- Monika?! - krzyknąłem
przerażony. To był dosłownie ułamek sekundy. Spostrzegłem
jedynie błysk świateł i pisk opon. A potem leżała. Blada. Wokół
było pełno krwi. Natychmiast podbiegłem w tamtą stronę i
nachyliłem się nad jej bezbronnym ciałem. Nie ruszała się. Nie
oddychała.
- Bardzo mi przykro –
usłyszałem od jakiegoś mężczyzny, który trzymał jej nadgarstek
– ona nie żyje.
Patrzyłem na niego
osłupiały. Nie, to niemożliwe. Ona żyje. Ona przecież nie mogła
umrzeć! Moni. Monika, do jasnej cholery, wstań! Zacząłem
potrząsać jej ciałem, byleby tylko dała jakiś znak życia. Na
próżno. Ktoś próbował mnie od niej oderwać, ale byłem zbyt
uparty.
- Zostawcie mnie! -
krzyczałem do tych z tyłu. Wokół zerwał się silny wiatr, który
rozwiewał liście na ulicy. Całą ziemię ogarnęła ciemność.
Ktoś wciąż szarpał mnie za ramię.
- Gregor! - słyszałem.
Ale ja patrzyłem tylko na nią. Na jej martwą twarz. - Gregor,
obudź się! - przed moimi oczami pojawił się mrok a zaraz potem
ujrzałem nad sobą zmartwioną twarz blondyna – spokojnie, to
tylko głupi sen.
Zerwałem się do pozycji
siedzącej i przeczesałem nerwowo włosy. Oddech miałem nierówny a
na czole widniały pojedyncze krople potu. Ja pierdolę.
- Która godzina? -
spytałem jednocześnie spoglądając w okno. Niebo było jeszcze
jasne.
- Dochodzi 16.00. Spałeś
kilka dobrych godzin – odpowiedział już spokojniej – powinieneś
coś zjeść.
- Nie, nie mam ochoty.
Musimy jechać na komisariat. Miałem złożyć zeznania. - odparłem,
wstając gwałtownie z łóżka i zacząłem szukać moich rzeczy.
- Może byś się najpierw
wykąpał, co? - spojrzałem na przyjaciela spod byka – wyglądasz
jak zombie.
- Niech ci będzie –
odpowiedziałem i udałem się do łazienki. W sumie gorący prysznic
powinien mi dobrze zrobić. Odkręciłem wodę, ustawiając duże
ciśnienie i przez kilka minut po prostu tak sobie stałem z
zamkniętymi oczami. Nie przyniosło to ulgi ani żadnego
pocieszenia, ale przynajmniej nieco się odprężyłem. W duchu
dziękowałem, że mam tutaj Thomasa. Sam pewnie nie wiedziałbym, co
mam ze sobą zrobić.
Nakładając na siebie
jakieś pierwsze lepsze ciuchy, które leżały na pralce, wyszedłem
z łazienki. Z salonu doszły mnie ciche głosy. Morgi musiał z kimś
rozmawiać. Niezwłocznie udałem się w tamtą stronę.
- Mamo? Tato? - nie kryłem
zdziwienia, widząc rodziców. Nie spodziewałem się ich wizyty.
- Cześć, synku –
odezwała się. - musimy porozmawiać. - wymieniłem porozumiewawcze
spojrzenia z Morgim. On też był zaskoczony ich nagłym przyjściem.
- To może ja was
zostawię? - odezwał się.
- Nie, nie, Thomas. Możesz
zostać. To nie jest żadna tajemnica – odpowiedziała chłodno
matka. Ojciec siedział z przygaszoną miną i ze spuszczoną głową,
zapewne chcąc dać pole do popisu mamie. Czyli to wcale nie będzie
miła wizyta.
- Co was tutaj sprowadza?
- rzuciłem beznamiętnie sięgając po butelkę wody i opróżniając
ją do dna.
- Nie udawaj, Gregor.
Wiesz dobrze, o co chodzi – powiedziała, mierząc mnie wzrokiem –
trąbią już o tym chyba na wszystkich kanałach – dodała.
Wzdrygnąłem się. Czyli już wszystko wie.
- Skoro dowiedziałaś się
o całej sprawie z telewizji to nie rozumiem, po co chcesz o to pytać
– rzuciłem.
- Jak to po co? - wstała
z kanapy i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju – chyba powinieneś
nam to wszystko wyjaśnić. W końcu nie na co dzień się słyszy,
że własna synowa potrąca kogoś na ulicy! - krzyknęła.
- Przyszła a raczej już
niedoszła synowa – syknąłem.
- Gregor, nie denerwuj
mnie! - warknęła – mów mi wszystko od początku. Co to za
dziewczyna i dlaczego Sandra chciała ją zabić?!
Westchnąłem. Nie miałem
ochoty przytaczać tej historii po raz kolejny, ale najwyraźniej nie
miałem wyjścia.
- To Monika Gellert.
Poznaliście ją na imprezie w restauracji. Pracowała u nas jako
zastępca kucharza.
- No i? - prychnęła –
próbowała was otruć czy jak, że Sandra postanowiła zrobić jej
krzywdę?
- Mamo... - złapałem się
za głowę. Jak ja nie znosiłem takich rozmów.
- Co, mamo? Nie owijaj w
bawełnę – dodała.
- Jak sobie życzysz –
uśmiechnąłem się do niej krzywo – ja i Monika zakochaliśmy się
w sobie i mieliśmy romans – wyjaśniłem jak gdyby nigdy nic.
Spostrzegłem jak jej usta lekko się rozchylają. Z kolei ojciec po
raz pierwszy na mnie spojrzał.
- Że co, proszę? -
spytał. Oboje nie kryli zdumienia.
- No normalnie. Kocham
Monikę i zamierzam z nią być jak tylko wyzdrowieje – „oby
wyzdrowiała” dodałem w myślach – a z Sandrą i tak miałem
zamiar się rozstać. Cały ten związek to była jedna wielka
ściema..
- Ale co ty mówisz,
dziecko? Zdradzałeś własną narzeczoną? Jak mogłeś?! - pisnęła.
Po raz kolejny westchnąłem i usiadłem na fotelu.
- Mamo, nie pouczaj mnie
teraz, bo sam doskonale wiem, jak się zachowałem. Naprawdę nie mam
ochoty tego słuchać, a jeśli nie odpuścisz to możecie już sobie
iść – odparłem stanowczo, przenosząc spojrzenie z ojca na
matkę. Oni przez chwilę milczeli.
- No więc dobrze – w
końcu się odezwała – czyli Sandra się dowiedziała, tak?
- Widocznie tak –
odpowiedziałem – nie wiem w jaki sposób, ale to jest najmniej
ważne. Poza tym to wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane –
dodałem niepewnie.
- Czy coś w tej sytuacji
może być jeszcze bardziej skomplikowane? - rzucił z ironią
ojciec. Obdarzyłem go morderczym spojrzeniem.
- Kilka dni temu Sandra
oznajmiła mi, że jest w ciąży – z ust blondynki wydobył się
jakiś dziwny dźwięk. Zlekceważyłem to jednak – postanowiłem
więc to wszystko zakończyć i zostać z nią dla dobra dziecka.
Monika miała zamiar wrócić do Polski razem z córką.
- To ona ma dziecko? -
spytała.
- Tak, czteroletnią
córkę. Bardzo ją pokochałem – dodałem, patrząc na nich
uważnie. Postanowili jednak tego nie komentować. - w każdym razie
zdecydowaliśmy się rozstać. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie
to było trudne... - schowałem twarz w dłoniach. W sercu nadal
czułem ten nie do opisania ból – potem zdarzył się ten wypadek.
A w szpitalu okazało się, że Sandra wcale nie jest w ciąży.
Oszukała mnie.
- Jak to cię oszukała? -
tym razem odezwał się ojciec.
- No normalnie.
Sfałszowała te całe badania i po prostu mnie okłamała. Nie ma
żadnego dziecka – odpowiedziałem spokojnie.
- Jak Sandra mogła ci
zrobić coś takiego?! - spytał podniesionym głosem – być na
tyle perfidną osobą, żeby zatrzymać cię ze względu na dziecko!
Ba, którego tak naprawdę nie było! - widziałem, że był
wściekły. W końcu logika tego czynu była totalnie pokręcona. Sam
nie potrafię wciąż uwierzyć, że blondynka była zdolna do takich
rzeczy.
- A co z tą dziewczyną?
W jakim jest stanie? - spytała. W jej oczach widziałem mieszane
uczucia. Z jednej strony z pewnością mi współczuła a z
drugiej...jakby się na mnie zawiodła.
- Leży w śpiączce i nie
wiadomo, czy wyjdzie z tego cało.. - powiedziałem cicho. Strach,
który towarzyszył mi od wczoraj właśnie powrócił z podwójną
siłą.
- A Sandra? - znów
spytała. Spojrzałem w jej niebieskie oczy.
- Nie wiem, pewnie jest na
komisariacie. Opatrzyli jej jakieś drobne rany i po kilku godzinach
zabrała ją policja.
- Och, synku – nie
wytrzymała nadmiaru tych wszystkich emocji. Nie minęło kilka
sekund, kiedy poczułem jej ciepły uścisk. Taki zwykły, matczyny.
- tak mi przykro. Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?
- Mamo.. - uśmiechnąłem
się do niej delikatnie i złapałem za rękę – ja, dorosły
facet, miałem się wam zwierzać z tak osobistych spraw? Nie jestem
Glorią. - mama zrobiła nieco skwaszoną minę.
- Czyli mamy rozumieć, że
tamta dziewczyna to twoja nowa..miłość?
- Nazywaj to jak chcesz.
Co by się nie działo, zabieram ją do siebie, gdy tylko wyjdzie ze
szpitala. Alicję również – dodałem stanowczo, widząc ich
wyrazy twarzy.
- Gregor, musimy jechać
na policję – usłyszałem do tej pory milczącego Thomasa.
Skinąłem głową na zgodę.
- Jechać tam z tobą? -
spytał ojciec.
- Nie, wracajcie lepiej do
domu. Nie chcę, żebyście się w to mieszali.
- Kochanie, może zostanę.
Pomogę ci trochę w domu – odparła i zaczęła mnie głaskać po
włosach jak małego chłopca.
- Mamo, kocham cię i
dzięki za troskę, ale i tak mam zamiar wracać tu jedynie, żeby
się przebrać i przespać kilka godzin – odpowiedziałem.
- A treningi? Przecież
lada dzień czeka was zgrupowanie. - ojciec jak zwykle musiał
dopilnować moich spraw. Czasami miałem wrażenie, że jemu zależy
na skokach bardziej niż mnie.
- Kilka dni wolnego mi nie
zaszkodzi. Heinz i chłopaki powinni zrozumieć. To nie moje
widzimisię tylko poważna sprawa. Nie zostawię Moniki w takim
stanie. Poza tym, ktoś musi być przy Alicji, a wątpię, żeby
babcia jej w tym momencie wystarczała – odparłem – żaden
argument mnie nie przekona, więc nawet nie próbujcie.
- Ale Gregor, kobieta z
dzieckiem...? - zaczęła drżącym głosem.
- Skończyłem temat.
Wasze zdanie mnie nie obchodzi. To nie wy będziecie musieli z nią
żyć tylko ja. I to mój wybór – powiedziałem ostrzej. Na
prawienie morałów byłem już stanowczo „za duży”. Raz już
przekonali mnie do pewnej dziewczyny. I była nią właśnie Sandra,
a wiadomo jak to się skończyło.
- No już dobrze, dobrze.
Nie będziemy się z ojcem wtrącać – westchnęła – ale
pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Zadzwoń, jeśli
będziesz czegoś potrzebować. I daj nam znać, co z jej stanem –
kiwnąłem głową na zgodę. Matka ucałowała mnie jeszcze w
policzek a ojciec poklepał po ramieniu.
- Uważaj na siebie, synu
– powiedział – nie znam tej kobiety, ale jeśli jest ona dla
ciebie tak ważna, to nie możesz się poddawać. Potem będziesz
żałował tego całe życie – dodał. Uśmiechnąłem się do
niego blado.
- Dzięki, tato –
odpowiedziałem.
- Czyli mam rozumieć, że
oskarża pan panią Stiegler o próbę zabójstwa? - przewróciłem
oczami ze zniecierpliwienia. Siedzę tu już dobre dwie godziny i mam
wrażenie, że ten policjant o ptasim móżdżku pyta mnie o to samo
po raz dziesiąty. Westchnąłem.
- Tak, takie jest moje
oświadczenie. Czy coś jeszcze, panie władzo? - funkcjonariusz
spojrzał na mnie znad jakichś papierów, które niemal przez cały
czas wypełniał.
- Spieszy się panu
gdzieś? - rzucił od niechcenia.
- Trochę tak. Chciałbym
jeszcze pojechać do szpitala. - odpowiedziałem, kładąc splecione
ręce na biurku. Nie zadzwoniłem do Kasi. Nie wiem, co się dzieje.
- Nie, chyba nie mam do
pana więcej pytań. Przesłuchaliśmy jeszcze kilku świadków
zdarzenia i będziemy powoli ruszać ze sprawą. Prokuratura już
złożyła wniosek do sądu – i całe szczęście. Niech ją
wywiozą nawet i do Alcatraz a potem zamkną w podziemiach.
- Wiadomo, ile lat może
jej grozić za takie przestępstwo? - ciekawość wygrała nad chęcią
opuszczenia tego miejsca.
- No cóż – policjant
podrapał się po łysej głowie – wszystko zależy od tego, jakie
zarzuty przedstawi prokuratura. Później musimy wziąć pod uwagę
zeznania samych świadków i stanowisko obrony. Pan oczywiście
będzie tym najważniejszym ze świadków przeciwko podejrzanej –
odpowiedział. Przejdź do sedna, człowieku – generalnie za czyn
zabroniony z dużym uszczerbkiem na zdrowiu, a jaki on będzie
dokładnie to się okaże, może jej grozić nawet do...25 lat
pozbawienia wolności – trochę mnie zamurowało. 25 lat? Przecież
to prawie całe życie. Nigdy nie będzie mogła urodzić własnych
dzieci. Czułem się naprawdę okropnie. Zrobiła cholerne świństwo,
ale była najbliższą mi osobą przez ostatnie pięć lat. Dziwnie
jest się tak dowiedzieć, że ktoś taki nagle trafia do więzienia
na połowę życia.
- Proszę to jeszcze
podpisać. Wszędzie tam, gdzie zaznaczyłem – podał mi kilka
kartek dokumentów i długopis. Niezwłocznie zabrałem się za ich
podpisywanie.
- Czy mógłbym z nią
chwilę porozmawiać? - spytałem bez zastanowienia. Naprawdę chcę
ją widzieć? Po tym wszystkim? Ale gdzieś w głowie utkwiły mi
słowa Thomasa. Należy się jej mimo wszystko rozmowa. Wyjaśnienie.
To w końcu ja zacząłem, ja to zepsułem. Bylem powodem, dla
którego to zrobiła.
- Myślę, że istnieje
taka możliwość – odparł po chwili zastanowienia, drapiąc się
po kilkudniowym zaroście – ale niech pan moment zaczeka.
Mężczyzna pospiesznie
wykonał jakiś telefon, nie spuszczając ze mnie badawczego
spojrzenia. Po kilku minutach do pomieszczenia weszło jeszcze dwóch
takich.
- Panie Schlierenzauer,
nazywam się komisarz Raun. - skinąłem głową – pana
narzeczona..
- Już była narzeczona –
odparłem, z krzywym uśmiechem.
- No więc była
narzeczona...zostanie zatrzymana do dnia procesu no chyba, że
wpłacona zostanie kaucja – spojrzał na mnie wymownie. On chyba
oszalał.
- Nie mam zamiaru niczego
za nią płacić. Niech pan pyta jej rodziny. Dla mnie ta kobieta
jest skończona – odpowiedziałem, nie kryjąc w głosie pogardy.
Policjant przypatrywał mi się jeszcze z uwagą.
- Idziemy? - spytał w
końcu. Bez słowa wstałem z zajmowanego przeze mnie fotela i
ruszyłem za funkcjonariuszami. Przeszliśmy kilka długich
korytarzy, po czym wszyscy zatrzymaliśmy się przed mosiężnymi
drzwiami.
- Tylko proszę bez
awantur i krzyków. Macie dosłownie kilka minut – powiedział.
Inny z policjantów otworzył mi drzwi i wpuścił do środka.
Siedziała tam przy jakimś
nędznym stoliku ze spuszczoną głową. Kiedy usłyszała, jak ktoś
wchodzi do środka, raptownie ulokowała swe spojrzenie na wejście.
Była zaskoczona, widząc w nim właśnie mnie. Nie odezwała się
jednak. Czekała, aż zajmę miejsce naprzeciwko niej. Milczeliśmy.
- Gregor, ja...
- Nic nie mów! -
warknąłem i po raz pierwszy spojrzałem w jej oczy. Malował się w
nich ogromny strach i coś na podobieństwo wyrzutów sumienia. Śmiać
mi się chciało. - nie chcę słuchać twoich wyjaśnień ani
tłumaczeń. To, co zrobiłaś jest do niewybaczenia. Zakpiłaś
sobie ze mnie, okłamując mnie o ciąży. Potrąciłaś człowieka..
- Zdradzałeś mnie – w
jej głosie słychać było determinację – to ty pierwszy ze mnie
zakpiłeś. Razem z nią. Ufałam jej a ona tak bezkarnie zabrała mi
faceta! - pisnęła. Spostrzegłem na jej policzkach łzy. Nie
zrobiło to na mnie jednak wrażenia.
- Czy ty zdajesz sobie
sprawę z tego, co zrobiłaś, Sandra? - nachyliłem się nad
stolikiem i wycedziłem jej prosto w twarz – ona prawie tam
zginęła. A teraz w szpitalu walczy o życie. Może już nigdy nie
wrócić do pełnej sprawności – widziałem, jak przełyka ślinę.
- Nie chciałam zrobić
jej krzywdy. Chciałam...chciałam...czułam się okropnie, kiedy
usłyszałam jak pieprzycie się w tym cholernym biurze! Byłam
wściekła, zawiedziona i upokorzona. Musiałam się jakoś odegrać
i miałam ochotę rozerwać jej łeb! To wszystko...emocje wzięły
górę i po prostu nie panowałam nad tym, co właściwie robię.. -
patrzyłem na nią intensywnie. A więc stąd się dowiedziała..
- Posłuchaj mnie –
westchnąłem – należało mi się wszystko za to, co ci zrobiłem.
Za to, że kłamałem i że razem z Moniką tak cię oszukaliśmy.
Mogłaś narobić afery, pobić moje kryształowe kule albo w ogóle
zdemolować mieszkanie. Mogłaś mnie uderzyć...ale..potrącić
człowieka? Zabrać dziecku jedynego rodzica? - ponownie
wyprostowałem się na niewygodnym krześle i kręciłem głową z
niedowierzaniem.
- Przepraszam.. -
usłyszałem cichy szept a potem szloch. - nie chciałam...przepraszam
i naprawdę tego żałuję..
- Twoje wyrzuty sumienia
niczego tutaj nie zmienią – odparłem chłodno – lepiej módl
się, żeby wyszła z tego cało – zacząłem się jej przyglądać.
Cała dygotała ze strachu. Była wyczerpana fizycznie i tak samo
musiała przejść przez piekło. Ale sobie na to zasłużyła.
- I jest jeszcze jedna
kwestia – zwróciłem się do niej a ona obdarzyła mnie zlęknionym
wzrokiem – jak mogłaś okłamać mnie w sprawie ciąży? -
syknąłem. - żeby zachować się tak perfidnie i sfałszować
badania? Chciałaś, żebym był z tobą dla dziecka?
- A co miałam robić? -
znów pisnęła – odtrącałeś mnie na każdym kroku. Teraz
przynajmniej wiem, co było tego powodem... - wierzchem ręki otarła
obfite łzy – nie mogłam pozwolić ci odejść a przeczuwałam, że
tak się właśnie stanie. Byłam zdeterminowana zrobić wszystko,
aby zatrzymać cię przy sobie. Pomysł ze sfałszowaniem badań
przyszedł zupełnie przypadkowo..
- I miałabyś, co
chciałaś! - krzyknąłem – zostałbym z tobą mimo wszystko.
Monika planowała wrócić do kraju. Tamta sytuacja w biurze to było
coś w rodzaju..pożegnania. Nie chcieliśmy niczego niszczyć –
widziałem zaskoczenie na jej twarzy.
- Ile to trwało? -
spytała cicho.
- Co? - prychnąłem –
nasz romans, o ile tak to można nazwać? Nie wiem, niewiele.
Spaliśmy ze sobą dwa razy, Sandra. I skończyło się szybciej niż
zaczęło – przeczesałem nerwowo włosy. Miałem już dość. Nie
mogłem na nią dłużej patrzeć.
- Co teraz ze mną będzie?
- szepnęła. Zerknąłem na nią z odrazą.
- Nie wiem i gówno mnie
to obchodzi. Ja ci tego nie wybaczę – warknąłem i zlekceważyłem
ból w jej przekrwionych oczach – znajdź sobie lepiej adwokata. A
my nie mamy już o czym rozmawiać – dodałem i podniosłem się z
krzesła.
- Gregor, nie zostawiaj
mnie...błagam – znów zalała się łzami. Patrzyłem na nią z
góry.
- Mogłaś mieć ze mną
rodzinę. Gdybyś tylko była w prawdziwej ciąży i nie doprowadziła
do tego wszystkiego. Ale zmarnowałaś swoją szansę. Nie chcę cię
znać – syknąłem i nie zwracając uwagi na jej kolejne błagania,
pomieszane z płaczem, po prostu wyszedłem.
**
Witam!
Smutku i cierpienia część dalsza. Mam nadzieję, że nie będziecie tym wykończone. Obiecuję, że już niedługo zakończę te katorgi. Po burzy zawsze świeci słońce :)
Miłego tygodnia życzę i buziaczki ;*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że rodzice Gregora przekonają się co do Moniki i Alicji.
Wydaje mi się,ze ojciec Gregora jest po jego stronie, mama też ale chyba jej przeszkadza ,że chce być z kobietą, która ma dziecko.
Co do Sandry to moim zdaniem powinna dostać nawet dożywocie.
Przecież to jest wiadomo,że chciała zabić Monikę.
Co z tego,ze teraz żałuje jak nie wiadomo co dalej będzie z Moniką.
Gregor zachował się dobrze,że porozmawiał z Sandrą.
Myślę,że mu trochę ulżyło po tej rozmowie bo powiedziała Sandrze to co miał jej do powiedzenie.
Czekam na kolejny z niecierpliwością.
Buziaki :*
Zapraszam do Gregora i Sophie na 12 rozdział ;)
Usuńhttp://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, genialny rozdział! Uwierz mi, że z trudem odkleiłam się od monitora :)
O jejku... nawet nie wiesz, jak mi się smutno zrobiło... Jak ja bym chciała, żeby z Moniką było wszystko w porządku. Ale jak sama napisałaś, "po burzy zawsze świeci słońce", więc mam nadzieję, że i tutaj zaświeci :) Oby rodzice Gregora przekonali się do niej, bo jakoś mama nie była zadowolona z tego wszystkiego. Ale to życie jej syna, który dobrze wie, co robi. Jest przecież dorosły.
Sandra. No po prostu zatłukłabym na miejscu. Co za kobieta... Teraz to już za późno na przeprosiny i lamenty. Powinna dostać najwyższą karę, jaka jest możliwa. Przecież to jest jasne, że jedyne, co chciała zrobić, to zabić Monikę. Myślę, że ta rozmowa z Gregorem dała jej pewnie sporo do myślenia, chociaż czasu nie można cofnąć. Na pewno od razu zrobiło mu się lżej na sercu, gdy powiedział jej to, co miał do powiedzenia. No cóż, jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy :)
Weny i buziaki :**
Jestem!
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz,że każdy rozdział jest taki... IDEALNY? ❤ Istne cudeńko!
Mam nadzieję,że z Moniką będzie wszystko w porządku. I że sen Gregora się nie sprawdzi. Że ona nie umrze. Nie może zostawić Alicji samej.
Dobrze,że Gregor porozmawiał z Sandrą. Powiedział jej co o niej myśli i pewnie dał jej trochę do myślenia.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę
Buziaki. ;*
Muszę przyznać, że sen Gregora mnie nieco zaniepokoił, ale wierzę, że nic z niego się nie spełni. Wierzę, że Monika wyjdzie z tego cało i zdrowo, a potem będą żyć długo i szczęśliwie ;3
OdpowiedzUsuńNadal utwierdzam się w przekonaniu, że Sandra zachowała się głupio. Nie lubiłam jej i przyznam szczerze, że ucieszy mnie jak wyląduje w więzieniu na te 25 lat. Przynajmniej Gregor i Monika nie będą czuć się nieswojo z wiedzą, że Stiegler jest na wolności i znów coś może jej odbić.
Czekam na kolejny!
Buźka :*