piątek, 23 października 2015

30. Nadzieja matką głupich

29. Pojęcie szczęścia


Co tak naprawdę daje człowiekowi szczęście?
Ktoś, do kogo możesz się przytulić, kładąc się do łóżka? Dom, pełen ciepła i śmiechu dzieci? Satysfakcja z pracy, z bycia docenianym? A może jednak pieniądze i dobrobyt?
Nigdy do tej pory się nad tym nie zastanawiałam. Może to dlatego, że zawsze w życiu czegoś mi brakowało? Zawsze zapodziewał się gdzieś jakiś istotny element, bez którego to wszystko nie miało sensu. Nie odczuwałam pełni szczęścia, nie wiedziałam, co to za uczucie.
Aż do teraz. Mimo, iż w mojej głowie panowała ogromna pustka a dawne życie odgradzała luka, mogłam szczerze przyznać, że jestem szczęśliwa. Tu, w tym domu, u boku Gregora. Mając jego wsparcie, pomoc i uczucie. Ciesząc się z radości własnego dziecka, którego marzenie wreszcie się spełniło. Bo zyskała kogoś, kto pokochał ją bezgranicznie, jak ja. Zyskała opiekuna i ojca. I w najlepszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że obcy facet może dać jej wszystko to, co powinien własny ojciec. Moją pełnią wszystkiego była ta mała rodzinka, którą stworzyliśmy we trójkę.
- Nie masz dosyć siedzenia na tym piekącym skwarze? - usłyszałam za plecami. Oczywiście wiedziałam, kto stał tuż za mną. Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Nie powinieneś siedzieć gdzieś teraz na belce startowej? - odwróciłam twarz ku szatynowi. Dobrze, że miałam na sobie okulary przeciwsłoneczne, bo słońce rzeczywiście dawało o sobie znać.
- Mamy chwilę przerwy. Chodź na coś zimnego do picia do bufetu – przyjrzałam się osobie skoczka. Nadal miał na sobie srebrny kombinezon, rozsunięty do połowy ciała, co odsłaniało jego umięśnioną klatkę piersiową. Pod jedną pachą trzymał kask, a na szyi miał zawieszane gogle.
- Masz zamiar zabrać mnie tam w tym? - spytałam z rozbawieniem w głosie, wskazując palcem na kombinezon. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Wstydzisz się czy jak? - powiedział to niby pretensjonalnym tonem, ale wiedziałam, że się nie zezłościł. Poza tym, zdradził go uśmiech.
- No wiesz, ludzie się będą na nas dziwnie patrzeć – odparłam.
- Przecież każdy mnie tu zna. A zresztą, codziennie widzą skoczków, którzy chodzą w kombinezonach po całym terenie. - podał mi rękę. - chodź, nie marudź – chwyciłam więc jego wyciągniętą dłoń i wstałam. Swoją drogą moje plecy nieźle odczuły to długotrwałe siedzenie w jednej pozycji. A o innych częściach ciała to już nie wspomnę...

Bergisel, duma austriackich skoków, rozpościerała się dumnie nad miastem. Wszędzie panował pełen profesjonalizm. Dało się tu odczuć, że ośrodek sportowy jest idealnym miejscem dla skoczków narciarskich oraz jednym z najbardziej rozwiniętych na świecie.
Weszliśmy do bufetu, trzymając się za ręce. Miałam wrażenie, że spojrzenia wszystkich pracowników niemal przeszywały mnie na wylot. Spuściłam wzrok, nie chcąc widzieć ich min. Szczególnie mam tu na myśli żeńską część personelu.
- Hej, Gregor! - usłyszeliśmy czyjeś wołanie z kąta, gdzie znajdował się największy stolik, a raczej stół. Siedziało przy nim kilkanaście osób i panowała tam, sądząc po śmiechach i głosach dochodzących, wesoła atmosfera. Największym obiektem zainteresowań była oczywiście moja córka.
- Chodź, tam siedzi cała drużyna – zwrócił się w moją stronę Gregor. Rzeczywiście, rozpoznałam niektórych z nich. Byli to Michael, ten niski brunet obok niego to zapewne Stefan, dalej Thomas, Manuel, drugi Manuel i Andreas. Wszystkich ich zdążyłam poznać dzisiaj, choć ponoć nie było to nasze pierwsze spotkanie.
Oboje z Gregorem udaliśmy się w ich kierunku, a kiedy spostrzegli nasze splecione dłonie, zaczęli wiwatować. Gregor jedynie się zaśmiał, mi natomiast było głupio. Ponownie zerknęłam w stronę bufetu. Dwie młode dziewczyny patrzyły na mnie nieufnie, szepcząc coś do siebie. Pewnie zastanawiały się, kim w ogóle jestem. W końcu jeszcze nie tak dawno skoczek miał narzeczoną...
- No i jak ci się podobał trening? - zagadnął wesoło Stefan, obok którego zajęłam miejsce. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Całkiem nieźle wam poszło – stwierdziłam.
- Tak, szczególnie kiedy Andi mało co nie zaliczył buli – wtrącił rozbawiony Manuel. Ten przystojniejszy.
- Wcale nie! Po prostu dostałem silny podmuch – zaczął się tłumaczyć, marszcząc czoło.
- Raczej za późno wyszedłeś z progu i musiałeś korygować – odparł kolega.
- Lepiej nie cwaniacz, bo zaraz ty zaliczysz, ale glebę – odpowiedział Andreas z udawaną irytacją. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a Manuel uniósł ręce w geście protestu.
Spojrzałam w kierunku Alicji. Wydawała się taka radosna i zadowolona, mogąc przebywać w gronie swoich ulubieńców. Była tak pochłonięta rozmową z Michaelem, że w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Dopiero, gdy Gregor rozłożył ręce i ją zawołał, mała z ochotą się w niego wtuliła.
Wzruszyła mnie ta scena. Gregor usiadł naprzeciwko mnie, więc nie słyszałam dokładnie, co mówił na ucho mojemu dziecku, ale wiedziałam, że z pewnością są to jakieś czułe słowa. Następnie pogładził jej włosy i pocałował w czoło. Alicja z pewnością czuła się przy nim szczęśliwa.
- Co powiecie na zorganizowanie imprezy przed rozpoczęciem sezonu letniego? - zapytał Manuel Poppinger. Wszyscy zwróciliśmy ku niemu twarze.
- Kiedy? - odpowiedział Thomas.
- Nie wiem, najlepiej w tą sobotę. Za tydzień jedziemy do Wisły.
- Dobra myśl! Ostatnia wspólna impreza była... - wtrącił Stefan, a potem podrapał się po głowie – chyba na zakończenie sezonu w Planicy. - dodał.
- A więc czas najwyższy wybrać się do jakiegoś klubu, zamówić parę mocnych drinków i ruszyć na łowy – zatarł ręce Michael. Tym razem to ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Myślałam, że macie dziewczyny – odparłam.
- No przecież my tylko dbamy o nasze fanki – wyjaśnił brunet. Reszta mu ochoczo przytaknęła.
- A ty Gregor? - zwróciłam się do szatyna, który obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
- Dla mnie liczysz się tylko ty – odpowiedział z westchnieniem.
- Dobra, dobra. On się dopiero zakochał, dlatego tak bredzi. My już wiemy, że to król imprez – zaśmiał się Fettner.
- Zamknij się, Manu – odparł pół żartem, pół serio szatyn.
- No przecież to wszystko żart! Wiadomo, że zabieramy ze sobą nasze super ekstra cudowne i niezastąpione ukochane dziewczynki – dodał, dla zrozumienia rzecz jasna, Kraft. I tym razem każdy ze skoczków mu przytaknął.
- Mamo, ja też będę mogła iść? - odezwała się Alicja.
- Nie, kochanie. My zostaniemy w domu i będziemy robić o wiele ciekawsze rzeczy – odpowiedziałam córce. Czułam na sobie przenikliwe spojrzenie Schlierenzauera.
- Myślałem, że poszlibyśmy razem – wtrącił nieco zaniepokojony.
- A z kim zostawimy małą? - spytałam – poza tym, ja chyba nie przepadam za klubami i imprezami. Czuję się na to taka...za stara. - chłopcy zerknęli na mnie zdziwieni i przez moment nikt się nie odezwał.
- Przecież ty masz dopiero 25 lat. Należy ci się odrobina rozrywki w życiu – dodał z przekonaniem w głosie Michael.
- Owszem, ale jestem matką. Nie wypada, żebym szlajała się nocami po klubach...
- Jakie szlajanie się po klubach? - dodał, z nie mniejszą pasją, Stefan – jest weekend, masz ochotę wyjść na miasto ze swoim chłopakiem i idziesz na drinka. To nie jest nic złego.
- To jednak trochę nieodpowiedzialne.
- Monika! - odezwał się Gregor – Gloria może zająć się Alą – dodał nieco ciszej – i tak siedzi w domu i zajmuje się swoim synkiem. Dla niej nie zrobi różnicy jedno dziecko więcej. Tym bardziej, że Ala i tak pójdzie wcześnie spać – przekonywał.
- I tak po prostu chcesz podrzucić siostrze obce dziecko, skoro zdajesz sobie sprawę, że non stop siedzi w pieluchach? Może ona też ma jakieś plany na sobotę? - odparłam nieco zirytowana. Gregor przewrócił oczami.
- Ona zwariowała na punkcie małego. Zmieniła się nie do poznania i nie wyciąga nosa poza dom. Nawet Markus nie może jej namówić na głupią kolację w restauracji. Uwierz mi, to nie zrobi jej problemu. A Alicja nie jest żadnym obcym dzieckiem. Nie mów tak – westchnął. I co ja miałam odpowiedzieć? Wygląda na to, że sprawa jest już przesądzona, a ja nie miałam wiele do powiedzenia.
- No dobra – bąknęłam od niechcenia, a chłopcy wypuścili głośno powietrze. Aż tak im zależy, żebym wyszła?
- Czyli, że wszyscy wyrażają swoją niezłomną chęć? No i bomba! - oznajmił wesoło Kraft.

Spacerowaliśmy we trójkę po terenie skoczni, trzymając się za ręce. Trening już niemal dobiegał końca. Chłopakom pozostała ostatnia sesja, w której każdy miał oddać jeszcze jeden skok. Teraz jednak trener dał swoim podopiecznym odrobinę wytchnienia, dlatego Gregor znalazł czas, by pokazać mi i Alicji całość ośrodka.
- Jak ci się podobałem podczas skoku? - zagadnął szatyn.
- W sumie nie umiem jednoznacznie stwierdzić. Mignąłeś mi tak szybko przed oczami, że nawet nie zdążyłam zarejestrować, czy skoczyłeś daleko i czy skok był dobry. Oczywiście nie mówiąc już o tym, że kompletnie się na tym nie znam – odpowiedziałam wesoło a on nie przestawał się uśmiechać.
- Gregor skoczył najlepiej ze wszystkich, mamusiu! Pan Heinz powiedział, że dziś sprawował się bardzo dobrze, ale nie pojedzie na pierwszy konkurs. Gregor, a coś cię boli, że nie chcesz jechać? - tym razem dziewczynka podniosła wzrok ku szatynowi. Ten znów się zaśmiał.
- Nie, Ala. Po prostu razem z trenerem zdecydowaliśmy, że na razie nie będę jeździł na zawody, tylko trenował tu, w Innsbrucku. Chyba się ucieszysz, że będę często w domu? - spytał małą.
- A będziesz mnie zabierał na treningi?
- Kiedy tylko zechcesz – odpowiedział i złapał ją za nosek. Zachichotała.
W międzyczasie spostrzegłam, że ku nam z naprzeciwka ruszają Michael i Stefan. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę.
- Chcieliśmy zabrać Alę na trening młodzików po drugiej stronie. Macie coś przeciwko? - powiedział to tak, jakbyśmy oboje z Gregorem mieli prawo decydować w sprawie Ali, lecz czułam, że bardziej zwraca się z tym do mnie. Imponowało mi jednak, że koledzy z drużyny zaakceptowali wybór skoczka i traktują Alę jako kogoś ważnego dla szatyna.
- Ala, masz ochotę pójść z chłopakami? - zwróciłam się do dziecka. Mała przytaknęła.
- Chodź, kupimy po drodze jeszcze jakieś lody i będzie fajnie – obaj wzięli małą za ręce i po chwili szli w zupełnie innym kierunku. Stałam tak i patrzyłam na nich z zainteresowaniem. Nie uszło to uwadze Gregora.
- Co cię tak śmieszy? - spytał, widząc wesołe iskierki w moich oczach. Nie mogłam się powstrzymać, by nie odpowiedzieć:
- Nie sądzisz, że wyglądają z tej perspektywy tak jakby jak para gejowska, która zaadoptowała sobie dziecko? - mimo że nie była to może zbyt błyskotliwa uwaga, nie potrafiłam się po prostu nie zaśmiać. Gregor stał tak samo jak ja i w ten sam sposób patrzył na kolegów.
- Nie, nie mogę sobie tego wyobrazić. Od razu mam przed oczami obraz ich dwóch, jak... - odchrząknął głośno i nie śmiał dokończyć. Popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
- Oj głupi jesteś! Ty tylko o jednym... - szturchnęłam go w ramię i ruszyliśmy dalej.
Skierowaliśmy się w stronę domku. Kiedy weszliśmy do środka, pomieszczenie było puste. Zapewne reszta zawodników odpoczywała w innych miejscach albo była na obiedzie. Zajęłam pierwsze lepsze wolne krzesło i byłam z tego powodu ogromnie zadowolona. Upał wciąż nie ustępował i wykańczał człowieka na zewnątrz. Gregor sięgnął do lodówki, skąd wyjął puszkę RedBulla, niezastąpionego kompana podczas każdej chwili z jego życia, i wypił ją w okamgnieniu. Patrzyłam na niego, mrużąc brwi.
- Nie sądzisz, że to świństwo truje ci żołądek? Jak ty po tylu latach picia takich napojów nie wylądowałeś w szpitalu? - spytałam. Wyrzucił puszkę do kosza i usiadł obok mnie.
- Taka moja dola. Muszę reklamować sponsora i pić te energetyki. Poza tym, jestem już od nich uzależniony i nie wyobrażam sobie nie picia ich.
- Tego to akurat mogę się domyśleć – stwierdziłam ironicznie. Nic nie odpowiedział, jedynie wciąż mi się przypatrywał.
- Chodź do mnie – nim zdążyłam zareagować, chwycił moją rękę i przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że siedziałam na nim okrakiem. Po chwili poczułam na sobie jego zachłanne pocałunki. Nie omieszkałam mu ich nie oddać.
- Zaraz ktoś może tu wejść – odezwałam się, gdy wreszcie dał mi odrobinę wytchnienia. Zaśmiał się krótko.
- Nikt tu teraz nie przyjdzie. Mamy być na skoczni dopiero za jakieś pół godziny – odparł niczym nieprzejęty. Poczułam jego wargi na swojej szyi, a później na dekolcie. Następnie zsunął zwinnie jedno z ramiączek mojej bluzki.
- Gregor! - pisnęłam, będąc jednocześnie zaniepokojona jak i podniecona jego poczynaniami.
- Cii.. - bąknął jedynie. Po chwili uwolnił moje piersi spod niepotrzebnego materiału i zaczął je pobudzać. Przymknęłam oczy, zagryzając wargi, lecz uczucie niepokoju nie przestawało dawać o sobie znać.
- Masz takie piękne ciało. Nie mogę się nim w ogóle nasycić – szepnął, na chwilę nie przestając mnie pieścić.
- Uspokój się – próbowałam go przywołać do porządku, lecz nie potrafiłam. Sama już zapomniałam o bożym świecie, a moje ciało domagało się więcej.
- Tu i teraz – szepnął ochrypłym głosem. Otworzyłam szeroko oczy.
- Oszalałeś! – miałam wrażenie, że mój głos z kolei nie należy już do mnie. Znów się zaśmiał. Mimo moich bardzo „stanowczych” prób odpędzenia go od swojego chytrego planu, on zdążył już lekko mnie unieść i rozsunąć swoje spodnie. Nawet nie spostrzegłam, kiedy poczułam go w sobie.
Był intensywny i zaborczy. Tym razem nie zaszczycił mnie swoją delikatnością i czułością, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, cholernie mnie w ten sposób pociągał. Bo ja sama nie pozostawałam mu dłużna. Nie poznawałam sama siebie. Kobiety, która właśnie się z nim kochała. Nie, która się z nim pieprzyła. To chyba tak trzeba nazwać tę pasję, jaka się między nami odbywała. Nie zerkałam już ukradkowo na drzwi, które w każdej chwili mogły się otworzyć. Liczył się on, rosnące we mnie z każdą sekundą pożądanie i ta chwila.

Trening dłużył się jednak niemiłosiernie. Byłam już głodna, Alicja śpiąca a dodatkowo nękały mnie lekkie bóle po naszej dzisiejszej zabawie w domku. Na samo wspomnienie pąsowiałam, ale nie mogłam ukryć, że to mnie w nim najbardziej kręciło.
Zawodnicy skończyli już oddawanie swoich skoków, lecz odbywali oni jeszcze rozmowę z trenerem. Tak więc musiałam cierpliwie czekać na powrót Schlierenzauera, mimo iż moja cierpliwość powoli się wyczerpywała.
Ala bawiła się kilka metrów od trybun, które właśnie zajmowałyśmy i rysowała coś patykiem po piasku. Słyszałam gdzieś za sobą kroki, ale nie chciało mi się odwracać do tyłu, by patrzeć kto to. Z resztą byłam praktycznie pewna, kto. Jakież było moje zdziwienie, kiedy owa osoba pojawiła się tuż przede mną.
- Cześć, Moni – poderwałam się natychmiastowo z krzesełka i spojrzałam na niego zszokowana. Był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewałam.
- Karl? Co ty tutaj robisz? To zamknięty trening – starałam się być jak najbardziej naturalna i pewna siebie, ale kolana mi się uginały. Brunet zrobił jakąś dziwną minę.
- Nie dla kogoś, kto ma swoje sposoby – odparł oględnie. Wolałam nie wnikać – przyjechałem tu, bo chciałem wreszcie z tobą porozmawiać, a nie dajesz znaku życia. Pomyślałem więc, że tu cię znajdę – dodał. Mimowolnie spojrzałam w stronę córki. Nadal bawiła się w swoim miejscu i nie zwracała uwagi na nowo przybyłego. Karl przez moment przypatrywał się dziecku z nieukrywanym wzruszeniem, po czym przetarł twarz i znów zwrócił się do mnie.
- Kiedy wreszcie jej powiesz? - spytał. Tym razem byłam zdumiona.
- Co mam jej powiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- O tym, że to ja jestem jej ojcem. Chciałbym uczestniczyć w jej życiu, tymczasem ty i ten twój kochaś skutecznie mi to uniemożliwiacie – spojrzałam na niego wrogo, czując przypływ złości.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? Że wyjaśnię czteroletniemu dziecku, gdzie do tej pory przebywał jego tatuś i zniszczę tak ciężko budowany świat, w jakim jest szczęśliwe? Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz? - syknęłam.
- To również moja córka. Mam prawo do widywania się z nią! - odpowiedział podobnym tonem.
- A gdzie byłeś przez ponad dwa lata? Gdzie byleś, kiedy uczyła się chodzić, mówić a potem poszła do przedszkola? Gdzie byłeś podczas jej każdych urodzin? No co masz taką minę? Sądzisz, że pozwolę ci na zniszczenie tego wszystkiego, co osiągnął Gregor i zburzę tę więź między nimi? On ją kocha jak własne dziecko. Ona również widzi w nim ojca. My oboje się kochamy i chcemy stworzyć dla niej rodzinę!
- Mimo tego, że przez tego kretyna miałaś wypadek i straciłaś pamięć, której najprawdopodobniej nie odzyskasz? - krew się we mnie wezbrała. Trafił w mój czuły punkt, lecz nie zamierzałam się poddawać.
- Daj sobie spokój, Karl. Najlepsze, co mógłbyś teraz dla niej zrobić, jeśli rzeczywiście ją kochasz, to zniknięcie z jej życia. I tak wiele już przeżyła. Nie chcę, aby nagle zamknęła się w sobie lub straciła zaufanie do ludzi. Wiesz, co się może stać tak małemu dziecku, jeśli ciągle jest przerzucane z kąta w kąt – westchnęłam. Zbliżyłam się o krok do niego i spojrzałam mu w oczy – wyjedź, błagam – szepnęłam desperacko – pozwól nam żyć w spokoju.
Nagle usłyszałam wesołe wołanie dziewczynki. Oboje odwróciliśmy się w jej kierunku i spostrzegliśmy jak biegnie prosto w ramiona szatyna. Przytulił ją do siebie, a potem uważnie nas obserwował.
- Widzisz, Karl? O tym właśnie mówię – nie chciałam dłużej nadwyrężać cierpliwości Gregora i rozmawiać z tym człowiekiem. - jesteśmy razem szczęśliwi i nie psuj tego.
- Nie poddam się – wycedził przez zęby. Mimowolnie zbladłam, a moje ciało ogarnął dreszcz. Wypowiedział to takim tonem, że naprawdę się przestraszyłam.
- Żegnaj, Karl – odpowiedziałam chłodno, nie chcąc dać po sobie znać, że jego poprzednia wypowiedź w ogóle mnie wzruszyła. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam ku pozostałej dwójce, zostawiając bruneta samego.

Szatyn nie odezwał się do mnie przez całą drogę powrotną do domu. Martwiłam się jego nagłą zmianą nastroju. Czy mogła to spowodować rozmowa z Karlem? Nie chciałam poruszać tego tematu zanim nie zostaniemy sami. Alicja nie mogła niczego się domyśleć.
Dziewczynka już dawno usnęła na tylnym siedzeniu. Nie miała dziś swojej popołudniowej drzemki, dlatego nie dziwię się, że po tak intensywnych przeżyciach oczy się jej zamykały. Gdy zaparkowaliśmy już przy garażu Schlierenzauera, skoczek wysiadł z auta i z ostrożnością wziął dziecko na ręce. Nadal nic do mnie nie mówił, choć sądziłam, że to ze względu na śpiącą Alę.
- Zapomniałam torebki – powiedziałam, kiedy wchodziliśmy już do budynku. Gregor bez słowa wyciągnął wolną ręką klucze do samochodu i mi je podał. Co go ugryzło? Przecież to nie ja zaprosiłam Bauchmanna na trening i nie ja chciałam z nim rozmawiać. Postanowiłam przestać się tym zamartwiać tylko dlatego, że szatyn poczuł się zazdrosny i zły. Wiedziałam, że nie ma ku temu powodów a czas na wyjaśnienia przyjdzie później.
Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Dzień zleciał nam bardzo szybko, chodź prawie przez cały czas przebywaliśmy na skoczni. Mimo wszystko dziś było cudownie i nie ukrywam, że chciałabym to powtórzyć.
Odblokowałam zamek w samochodzie Gregora i już chciałam otwierać drzwi, kiedy poczułam z tyłu silny chwyt. Miałam zamiar krzyczeć, lecz napastnik skutecznie przyłożył mi rękę do ust, co mi to uniemożliwiło. Wyrywałam się, ale ten ktoś był o wiele silniejszy i szybko sobie ze mną poradził. Poczułam na ustach jakąś szmatkę nasączoną czymś o charakterystycznym zapachu. Nim zdążyłam stwierdzić, co to, przed moimi oczami zaczęły wirować gwiazdy. Po chwili zupełnie straciłam świadomość.


******

30. Nadzieja matką głupich

Alicja spała już mocno. Nawet nie drgnęła, kiedy kładłem ją do łóżka i zdejmowałem ubranko. Milka, jak co dzień, położyła się obok niej na łóżku i sama ułożyła się do snu. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Co za dupek z tego Karla! Jakim prawem wchodzi sobie bez niczyjej wiedzy na teren skoczni i śmie zaczepiać Monikę? Czego on, do cholery, jeszcze chce? Myśli, że jestem na tyle głupi, by zrezygnować z dziecka i tak po prostu pozwolić mu się z nim widywać? Po moim trupie. Byłem cholernie zazdrosny o brunetkę i nie mogłem znieść tego, że stoi i go w ogóle słucha. A Alicji nie dam mu nawet tknąć.
Wyszedłem z pokoju małej i ziewnąłem, rozciągając ciało. Długi trening na skoczni w tym okropnym upale niemiłosiernie dał mi się we znaki. Nie mam nic przeciwko upałom w lato, ale żeby ciągnęły się przez bite dwa tygodnie po kolei? To już chyba lekka przesada.
Wstąpiłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki kolejnego Red Bulla. Zerknąłem przez okno, które wychodziło na parking. Z początku nic ciekawego nie przykuło mojej uwagi, lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że Monika jeszcze nie wróciła do domu. Przyjrzałem się uważniej podjazdowi. Samochód nadal tam stał, ale dziewczyny już nie było. Pewnie wchodzi na górę.
Minęło 10 a potem 15 minut. Dalej jej nie ma. Gdzie ona mogła się podziać? Wątpię, że poszła do sklepu, bo zakupy robiliśmy dziś rano. Nie sądzę też, że wybrała się na spacer. Czyżby obraziła się na to, że tak długo się do niej nie odzywałem?
Zaniepokoiłem się. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę, ale okazało się, że włącza się u niej poczta. Jeszcze bardziej mnie to zdziwiło. Nie wyłączałaby telefonu, nawet jeśli jest na mnie zła. Bateria też jej nie mogła się rozładować. Wstrętne i złowrogie uczycie paniki zaczęło rodzić się w środku. Przeczuwałem, że coś jest nie tak.
Upewniłem się, że Alicja nadal śpi i postanowiłem na moment rozejrzeć się przy garażu i wokół niego, czy przypadkiem gdzieś tam nie stoi. Było już ciemno, nie chciałem, żeby chodziła sama po ulicach.
Przejrzałem teren chyba ze trzy razy, ale ślad po brunetce zginął. Serce zaczęło mi walić w piersiach. Przestraszyłem się nie na żarty. Coś musiało się stać. Wyłączony telefon i to nagłe zniknięcie.
Nagle dostrzegłem coś niewielkiego, leżącego obok koła samochodu. Kluczyki. Krew odpłynęła mi z twarzy. Boże, oby nie stała się jej krzywda.

- Wstawaj! - powoli wracała mi świadomość. Głos ten dochodził do mnie niczym z oddali i nie mogłam rozpoznać, kto to. Głowa rozsadzała mnie od środka a szum był nie do zniesienia. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i zaczęłam rozglądać się wokół. Było dość ciemno, ale zdawałam sobie sprawę, że znajduje się w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Wydawało mi się, że to bagażnik samochodu. Przeraziłam się. Urywane obrazy zaczęły błąkać się przed moimi oczami. Zostałam napadnięta! Byłam tego w stu procentach pewna. A mój napastnik stał właśnie nade mną.
- Dwa razy nie będę powtarzał! - warknął. Znałam ten głos doskonale, ale nigdy nie spodziewałabym się, że ten człowiek może uczynić coś takiego. Czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza. Oddychałam płytko i gwałtownie – no wstawaj do kurwy nędzy! Nie udawaj takiej księżniczki! - krzyknął, a potem szarpnął mnie za ramię i siłą zaczął wyciągać z samochodu. Byłam cała obalała, a jego zaborczość powodowała jeszcze większy ból. Syknęłam.
- Karl, co ty wyprawiasz? - pisnęłam, spostrzegając, że mój głos drży. - co ty mi zrobiłeś i gdzie w ogóle jesteśmy? - nie mogłam ujrzeć jego twarzy w ciemności. Zauważyłam, że nie dochodziło tu żadne światło, oprócz gwiazd i blasku księżyca, ukrytego za chmurami. Bałam się. Karl to zły człowiek, wyrządził mi w życiu wiele krzywdy. Ale porwanie? On nie mógł być o zdrowych zmysłach.
Mimo tego, że nie czułam, by moje ciało zechciało ze mną współpracować, zaczęłam się za nim wlec w nieznane. Jedyne źródło światła dawała latarka bruneta. Boże, Gregor. Znajdź mnie!
- Radzę ci nie zadawać wiele pytań, bo to się może dla ciebie bardzo źle skończyć – wycedził przez zęby, nie przestając iść. Rozglądałam się panicznie wokół. Nie widziałam żadnych zabudowań, ani nawet drogi asfaltowej. Znajdowaliśmy się na jakimś totalnym pustkowiu, gdzieś w lesie. Oni nigdy mnie tu nie znajdą. Przecież jakim cudem odkryją to miejsce? Karl z pewnością nie zostawił żadnych śladów, a moja wiara w siłę policji była znikoma.
- Karl, wypuść mnie. Czym sobie zawiniłam? Przecież nie chcę ci odbierać dziecka, ale Ala jest szczęśliwa, mając u boku Greg..
- Zamknij się ty głupia zdziro! - poczułam siarczysty policzek. Cios był na tyle silny, że aż się zachwiałam. Mimowolnie z moich oczu zaczęły ulatywać łzy. Następnie znów mnie szarpnął, tyle, że tym razem za włosy i nie zważając na moje cierpienie, po prostu ciągnął dalej. Nie stawiałam już żadnego oporu, bo było to zupełnie bez sensu. - jeszcze raz usłyszę imię tego skurwysyna, to dostaniesz mocniej! - dodał. Zacisnęłam zęby i szłam dalej. Nie wiem, ile to trwało, ale droga zajęła nam na tyle sporo, że moje nogi były wykończone. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przed jakimś małym budynkiem, ukrytym pomiędzy drzewami. Karl kopnął drzwi, które z hukiem upadły na drugą stronę. Pociągnął mnie do środka. Nagle poczułam, jak zbliżył swoją twarz do mojej. Śmierdziało od niego alkoholem i potem. W jego oczach dostrzegłam jakiś dziwny błysk.
- A teraz siedź tu grzecznie i módl się o ratunek – nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć, bo sprytnym ruchem pchnął mnie w ciemne pomieszczenie. Ostatnim, co udało mi się zarejestrować było uderzenie czołem w coś twardego. Następnie znów straciłam przytomność.

- Jesteś pewien, że po prostu się nie wkurzyła i nie poszła sobie na jakiś spacer, żeby oczyścić umysł? - usłyszałem Stefana. To już chyba dziesiąty z możliwych scenariuszy. A nie, przepraszam. Stefan po prostu się powtarza.
- Stef, błagam cię. Zostawiłaby Alicję i tak bez mojej wiedzy poszła na spacer? I nie wróciła od trzech godzin? - brunet skulił się od mojego spojrzenia i podniesionego głosu. Westchnąłem. On chciał mi pomóc, a ja tak po prostu się na niego wydzieram – przepraszam.. - mówię, przecierając ponownie twarz.
- Gregor, ona się znajdzie. Nie możesz się poddawać – odpowiedział. Zdołałem posłać mu blady uśmiech.
- Nie ma wyjścia, trzeba zadzwonić na policję – wtrąciła się roztrzęsiona Amelia. W całym tym gronie chyba jedynie ona była w podobnym stanie, co ja.
- I co policja niby zrobi? Przecież oni każą czekać kolejne godziny, bo nie mają żadnych dowodów, że ktoś Monikę porwał – odparł zdecydowanie Thomas. Amelia zmierzyła go spojrzeniem.
- Nigdy nic nie wiadomo, a warto zadzwonić. I tak nie mamy żadnego punktu wyjścia. - tym razem odezwał się Mark, mimo iż szatynka zdążyła już otworzyć usta. Przysunął się do niej niczym jakiś obrońca. Rzeczywiście między nimi chyba coś jest.
- Dobra, spokojnie. Jeżeli chcecie to dzwońcie – westchnąłem i podniosłem się z fotela. Wzrok wszystkich był skupiony teraz na mnie – a ja idę zajrzeć do małej. Jak się obudzi to zacznie o nią pytać i dopiero wtedy będzie problem – to była jedynie wymówka, by stąd wyjść i dać upust emocjom. Nim opuściłem pomieszczenie, dostrzegłem jednoznaczną minę Thomasa. On znał mnie jak nikt inny, więc wiedział doskonale, jaki jestem teraz roztrzęsiony. Bałem się, że po prostu się za chwilę przy nich rozkleję. Boże, dlaczego mi ją ciągle odbierasz?
Ala nadal spała, mimo hałasów w pokoju obok. Jej widok nieco mnie uspokoił. Ułożyłem się przy niej na łóżku, starając się robić to jak najdelikatniej. Wsłuchiwałem się przez chwilę w jej miarowy oddech. To moja wina. Gdybym nie był taki uparty i nie namawiał Moniki na zerwanie kontaktu z tym całym Karlem nic by się nie stało. Leżałaby teraz ze mną w ciepłym łóżku, a ja po prostu mógłbym patrzeć jak śpi. A to wszystko dlatego, że jestem takim cholernym egoistą. Bo chciałem mieć je obie tylko dla siebie, nie zważając na to, że mała ma jeszcze ojca. Jaki by nie był, to on ma do niej większe prawa niż ja.
Zacząłem lekko głaskać dziecko po ciemnych włosach. Wiedziałem, że muszę ją chronić. I wiem, że teraz muszę zrobić co się da, by odnaleźć jej matkę. Nie wierzyłem w anielską pomoc policji, ale w tej chwili nie miałem wyjścia. Oby tylko była cała i zdrowa.

Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Wszędzie panował istny mrok. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co się wydarzyło. Porwanie, obraz wściekłego Karla, jakaś chatka w lesie..głowa pękała mi od środka przez te migające mi przed oczami obrazy. Odruchowo złapałam się za nią i poczułam coś ciepłego na swoich dłoniach. Krew. Poznałam ją po tym metalicznym zapachu.
Chciałam się jakoś podnieść, ale moje kończyny kompletnie ze mną nie współpracowały. Chaos, jaki ogarniał mój umysł, stawał się coraz większy. Poczułam, jakby napływała na mnie fala przeróżnych wydarzeń. Wszystkie te urywki przenikały się nawzajem i nie byłam w stanie skleić z nich jakiejś całości. Ból był nie do zniesienia i wcale nie ułatwiał mi myślenia.
- Nie próbuj się podnosić, bo i tak nie uda ci się stąd uciec – usłyszałam jego głos gdzieś z drugiego końca pomieszczenia. Po chwili w środku rozbłysnęło światło lampki, które na moment drażniło moje oczy. Kiedy byłam już w stanie mrugać powiekami, dostrzegłam bruneta siedzącego przy jakimś prowizorycznym biurku. Następnie pochylił się nad nim i mocno się zaciągnął, łapiąc się przy tym za nos. To w stu procentach były jakieś narkotyki.
- Po co mnie tu trzymasz? - pisnęłam, a moje przerażenie sięgało zenitu. Już wtedy, na skoczni dostrzegłam jego zmieniony wyraz twarzy. Był zupełnie blady i nie chciał patrzeć mi w oczy. Teraz już wiedziałam, co było tego powodem.
- Dla zabawy, dla utarcia nosa twojemu kochasiowi. Swoją drogą, gdzie on teraz jest? Nie ma zamiaru ratować swojej ukochanej? - dodał sarkastycznie, po czym ponownie wciągnął kreskę. Nie dobrze mi się robiło na ten widok.
- Nie mieszaj w to wszystko Gregora – syknęłam. Miałam jedynie nadzieję, że Alicja jest z nim teraz bezpieczna.
- Posłuchaj mnie uważnie, maleńka! - nagle w przeciągu dwóch sekund znalazł się przy mnie, a ja poczułam jego łapska na swojej szyi. Początkowo nie mogłam oddychać, a on nie zwalniał uścisku – ten twój super gwiazdor nie zdoła mnie przechytrzyć. Alicja to moja córka i mi jej nie odbierze. A ty też zawsze byłaś moja i nie rozumiem, jak mogłaś przestać mnie pragnąć..
Śmierdział brudem i potem. Puścił moją szyję i przez chwilę oddychałam bardzo płytko i nierówno. Teraz mogłam dokładnie dostrzec jego nieobecne spojrzenie. Wyglądał wstrętnie, jak jakiś pierwszy lepszy żul z ulicy. Żołądek podchodził mi do gardła, kiedy czułam jego parszywy oddech tuz przy swojej twarzy.
- Jesteś zwykłym bydlakiem! Zostawiłeś mnie i Alicje bez słowa! Myślisz, że te twoje marne pieniądze wystarczały na cokolwiek?! Że one zrekompensowały mi i jej twoją nieobecność?! To się grubo myślisz! Już dawno o tobie zapomniałam, a Ala właśnie w Gregorze widzi ojca! I nie pozwolę ci tego zniszczyć, ty wstrętna świnio!!- sama nie wiem, czy to złość czy adrenalina dodały mi takiej odwagi. Nie potrafiłam nad sobą panować. Miałam ochotę się na niego rzucić i okładać pięściami. Zamiast tego jednak, po prostu nabrałam śliny do ust i plunęłam mu prosto w twarz.
- Heh.. - parsknął jedynie a ja byłam w coraz głębszym przekonaniu, że ten człowiek jest po prostu stuknięty – wiesz - zaczął, ocierając jednocześnie twarz rękawem – mógłbym cię teraz udusić, pobić na śmierć albo...zadźgać nożem – mimo wszystko moje serce diametralnie przyspieszyło a po ciele rozlała się fala strachu – ale nie...jeszcze się trochę z tobą pobawię.. - mówiąc to zaczął pchać swoje łapy pod moją koszulkę a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Zagryzłam zęby i zamknęłam oczy, kiedy poczułam jego dotyk na swojej piersi. Błagam w duchu, by nie zrobił mi nic więcej.
Na moment mnie puścił, a ja odetchnęłam z ulgą. Wstał i z powrotem podszedł do biurka, z którego coś wyciągnął. Obserwowałam uważnie każdy jego krok. Coś, co trzymał w rękach to były kajdanki. Przeraziłam się. Próbowałam się wyrywać, kiedy uniósł moje ręce do góry i przyczepił je do jakiejś belki. Byłam zupełnie bezradna i zdana na jego łaskę.
- Miałem wiele panienek po tym, jak się rozstaliśmy, wiesz? Ale nigdy żadna nie dorównywała tobie i twojemu ciału.. - jego ręka w tym czasie powoli wędrowała do góry, wzdłuż mojego prawego uda. Zaczęłam wierzgać nogami, kiedy odchylił moje spodenki i ją tam wsadził. Uczucie, jakiego doznawałam było okropne.
- Karl, błagam.. - piszczałam, kiedy on ordynarnie ściągał ze mnie poszczególne części garderoby i dotykał mnie w najbardziej intymnych strefach. Czułam jedynie niechęć i obrzydzenie.
- A teraz maleńka trochę się zabawimy – szarpnął mną i podniósł mnie do pozycji stojącej. Ledwo utrzymywałam równowagę, ale on skutecznie przycisnął mnie do ściany, obracając tyłem do siebie. Wiedziałam już, co się stanie i wiedziałam, że nie ma odwrotu. Wykrzepiłam z siebie ostatnie resztki silnej woli i poddałam się jego poczynaniom be zająknięcia. Usłyszałam tylko jak rozpina rozporek a następnie poczułam ból nie do opisania, powodowany jego gwałtownymi i szybkimi ruchami.
- Gregor.. - szepnęłam, zagryzając wargi do krwi.


Każdy siedział jak struty na swoim miejscu. Każdy ze spuszczoną głową i pogrążony we własnych myślach. W tle było słychać jedynie dźwięk przesuwających sie wskazówek zegara, na którym już dawno wybiła 5 rano. Teraz za oknem słońce w pełni stanęło na horyzoncie i zapowiadał się kolejny upalny dzień.
Tylko Amelia kręciła się po cichu po mieszkaniu, przynosząc każdemu po kubku gorącej kawy. Moja stała na stoliku obok zimna i nietknięta.
- Oni są zupełnie pewni, że to sprawka Bauchmanna? - po raz kolejny zapytał Michael. Chyba tylko po to, by wreszcie przerwać tę grobową ciszę, która dopełniała i tak dostatecznie spieprzoną atmosferę.
- Tak, przecież dałem im jego zdjęcie – westchnąłem już lekko poirytowany. Zmęczenie i wydarzenia ostatniej nocy druzgocąco dawały o sobie znać. - poza tym mają nagranie z monitoringu ulicznego. Doskonale widać tam mój samochód. Z tej odległości rozpoznali, że mężczyzną, który zaatakował Monikę był ten sam facet ze zdjęcia. - wyjaśniłem po raz enty.
- No ale jak oni do tego dojdą? Na pewno nie zabrał jej do swojego mieszkania, bo to byłoby zbyt oczywiste - wtrącił się zbyt milczący jak na siebie Stefan. Zauważyłem, że od kiedy policja nabrała pewności, co do tego, kto jest porywaczem Moniki, Stefan zachowuje się jakby mu oznajmili, że właśnie jego dziewczyna zginęła w jakimś wypadku.
- W ogóle on ma tutaj jakieś mieszkanie? Przecież przyjechał tylko ze względu na Monikę i małą.. - odezwał się Mark.
- Jak dla mnie to pewnie zabrał ją w jakieś odludne miejsce i …
- Zamknij się, Hayboeck! - krzyknęła Amelia. Wszyscy podnieśliśmy wzrok na szatynkę. Po raz kolejny westchnąłem. I znów cisza.
- Dobra, nie możemy obierać najgorszego scenariusza – spojrzałem na Morgiego. Ciekawe jak według niego wygląda ten najgorszy scenariusz – skoro już wiedzą, kim on jest, to na pewno mają jakieś swoje sposoby na odnalezienie takiej osoby. Mi też wydaje się to zbyt podejrzane, że tak szybko zidentyfikowali zwykłego człowieka. Moim zdaniem Karl coś przeskrobał i już dawno był poszukiwany – dodał rzeczowo. Patrzyłem na niego tępo i zacząłem zastanawiać się nad jego teorią. Miałem już coś powiedzieć, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon. Niemal od razu chwyciłem go do ręki a oczy wszystkich skupione były na mnie.
- Halo? - odezwałem się do rozmówcy.

- Panie Schlierenzauer, wiemy, gdzie on ją zabrał. Nasze jednostki już zostały wysłane w to miejsce.

***
Cześć Kochane!
Jak zwykle nie byłam w stanie stworzyć czegoś nowego wcześniej. Jednak chcę jak najszybciej zakończyć to opowiadanie, gdyż naprawdę męczę się ze znalezieniem czasu na cokolwiek. Dlatego postaram się dodać tu jeszcze kilka rozdziałów w miarę szybko.

Pozdrawiam ;*

Ann

7 komentarzy:

  1. Witaj Kochana
    Rozdział świetny.
    Boże jak Karl mógł tak skrzywdzić Monikę.
    To jest popapraniec.
    Nie nadaje się na ojca.
    Już nie mogę się doczekać aż policja uwolni Monikę.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć !
    Boski i dramatyczny rozdział.Szkoda,że masz zamiar już skończyć. Czytałam twoje poprzednie opowiadanie i naprawdę się poprawiłaś,chociaż tamto też było świetne.
    A co do rozdziału, oby skończyło się dobrze. Karl powinien trafić do pudła,a Monika i Greg powinni być szczęśliwą rodzinką. Po tylu przejściach naprawdę im się należy.
    Już nie mogę się doczekać kiedy wszystko się ułoży :)
    Do następnego i weny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się :)
    Kochana, jest świetnie! Szkoda tylko, że dzisiaj tak dramatycznie i smutno...
    Od początku wiedziałam, że Karl ma nierówno pod sufitem. Co za facet. Jak mógł coś takiego zrobić Monice? -.- Takiego to po prostu od razu zatłuc... Skąd w ogóle biorą się tacy chorzy ludzie?
    Kurczę, mam nadzieję, że policja zdoła uwolnić Monikę, póki nie będzie za późno na ratunek...
    Smutno mi teraz, wiesz? Smutno, bo nie chcę się rozstawać z tą historią, bo naprawdę czytam ją z ogromną przyjemnością. Jednak sama doskonale cię rozumiem. Czasu też mam jak na lekarstwo... :(
    Czekam na kolejny!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Dramat i tragedia... Rozdział świetny, szkoda że Karl zdążył skrzywdzić Monikę zanim... no właśnie mam nadzieję, że policja da radę ją odbić temu szaleńcowi i nic więcej jej się złego nie stanie. Nie wiem dlaczego mam wrażenie, że w tym wszystkim maczała palce Sandra. Mogę się mylić ale to moje odczucie.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i zapraszam do siebie na http://ksiezniczka-na-lodzie.blogspot.com/.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niby niewinna kolacja u najlepszych przyjaciół, niby niewinne wyjście do klubu, niby niewinny nieznajomy, niby niewinni przyjaciele, zlecenie, rodzina... A jednak wszystko zmienią w życiu Niny.

    http://i-will-always-belive-in-them.blogspot.com/2015/10/00-nauczyc-zyc.html

    Zapraszamy, Tynk&Paula
    PS:Sorki za Spam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej kochana, zapraszam na osiemnastkę :**
    http://blue-flares.blogspot.com/2015/10/rozdzia-osiemnasty.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko.
    Nie wiem co powiedzieć. Serio. Nie przypuszczałam, że Karl może być aż takim świrusem. I on chce dostać Alę będąc w takim dołku życiowym? Ten człowiek jest po prostu niepoważny. A Monika... To naprawdę dzielna kobieta. Mam nadzieję, że wytrzyma jeszcze trochę, dopóki policja jej nie znajdzie. O Boże, jest mi tak przykro, że znów musi tyle wycierpieć. A przecież tak pięknie jej się układało z Gregorem. Oboje nie mają szczęścia do swoich byłych.
    Koniec? Naprawdę koniec? Liczę na to, że mimo wszystko znajdziesz trochę czasu na pisanie nowego opowiadania. Byłaby to wielka szkoda, gdybyś całkiem się z nami pożegnała. Wielka szkoda, co ja mówię. Po prostu błagam Cię, nie odchodź! Uwielbiam tę historię i jest ona jedną z lepszych, jakie czytałam, dlatego bardzo bym chciała, żebyś została.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i przepraszam za opóźnienie, ale mnie brak czasu niestety również daje się we znaki.
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń