wtorek, 26 maja 2015

12. Ach, te poranki

Niemiłosierne wibracje wciąż dzwoniącego telefonu nie dały mi już dłużej spać. Otworzywszy jedno oko, schyliłem się i zacząłem szukać moich spodni. Wyciągnąłem to przeklęte ustrojstwo z kieszeni i nie patrząc nawet na wyświetlacz, odebrałem połączenie.
- Halo – powiedziałem zaspany i ziewnąłem szeroko.
- Gdzie ty do jasnej cholery jesteś?! - usłyszałem w słuchawce. Wzdrygnąłem się. Nie spodziewałem się jej telefonu.
- Sandra, uspokój się. Już wróciłaś do Innsbrucka? - odpowiedziałem cicho. W głowie miałem obraz jej rozwścieczonego spojrzenia.
- Tak, wróciłam. I wyobraź sobie, że jestem w naszym mieszkaniu a ciebie tutaj nie ma! - krzyknęła – a wiesz, która jest godzina? 6.30 rano! - musiałem nieco odchylić urządzenie od ucha z myślą, by chociaż jedno działało w pełni sprawnie – pytam jeszcze raz, gdzie jesteś?!
- Kotku, wszystko w porządku. Pojechałem do rodziców. Posiedzieliśmy trochę za długo i tak jakoś wyszło, że u nich zostałem – odparłem. Marzyłem jedynie o tym, by uwierzyła w tą nędzną historyjkę.
- U rodziców powiadasz? - prychnęła – tak się składa, kochanie, że zdążyłam już zadzwonić do twojej mamy i ona nie wie nic na temat twojej rzekomej wizyty w Fulpmes! - po raz kolejny podniosła głos. Poczułem, jak dziewczyna zaczyna lekko wiercić się na łóżku. Zerknąłem w jej stronę. Nadal miała zamknięte oczy a jej mina wskazywała, że musi dalej spać. Przeniosłem wzrok na wtuloną w nią córkę. Wyglądały uroczo.
- Przestań krzyczeć – powiedziałem do słuchawki – dobrze, nie ma mnie u rodziców – westchnąłem i zacząłem drapać się po głowie – jestem u Thomasa – po drugiej stronie panowała cisza.
- Znowu? - tym razem odezwała się już znacznie spokojniej. Chyba uwierzyła. Sandra nie znosiła Morgensterna, z resztą z wzajemnością, a każda moja wizyta u skoczka kończyła się kłótnią z blondynką. Uważała, że Morgi ma na mnie zły wpływ. Jak to w ogóle może być możliwe? Święty Thomas Morgenstern i sprowadzanie na złą drogę? Przecież to od razu wydaje się absurdalne.
- Sandra, chyba mam prawo spotkać się od czasu do czasu z kumplem – odpowiedziałem – nie będziesz mi tego zabraniać.
- Masz tylu innych kolegów z drużyny, spoza skoczni – odparła – nie możesz właśnie z nimi się umawiać?
- To Thomas jest moim najlepszym przyjacielem, dociera to do ciebie? - tym razem to ja podniosłem ton. Nienawidziłem po raz enty drążyć tego samego tematu. Do Sandry nie trafiały żadne argumenty, mogliśmy toczyć tą samą kłótnię przy każdej okazji. Ona zdania nie zmieni.
- Ile razy mam ci powtarzać, że Thomas zawsze nastawia ciebie przeciwko mnie? - spytała – a potem ciągle się kłócimy.
- Chciałem ci przypomnieć, że to ty zaczynasz te bezsensowne kłótnie – dodałem – a jeśli dalej masz mi truć o Morgim to lepiej zakończmy tą rozmowę. Zobaczymy się w domu – już miałem nacisnąć czerwoną słuchawkę, ale odpowiedziała:
- Kiedy będziesz?
- Nie wiem. Jak będę to będę. Nie czekaj na mnie. Pewnie przyjadę prosto do restauracji.
- Ale Gregor..
- Pa, Sandra – nie miałem ochoty na dłuższą dyskusję. Kiedy tylko zakończyłem połączenie, napisałem SMSa do swojego przyjaciela:

„ Gdyby dzwoniła do ciebie Sandra to potwierdź, że u ciebie nocowałem. Później ci wszystko wyjaśnię. Gregor”

Odłożyłem telefon na stolik nocny. Miałem nadzieję, że zrozumie. Mimo wszystko, zawsze mogłem na niego liczyć a opieprz, jaki pewnie będzie na mnie czekał, mogę przyjąć kiedy indziej. Na razie nie chciałem psuć sobie tej chwili. Tego cudownego czasu spędzonego u boku brunetki. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ponownie ulokowałem spojrzenie w te dwie śpiące królewny. Ułożyłem się na poduszce i wtuliłem w jej ciepłe ciało. Przez cienką koszulkę mogłem wyczuć każdy jego centymetr. Wydawała się taka idealna, mimo tego, że nie miała figury modelki. Podobało mi się to. Była taka pełna i kusząca we wszystkich odpowiednich miejscach. Zauważyłem na jej twarzy delikatny uśmiech, kiedy moja dłoń powędrowała w górę i napotkała na swej drodze jej krągłą pierś. Moje ciało momentalnie zareagowało na to uczucie. Chciałem ją mieć znowu, właśnie teraz i właśnie tutaj, lecz przeszkadzała mi w tym mała czterolatka śpiąca obok. Musiałem nacieszyć się więc dotykiem jej ponętnego ciała, które tak chętnie wystawiała, pragnąc pieszczot. Złożyłem kilka delikatnych pocałunków na jej karku, aż poczułem, jak się porusza i powoli odwraca w moją stronę. Nie czekałem, aż tworzy oczy. Wpiłem się zdecydowanie w jej usta i przysunąłem bliżej, zakładając sobie jej kolano za biodro. Jej ręce oplotły moją szyję, dzięki czemu przyciągnąłem ją bardziej do siebie. Odwzajemniała mi te same zachłanne i mocne pocałunki.
- Gregor, Alicja... - usłyszałem gdzieś przy swoim uchu. Mimo tego, jak bardzo mnie podnieciła i jak bardzo jej teraz pragnąłem, musiałem odpuścić. Niechętnie odsunąłem się od niej, lecz tylko na kilka centymetrów, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy.
- Więc chodźmy do łazienki – szepnąłem i złożyłem na jej pełnych ustach kolejny długi pocałunek.
- Zwariowałeś – zachichotała cicho.
- Nie wytrzymam, Monika – wsunąłem język w jej usta i wpiłem się w nie mocno. Nie miałem ochoty jej puszczać, przestać całować ani na moment jej zostawiać.
- Ona zaraz się obudzi. Uspokój się, świrze – nie mogłem po prostu nie uśmiechnąć się na to określenie. Chwyciłem lekko zębami jej dolną wargę i ją pociągnąłem. Z jej ust wydobył się pojedynczy cichy jęk. Moja dłoń wędrowała po każdym zakamarku jej ciała i czułem, że ono także było gotowe na ponowne przyjęcie.
- Błagam cię, przecież wiesz, że tak samo tego chcę, ale musimy się powstrzymać – szeptała, gdy tym razem składałem pocałunki na jej smukłej szyi. Myślałem, że za chwilę eksploduję.
- Do cholery, Monika.. - gwałtownie się od niej oderwałem i położyłem obok, wlepiając tępo w sufit. Oboje wyrównywaliśmy oddechy. Czułem, jak moja męskość pulsuje gotowa, by się wyrwać do jej rozpalonego wnętrza.
- Lepiej się już zbieraj – usłyszałem. Zmroziło mnie od środka na te słowa.
- Wyganiasz mnie?
- Nie musisz udawać. Słyszałam waszą rozmowę – odwróciłem twarz w jej kierunku. Nie patrzyła na mnie.
- Nie musisz się nią przejmować.
- Czyżby? Właśnie oboje niszczymy jej to, co do tej pory udało jej się osiągnąć. - odpowiedziała.
- Przecież i tak to już koniec – odparłem – nie kocham jej i nie chcę z nią dłużej żyć.
- I nagle postanowiłeś być ze mną i wychowywać obce dziecko? - nie rozumiałem jej w ogóle. Obróciłem się do niej bokiem i podparłem łokciem.
- Moni, o co ci chodzi? Myślałem, że wszystko sobie wczoraj wyjaśniliśmy. Że po tym, co ci powiedziałem zaczniesz mi ufać i jakoś to się ułoży.
- Ale to było wczoraj – odparła – byłam zmęczona, była miła atmosfera i skończyliśmy w łóżku. Wierzyłam wtedy w każde twoje słowo i wszystko wydawało takie idealne i osiągalne. Ale mamy ranek i..znowu pojawia się tyle komplikacji, tyle przeszkód, tyle pytań..
- Posłuchaj mnie – nachyliłem się nad nią i spojrzałem jej głęboko w oczy – obiecałem ci, że was nie zostawię. Kocham was i jestem tego pewny jak nigdy w życiu.
- Karl też mi kiedyś obiecał złote góry – powiedziała cicho – że nie będę musiała martwić się o przyszłość i że będziemy wspaniałą rodziną.
- Skarbie – otarłem pojedynczą łzę z jej policzka – ja nie chcę was skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. Wiem, że to się wydaje nierealne i to wszystko tak szybko się potoczyło. Zdaję sobie sprawę, że moje życie zmieniło się drastycznie, ale nie potrafię zmienić uczuć. I nie chcę tego robić. Zakochałem się – ująłem jej drobną twarz w dłonie i złożyłem na ustach długi pocałunek. Wpatrywała się we mnie zaszklonymi od łez oczami a potem złapała mnie mocno i przytuliła. Nie pozostawałem dłużny i również przytuliłem ją do swego serca.
- Tylko mnie nie zawiedź, tak bardzo cię proszę – szepnęła.
- Nigdy cię nie zawiodę.
- Sandra..
- Jedno twoje słowo a zaraz jedziemy do mnie i wszystko jej powiemy – odpowiedziałem. Byłem w stu procentach pewny mojej decyzji. To właśnie ona tak nagle stała się sensem mojego życia. Sam nie rozumiałem, jak to się stało, dlaczego akurat ona narobiła tyle zamieszania w mojej, jak mi się wydawało, spokojnej, szczęśliwej i poukładanej egzystencji.
- Mamo – usłyszeliśmy cichutki głos obok. Oboje odwróciliśmy się w stronę dziewczynki.
- Pora wstawać, Ala – brunetka zwróciła się do córki. Dziewczynka popatrzyła na nas zaspanymi oczkami. Wyglądała tak słodko z potarganymi włosami i ze swoim ukochanym misiem, że miałem ochotę się zaśmiać.
- Gregor, jak ci się spało? - spytała całkiem poważnym tonem.
- Bardzo sympatycznie, dziękuję, że pytasz – odpowiedziałem, powstrzymując śmiech. Nie udało to się niestety brunetce.
- To co, idziemy się ubierać? - spytała córkę.
- Ale najpierw ty, bo ja mam chociaż na sobie całą piżamkę – odparła. Uwielbiałem to dziecko. Ma wręcz idealnie odziedziczony charakterek po mamusi.
- Jasne – odpowiedziała i zerknęła na mnie wymownie. Kiedy wstawała z łóżka, by założyć leżący obok szlafrok, mogłem choć jeszcze przez moment podziwiać jej zgrabne nogi i tyłek.
- Dziś chcę nałożyć te spodnie w kwiatki i chcę mieć koka – powiedziała 4-latka. Brunetka wyciągnęła do niej rękę i obie udały się do pokoju małej.

- Nie musisz wracać do domu? - spytałam, zalewając do kubków wrzącą wodę. Po kuchni zaczął unosić się aromat świeżej kawy.
- Pojadę tylko się przebrać a potem od razu na Bergisel.
- Na Bergisel? - odwróciłam się, zdziwiona – po co? - uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie, by wziąć swój napój.
- Mamy już maj, więc czas na pierwsze zebrania sztabów i ustalenia pracy na te kilka najbliższych miesięcy – wyjaśnił – zaraz zaczynamy wspólne treningi.
- To znaczy, że będziesz teraz skakał...czy coś albo jeździł na zawody? - spytałam ponownie. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego wywoływałam u niego takie rozbawienie.
- Nie tak prędko – zaśmiał się cicho – najpierw rozpoczniemy treningi siłowe, głównie w jakiejś sali i czasami też na zewnątrz – powiedział i upił łyk gorącej cieczy – a potem pojedziemy na zgrupowanie, następnie jakiś obóz zagraniczny a na skocznie tak naprawdę wracam w czerwcu.
- Długo cię nie będzie? - mój głos zabrzmiał tak jakbym miała go nie widzieć co najmniej przez rok. Chyba wyczuł moją reakcję, gdyż odstawił kubek na szafkę i objął mnie w talii.
- A będziesz tęsknić? - spytał, uśmiechając się od ucha do ucha – w tym zawodzie to normalne, że prawie nigdy nie ma mnie w domu. Lato to tak naprawdę jeszcze w miarę spokojny okres, ale zimą zaczyna się konkretna gonitwa i życie na walizkach.
- Wiem, przecież tego akurat mogę się domyśleć, mimo że niewiele wiem o skokach.. - dodałam, spuszczając głowę.
- Hej, przecież mogę cię wszystkiego nauczyć. To wydaję się nawet bardzo ekscytujące – powiedział rozbawiony. Spojrzałam na niego spod byka.
- Wiesz, jakoś chyba mało mnie to zainteresowało – odparłam z nutką ironii. W odpowiedzi przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie i mocno pocałował.
- Jesteś intrygująca.
- Bo nie znam się na skokach i nie widzę w tobie mistrza wszech czasów w tej dyscyplinie? - dodałam kąśliwie. Z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
- Wybacz, że to dla mnie nieco dziwne i takie..nowe – powiedział.
- Och, czyli gdybym w tym momencie pojawiła się z tobą gdzieś tam w tym waszym skocznym świecie to każdy kłaniałby ci się do stóp? - odpowiedziałam, zarzucając mu ręce na szyję.
- Nie drocz się ze mną – odpowiedział, kradnąc mi kolejnego całusa.
- Czyli jednak faza megalomana? - spytałam – sam siebie obwieszczasz królewiczem czy inni też tak cię postrzegają? - drążyłam a widząc zniecierpliwienie na jego twarzy, zaczęłam odsuwać się w stronę korytarza – a może twoja dostojność to tylko ty i twoja świta w postaci, jak im tam? Aaa, no tak. Hayboeck, Kraft, Fettner i Poppinger? - zauważyłam, jak krzyżuje ręce i zbliża się w moim kierunku.
- Ponoć nie znasz się na skokach - dodał przez zęby.
- No wiesz, trochę sobie o was poczytałam w wolnym czasie – odparłam. Pech chciał, że zamiast w wejście do kuchni trafiłam na ścianę, która odgradzała mi drogę ucieczki. Zauważyłam jego chytry uśmieszek. Podszedł do mnie na bardzo niebezpieczną odległość, chwycił zdecydowanie za nadgarstki i uniósł je nad moją głowę. Byłam unieruchomiona.
- Oznajmiam ci, że już niedługo pojedziesz ze mną na trening i pokażę ci, jak skacze mistrz – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. Robiło mi się niemiłosiernie gorąco od jego bliskości.
- Czytałam, że co poniektórzy polemizują nad twoim rzekomym talentem – szepnęłam. Zastanawiałam się, czy nadal po prostu się ze sobą droczymy, czy aby nie wkraczam na jego ambicję. Miałam wrażenie, że on naprawdę chcę mi to wszystko udowodnić. Widziałam w jego oczach pewność siebie.
- Myślę, że najprędzej to ode mnie się dowiesz, jak jest naprawdę. Jakieś głupie artykuły w internecie nigdy nie są do końca trafne. A poza tym, wydaję mi się, że to ja najlepiej wiem, co się ze mną dzieje – dodał dosyć poważnym głosem. O kurczę.
- Obraziłeś się na mnie? - spytałam, marszcząc czoło. Nie znoszę ludzi, którzy są tępo zapatrzeni w siebie.
- Jasne, że nie – odparł – tylko to, że miałem ostatnio gorszy okres nie oznacza, że nigdy już nie powrócę do formy. W takich sytuacjach zawsze znajdą się tacy „mądrale”, którzy znają wszystkie powody mojej gorszej dyspozycji, będą wytykać błędy i krytykować – powiedział.
- A ty chcesz być nadal najlepszy, prawda? - spytałam cicho. Nie znałam go od tej strony, nigdy nie widziałam nawet w telewizji. A to przecież jeden z najlepszych skoczków świata.
- Chciałbym wrócić do stabilnego skakania, do formy fizycznej i psychicznej. To dopiero przekłada się na równe a nawet dalekie skoki i dobre wyniki. Wtedy uruchamia się taki mechanizm, dzięki któremu po prostu siadasz na tą belkę i lecisz tak, jak chcesz. - wyjaśnił – chciałbym jeszcze w swojej karierze powygrywać i postawać na podium. W końcu do mojej kolekcji brakuje mi choćby paru medali. - patrzyłam mu w te czekoladowe oczy i próbowałam go rozgryźć. To, że jest ambitny, że przez lata przekonany był o swoim talencie już wiem. Tylko zastanawia mnie, czy teraz nie chce tego wszystkiego aż za bardzo.
- Nie znam się, ale sądzę, że jeśli będziesz o tym myślał na siłę i rozważał jedynie swoje porażki czy słabe strony to twoja psychika nigdy nie zadziała. Wiesz już, jak to jest być na szczycie. Wiesz też, jak to jest być nieco dalej, ustępując najlepsze lokaty innym. Musisz z tego wyciągnąć wnioski, dowiedzieć się, co należy w sobie zmienić. Może postawę a może podejście do tego skoku o ile coś takiego jest możliwe – powiedziałam, kładąc mu dłoń na policzku – uwierz w końcu w siebie i licz tylko na siebie. Sam mówiłeś, że najwięcej jest tych co wiedzą najmniej a plotkują i snują jakieś chore teorie.
- Nie chciałabyś dorywczo popracować jako mój psycholog? - wzięłam głęboki oddech. No co za palant. To ja się wznoszę na wyżyny swojego intelektu a on tak bezceremonialnie podcina mi skrzydła.
- Zamorduję cię – odparłam. Na jego ustach pojawił się kolejny, promienny uśmiech.
- Nie zrobisz tego. Za bardzo cię pociągam – odpowiedział i wpił się w moje usta.
- Nie mam odpowiednich kwalifikacji jak na psychologa samego króla skoków – wtrąciłam gdzieś między pocałunkami.
- Wystarczyłabyś ty sama. Twoja obecność działa na mnie jak kilkutygodniowa terapia – nie mogłam się tak po prostu nie zaśmiać. Szatyn zawtórował mi tym samym. Wciąż nie mogliśmy się od siebie oderwać. Gregor wykorzystał fakt, że miałam dziś na sobie cienkie legginsy i jego dłonie od samego rana spoczywały na moim tyłku. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało..
- Uspokój się – szepnęłam, kiedy próbował rozpinać mi guziki koszuli.
- To było się ubrać skromniej – skromniej? Przy nim musiałabym chyba chodzić w kożuchu. Mimo mojego „stanowczego” protestu, szatyn zdążył rozchylić górną część bluzki i zagłębić swoją twarz w moim biuście. Gdyby nie to, że muszę odwieźć jeszcze Alę do przedszkola a za godzinę zaczynam zmianę...przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się jego ciepłym oddechem na swoim dekolcie.
- Mamo! - usłyszeliśmy radosny głosił dobiegający z pokoju obok. Momentalnie oderwaliśmy się od siebie a ja z trudem zdążyłam zapiąć koszulę, zanim do pomieszczenia wkroczyła wesoła czterolatka – jestem już gotowa.
- Gdzie twój plecaczek? - spytałam, unikając wzroku skoczka. Musiałam się odrobinę uspokoić.
- W korytarzu, nie dam rady nieść i jego i Pana Uszatka – odpowiedziała i wskazała znacząco na swój gips. Uśmiechnęłam się do niej.
- Zaraz ci pomogę, skarbie. Chodź, nałożymy buciki – dziewczynka pobiegła do przedpokoju a my oboje udaliśmy się tuż za nią.
- Gregor, miałabym do ciebie jeszcze jedną prośbę – w końcu postanowiłam odwrócić się w jego stronę. Na jego twarzy nie było już ani śladu po tak niedawnej scenie. Albo potrafił perfekcyjnie udawać.
- Słucham? - uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Możesz mi dać na jutro wolne tak do południa? - spytałam, nachylając się, by pomóc nałożyć małej różowe sandałki – wybieramy się z Alą na zdjęcie gipsu – wyjaśniłam.
- No nareszcie, już nie mogłam z nim wytrzymać. Ciągle mnie pod spodem swędzi – odezwała się dziewczynka.
- Jasne, powiedz tylko Markowi – odpowiedział, uśmiechając się na słowa Alicji. Na mnie jednak spojrzał wyraźnie wymownie.
- Gregor, jedziesz teraz do domu? - spytała.
- Muszę iść do pracy, tak jak mama – powiedział, kucając naprzeciwko dziewczynki.
- A przyjedziesz do nas dzisiaj? - złapała go za dłoń i popatrzyła takim wzrokiem, że aż sama miałam ochotę prosić go o kolejną wizytę.
- Jeśli mama się zgodzi to chętnie – odparł i uśmiechnął się do małej. Następnie przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Myślę, że porozmawiamy o tym w pracy, Gregor – odpowiedziałam, patrząc na tą scenę ze wzruszeniem.
- Muszę iść, Ala – powiedział i puścił ją delikatnie – bądź dziś grzeczna w przedszkolu to mama na pewno się zgodzi.
- Obiecuję – odpowiedziała wesoło.
Szatyn wstał, nałożył swoje buty i chwycił kurtkę spoczywającą na wieszaku.
- Do zobaczenia po południu – powiedział, a ja wiedziałam, że przez te godziny będę chodzić jak na szpilkach.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam. Czułam, że miał ochotę mnie pocałować, lecz przy Alicji musiał ograniczyć się do cwaniackiego „puszczenia oczka”.
- Pa, mała.
- Cześć, Schlieri – odpowiedziała. Po kilku sekundach już go nie było.

- To co? My chyba też się zbieramy? – zwróciłam się z uśmiechem do dziewczynki.

**
Po pierwsze chciałam przeprosić za moją dość długą nieobecność i jednocześnie zapowiedzieć, że przez najbliższy czas zapewne tak będzie. Mam teraz dużo nauki, sesja itp. więc muszę się na tym skupić.
Postanowiłam jednak dokończyć rozdział i go dodać, by choć na chwilę się od tego wszystkiego oderwać, Mam nadzieję, że się spodobał :)

poniedziałek, 18 maja 2015

11. Niepewność

Ten pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny. Bez skrupułów wsunęłam swój język w jego usta, pragnąc go coraz mocniej. Chciałam nacieszyć się każdym momentem, każdą sekundą tego nieziemskiego uczucia za każdym razem, gdy z nie mniejszą pasją oddawał moje pocałunki. Przysunęłam się do niego bliżej i wdrapałam się na jego kolana, dzięki czemu miałam nad nim przewagę. Pożądanie, jakie rosło we mnie niczym wulkan, wzięło górę. Nie zastanawiałam się nad tym, co robię ani jakie będą tego konsekwencje. Liczyło się tylko to, co się dzieje się teraz między nami. Przylgnęłam do niego całym ciałem na co on uśmiechnął się przez pocałunek i ujęłam jego twarz w dłonie. Jego ręce powędrowały pod spód mojej sukienki a usta całowały teraz podbródek zmierzając ku szyi. Przymknęłam powieki, rozkoszując się każdym muśnięciem. Przeżywałam falę doznań w każdym miejscu, w którym dotykał mojego ciała. Jego dłonie gładziły powoli moje uda kierując się do góry. Oderwałam się od niego na chwilę. Zauważyłam w jego oczach zdezorientowanie.
- Ja...tak dawno tego nie robiłam, Gregor – wyszeptałam. Na moich policzkach po raz enty pojawiły się szkarłatne rumieńce. Patrzył na mnie przez moment. Minęły wieki od kiedy rozstałam się z Karlem.
- Boisz się? - spytał cicho przykładając palec do moich ust i je nim masując – nie chcesz?
- Chcę – odpowiedziałam niemal natychmiast. Na Boga, pragnę tego jak jeszcze nigdy. Zauważyłam lekki uśmiech na jego twarzy – ale..
- Spokojnie – musnął moje wargi – to jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina – oznajmił, a ja nie potrafiłam się nie zaśmiać na te słowa. Szatyn zawtórował mi tym samym.
- Bardzo tego chcę, Gregor – powiedziałam kiedy już nieco się uspokoiłam. I znów przenikał mnie spojrzeniem. Zamiast zbędnych słów po prostu wpił się ponownie w moje usta a mnie na nowo przeszło gorąco. Nasze ruchy stały się niemal zaborcze, usta miażdżyły siebie nawzajem a pragnienie swoich ciał dochodziło do eksplozji. Nie spostrzegłam kiedy rozsunął mi sukienkę a potem przesunął plecami do pościeli. Nie zdawałam sobie sprawy, gdy zostawił mnie w samej bieliźnie. Widziałam jedynie płomienie w jego oczach, reagowałam na czułe pieszczoty i chciałam więcej. Zacisnęłam pięści o skrawek kołdry i wyprężyłam ciało przy każdym muśnięciu ustami mojej skóry. Nie oszczędził żadnego miejsca doprowadzając do tego, że niemal roztopiłam się w jego ramionach.
Wbiłam paznokcie w jego plecy czując, jak zaczyna się we mnie poruszać. Z każdą sekundą i minutą zatracaliśmy się w sobie coraz bardziej, słysząc jedynie ciche pojękiwania i łapiąc swoje oddechy. Nigdy nie przeżyłam czegoś podobnego, nikt nigdy tak bardzo mnie nie pociągał. Prawie z bólem na twarzy zareagowałam na finał tej erotycznej wspinaczki, przemieszanym z ogromnym doznaniem spełnienia i ustach na moich ustach, czując jak jego również zalewa fala rozkoszy.
Kiedy powoli kładł się obok mnie uspokajając bicie swojego serca, miałam wrażenie, jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy. To uczucie było tak silne i tak smutne, że nie czekając długo przysunęłam się do niego i przylgnęłam do jego ciała ponownie, by wiedzieć, że go na pewno nie stracę. Wiem, że on tego nie zrozumiał choć spostrzegłam satysfakcję w jego oczach. Z nie mniejszym oddaniem skrył mnie w swoich ramionach.
- Zdobyłeś to, co chciałeś, Gregor – nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Czy tak właśnie sądziłam? Czy w gruncie rzeczy nie uwierzyłam w jego wyznanie? Wiem jedynie, że ponownie go tym zaskoczyłam, gdyż zbliżył właśnie swoją twarz do mojej i próbował wybadać moje myśli.
- Naprawdę uważasz, że tylko na tym mi zależało, Monika? - powiedział cichym, aczkolwiek poważnym głosem.
- Nie chcę tak uważać, ale nie wiem, czy mogę ci ufać – odparłam. Przechylił się tak, że jego twarz znajdowała się teraz nad moją.
- Możesz mi ufać – opuszkami palców odgarnął kosmyk moich włosów – tak bardzo mi na tobie zależy.
- Ale ty masz Sandrę, pamiętasz? Taka blondynka, twoja narzeczona – powiedziałam. Przypatrywał mi się wnikliwie.
- Nie kocham jej. - odparł dobitnie. Westchnęłam.
- Ale ona kocha ciebie. I co, chcesz ją tak po prostu zostawić? - spytałam – pomyślałeś, jak zareaguje, kiedy się o nad dowie?
- Nie dowie. Nikt nie musi wiedzieć – zabolały mnie jego słowa. Jeżeli myśli o mnie poważnie, jeżeli deklaruje, że chce zaopiekować się również moją córką, to nie powinien niczego ukrywać.
- Czyli miałabym być tą drugą, tak? Taką na nocki, kiedy Sandra znowu wyjedzie albo będziemy urządzać sobie ciche schadzki? - powiedziałam nie kryjąc ironii – Ala zaczyna rozumieć wiele spraw. Co będzie, jeśli pomyśli logicznie, że coś nas łączy, że jesteśmy w pewien sposób razem i sama zacznie robić sobie nadzieję na pełną rodzinę?
- To co do cholery, mam się z tobą ożenić?! - powiedział to za głośno. Zbyt zdecydowanie. Zbyt...szczerze. Dopiero po chwili zorientował się ze znaczenia swoich słów – Monika, nie to miałem na myśli...
- Och, skąd. Przecież nie wkopię cię w żadnego dzieciaka – krzyknęłam przez zęby próbując wydobyć się z jego uścisku – będziesz mógł przychodzić sobie pobzykać mnie od czasu do czasu, jak znudzisz się siedzeniem z narzeczoną – dodałam, siłując się z jego mocnym uściskiem.
- Przestań – powiedział.
- Ja mam przestać? - powiedziałam, patrząc mu w oczy – jeszcze pół godziny temu wyznałeś, że mnie kochasz, że ci na nas zależy.. - pod powiekami cisnęły się pierwsze łzy.
- Bo kocham ty wariatko, nie rozumiesz? - szepnął mi na usta – a Alicja to najcudowniejsza dziewczynka na świecie.
- Nie wierzę ci. Chcesz się z nami ukrywać, brnąć w kłamstwie..
- Chcę poukładać swoje sprawy – przerwał – nie rozstanę się z Sandrą z dnia na dzień. Nie jestem aż takim kretynem. Daj mi czas. Obiecuję, że nigdy was nie zostawię. W tym momencie jesteście najważniejsze w moim życiu. Skoki, cała ta sława...szczerze? Mam to w dupie – odpowiedział, po czym złożył na moich wargach czuły pocałunek.
- Gregor, nie dawaj mi złudnej nadziei, dobrze? - podniosłam się nieco na poduszce – jeszcze dzisiaj rano zachowywałeś się jak skończony dupek, jak gówniarz. Do tej pory proponowałeś mi jedynie seks dla zaspokojenia twoich chwilowych zachcianek i potrzeb. A teraz co? Mówisz, że będziemy razem, że chcesz niby ze mną budować przyszłość? - prychnęłam – i jeszcze do tego zniszczyć marzenia mojemu dziecku? Potrzebuję dojrzałego mężczyzny a nie chłopca – dodałam.
- Ja jestem dla ciebie idealny, nie widzisz tego? - mimo niepewności, nie ustępował.
- To tylko napięcie seksualne, Schlieri – szepnęłam – ty masz dość rutyny i jednej kobiety w łóżku a ja po prostu potrzebuję seksu, bo jestem sama i niezaspokojona.
- Sama przed chwilą stwierdziłaś, że potrzebujesz dojrzałego faceta a teraz sprowadzasz siebie do roli...
- No kogo? - powiedziałam głośno.
- Uspokój się – zamknął moje usta kolejnym namiętnym pocałunkiem, od którego zakręciło mi się w głowie – bo zaraz uciszę cię w inny sposób.
- Idź do domu, Gregor – powiedziałam, odwracając się do niego plecami.
- Nie chcesz mnie? - usłyszałam tuż nad uchem. Poczułam jego delikatne palce gładzące moją skórę na plecach. Dostawałam od tego dreszczy.
- Chcę mieć kochającego faceta i ojca dla Alicji – szepnęłam.
- A ja chcę mieć was – musnął mnie po karku. Ponownie poczułam gorąco w środku i jednocześnie dostałam gęsiej skórki.
- Możesz sobie zrobić własne dzieci – wyczuwałam, jak na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Próbowałam zachować racjonalne myślenie, ale udawało mi się to coraz mniej pod jego dotykiem.
- Owszem, zrobię. Ale z tobą. Będziemy mieć ich jeszcze co najmniej trójkę. Jeśli chcesz to możemy zacząć od zaraz.. - mówiąc to jego ręka powędrowała zdecydowanie w dół, próbując dotrzeć w mój najczulszy punkt. Chwyciłam ją jednak w porę i wycofałam.
- Odwal się – odparłam.
- Nie – usłyszałam – odwróciłam głowę w jego stronę. Na jego twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech – nie mogę. Tak to się już stało, że się zakochałem – teatralnie wzruszył ramionami – chyba trafiło mnie na dobre.
- Jesteś popieprzony.
- A ty przewspaniała – chciałam, naprawdę chciałam się wkurzyć, ale nie mogłam. Zamiast tego odwzajemniłam mu ten sam promienny uśmiech – aha, i koniec z Markiem. Nie puszczę cię już na żadną randkę z tym człowiekiem – powiedział stanowczo a mnie zachciało się śmiać.
- Jesteś zazdrosny? - powiedziałam zalotnie. On zmarszczył brwi.
- Od samego początku – odparł.
- Ale z innymi to już mogę się umawiać, mhh? - na jego twarzy pojawiła się irytacja – no przecież mam zakaz co do Marka.
- Nie zezwalam ci na jakiekolwiek kontakty poza koleżeńskie z innymi facetami, skarbie – pocałował mnie krótko.
- Skarbie? Przecież nie jesteśmy razem – nadal się z nim przekomarzałam.
- Nie drażnij mnie – szepnął gdzieś przy moim uchu, a następnie muskał ustami moją szyję – jesteś moja, tylko moja – czułam jego gorący oddech na swojej skórze. Znowu to robił – a ja jestem twój. Gwarantuję ci to – dodał – tylko mi nie uciekaj i pozwalaj siebie kochać – kiedy ponownie zbliżył swe usta do moich, ujęłam jego twarz w dłonie.
- Obiecaj, że mnie nie skrzywdzisz – szepnęłam, zacięcie patrząc mu w oczy.
- Nie skrzywdzę ani ciebie ani Alicji. Wręcz przeciwnie – pogładził mój policzek – uszczęśliwię was, daj mi szansę – jego oczy wydawały się mówić prawdę. Bardzo chciałam mu zaufać, lecz w tej pochrzanionej sytuacji wszystko jest takie niepewne. Owszem, teraz jesteśmy tutaj, razem, w moim łóżku. Kochał się ze mną, wyznał swoje uczucia i składa tak wiele obietnic. A co będzie jutro? Będziemy musieli stawiać czoła kolejnemu dniu, udając przed resztą, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, że jedynie razem pracujemy. Do niego wróci narzeczona a ja wiem, że będę pękać z zazdrości przy każdym dotknięciu, każdym niewinnym całusie w przelocie. Nie wiem, jak będzie traktował mnie w pracy, jak się zachowywał. Na samą myśl o tym wszystkim jest mi okropnie.
- Będziemy udawać, prawda? - spytałam cicho. Szatyn czule przytulił mnie do siebie a ja chłonęłam woń jego perfum i ciepło jego ciała.
- Tylko przez jakiś czas, Moni – usłyszałam, a potem poczułam, jak całuje mnie w czubek głowy. Miałam ochotę płakać. Nie wiem, ile to będzie trwało. Nie wiem nawet, czy to wszystko ma sens, czy wytrwamy i czy warto dać sobie szansę. Powoli wyswobodziłam się z jego uścisku i wstałam z łóżka.
- Gdzie idziesz? - spytał nieco zaniepokojony.
- Zmyć makijaż i umyć zęby – odpowiedziałam, zakładając na siebie jego koszulkę i rozglądając się w poszukiwaniu majtek. Gdy je znalazłam, bez słowa udałam się do łazienki. Zamykając za sobą drzwi, oparłam się o szafkę przy umywalce i wzięłam kilka głębszych oddechów. Spojrzałam w lustro.
- No brawo, stara. Właśnie tak wyglądałaś idąc z nim do łóżka – powiedziałam sama do siebie, patrząc na wielkie czarne cienie wokół oczu, pochodzące od tuszu i cieni do powiek oraz rozmazaną szminkę wokół ust. O włosach nawet nie wspomnę. Podniosłam do góry koszulkę i przypatrzyłam się na swój brzuch z każdej strony. No cóż, oponka i zbyt uwypuklone boczki to nie dający się usunąć ślad po ciąży. A może by tak po prostu ruszyć ten tyłek z kanapy? Opuściłam szybko materiał i zaczęłam szczotkować zęby. Wychodząc z łazienki usłyszałam ciche głosy w pokoju. Ruszyłam tam natychmiast, by zobaczyć, co się dzieje. W środku zastałam oczywiście pół nagiego Gregora, który właśnie usadza sobie na kolanach zaspaną Alicję.
- Czemu nie śpisz, księżniczko? - spytał małą.
- No bo wy tak głośno rozmawiacie, że nie da się spać – zrobiła przy tym tak uroczą minkę, że nie trudno było się zaśmiać na ten widok. Niemalże natychmiast szatyn dostrzegł moją obecność, a Ala lekko się uśmiechnęła.
- Mamo, załóż szlafrok, bo tutaj przecież jest chłopak – powiedziała do mnie głośnym szeptem. Spojrzałam na Schlierenzauera, który przyglądał mi się wymownie. Myślałam, że znowu się zarumienię. Nie chcąc jednak wzbudzać podejrzeń córki, włożyłam na siebie leżący na fotelu szlafrok. Szkoda tylko, że skoczkowi też nie zwróciła uwagi na ten jakże istotny fakt.
- Misiu, trzeba iść dalej spać – powiedziałam, podchodząc do obydwojga i siadając na łóżku – kto jutro wstanie do przedszkola? - odgarnęłam jej loczki z twarzy.
- A opowiesz mi bajkę? Bo boję się iść sama spać – odpowiedziała i przetarła zaspane oczka. Gregor przytulił ją do siebie mocniej i lekko kołysał.
- Ja ci opowiem, co ty na to? - odezwał się. Dziewczynka spojrzała na niego uważnie.
- A dlaczego ty u nas śpisz? - spytała. Przeniosłam spojrzenie na szatyna.
- Och, bo wiesz, jak mama wróciła to było już późno i zaproponowała mi nocleg – odparł, również na mnie patrząc.
- Mamusiu, a właśnie. Jak było na randce? Całowaliście się? - spytała z nieco większym entuzjazmem. Widziałam, jak skoczek zaciska swoją szczękę.
- Kochanie, nie można się całować tak od razu na pierwszej randce – wyjaśniłam.
- No to pewnie zaprosił cię na jeszcze jedną – stwierdziła wesoło.
- Jeszcze się nie dogadaliśmy – uśmiechnęłam się do córki.
- Wiesz, może to i dobrze, mamo – powiedziała, tuląc się do Schlieriego – jakoś mi ten Mark za bardzo nie pasował – na twarzy szatyna pojawił się triumfalny uśmiech – no a jakbyś ty Gregor nie miał dziewczyny to mógłbyś zaprosić mamę na randkę, prawda? - dziewczynka uniosła głowę do góry.
- Myślisz, że by się zgodziła? - spytał ją cicho.
- Jakbyś ładnie poprosił – odpowiedziała – no bo chyba ci się podoba, nie? Mama jest bardzo ładna, najładniejsza na świecie – stwierdziła wesoło. Gregor uśmiechnął się do niej a potem skierował swoje czekoladowe spojrzenie na mnie.
- Tak, Ala. Twoja mama jest najpiękniejszą kobietą na świecie – dziewczynka zaśmiała się cicho a on nadal podtrzymywał spojrzenie – i chętnie bym się z nią umówił – dodał.
- No to na co czekasz? Zerwij z Sandrą i umów się z mamusią – powiedziała jakby to było oczywiste.
- A wiesz, że to nawet dobry pomysł? - odparł udając zaskoczenie – nie pomyślałem o tym wcześniej. Chyba będę musiał coś z tym zrobić.
- A to niby ty jesteś dorosły – odpowiedziała i pokręciła teatralnie głową. Schlierenzauer nawet nie próbował ukryć samozadowolenia, wręcz kipiał satysfakcją. Jak dla mnie tego było już za wiele.
- Dobra Alicja, koniec tych pogaduszek. Trzeba iść spać – powiedziałam.
- Ale ja śpię z Gregorem – odpowiedziała, krzyżując ręce. Szatyn zaśmiał się krótko i pocałował małą w czółko.
- Mama chyba śpi dziś ze mną – wyjaśnił.
- Chyba mnie nie wygonisz z własnego łóżka, Ala? - spytałam, udając obrażoną. Mała przypatrzyła się mi uważnie i zaraz schowała w moich ramionach.
- No dobrze mamusiu, myślę, że Gregor nie będzie miał nic przeciwko, żebyś spała z nami – powiedziała. Szatyn ledwo powstrzymywał śmiech.
- Jak najbardziej się zgadzam – odpowiedział, i powoli wgramolił się pod kołdrę – to która z was idzie do mnie? - ułożył ręce pod głowę i z zawadiackim uśmiechem na twarzy się mi przyglądał.
- Chciałam zaznaczyć, że to moja strona łóżka – powiedziałam, mierząc go wzrokiem.
- Oj, mamo – dziewczynka wywróciła oczami – Gregor jest naszym gościem, więc trzeba być miłym.
- Słuszna uwaga, Ala – odezwał się szatyn. Alicja ułożyła się na drugiej połowie łóżka i przytuliła szczelnie kołdrą.
- Mamusiu, ty idziesz w środek – oznajmiła.
- No chodź, mamusiu. Będzie nam ciepło – dodał Schlierenzauer. Czuję, że naprawdę kiedyś się doigra. Nie mając za wiele do powiedzenia po prostu zajęłam miejsce między swoją córką a skoczkiem. Niemalże od razu poczułam jego dłonie obejmujące moją talię.
- W takim razie dobranoc, dziewczynki – powiedział.
- Dobranoc, Schlieri – odezwała się mała. Zamknęła oczka i ułożyła się do snu.
- A z tobą wolałbym jeszcze nie kończyć – szepnął mi do ucha.
- Ogarnij się, dobrze? – odpowiedziałam, odwracając ku niemu twarz. Szatyn wykorzystał tę okazję i skradł mi jeszcze jeden zachłanny pocałunek. Jego dłoń powędrowała gdzieś pod materiał koszulki. Odwróciłam się zszokowana w stronę córki. Na szczęście chyba już usnęła.
- Błagam cię, uspokój się – szepnęłam do niego z przerażeniem w oczach. On jak zwykle jedynie się uśmiechał.

- I tak wiem, że ci się to podoba i chcesz więcej – odpowiedział – dobranoc – nie zmieniając w ogóle swojej pozycji zamknął oczy i wtulił w mój kark. Fakt, nie mogłam ukrywać, że nie sprawiało mi to przyjemności. Z resztą było już tak późno i byłam tak strasznie zmęczona, że nawet nie zdołałabym protestować. Postanowiłam pójść w ślady pozostałej dwójki i również usnęłam.

**
Załączam rozdział 11. Cieszę się, że udało mi się go jakoś dodać. Mam nadzieję, że czekałyście ^^

wtorek, 12 maja 2015

10. Czy te oczy mogą kłamać?

Miałam najgorsze przeczucia. Był na mnie wściekły. Widziałam w jego oczach gniewne ogniki, co świadczyło jedynie o tym, że z pewnością nie daruje mi tego, kiedy wrócę do domu. Ale ma za swoje. Niech nauczy się odrobiny szacunku. Myśli, że jeśli dałam mu się pocałować to bez skrupułów wskoczę mu do łóżka.
- Nie jesteś głodna? - z moich rozmyślań wybudził mnie Mark. Spojrzałam na talerz pełny jedzenia, w którym nieprzerwanie dzióbałam widelcem. Uśmiechnęłam się blado do bruneta.
- Przepraszam, jestem trochę zmęczona.
- Nie dziwię ci się. Jesteś przecież cały dzień na nogach – odpowiedział i dalej konsumował swoje danie – to trochę dziwne, że poprosiłaś akurat Gregora o opiekę nad Alą. Nie wiedziałem, że jesteście w tak dobrych relacjach – dodał po chwili. Kawałek kurczaka, który właśnie włożyłam do ust nie mógł przejść przez moje gardło.
- Och, tak jakoś wyszło – odpowiedziałam szybko – Sandra kazała mu omówić ze mną jakieś dokumenty w czasie jej nieobecności, więc i tak miał do mnie przyjść – milczał przez chwilę pewnie analizując moje słowa.
- Dlaczego akurat z tobą? - czułam jego wnikliwy wzrok na sobie.
- Nie znasz Gregora? Wiesz przecież, że sam sobie z tym wszystkim nie poradzi – odparłam siląc się na zabawny ton. Sięgnęłam po kieliszek z białym winem i wypiłam kilka łyków.
- Jest jeszcze księgowa – stwierdził cierpko – naprawdę nie miał kogo poprosić o pomoc?
- Mark, czy ty aby czasami nie jesteś zazdrosny? - spytałam nie owijając w bawełnę. Nie znoszę paplania trzy po trzy. Dla mnie sprawa musi być wyłożona jasno.
- Aż tak to widać? - powiedział już spokojniej. Cieszyłam się w duchu, że niczego nie podejrzewał.
- No troszkę – uśmiechnęłam się do niego – przecież to z tobą wyszłam na randkę. Gregor jest jedynie naszym szefem.
- Jasne, przepraszam – odparł cicho. Spuścił wzrok wyraźnie speszony. Nie wiem dlaczego, ale odruchowo złapałam go za dłoń, którą trzymał na stoliku. Spojrzał mi w oczy. Rozumiałam to intensywne spojrzenie. Tylko ja nie mogłam odwzajemnić mu tym samym. Za każdym razem miałam przed sobą inne tak samo czekoladowe oczy.
- Wiesz, chyba powinnam już wracać. Jest późno a Ala może się przestraszyć, gdyby przypadkiem obudziła się w nocy – uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Oczywiście. Rano przecież trzeba wstać do pracy – powiedział – mogę cię odprowadzić? - spytał. Nasze ręce wciąż leżały nieruchomo splecione ze sobą.
- Będzie mi bardzo miło – odpowiedziałam.
Uregulowaliśmy rachunek i po kilku minutach szliśmy już innsbruckimi ulicami. Noc była ciepła i spokojna. W tych okolicach nie raz można było spotkać zakochane pary, które czerpały urok z tak wspaniałych wieczorów.
Spacerowaliśmy przez kilka dobrych minut w ciszy. Po chwili poczułam jego dotyk na swojej ręce. Chwycił ją niepewnie. Nie zareagowałam choć w duchu wcale tego nie chciałam.
- Jesteś wspaniałą kobietą, wiesz? - usłyszałam – musiałaś poświęcić najlepsze lata swojego życia by zastąpić Alicji matkę i ojca – powiedział.
- Zawsze powtarzam, że ludzie mają o wiele gorsze problemy – odparłam.
- Nie żałujesz tego? - spytał.
- Czego? - spojrzałam mu w oczy – że mam dziecko? Że ominęły mnie imprezy, poznawanie dużej ilości ludzi, zabawa? Uwierz mi, że da się bez tego przeżyć.
- Nigdy nie chciałaś tak po prostu być wolna, robić co chcesz, nie mieć żadnych obowiązków..? - kontynuował.
- Owszem, chciałabym mieć mniej na głowie i zaznać odrobiny radości – powiedziałam patrząc gdzieś przed siebie – ale gdybym miała mieć znowu 21 lat i zdecydować, czy chcę mieć swoją Alę to wybrałabym ją bez wahania. Kocham ją ponad wszystko i ona jest najlepszym, co mnie mogło w życiu spotkać – odparłam szczerze. Nigdy ale to przenigdy nie zrezygnowałabym ze swojego dziecka.
- Jest na świecie tyle rzeczy, których warto spróbować – nie dawał za wygraną.
- Sugerujesz, że moja córka zmarnowała mi najlepsze lata życia? - spytałam nieco głośniej przystając i odwracając się w jego stronę – uważasz, że byłabym w stanie kiedyś ją za to obwiniać? - otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Chyba nieco za ostro zareagowałam. Na pewno nie miał czegoś takiego na myśli – Mark, ja...
- Nie, spokojnie – przerwał – bronisz swojego dziecka, to normalne. Nie pozwolisz przecież, żeby ktoś na was naskakiwał – powiedział spokojnie – Nie chciałem cię urazić – dodał i spuścił wzrok.
- Nie uraziłeś – odpowiedziałam – po prostu..to że zostałam matką w tak młodym wieku nie oznacza, że jestem teraz nieszczęśliwa albo czegoś żałuję. Wcale tak nie jest – westchnęłam – jedyne co mnie boli i zasmuca to fakt, że Alicja nie ma ojca. Że trafiłam akurat na takiego faceta, który kompletnie się do tego nie nadawał.
Chłopak kiwnął głową ze zrozumieniem. Ruszyliśmy dalej, nie odzywając się do siebie przez dobre kilka minut. Poczułam się dziwnie w jego obecności. Luźna i komfortowa atmosfera jaka towarzyszyła nam jeszcze w restauracji dawno gdzieś zniknęła. Miałam ochotę być już w domu.
- Moja dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym – usłyszałam bez ogródek. Utkwiłam w nim zszokowane spojrzenie mając wrażenie, że to zdanie pojawiło się jedynie w mojej głowie a nie zabrzmiało naprawdę.
- Słucham? - zdołałam wykrztusić. Zerknął na mnie niepewnie a później wylewał się z niego ocean słów.
- To było 8 lat temu. Byliśmy z Aleks szczęśliwą parą zakochanych w sobie nastolatków – zaśmiał się krótko – mieliśmy wspólnych znajomych, więc niemalże każdą minutę spędzaliśmy razem.
- Jak..jak to się stało? - szepnęłam.
- Wracaliśmy wtedy z imprezy. Każdy z nas był już nieźle wstawiony, w tym kierowca. Wszyscy oprócz niej, ale ona nie miała prawka – odparł. Cierpliwie czekałam aż zacznie opowiadać – była w 3 miesiącu ciąży – kolejne zdania zaskakiwały mnie jeszcze bardziej. Wpatrywałam się w niego otępiała.
- I wiesz co jest najlepsze? - prychnął – że byliśmy wtedy pokłóceni. W sumie od kilku tygodni ciągle się sprzeczaliśmy. Wstyd się przyznać, ale..nie chciałem tego dziecka – spojrzał mi głęboko w oczy – byłem wściekły, uważałem, że to jakaś kara. Nie byłem gotowy na zostanie ojcem w wieku 19 lat...
- Szczerze powiedziawszy to człowiek nigdy nie jest w pełni gotowy na zostanie rodzicem zanim na świecie pojawi się dziecko... - powiedziałam.
- Moni, ja wiem – odpowiedział – tylko zdałem sobie z tego sprawę za późno. Byłem nieodpowiedzialnym gówniarzem. W dodatku pozwoliłem, żeby półprzytomny człowiek usiadł za kółkiem i próbował odwieźć do domów czterech pasażerów. W ogóle nigdy nie powinienem pić ani nawet zabierać jej na dyskoteki w takim stanie – w jego głosie słychać było coraz większą desperację. Zdawałam sobie sprawę jak to wydarzenie musiało wpłynąć na jego psychikę. Jak przez te wszystkie lata nie pogodził się z jej śmiercią i przeżywa to codziennie na nowo.
- Nie możesz siebie za to obwiniać – odruchowo złapałam go za ramiona i je pogładziłam – nie ty prowadziłeś, nie ty siedziałeś za kierownicą..
- Ale to ja byłem odpowiedzialny za swoją kobietę i za swoje dziecko, Monika – miałam wrażenie, że za chwilę się popłaczę. Nie mogłam patrzeć na jego twarz pełną bólu i wymalowanego poczucia winy – byłem idiotą. Cholernym idiotą. Przez to, że nie poradziłem sobie z tą sytuacją zacząłem ją zaniedbywać...myślałem tylko o sobie i o tym, że dziecko spieprzy mi całą przyszłość. Tak wtedy to postrzegałem.. - nie mogłam tego dłużej słuchać. Przyłożyłam mu palec do ust i tak po prostu go uciszyłam.
- Mark, ty nie możesz się tym zadręczać, rozumiesz? - patrzyłam mu intensywnie w oczy – taki był los. Tak chciał ktoś na górze. Nie możesz myśleć, że ona zginęła dlatego, że byłeś młody, sam nie wiedziałeś jak ogarnąć tą całą sytuację i coś schrzaniłeś. To był wypadek i w dodatku nie popełniony przez ciebie – powiedziałam. Patrzył na mnie w taki sposób jakby naprawdę chciał uwierzyć w moje słowa – może...może powinieneś z kimś o tym porozmawiać, zgłosić się o poradę..
- Chodziłem do różnych psychologów, Monika – przerwał mi dziś po raz kolejny – żaden z nich nie potrafił mi pomóc pozbyć się tego poczucia winy – odparł. Puściłam jego ręce i odsunęłam się nieco od niego.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? - szepnęłam. Utkwił swoje ciepłe spojrzenie w moje oczy. Jego tęczówki wydawały się takie groźne w jedynym świetle księżyca, jakie tu docierało.
- Sam nie wiem – odpowiedział szczerze wzruszając ramionami– po prostu..uznałem, że chcę, abyś wiedziała – nie jestem dobra w pocieszaniu innych ludzi. Nie znosiłam kiedy ktoś mi się zwierzał, bo nigdy nie potrafiłam udzielić jakiejś konkretnej i racjonalnej porady. Szczególnie jeśli chodziło o tak poważne i prywatne sprawy.
- Mark, proszę. Nie myśl już dzisiaj o tym. Nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć – przekręciłam głowę na bok i czułam się skruszona. To spotkanie coraz bardziej wymykało się spod kontroli. Zamiast jakiejś stosownej odpowiedzi on po prostu się zaśmiał. Tak naturalnie i beztrosko.
- Wyglądasz uroczo, kiedy jesteś taka zakłopotana – na te słowa kąciki moich ust same uniosły się ku górze. To chyba był jeden wielki paradoks śmiać się w takiej sytuacji.
- Powiernicą sekretów to ja nigdy nie byłam – odparłam, kiedy wreszcie mogłam przybrać normalny wyraz twarzy.
- Zauważyłem – z kolei z jego twarzy nie schodził uśmiech – przepraszam. Nie powinienem obarczać cię takimi historiami na naszej pierwszej randce – oznajmił – jeszcze pomyślisz, że jestem jakimś desperatem, który na siłę szuka nowej dziewczyny.
- Wcale tak nie myślę – odpowiedziałam szczerze – dziękuję, że mi to powiedziałeś – spojrzał na mnie zaskoczony – to oznacza, że masz do mnie zaufanie i że chcemy się wzajemnie zrozumieć – uśmiechnęłam się lekko. On odwzajemnił mi tym samym.
- Takiej kobiety jak ty to tylko ze świecą szukać – westchnął – jesteś wspaniała – na moje policzki wkradły się różowe rumieńce. Jak u jakiegoś podlotka.
- Chodźmy wreszcie, bo naprawdę jest już bardzo późno – odpowiedziałam jedynie. Przez chwilę się wahał lecz zaraz ponownie chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę mojego osiedla.

Przekręciłam najciszej jak tylko potrafiłam klucz w drzwiach. Miałam nadzieję, że nie obudzę w ten sposób Ali. Uchyliłam powoli drzwi. W korytarzu panowała ciemność. Jedyne źródło światła jakie dostrzegałam w mieszkaniu wydobywało się z wewnątrz mojego pokoju. Postanowiłam odłożyć tę konfrontację na później i najpierw sprawdzić, co u mojej córki. Dzięki zdjęciu na klatce szpilek mogłam bez problemu przemknąć na palcach te kilka metrów do pokoju małej. Zamknęłam za sobą drzwi i niespiesznym krokiem udałam się właśnie tam. Zajrzawszy do środka spostrzegłam, że moja malutka śpi spokojnie. Nad jej łóżkiem jak zwykle świeciła się złota gwiazda, dzięki której dziecko zawsze czuło się bezpiecznie w nocy. Podeszłam do jej łożeczka i przykucnęłam nad nią. Miała twarz prawdziwego aniołka we śnie. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Tak bardzo ją kochałam. Tak bardzo chciałam ją uszczęśliwić i sprawić, by miała cudowne dzieciństwo. By miała tatę. A to oznacza, że na gwałt muszę sobie znaleźć faceta. Przyłożyłam swoją dłoń do jej policzka i go pogłaskałam. Moja mała księżniczka. Nie musiałam się o nią martwić. Uśmiechnęłam się na widok mruczącej Milki. Obok leżał oczywiście nieustraszony Pan Uszatek. Ala miała swoich stróżów przy sobie. Nie chciałam dłużej zakłócać jej tego błogiego odpoczynku. Pocałowałam ją jeszcze w czółko i po cichutku wyszłam z pokoju.
Zdjęłam z siebie kurtkę a buty, które do tej pory trzymałam w ręku odłożyłam na podłogę. Bałam się wejść do drugiego pomieszczenia. Bałam się jego reakcji mimo tego, że na to sobie zasłużył. Przełknęłam głośno ślinę, wzięłam głęboki oddech i niepewnie ruszyłam w tamtą stronę. Wychyliłam głowę zza framugi drzwi licząc, że zastanę go na czytaniu książki lub oglądaniu po cichu telewizji. Ale tej opcji nie brałam pod uwagę. W pokoju panował porządek a moje łóżko czekało na mnie starannie pościelone. Leżał na nim nie kto inny jak pogrążony w spokojnym śnie szatyn. Słyszałam jego miarowy oddech. Moje serce przyspieszyło rytm na ten widok. Miałam ochotę ułożyć się obok niego i po prostu wpatrywać w tą przystojną twarz.
Odsuwając daleko od siebie te myśli zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka i przysiadłam na nim w miejscu, gdzie spał skoczek.
- Greg..Gregor? - szepnęłam. Poruszył się niemrawo powoli wybudzając się z tego lekkiego snu. Zamrugał kilka razy powiekami uwydatniając skwaszoną minę i zapewne orientując się, gdzie się właściwie znajduje. Następnie mnie dostrzegł. Wpatrywał się tak przez moment w moją twarz a potem się odezwał:
- Która godzina?
- Już grubo po północy. Powinieneś zbierać się do domu – odpowiedziałam cicho. Szatyn powoli przybrał pozycję siedzącą przecierając przy tym zmęczoną twarz i ziewając szeroko. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Spóźniłaś się – stwierdził.
- Przepraszam. Jakoś tak się zagadaliśmy... - odparłam nie patrząc na niego.
- Wiesz, że teraz powinienem złapać cię mocno, przerzucić przez kolano i dać kilka klapsów? - spojrzałam na niego zszokowana – no, ewentualnie załaskotać do łez – na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Obudziłbyś Alę – odparłam.
- Kara za takie znieważenie jak najbardziej się należy – odpowiedział. Cóż, musiałam przyznać mu rację. Nie posiadałam żadnych argumentów, które mogłyby mnie racjonalnie usprawiedliwić.
- Jesteś zły? - spytałam szeptem.
- Owszem – odparł – ale raczej bardziej o to, że wybrałaś jego zamiast mnie – dodał. Rozchyliłam nieco usta zatracając się w jego czekoladowych oczach. Tak, ja też nie rozumiem, dlaczego wybrałam jego zamiast ciebie.
- Po prostu się doigrałeś – odparłam sucho.
- Słucham? - miał zdziwioną minę – dlaczego tak sądzisz?
- Potraktowałeś mnie jak jakąś pierwszą lepszą – powiedziałam krzyżując ręce – myślisz tylko, żeby mnie przelecieć i wrócić do stałego ciepełka, jakie zapewnia ci Sandra – odwróciłam twarz w drugą stronę, bo miałam ochotę się rozpłakać. Naprawdę zdałam sobie sprawę, że on w taki sposób mnie postrzega.
- Czy ty zwariowałaś? - usłyszałam tuż nad swoim uchem. Kiedy obracałam twarz z powrotem w jego stronę napotkałam jego oczy kilka centymetrów od siebie – ubóstwiam cię, adoruję, pożądam, szaleje za tobą – wyszeptał na jednym tchu i delikatnie potarł swój nos o mój – co ja mam zrobić, byś uwierzyła, że nie jesteś mi obojętna?
- Przestać oszukiwać swoją narzeczoną – odparłam. Przestałam racjonalnie myśleć w momencie, gdy dotarła do mnie woń jego perfum i głębia jego oczu.
- Chcesz, żebym się z nią rozstał? - spytał. Mówiąc to lekko musnął ustami moją dolną wargę. Był tak blisko, tak na mnie działał.
- Nie chcę nikomu mieszać w życiu – odparłam wciąż patrząc mu w oczy – nie chcę stać się przyczyną czyjegoś nieszczęścia – czułam jak opuszkami palców dotyka mojego ramienia. Parzył. Już byłam w piekle – nie chcę, żeby ktoś przeze mnie cierpiał – jego palce kreśliły teraz linie na moim obojczyku – chcę się zakochać na nowo w kimś, kto się nami zaopiekuje. W kimś, kto stanie się prawdziwym ojcem dla Ali – szepnęłam. Mój oddech stał się płytszy i o wiele cięższy. Serce dostawało palpitacji. Jakieś dziwne uczucie gorąca i ekscytacji rozchodziło się falami po moim wnętrzu – jeżeli mnie pragniesz to dostaniesz mnie jedynie w pakiecie z moją córką, rozumiesz? - ulegnę mu. Wiedziałam to w momencie, gdy przekroczyłam próg tego domu. Nie będę w stanie panować nad sobą.
- Zrobię dla ciebie wszystko – powiedział cicho bardzo niskim głosem – zaczarowałaś mnie, Moni. Pragnę tylko ciebie – poczułam jego dłoń na swoim zarumienionym policzku. Przymknęłam powieki – wiem przez co przeszłaś. Wiem, czego oczekujesz – dodał – dam ci to wszystko. Dam WAM to wszystko – otworzyłam oczy chcąc doszukać się w jego spojrzeniu ziarenka prawdy. Kryło się w nich pożądanie, lecz gdzieś w zakamarkach tej czekoladowej głębi dostrzegałam szczerość. Czy byłby w stanie obdarzyć nas takim uczuciem?
- Chciałabym, żebyś mnie kochał – wyszeptałam tuż przy jego ustach, których miałam chęć zasmakować – i byś kochał Alicję.
- Ja już was kocham – powiedział bez zastanowienia. Sam był chyba zaskoczony swoimi słowami, gdyż jego źrenice się nieco rozszerzyły. Nie trwało to jednak zbyt długo, by jego twarz się rozpromieniła – sam nawet nie wiem, kiedy to się stało – zaśmiał się krótko – nie wiem, kiedy poczułem, że stałyście się moim celem.
Uwierzyłam mu? Nie byłam tego pewna. Mógłby nawet teraz powiedzieć, że jedynie mnie pożąda. Nic mnie w tym momencie nie obchodziło. I tak mu się oddam.

- Potrzebuję cię, Gregor – szepnęłam po raz kolejny. Nie czekałam długo na jego reakcję. Po chwili poczułam na swoich wargach jego zdecydowany i głodny pocałunek.

**
Moje Drogie!
Dziękuję za komentarze, których ostatnio otrzymałam dość sporo jak na mnie. Zmotywowały mnie one do napisania kolejnego rozdziału ^^
Nie wiem kiedy pojawi się tu coś nowego. Jestem zawalona pracą na uczelni a w weekend wyjeżdżam i nie mam pojęcia, czy wezmę ze sobą laptopa. Ale czekajcie :)

piątek, 8 maja 2015

9. Randka

10. rano, na dworze wiosna tętni życiem, ludzie spacerują wspólnie i delektują się pierwszymi w tym roku lodami a ja dochodziłam właśnie do drzwi restauracji, gdzie spędzę najbliższe 8 godzin w pracy. Fantastycznie. Chyba się trochę jednak rozleniwiłam w tej Warszawie.
Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i nacisnęłam klamkę „Le Ciel”. W pomieszczeniu jak zwykle o tej porze panował niewielki ruch. Westchnęłam głośno. Chęć rozłożenia leżaka na moim balkonie, zrobienia sobie dobrego drinka i powrót do czytanej książki burzyła perspektywa przebywania w kuchni, gdzie cały czas jest parno, muszę znosić cierpliwie zaloty swojego przełożonego, wyrabiać się z zamówieniami i dodatkowo starać się unikać pewnego skoczka narciarskiego, który zdecydowanie zaszedł mi za skórę.
Niemniej jednak wymusiłam na swe usta delikatny uśmiech i ruszyłam w stronę zaplecza witając się w przelocie z kilkoma kelnerkami i barmanem. Pierwszy cel? Przebrać się w pomieszczeniu socjalnym i zwinąć się do kuchni tak, by nie natknąć się na Schlierenzauera. Pchnęłam mosiężne drzwi mając ten chytry plan w głowie i wpadłam z impetem na kogoś próbującego udać się w przeciwnym kierunku. Podniosłam niepewnie wzrok, modląc się w duchu, by nie był to on, lecz moja misja zakończyła się fiaskiem.
- Proszę bardzo. Jeszcze dobrze nie zaczął się dzień a już spotykają mnie same przyjemności – usłyszałam jego frywolny ton. Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam zęby i próbowałam go ominąć, jednak bezskutecznie.
- Przepraszam, mógłbyś się przesunąć? - spytałam grzecznie – zaraz będę spóźniona.
- Chciałem ci przypomnieć, że jestem twoim pracodawcą i okazując ci moje dobre serce nie będę gniewał się za twoje spóźnienia – spojrzałam na niego przymrużając brwi. Jego usta rozszerzały się w zawadiackim uśmiechu.
- Dziękuję za litość, ale to nie twojego gniewu się boję a raczej Marka – odparłam po raz kolejny chcąc obok niego przejść.
- Jestem pewien, że on tym bardziej nie będzie się na ciebie złościł – powiedział łapiąc mnie lekko w talii i powstrzymując przed ucieczką od niego – tęskniłem – dodał jak gdyby nigdy nic mierząc mnie czekoladowym spojrzeniem. Gdyby nie odrobina godności jaką jeszcze w sobie zachowywałam z ochotą bym mu uległa.
- Zamknij się debilu, bo nie jesteśmy tu sami – powiedziałam dość głośnym szeptem rozglądając się nerwowo wokół, czy aby nie kręci się gdzieś tu Sandra.
- Spokojnie, wyjechała na kilka dni w delegację – odpowiedział. Czytał mi w myślach, czy co? - a poza tym może byś odzywała się do mnie z większym szacunkiem, hmm? Na przykład: „tak, Gregor” a potem: „oczywiście, że zgodzę się z tobą wyjść wieczorem do kina” - w tym momencie popatrzyłam na niego jak na totalnego idiotę, za którego zresztą właśnie go uważałam. Natomiast sam szatyn wciąż się we mnie intensywnie wpatrywał, zagradzając tym samym drogę do szatni.
- Wieczorem opiekuję się dzieckiem, to raz – powiedziałam – jestem już umówiona na jedną randkę i to z Markiem – poruszył się nerwowo na dźwięk imienia bruneta a jego cwany uśmieszek zniknął z ust – a po trzecie to nigdy w życiu bym z tobą nigdzie nie wyszła – dodałam dobitnie. Przez chwilę mrugał tępo powiekami nic nie mówiąc.
- Dobrze. W takim razie możemy przejść od razu do gorącego bara-bara zaraz jak Ala pójdzie spać – otworzyłam usta nie dowierzając co właśnie oznajmił ten burak. Krew się we mnie zagotowała a na policzki wstąpiły rumieńce. Potrzebowałam kilku sekund, by mu odpowiedzieć. Popatrzyłam na niego kokieteryjnie i przygryzłam wargę. Przysunęłam się nieco bliżej, tak, by mógł poczuć mój oddech na swojej szyi i szepnęłam mu do ucha zalotnym głosem:
- Wiesz Gregor, chyba podniecają mnie bardziej...dorodniejsi i lepiej zbudowani faceci – powiedziałam powoli – ale jeżeli Sandra lubi szybkie podejście do sprawy to bierz ją kiedy i gdzie chcesz, bo ja nie jestem taka łatwa za jaką mnie uważasz – po tych słowach mogłam ze spokojem udać się do socjalnego. Z triumfalnym uśmiechem na ustach pozostawiłam przy drzwiach wciąż osłupionego szatyna. Moje zwycięstwo nie trwało jednak zbyt długo, gdyż zaraz ujrzałam jego czuprynę tuż przy wejściu. Miałam ochotę coś mu zrobić, bo w tym momencie rozpinałam guziki swojej koszuli i było widać kawałek znajdującej się pod nią bielizny.
- Gregor, do jasnej cholery! - warknęłam.
- Wpadnę wieczorem o 19.00 – powiedział omiatając mnie wzrokiem. Jeszcze chwila a chyba w niego czymś rzucę – przywiozę coś dobrego do jedzenia – dodał i puścił mi oczko.
- Nie zapraszałam cię – powiedziałam krzyżując ręce.
- Ale ja przyjadę do Alicji. Chyba mam prawo ją odwiedzić.
- Niby jakie? - odparłam ironicznie.
- Jestem jej kumplem a poza tym mam dla niej niespodziankę – powiedział z uśmiechem.
- Gregor..
- Fajnie, że się dogadaliśmy – przerwał – do zobaczenia wieczorem, piękna – nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć już go nie było.

Zwariuję z nim. Po co on wchodzi z butami w moje życie? Jaki ma w tym cel? Zrobić sobie małą odskocznię od Sandry, uwieść mnie a potem rzucić i szukać kolejnej zdobyczy? Nie chcę być z nim w ten sposób. Co za głupi irytujący imbecyl. Zwykły cwaniak, co myśli, że może mieć każdą kobietę. Auć! Spojrzałam na palce u lewej ręki, z których właśnie obficie zaczęła tryskać krew.
- Cholera! - syknęłam pod nosem i zaczęłam rozglądać się za jakimś kawałkiem papieru, by powstrzymać krwawienie. Z niebiańską pomocą przyszedł mi Mark.
- Pokaż to – złapał mnie delikatnie za poszkodowaną dłoń i przypatrzył się uważnie – niezła jesteś, ścięłaś sobie trzy palce naraz – powiedział – spokojnie, rozcięcia nie są głębokie. Chodź, trzeba to dać pod zimną wodę – nie komentując jego słów, udałam się wraz z nim do szafki ze zlewem. Dzięki zimnej cieczy chodź na chwilę mogłam poczuć ulgę.
- Coś ty taka blada? - spytał mnie żartobliwie przyglądając się mojej twarzy. Nie mogłam wydobyć z siebie słów. Nagle zabrakło mi powietrza i zaczęłam głęboko oddychać opierając się wolną ręką o blat.
- Moni, wszystko w porządku? - tym razem odezwał się już zaniepokojony. Spojrzałam na niego. Jego twarz zaczęła mi się powoli rozmazywać przed oczami, poczułam jakbym traciła panowanie nad swoim ciałem, wydawałam się zamroczona a następnie tak po prostu odpłynęłam.

- Monika, Monika! - ktoś krzyczał nad moim uchem. Niemrawo podniosłam powieki. Stali nade mną Mark i Gregor, którzy patrzyli na mnie z troską. Ten drugi trzymał moje nogi uniesione ku górze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byliśmy w biurze a ja leżałam na kanapie obok biurka.
- Monika, kurcze, odezwij się do nas wreszcie – usłyszałam zdesperowany głos bruneta.
- Co się stało? - wychrypiałam. Spostrzegłam wyrazy ulgi na ich twarzach.
- Zemdlałaś, chyba na widok krwi – odpowiedział Mark – jak się czujesz? Lepiej ci?
- Tak, już chyba tak – odparłam – ale narobiłam sobie siary – westchnęłam głośno. Obaj zaśmiali się na ten komentarz. Widząc, że już po raz kolejny nie zemdleję, Gregor ułożył moje nogi na kanapie.
- Przyniosę ci wody – powiedział po chwili. Miałam wrażenie, że w jego oczach jeszcze przed momentem malował się autentyczny strach. Naprawdę tak się mną przejął?
Szatyn wyszedł zapewne do kuchni po szklankę wody. Mark przysiadł obok mnie na kanapie. Próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej.
- Nawet nie próbuj – usłyszałam jego stanowczy ton – zaraz znowu możesz dostać zawrotów głowy.
- Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło – odpowiedziałam szczerze – nie ma to jak zemdleć przez głupią krew – zaśmiał się krótko.
- Przestań, każdemu się zdarza. Dobrze, że to nie byłem ja, bo to już byłby zupełny obciach – tym razem to ja zaśmiałam się wesoło szturchając go w ramię.
- Tylko się teraz ze mnie nie nabijaj – powiedziałam cicho.
- Gdzież bym śmiał – odparł, unosząc ręce w geście protestu. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę. Zauważyłam iskierki w jego oczach.
- Moni? - zaczął niepewnie. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
- Tak?
- Co powiesz na to, żebyśmy wybrali się na to spotkanie...dzisiaj? - otworzyłam lekko usta. Trochę zaskoczył mnie tą propozycją.
- Dzisiaj? - spytałam – wiesz, zostanie trochę mało czasu na przygotowanie się – stwierdziłam na co on się uśmiechnął.
- Nie musisz się wcale jakoś specjalnie stroić. I tak jesteś śliczna – chyba nie do końca przemyślał to, co chciał powiedzieć, gdyż wyraźnie się speszył i spuścił wzrok.
- Mark, to nawet nie chodzi o to – odparłam starając się pokazać, że nie dostrzegłam jego zażenowania – z kim ja tak na ostatnią chwilę zostawię Alę? - popatrzyłam na niego.
- No tak, w sumie o tym to nie pomyślałem – podrapał się po głowie.
W tym momencie do głowy przyszedł mi znakomity pomysł. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem.
- Wiesz co, chyba znalazłam rozwiązanie – powiedziałam posyłając mu promienny uśmiech – będę miała opiekę dla Ali, więc możesz wpaść po mnie około 20.
- Naprawdę? To..fantastycznie – odparł chyba tak samo nieco zaskoczony – w takim razie jesteśmy umówieni.
- Jesteśmy – powtórzyłam. Następnie do pomieszczenia wrócił Schlierenzauer. Niemalże od razu spostrzegł całkiem miłą atmosferę jaka wytworzyła się między mną a Markiem. Widziałam to w jego oczach. Zacisnął szczękę tak, że teraz jego kości policzkowe były wyraźnie widoczne.
- Przyniosłem ci tą wodę – powiedział nieco ironicznym tonem. Spojrzałam na niego spod byka.
- Dziękuję – odparłam cierpko, biorąc łyk ze szklanki, którą mi podał. Jestem ciekawa, kto dzisiaj wygra bitwę, Panie Idealny. Ja tak łatwo się nie poddaję.

Zaczęłyśmy właśnie z Alą suszyć włosy, kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Mamusiu, ja pójdę otworzyć! - krzyknęła uradowana dziewczynka, wyrywając mi się z objęć.
- Luśka, poczekaj. Nie wiemy kto to – zaniepokojona podążyłam zaraz za córką. Nie znosiłam kiedy tak wyrywała się do otwierania drzwi obcym. To było niebezpieczne. Zawiązałam szczelniej szlafrok i przekręciłam zamek.
- Gregor! - zawołała wesoło wskakując w ramiona szatyna. Ten wydawał się wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy i ochoczo przytulił małą do siebie.
- Cześć łobuziaku – uśmiechnął się do niej – jak tam twoja ręka? - spojrzał uważnie na wciąż jeszcze widniejący gips.
- Już lepiej. Mama mówi, że pan doktor już niedługo zdejmie mi gips – odpowiedziała.
- No to super. Przecież obiecałem ci prawdziwy trening na skoczni – puścił do niej oczko i postawił dziewczynkę ostrożnie na podłodze.
- Ala, chodź. Musimy dosuszyć włosy – zwróciłam się do małej i złapałam ją za rękę. Spojrzałam na nadal stojącego w drzwiach szatyna. Przyglądał mi się tajemniczo.
- Myślałem, że mnie chociaż w ubraniu przyjmiesz – uśmiechnął się zawadiacko – a tutaj wychodzisz prosto z kąpieli, jeszcze z mokrymi włosami – mimowolnie sięgnął swoją dłonią, by ując kilka kosmyków moich włosów swobodnie opadających na ramiona. Przeszedł mnie dreszcz.
- Przyniosłem wino i jakieś danie z kuchni włoskiej na wynos – mówiąc to jego wzrok powędrował w kierunku siatki, którą trzymał w drugiej ręce – i mały prezent dla Ali – dodał.
- Dla mnie? A co to takiego? - odezwała się i z nieukrywaną ciekawością wpatrywała w kolejną torbę.
- Nie musisz przynosić jej żadnych prezentów – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy – a ty Ala mogłabyś chociaż udawać, że jesteś dobrze wychowana – zwróciłam się do córki.
- Daj spokój, przecież to tylko zabawka – odpowiedział niczym niewzruszony i nachylił się do dziecka – proszę bardzo, księżniczko. Mam nadzieję, że ci się spodoba – podał jej kolorową torebkę.
- Dziękuję – odpowiedziała uprzejmie. Mała cwaniara. Ala postawiła ją na ziemi i zdrową ręką niemalże natychmiast zajrzała do środka, by sprawdzić, co też dostała. Po chwili wyciągnęła z niej prostokątne pudełko, w którym widniała lalka-niemowlę.
- Mamusiu! To ta sama, którą pokazują w telewizji! - krzyknęła przeszczęśliwa. Spojrzałam na zabawkę. Rzeczywiście. To lalka, którą już dawno sobie upatrzyła i która była bardzo droga. Spojrzałam ponownie na uśmiechniętego szatyna.
- Gregor, wiem, ile ona kosztowała – powiedziałam całkiem poważnie. On również na mnie spojrzał.
- Nie przesadzaj. Stać mnie na takie rzeczy – odparł – a poza tym chciałem zrobić Ali niespodziankę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zawołała ucieszona i objęła skoczka prawą rączką, by ucałować go w policzek. Zarówno ja jak i sam szatyn byliśmy nieco zdumieni tą sceną.
- Naprawdę nie ma za co – powiedział do dziewczynki i po raz kolejny mocno ją do siebie przytulił. W jego oczach malowała się jakby...satysfakcja. Taki niewinny i szczery gest ze strony dziecka po prostu go wzruszył. Przyłożyłam dłoń do ust i przygryzła piąstkę. Miałam ochotę się rozpłakać. Dlaczego? Bo w tym właśnie momencie Schlierenzauer uczynił coś, czego od zawsze marzyłam dla mojej córki. Ojcowskiej troskliwości. Ciepła. Chęci sprawienia radości. To, co powinien robić Karl. Zdałam sobie jednocześnie sprawę, że moje pragnienie nie może zostać spełnione. Gregor nie jest jej ojcem, a w przyszłości planuje założenie własnej rodziny. I to z Sandrą.
Poczułam jego wnikliwe spojrzenie na sobie. Zmarszczył delikatnie brwi.
- Coś się stało? - spytał. Wzięłam głęboki oddech i posłałam mu lekki uśmiech.
- Nie, nic. Idźcie się w takim razie pobawić a ja będę się szykować – powiedziałam nie biorąc pod uwagę faktu, że Gregor przecież jest moim gościem a nie opiekunem Ali.
- Dobrze, naleję nam wina – oznajmił wesołym głosem. Udałam się z powrotem do łazienki, gdzie dokończyłam suszenie włosów.

- Co ta mama tyle czasu robi w łazience? - spytałem dziewczynkę układając kolejny klocek na naszym nowo wybudowanym zamku.
- Stroi się – odpowiedziała nie przerywając swojego zadania, na którym skupiała się od kilkunastu minut. Zerknąłem z zainteresowaniem na dziewczynkę.
- Stroi się? Ale po co? - po raz kolejny się do niej zwróciłem.
- No przecież na randkę – zawołała i szeroko się do mnie uśmiechnęła. W tym momencie kompletnie niczego nie rozumiałem. Sięgnąłem po kieliszek wina i upiłem niewielki łyk.
- Mama powiedziała ci, że mamy randkę? - mała popatrzyła się na mnie jak na jakiegoś pajaca. Wstała i zdrową ręką złapała się pod bok.
- A ty też ją zapraszałeś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jak to ja też? O co tu właściwie chodziło?
- No w sumie to nie zapraszałem jej na randkę, ale...po prostu się z nią umówiłem – wyjaśniłem. Alicja ułożyła usta w dzióbek i chyba się nad czymś zastanawiała.
- No to ja już niczego nie rozumiem – uczyniła teatralny gest ręką i z powrotem usiadła na podłodze. Po chwili obok dziewczynki zaczął krążyć nieduży kotek, który wskoczył jej na kolana i zażądał pieszczot.

Już miałem wypytywać ją dalej, kiedy usłyszałem jak drzwi do łazienki się otworzyły i wyszła z niej Monika. Tylko nie wyglądała już tak jak kilkadziesiąt minut temu. Miała na sobie koronkową wpadającą w zieleń czy coś sukienkę z paskiem wokół talii. Nie sięgała jej nawet do kolan dzięki czemu wyeksponowała jej piękne nogi. Na włosach miała zrobione delikatne loki. Zauważyłem też starannie nałożony makijaż. Całą jej olśniewającą postać dopełniały kremowe szpilki. Zatkało mnie.
- No i jak wyglądam? - spytała lekkim tonem okręcając się wokół i patrząc to na mnie to na Alę.
- Wspaniale! - krzyknęła dziewczynka i zaczęła klaskać w dłonie. Ja nadal nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Znów wziąłem do ręki kieliszek i wypiłem go do dna.
- Gregor? - odezwała się i spojrzała na mnie zalotnie – podoba ci się? - patrzyłem na nią osłupiały. O tak. Właśnie rozbudziłaś wszystkie moje zmysły, kochana.
- Wyglądasz prześlicznie – bosko, seksownie, diabelsko kusząco. Posłała mi jedynie łobuzerskie spojrzenie.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się.
- Spodziewasz się jeszcze kogoś? - spytałem zdezorientowany.
- No przecież mówiłam ci, że mama idzie na randkę – spojrzałem na zupełnie szczerze mówiące dziecko. Z kim do cholery?! Przecież była umówiona ze mną. Przeniosłem wzrok z młodszej na starszą.
- Czemu się tak patrzysz? W końcu chciałeś odwiedzić Alę – odpowiedziała na moje nieme pytanie – jesteś jej kumplem – dodała i poszła otworzyć drzwi. Zacisnąłem pięści. Czy ona właśnie zrobiła mnie w balona? Jeżeli tak to chyba się wściekłem. W korytarzu usłyszałem ciche głosy a za moment do pokoju ponownie wkroczyła Monika a tuż za nią Mark. Zaraz, nie no naprawdę?
- O, cześć Gregor – wydawał się szczerze zaskoczony moją obecnością w mieszkaniu Gellert.
- Cześć, Mark – przywitałem się sucho. Obaj patrzyliśmy się na siebie z wrogością w oczach, co chyba nie umknęło Monice.
- Widzisz, Mark? Mówiłam ci, że znajdę dla małej odpowiednią opiekę – już ja ci dam opiekę. Tylko tu wróć a pokażę ci z kim chciałabyś chodzić na randki – Gregor dziś wspominał, że chciałby spędzić trochę czasu z Alą. Chyba się polubili – uśmiechnęła się do mnie znacząco. Pożałujesz tego. Doprowadzę cię dzisiaj do szału. Nie igra się z Gregorem Schlierenzauerem.
- W takim razie idziemy? - brunet spojrzał z czułością na Polkę. Miałem ochotę strzelić go po ryju.
- Jasne, tylko wezmę kurtkę – powiedziała i podeszła do córki, by ucałować ją w czoło – bądź grzeczna, bo Gregor więcej nie będzie do ciebie przychodził – pogłaskała ją po główce.
- Dobrze mamusiu, bawcie się dobrze – brunetka uśmiechnęła się dziewczynki.
- Będę przed północą – oznajmiła patrząc w moją stronę. Nic się nie odezwałem. Ok, a po północy będziesz moja.
Monika chwyciła swoją torebkę i oboje udali się na korytarz. Wstałem i poszedłem za nimi.
- Spokojnie, położę ją niedługo spać – powiedziałem opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce. Nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Doskonale wiedziała, że mam ochotę ją zamordować.
- Dobranoc, Gregor – odezwał się Mark. Nie odpowiedziałem. Brunetka chwyciła kurtkę i oboje opuścili mieszkanie.
- To w co będziemy się teraz bawić? - u mego boku pojawiła się Alicja. Uśmiechnąłem się. Jej widok zadziałał na mnie kojąco. W końcu nie mogłem wyżywać swojej frustracji na niewinnym dziecku. Schyliłem się i uniosłem dziewczynkę na ręce.
- A w co byś chciała? - spytałem wesoło i pocałowałem ją w czółko.

- Może pobawimy się w dom? Ty będziesz moim mężem. Mam taki duuuuuży domek dla lalek – powiedziała uradowana a ja po raz kolejny się uśmiechnąłem. Razem z dziewczynką udaliśmy się do jej pokoju. W mojej głowie krążyły myśli związane tylko z jedną osobą. Udowodnię jej, kogo naprawdę pragnie.

** 
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Nie mam ostatnio weny i nie potrafię skleić czegoś sensownego. Mam nadzieję, że wybaczycie :)

niedziela, 3 maja 2015

8. Nie ma jak w domu

- Hej, Monika. Mówię do ciebie – mrugnęłam kilka razy powiekami i na nią spojrzałam – co ty tak głową w obłąkasz bujasz? - spytała. Uśmiechnęłam się do niej blado.
- Wydaje ci się – westchnęłam – wszystko jest w porządku – odpowiedziałam. Kaśka przyglądała mi się z zaciekawieniem. To spojrzenie zawsze przewiercało mnie na wylot. Nigdy nic nie mogłam przed nią ukryć.
- No wiesz, jestem twoją siostrą – oznajmiła jakby właśnie się o tym dowiedziała – komu jak nie mi możesz się wygadać? - oparła się o łóżko i upiła łyk swojego piwa. W tle leciała składanka „Comy”.
- Kaśka, nie wiem o co ci chodzi – odparłam – w Innsbrucku wszystko układa się dobrze. Mam niezłą pracę, sporą pensję, mieszkanie. Ala chodzi do przedszkola i szybko się zadomowiła. Szkoda tylko, że miała ten nieszczęsny wypadek – dodałam.
- Świetnie, ale dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi – zmarszczyła brwi – odkąd tu przyjechałyście zachowujesz się jakoś dziwnie. Mało rozmawiasz. Wyglądasz jakbyś była zupełnie gdzieś indziej – milczałam – powiesz mi wreszcie, o kogo chodzi?
- Jak to o kogo chodzi? Kaśka, co ty sobie znowu ubzdurałaś? - powiedziałam nieco zirytowana, biorąc kilka łyków gorzkiego napoju.
- Znam cię, Moni. Wiem, kiedy coś jest na rzeczy – spojrzała na mnie uważnie – ostatni raz w takim stanie widziałam cię, kiedy zakochałaś się w Karlu – moje serce na chwilę zwolniło rytm słysząc na głos to imię. Wzdrygnęłam się. - więc tym razem też musi kryć się za tym jakiś facet.
- Nikt się nie kryje, nikogo nie mam i się wreszcie odczep – przerwałam jej. Kaśka zawsze lubiła wtrącać się w nie swoje sprawy. A szczególnie w moje. Chociaż, biorąc pod uwagę wieloletnie doświadczenie, wsadzanie nosa w moje życie zwykle wychodziło mi na dobre. Nikt tak jak ona nie potrafił pomóc mi w razie problemów czy udzielić mi zwykłej porady. Kasia od dzieciństwa była moim aniołem stróżem. Razem z Alkiem. Co jak co, ale moje starsze rodzeństwo niejednokrotnie zastępowało mi rodziców.
Spojrzałam na blondynkę.
- Przepraszam. Nie powinnam na ciebie krzyczeć – odparłam nieco skruszona i spuściłam wzrok.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, pamiętaj o tym – powiedziała – po prostu martwię się o ciebie. Mieszkasz tak daleko od Warszawy, widujemy się dosłownie kilka razy w roku. Chcę wiedzieć, czy na pewno nic cię nie trapi, że jesteś szczęśliwa – dodała, patrząc na mnie troskliwie. Przysunęłam się do niej i oparłam głowę o jej ramię, tak jak to zwykłam robić, gdy byłam mała.
- Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałą córkę. Jesteśmy zdrowe. Nie masz się czym martwić – odparłam.
- No właśnie. A twoja córka potrzebuje ojca – odpowiedziała – dziewczyno, masz 25 lat, jesteś młoda i śliczna. Czemu do tej pory nie znalazłaś sobie jakiegoś chłopaka?
- Bo samotnej matce nie jest tak łatwo znaleźć odpowiedniego faceta, który w dodatku chciałby wychowywać obce dziecko – odparłam – a poza tym nie szukałam.
- I nikt do tej pory nie wpadł ci tam w oko? - szturchnęła mnie lekko w bok. Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdybyś tylko wiedziała, siostrzyczko.
- Spadaj – odgryzłam się – nic ci nie powiem – ona obróciła twarz tak, by była naprzeciwko mnie.
- Ej, no nie bądź taka. Przystojny jest? I chociaż bogaty? - parsknęłam śmiechem. Te dwa atrybuty były najważniejszymi w kategoryzacji płci męskiej przez Katarzynkę. Może dlatego jej związki kończyły się fiaskiem i do tej pory nie odnalazła miłości swojego życia.
- Przede wszystkim nie jest dla mnie. Ma narzeczoną – jej usta wyrażały wielkie „o”. Nie była przygotowana na taką odpowiedź.
- No ale..stało się coś między wami? - spytała.
- Na Boga, nie! - odparłam natychmiast – my tylko...się całowaliśmy – dodałam.
- Co? Jejciu! No ale kim jest ten tajemniczy wielbiciel? - ciągnęła rozentuzjazmowana.
- Kaśka, żaden wielbiciel. On jest zajęty – dodałam z naciskiem – nic takiego więcej się między nami nie wydarzy.
- Ale ty chciałabyś, żeby między wami było coś więcej, mam rację? - zerknęłam na nią. I co miałam jej odpowiedzieć?
- I co z tego – westchnęłam – już ci mówiłam, że ma narzeczoną. Poza tym to wszystko jest niemożliwe.
- No ale co ci powiedział? - spytała – wyznał ci miłość czy jak?
- Jeszcze tego by brakowało – stwierdziłam ironicznie – niczego mi nie deklarował. I całe szczęście. Nie mam zamiaru wchodzić z butami w czyjś związek – spojrzałam na nią poważnym wzrokiem – to wydarzyło się raz, było nieprzemyślane i nie będziemy do tego wracać.
- Oj, Moni – poczułam jak siostra obejmuje mnie ramieniem i lekko do siebie przytula – no ale musiałaś się mu spodobać skoro doszło do takiej sytuacji – dodała – może on tak naprawdę jej nie kocha.
- Bo nie kocha – Kaśka znowu się ode mnie oderwała i znowu spojrzała na mnie wymownie.
- No to na co ty czekasz, dziewczyno? - spytała retorycznie – skoro jej nie kocha to znaczy, że się z nią męczy. Jeśli was do siebie ciągnie to..
- On jest moim szefem, rozumiesz? - przerwałam jej – a jego narzeczona jest menadżerką tej restauracji. Przecież gdyby coś się między nami wydarzyło to byłby skandal – oznajmiłam.
- Toś ty się dopiero wpakowała, siostra – pokręciła głową z lekkim uśmiechem – czy ty nie możesz zakochać się w jakimś normalnym wolnym facecie? Takim przeciętnym.
- Ja w nikim się nie zakochałam – po raz kolejny mój głos przepełniony był podirytowaniem.
Po chwili drzwi do pokoju się uchyliły i do pomieszczenia wszedł Alek.
- Dziewczynki, mam dla was pizze – powiedział rozbawiony i postawił na podłodze trzy wielkie pudełka pizzy. Kaśka aż zacierała ręce na widok jej ulubionego przysmaku a ja się zaśmiałam.
- Ponoć jesteś na diecie – stwierdziłam kwaśno. Kaśka przeszyła mnie morderczym spojrzeniem.
- Siedź cicho, bo nie dostaniesz ani kawałka – odparła kąśliwie i otworzyła pierwsze pudełko.
- Zaraz tu wpadną Tomek z Kamilą. I alkoholem – powiedział ucieszony. Przewróciłam oczami. Dobrze, że zaprowadziłam Alę do mieszkania rodziców. Alek zajął miejsce między nami obiema i wyciągnął ramiona, by nas objąć.
- Nareszcie mam swoje dwie ukochane siostrzyczki razem – westchnął i zamknął nas w swoim niedźwiedzim uścisku.
- A wiesz, że Moni nam się zakochała? - mój brat popatrzył to na nią to na mnie a potem utkwił swe spojrzenie wyłącznie we mnie.
- Monika, o co chodzi? - spytał całkiem poważnie. Znałam ten ton. Mieszkaliśmy razem przez 5 lat. Znał Karla bardzo dobrze i wiedział, co mi robił. Kiedy przychodziłam do niego z płaczem mówiąc, że już nie mam na to wszystko sił, nie raz chciał do niego biec i zbić go na kwaśne jabłko. Ledwo go wtedy powstrzymywałam. Nie dziwię mu się teraz, że na słowa „Monika znalazła sobie faceta” włącza mu się instynkt ostrzegawczy.
- Alek, o nic nie chodzi. Kaśka sobie coś ubzdurała – odpowiedziałam biorąc kilka łyków piwa i kawałek pizzy w rękę. Czułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie.
- Proszę cię, nie ściemniaj – odezwała się moja siostra – całowała się z własnym szefem.
- Kaśka, do cholery! - krzyknęłam wściekła. Nie powinna mówić tego Alkowi. Nie powinna, bo..
- Masz romans z Gregorem Schlierenzauerem? - spytał. Widziałam zdumienie na jego twarzy. Właśnie dlatego nie powinien wiedzieć. Alek doskonale zdaje sobie sprawę kim jest mój szef. Przecież to największy kibic skoków.
- Boże kochany, nie mam z nim żadnego romansu – krzyknęłam – to była jedna głupia sytuacja. Chwila słabości. Moglibyście nie wtrącać się wreszcie w moje sprawy? - rzuciłam patrząc to na jedno to na drugie. Milczeli.
- Dobrze, ale powiesz mi gdyby coś siedziało, ok? - spytał. Patrzył na mnie troskliwie. W przeciwieństwie do Kaśki, jeśli mówiłam „NIE” to Alek zawsze potrafił to zrozumieć.
- A kim jest ten cały Gregor Schlierenzauer? - spytała po chwili moja siostra.
- Kaśka, zamorduje cię!
- To jeden z najlepszych na świecie skoczków narciarskich – odpowiedział mój brat. Spojrzałam na niego wymownie – tyle, że z tego co wiem to ma narzeczoną.
- Skoczek narciarski? - powtórzyła, wybałuszając oczy – o kuźwa, to on musi być mega bogaty – dodała.
- Prowadzi kilka biznesów, prawda Moni? - spytał mnie. Posłałam mu jadowite spojrzenie i nic nie odpowiedziałam – restauracja, w której pracuje jest także jego własnością.
- A po cholerę mu restauracja? - spytała, biorąc gryza pizzy.
- Bo może lubi gotować? - odpowiedziałam ironicznie – ma to ma. Co ci do tego?
- Monika, błagam cię. Tylko nie wpakuj się w jakieś bagno – Alek popatrzył na mnie zdecydowanie. Jego mina wyrażała napięcie.
- W nic się nie wpakuję – odpowiedziałam – między mną a Gregorem nic nie będzie. Jest moim szefem i ma narzeczoną – westchnęłam – zresztą może wreszcie wy znajdziecie sobie jakichś partnerów, co? - spojrzałam na nich – no kurcze, zbliżacie się do 30-stki a tu ani widu ani słychu o żadnym ślubie. I jeszcze na dodatek żyjecie po studencku zamiast być już dawno ustatkowanymi ludźmi– powiedziałam z przekąsem. Miałam nadzieję, że w ten sposób temat Gregora się wreszcie skończy.
- Ej, spadaj – odparła moja siostra – ja nadal czekam na swojego księcia z bajki – odpowiedziała rozmarzonym głosem na co oboje z Alkiem się zaśmialiśmy.
- No ale ty braciszku to już w ogóle powinieneś się wstydzić – westchnęłam i poklepałam go po ramieniu. Uśmiechnął się pod nosem.
- Widzisz, kochana. Ja jak nasza droga siostrzyczka także preferuję przygodny seks – tutaj zirytowana tymi słowami Kaśka potraktowała chłopaka poduszką – ale myślę, że chyba nigdy się nie ożenię. Nie ma na tym świecie odpowiedniej kandydatki dla mnie – podniósł ku górze ręce w geście rezygnacji. Zaśmiałyśmy się obie.
- No nie wiem, czy któraś by cię zechciała – odgryzła się – jakoś do tej pory nikogo tutaj nie przyprowadziłeś.
- Przynajmniej nie przychodzę tu za każdym razem z kimś innym i nie urządzam orgii za ścianą – uśmiechnął się do niej krzywo.
- Zazdrościsz? Skoro słyszysz hałasy zza ściany to powinieneś się domyśleć, że muszę bardzo dobrze każdego z nich zaspokajać – odpowiedziała niczym niewzruszona. Spojrzałam na oboje, ledwo powstrzymując śmiech.
- Wiecie, co ? Oszczędźcie mi szczegółów dotyczących waszego życia seksualnego – powiedziałam wesoło.
- Jakiego życia seksualnego? - odparła Kaśka patrząc wymownie na naszego brata. Ten nie dał za wygraną a rzucił się na nią i zaczął łaskotać.
- Ja ci zaraz dam, Kasieńko – nie miała szans. Alek przygniótł ją swoim ciężarem i zaczął stosować najboleśniejszą torturę - łaskotki. Jak dzieci. Postanowiłam zostawić tych dwóch przygłupów w spokoju i otworzyć drzwi, do których ktoś właśnie się dobijał. Wyszłam z pokoju i przekręciłam zamek. W progu stała roześmiana para tyle niewidzianych przeze mnie przyjaciół.
- Monika! - krzyknęli oboje i porwali mnie w swoje ramiona. Myślałam, że chwilę mnie uduszą, ale cieszyłam się równie mocno na ich widok.
- Nic się nie zmieniłaś – powiedziała Kamila odsuwając się lekko ode mnie i omiatając wzrokiem – tak samo śliczna jak kiedyś.
- Przestań. Gadasz głupoty – odparłam – wejdźcie, zapraszam do środka – oboje weszli w głąb korytarza i zdjęli swoje buty oraz kurtki.
- Przynieśliśmy co nieco na poprawę humoru – powiedział wesoło Tomek pokazując dwie siatki wypełnione czteropakami piwa. Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Pizza czeka w pokoju – powiedziałam – tylko uważajcie, bo tamta dwójka urządza sobie właśnie bitwę na przetrwanie – dodałam ze śmiechem a widząc zdezorientowaną minę Kamili, dodałam – błagam cię, o nic nie pytaj.

Wieczór minął nam w wesołej atmosferze. Tak bardzo się cieszyłam, że mogłam być wreszcie wśród osób, za którymi tak tęskniłam w Austrii. Od kiedy Alek wrócił do Polski nie miałam tam praktycznie do kogo się odezwać. Owszem, miałam kilka dobrych koleżanek, ale to nie to samo. To tu w Warszawie żyli moi najlepsi przyjaciele i dzięki nim zawsze czułam się jak w domu.
Tomek i Kamila są parą od 8 lat, jeszcze od czasów szkoły średniej. Razem z Kamilą chodziłyśmy do jednej klasy od podstawówki. Od zawsze byłyśmy nierozłączne. Kiedy wyjechałam do Austrii, strasznie mi jej brakowało. Przez te 5 lat widywałyśmy się rzadko i utrzymywałyśmy sporadyczny kontakt. Jednak za każdym razem, kiedy przyjeżdżałam do Polski mogłam się do niej odezwać i wiedziałam, że nic się między nami nie zmieni. To chyba nazywa się prawdziwa przyjaźń.
Moje niesforne rodzeństwo na szczęście nie poruszyło tematu Schlierenzauera przy gościach. Byłam im poniekąd wdzięczna, bo musiałabym się im ze wszystkiego tłumaczyć, a to było ostatnim, czego w tej chwili pragnęłam. Sama nie wiedziałam, na czym stoję. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym, co wydarzyło się w ubiegłą sobotę. Ten pocałunek był zakazany. Nie powinniśmy tego robić. I to po raz drugi. Tylko, że tym razem naprawdę tego pragnęłam. Kiedy szatyn dotknął moich ust, poczułam nieziemskie przyciąganie. Chciałam, aby ten moment trwał wiecznie. Podobało mi się to. Tak cholernie mi się podobało.
A potem te jego słowa: „Nie wiem jak masz zamiar dalej żyć z tą świadomością, bo ja już nie umiem. I nie chcę”. I wtedy zrozumiałam. Tak, czułam coś do niego. Nie wiem, czy to miłość czy zwykłe zauroczenie. Lecz wiedziałam, że nie jest mi obojętny. Tylko, że on ma narzeczoną i nawet jeśli coś im się nie układa to nie moja w tym sprawa, by ich rozdzielać. Nie chcę się w nic mieszać.

- Mamusiu, babciu! - krzyczała dziewczynka – wzięły ode mnie chlebek! - uradowana wskazała na staw, gdzie przy brzegu kręciły się łabędzie. Była niezwykle z siebie zadowolona.
- Ala, tylko uważaj, żebyś tam nie wpadła! - odpowiedziałam dziecku. Starałam się nie spuszczać z niej oka.
- Na długo dostałaś to wolne? - spytała siedząca obok mnie mama.
- Na 6 dni. Za 2 dni mamy samolot do Innsbrucka – usłyszałam jak głośno wypuszcza powietrze – mamo, spokojnie. Zaraz będą wakacje i na pewno niedługo znowu przyjedziemy – uśmiechnęłam się do niej pogodnie i pogłaskałam po ramieniu.
- Tak rzadko was widuję. Chciałabym widzieć, jak moja wnuczka dorasta – powiedziała wciąż obserwując bawiące się w oddali dziecko. Wiem, jak bardzo tęskniła za Alą.
- Mamuś, mam tam dobrą pracę. Nie chcę teraz z tego wszystkiego rezygnować – odpowiedziałam – przez 5 lat udało mi się tam wyrobić jakąś pozycję. Ala bez problemu radzi sobie z językiem. Z resztą gdybym nawet ostatecznie chciała wrócić do Polski to czekałby mnie szereg formalności związanych ze zgodą na zabranie jej z Austrii – dodałam – musiałabym znaleźć Karla i go o wszystkim poinformować.
- Wiesz dobrze, że takie rzeczy da się załatwić, jeżeli się bardzo chce – przeniosła na mnie swoje spojrzenie. W jej ciepłych, zielonych oczach malował się smutek – ale ty nie chcesz tutaj wracać.
- Mamo, proszę – powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać - odpowiedziała – a może stoi za tym ten mężczyzna? - spojrzałam na nią wymownie.
- O kim ty mówisz mamo? - spytałam przyglądając się jej uważnie.
- Kasia wspominała, że poznałaś jakiegoś sławnego skoczka narciarskiego – no nie. Obróciłam się w przeciwną stronę i wzięłam kilka głębszych oddechów. Przysięgam, że kiedyś uduszę swoją siostrę.
- Mamo, błagam cię nie słuchaj Kaśki – odparłam nieco podniesionym głosem – ubzdurała sobie, że mam romans z własnych szefem – moja rodzicielka przyglądała mi się wnikliwie. Następnie uśmiechnęła się lekko.
- Nie musisz się tak denerwować, kochanie – powiedziała – czyli ten cały Gregor to jednocześnie twój szef?
- Wszystko ci już wypaplała? - spytałam retorycznie i skrzyżowałam ręce.
- Nie będę cię oszukiwać – powiedziała triumfalnie – Moni, nie mieszaj się w żaden związek z zaręczonym facetem.
- W nic się nie mieszam – powiedziałam – nie mam z nim żadnego romansu.
- Ale się całowaliście – odparła i znów na mnie spojrzała – dziecko, czy ty coś do niego czujesz? Odpowiedz szczerze. Wiesz, że poznaję, kiedy kłamiesz – westchnęłam. Co jak co, ale przed własną matką nic nie ukryję.
- Dobrze – wzięłam głęboki oddech – chyba coś do niego czuję – szepnęłam.
- Co on na to? - spytała rzeczowo.
- To przecież on mnie całował – powiedziałam – mówi, że nie kocha już Sandry, że mu się podobam. Sama już nie wiem, co mam o tym myśleć.
- Nie możesz dać się po raz kolejny omamić – powiedziała poważnie – wiesz co wynikło ze związku z Karlem. Z tego nierozważnego związku – dodała.
- Mamo, dorosłam. Wszystko na co się decyduję jest z myślą o Alicji. Nie wkopię się w nic z żadnym facetem, by nie rozwalić jej dzieciństwa – odparłam. Mama nadal mi się przyglądała.
- To znany sportowiec. Może mieć taką kochankę w każdym mieście, które odwiedza – zabolało. Ale Gregor nie był taki. To normalny człowiek. Wiem, że nie szuka nowych przygód w innych miejscach.
- Nie znasz go – odpowiedziałam.
- A ty go znasz? - spytała – skoro jest w stanie zdradzić swoją narzeczoną to uważasz, że tobie byłby wierny? - dodała – takim facetom nie można ufać. Oni mają wszystko. Domy, samochody, pieniądze. Wszędzie czeka na nich tłum fanek, które z ochotą zajęłyby miejsce tej jego dziewczyny – patrzyła gdzieś przed siebie – nie bądź na tyle głupia, żeby wskakiwać mu do łóżka a potem być pozostawiona na lodzie.
- Mamo, skończmy ten temat – powiedziałam już nieco zażenowana biegiem tej rozmowy – nic między nami nie ma i nie będzie.
- Pamiętaj, że przede wszystkim jesteś matką. To Alicja jest na pierwszym miejscu – dodała.
- Wiem – westchnęłam – nigdy nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić – spojrzałam na moją roześmianą córeczkę. Nie mogę mieszać w jej życiu. Już i tak jest pozbawione ojca. Gregor, jeżeli planujesz coś niestosownego wobec mnie, odpuść.

Wszedłem do restauracji i zdjąłem okulary przeciwsłoneczne. Podszedłem do baru, stawiając na podłodze obok swoją walizkę.
- Cześć, Toni – uśmiechnąłem się i stanąłem przy ladzie – zrobisz mi mocnej kawy? Padam z nóg – powiedziałem i przetarłem zmęczone czoło – idę na zaplecze.
- Przyniosę ci do biura – odpowiedział.
Skierowałem się ku kuchni. Tak bardzo chciałem ją zobaczyć. Stęskniłem się za nią przez ten tydzień. Nie ma to jak wrócić do domu. Z uśmiechem na ustach wszedłem do pomieszczenia i rozejrzałem się po nim w poszukiwaniu dziewczyny. Jednak nigdzie jej nie było.
- Gregor – usłyszałem wesoły głos tuż za sobą – szukałeś mnie? - niechętnie obróciłem się w jej stronę. Przybrałem sztuczny uśmiech. Spojrzałem w jej niebieskie oczy, które już dawno przestały na mnie działać.
- Witaj, Sandra – złożyłem na jej ustach wymuszony pocałunek i objąłem ją delikatnie w talii.
- Stęskniłam się za tobą – powiedziała i wtuliła się w moje ciało. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Ja też, kochanie – skłamałem. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, spytałem:
- Jak tam restauracja? Wszystko w porządku? - udałem, że rozglądam się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Nadal jej nie dostrzegłem.
- Tak, nie masz się o co martwić. Mam wszystko pod kontrolą – odpowiedziała.
- A gdzie Monika? - spytałem siląc się na obojętny ton głosu. To dziwne, że nie ma jej o tej porze w pracy.
- Wyjechała do Polski – odpowiedziała blondynka. Spojrzałem na nią zszokowany.
- Że co?! - niemal krzyknąłem. Moje serce zaczęło bić szybciej. Jak to wyjechała? To niemożliwe. Sandra przyglądała mi się uważnie. Po chwili wahania, odpowiedziała:
- Spokojnie. Pojechała na kilka dni do rodziny. Przecież i tak musiała zostać w domu, żeby opiekować się córką – wyjaśniła. Poczułem jakby kamień spadł mi z serca. Więc pojechała tylko na kilka dni. Wróci.
- Gregor, coś się stało? - spytała nieco zmartwiona.

- Nic skarbie. Jest okej – po raz kolejny sztucznie się do niej uśmiechnąłem i przytuliłem ją do siebie, całując w czubek głowy. Moje myśli krążyły jednak już zupełnie gdzieś indziej.
**
Cześć kochane!
mam nadzieję, że macie udaną majóweczkę. Miłego wiecoru! :)