- Długo tak jeszcze masz
zamiar siedzieć? - podniosłem powoli głowę i spojrzałem na
przyjaciela – nic ci to nie da. Powinieneś się przespać –
dodał.
- Nie mam ochoty –
odburknąłem. Blondyn nachylił się nade mną i podał mi kubek z
gorącą kawą – dzięki – wydukałem. Thomas po chwili zajął
miejsce obok mnie.
- Wiadomo coś więcej? -
spytał.
- Na razie jest bez zmian.
Czekam, aż mnie do niej wpuszczą – westchnąłem, wpatrując się
w kubek. Upiłem łyk napoju.
- Myślisz, że będzie taka
możliwość? - spytał ponownie – w końcu nie jesteś kimś z jej
rodziny.
- Thomas, ja będę czekał
tu tyle, ile będzie trzeba, jeśli tego nie zrobią –
odpowiedziałem stanowczo – muszę ją zobaczyć, rozumiesz? -
blondyn pokiwał lekko głową.
- A co z Sandrą? - zadał
kolejne pytanie. Krew wezbrała w moich żyłach na dźwięk tego
imienia.
- Nie chcę mieć z nią
więcej nic wspólnego. Około 8.00 ma z nią rozmawiać policja –
zerknąłem na zegarek, który wisiał na lewym nadgarstku – czyli
w sumie za jakieś 2 godziny.
- Ty też z nią
porozmawiasz?
- Nie wiem, Morgi. Nie mam
ochoty w ogóle na nią patrzeć. Czuję do niej...wstręt. Przecież
to wszystko stało się przez nią.
- Gregor, nie możesz zwalać
na nią całej winy – znów spojrzałem w oczy przyjaciela – to
ty zacząłeś ją zdradzać. Trzeba było zakończyć to wcześniej,
jeśli wiedziałeś, że nic do niej nie czujesz – odparł.
- Ona mnie okłamała –
warknąłem – wcisnęła mi kit, że jest w ciąży bylebym tylko
przy niej został! A potem celowo potrąciła człowieka!
- Ona cię kocha – wtrącił
– zrobiła to poniekąd dlatego, że miała już tego wszystkiego
dosyć. Sama była zraniona.
- Thomas, czy ty siebie
słyszysz?! - niemal krzyknąłem – gówno mnie to obchodzi. Mogła
przyjść i o wszystkim mi powiedzieć. Mogliśmy tę sprawę
załatwić między sobą. Po cholerę mieszała w to Monikę?!
- Bo ona zraniła ją tak
samo – odpowiedział donośnie – Sandra jej zaufała i
powiedziała o swoich podejrzeniach a Monika mając taką wiedzię i
tak wpakowała ci się do łóżka!
- Nie przesadzaj! -
krzyknąłem – to ja ją przez ten cały czas zwodziłem i sam tego
chciałem. Kocham ją! Miałem z tym niby walczyć? Być z kobietą,
do której już nic nie czuję? I tak postąpiłem słusznie, bo
chciałem z nią być ze względu na dziecko.
- To nie zmienia faktu, że
całą trójką jesteście winni tej sytuacji i każdy z was jest
ofiarą. - odpowiedział. Zamilkłem.
- Ta kobieta wkręciła mnie
w dziecko a ja byłem gotów zaprzepaścić miłość życia dla
zwykłej oszustki, i jak się okazuje, niemalże zabójczyni.
- Nie no, tym razem to ty
sam już przesadzasz - westchnął – ona nikogo nie chciała
zabić. To był zwykły impuls. Jestem pewien, że teraz tego żałuje.
- A co z ciebie za obrońca
się zrobił?! - krzyknąłem – przecież ty jej nawet nie lubisz.
- Chciałeś, żebym z tobą
pogadał? To gadam. Nie jestem po niczyjej stronie, bo to byłoby
wtedy niesprawiedliwe.
- Ale jestes moim
przyjacielem. Czy przyjaciele nie są przypadkiem od tego, żeby się
wspierać? - rzuciłem z ironią.
- Właśnie nie. Przyjaciele
są od tego, żeby się nawzajem ochrzaniać, kiedy przyjdzie na to
pora – odparł, wpatrując się we mnie intensywnym wzrokiem. -
powinieneś z nią porozmawiać.
- Thomas...
- Nie Thomas. Żaden Thomas!
- przerwał mi – możesz jej teraz nienawidzieć, złościć się i
mieć wiele do zarzucenia. Sam byłbym w podobnym stanie, gdyby nagle
Kristinie odwaliła kolba i postanowiła zemścić się na Sabrinie –
powiedział – ale ta rozmowa mimo wszystko się jej należy. To ty
to wszystko zacząłeś chrzanić.
- Może i masz rację.. -
powiedziałem cicho po chwili – ale ona narobiła tyle
złego...ciągała mnie do łóżka, żeby jakimś cudem zajść w
ciążę i żeby nic się nie wydało.
- To akurat jest cholernym
świństwem – odparł – ale ty już się cieszyłeś, że
zostaniesz ojcem.
- Może i cieszyłem –
prychnąłem – ale dobrze, że tak wyszło. Nie mógłbym być
nigdy szczęśliwy z Sandrą. Z resztą, ja już mam córeczkę.
- Alicję– dokończył za
mnie – jesteś pewien, że będziesz w stanie być dla niej
prawdziwym ojcem? - uśmiechnąłem się do niego lekko.
- Jak nigdy niczego w życiu
– odparłem – tylko niech Monika z tego wyjdzie a wtedy już nie
pozwolę, żeby stała im się jakaś krzywda.
Po chwili usłyszeliśmy
dźwięk otwieranych drzwi. Który to już raz tej nocy? Poderwałem
się z krzesła i czekałem niespokojnie na jakiekolwiek wiadomości.
- Bez zmian, panie
Schlierenzauer – powiedział lekarz, kiedy do nas podszedł –
podłączyliśmy ją do niezbędnej aparatury. Wszystko monitorujemy,
ale trzeba czekać.
- Ale ile?! - powiedziałem
nieco za głośno. Poczułem silną rękę Thomasa na swoim ramieniu.
- Najbliższe 24 godziny
będą decydujące – odpowiedział, patrząc na mnie podejrzliwie –
niech pan lepiej odpocznie, pojedzie do domu. Pana ukochana nigdzie
się stąd nie ruszy – uśmiechnął się delikatnie. Zaskoczył
mnie tą odpowiedzią.
- Ale skąd pan wie..
- Na kilometr czuć, że
jest pan w niej zakochany – zaśmiał się krótko – tylko chyba
pan pokomplikował nieco te wszystkie sprawy.
- A żeby pan wiedział, jak
bardzo – dodał stojący za mną Thomas. Posłałem mu mordercze
spojrzenie.
- Panie doktorze, proszę
pozwolić mi ją zobaczyć – zwróciłem się do lekarza.
- O nie, nie. Ja mam
ważniejsze sprawy, niż użeranie
się z jakimiś późniejszymi pretensjami ze strony policji albo jej
rodziny. Ja pana nie wpuszczę – spuściłem głowę zrezygnowany –
niech pan idzie do siostry Ingi. Tylko, żeby mi potem nic nie było
na mnie – dodał, schował ręce w kieszenie fartucha i odszedł w
swoją stronę.
- Idź, ja tutaj poczekam –
uśmiechnął się do mnie blondyn. Nie czekając długo, skierowałem
się w kierunku sali, gdzie leżała brunetka. Serce zaczęło mi
walić jak oszalałe. Bałem się tego, co mogę tam zastać.
Wchodząc w niewielki
korytarzyk, który prowadził do kilku sal, spostrzegłem
pielęgniarkę, która musiała być siostrą Ingą.
- Siostro – zwróciłem
się do kobiety, a ta podniosła wzrok znad jakichś dokumentów
medycznych. Przez chwilę nic nie mówiłem, jedynie patrzyłem
błagalnie w jej oczy.
- 10 minut – odparła, a
potem ponownie pochyliła się nad dokumetami. Uśmiechnąłem się w
duchu. - tu jest fartuch a tu kapcie ochronne. - gestem ręki
wskazała na wielkie pudło, stojące obok jej biurka. Pospiesznie
nałożyłem wymagane rzeczy a potem powoli popchnąłem drzwi
prowadzące do sali. Przełknąłem głośno ślinę. Już z tej
odległości dochodziły mnie dźwięki pracujących urządzeń i
równomierne pikanie. Uchyliłem drzwi szerzej, a następnie ujrzałem
mosiężne łóżko, na którym leżała. Wszedłem do środka, wciąż
nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Była cała....w kabelkach. W
usta miała włożoną rurkę ułatwiającą jej oddychanie. Jej
głowę pokrywał owinięty szczelnie biały opatrunek. Wzdrygnąłem
się. Była taka blada. Taka krucha i delikatna. W tej perspektywie
wyglądała tak jakby naprawdę była...po prostu martwa. Wypuściłem
głośno powietrze chcąc odgonić absurdalne myśli. Delikatnie
chwyciłem jej dłoń. Była chłodna, więc instynktownie zacząłęm
ocierać jej nadgarstek.
Nigdy nie płakałem. Nigdy
nie pozwoliłem sobie ani na krztynę łzy żalu czy wzruszenia.
Zawsze wydawało mi się to niemęskie i traktowałem to jako oznakę
tchórzostwa. Ale teraz...mimowolnie jedna kropelka spłynęła po
moim policzku, a potem poleciała na jej bladą dłoń. W ślad za
nią poszły kolejne i kolejne. Wierzchem ręki otarłem szybko mokrą
twarz.
Przysunąłem sobie taboret
i usiadłem możliwie jak najbliżej niej. Trzymaną dłoń uniosłem
tym razem do swoich ust i ją nimi musnąłem.
- Wyjdziesz z tego –
szepnąłem, zamykając oczy – wyjdziesz, skarbie. Przecież nie
możesz zostawić mnie tuż zaraz po tym, kiedy wreszcie się
odnaleźliśmy – wziąłem kolejny głęboki oddech, gdy poczułem
piękące łzy – Ala i ja na ciebie czekamy, wiesz? - spojrzałem
gdzieś w bok, zaciskając zęby.
Dlaczego, do cholery, ona?
Owszem, zawiniliśmy. Oszukaliśmy Sandrę. Ale dlaczego ona nie
zemściła się na mnie? Dlaczego doprowadziła do tak tragicznej
sytuacji?
- Panie Schlierenzauer –
usłyszałem gdzieś za sobą. Otarłem ostatnie łzy i odwróciłem
się w jej stronę. Miała skrzyżowane ręce a jej wzrok mówił
jasno, że mój czas się skończył.
- Jeszcze chwilę –
poprosiłem. Kobieta przewróciła oczami, ale zaraz znikła za
drzwiami. Znów zacząłem się wpatrywać w posiniaczoną twarz
brunetki.
- Kocham cię. I kiedy
tylko wyzdrowiejesz to zabiorę was do siebie. Z Sandrą to już
definitywny koniec – szepnąłem do niej. Nie wiedziałem, czy mnie
słyszy. Ale mówią, że ludzie w stanie śpiączki często słyszą
to, co się do nich mówi. Ja w to musiałem uwierzyć. Po raz
kolejny otrzymałem reprymendę od zniecierpliwionej pielęgniarki,
która tym razem stanowczo zastukała do drzwi – muszę iść,
Moni. Ale kiedy tylko dostanę zgodę to wrócę. Obiecuję –
nachyliłem się nad nią i najdelikatniej jak tylko potrafiłem
ucałowałem jej czoło. Nie chciałem jej tu zostawiać samej, ale
nie miałem wyjścia.
Wychodząc z powrotem na
korytarz, natknąłem się na zaniepokojonego blondyna.
- Co się stało? -
spytałem, przecierając oczy. Wokół powoli zaczął panować gwar.
Szpital budził się do życia.
- To chyba jej rodzina –
patrzyłem zdumiony na twarz przyjaciela, który właśnie wskazywał
na grupkę osób rozmawiających z lekarzem. Spojrzałem w tamtą
stronę.
- Skąd wiesz? - zwróciłem
się do niego, nie odwracając wzroku.
- Bo niechcący usłyszałem
jej nazwisko a poza tym mówili między sobą po polsku – dodał.
Zacisnąłem usta w wąską linię.
- Muszę z nimi
porozmawiać – odpowiedziałem w tym samym momencie, kiedy stojący
nieopodal lekarz przywoływał mnie gestem ręki. Cała trójka wbiła
swoje spojrzenia w moją osobę.
- No to powodzenia.. -
rzucił niepewnie Morgenstern. Westchnąłem i mimowolnie
przeczesałem włosy. Zacząłem zmierzać w tamtą stronę.
- Pan Schlierenzauer z
pewnością powie państwu coś więcej. Proszę pojawić się u mnie
za jakąś godzinkę, bo mam do zrobienia obchód. Przepraszam bardzo
– powiedział, po czym się oddalił. I zostałem tak sam na sam z
tymi wystraszonymi ludźmi. Kobieta, grubo po 50-ce, musiała być
jej mamą, bo do złudzenia przypominała mi Monikę. W pozostałej
dwójce rozpoznałem siostrę i brata.
- Zaraz, Gregor
Schlierenzauer? - odezwał się chłopak.
- Tak, zgadza się. Jestem
właścicielem restauracji, w której pracuje Monika –
odpowiedziałem grzecznie – przykro mi, że spotykamy się w takich
okolicznościach.. - dodałem, nie wiedząc, co właściwie
powiedzieć.
- Beata Gellert –
szepnęła starsza kobieta. Spojrzałem w jej oczy. Dla niej to
również była bezsenna noc, pełna trosk i niepokoju. Natychmiast
spostrzegłem w nich ślady niedawnych łez.
- Ja mam na imię Kasia a
to Alek – tym razem odezwała się druga z nich. Skinąłem głową.
- Co się właściwie
stało? Lekarz nic nie chciał nam powiedzieć. - spytał.
- Wczoraj Monika została
potrącona przez samochód – wyjaśniłem spokojnie. Pani Gellert
machinalnie przyłożyła drżącą dłoń do ust.
- Ale...ale...nic jej... -
zaczęła.
- Leży w tym momencie w
śpiączce – odpowiedziałem, sam nie wierząc, że stać mnie na
taką pewność siebie – lekarze mówią, że musimy czekać. Ma
poważny obrzęk mózgu, kilka złamanych żeber i liczne
potłuczenia. Ale to uraz czaszki jest tak naprawdę najgorszy –
dodałem.
- Ale kto ją potrącił?
Złapano tego kierowcę? - spytała blondynka.
- Tak, złapano... -
wielka gula ścisnęła mój żołądek.
- No i kto to był? -
dociekała. Jej oczy zrobiły się wielkie, niczym spodki. I jak ja
miałem im wyznać prawdę? Zabiją mnie gołymi rękami.
- Sandra – spostrzegłem
zmieniający się wyraz twarzy Alka. On wiedział – moja
narzeczona. A raczej była narzeczona – dodałem nieco ciszej.
Przez chwilę milczeli. Nie czekając na ich dalsze pytania,
kontynuowałem: - ja i Monika mieliśmy...romans – powiedziałem
uważnie obserwując ich twarze. Wpatrywali się we mnie jak w jakąś
wyrocznię. - Sandra musiała się w jakiś sposób o tym dowiedzieć
i...po prostu zrobiła to bez żadnych skrupułów.
- Czyli to pan jest tym
człowiekiem, o którym wspominała, będąc w Polsce? - spytała
szeptem pani Gellert. Spuściłem głowę – owszem, mówiła, że
jest pan zaręczony, ale sądziłam, że jest na tyle mądra, że nie
wpakuję się w coś takiego! - rzuciła z ironią w głosie.
- Mamo! - upomniała ją
blondynka.
- Co mamo?! - spojrzała
na nią wrogo – czy ja jej nie ostrzegałam? Czy nie mówiłam, że
ma przede wszystkim myśleć o Alicji?!
- Proszę, niech się pani
uspokoi – odezwałem się. Wbiła we mnie to samo mordercze
spojrzenie – to nie tak, jak pani myśli. My naprawdę się w sobie
zakochaliśmy.
- Tak i posuwałeś moją
siostrę z myślą, że gdzieś tam na ciebie czeka narzeczona.
Typowy gwiazdor... - prychnął brunet.
- Alek! - krzyknęła
blondynka – jak wy się oboje zachowujecie?! To nie jest jego wina!
- Przez ciebie moja
córeczka leży tam pół martwa! - krzyknęła w moim kierunku –
kto wie, co tak naprawdę czeka ją w przyszłości! Może zostać
kaleką!
- Zdaję sobie sprawę, że
postępowaliśmy źle. I to ja tak naprawdę zacząłem zwodzić
Monikę – odpowiedziałem cały dygocąc ze strachu – ale to, co
zrodziło się między nami to prawdziwe uczucie. Kochamy się.
Kocham Alicję..
- Nie waż się mieszać w
to mojej wnuczki, gówniarzu! - rzuciła pani Gellert. Zamilkłem.
- Skoro tak ją kochałeś,
to dlaczego nie zostawiłeś swojej blondi, co? - Alek nie krył
żalu. Wiedziałem, że mało brakowało, żebym nie dostał za
chwilę w ryj.
- Bo...okazało się, że
Sandra jest ze mną w ciąży – odparłem, bojąc się na nich
wszystkich spojrzeć – postanowiłem zostać z nią i dzieckiem.
Nie chciałem być nieodpowiedzialny – chłopak prychnął, ale mi
nie przerwał – potem...zdarzył się ten nieszczęsny wypadek i
teraz okazało się, że Sandra tak naprawdę nigdy nie była w
ciąży.
- Ja pierdolę, wzięła
cię na dziecko? - spytała piskliwym głosem blondynka. Odnosiłem
wrażenie, że jedynie ona z całej trójki jest po mojej stronie.
- Tak. Byłem gotów
zostawić ją dla Moniki, bo naprawdę ją kocham. Pokochałem też
Alicję i to żadne kłamstwo – dodałem skruszony.
- Ale to przez pana ona
tam leży... - powiedziała załamanych głosem starsza z nich a
potem skryła zapłakaną twarz w ramiona córki. Byłem totalnie
zażenowany, stojąc tak przed nimi. Blondynka zaczęła uspokajać
strapioną matkę za to Alek ciągle mierzył mnie wrogim wzrokiem.
- Ja...zrobię wszystko,
żeby to jakoś naprawić – westchnąłem.
- Nic od ciebie nie
chcemy, gwiazdorze.. - znów powiedział z ironią w głosie.
Należało mi się.
- Przepraszam.. - dodałem.
Nic więcej nie byłem w stanie powiedzieć. Chciałem już odejść,
lecz powstrzymał mnie od tego głos blondynki.
- Gdzie jest Alicja? -
spytała.
- Wczoraj wieczorem
wróciła razem z Amelią do mieszkania. O niczym nie wie, nie
chcieliśmy jej martwić. Będziecie musieli się nią zająć, bo
policja na długo nie pozwoli jej zostać pod opieką Melki.
- Właśnie dlatego
przyjechaliśmy jak najwcześniej – dodała – tak w ogóle to
dziękujemy za te bilety..
- To nic w porównaniu z
tym, co powinienem zrobić – odpowiedziałem, siląc się na blady
uśmiech.
- Siedzisz tu całą noc?
- skinąłem głową. - wracaj do domu..
- Nie chcę jej
zostawiać..
- My tu zostaniemy.
Przynajmniej ja. Alek powinien zawieźć mamę do mieszkania. Widok
Ali dobrze jej zrobi – znów pokiwałem głową. Po chwili
blondynka wyciągnęła jakiś notes i długopis, napisała coś na
nim, po czym wręczyła mi niewielką kartkę.
- Zadzwoń za kilka godzin
to powiem ci, czy są jakieś zmiany – spojrzałem na nią z
wdzięcznością.
- Muszę jeszcze złożyć
zeznania na policji..
- No to leć a potem spać.
Nie martw się. Uważam, że powinieneś wiedzieć, co się z nią
dzieje – dodała przyjaźnie.
- I jeszcze jedno –
powiedziałem, a ona czekała, aż dokończę – Monika kontaktowała
się z Karlem – wyraz jej twarzy nieco spoważniał - planowała
powrót do Warszawy, dlatego musiała z nim porozmawiać. Nie wiem,
czy jest jeszcze w Innsbrucku, ale myślę, że należy uważać..
- Dzięki.. - powiedziała.
Nie umiałem powiedzieć zwykłego „na razie”. Nie wiedziałem,
jak mam się w ogóle zachować. I w tym momencie u mojego boku
pojawił się Thomas.
- Ona ma rację, czas
odpocząć. Poza tym masz treningi – powiedział. Blondynka
oddaliła się od nas i wróciła do zatroskanej rodziny.
- Treningi są teraz
najmniej ważne – odparłem.
- Dobra, dobra. To nie
oznacza, że pozwolę ci tu wsiąknąć. Wrócimy po południu,
chodź.. - nie chciałem nigdzie iść, ale silna ręka Morgiego
zdecydowania ciągnęła mnie w kierunku wyjścia. Byłem zbyt
zmęczony, żeby się mu opierać. Zrezygnowany, opuściłem szpital.
**
Witam!
Rozdział taki sobie. Szczerze to nie jestem do niego przekonana. Ostatnio jakoś straciłam wątek i nie miałam ochoty pisać, może to dlatego. Ale czekam na Wasze opinie. Miłego weekendu życzę ;*
Komentuje po raz pierwszy,ale czytam od samego początku.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i sposób w jaki to wszystko piszesz. Jestem wręcz zachwycona. Jest to jedno z najlepszych, najbardziej wciągających opowiadań jakie miałam okazję czytać.
Jeśli chodzi o rozdział... Smutny. I to bardzo smutny. Mam nadzieję,że Monika z tego wyjdzie,a Sandra za to zapłaci.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
Pozdrawiam i przepraszam za niezbyt treściwy komentarz. Obiecuję, że przy następnym rozdziale się poprawię.
Buziaki. ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana.
OdpowiedzUsuńNo błagam rozdział genialny!!!
Widać,że Gregor jest bardzo przejęty stanem Moniki i bardzo ją kocha no i Alę też.
Zachowanie rodziny Gregora nie było najlepsze choć trudno to ocenić znaleźli się w fatalnej sytuacji.
Mam szczerą nadzieję,że Monika wyjdzie z tego i będzie wszystko w porządku.
Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
Buziaki :*
UsuńZapraszam Cię serdecznie na 11 rozdział u Gregora i Sophie
http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
Buziaki :*
Zaprosiłaś mnie, więc jestem :)
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od początku. Bardzo fajnie piszesz, naprawdę. Wszystko czyta się z ogromną przyjemnością :) A rozdział świetny, tylko trochę smutny, ale w życiu przecież nie zawsze jest różowo i cudownie... Mam nadzieję, że Monika jakoś się z tego wszystkiego wykaraska i będzie dobrze. Musi być dobrze!
Tak przy okazji, to dziękuję kochana za obecność u siebie i postaram się także wpadać do ciebie częściej :) Gdybyś mogła informować mnie o nowościach, bo mój blogger ostatnio cuda wyczynia -.-
Weny i buziaki :**
Świetny rozdział.Kiedy następny? :*
OdpowiedzUsuńZe sporym opóźnieniem, ale dotarłam, przeczytałam i komentuje, bo nie mogę pozwolić sobie na nieskomentowanie chociaż jednego rozdziału tego opowiadania, bo po prostu je kocham. Nie wiem jak Ty to robisz, ale Twój styl pisania mnie urzeka i choćby głównym bohaterem był tu ktoś kogo nie darze sympatią to i tak bym czytała ^^ Zazdroszczę talentu! ♥
OdpowiedzUsuńNie dziwie się, że matka Moniki i Alek mogą mieć lekki żal do Gregora, ale powinni zauważyc, że zależy mu na Monice i chociaż teraz nie dołować go bardziej. Widać, że ją kocha i wierzy, że będzie dobrze, a wiara w takich momentach jest najważniejsza. Mam nadzieję, że Sandra odpowie za to co zrobiła i dostanie za to jak najwyższą karę, bo zachowała się jak głupia, rozkapryszona dziewczynka z zerowym poziomem IQ.
Lecę czytać kolejny rozdział!
Weny :* :*