczęście. Niech ją wywiozą nawet i do Alcatraz a potem zamkną w podziemiach.
- Wiadomo, ile lat może jej grozić za takie przestępstwo? - ciekawość wygrała nad chęcią opuszczenia tego miejsca.
- No cóż – policjant podrapał się po łysej głowie – wszystko zależy od tego, jakie zarzuty przedstawi prokuratura. Później musimy wziąć pod uwagę zeznania samych świadków i stanowisko obrony. Pan oczywiście będzie tym najważniejszym ze świadków przeciwko podejrzanej – odpowiedział. Przejdź do sedna, człowieku – generalnie za czyn zabroniony z dużym uszczerbkiem na zdrowiu, a jaki on będzie dokładnie to się okaże, może jej grozić nawet do...25 lat pozbawienia wolności – trochę mnie zamurowało. 25 lat? Przecież to prawie całe życie. Nigdy nie będzie mogła urodzić własnych dzieci. Czułem się naprawdę okropnie. Zrobiła cholerne świństwo, ale była najbliższą mi osobą przez ostatnie pięć lat. Dziwnie jest się tak dowiedzieć, że ktoś taki nagle trafia do więzienia na połowę życia.
- Proszę to jeszcze podpisać. Wszędzie tam, gdzie zaznaczyłem – podał mi kilka kartek dokumentów i długopis. Niezwłocznie zabrałem się za ich podpisywanie.
- Czy mógłbym z nią chwilę porozmawiać? - spytałem bez zastanowienia. Naprawdę chcę ją widzieć? Po tym wszystkim? Ale gdzieś w głowie utkwiły mi słowa Thomasa. Należy się jej mimo wszystko rozmowa. Wyjaśnienie. To w końcu ja zacząłem, ja to zepsułem. Bylem powodem, dla którego to zrobiła.
- Myślę, że istnieje taka możliwość – odparł po chwili zastanowienia, drapiąc się po kilkudniowym zaroście – ale niech pan moment zaczeka.
Mężczyzna pospiesznie wykonał jakiś telefon, nie spuszczając ze mnie badawczego spojrzenia. Po kilku minutach do pomieszczenia weszło jeszcze dwóch takich.
- Panie Schlierenzauer, nazywam się komisarz Raun. - skinąłem głową – pana narzeczona..
- Już była narzeczona – odparłem, z krzywym uśmiechem.
- No więc była narzeczona...zostanie zatrzymana do dnia procesu no chyba, że wpłacona zostanie kaucja – spojrzał na mnie wymownie. On chyba oszalał.
- Nie mam zamiaru niczego za nią płacić. Niech pan pyta jej rodziny. Dla mnie ta kobieta jest skończona – odpowiedziałem, nie kryjąc w głosie pogardy. Policjant przypatrywał mi się jeszcze z uwagą.
- Idziemy? - spytał w końcu. Bez słowa wstałem z zajmowanego przeze mnie fotela i ruszyłem za funkcjonariuszami. Przeszliśmy kilka długich korytarzy, po czym wszyscy zatrzymaliśmy się przed mosiężnymi drzwiami.
- Tylko proszę bez awantur i krzyków. Macie dosłownie kilka minut – powiedział. Inny z policjantów otworzył mi drzwi i wpuścił do środka.
Siedziała tam przy jakimś nędznym stoliku ze spuszczoną głową. Kiedy usłyszała, jak ktoś wchodzi do środka, raptownie ulokowała swe spojrzenie na wejście. Była zaskoczona, widząc w nim właśnie mnie. Nie odezwała się jednak. Czekała, aż zajmę miejsce naprzeciwko niej. Milczeliśmy.
- Gregor, ja...
- Nic nie mów! - warknąłem i po raz pierwszy spojrzałem w jej oczy. Malował się w nich ogromny strach i coś na podobieństwo wyrzutów sumienia. Śmiać mi się chciało. - nie chcę słuchać twoich wyjaśnień ani tłumaczeń. To, co zrobiłaś jest do niewybaczenia. Zakpiłaś sobie ze mnie, okłamując mnie o ciąży. Potrąciłaś człowieka..
- Zdradzałeś mnie – w jej głosie słychać było determinację – to ty pierwszy ze mnie zakpiłeś. Razem z nią. Ufałam jej a ona tak bezkarnie zabrała mi faceta! - pisnęła. Spostrzegłem na jej policzkach łzy. Nie zrobiło to na mnie jednak wrażenia.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś, Sandra? - nachyliłem się nad stolikiem i wycedziłem jej prosto w twarz – ona prawie tam zginęła. A teraz w szpitalu walczy o życie. Może już nigdy nie wrócić do pełnej sprawności – widziałem, jak przełyka ślinę.
- Nie chciałam zrobić jej krzywdy. Chciałam...chciałam...czułam się okropnie, kiedy usłyszałam jak pieprzycie się w tym cholernym biurze! Byłam wściekła, zawiedziona i upokorzona. Musiałam się jakoś odegrać i miałam ochotę rozerwać jej łeb! To wszystko...emocje wzięły górę i po prostu nie panowałam nad tym, co właściwie robię.. - patrzyłem na nią intensywnie. A więc stąd się dowiedziała..
- Posłuchaj mnie – westchnąłem – należało mi się wszystko za to, co ci zrobiłem. Za to, że kłamałem i że razem z Moniką tak cię oszukaliśmy. Mogłaś narobić afery, pobić moje kryształowe kule albo w ogóle zdemolować mieszkanie. Mogłaś mnie uderzyć...ale..potrącić człowieka? Zabrać dziecku jedynego rodzica? - ponownie wyprostowałem się na niewygodnym krześle i kręciłem głową z niedowierzaniem.
- Przepraszam.. - usłyszałem cichy szept a potem szloch. - nie chciałam...przepraszam i naprawdę tego żałuję..
- Twoje wyrzuty sumienia niczego tutaj nie zmienią – odparłem chłodno – lepiej módl się, żeby wyszła z tego cało – zacząłem się jej przyglądać. Cała dygotała ze strachu. Była wyczerpana fizycznie i tak samo musiała przejść przez piekło. Ale sobie na to zasłużyła.
- I jest jeszcze jedna kwestia – zwróciłem się do niej a ona obdarzyła mnie zlęknionym wzrokiem – jak mogłaś okłamać mnie w sprawie ciąży? - syknąłem. - żeby zachować się tak perfidnie i sfałszować badania? Chciałaś, żebym był z tobą dla dziecka?
- A co miałam robić? - znów pisnęła – odtrącałeś mnie na każdym kroku. Teraz przynajmniej wiem, co było tego powodem... - wierzchem ręki otarła obfite łzy – nie mogłam pozwolić ci odejść a przeczuwałam, że tak się właśnie stanie. Byłam zdeterminowana zrobić wszystko, aby zatrzymać cię przy sobie. Pomysł ze sfałszowaniem badań przyszedł zupełnie przypadkowo..
- I miałabyś, co chciałaś! - krzyknąłem – zostałbym z tobą mimo wszystko. Monika planowała wrócić do kraju. Tamta sytuacja w biurze to było coś w rodzaju..pożegnania. Nie chcieliśmy niczego niszczyć – widziałem zaskoczenie na jej twarzy.
- Ile to trwało? - spytała cicho.
- Co? - prychnąłem – nasz romans, o ile tak to można nazwać? Nie wiem, niewiele. Spaliśmy ze sobą dwa razy, Sandra. I skończyło się szybciej niż zaczęło – przeczesałem nerwowo włosy. Miałem już dość. Nie mogłem na nią dłużej patrzeć.
- Co teraz ze mną będzie? - szepnęła. Zerknąłem na nią z odrazą.
- Nie wiem i gówno mnie to obchodzi. Ja ci tego nie wybaczę – warknąłem i zlekceważyłem ból w jej przekrwionych oczach – znajdź sobie lepiej adwokata. A my nie mamy już o czym rozmawiać – dodałem i podniosłem się z krzesła.
- Gregor, nie zostawiaj mnie...błagam – znów zalała się łzami. Patrzyłem na nią z góry.

- Mogłaś mieć ze mną rodzinę. Gdybyś tylko była w prawdziwej ciąży i nie doprowadziła do tego wszystkiego. Ale zmarnowałaś swoją szansę. Nie chcę cię znać – syknąłem i nie zwracając uwagi na jej kolejne błagania, pomieszane z płaczem, po prostu wyszedłem.

**
Witam! 
Smutku i cierpienia część dalsza. Mam nadzieję, że nie będziecie tym wykończone. Obiecuję, że już niedługo zakończę te katorgi. Po burzy zawsze świeci słońce :)
Miłego tygodnia życzę i buziaczki ;*

5 komentarzy:

  1. Witaj Kochana.
    Mam nadzieję,że rodzice Gregora przekonają się co do Moniki i Alicji.
    Wydaje mi się,ze ojciec Gregora jest po jego stronie, mama też ale chyba jej przeszkadza ,że chce być z kobietą, która ma dziecko.
    Co do Sandry to moim zdaniem powinna dostać nawet dożywocie.
    Przecież to jest wiadomo,że chciała zabić Monikę.
    Co z tego,ze teraz żałuje jak nie wiadomo co dalej będzie z Moniką.
    Gregor zachował się dobrze,że porozmawiał z Sandrą.
    Myślę,że mu trochę ulżyło po tej rozmowie bo powiedziała Sandrze to co miał jej do powiedzenie.
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do Gregora i Sophie na 12 rozdział ;)
      http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/

      Usuń
  2. Jestem :)
    Kochana, genialny rozdział! Uwierz mi, że z trudem odkleiłam się od monitora :)
    O jejku... nawet nie wiesz, jak mi się smutno zrobiło... Jak ja bym chciała, żeby z Moniką było wszystko w porządku. Ale jak sama napisałaś, "po burzy zawsze świeci słońce", więc mam nadzieję, że i tutaj zaświeci :) Oby rodzice Gregora przekonali się do niej, bo jakoś mama nie była zadowolona z tego wszystkiego. Ale to życie jej syna, który dobrze wie, co robi. Jest przecież dorosły.
    Sandra. No po prostu zatłukłabym na miejscu. Co za kobieta... Teraz to już za późno na przeprosiny i lamenty. Powinna dostać najwyższą karę, jaka jest możliwa. Przecież to jest jasne, że jedyne, co chciała zrobić, to zabić Monikę. Myślę, że ta rozmowa z Gregorem dała jej pewnie sporo do myślenia, chociaż czasu nie można cofnąć. Na pewno od razu zrobiło mu się lżej na sercu, gdy powiedział jej to, co miał do powiedzenia. No cóż, jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy :)
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Jak Ty to robisz,że każdy rozdział jest taki... IDEALNY? ❤ Istne cudeńko!
    Mam nadzieję,że z Moniką będzie wszystko w porządku. I że sen Gregora się nie sprawdzi. Że ona nie umrze. Nie może zostawić Alicji samej.
    Dobrze,że Gregor porozmawiał z Sandrą. Powiedział jej co o niej myśli i pewnie dał jej trochę do myślenia.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę przyznać, że sen Gregora mnie nieco zaniepokoił, ale wierzę, że nic z niego się nie spełni. Wierzę, że Monika wyjdzie z tego cało i zdrowo, a potem będą żyć długo i szczęśliwie ;3
    Nadal utwierdzam się w przekonaniu, że Sandra zachowała się głupio. Nie lubiłam jej i przyznam szczerze, że ucieszy mnie jak wyląduje w więzieniu na te 25 lat. Przynajmniej Gregor i Monika nie będą czuć się nieswojo z wiedzą, że Stiegler jest na wolności i znów coś może jej odbić.
    Czekam na kolejny!
    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń