29. Pojęcie szczęścia
Alicja spała już mocno. Nawet nie drgnęła, kiedy kładłem ją do łóżka i zdejmowałem ubranko. Milka, jak co dzień, położyła się obok niej na łóżku i sama ułożyła się do snu. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Co
tak naprawdę daje człowiekowi szczęście?
Ktoś,
do kogo możesz się przytulić, kładąc się do łóżka? Dom,
pełen ciepła i śmiechu dzieci? Satysfakcja z pracy, z bycia
docenianym? A może jednak pieniądze i dobrobyt?
Nigdy
do tej pory się nad tym nie zastanawiałam. Może to dlatego, że
zawsze w życiu czegoś mi brakowało? Zawsze zapodziewał się
gdzieś jakiś istotny element, bez którego to wszystko nie miało
sensu. Nie odczuwałam pełni szczęścia, nie wiedziałam, co to za
uczucie.
Aż
do teraz. Mimo, iż w mojej głowie panowała ogromna pustka a dawne
życie odgradzała luka, mogłam szczerze przyznać, że jestem
szczęśliwa. Tu, w tym domu, u boku Gregora. Mając jego wsparcie,
pomoc i uczucie. Ciesząc się z radości własnego dziecka, którego
marzenie wreszcie się spełniło. Bo zyskała kogoś, kto pokochał
ją bezgranicznie, jak ja. Zyskała opiekuna i ojca. I w najlepszych
snach nie przyszłoby mi do głowy, że obcy facet może dać jej
wszystko to, co powinien własny ojciec. Moją pełnią wszystkiego
była ta mała rodzinka, którą stworzyliśmy we trójkę.
-
Nie masz dosyć siedzenia na tym piekącym skwarze? - usłyszałam za
plecami. Oczywiście wiedziałam, kto stał tuż za mną.
Uśmiechnęłam się mimo woli.
-
Nie powinieneś siedzieć gdzieś teraz na belce startowej? -
odwróciłam twarz ku szatynowi. Dobrze, że miałam na sobie okulary
przeciwsłoneczne, bo słońce rzeczywiście dawało o sobie znać.
-
Mamy chwilę przerwy. Chodź na coś zimnego do picia do bufetu –
przyjrzałam się osobie skoczka. Nadal miał na sobie srebrny
kombinezon, rozsunięty do połowy ciała, co odsłaniało jego
umięśnioną klatkę piersiową. Pod jedną pachą trzymał kask, a
na szyi miał zawieszane gogle.
-
Masz zamiar zabrać mnie tam w tym? - spytałam z rozbawieniem w
głosie, wskazując palcem na kombinezon. Spojrzał na mnie
zdziwiony.
-
Wstydzisz się czy jak? - powiedział to niby pretensjonalnym tonem,
ale wiedziałam, że się nie zezłościł. Poza tym, zdradził go
uśmiech.
- No
wiesz, ludzie się będą na nas dziwnie patrzeć – odparłam.
-
Przecież każdy mnie tu zna. A zresztą, codziennie widzą skoczków,
którzy chodzą w kombinezonach po całym terenie. - podał mi rękę.
- chodź, nie marudź – chwyciłam więc jego wyciągniętą dłoń
i wstałam. Swoją drogą moje plecy nieźle odczuły to długotrwałe
siedzenie w jednej pozycji. A o innych częściach ciała to już nie
wspomnę...
Bergisel,
duma austriackich skoków, rozpościerała się dumnie nad miastem.
Wszędzie panował pełen profesjonalizm. Dało się tu odczuć, że
ośrodek sportowy jest idealnym miejscem dla skoczków narciarskich
oraz jednym z najbardziej rozwiniętych na świecie.
Weszliśmy
do bufetu, trzymając się za ręce. Miałam wrażenie, że
spojrzenia wszystkich pracowników niemal przeszywały mnie na wylot.
Spuściłam wzrok, nie chcąc widzieć ich min. Szczególnie mam tu
na myśli żeńską część personelu.
-
Hej, Gregor! - usłyszeliśmy czyjeś wołanie z kąta, gdzie
znajdował się największy stolik, a raczej stół. Siedziało przy
nim kilkanaście osób i panowała tam, sądząc po śmiechach i
głosach dochodzących, wesoła atmosfera. Największym obiektem
zainteresowań była oczywiście moja córka.
-
Chodź, tam siedzi cała drużyna – zwrócił się w moją stronę
Gregor. Rzeczywiście, rozpoznałam niektórych z nich. Byli to
Michael, ten niski brunet obok niego to zapewne Stefan, dalej Thomas,
Manuel, drugi Manuel i Andreas. Wszystkich ich zdążyłam poznać
dzisiaj, choć ponoć nie było to nasze pierwsze spotkanie.
Oboje
z Gregorem udaliśmy się w ich kierunku, a kiedy spostrzegli nasze
splecione dłonie, zaczęli wiwatować. Gregor jedynie się zaśmiał,
mi natomiast było głupio. Ponownie zerknęłam w stronę bufetu.
Dwie młode dziewczyny patrzyły na mnie nieufnie, szepcząc coś do
siebie. Pewnie zastanawiały się, kim w ogóle jestem. W końcu
jeszcze nie tak dawno skoczek miał narzeczoną...
- No
i jak ci się podobał trening? - zagadnął wesoło Stefan, obok
którego zajęłam miejsce. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
-
Całkiem nieźle wam poszło – stwierdziłam.
-
Tak, szczególnie kiedy Andi mało co nie zaliczył buli – wtrącił
rozbawiony Manuel. Ten przystojniejszy.
-
Wcale nie! Po prostu dostałem silny podmuch – zaczął się
tłumaczyć, marszcząc czoło.
-
Raczej za późno wyszedłeś z progu i musiałeś korygować –
odparł kolega.
-
Lepiej nie cwaniacz, bo zaraz ty zaliczysz, ale glebę –
odpowiedział Andreas z udawaną irytacją. Wszyscy parsknęliśmy
śmiechem, a Manuel uniósł ręce w geście protestu.
Spojrzałam
w kierunku Alicji. Wydawała się taka radosna i zadowolona, mogąc
przebywać w gronie swoich ulubieńców. Była tak pochłonięta
rozmową z Michaelem, że w ogóle nie zwracała na mnie uwagi.
Dopiero, gdy Gregor rozłożył ręce i ją zawołał, mała z ochotą
się w niego wtuliła.
Wzruszyła
mnie ta scena. Gregor usiadł naprzeciwko mnie, więc nie słyszałam
dokładnie, co mówił na ucho mojemu dziecku, ale wiedziałam, że z
pewnością są to jakieś czułe słowa. Następnie pogładził jej
włosy i pocałował w czoło. Alicja z pewnością czuła się przy
nim szczęśliwa.
- Co
powiecie na zorganizowanie imprezy przed rozpoczęciem sezonu
letniego? - zapytał Manuel Poppinger. Wszyscy zwróciliśmy ku niemu
twarze.
-
Kiedy? - odpowiedział Thomas.
-
Nie wiem, najlepiej w tą sobotę. Za tydzień jedziemy do Wisły.
-
Dobra myśl! Ostatnia wspólna impreza była... - wtrącił Stefan, a
potem podrapał się po głowie – chyba na zakończenie sezonu w
Planicy. - dodał.
- A
więc czas najwyższy wybrać się do jakiegoś klubu, zamówić parę
mocnych drinków i ruszyć na łowy – zatarł ręce Michael. Tym
razem to ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
-
Myślałam, że macie dziewczyny – odparłam.
- No
przecież my tylko dbamy o nasze fanki – wyjaśnił brunet. Reszta
mu ochoczo przytaknęła.
- A
ty Gregor? - zwróciłam się do szatyna, który obdarzył mnie
ciepłym spojrzeniem.
-
Dla mnie liczysz się tylko ty – odpowiedział z westchnieniem.
-
Dobra, dobra. On się dopiero zakochał, dlatego tak bredzi. My już
wiemy, że to król imprez – zaśmiał się Fettner.
-
Zamknij się, Manu – odparł pół żartem, pół serio szatyn.
- No
przecież to wszystko żart! Wiadomo, że zabieramy ze sobą nasze
super ekstra cudowne i niezastąpione ukochane dziewczynki – dodał,
dla zrozumienia rzecz jasna, Kraft. I tym razem każdy ze skoczków
mu przytaknął.
-
Mamo, ja też będę mogła iść? - odezwała się Alicja.
-
Nie, kochanie. My zostaniemy w domu i będziemy robić o wiele
ciekawsze rzeczy – odpowiedziałam córce. Czułam na sobie
przenikliwe spojrzenie Schlierenzauera.
-
Myślałem, że poszlibyśmy razem – wtrącił nieco zaniepokojony.
- A
z kim zostawimy małą? - spytałam – poza tym, ja chyba nie
przepadam za klubami i imprezami. Czuję się na to taka...za stara.
- chłopcy zerknęli na mnie zdziwieni i przez moment nikt się nie
odezwał.
-
Przecież ty masz dopiero 25 lat. Należy ci się odrobina rozrywki w
życiu – dodał z przekonaniem w głosie Michael.
-
Owszem, ale jestem matką. Nie wypada, żebym szlajała się nocami
po klubach...
-
Jakie szlajanie się po klubach? - dodał, z nie mniejszą pasją,
Stefan – jest weekend, masz ochotę wyjść na miasto ze swoim
chłopakiem i idziesz na drinka. To nie jest nic złego.
- To
jednak trochę nieodpowiedzialne.
-
Monika! - odezwał się Gregor – Gloria może zająć się Alą –
dodał nieco ciszej – i tak siedzi w domu i zajmuje się swoim
synkiem. Dla niej nie zrobi różnicy jedno dziecko więcej. Tym
bardziej, że Ala i tak pójdzie wcześnie spać – przekonywał.
- I
tak po prostu chcesz podrzucić siostrze obce dziecko, skoro zdajesz
sobie sprawę, że non stop siedzi w pieluchach? Może ona też ma
jakieś plany na sobotę? - odparłam nieco zirytowana. Gregor
przewrócił oczami.
-
Ona zwariowała na punkcie małego. Zmieniła się nie do poznania i
nie wyciąga nosa poza dom. Nawet Markus nie może jej namówić na
głupią kolację w restauracji. Uwierz mi, to nie zrobi jej
problemu. A Alicja nie jest żadnym obcym dzieckiem. Nie mów tak –
westchnął. I co ja miałam odpowiedzieć? Wygląda na to, że
sprawa jest już przesądzona, a ja nie miałam wiele do powiedzenia.
- No
dobra – bąknęłam od niechcenia, a chłopcy wypuścili głośno
powietrze. Aż tak im zależy, żebym wyszła?
-
Czyli, że wszyscy wyrażają swoją niezłomną chęć? No i bomba!
- oznajmił wesoło Kraft.
Spacerowaliśmy
we trójkę po terenie skoczni, trzymając się za ręce. Trening już
niemal dobiegał końca. Chłopakom pozostała ostatnia sesja, w
której każdy miał oddać jeszcze jeden skok. Teraz jednak trener
dał swoim podopiecznym odrobinę wytchnienia, dlatego Gregor znalazł
czas, by pokazać mi i Alicji całość ośrodka.
-
Jak ci się podobałem podczas skoku? - zagadnął szatyn.
- W
sumie nie umiem jednoznacznie stwierdzić. Mignąłeś mi tak szybko
przed oczami, że nawet nie zdążyłam zarejestrować, czy skoczyłeś
daleko i czy skok był dobry. Oczywiście nie mówiąc już o tym, że
kompletnie się na tym nie znam – odpowiedziałam wesoło a on nie
przestawał się uśmiechać.
-
Gregor skoczył najlepiej ze wszystkich, mamusiu! Pan Heinz
powiedział, że dziś sprawował się bardzo dobrze, ale nie
pojedzie na pierwszy konkurs. Gregor, a coś cię boli, że nie
chcesz jechać? - tym razem dziewczynka podniosła wzrok ku
szatynowi. Ten znów się zaśmiał.
-
Nie, Ala. Po prostu razem z trenerem zdecydowaliśmy, że na razie
nie będę jeździł na zawody, tylko trenował tu, w Innsbrucku.
Chyba się ucieszysz, że będę często w domu? - spytał małą.
- A
będziesz mnie zabierał na treningi?
-
Kiedy tylko zechcesz – odpowiedział i złapał ją za nosek.
Zachichotała.
W
międzyczasie spostrzegłam, że ku nam z naprzeciwka ruszają
Michael i Stefan. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę.
-
Chcieliśmy zabrać Alę na trening młodzików po drugiej stronie.
Macie coś przeciwko? - powiedział to tak, jakbyśmy oboje z
Gregorem mieli prawo decydować w sprawie Ali, lecz czułam, że
bardziej zwraca się z tym do mnie. Imponowało mi jednak, że
koledzy z drużyny zaakceptowali wybór skoczka i traktują Alę jako
kogoś ważnego dla szatyna.
-
Ala, masz ochotę pójść z chłopakami? - zwróciłam się do
dziecka. Mała przytaknęła.
-
Chodź, kupimy po drodze jeszcze jakieś lody i będzie fajnie –
obaj wzięli małą za ręce i po chwili szli w zupełnie innym
kierunku. Stałam tak i patrzyłam na nich z zainteresowaniem. Nie
uszło to uwadze Gregora.
- Co
cię tak śmieszy? - spytał, widząc wesołe iskierki w moich
oczach. Nie mogłam się powstrzymać, by nie odpowiedzieć:
-
Nie sądzisz, że wyglądają z tej perspektywy tak jakby jak para
gejowska, która zaadoptowała sobie dziecko? - mimo że nie była to
może zbyt błyskotliwa uwaga, nie potrafiłam się po prostu nie
zaśmiać. Gregor stał tak samo jak ja i w ten sam sposób patrzył
na kolegów.
-
Nie, nie mogę sobie tego wyobrazić. Od razu mam przed oczami obraz
ich dwóch, jak... - odchrząknął głośno i nie śmiał dokończyć.
Popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
- Oj
głupi jesteś! Ty tylko o jednym... - szturchnęłam go w ramię i
ruszyliśmy dalej.
Skierowaliśmy
się w stronę domku. Kiedy weszliśmy do środka, pomieszczenie było
puste. Zapewne reszta zawodników odpoczywała w innych miejscach
albo była na obiedzie. Zajęłam pierwsze lepsze wolne krzesło i
byłam z tego powodu ogromnie zadowolona. Upał wciąż nie ustępował
i wykańczał człowieka na zewnątrz. Gregor sięgnął do lodówki,
skąd wyjął puszkę RedBulla, niezastąpionego kompana podczas
każdej chwili z jego życia, i wypił ją w okamgnieniu. Patrzyłam
na niego, mrużąc brwi.
-
Nie sądzisz, że to świństwo truje ci żołądek? Jak ty po tylu
latach picia takich napojów nie wylądowałeś w szpitalu? -
spytałam. Wyrzucił puszkę do kosza i usiadł obok mnie.
-
Taka moja dola. Muszę reklamować sponsora i pić te energetyki.
Poza tym, jestem już od nich uzależniony i nie wyobrażam sobie nie
picia ich.
-
Tego to akurat mogę się domyśleć – stwierdziłam ironicznie.
Nic nie odpowiedział, jedynie wciąż mi się przypatrywał.
-
Chodź do mnie – nim zdążyłam zareagować, chwycił moją rękę
i przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że siedziałam na
nim okrakiem. Po chwili poczułam na sobie jego zachłanne pocałunki.
Nie omieszkałam mu ich nie oddać.
-
Zaraz ktoś może tu wejść – odezwałam się, gdy wreszcie dał
mi odrobinę wytchnienia. Zaśmiał się krótko.
-
Nikt tu teraz nie przyjdzie. Mamy być na skoczni dopiero za jakieś
pół godziny – odparł niczym nieprzejęty. Poczułam jego wargi
na swojej szyi, a później na dekolcie. Następnie zsunął zwinnie
jedno z ramiączek mojej bluzki.
-
Gregor! - pisnęłam, będąc jednocześnie zaniepokojona jak i
podniecona jego poczynaniami.
-
Cii.. - bąknął jedynie. Po chwili uwolnił moje piersi spod
niepotrzebnego materiału i zaczął je pobudzać. Przymknęłam
oczy, zagryzając wargi, lecz uczucie niepokoju nie przestawało
dawać o sobie znać.
-
Masz takie piękne ciało. Nie mogę się nim w ogóle nasycić –
szepnął, na chwilę nie przestając mnie pieścić.
-
Uspokój się – próbowałam go przywołać do porządku, lecz nie
potrafiłam. Sama już zapomniałam o bożym świecie, a moje ciało
domagało się więcej.
- Tu
i teraz – szepnął ochrypłym głosem. Otworzyłam szeroko oczy.
-
Oszalałeś! – miałam wrażenie, że mój głos z kolei nie należy
już do mnie. Znów się zaśmiał. Mimo moich bardzo „stanowczych”
prób odpędzenia go od swojego chytrego planu, on zdążył już
lekko mnie unieść i rozsunąć swoje spodnie. Nawet nie
spostrzegłam, kiedy poczułam go w sobie.
Był
intensywny i zaborczy. Tym razem nie zaszczycił mnie swoją
delikatnością i czułością, ale wcale mi to nie przeszkadzało.
Wręcz przeciwnie, cholernie mnie w ten sposób pociągał. Bo ja
sama nie pozostawałam mu dłużna. Nie poznawałam sama siebie.
Kobiety, która właśnie się z nim kochała. Nie, która się z nim
pieprzyła. To chyba tak trzeba nazwać tę pasję, jaka się między
nami odbywała. Nie zerkałam już ukradkowo na drzwi, które w
każdej chwili mogły się otworzyć. Liczył się on, rosnące we
mnie z każdą sekundą pożądanie i ta chwila.
Trening
dłużył się jednak niemiłosiernie. Byłam już głodna, Alicja
śpiąca a dodatkowo nękały mnie lekkie bóle po naszej dzisiejszej
zabawie w domku. Na samo wspomnienie pąsowiałam, ale nie mogłam
ukryć, że to mnie w nim najbardziej kręciło.
Zawodnicy
skończyli już oddawanie swoich skoków, lecz odbywali oni jeszcze
rozmowę z trenerem. Tak więc musiałam cierpliwie czekać na powrót
Schlierenzauera, mimo iż moja cierpliwość powoli się
wyczerpywała.
Ala
bawiła się kilka metrów od trybun, które właśnie zajmowałyśmy
i rysowała coś patykiem po piasku. Słyszałam gdzieś za sobą
kroki, ale nie chciało mi się odwracać do tyłu, by patrzeć kto
to. Z resztą byłam praktycznie pewna, kto. Jakież było moje
zdziwienie, kiedy owa osoba pojawiła się tuż przede mną.
-
Cześć, Moni – poderwałam się natychmiastowo z krzesełka i
spojrzałam na niego zszokowana. Był ostatnią osobą, jakiej się
tu spodziewałam.
-
Karl? Co ty tutaj robisz? To zamknięty trening – starałam się
być jak najbardziej naturalna i pewna siebie, ale kolana mi się
uginały. Brunet zrobił jakąś dziwną minę.
-
Nie dla kogoś, kto ma swoje sposoby – odparł oględnie. Wolałam
nie wnikać – przyjechałem tu, bo chciałem wreszcie z tobą
porozmawiać, a nie dajesz znaku życia. Pomyślałem więc, że tu
cię znajdę – dodał. Mimowolnie spojrzałam w stronę córki.
Nadal bawiła się w swoim miejscu i nie zwracała uwagi na nowo
przybyłego. Karl przez moment przypatrywał się dziecku z
nieukrywanym wzruszeniem, po czym przetarł twarz i znów zwrócił
się do mnie.
-
Kiedy wreszcie jej powiesz? - spytał. Tym razem byłam zdumiona.
- Co
mam jej powiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- O
tym, że to ja jestem jej ojcem. Chciałbym uczestniczyć w jej
życiu, tymczasem ty i ten twój kochaś skutecznie mi to
uniemożliwiacie – spojrzałam na niego wrogo, czując przypływ
złości.
-
Czego ty ode mnie oczekujesz? Że wyjaśnię czteroletniemu dziecku,
gdzie do tej pory przebywał jego tatuś i zniszczę tak ciężko
budowany świat, w jakim jest szczęśliwe? Zdajesz sobie sprawę, o
co mnie prosisz? - syknęłam.
- To
również moja córka. Mam prawo do widywania się z nią! -
odpowiedział podobnym tonem.
- A
gdzie byłeś przez ponad dwa lata? Gdzie byleś, kiedy uczyła się
chodzić, mówić a potem poszła do przedszkola? Gdzie byłeś
podczas jej każdych urodzin? No co masz taką minę? Sądzisz, że
pozwolę ci na zniszczenie tego wszystkiego, co osiągnął Gregor i
zburzę tę więź między nimi? On ją kocha jak własne dziecko.
Ona również widzi w nim ojca. My oboje się kochamy i chcemy
stworzyć dla niej rodzinę!
-
Mimo tego, że przez tego kretyna miałaś wypadek i straciłaś
pamięć, której najprawdopodobniej nie odzyskasz? - krew się we
mnie wezbrała. Trafił w mój czuły punkt, lecz nie zamierzałam
się poddawać.
-
Daj sobie spokój, Karl. Najlepsze, co mógłbyś teraz dla niej
zrobić, jeśli rzeczywiście ją kochasz, to zniknięcie z jej
życia. I tak wiele już przeżyła. Nie chcę, aby nagle zamknęła
się w sobie lub straciła zaufanie do ludzi. Wiesz, co się może
stać tak małemu dziecku, jeśli ciągle jest przerzucane z kąta w
kąt – westchnęłam. Zbliżyłam się o krok do niego i spojrzałam
mu w oczy – wyjedź, błagam – szepnęłam desperacko – pozwól
nam żyć w spokoju.
Nagle
usłyszałam wesołe wołanie dziewczynki. Oboje odwróciliśmy się
w jej kierunku i spostrzegliśmy jak biegnie prosto w ramiona
szatyna. Przytulił ją do siebie, a potem uważnie nas obserwował.
-
Widzisz, Karl? O tym właśnie mówię – nie chciałam dłużej
nadwyrężać cierpliwości Gregora i rozmawiać z tym człowiekiem.
- jesteśmy razem szczęśliwi i nie psuj tego.
-
Nie poddam się – wycedził przez zęby. Mimowolnie zbladłam, a
moje ciało ogarnął dreszcz. Wypowiedział to takim tonem, że
naprawdę się przestraszyłam.
-
Żegnaj, Karl – odpowiedziałam chłodno, nie chcąc dać po sobie
znać, że jego poprzednia wypowiedź w ogóle mnie wzruszyła.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam ku pozostałej dwójce,
zostawiając bruneta samego.
Szatyn
nie odezwał się do mnie przez całą drogę powrotną do domu.
Martwiłam się jego nagłą zmianą nastroju. Czy mogła to
spowodować rozmowa z Karlem? Nie chciałam poruszać tego tematu
zanim nie zostaniemy sami. Alicja nie mogła niczego się domyśleć.
Dziewczynka
już dawno usnęła na tylnym siedzeniu. Nie miała dziś swojej
popołudniowej drzemki, dlatego nie dziwię się, że po tak
intensywnych przeżyciach oczy się jej zamykały. Gdy zaparkowaliśmy
już przy garażu Schlierenzauera, skoczek wysiadł z auta i z
ostrożnością wziął dziecko na ręce. Nadal nic do mnie nie
mówił, choć sądziłam, że to ze względu na śpiącą Alę.
-
Zapomniałam torebki – powiedziałam, kiedy wchodziliśmy już do
budynku. Gregor bez słowa wyciągnął wolną ręką klucze do
samochodu i mi je podał. Co go ugryzło? Przecież to nie ja
zaprosiłam Bauchmanna na trening i nie ja chciałam z nim rozmawiać.
Postanowiłam przestać się tym zamartwiać tylko dlatego, że
szatyn poczuł się zazdrosny i zły. Wiedziałam, że nie ma ku temu
powodów a czas na wyjaśnienia przyjdzie później.
Słońce
chyliło się powoli ku zachodowi. Dzień zleciał nam bardzo szybko,
chodź prawie przez cały czas przebywaliśmy na skoczni. Mimo
wszystko dziś było cudownie i nie ukrywam, że chciałabym to
powtórzyć.
Odblokowałam
zamek w samochodzie Gregora i już chciałam otwierać drzwi, kiedy
poczułam z tyłu silny chwyt. Miałam zamiar krzyczeć, lecz
napastnik skutecznie przyłożył mi rękę do ust, co mi to
uniemożliwiło. Wyrywałam się, ale ten ktoś był o wiele
silniejszy i szybko sobie ze mną poradził. Poczułam na ustach
jakąś szmatkę nasączoną czymś o charakterystycznym zapachu. Nim
zdążyłam stwierdzić, co to, przed moimi oczami zaczęły wirować
gwiazdy. Po chwili zupełnie straciłam świadomość.
******
30. Nadzieja matką głupich
Alicja spała już mocno. Nawet nie drgnęła, kiedy kładłem ją do łóżka i zdejmowałem ubranko. Milka, jak co dzień, położyła się obok niej na łóżku i sama ułożyła się do snu. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Co za dupek z tego Karla!
Jakim prawem wchodzi sobie bez niczyjej wiedzy na teren skoczni i
śmie zaczepiać Monikę? Czego on, do cholery, jeszcze chce? Myśli,
że jestem na tyle głupi, by zrezygnować z dziecka i tak po prostu
pozwolić mu się z nim widywać? Po moim trupie. Byłem cholernie
zazdrosny o brunetkę i nie mogłem znieść tego, że stoi i go w
ogóle słucha. A Alicji nie dam mu nawet tknąć.
Wyszedłem z pokoju małej
i ziewnąłem, rozciągając ciało. Długi trening na skoczni w tym
okropnym upale niemiłosiernie dał mi się we znaki. Nie mam nic
przeciwko upałom w lato, ale żeby ciągnęły się przez bite dwa
tygodnie po kolei? To już chyba lekka przesada.
Wstąpiłem do kuchni i
wyciągnąłem z lodówki kolejnego Red Bulla. Zerknąłem przez
okno, które wychodziło na parking. Z początku nic ciekawego nie
przykuło mojej uwagi, lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że
Monika jeszcze nie wróciła do domu. Przyjrzałem się uważniej
podjazdowi. Samochód nadal tam stał, ale dziewczyny już nie było.
Pewnie wchodzi na górę.
Minęło 10 a potem 15
minut. Dalej jej nie ma. Gdzie ona mogła się podziać? Wątpię, że
poszła do sklepu, bo zakupy robiliśmy dziś rano. Nie sądzę też,
że wybrała się na spacer. Czyżby obraziła się na to, że tak
długo się do niej nie odzywałem?
Zaniepokoiłem się.
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę, ale okazało się, że włącza
się u niej poczta. Jeszcze bardziej mnie to zdziwiło. Nie
wyłączałaby telefonu, nawet jeśli jest na mnie zła. Bateria też
jej nie mogła się rozładować. Wstrętne i złowrogie uczycie
paniki zaczęło rodzić się w środku. Przeczuwałem, że coś jest
nie tak.
Upewniłem się, że
Alicja nadal śpi i postanowiłem na moment rozejrzeć się przy
garażu i wokół niego, czy przypadkiem gdzieś tam nie stoi. Było
już ciemno, nie chciałem, żeby chodziła sama po ulicach.
Przejrzałem teren chyba
ze trzy razy, ale ślad po brunetce zginął. Serce zaczęło mi
walić w piersiach. Przestraszyłem się nie na żarty. Coś musiało
się stać. Wyłączony telefon i to nagłe zniknięcie.
Nagle dostrzegłem coś
niewielkiego, leżącego obok koła samochodu. Kluczyki. Krew
odpłynęła mi z twarzy. Boże, oby nie stała się jej krzywda.
- Wstawaj! - powoli
wracała mi świadomość. Głos ten dochodził do mnie niczym z
oddali i nie mogłam rozpoznać, kto to. Głowa rozsadzała mnie od
środka a szum był nie do zniesienia. Zamrugałam kilkakrotnie
powiekami i zaczęłam rozglądać się wokół. Było dość ciemno,
ale zdawałam sobie sprawę, że znajduje się w jakimś ciasnym
pomieszczeniu. Wydawało mi się, że to bagażnik samochodu.
Przeraziłam się. Urywane obrazy zaczęły błąkać się przed
moimi oczami. Zostałam napadnięta! Byłam tego w stu procentach
pewna. A mój napastnik stał właśnie nade mną.
- Dwa razy nie będę
powtarzał! - warknął. Znałam ten głos doskonale, ale nigdy nie
spodziewałabym się, że ten człowiek może uczynić coś takiego.
Czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza. Oddychałam płytko i
gwałtownie – no wstawaj do kurwy nędzy! Nie udawaj takiej
księżniczki! - krzyknął, a potem szarpnął mnie za ramię i siłą
zaczął wyciągać z samochodu. Byłam cała obalała, a jego
zaborczość powodowała jeszcze większy ból. Syknęłam.
- Karl, co ty wyprawiasz?
- pisnęłam, spostrzegając, że mój głos drży. - co ty mi
zrobiłeś i gdzie w ogóle jesteśmy? - nie mogłam ujrzeć jego
twarzy w ciemności. Zauważyłam, że nie dochodziło tu żadne
światło, oprócz gwiazd i blasku księżyca, ukrytego za chmurami.
Bałam się. Karl to zły człowiek, wyrządził mi w życiu wiele
krzywdy. Ale porwanie? On nie mógł być o zdrowych zmysłach.
Mimo tego, że nie czułam,
by moje ciało zechciało ze mną współpracować, zaczęłam się
za nim wlec w nieznane. Jedyne źródło światła dawała latarka
bruneta. Boże, Gregor. Znajdź mnie!
- Radzę ci nie zadawać
wiele pytań, bo to się może dla ciebie bardzo źle skończyć –
wycedził przez zęby, nie przestając iść. Rozglądałam się
panicznie wokół. Nie widziałam żadnych zabudowań, ani nawet
drogi asfaltowej. Znajdowaliśmy się na jakimś totalnym pustkowiu,
gdzieś w lesie. Oni nigdy mnie tu nie znajdą. Przecież jakim cudem
odkryją to miejsce? Karl z pewnością nie zostawił żadnych
śladów, a moja wiara w siłę policji była znikoma.
- Karl, wypuść mnie.
Czym sobie zawiniłam? Przecież nie chcę ci odbierać dziecka, ale
Ala jest szczęśliwa, mając u boku Greg..
- Zamknij się ty głupia
zdziro! - poczułam siarczysty policzek. Cios był na tyle silny, że
aż się zachwiałam. Mimowolnie z moich oczu zaczęły ulatywać
łzy. Następnie znów mnie szarpnął, tyle, że tym razem za włosy
i nie zważając na moje cierpienie, po prostu ciągnął dalej. Nie
stawiałam już żadnego oporu, bo było to zupełnie bez sensu. -
jeszcze raz usłyszę imię tego skurwysyna, to dostaniesz mocniej! -
dodał. Zacisnęłam zęby i szłam dalej. Nie wiem, ile to trwało,
ale droga zajęła nam na tyle sporo, że moje nogi były wykończone.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przed jakimś małym budynkiem,
ukrytym pomiędzy drzewami. Karl kopnął drzwi, które z hukiem
upadły na drugą stronę. Pociągnął mnie do środka. Nagle
poczułam, jak zbliżył swoją twarz do mojej. Śmierdziało od
niego alkoholem i potem. W jego oczach dostrzegłam jakiś dziwny
błysk.
- A teraz siedź tu
grzecznie i módl się o ratunek – nie zdążyłam mu nawet
odpowiedzieć, bo sprytnym ruchem pchnął mnie w ciemne
pomieszczenie. Ostatnim, co udało mi się zarejestrować było
uderzenie czołem w coś twardego. Następnie znów straciłam
przytomność.
- Jesteś pewien, że po
prostu się nie wkurzyła i nie poszła sobie na jakiś spacer, żeby
oczyścić umysł? - usłyszałem Stefana. To już chyba dziesiąty z
możliwych scenariuszy. A nie, przepraszam. Stefan po prostu się
powtarza.
- Stef, błagam cię.
Zostawiłaby Alicję i tak bez mojej wiedzy poszła na spacer? I nie
wróciła od trzech godzin? - brunet skulił się od mojego
spojrzenia i podniesionego głosu. Westchnąłem. On chciał mi
pomóc, a ja tak po prostu się na niego wydzieram – przepraszam..
- mówię, przecierając ponownie twarz.
- Gregor, ona się
znajdzie. Nie możesz się poddawać – odpowiedział. Zdołałem
posłać mu blady uśmiech.
- Nie ma wyjścia, trzeba
zadzwonić na policję – wtrąciła się roztrzęsiona Amelia. W
całym tym gronie chyba jedynie ona była w podobnym stanie, co ja.
- I co policja niby zrobi?
Przecież oni każą czekać kolejne godziny, bo nie mają żadnych
dowodów, że ktoś Monikę porwał – odparł zdecydowanie Thomas.
Amelia zmierzyła go spojrzeniem.
- Nigdy nic nie wiadomo, a
warto zadzwonić. I tak nie mamy żadnego punktu wyjścia. - tym
razem odezwał się Mark, mimo iż szatynka zdążyła już otworzyć
usta. Przysunął się do niej niczym jakiś obrońca. Rzeczywiście
między nimi chyba coś jest.
- Dobra, spokojnie. Jeżeli
chcecie to dzwońcie – westchnąłem i podniosłem się z fotela.
Wzrok wszystkich był skupiony teraz na mnie – a ja idę zajrzeć
do małej. Jak się obudzi to zacznie o nią pytać i dopiero wtedy
będzie problem – to była jedynie wymówka, by stąd wyjść i dać
upust emocjom. Nim opuściłem pomieszczenie, dostrzegłem
jednoznaczną minę Thomasa. On znał mnie jak nikt inny, więc
wiedział doskonale, jaki jestem teraz roztrzęsiony. Bałem się, że
po prostu się za chwilę przy nich rozkleję. Boże, dlaczego mi ją
ciągle odbierasz?
Ala nadal spała, mimo
hałasów w pokoju obok. Jej widok nieco mnie uspokoił. Ułożyłem
się przy niej na łóżku, starając się robić to jak
najdelikatniej. Wsłuchiwałem się przez chwilę w jej miarowy
oddech. To moja wina. Gdybym nie był taki uparty i nie namawiał
Moniki na zerwanie kontaktu z tym całym Karlem nic by się nie
stało. Leżałaby teraz ze mną w ciepłym łóżku, a ja po prostu
mógłbym patrzeć jak śpi. A to wszystko dlatego, że jestem takim
cholernym egoistą. Bo chciałem mieć je obie tylko dla siebie, nie
zważając na to, że mała ma jeszcze ojca. Jaki by nie był, to on
ma do niej większe prawa niż ja.
Zacząłem lekko głaskać
dziecko po ciemnych włosach. Wiedziałem, że muszę ją chronić. I
wiem, że teraz muszę zrobić co się da, by odnaleźć jej matkę.
Nie wierzyłem w anielską pomoc policji, ale w tej chwili nie miałem
wyjścia. Oby tylko była cała i zdrowa.
Obudziłam się w jakimś
ciemnym pomieszczeniu. Wszędzie panował istny mrok. Dopiero po
chwili zdałam sobie sprawę, co się wydarzyło. Porwanie, obraz
wściekłego Karla, jakaś chatka w lesie..głowa pękała mi od
środka przez te migające mi przed oczami obrazy. Odruchowo złapałam
się za nią i poczułam coś ciepłego na swoich dłoniach. Krew.
Poznałam ją po tym metalicznym zapachu.
Chciałam się jakoś
podnieść, ale moje kończyny kompletnie ze mną nie współpracowały.
Chaos, jaki ogarniał mój umysł, stawał się coraz większy.
Poczułam, jakby napływała na mnie fala przeróżnych wydarzeń.
Wszystkie te urywki przenikały się nawzajem i nie byłam w stanie
skleić z nich jakiejś całości. Ból był nie do zniesienia i
wcale nie ułatwiał mi myślenia.
- Nie próbuj się
podnosić, bo i tak nie uda ci się stąd uciec – usłyszałam jego
głos gdzieś z drugiego końca pomieszczenia. Po chwili w środku
rozbłysnęło światło lampki, które na moment drażniło moje
oczy. Kiedy byłam już w stanie mrugać powiekami, dostrzegłam
bruneta siedzącego przy jakimś prowizorycznym biurku. Następnie
pochylił się nad nim i mocno się zaciągnął, łapiąc się przy
tym za nos. To w stu procentach były jakieś narkotyki.
- Po co mnie tu trzymasz?
- pisnęłam, a moje przerażenie sięgało zenitu. Już wtedy, na
skoczni dostrzegłam jego zmieniony wyraz twarzy. Był zupełnie
blady i nie chciał patrzeć mi w oczy. Teraz już wiedziałam, co
było tego powodem.
- Dla zabawy, dla utarcia
nosa twojemu kochasiowi. Swoją drogą, gdzie on teraz jest? Nie ma
zamiaru ratować swojej ukochanej? - dodał sarkastycznie, po czym
ponownie wciągnął kreskę. Nie dobrze mi się robiło na ten
widok.
- Nie mieszaj w to
wszystko Gregora – syknęłam. Miałam jedynie nadzieję, że
Alicja jest z nim teraz bezpieczna.
- Posłuchaj mnie uważnie,
maleńka! - nagle w przeciągu dwóch sekund znalazł się przy mnie,
a ja poczułam jego łapska na swojej szyi. Początkowo nie mogłam
oddychać, a on nie zwalniał uścisku – ten twój super gwiazdor
nie zdoła mnie przechytrzyć. Alicja to moja córka i mi jej nie
odbierze. A ty też zawsze byłaś moja i nie rozumiem, jak mogłaś
przestać mnie pragnąć..
Śmierdział brudem i
potem. Puścił moją szyję i przez chwilę oddychałam bardzo
płytko i nierówno. Teraz mogłam dokładnie dostrzec jego nieobecne
spojrzenie. Wyglądał wstrętnie, jak jakiś pierwszy lepszy żul z
ulicy. Żołądek podchodził mi do gardła, kiedy czułam jego
parszywy oddech tuz przy swojej twarzy.
- Jesteś zwykłym
bydlakiem! Zostawiłeś mnie i Alicje bez słowa! Myślisz, że te
twoje marne pieniądze wystarczały na cokolwiek?! Że one
zrekompensowały mi i jej twoją nieobecność?! To się grubo
myślisz! Już dawno o tobie zapomniałam, a Ala właśnie w Gregorze
widzi ojca! I nie pozwolę ci tego zniszczyć, ty wstrętna świnio!!-
sama nie wiem, czy to złość czy adrenalina dodały mi takiej
odwagi. Nie potrafiłam nad sobą panować. Miałam ochotę się na
niego rzucić i okładać pięściami. Zamiast tego jednak, po prostu
nabrałam śliny do ust i plunęłam mu prosto w twarz.
- Heh.. - parsknął
jedynie a ja byłam w coraz głębszym przekonaniu, że ten człowiek
jest po prostu stuknięty – wiesz - zaczął, ocierając
jednocześnie twarz rękawem – mógłbym cię teraz udusić, pobić
na śmierć albo...zadźgać nożem – mimo wszystko moje serce
diametralnie przyspieszyło a po ciele rozlała się fala strachu –
ale nie...jeszcze się trochę z tobą pobawię.. - mówiąc to
zaczął pchać swoje łapy pod moją koszulkę a ja nie byłam w
stanie nic zrobić. Zagryzłam zęby i zamknęłam oczy, kiedy
poczułam jego dotyk na swojej piersi. Błagam w duchu, by nie zrobił
mi nic więcej.
Na moment mnie puścił, a
ja odetchnęłam z ulgą. Wstał i z powrotem podszedł do biurka, z
którego coś wyciągnął. Obserwowałam uważnie każdy jego krok.
Coś, co trzymał w rękach to były kajdanki. Przeraziłam się.
Próbowałam się wyrywać, kiedy uniósł moje ręce do góry i
przyczepił je do jakiejś belki. Byłam zupełnie bezradna i zdana
na jego łaskę.
- Miałem wiele panienek
po tym, jak się rozstaliśmy, wiesz? Ale nigdy żadna nie
dorównywała tobie i twojemu ciału.. - jego ręka w tym czasie
powoli wędrowała do góry, wzdłuż mojego prawego uda. Zaczęłam
wierzgać nogami, kiedy odchylił moje spodenki i ją tam wsadził.
Uczucie, jakiego doznawałam było okropne.
- Karl, błagam.. -
piszczałam, kiedy on ordynarnie ściągał ze mnie poszczególne
części garderoby i dotykał mnie w najbardziej intymnych strefach.
Czułam jedynie niechęć i obrzydzenie.
- A teraz maleńka trochę
się zabawimy – szarpnął mną i podniósł mnie do pozycji
stojącej. Ledwo utrzymywałam równowagę, ale on skutecznie
przycisnął mnie do ściany, obracając tyłem do siebie. Wiedziałam
już, co się stanie i wiedziałam, że nie ma odwrotu. Wykrzepiłam
z siebie ostatnie resztki silnej woli i poddałam się jego
poczynaniom be zająknięcia. Usłyszałam tylko jak rozpina rozporek
a następnie poczułam ból nie do opisania, powodowany jego
gwałtownymi i szybkimi ruchami.
- Gregor.. - szepnęłam,
zagryzając wargi do krwi.
Każdy siedział jak
struty na swoim miejscu. Każdy ze spuszczoną głową i pogrążony
we własnych myślach. W tle było słychać jedynie dźwięk
przesuwających sie wskazówek zegara, na którym już dawno wybiła
5 rano. Teraz za oknem słońce w pełni stanęło na horyzoncie i
zapowiadał się kolejny upalny dzień.
Tylko Amelia kręciła się
po cichu po mieszkaniu, przynosząc każdemu po kubku gorącej kawy.
Moja stała na stoliku obok zimna i nietknięta.
- Oni są zupełnie pewni,
że to sprawka Bauchmanna? - po raz kolejny zapytał Michael. Chyba
tylko po to, by wreszcie przerwać tę grobową ciszę, która
dopełniała i tak dostatecznie spieprzoną atmosferę.
- Tak, przecież dałem im
jego zdjęcie – westchnąłem już lekko poirytowany. Zmęczenie i
wydarzenia ostatniej nocy druzgocąco dawały o sobie znać. - poza
tym mają nagranie z monitoringu ulicznego. Doskonale widać tam mój
samochód. Z tej odległości rozpoznali, że mężczyzną, który
zaatakował Monikę był ten sam facet ze zdjęcia. - wyjaśniłem po
raz enty.
- No ale jak oni do tego
dojdą? Na pewno nie zabrał jej do swojego mieszkania, bo to byłoby
zbyt oczywiste - wtrącił się zbyt milczący jak na siebie Stefan.
Zauważyłem, że od kiedy policja nabrała pewności, co do tego,
kto jest porywaczem Moniki, Stefan zachowuje się jakby mu oznajmili,
że właśnie jego dziewczyna zginęła w jakimś wypadku.
- W ogóle on ma tutaj
jakieś mieszkanie? Przecież przyjechał tylko ze względu na Monikę
i małą.. - odezwał się Mark.
- Jak dla mnie to pewnie
zabrał ją w jakieś odludne miejsce i …
- Zamknij się, Hayboeck!
- krzyknęła Amelia. Wszyscy podnieśliśmy wzrok na szatynkę. Po
raz kolejny westchnąłem. I znów cisza.
- Dobra, nie możemy
obierać najgorszego scenariusza – spojrzałem na Morgiego. Ciekawe
jak według niego wygląda ten najgorszy scenariusz – skoro już
wiedzą, kim on jest, to na pewno mają jakieś swoje sposoby na
odnalezienie takiej osoby. Mi też wydaje się to zbyt podejrzane, że
tak szybko zidentyfikowali zwykłego człowieka. Moim zdaniem Karl
coś przeskrobał i już dawno był poszukiwany – dodał rzeczowo.
Patrzyłem na niego tępo i zacząłem zastanawiać się nad jego
teorią. Miałem już coś powiedzieć, gdy nagle rozdzwonił się
mój telefon. Niemal od razu chwyciłem go do ręki a oczy wszystkich
skupione były na mnie.
- Halo? - odezwałem się
do rozmówcy.
- Panie Schlierenzauer,
wiemy, gdzie on ją zabrał. Nasze jednostki już zostały wysłane w
to miejsce.
***
Cześć Kochane!
Jak zwykle nie byłam w stanie stworzyć czegoś nowego wcześniej. Jednak chcę jak najszybciej zakończyć to opowiadanie, gdyż naprawdę męczę się ze znalezieniem czasu na cokolwiek. Dlatego postaram się dodać tu jeszcze kilka rozdziałów w miarę szybko.
Pozdrawiam ;*
Ann